Obniżka w Saxo Bank - nawet 0,12% za handel na GPW i 1 dolar minimalnej prowizji na USA

piątek, 27 grudnia 2013

Bajka o internetowych mędrcach

Rzecz działa się nie tak dawno temu, za górami, za lasami, pewnej nadwiślańskiej krainie... Młody człowiek zapragnął wyswobodzić się w końcu z codziennych obowiązków, konieczności mozolnego zdobywania środków na utrzymanie. Zapragnął odnieść spektakularny sukces, tak wielki, żeby później już nie musieć pracować. Doszedł do wniosku, że zostanie inwestorem, dołączy do starożytnej profesji, która nawet dziś owiana jest wielką tajemnicą i nie do końca wiadomo, co jest prawdą, a co mitem.

Młody człowiek nie szukał nauczyciela, kogoś kto wprowadzi go w świat inwestycji. Nieszczególnie też pociągały go manuskrypty, zawierające porady niezliczonych pokoleń giełdowych graczy. Wolał spróbować samodzielnie i osiągnięty sukces zawdzięczać tylko sobie.

Nie wiemy dziś dokładnie, czym się kierował wybierając obiekt swojego inwestycyjnego zainteresowania. Zapewne chęć zysku skłoniła go do zaufania Midasowi, legendarnemu królowi, który wszystko czego dotknął, zamieniał w złoto. Pomyślał sobie młody człowiek: skoro potrafi on zdziałać takie cuda, z pewnością pomnoży i moje pieniądze, zapewniając dostatnie życie. Nasz bohater zebrał więc cały swój majątek, ponad dwadzieścia tysięcy talarów, i wszystko to powierzył Midasowi. Związał z nim swój los na dobre i na złe.

Nie myślcie jednak sobie drodzy czytelnicy, że wybór ten dokonany został na ślepo. Ów młody człowiek zasięgnął też nieco wiedzy na temat Midasa. Dowiedział się, że przychody skokowo rosną. Internetowe ptaszki ćwierkały też o rewolucji, jaką jest tajemnicza transmisja LTE, mająca zmienić świat. Mówiło się, że Midasa czeka świetlana przyszłość i nasz bohater chciał być jej częścią, a nawet samemu ją tworzyć.

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Jak grać na giełdzie - inwestowanie z trendem cz. 3

Ostatnim razem omówiłem, jak można zajmować pozycję w korekcie, rozbijając całość na trzy podejścia. Dzisiaj zajmiemy się bardziej szczegółowo trzecim z podanych rozwiązań, czyli kupowaniem akcji w chwili, kiedy uznamy, że korekta już się zakończyła i rynek powraca do ruchu w kierunku dotychczasowego trendu.

Wydaje się, że największym problemem jest moment uznania, że rynek właśnie się odwraca. Przecież ceny w trakcie korekty również mają swoje wahania i czasami zmieniają kierunek, co wcale nie oznacza zmiany szerszej perspektywy. Musimy więc wypracować rozwiązanie, które będzie w miarę skutecznie rozpoznawało takie właśnie sytuacje, jednocześnie pozwalając uniknąć zajmowania pozycji w nieodpowiednim momencie. I tutaj znów mam dla Was trzy propozycje

Ruch większy niż pozostałe

Zazwyczaj zakończenia korekty oczekujemy w chwili, kiedy jest już ona dość zaawansowana. Oznacza to, że mamy pewną próbkę notowań z okresu ruchu przeciwnego do dotychczasowego trendu i jesteśmy w stanie ocenić, jak przebiegał wykres. Dzięki temu możliwe jest ustalenie szerokości kanału, w którym zamykają się zwykłe codzienne wahania rynkowe. Wizualizacją tego może być zawężona wstęga Bollingera lub też wstęga utworzona przez odpowiednie przesunięcie i zreplikowanie szybkiej średniej kroczącej. Dość dobrze powinien się również sprawdzić kanał zbudowany z krótkich linii trendu, które opasując wykres wyznaczają jednocześnie kierunek i możliwy zakres ruchów.

środa, 18 grudnia 2013

Mikołaj przywiózł prezenty i niedźwiedziom i być może bykom

Mamy w tym roku dość smutny grudzień dla posiadaczy akcji, przynajmniej tak można by było wnosić z analizy głównych indeksów na warszawskiej giełdzie. Trwające od końca listopada spadki sprawiają, że akcje nie bardzo dały zarobić. Chodzą słuchy, że na obligacjach korporacyjnych też nie jest za różowo. Dodatkowo dni wolne od sesji nieco przyspieszyły konieczność podjęcia decyzji w zakresie optymalizacji podatkowej, którą niektórzy inwestorzy lubią stosować.

Trzeba więc zadać sobie pytanie, co z tym fantem zrobić. Paradoksalnie, być może wcale nie wygląda to tak źle. Dlaczego? Odpowiedź znajdziecie w nagraniu, które prezentuję poniżej, licząc na komentarz lub udostępnienie.

wtorek, 17 grudnia 2013

Jak grać na giełdzie - inwestowanie z trendem cz.2

W poprzednim wpisie na temat inwestowania z trendem napisałem, że dobrym momentem do zajmowania pozycji w trakcie trwającego już trendu jest faza korekty. Nie ponosimy ryzyka związanego z rozpoznawaniem początku ruchu wzrostowego, a jednocześnie korektę mamy już za sobą, więc szanse na jej wystąpienie w najbliższej przyszłości są znacznie mniejsze.
Jak widzimy na powyższym wykresie, indeks WIG znajduje się właśnie w fazie korekty. W ciągu ostatnich miesięcy mieliśmy panujący na rynku trend wzrostowy, a zatem można oczekiwać, że ceny w dalszym ciągu będą podążały w tym kierunku. Jednocześnie trwająca korekta zaznaczyła się dość wyraźnie na wykresie, a co za tym idzie, można by było oczekiwać, że w najbliższym czasie rynek powróci do wzrostów. To jest właśnie moment, w którym należy wytężyć naszą uwagę w oczekiwaniu na sposobność do zajęcia długiej pozycji.

Kiedy kupować akcje w korekcie?

Pytanie wbrew pozorom jest całkiem poważne i w zależności od tego, jak sobie na nie odpowiemy, inaczej będą się kształtowały nasze wyniki inwestycyjne. Idą za tym również zupełnie inne ryzyka, na które musimy się zgodzić, ale jednocześnie otrzymujemy nieco odmienne szanse na dokonanie dobrej transakcji.

Kupowanie w trakcie trwającej korekty

Można kupować w czasie trwającej korekty, czyli kiedy rynek jeszcze porusza się przeciwnie do dotychczasowego trendu. Dzięki temu mamy gwarancję, że kupujemy po lepszej cenie niż przed korektą, a jednocześnie jest pewne prawdopodobieństwo, że trafimy akurat w dołek i będzie to najlepsze miejsce do kupna. Takie podejście może kusić, zwłaszcza w przypadku pogłębiającej się korekty. Patrząc na powyższy przykład, widzimy rynek schodzący coraz niżej. Ceny są coraz bardziej atrakcyjne, a trend w dalszym ciągu nie jest zagrożony, więc z długoterminowego punktu widzenia wydaje się to bardzo dobre rozwiązanie.

Ma to jednak kilka wad. Po pierwsze, trudno jest ustawić rozsądnego stop lossa. Umieszczając zlecenie obronne zwyczajnie kilka procent poniżej poziomu, na którym zajęliśmy pozycję, ryzykujemy, że zostanie ono zrealizowane dokładnie w najgorszym momencie, czyli w samym dnie korekty. Być może po czasie zorientujemy się, że wchodziliśmy, kiedy ruch antytrendowy był już zaawansowany, ale rynek podążył dużo dalej. Co wtedy? Odnowienie pozycji bywa o wiele trudniejsze i pewnie często okaże się, że ruch wzrostowy nas ominie.

Drugą wadą takiego podejścia jest fakt, że korekta może być czymś zupełnie innym, a mianowicie już ruchem spadkowym. Powrót do wzrostów szybko nie nastąpi, a my zostaniemy z akcjami tracącymi na wartości. Problematykę ustawienia zlecenia stop loss omówiłem powyżej. Dlatego ja wolę jedno z dwóch kolejnych podejść.

Łapanie dołka

Tak, wiem jak to brzmi. Ale czasami analiza techniczna pozwala wychwycić sytuacje rynkowe, w których szanse na to, że akurat mamy do czynienia z końcem korekty są całkiem wysokie. Mam tu na myśli głównie wsparcia, do których dociera ruch korekcyjny. Jeśli wykres układa się w dogodny sposób, poziom wsparcia może zatrzymać ruch spadkowy, gdyż zazwyczaj w tym miejscu napotykamy zwiększony popyt ze strony inwestorów. Możemy się do niego przyłączyć, co często prowadzi do zajęcia pozycji w najlepszym do tego miejscu.

Drugą zaletą takiego podejścia do tematu jest w miarę ciasny obszar, w którym możemy ustawić zlecenie stop loss. Jest on wyznaczany poprzez test poziomu wsparcia, a co za tym idzie, stopa umieszczamy tam, gdzie przyjmujemy, że poziom został przełamany. Wtedy ponosimy stratę, ale najczęściej jest ona niewielka. Dzięki temu łatwiej jest nam odnowić pozycję, jeśli rynek zejdzie trochę niżej i wygeneruje kolejny sygnał kupna.
Na powyższym przykładzie widać, że rynek dotarł dokładnie do poziomu wsparcia, po czym odbił się od niego powracając do ruchu wzrostowego, który wyniósł ceny znacząco wyżej. Warto jest podkreślić niskie ryzyko takiego właśni zagrania. Jest to jedna z sytuacji, w których bardzo lubię wchodzić do gry.

Powrót do dotychczasowego trendu

Trzecie podejście do zajmowania pozycji w fazie korekty zakłada wchodzenie na rynek wtedy, kiedy uznamy, że ruch przeciwny do dominującego trendu się zakończył. Dzięki takiemu właśnie rozwiązaniu, nie staramy się prognozować dołka, ale czekamy na potwierdzenie w postaci rynkowego odwrócenia. Uznajemy, że potencjał spadkowy się wyczerpał, a jednocześnie dołączył do gry świeży popyt, który ma szanse wypchnąć cenę na nowe, przynajmniej lokalne, maksima.

Jest to też dla nas okazja, żeby ustawiać zlecenie obronne w dość oczywistym miejscu, czyli pod dnem korekty. Uznając, że właśnie się ona kończy, zakładamy że rynek nie wróci do tego poziomu, ale będzie się od niego oddalał. Stąd jest  to chyba optymalna lokalizacja dla naszego zlecenia.

Nic nie stoi na przeszkodzie, aby łączyć to podejście z opisanym wyżej, w którym korekta zatrzymuje się na poziomie wsparcia. Wystarczy tylko poczekać trochę dłużej i sprawdzić, czy wsparcie się utrzyma, a cena zmieni kierunek. Jeśli tak, można zaryzykować i dokonać transakcji, gdyż bardzo często dają one dobre rezultaty.

Jeśli zdecydujemy, że będziemy wchodzili na rynek po końcu korekty i powrocie do wzrostów, trzeba sobie zadać pytanie o moment tego wejścia. Jaki ruch powrotny uznamy za wystarczający do zajęcia pozycji, a kiedy będzie to jeszcze zbyt wcześnie? Tym zajmiemy się w kolejnym wpisie z tego cyklu.

czwartek, 12 grudnia 2013

Jak grać na giełdzie - inwestowanie z trendem

Zarabianie na giełdzie z pewnością jest pociągającą wizją uzyskiwania przychodów, ale wiele osób ponosi porażkę. Nie są w stanie wygrać z rynkiem, z własnymi emocjami lub zwyczajnie nie mają dość cierpliwości, żeby wytrwać na tyle długo, aby wypracować skuteczną metodę.

Warto jest przyglądać się różnym strategiom inwestycyjnym, gdyż nie zawsze inwestowanie musi być skomplikowane. Wręcz przeciwnie, czasem uproszczenie pewnych spraw pozwala na większą elastyczność oraz na lepsze wykorzystanie nadarzających się możliwości.


Trend jest twoim przyjacielem - ale jak go wykorzystać?

Mówi się, że trend jest przyjacielem inwestora. Z pewnością trudno jest się z tym sformułowaniem nie zgodzić. Problem pojawia się w sytuacji, w której musimy przekuć to ogólne stwierdzenie na praktyczne działania mające nam przynieść finansowy zysk. I wtedy okazuje się, że przyjaciel często bywa niewdzięczny. Sam staram się wykorzystywać trend we własnych inwestycjach, co prezentuję często w spółkach ciekawych technicznie, i postaram się pokazać Wam, jak można wykorzystywać siłę trendu bez ponoszenia nadmiernego ryzyka.

Częstym podejściem podczas inwestowania z trendem jest próba złapania go na samym dole, w chwili kiedy dopiero zaczyna się formować. Wynika to z bardzo prostej, ale niezmiernie sugestywnej koncepcji czterech faz rynku. Problem pojawia się wtedy, gdy staramy się złapać początek nowego trendu, po czym kilkukrotnie ponosimy porażkę i nasza strata powiększa się. Z racji dość zasadniczej natury zmiany trendów, zlecenie stop loss musi być dość znacznie oddalone, co sprawia, że za każdym razem tracimy dużą część środków. Oczywiście są pewne metody obrony przed takimi sytuacjami, które sam stosuję i o nich napiszę przy innej okazji.

Pozostaje więc pytanie, jak korzystać z trendów wzrostowych, ale jednocześnie nie ponosić nadmiernego ryzyka związanego z próbami zgadywania, kiedy trend ma swój początek. Moja odpowiedź to...

Wchodź na rynek w trakcie trwającego trendu

Rozwiązanie proste, ale mam wrażenie, że bardzo niewiele osób z niego korzysta. Każdy stara się uchwycić trend w samym zarodku licząc, że będzie to transakcja zwielokrotniająca pieniądze zainwestowane w akcje danej spółki. Natomiast zajmowanie pozycji w trakcie już trwającego trendu wydaje się dobrowolnym ograniczaniem zysków. Moim zdaniem bardzo niesłusznie, gdyż nawet w trakcie dużego ruchu wzrostowego rynek jest w stanie wzrosnąć o kilkaset procent. A jeśli nie o tyle, to z pewnością o ładne kilkadziesiąt. Pogardzicie czymś takim?

Jak w takim razie podłączać się to już trwającego trendu?

Można wchodzić na rynek w danej chwili, tzn. wtedy, kiedy zauważamy iż jakaś spółka czy inne aktywo znajduje się w trendzie wzrostowym. Otwieramy pozycję i ustawiamy zlecenie stop loss w odległości dopasowanej do aktualnej zmienności panującej na danym walorze. Następnie, jeśli rynek zmierza w kierunku przez nas założonym, przesuwamy zlecenie obronne coraz wyżej, stopniowo zabezpieczając zyski. Jeśli natomiast nastąpi ruch przeciwko naszej pozycji, zlecenie stop loss ucina stratę.

To podejście opiera się na jednej z podstawowych zasad analizy technicznej, która stanowi, że trwający trend ma większą tendencję do kontynuacji ruchu niż do jego odwrócenia. Liczymy, że wchodząc na rynek w dowolnym momencie mamy szanse na sukces większe niż 50%, a zatem daje nam to statystyczną przewagę. 

Problem pojawia się w sytuacji, w której rynek dokonuje korekty, a my dowiadujemy się, że kupiliśmy w najgorszym możliwym momencie. Korekty w trendzie są czymś naturalnym, ale cofający się rynek może łatwo naszego stop lossa aktywować. I w rezultacie pozycja zostaje zamknięta, a trend jest kontynuowany już bez naszej obecności na pokładzie. No, chyba że dokonamy jeszcze jednej transakcji.

Przyjaciółka korekta nadchodzi z pomocą

Ja preferuję nieco inne podejście. Wynika ono z powrotu do bardzo podstawowych kategorii analizy technicznej, a w tym wypadku nawet inwestowania jako takiego. Czym jest trend? Sekwencją coraz wyższych szczytów i dołków. Czyli po ustanowieniu nowego wierzchołka rynek cofa się, formuje dołek wyższy od poprzedniego, a następnie wybija się na nowy szczyt i cały proces się powtarza. Co nam to daje? No cóż, niestety nie jesteśmy w stanie przewidywać korekt, gdyż w czasie trendu rynek potrafi przebyć nieraz całkiem dużą odległość zanim zacznie odreagowywać dotychczasowe wzrosty lub spadki. Ale możemy z dużym prawdopodobieństwem zakładać, że po korekcie nastąpi powrót do dominującego ruchu rynkowego. I takie właśnie sytuacje mnie interesują. 

Na czym polega różnica między kupowaniem w dowolnym momencie? Załóżmy, że tam posiadamy prawdopodobieństwo nieco wyższe od 50%, że rynek podąży w kierunku dotychczasowego trendu. W tym przypadku dokładamy jeszcze prawdopodobieństwo, że po korekcie nastąpi kolejny ruch impulsowy, zgodnie z zasadą działania trendu.

Czy to oznacza, że uzyskujemy już prawdopodobieństwo rzędu 60% i więcej, że nasza transakcja zakończy się sukcesem? Oczywiście nie. Ale z mojego doświadczenia wynika, że dużo lepsze wyniki daje zajmowanie pozycji w korekcie niż w przypadkowym miejscu na wykresie trendu wzrostowego. Można powiedzieć, że potencjał spadkowy "rozładowuje" się w korekcie, dzięki czemu rynek znów może podążać w dotychczasowym kierunku. Poziomy cenowe stają się nieco bardziej atrakcyjne, co przyciąga dodatkowy popyt do gry.

W kolejnym wpisie omówię, jak można dokonywać transakcji w fazie korekty, bo wbrew pozorom nie jest to taka prosta sprawa.

poniedziałek, 9 grudnia 2013

Zakładam nowego bloga. Serwis opcjenaakcje.pl już działa!

Idzie nowe! Jakiś czas temu informowałem Was, że nawiązałem współpracę z serwisem YourOptions.pl i że od tego czasu pojawi się trochę więcej materiałów na temat opcji. I ucichło. A było to tak...

Pewnego październikowego popołudnia biegałem po lesie słuchając podcastu Michała Szafrańskiego, który przeprowadzał rozmowę z Patem Flynnem, o którym mówi, że jest ojcem chrzestnym jego bloga. Kończąc już rundę, pod wpływem nagrania wpadł mi do głowy pewien szalony pomysł, aby wydzielić z tego bloga całą tematykę opcyjną i przenieść ją pod zupełnie inny adres. Po powrocie poszperałem szybko w internecie i od razu wykupiłem domenę i hosting. I tak oto zaczęła powstawać witryna opcjenaakcje.pl

opcje na akcje

Opcje na akcje, czyli co?

W nowym serwisie będę poruszał szeroko rozumianą tematykę opcyjną. Przyznam szczerze, że wiążę duże nadzieje z wprowadzeniem na warszawską GPW opcji na akcje i stąd wziął się tytuł całego bloga oraz temat na pierwszy wpis. Oprócz tego będę oczywiście pisał o będących już w obrocie opcjach indeksowych, a w przyszłości być może również o opcjach egzotycznych, które stają się coraz popularniejsze w naszym kraju.

Na stronie otrzymacie bieżące informacje dotyczące regulowanego rynku opcji w Polsce. Będę omawiał aktualne regulacje, statystyki rynkowe oraz zasady obrotu, aby inwestorzy nie napotykali na jakieś nieprzewidziane niespodzianki w tym zakresie.

Dużo miejsca zamierzam poświęcić inwestowaniu z wykorzystaniem opcji na akcje. Omówię najpopularniejsze i te mniej popularne strategie, napiszę co jest na naszym rynku możliwe, a czego zrobić się nie da.

Do kogo kieruję opcjenaakcje.pl?

Można powiedzieć, że do wszystkich inwestorów, tak początkujących, jak i bardziej zaawansowanych. Będąc Humanistą na giełdzie, pokażę praktyczne aspekty inwestowania z wykorzystaniem opcji giełdowych, aby nawet osoby nie posiadające wcześniejszego doświadczenia w tym zakresie były w stanie spróbować swoich sił w tym segmencie rynku. Liczę na to tym bardziej, gdyż z niecierpliwością czekam na nowe instrumenty, aby usprawniły one również moje działania na rynku.

Osoby już działające na rynku opcji znajdą dla siebie w nowym serwisie niemało ciekawostek. W szczególności będą to analizy poszczególnych strategii oraz zachowania tych instrumentów w różnych okresach panujących na giełdzie. Dodatkowym atutem będą aktualne informacje dotyczące statystyk rynku oraz zagadnienia związane z regulacjami, które mają niemały wpływ na możliwe do zrealizowania strategie inwestycyjne.

Aby pokazać Wam stronę, nagrałem krótkie wideo:

Co jest, co będzie...

Na razie strona wygląda dość oszczędnie. Znajdziecie tam kilka podstawowych podstron oraz ikon do kanałów, przez które możecie śledzić nowe wpisy. Jest kanał RSS bloga, jest również formularz kontaktowy dla czytelników.

Co ważne, Twitter, Google+ oraz kanał YouTube będą wspólne dla obu serwisów. Dlatego też jeśli już śledzicie te moje media, zwyczajnie znajdziecie tam treści z obu blogów. Uznałem, że tematyka opcyjna jest częścią aktywności podejmowanej przeze mnie jako Humanistę na giełdzie, dlatego też nie ma sensu, abyście musieli dodawać kolejne kanały tylko dlatego, że wyodrębniłem je pod nowy adres www.

W najbliższym czasie będę chciał założyć fanpage nowej strony, jak również newsletter, na który będziecie się mogli zapisać. W ten sposób moi czytelnicy będą mogli otrzymywać przygotowywane przeze mnie materiały w dogodnej dla siebie formie.


Zachęcam, abyście weszli za stronę, zobaczyli co i jak oraz zapoznali się z moim pierwszym wpisem w nowym serwisie. Jeśli Wam się spodoba, skorzystajcie z przycisków dostępnych pod nim i udostępnijcie dalej. Będzie to dla mnie wielka pomoc, gdyż początki zawsze są trudne.

Zachęcam Was do kontaktu i wyrażenia opinii na temat mojego nowego dziecka :)

czwartek, 5 grudnia 2013

Recenzja - Brent Penfold - Uniwersalne zasady spekulacji

Nie będę owijał w bawełnę. Ta książka jest o spekulacji. Nie znajdziecie tu słowa o analizie fundamentalnej, wartości spółki i podobnych sprawach. Autor nawet się z tego nie tłumaczy, nie przeprasza. Od razu na wejściu wpadacie w systemy inwestycyjne, kontrakty terminowe i zarządzanie kapitałem. I dlatego właśnie uważam, że książka ta jest fantastyczna. Od dawna nie czytałem czegoś sfokusowanego typowo na spekulację i właśnie sobie uświadomiłem, że takiej lektury było mi trzeba.

Na początku autor może się wydawać trochę przemądrzały, przynajmniej takie wrażenie ja odniosłem. Opowiada o złudzeniach początkujących inwestorów, o popełnianych błędach etc. To znamy, przecież jesteśmy tymi inwestorami i sami te błędy popełniamy. Ale później już jest dobrze, jest fajnie. Liczenie oczekiwanej skuteczności naszego systemu, porównanie różnych stylów spekulacji, szacowanie ryzyka bankructwa oraz sposoby zarządzania kapitałem. Myślę że to są właśnie rzeczy ważne dla każdego inwestora. Dla każdego, kto działa na rynkach finansowych w sposób inny niż kupowanie akcji z zamiarem otrzymywania dywidend i przyglądania się publikowanym co kwartał wynikom finansowym.

Książkę kupiłem na konferencji Skuteczny Inwestor i kiedy dzieliłem się na facebooku entuzjastycznymi wrażeniami na temat wykładu Wima Lievensa, pojawił się głos, że nie powiedział on w zasadzie niczego nowego. Fakt, nie powiedział, ale w ciągu 40-minutowego wystąpienia połowę poświęcił prezentacji platformy transakcyjnej, a w pozostałych 20 minutach streścił kwintesencję skutecznej spekulacji: stosunek transakcji zyskownych do stratnych, stosunek średniego zysku do średniej straty. Nie było to niczym nowym, bo przez kilka lat oczytałem się dość książek i wykonałem dość transakcji, żeby utkwiło mi to w pamięci, ale pamiętam, jak wielkie wrażenie wywarło na mnie to wystąpienie, a w szczególności jego prostota. Zwłaszcza po dwóch dniach prelekcji dotyczących psychologii inwestowania, która jest materią diametralnie inną.

Rozwinięcie tej właśnie tematyki znajdziecie w książce Brenta Penfolda. I dlatego właśnie warto jest do niej zajrzeć. Ledwie 11 stron o psychologii inwestowania, mimo że jest ona wymieniana równorzędnie z metodą i zarządzaniem kapitałem. Fakt, koncepcja trzech M to zdaje się był Elder, ale można Penfoldowi wybaczyć, że zapomniał o tym wspomnieć.

Na końcu książki znajdziecie bonus. Są to krótkie wypowiedzi spekulantów znanych, a jeśli niekoniecznie znanych to takich, którzy odnieśli sukcesy. I jest to bardzo fajny pomysł, tyle że wypowiedzi te są trochę zbyt krótkie, żeby mogły zawierać jakąś wielką ilość przydatnych informacji. Coś w rodzaju mini Market Wizards (czytałem, czytałem), ale w nieco uboższej wersji. Niemniej zaopatrzone w komentarz autora czyta się je całkiem fajnie.

A więc, dlaczego warto przeczytać tę książkę? Dlatego, żeby pozbyć się złudzeń w kwestii tego, co jest ważne w inwestowaniu. Ważne jest to, jak często się zarabia i ile się zarabia, a ile traci. Ważne, ile się ryzykuje i jak szybko można tą drogą dojść do bankructwa. Ważne, ile w naszej metodzie dowolności, a ile prostych rozwiązań. Jak mawia klasyk, nie ma lipy.

Jeśli chcecie się w tą książkę zaopatrzyć, polecam kliknięcie zdjęcia na górze wpisu lub tego linku. A więcej moich recenzji znajdziecie na specjalnie temu poświęconej stronie.

wtorek, 3 grudnia 2013

Obligacje korporacyjne i rynek Catalyst - wywiad z Kamilem Gemrą [cz. 2]

Nadszedł czas na drugą część wywiadu z Kamilem Gemrą. Jeśli ktoś jeszcze nie miał okazji czytać pierwszej jego części, zdecydowanie do tego zachęcam, ponieważ jest kilka odwołań do wcześniejszych fragmentów rozmowy.

Kilka słów komentarza zamieszczę pod wywiadem. A zatem zaczynamy!

obligacje korporacyjne
źródło: www.mastersoftrivia.com
W jednej z poprzednich odpowiedzi wspomniałeś o stopie zwrotu rzędu 100%. Rozumiem, że wiąże się to z kupowaniem obligacji po cenach niższych od 90% i jest to rozwiązanie wyłącznie dla inwestorów świadomych tego, co robią?

Tak, jest to zdecydowanie rozwiązanie dla osób pewnych swoich działań i są oni już bardziej spekulantami niż inwestorami. Działa tutaj podobny mechanizm, co na rynku akcji i właśnie nieefektywność rynku Catalyst sprawiła, że te papiery są wyceniane tak nisko, podczas gdy w spółce nie dzieje się nic złego. Zdecydowanie nie polecam takiego podejścia inwestorom początkującym, gdyż nie będą oni czuli ryzyka towarzyszącego takim transakcjom. Jest to rozwiązanie dla doświadczonych inwestorów, dla których stopa zwrotu 20% w kilka tygodni nie robi wrażenia, niezależnie od tego, czy jest to zysk czy strata. Oni zwyczajnie taką mają strategię i z tego też można utrzymywać się na giełdzie.

Co ma zrobić początkujący inwestor, jeśli nie potrafi samodzielnie przeprowadzić analizy finansowej danej spółki? Tak jak wspomnieliśmy, spółki duże i rozpoznawalne?

Dokładnie tak. Gdyby teraz LPP S.A. emitowało obligacje to możemy w każdej chwili sprawdzić, co się dzieje z kursem akcji, a z drugiej strony każdy widzi, co się dzieje w Reserved i ich sklepach. Spółki potrzebują długu i to jest normalne. Spotykam się z opiniami, że na rynku obligacji jest jakaś bańka, bo pojawia się tyle nowych serii, że to musi być coś podejrzanego, a tymczasem wcale tak nie jest. Patrząc na stosunek wartości obligacji do PKB w Polsce (ok. 4% PKB) i porównując tę wartość z rynkami zagranicznymi, gdzie niekiedy są to wartości dwucyfrowe to widzimy, ile jeszcze mamy do nadrobienia.

Jest pewien wykres publikowany przez Fitch Ratings dotyczący rynku papierów dłużnych i widać na nim strzał w górę, który miał miejsce w chwili startu rynku Catalyst w Polsce. Każdy podmiot gospodarczy potrzebuje długu, gdyż nie opłaca się zarządzać wyłącznie kapitałem własnym. Dług jest konieczny do osiągnięcia korzyści z efektu dźwigni finansowej. I dlatego właśnie nie uważam, aby na rynku była jakakolwiek bańka, gdyż nawet duże firmy potrzebują obligacji, a zamiast iść do banku mogą zwrócić się w celu dywersyfikacji do inwestorów indywidualnych.

Kupując obligacje, lepiej jest nabywać papiery o bliższym czy dalszym terminie wykupu? Czy możliwość lepszej oceny kondycji emitenta w krótszym okresie ma tu duże znaczenie?

Tutaj dużo zależy od strategii. Czy inwestor kupuje i trzyma do zakupu, czy też sprzedaje papiery i kupuje w to miejsce inne. Znam inwestora który kupuje obligacje tuż po wprowadzeniu do giełdowego obrotu, trzyma ok. 3 kwartały i sprzedaje, kupując następne.

Trudno jest odpowiedzieć na to pytanie. Można się zainteresować obligacjami o dwuletnim terminie wykupu, które są zdecydowanie najpopularniejsze. Trzylatki to już dłuższa inwestycja, ale wszystko zależy od naszej strategii. Można kupić papiery tuż przed wykupem, ale pytanie, czy uda nam się na nich zarobić tyle, ile byśmy chcieli. Roczna stopa zwrotu musi być podzielona przez pół, a koszty transakcyjne mogą znacząco osłabić wynik inwestycji.

No właśnie. Czy lepiej jest sprzedawać obligacje wcześniej, czy też czekać do wykupu? Czy któraś ze strategii jest tutaj lepsza, bezpieczniejsza?

Jest to kolejne trudne pytanie. Zwróciłbym uwagę na kluczowy parametr, jakim jest kurs tych obligacji. Jeśli kupimy obligację za 102%, to wiemy, że podmiot wykupujący obligację zapłaci nam tylko 100%. Być może jeśli potrzymamy ją 2-3 kwartały to sprzedamy ją za 102%, a może nawet za 103%. Czasami warto jest tu pospekulować.

Natomiast jeśli kupimy obligacje blisko ich ceny nominalnej, a spółka wyemitowała kolejne serie i wiemy, że będzie miała środki na ich wykup i jednocześnie spółka posiada dobre perspektywy to nic nie stoi na przeszkodzie, aby je trzymać do wykupu. Zaoszczędzimy też na kosztach transakcyjnych. Mówimy to o zysku rzędu kilku procent w skali roku, a więc mimo różnych stawek prowizji w poszczególnych domach maklerskich, musimy na to zwracać baczną uwagę. Tu nie jest tak, jak na rynku akcji, gdzie przy oczekiwaniach na zysk rzędu 30% te 0,25% na transakcję nas bardzo nie interesuje. Na rynku obligacji jest to jeden z kluczowych parametrów i jeśli będziemy ciągle tymi obligacjami obracać to nikt oprócz domu maklerskiego nie będzie szczęśliwy z tych inwestycji.

Jeszcze w temacie strategii, spotkałem się z zarzutami mniejszych inwestorów w stosunku do osób o zasobniejszych portfelach, które kupują papiery w emisji pierwotnej po cenie nominalnej i szybko sprzedają je na rynku po cenie np. 102, a następnie powtarzają cały manewr. Jest to oczywiście normalna strategia, ale czy są jakieś głosy w środowisku na ten temat?

Jest to jedna ze strategii i jeśli tą stopę zwrotu zrealizujemy w ciągu miesiąca, a następnie przełożymy na stopę roczną to jest to już poważne obracanie finansami i w grę wchodzą też całkiem wysokie stopy zwrotu. Nawiążę tu do tematu o którym mówiłem wcześniej, że ofert prywatnych powinno być jak najmniej, aby jak w przypadku PTI S.A., każdy miał możliwość zapisania się i nie będzie sytuacji, że ktoś zarobi a inni nie. Unikniemy sytuacji w których inwestorzy indywidualni z jednej strony mieli barierę wejścia, gdyż nie wszyscy mieli kwotę 50 tys. zł na minimalny zapis, a z drugiej strony nie każdy wiedział, że taka oferta będzie miała miejsce. Wszyscy powinni dysponować równym dostępem do informacji.

Poruszmy temat zabezpieczenia obligacji oraz tego, na ile oferowane zabezpieczenia są realne. Zabezpieczenie 100% wartości emisji na nieruchomości, w sytuacji gdy trzeba pokryć koszty postepowania upadłościowego, spłacić wierzycieli uprzywilejowanych oraz zaoferować dyskonto w celu spieniężenia nieruchomości, może okazać się absolutnie niewystarczające. Mamy też zabezpieczenia na majątku osobistym większościowych akcjonariuszy poprzez poddanie się egzekucji w akcie notarialnym. Na ile są to realne zabezpieczenia oraz czy były przypadki, w których zabezpieczenie uruchomiono, a sprawa jest na tak zaawansowanym etapie, aby możliwe było stwierdzenie, ile procent wartości obligacji faktycznie wypłacono jej posiadaczom?

Zaczynając od końca, przypadkiem w którym zabezpieczenie jest zdecydowanie wyższe niż wartość obligacji jest spółka TimberOne S.A., która ogłosiła upadłość w marcu. To będzie bardzo ciekawy przykład, ale od marca minęło już ponad pół roku i nadal niewiele wiadomo. W tym przypadku zabezpieczeniem jest kilkanaście hektarów działki budowlanej w województwie lubelskim i teraz pojawia się kilka zagadnień. Czy tę działkę uda się sprzedać i ewentualnie za jaką cenę. To będzie jeden z przykładów, na ile zabezpieczenie obligacji jest realne.

Oczywiście lepiej jest posiadać obligacje zabezpieczone, ale często trudno jest sprawdzić realność takiego zabezpieczenia. Ja jako inwestor indywidualny posiadający obligacje o wartości 3 tys. zł nie pojadę do Biłgoraju i nie sprawdzę czy to jest faktycznie działka budowlana, na której można wybudować tartak, czy też jest to kilkanaście hektarów w szczerym polu. To jest bariera, której inwestor indywidualny nie jest w stanie przeskoczyć. Podobnie gdy mamy zabezpieczenie na 200% wartości emisji na nieruchomości w postaci kamienicy. Dopóki się tam nie wybierzemy, nie wiemy czy jest to okazały budynek, czy rudera, której nie da się dobrze sprzedać.Moim zdaniem zabezpieczenie działa głównie na emitenta, który może coś stracić i przez to będzie się starał zaspokoić wierzycieli.

Problemem jest też to, że wiele firm nie ma majątku, na którym możliwe byłoby udzielenie zabezpieczenia. Ktoś prowadzi działalność handlową, posiada kilka komputerów, dwa auta w leasingu i wynajmowany magazyn, więc nie ma na czym zabezpieczyć obligacji. I to wcale nie znaczy, że jest to zła firma. Ona też potrzebuje długu, jak każdy taki podmiot.

Teraz będzie emisja Bloober Team S.A., firmy produkującej gry. Po raz pierwszy słyszałem o formie zabezpieczenia na rachunku escrow. Firma ta potrzebowała pieniędzy na wyprodukowanie gry i teraz 50% wpływów z gry będzie deponowane na rachunku escrow, który będzie stanowił narastające zabezpieczenie dla tej emisji. Jest to ciekawy sposób zabezpieczenia pasujący do działalności, jaką jest produkcja gier. Jest to mechanizm podobny do spółek deweloperskich, które emitują obligacje, a następnie finansują wypłatę odsetek i wykup obligacji z wpływów ze sprzedaży mieszkań.

Jakie kroki musi podjąć posiadacz 3-5 obligacji, jeśli one nie zostaną wykupione w terminie? Wiadomo, że potrzebne jest tutaj zaangażowanie inwestora, zarówno czasowe, jak i prawne. Czy jeśli nie podejmie żadnych działań to też zostanie z urzędu uwzględniony w podziale sumy przypadającej obligatariuszom?

Czy zostanie uwzględniony z urzędu nie wiem. Natomiast przede wszystkim powinien odszukać innych obligatariuszy, którzy znaleźli się w podobnej sytuacji. Samo złożenie wniosku o upadłość kosztuje 1000 zł. Ale jeśli obligatariusze się zorganizują, a robią to głównie na forum Stocktwatch.pl, to po rozłożeniu na wszystkich koszty te nie są już tak wielkie. Dlatego ważne jest, aby znaleźć inne osoby w podobnej sytuacji i nie znam innego miejsca niż nasze forum, na którym ci inwestorzy się zbierają.

Ważny jest również koszt czasowy. Jeśli posiadacz trzech obligacji pracuje to nie będzie przez pół roku kontaktował się z prawnikami i samodzielnie pilnował całego procesu odzyskiwania należności. Nie jest to może rada szczególnie odkrywcza, ale znalezienie innych jest bardzo praktycznym rozwiązaniem.

Podobny problem jest z Gantem, gdzie niektórzy liczą na uruchomienie zabezpieczenia i sprzedaż majątku spółki. Trzeba pamiętać, że cała procedura trwa i nie jest to kwestia kilku tygodni, ale raczej mówimy o kilku kwartałach zanim dowiemy się, czy ktoś odzyskał jakieś środki i ewentualnie ile odzyskał. Dlatego też wracamy do poruszanego już zagadnienia, że inwestor jest jak saper, jeśli się pomyli oznacza to, że ma kłopoty i odzyskanie środków wcale nie będzie łatwe ani szybkie.

Wróćmy w takim razie do cen obligacji. Jeśli nie znamy dokładnie sytuacji w spółce, a widzimy ceny spadające poniżej 95% to czy powinniśmy się już ewakuować z danego papieru?

Zawsze trzeba sięgnąć do fundamentów. Z drugiej strony możemy też czegoś nie wiedzieć na temat spółki. Czasem ujawnia się też pewna nieefektywność rynku Catalyst, jeśli ktoś trzema obligacjami złapał przeciwne zlecenie i zbił cenę niżej. Ale z pewnością czerwone światełko powinno nam się zapalić.

Widziałem na rynku obligacje Getin Banku S.A. notowane po cenie 99% lub niżej, a wcale nie uważam, żeby ten emitent miał problemy w danym momencie. Zapewne jakiś inwestor wychodził z inwestycji i akurat sprzedał większy pakiet, czym złapał dolne zlecenia. Dlatego zawsze patrzmy, jak to się stało, że cena spadła do danego poziomu.

Przejdźmy właśnie do płynności. Biorąc średnią obligację ze środka stawki, jakimi mniej więcej kwotami możemy w ciągu dnia obracać?

Myślę, że jest to kilkanaście tysięcy złotych. Ale bardzo trudno jest dokładnie określić wartość obrotu z uwagi na różnice między poszczególnymi spółkami. Nie więcej niż kilkadziesiąt tysięcy złotych na sesję i to jak jest dobry dzień. Dlatego warto jest się przyglądać emisji PTI S.A., gdyż upowszechnienie rynku pierwotnego może pozwolić uniknąć kupowania pakietu obligacji przez szereg sesji na rynku wtórnym, walcząc z brakiem płynności. Wtedy też wszyscy inwestorzy będą mieli równy dostęp pod względem informacji i kapitału do poszczególnych emisji.

Powoli zmierzając do końca naszej rozmowy, powiedz jak oceniasz perspektywy rynku Catalyst. Czy jesteśmy w fazie boomu, czy też moment ten mamy jeszcze przed sobą?

Z pewnością jest duże zainteresowanie rynkiem, tak ze strony emitentów, jak i ze strony inwestorów. Zapewne pomogą nam duże emisje, takie jak niedawna emisja obligacji Orlenu. I nie chodzi nawet o kupon, który w mojej ocenie był niezadowalający, ale o fakt, że temat ten pojawiał się w mass mediach. Obawiam się, że za chwilę pojawi się to w złym świetle z powodu Ganta, gdzie będzie się mówiło, że deweloper zbankrutował i ludzie stracili na obligacjach. Ale duże emisje na wzór Orlenu są nam potrzebne, aby robił się szum na temat tego rynku. Po drugie patrzmy na PTI i tego typu emisje, które stwarzają nowe możliwości i mogą zainteresować ludzi.

Ogólnie rzecz biorąc jestem optymistycznie nastawiony do rozwoju tego rynku. Uważam, że przed nami jest jeszcze wiele możliwości, tylko musimy trzymać standard, żeby nie stało się to co z rynkiem New Connect, gdzie w pewnym momencie pojawili się wszyscy, przez co spadła jakość podmiotów, a uczestnicy się zrazili. Tyle, że tam ludzie liczyli na zyski sięgające kilkuset procent, podczas gdy na Catalyst jest to kilka procent. Jeśli raz ktoś straci i się zrazi to więcej na ten rynek nie wróci. Giełda ma tutaj wielkie zadanie do spełnienia, żeby tych spółek pilnować.

Kolejną kwestią jest niezbędna edukacja i tu jest wielka praca u podstaw do wykonania, tak aby zachęcić ludzi do inwestowania. Ale podsumowując, uważam że jeszcze duże wzrosty czekają przed Catalystem.

Czy OFE wejdzie w rynek Catalyst i znacząco namiesza?

Myślę, że na razie jest to rynek zbyt płytki. Sądzę, że nikt tego nie wie. Jeśli 10% ludzi zdecyduje się na pozostanie w OFE to nie wiem, czy fundusze będą tak hurraoptymistycznie nastawione, żeby szukać obligacji korporacyjnych. A poza tym OFE nie wejdzie w emisje o wartości 5 mln zł i nie kupi obligacji o wartości 500 tys. zł, a takie mają limity i nie mogą przekroczyć 10% wartości emisji. OFE będzie mogło wejść w emisje o wartości kilkuset milionów i dla dużych spółek może to być interesujące rozwiązanie. Dla inwestora indywidualnego, jeśli takie coś nastąpi, będzie to niezauważalne i bez znaczenia.

Gdzie osoby zainteresowane tą tematyką mają szukać informacji?

Z pewnością na stronie GPW Catalyst, która może nie jest idealna, ale można tam znaleźć bardzo dużo informacji i dokumentów związanych z emitentami czy poszczególnymi seriami obligacji. I nie ukrywam, trzeba wejść na Stockwatch.pl, gdzie bardzo dużo piszemy o tych obligacjach. Mamy bardzo aktywne forum, gdzie inwestorzy dyskutują i uważam, że bardzo ważne jest, aby mieć kontakt z innymi obligatariuszami. Widzę, że ludzie pilnują, czy odsetki są wypłacane na czas etc. Znam też stronę Obligacje.pl Emila Szwedy, mimo że serwis jest nastawiony głównie na sprzedaż obligacji, ale jest też tam wiele przydatnych informacji. Pisze on tylko o obligacjach, co sprawia, że informacje te są skoncentrowane.

Jest też wielu blogerów którzy piszą o obligacjach. Może nie są to wyłącznie blogi poświęcone tej tematyce, ale ujmują zagadnienie z nieco innej strony, co też jest wartością, a ponadto przekierowuje zainteresowane osoby do szukania informacji w innych miejscach, a tego szerokiego zainteresowania nam brakuje.

Problemem jest też to, że nie przypomnę sobie od razu chociażby dziesięciu stron poświęconych tematyce obligacyjnej. Duże serwisy finansowe raczej mało poświęcają tu miejsca, głównie jeśli ktoś nie wykupi obligacji. Wydaje mi się, że przede wszystkim forum jest cennym źródłem informacji, bo tam też są zamieszczane analizy spółek, a mało osób się zna na analizie finansowej. Zawsze warto jest chociażby porównać swoje zdanie ze zdaniem kogoś innego, zwłaszcza że są to analizy obiektywne.


Czy kolejne serwisy się pojawią? Nie wiem, czy jest na to miejsce, ponieważ jest bardzo trudno zrobić dobry serwis o obligacjach, jeśli nie jesteśmy pośrednikiem w ich sprzedaży. To jest złożony temat i nie zajmą się tym główne serwisy, gdyż do tego trzeba też mieć odpowiednią wiedzę.

.....

To tyle, jeśli chodzi o wywiad. Chcę bardzo podziękować Kamilowi, że zgodził się porozmawiać i przekazać wiele bardzo cennych uwag, które z pewnością pozwolą wielu z nas spojrzeć z nieco innej perspektywy na rynek Catalyst.

Widzę, że mój rozmówca zagląda do komentarzy zostawionych pod pierwszą częścią wywiadu, więc radzę zwrócić na nie uwagę, znajdziecie tam interesujące rzeczy.

Jeśli chcecie policzyć rentowność obligacji, sprawdźcie kalkulator, a jeśli szukacie prawdziwej kopalni aktualnych informacji o obligacjach korporacyjnych, wskoczcie na dedykowane forum StockWatch.pl. Znajdziecie tam Kamila, a także wiele innych osób koncentrujących swoją uwagę na obligacjach.

To dopiero drugi wywiad, który pojawił się na blogu. Jak zwykle proszę o sygnał, co o tym myślicie i czy chcecie więcej takich rozmów.

niedziela, 1 grudnia 2013

Spółki Ciekawe Technicznie - grudzień 2013

Dzisiaj kolejna porcja analizy technicznej. Udało się wybrać całkiem dużą ilość spółek, większość w fazie korekty lub odwrócenia trendu spadkowego. Poza tym, podzieliłem się w tym nagraniu bardzo miłym osiągnięciem, które bez Waszego udziału nie byłoby możliwe.

czwartek, 28 listopada 2013

Obligacje korporacyjne i rynek Catalyst - wywiad z Kamilem Gemrą [cz.1]

Nieczęsto zdarza mi się publikować wywiady. Z tego, co pamiętam mam na koncie w zasadzie tylko ten z Bartkiem Szymą, który możecie odsłuchać na YouTube. Tym razem też mam dla Was coś dużego, ponieważ na udzielenie wywiadu zgodził się Kamil Gemra - chyba najbardziej znana twarz obligacji korporacyjnych w Polsce.

W zasadzie całkiem ciekawie to wyszło, gdyż pomysł narodził się w trakcie październikowej konferencji Skuteczny Inwestor i w od razu przeszedł do fazy realizacji, gdyż już cztery dni później miałem gotowe nagranie. Trochę mi się zeszło ze spisywaniem wszystkiego na formy tekstowej, ponieważ uznaliśmy, że taka będzie lepszym rozwiązaniem. Wyszło tego całkiem sporo, dlatego też wywiad zostanie opublikowany w dwóch częściach.

Dla osób, które jeszcze nie wiedzą, kim jest mój rozmówca, przedstawia się on następująco:

Kamil Gemra, menadżer ds. rozwoju StockWatch.pl. Aktywny inwestor na rynku Catalyst od jego uruchomienia. Współpracuje zarówno z inwestorami jak i emitentami obligacji. Od 2012 r. doktorant SGH zajmujący się tematyką pozyskiwania kapitału poprzez emisje obligacji. 

I żeby już nie przynudzać, przechodzimy do samego wywiadu.

Radosław Chodkowski: Czy rynek obligacji jest dla wszystkich i czy może on stanowić porównywalną alternatywę dla lokat w czasach niskich stóp procentowych. Czy może jest to zupełnie inny wehikuł finansowy i nie jest dla przeciętnego Kowalskiego?

Kamil Gemra: Jest to trudne pytanie, ponieważ rynek obligacji jest obecnie bardzo szeroki i emitentów jest również wielu. Gdybyśmy rozmawiali dwa lub trzy lata temu mógłbym powiedzieć, że zdecydowanie nie jest dla wszystkich, gdyż emitentów było kilkunastu, w tym prym wiódł np. Gant.  Gdybym wtedy powiedział, że jest to rynek stanowiący alternatywę dla lokat, nie mówiłbym prawdy, mimo że wcale tak nie uważałem. Jednak w tej chwili jest tam tyle papierów, tylu solidnych emitentów, że zdecydowanie jest to rynek dla wszystkich.

Przypomnijmy tylko wachlarz dostępnych instrumentów.  Weźmy chociażby banki spółdzielcze. Są to trochę zapomniane papiery, a ja uważam, że to jest błąd, że inwestorzy nie zwracają uwagi na te podmioty, gdyż są to instytucje nadzorowane przez Komisję Nadzoru Finansowego. Poza tym zdecydowana większość banków spółdzielczych, które wyemitowały obligacje na rynku Catalyst jest w dobrej kondycji finansowej. W ich przypadku pytanie podstawowe dotyczy wskaźników wypłacalności. Nawet jeśli są trochę niższe niż średnia dla całego sektora, to czy oferowane premie są adekwatne do ryzyka, które ponosimy jako inwestorzy. Uważam, że jest tam wiele obligacji, które dają za mało zarobić, ale są liczne obligacje banków spółdzielczych, które pozwalają na bardzo dobry zarobek, z pewnością większy niż na lokacie.

Ponadto jeśli przypomnimy sobie ofertę obligacji Orlenu to też był to pewnego rodzaju substytut lokat i takie oferty wielkich koncernów będą się pojawiać. To jest właśnie przykład, że rynek obligacji jest dla każdego, ale nie wszystkie obligacje są adekwatne dla wszystkich inwestorów.

R. Czyli twoim zdaniem obligacje np. Orlenu cechują się na tyle zbliżonym ryzykiem, że można by je było traktować, jako substytut lokat?

K. Zdecydowanie tak. Uważam, że posiadają one porównywalne ryzyko do lokat.

R. Skoro poruszyłeś temat obligacji spółdzielczych to powiedzmy, czy były przypadki problemów ze spłatą zobowiązań lub też obawy o wypłacalność tego typu emitentów?

K. Z tego co pamiętam była jedna sytuacja, ale dotyczyła ona gminy, w której wynikało to z błędu ludzkiego, gdzie osoba odpowiedzialna zapomniała złożyć dyspozycję przelewów. Nie było raczej sytuacji, w której banki spółdzielcze miałyby problemy z wykupem obligacji. Pamiętajmy, że są to instytucje nadzorowane przez KNF i wydaje się, że sektor bankowy w Polsce jest w dobrej kondycji, ale zdecydowanie zalecam analizę selektywną. Są to małe podmioty i nie znamy dokładnej struktury ich portfela kredytowego, co oznacza, że nawet jeśli bank w tej chwili nie ma problemów to wcale nie oznacza, że nie będzie ich miał za pół roku, gdy jeden duży kredytobiorca przestanie płacić. Ale są też banki jak BPS, czy też Podkarpacki Bank Spółdzielczy, czyli giganci bankowości spółdzielczej, a wcale nie są to obligacje słabo oprocentowane.

Problemem może być spread, który się pojawia w karnecie, gdyż nominalne oprocentowanie obligacji może być zachęcające, ale trudno jest je kupić w odpowiednio atrakcyjnej cenie, a z pewnością nie kupi się ich w większej liczbie. To jest jeden z problemów rynku Catalyst i o nim pewnie jeszcze będziemy dziś rozmawiać.

R. Pytam o te banki spółdzielcze, ponieważ kiedyś rozmawiałem z prezesami kilku z nich i zawsze podkreślali, że posiadają bardzo zdrowe portfele kredytowe, a kredyty zagrożone stanowią ich marginalną część.

K. Zgodzę się z tobą, ponieważ trzeba zwrócić uwagę na specyfikę banków spółdzielczych. Najczęściej mieszczą się one w małych społecznościach lokalnych, gdzie często prezes banku spółdzielczego zna kredytobiorcę i wie, w jakiej znajduje się on kondycji i czy faktycznie buduje jakąś niewielką fabrykę w tej miejscowości, czy też nie. Wynika to ze specyfiki bankowości spółdzielczej.

R. Jakie realne stopy zwrotu można osiągnąć na rynku Catalyst, nie eksponując się nadmiernie na ryzyko? Wiemy że górne granice oprocentowania sięgają nawet 20%, ale czy jest to przedział 7-8%, czy może nawet 12%?

K. Jeśli mówimy o oprocentowaniu netto to bez nadmiernego ryzyka 5-6% jest dobrym wynikiem. Mam nadzieję, że przejdziemy też do pytania o rynek pierwotny tych obligacji, bo to jest też spory problem. Rynek Catalyst ma swoje wady w postaci płynności, a także spreadów między zleceniami kupna i sprzedaży w karnecie. Ale z pewnością 5-6% netto jest wynikiem realnym.

Jestem propagatorem wykorzystania indywidualnego konta emerytalnego (IKE) do inwestowania na rynku Catalyst, ponieważ rynek ten ma jeden podstawowy problem wynikający z ustaw podatkowych. Podatek od odsetek płaci ten, kto w danym momencie ma te odsetki i jeżeli ktoś kupił obligację dzień przed ustaleniem prawa do odsetek to może się okazać, że jest stratny już na starcie, ponieważ musi zapłacić podatek za wszystkich poprzednich posiadaczy tego papieru. I jest to de facto problem podwójnego opodatkowania, ponieważ ci którzy poprzednio mieli tą obligację, będą mieli ten podatek ujęty w Pit 8C, który wysyła biuro maklerskie. Zaburza to liczenie rentowności obligacji. W serwisie StockWatch.pl przez rok pracowaliśmy nad zbudowaniem kalkulatora rentowności netto i było to trudne zadanie. Samodzielne policzenie rentowności netto obligacji jest jeszcze trudniejsze, dlatego też aby wyeliminować ten problem, zachęcam do skorzystania z IKE, gdyż tam podatku się nie płaci i wtedy rentowność brutto jest naszą rentownością netto. Możemy przy tym wykorzystać magię procentu składanego i wielokrotnie obracać tymi pieniędzmi, gdyż wcale nie jest powiedziane, że musimy trzymać oszczędności do uzyskania uprawnień emerytalnych. Wypłacając pieniądze wcześniej zapłacimy podatek, ale będzie to i tak korzystniejszym rozwiązaniem niż obracanie obligacjami przez zwykły rachunek maklerski. Sam stosuję to rozwiązanie i mogę zapewnić, że ono działa.

R. Skoro już jesteśmy przy IKE to powiedzmy o innych korzyściach pośrednio wynikających z ochrony podatkowej, czyli z możliwości kupna obligacji wtedy, gdy posiadacze zwykłych rachunków wstrzymują się z zakupem ze względów podatkowych. Ma to miejsce przed ustaleniem prawa do odsetek. Czy to zjawisko jest zauważalne?

K. Wydaje mi się, że coraz mniej. Jestem obecny na rynku Catalyst od początku, w styczniu lub lutym 2010 roku zawierałem pierwszą transakcję i na początku mało osób wiedziało, że istnieje taki właśnie problem związany z oprocentowaniem, a więc rynek był bardzo mało efektywny. Nie twierdzę, że obecnie jest bardzo efektywny, gdyż zdarzają się anomalie, ale wydaje mi się, że jest to coraz mniej widoczne. Zauważmy, że duża część uczestników tego rynku handluje poprzez IKE, więc różnica ta stopniowo zanika. Trzeba by było bardzo dokładnie śledzić zawierane transakcje, aby takie sytuacje wychwycić. Zauważmy, że obligacje różnią się od akcji, gdyż trzyma się je często do wykupu, a co za tym idzie większe znaczenie ma wybór emitenta. Niemniej sądzę, że takich sytuacji jest coraz mniej.

R. Podpytam jeszcze z technicznego punktu widzenia, czy możliwe jest dotarcie do statystyk ukazujących ruch na rynku Catalyst wygenerowany przez uczestników handlujących przez konta IKE, czy też są oni nie do zidentyfikowania?

K. Wydaje mi się to niemożliwe do zidentyfikowania, gdyż zasadą obrotu giełdowego jest anonimowość i tylko KDPW wie, kto z kim zawiera transakcje. Być może dane z biur maklerskich dotyczące udziału kont IKE we wszystkich rachunkach maklerskich dadzą jakiś obraz na temat udziału tego typu inwestorów. Idąc tym tropem, wydaje się że nie jest to wielki odsetek.

R. Pytam o konta IKE, ponieważ mamy tam do czynienia z limitami wpłat, a zatem można by było zakładać, że są to te mniejsze zakupy. Chociaż w sumie na rynku wtórnym trudno jest powiedzieć o dużych zakupach przy obecnej płynności.

R. Kolejne pytanie dotyczy ryzyka. Czy przy obligacjach oprocentowanych na np. 11% możemy już mówić o dużym ryzyku niewykupienia, czy poziom ten leży gdzieś indziej? Mam tu na myśli powiązanie stopy zwrotu i ryzyka. Czy też można bez obaw nabywać obligacje oprocentowane na np. 15%, jeśli jest to wkalkulowane w nasz plan inwestycji?

K. Zacznijmy od tego, iż zawodowo mam kontakt z emitentami i nie zawsze jest tak, jak podpowiada teoria, że oprocentowanie ustalane jest według modelu opracowywanego przez analityków i matematyków. Często o oprocentowaniu decyduje pewien rodzaj rynkowego wyczucia. Oczywiście jest tak, że gdy jest ono dwucyfrowe, to musimy być ostrożni. Trzeba sobie zadać pytanie, jaką działalność prowadzi spółka, że jest w stanie wypłacić nam dwucyfrowe odsetki i jeszcze po tym coś jej zostanie. Do pewnego czasu deweloperzy prowadzili taką działalność i można powiedzieć, że oprócz Ganta czasy dla tych spółek wydają się nadchodzić coraz lepsze. Drugą taką branżą są spółki zajmujące się windykacją. One są w stanie zapłacić wyższe odsetki, nawet dwucyfrowe.

Dlatego też nie można jednoznacznie przesądzić, że dwucyfrowe oprocentowanie zawsze oznacza obligację wysokiego ryzyka. Z drugiej strony były przypadki upadłości emitentów płacących jednocyfrowe odsetki, a wydawać by się mogło, że takie sytuacje raczej nie powinny mieć miejsca. Były również obligacje płacące 15% rocznie i zostały one bez problemu wykupione, na czym zarobiła i spółka i inwestorzy.

W finansach popularny jest wykres obrazujący ryzyko, na którym umieszczone są różne instrumenty według przypisanego im poziomu ryzyka. Moim zdaniem obligacje nie są mniej ryzykowne niż akcje, gdyż w sytuacji niewypłacalności emitenta tracimy praktycznie wszystko. Trzeba uczestniczyć w postepowaniu upadłościowym, którego rezultaty nie są znane. Akcje natomiast możemy sprzedać nawet po cenie 1 gr. Trzeba o tym pamiętać, gdyż możemy mieć 10 dobrych transakcji na rynku obligacji, ale jedenasta może być na tyle zła, że przekreśli poprzednie zyski i jeszcze wygeneruje straty.

Wracając do pytania, dużo zależy od zabezpieczenia obligacji. Jeśli go brak, inwestorzy żądają wyższej premii za ryzyko, z czego może wynikać właśnie dwucyfrowe oprocentowanie. Zwróćmy uwagę na fakt, iż większość obligacji posiada zmienne oprocentowanie, uzależnione od stopy procentowej, a konkretnie WIBOR. Stawka ta w ostatnich miesiącach bardzo mocno spadła, a co za tym idzie zmniejszyła się liczba obligacji o dwucyfrowym oprocentowaniu. Dlatego radze spojrzeć bardziej na marże, gdzie 550 punktów bazowych ponad WIBOR już może oznaczać ryzykowne papiery. Do inwestora należy decyzja, czy akceptuje takie ryzyko, gdyż nie można jednoznacznie powiedzieć, że wysokooprocentowane papiery są złe.

R. Powiedzmy kilka słów o branżach. Wspomniałeś o deweloperach i windykatorach. W moich prywatnych inwestycjach staram się unikać właśnie tych dwóch branż. Od deweloperów odstrasza mnie niedawna kondycja tego sektora, a za branżą windykacyjną zwyczajnie nie przepadam. Pytanie, czy jest to uzasadnione, czy może przeciwnie, są to dobre sektory i dobre obligacje? Czy można powiedzieć, że na rynku Catalyst określone sektory posiadają podwyższone ryzyko?

K. Przede wszystkim warto zaznaczyć, że dlatego mamy na Catalyst tak dużo obligacji deweloperów i windykatorów, gdyż często było to najbardziej dostępne źródło finansowania dla tych emitentów. W czasie bessy w 2008 roku trudno było uplasować emisję akcji i rynek Catalyst był niekiedy zbawieniem dla tych branż, gdyż w ten sposób mogły one pozyskać środki.

Mówiąc o deweloperach trzeba zaznaczyć, że jest to branża zdecydowanie cykliczna i jeśli wchodzimy w okres wzrostu cen nieruchomości, a wydaje mi się że właśnie taki czas się zaczyna, to nie powinno być problemów z wykupem obligacji. Oczywiście deweloper deweloperowi nie równy i jeśli ktoś kupił swoją pierwszą działkę, wyemitował obligacje i będzie stawiał swój pierwszy blok to jeszcze o niczym nie świadczy. Z drugiej strony przykład Ganta pokazuje, że nawet doświadczony deweloper może się wykoleić. Gdyby Gant nie miał takiego długu to zapewne by sobie dobrze radził, gdyż ma bardzo ciekawe inwestycje. Dlatego interesując się obligacjami deweloperów trzeba patrzeć na ich wielkość, a także inwestować głównie w spółki, które są notowane na rynku głównym, gdzie mamy pokrycie analityczne, jest kurs akcji oraz sprawozdania finansowe. Wydaje mi się, że po takiej analizie można zainteresować się obligacjami deweloperów, gdyż wchodzą oni w cykl dobrej koniunktury.

Co do windykatorów to mam duże kontakty z tą branżą, gdyż piszę właśnie doktorat na temat sektora windykacyjnego i emitowanych przez niego obligacji. Znam te spółki i w celu dokonania dobrej inwestycji trzeba bardzo selektywnie wybierać, ponieważ są podmioty, których ryzyko jest minimalne. 

Myślę, że nie będzie tajemnicą jak powiem o nadchodzącej emisji publicznej obligacji Kruk S.A., gdzie każdy będzie mógł się zapisać na jedną obligację i sądzę, że będzie to ciekawa alternatywa dla inwestorów. Oczywiście zależy to też od oprocentowania, ale wydaje mi się, że w tym przypadku ryzyko będzie niewielkie.

Znam natomiast spółki z rynku Catalyst zajmujące się windykacją, które w przypadku braku refinansowania tego długu będą miały gigantyczne problemy z wypłacalnością. Może zatem dojść do sytuacji, w której windykator będzie miał problem z oddaniem długu, ale w przypadku braku możliwości zrolowania obligacji, tak to się może skończyć. Dlatego też również w przypadku firm windykacyjnych patrzyłbym na wielkość podmiotu oraz wybierał tylko spośród spółek notowanych na rynku akcji.

R. Co poradzisz osobom chcącym rozpocząć przygodę z obligacjami korporacyjnymi? Czy wystarczy przeczytać kilka poradników i materiałów dostępnych w Internecie, czy też trzeba być w stanie przeprowadzić analizę finansową spółki?

K. Uważam, że inwestując zawsze należy posiadać pewną wiedzę na temat analizy finansowej spółki, z czym zapewne nie zgodzili by się analitycy techniczni. W przypadku obligacji trzeba mieć ten background, zwłaszcza jak rynek obligacji jest zorganizowany. Trzeba wiedzieć, że jeśli obligacja jest notowana po cenie 99 to jest to 99%, a nie 99 zł, czym jest cena czysta, a czym cena brudna. Dlatego wiedza na temat organizacji obrotu obligacjami jest niezbędna, a dla laika może to być początkowo stosunkowo trudne. Wielokrotnie podczas spotkań lub prowadzonych wykładów widzę, że jest to dla ludzi czarna magia, Wydawało by się, że wystarczy kupić obligację, zarobić te 7% i sprawa zamknięta, a tymczasem tak nie jest. Tak więc inwestowanie w obligacje jest dosyć skomplikowane, ale w łatwy sposób można się tego nauczyć.

Kolejnym krokiem jest z pewnością obserwacja rynku, zachowania cen obligacji, ofert kupna i sprzedaży tych papierów. Po drugie stworzyłbym listę obligacji firm, które znam np. Orlenu, GPW, dewelopera który niedaleko sprzedaje mieszkania i, to co wcześniej mówiłem, dla inwestorów początkujących muszą to być spółki notowane na głównym rynku. Daje to dużo większe zaplecze informacyjne, a poza tym, o czym wspomniałeś na blogu, jest dostępny wykres cen akcji. Z moich obserwacji wynika, że kurs akcji o 2-3 kwartały wyprzedza to, co się będzie działo z obligacjami. Przykładem oczywiście jest Gant, ale można znaleźć również inne przypadki, gdzie kurs pikował, a później były problemy z wykupem obligacji. Tak wiec zdecydowanie należy się zastanowić, czy jest to firma, którą znam oraz czy jest ona notowana na głównym rynku.

R. Zapytam teraz o budowanie pierwszego portfela obligacji. Weźmy przykład osoby, która nie ma wielkiego kapitału, np. 10 tys. zł. Jaki jest minimalny próg inwestycji w obligacje oraz jak ten portfel dywersyfikować?

K. Moim zdaniem inwestorowi indywidualnemu jest niezwykle trudno zdywersyfikować portfel obligacji, co może wykazać prosta matematyka. Chcąc zarobić 8% netto, musimy kupić 12 różnych obligacji, aby wyjść na zero w przypadku niewykupienia tylko jednej z serii. Z racji kosztów transakcyjnych nie kupimy po jednej obligacji, ale po kilka, a zatem 12 razy kilka tysięcy złotych daje nam portfel o wielkości ok. 40-50 tys. zł. Z drugiej strony obserwowanie dwunastu różnych pozycji może nie być wcale takie proste dla inwestora indywidualnego. Dlatego też można powiedzieć, że zdywersyfikowanie indywidualnego portfela jest na rynku Catalyst bardzo trudne, niekiedy nawet niemożliwe.

Dysponując portfelem rzędu 10 tys. zł lepiej jest chyba zarobić mniej, ale zmniejszyć znacząco ryzyko niewypłacalności którejś ze spółek. Można kupić obligacje trzech firm oferujących nieco niższe oprocentowanie, ale zdecydowanie większe bezpieczeństwo.

Zależy jeszcze o jakich inwestorach rozmawiamy, gdyż było na rynku Catalyst kilka okazji, gdzie można było zarobić na obligacjach i 100%. Były takie przypadki jak Marka S.A., później Werth Holz S.A. i tymi dziesięcioma tysiącami, jeśli złapało się w odpowiedniej chwili rynek, można było osiągnąć całkiem interesującą stopę zwrotu. Oczywiście w tej sytuacji nie może być mowy o żadnej dywersyfikacji, bo jeśli raz się pomylimy to jesteśmy jak saper i nie będziemy mogli na rynku obligacji odrobić tej straty bez posiadania portfela powyżej 100 tys. zł.

Dlatego też być może nie jest złym pomysłem branie udziału w ofertach obligacji, gdzie mamy możliwość dobrze prześwietlić spółkę i zainwestować znaczną część pieniędzy w jeden papier, ale zabezpieczony i dobrze nam znany.

R. Poruszyłeś kilka tematów, o które chciałem zapytać, więc od razu nawiążę do nich. Najniższa oferta publiczna to obecnie 50 tysięcy złotych?

K. W marcu 2013r. uległa zmianie ustawa o ofercie publicznej i zostało zmienione kryterium wyznaczające ofertę prywatną. Obecnie jest to oferta kierowana do maksymalnie 149 osób. I jeśli podzielimy wielkość oferty np. 5 mln zł przez 149 osób daje nam to ok. 35 tys. zł na osobę i takie oferty były. Chociażby Uboat-Line S.A. uplasowało emisję i tam właśnie był minimalny zapis o wielkości 35 tys. zł. Jednak w przypadku emisji trzeba przyjąć, że mówimy o kwotach 50 tys. i wyższych.

Skoro mówimy już o emisjach obligacji to uważam, że nowa ustawa wprowadziła wielką szkodę dla inwestorów. Obecnie w żadnym wypadku nie można informować publicznie, że ma miejsce taka właśnie oferta. Spółki stosują tutaj różne fortele, ale w rzeczywistości autoryzowany doradca powinien z nami jako inwestorami podpisać umowę o poufności dotyczącej emisji pierwotnej i dopiero wtedy może nam powiedzieć, jakiej spółki jest to emisja, jaki jest minimalny zapis i oprocentowanie etc. Jest to sytuacja trochę chora i moim zdaniem przez to rynek ofert prywatnych stał się bardzo trudny, ponieważ nie można informować szerokiego grona inwestorów o nowych emisjach. Był to w pewnym sensie strzał w stopę ze strony KNF, która rekomendowała taką zmianę w ustawie.

Z drugiej strony powstała konstrukcja oferty publicznej, gdzie nie trzeba sporządzać prospektu emisyjnego, zatwierdzanego później przez KNF, która to procedura trwa kilka miesięcy lub nawet rok i jest dość kosztowna. Wprowadzono nowe rozwiązanie, w którym można zrobić ofertę publiczną do wysokości 2,5 mln euro bez zatwierdzania memorandum, ale KNF sprawując pieczę sprawdza wszystkie materiały promocyjne. Będzie teraz miała miejsce pierwsza taka oferta, którą przeprowadza Powszechne Towarzystwo Inwestycyjne S.A. i każdy inwestor będzie mógł się zapisać nawet na jedną obligację, która będzie miała dość nietypową wartość, bo 500 zł. Zapisy będą trwały 2 tygodnie i każdy będzie miał równy dostęp do informacji, będzie się odbywał czat z przedstawicielami PTI S.A. i wydaje mi się, że właśnie w takim kierunku ten rynek powinien zmierzać. Wyeliminuje to obawy o odpowiedzialność z tytułu ujawnienia poufnych informacji, gdyż kara za złamanie tego zapisu ustawy wynosi 10 mln zł. Dlatego też liczę, że oferta PTI S.A. się powiedzie i inne mniejsze spółki skorzystają z tej formy przeprowadzania ofert.

R. Odwołam się jeszcze do poprzedniego pytania dotyczącego dywersyfikacji. Czy jakąś alternatywą mogą być fundusze obligacji jako pewna forma wtórnego inwestowania w obligacje?

K. Uczestniczę w licznych konferencjach dotyczących Catalyst jako przedstawiciel inwestorów indywidualnych i branża TFI zawsze mnie w tym względzie zakrzykuje. Jest to słuszny argument, gdyż fundusze mają dużo większą możliwość dywersyfikacji oraz zaplecze analityczne, ale oni też nie ustrzegają się pomyłek. Jeśli przypomnimy sobie przykład  funduszu obligacyjnego Idea TFI to widać, że wcale nie musi to wyglądać tak różowo.

Dużo zależy od naszej strategii, gdyż równie dobrze można powiedzieć, że inwestycje w akcje nie mają sensu, bo lepiej jest powierzyć swoje środki funduszowi. Gdyby nie inwestorzy indywidualni nie byłoby sukcesu kontraktów terminowych na Wig20, gdyż to oni rozruszali ten rynek i dlatego sądzę, że na Catalyst również indywidualni gracze są niezbędni. Ale z drugiej strony dywersyfikacja na Catalyst jest możliwa i jeśli ktoś ma trochę czasu oraz interesuje się inwestycjami powinien sam spróbować, zamiast wpłacić środki do funduszu i sprawdzać wyniki raz w miesiącu.

...

To jest koniec pierwszej części wywiadu. Udostępnijcie, polubcie i skomentujcie, żebym wiedział, że dotrwaliście do tego miejsca i czekacie na drugą połówkę :)

Pssst... Kamil pewnie do nas zajrzy, więc nie jest wykluczone, że odpowie na jakieś pytania zadane w komentarzach.


poniedziałek, 25 listopada 2013

Wielka promocja członkostwa w Stowarzyszeniu Inwestorów Indywidualnych


Do uczynienia tego kroku zbierałem się od ładnych kilku miesięcy, ale jakoś dotychczas nie było okazji, aby to zrobić. Zawsze było coś ważniejszego, a sprawa wydawała się być nieszczególnie pilna. Głównym powodem, dla którego chciałem to zrobić były zniżki w domach maklerskich, w których mam konto, a także dostęp do bardzo interesujących materiałów, które SII publikuje praktycznie bez przerwy.

Patrząc na same oszczędności na prowizjach w domach maklerskich można całkiem nieźle zbić sobie koszty operowania na rynku. W moim przypadku, a posiadam konto w DM BZ WBK, będzie to obniżenie prowizji do poziomu 0,3% wartości transakcji, 7 zł za kontrakt oraz likwidacja rocznej opłaty za prowadzenie rachunku w kwocie 55 zł. Dlatego nawet przy niewielkich obrotach na rachunku, korzystniej jest być członkiem SII niż nim nie być.

Również konferencje i szkolenia posiadają zazwyczaj niższe ceny dla członków SII niż dla osób trzecich. Trudno się dziwić, skoro to własnie SII organizuje lub patronuje dużej części tego, co się w inwestowaniu dzieje.

Kolejnym powodem była chęć dołączenia do inwestorskiej społeczności, jaką niewątpliwie SII tworzy. Wielu moich znajomych, zarówno prowadzących blogi finansowe, jak też nie, jest już członkami stowarzyszenia, a więc od dzisiaj jestem nim też ja. Myślę, że dostęp do forum inwestorskiego może przynieść całkiem sporo wiedzy na temat nadchodzących wydarzeń związanych z rynkami i inwestowaniem.



Impuls do uczynienia tego kroku nie powstał z próżni. Jest nim promocja członkostwa, którą organizuje SII. Można dostać kilka fajnych bonusów, o których możecie przeczytać po kliknięciu w TEN LINK lub któryś z bannerów widocznych w nagłówku i bocznych panelach bloga. Pisząc w skrócie są to:

  • ebook o inwestowaniu o wartości 40 zł
  • prenumerata Gazety Giełdy Parkiet do 31.01.2014. o wartości 120 zł
  • roczny abonament w serwisie atskaner.pl o wartości 99 zł
  • roczny abonament w serwisie inwestomierz.pl o wartości 99 zł.
W przypadku dwóch pierwszych bonusów jest wprowadzony limit osób, które mogą z nich skorzystać, dlatego ja już jestem po całym procesie rejestracji i zaraz zabieram się za sprawdzanie, jak ugryźć należne mi prezenty. Przejrzałem listę ebooków i wydaje mi się, że mogą one zainteresować inwestorów na każdym etapie odnoszenia giełdowego sukcesu, jak również osoby, które jeszcze nie rozpoczęły swojej przygody na giełdzie.

Zachęcam Was do zapisania się do SII jeszcze z jednego powodu. Mówiąc wprost, promocja ma charakter afiliacji, a co za tym idzie, otrzymam niewielką sumę pieniędzy od każdej osoby, która zarejestruje się i zostanie członkiem. Jest to też dla Was dobra okazja do wsparcia mojego bloga, ponieważ zamierzam wprowadzić nową funkcjonalność, która na samym wstępie będzie kosztowała ok 500 zł. Dlatego też zostając członkiem SII za pośrednictwem mojego linku, przyczyniacie się do rozwoju bloga. Uważam, że to całkiem fair, dlatego postanowiłem szczerze się tą informacją podzielić.

Poklikajcie, sprawdźcie, co SII może zaoferować Wam, a jeśli zdecydujecie się dołączyć, zróbcie to za pośrednictwem prawidłowego linku :)

sobota, 23 listopada 2013

Radosław Chodkowski to już nie tylko Humanista na giełdzie

Temat wpisu może Wam się wydać nieco intrygujący, więc od razu wyjaśnię, że chcę w nim wskazać miejsca w których możecie mnie w internecie znaleźć, jak również podzielić się kilkoma planami na przyszłość, z których część znajduje się już na dość zaawansowanym etapie realizacji. 

Ale na początku chcę Wam podziękować za obecność i słowa wsparcia oraz pozytywne opinie, które otrzymuję. Praktycznie nie spotykam się ze złymi reakcjami, z komentarzami które musiałbym kasować lub też użytkownikami, których bym musiał blokować. Jednocześnie zauważam powstanie pewnej społeczności użytkowników, którzy udzielają się w komentarzach, piszą do mnie maile podpowiadając to i owo. Jesteście fantastyczni i dlatego zaplanowałem kilka ciekawostek, z którymi możecie zapoznać się w dalszej części tego wpisu.

źródło: www.marcinosiak.pl

Radosław Chodkowski w Internecie


Przede wszystkim jest oczywiście blog, którego czytacie. Istnieje on od kwietnia 2010 roku, a więc ponad 3,5 roku. To długo i szczerze powiem, że nie sądziłem, iż będzie to tak długotrwała aktywność. Niemniej to właśnie dzięki wsparciu, które otrzymywałem i otrzymuję każdego dnia od moich czytelników, mam siłę do dalszego pisania i poruszania kolejnych tematów.

Jak pewnie wiecie, na bloga możecie dotrzeć w różny sposób. Jednym z nich jest kanał RSS bloga, dzięki czemu dostajecie informację o każdym nowym wpisie. Jeśli chcecie być na bieżąco, z pewnością jest dobre rozwiązanie, zwłaszcza w obecnych czasach, gdy mamy dużą ilość aplikacji obsługujących kanały RSS.

Nie wiem, czy wiecie, ale bloga możecie też czytać poprzez urządzenia mobilne. Strona ma swoją wersję na telefony komórkowe, a zatem nie powinno być problemem czytanie w autobusach, pociągach, czy innych miejscach, gdy dysponujecie chwilą wolnego czasu. Na razie ruch mobilny nie jest jeszcze wielki, ale zachęcam Was do optymalnego wykorzystywania czasu. Mimo, że wyglądanie przez okno lub patrzenie w sufit ma swoje zalety, ja wolę w wolnych chwilach nauczyć się czegoś nowego. Zachęcam do tego i Was.

Kolejnym miejscem, w którym możecie mnie spotkać jest Facebook, a dokładnie fanpage Humanisty na giełdzie. Polubienie tej strony, do czego bardzo zachęcam, sprawi że będziecie mieli nie tylko dostęp do wpisów, ale również moich nagrań na YouTube oraz innych wiadomości, które publikuję. Czasami są to luźne informacje rynkowe, ale zdarzają się też dość pilne informacje, jak chociażby spontanicznie organizowane Hangouty, które przypadły Wam do gustu. Również na facebooku publikuję co jakiś czas ciekawie wyglądające wykresy, stanowiące moim zdaniem interesujące okazje inwestycyjne.

Polubienie strony na facebooku może być o tyle istotne, że postanowiłem wprowadzić pewną zmianę na blogu. Od dziś będę się starał publikować treści o wyższej jakości. Rozumiem przez to wpisy dużo dłuższe, omawiające w miarę kompleksowo dane zagadnienie. Dlatego też wszystkie krótsze notki zostaną przekierowane właśnie na facebooka. Jeśli nie chcecie ich pominąć, zachęcam do polubienia strony.

Jak dobrze wiecie, prowadzę również kanał w serwisie YouTube. Wszystkie osoby, które posiadają tam konto i w miarę regularnie zaglądają, zachęcam do jego zasubskrybowania. Niektóre zagadnienia, zwłaszcza związane z analizą techniczną, są trudne do poruszenia w formie pisemnej, dlatego też zajmuję się nimi właśnie w formie wideo. Oznacza to dla Was sporo dodatkowych wiadomości oraz komentarza z mojej strony, co jak sądzę jest właśnie tym, po co do mnie wracacie. Bardzo się cieszę, że przypadła Wam do gustu seria nagrań pt. Spółki Ciekawe Technicznie. Pomysł powstał spontanicznie, ale teraz jest już jak najbardziej poważny, a to właśnie dzięki Waszemu wsparciu. 

Muszę powiedzieć, że jestem bardzo zadowolony z Waszej aktywności w serwisie YouTube na moim kanale. Pojawia się coraz więcej komentarzy, coraz więcej polubień i udostępnień filmów. Liczba subskrybentów rośnie w tempie przekraczającym 10% miesięcznie, a to oznacza już całkiem niezłą dynamikę. W porównaniu z innymi dziedzinami może nie jest to tempo zawrotne, ale w dość zamkniętej branży, jaką jest edukacja giełdowa, jest to rzadko spotykane tempo. Warto podkreślić, że według mojego rozeznania kanał znajduje się już w czołówce polskiego giełdowego YouTube'a. Przed nami jest, z tego co wiem Bankier.tv mający ponad 3300 subskrybentów, ale jego robią profesjonaliści i na razie nie mogę się z nim ścigać.

Jest jeszcze mój Twitter. Szczerze mówiąc nie bardzo czuję to medium, dlatego też nie jestem na nim szczególnie aktywny. Wynika to z faktu, że moja aktywność ma charakter bardziej analityczny, a nie newsowy, więc publikuję tam rzadko. Wiedząc, że czas "życia" tweeta nie jest szczególnie długi, raczej nie będę rozwijał tego kierunku mojej działalności.

Nowe projekty w fazie realizacji


Być może niektórzy bardziej dociekliwi czytelnicy zauważyli pewne subtelne zmiany, które zaszły w mojej internetowej działalności. Nie publikuję już wpisów jako Humanista, ale jako Radosław Chodkowski. Również mój kanał w YouTube prowadzony jest pod nazwiskiem. Wynika to z jednej strony z chęci połączenia w całość blogowej działalności, aby coraz więcej treści było brandowanych moim nazwiskiem. Z drugiej strony jest to rezultat kwestii technicznych związanych z algorytmami wyszukiwarki google. Podpięcie pod moje nazwisko wszystkich serwisów sprawia, że zamiast rozdrobnienia, algorytm google traktuje mnie jako jedną osobę o pewnym poziomie autorytetu w dziedzinie inwestowania, a co za tym idzie, pozycjonuje mnie wyżej w wynikach wyszukiwania. Takie szczegóły techniczne, ale dzięki nim mogę dotrzeć do szerszego grona inwestorów.

Konsekwencją powyższych zmian jest mój profil w serwisie Google+. Wiem, że dla dużej części z Was to jeszcze egzotyka, ale przyjrzałem się trochę mechanizmom, dzięki którym ten serwis ma się rozwijać i wiem, że będzie się on stawał coraz ważniejszy. Informacją istotną dla moich czytelników jest to, że Google+ spina wszystkie podejmowane przeze mnie aktywności w sieci, dlatego też będzie to chyba jedyne miejsce, w którym będziecie mogli śledzić wszystkie treści mojego autorstwa pojawiające się w sieci. Zachęcam, abyście dodali mnie do swoich kręgów.

Powyższe jest o tyle istotne, że jeszcze w tym roku ruszam z nową stroną internetową. Będzie to część mojej ogólnej blogowej działalności, ale wyodrębniona i przeniesiona w całości na nową domenę. A co za tym idzie, będzie nowy kanał RSS i nowy fanpage. Jako wspólne pozostanie konto w serwisie YouTube, ponieważ i tak działa już ono pod nazwiskiem, a nie brandem blogowym, a także strona w Google+. Przygotowania są już na finiszu, dlatego zachęcam Was do podpięcia się pod wszystkie moje social media, aby nie stracić wartościowych materiałów.

Kolejnym z planów na przyszłość, który jest już na zaawansowanym poziomie realizacji jest mały, ale niezmiernie ważny ebook. Nie jest to projekt, nad którym pracowałem kiedyś, ale coś zupełnie nowego i będzie on sprzedawany, a nie udostępniany za darmo. Sądzę, że może on pomóc wielu osobom w poprawieniu własnych inwestycji na tyle, że jego cena nie będzie znacząca w perspektywie możliwych do osiągnięcia korzyści.

W dalszych planach mam również zbudowanie trzeciej strony internetowej, poświęconej tylko i wyłącznie jednemu zagadnieniu. Ale to prawdopodobnie nie wcześniej niż w 3Q2014.

Jak sami widzicie, jest wiele nowych rzeczy, które się za jakiś czas pojawią. Dlatego też zachęcam do bycia na bieżąco z aktualnościami, póki co Humanisty na giełdzie, ale już niebawem szeroko pojętego Radka Chodkowskiego.

Kontakt ze mną i prywatne konsultacje


Kilka osób pokusiło się o odszukanie mojego prywatnego profilu na facebooku i zaprosiło mnie do znajomych. Niestety, w przeciwieństwie do innych osób prowadzących blogi, mój profil osobisty na FB pozostanie prywatny. Oznacza to, że nie będę akceptował zaproszeń do znajomych od osób, z którymi nie zawarłem bliższej znajomości. Wynika to z faktu, że nie publikuję na swoim prywatnym podwórku treści finansowych, więc nie znajdziecie tam wielu przydatnych informacji.

Jeśli chcecie się ze mną skontaktować, zawsze możecie napisać wiadomość przez któryś z serwisów, czy też tradycyjnego maila na adres humanista.na.gieldzie (małpa) gmail.com

Z racji tego, że maili spływa coraz więcej, a także z coraz poważniejszych problemów, które w nich poruszacie, postanowiłem wyjść z pewną propozycją. Jej szczegóły możecie znaleźć w poświęconej temu podstronie bloga. To rozwiązanie pozwoli Wam zadać swoje pytania w sposób dużo pełniejszy niż pozwala na to forma pisemna, jednocześnie szanując swój i mój czas, gdyż gruntowne poruszenie jakiegoś zagadnienia wymaga wymiany wielu maili. A tak załatwimy sprawę od razu.

Dziękuję za to, że jesteście ze mną. Wasze wsparcie, poprzez komentarze, polubienia i udostępnienia moich treści, bardzo wiele dla mnie znaczy. Jeśli macie jakieś uwagi, prośby lub propozycje, dajcie mi znać w komentarzach.