Nieczęsto zdarza mi się publikować wywiady. Z tego, co pamiętam mam na koncie w zasadzie tylko ten z Bartkiem Szymą, który możecie odsłuchać na YouTube. Tym razem też mam dla Was coś dużego, ponieważ na udzielenie wywiadu zgodził się Kamil Gemra - chyba najbardziej znana twarz obligacji korporacyjnych w Polsce.
W zasadzie całkiem ciekawie to wyszło, gdyż pomysł narodził się w trakcie październikowej konferencji Skuteczny Inwestor i w od razu przeszedł do fazy realizacji, gdyż już cztery dni później miałem gotowe nagranie. Trochę mi się zeszło ze spisywaniem wszystkiego na formy tekstowej, ponieważ uznaliśmy, że taka będzie lepszym rozwiązaniem. Wyszło tego całkiem sporo, dlatego też wywiad zostanie opublikowany w dwóch częściach.
Dla osób, które jeszcze nie wiedzą, kim jest mój rozmówca, przedstawia się on następująco:
Kamil Gemra, menadżer ds. rozwoju StockWatch.pl. Aktywny inwestor na
rynku Catalyst od jego uruchomienia. Współpracuje zarówno z inwestorami
jak i emitentami obligacji. Od 2012 r. doktorant SGH zajmujący się
tematyką pozyskiwania kapitału poprzez emisje obligacji.
I żeby już nie przynudzać, przechodzimy do samego wywiadu.
Radosław Chodkowski: Czy rynek
obligacji jest dla wszystkich i czy może on stanowić porównywalną alternatywę
dla lokat w czasach niskich stóp procentowych. Czy może jest to zupełnie inny
wehikuł finansowy i nie jest dla przeciętnego Kowalskiego?
Kamil Gemra: Jest to trudne pytanie, ponieważ rynek obligacji jest
obecnie bardzo szeroki i emitentów jest również wielu. Gdybyśmy rozmawiali dwa
lub trzy lata temu mógłbym powiedzieć, że zdecydowanie nie jest dla wszystkich,
gdyż emitentów było kilkunastu, w tym prym wiódł np. Gant. Gdybym wtedy powiedział, że jest to rynek
stanowiący alternatywę dla lokat, nie mówiłbym prawdy, mimo że wcale tak nie
uważałem. Jednak w tej chwili jest tam tyle papierów, tylu solidnych emitentów,
że zdecydowanie jest to rynek dla wszystkich.
Przypomnijmy tylko wachlarz dostępnych instrumentów. Weźmy chociażby banki spółdzielcze. Są to
trochę zapomniane papiery, a ja uważam,
że to jest błąd, że inwestorzy nie zwracają uwagi na te podmioty, gdyż są to
instytucje nadzorowane przez Komisję Nadzoru Finansowego. Poza tym zdecydowana
większość banków spółdzielczych, które wyemitowały obligacje na rynku Catalyst
jest w dobrej kondycji finansowej. W ich przypadku pytanie podstawowe dotyczy
wskaźników wypłacalności. Nawet jeśli są trochę niższe niż średnia dla całego sektora,
to czy oferowane premie są adekwatne do ryzyka, które ponosimy jako inwestorzy.
Uważam, że jest tam wiele obligacji, które dają za mało zarobić, ale są liczne
obligacje banków spółdzielczych, które pozwalają na bardzo dobry zarobek, z
pewnością większy niż na lokacie.
Ponadto jeśli przypomnimy sobie ofertę obligacji Orlenu to
też był to pewnego rodzaju substytut lokat i takie oferty wielkich koncernów
będą się pojawiać. To jest właśnie przykład, że rynek obligacji jest dla
każdego, ale nie wszystkie obligacje są adekwatne dla wszystkich inwestorów.
R. Czyli twoim
zdaniem obligacje np. Orlenu cechują się na tyle zbliżonym ryzykiem, że można
by je było traktować, jako substytut lokat?
K. Zdecydowanie tak. Uważam, że posiadają one porównywalne
ryzyko do lokat.
R. Skoro poruszyłeś
temat obligacji spółdzielczych to powiedzmy, czy były przypadki problemów ze
spłatą zobowiązań lub też obawy o wypłacalność tego typu emitentów?
K. Z tego co pamiętam była jedna sytuacja, ale dotyczyła ona
gminy, w której wynikało to z błędu ludzkiego, gdzie osoba odpowiedzialna
zapomniała złożyć dyspozycję przelewów. Nie było raczej sytuacji, w której
banki spółdzielcze miałyby problemy z wykupem obligacji. Pamiętajmy, że są to
instytucje nadzorowane przez KNF i wydaje się, że sektor bankowy w Polsce jest
w dobrej kondycji, ale zdecydowanie zalecam analizę selektywną. Są to małe
podmioty i nie znamy dokładnej struktury ich portfela kredytowego, co oznacza,
że nawet jeśli bank w tej chwili nie ma problemów to wcale nie oznacza, że nie
będzie ich miał za pół roku, gdy jeden duży kredytobiorca przestanie płacić.
Ale są też banki jak BPS, czy też Podkarpacki Bank Spółdzielczy, czyli giganci
bankowości spółdzielczej, a wcale nie są to obligacje słabo oprocentowane.
Problemem może być spread, który się pojawia w karnecie,
gdyż nominalne oprocentowanie obligacji może być zachęcające, ale trudno jest
je kupić w odpowiednio atrakcyjnej cenie, a z pewnością nie kupi się ich w
większej liczbie. To jest jeden z problemów rynku Catalyst i o nim pewnie
jeszcze będziemy dziś rozmawiać.
R. Pytam o te banki
spółdzielcze, ponieważ kiedyś rozmawiałem z prezesami kilku z nich i zawsze
podkreślali, że posiadają bardzo zdrowe portfele kredytowe, a kredyty zagrożone
stanowią ich marginalną część.
K. Zgodzę się z tobą, ponieważ trzeba zwrócić uwagę na
specyfikę banków spółdzielczych. Najczęściej mieszczą się one w małych
społecznościach lokalnych, gdzie często prezes banku spółdzielczego zna
kredytobiorcę i wie, w jakiej znajduje się on kondycji i czy faktycznie buduje
jakąś niewielką fabrykę w tej miejscowości, czy też nie. Wynika to ze specyfiki
bankowości spółdzielczej.
R. Jakie realne stopy
zwrotu można osiągnąć na rynku Catalyst, nie eksponując się nadmiernie na
ryzyko? Wiemy że górne granice oprocentowania sięgają nawet 20%, ale czy jest
to przedział 7-8%, czy może nawet 12%?
K. Jeśli mówimy o oprocentowaniu netto to bez nadmiernego
ryzyka 5-6% jest dobrym wynikiem. Mam nadzieję, że przejdziemy też do pytania o
rynek pierwotny tych obligacji, bo to jest też spory problem. Rynek Catalyst ma
swoje wady w postaci płynności, a także spreadów między zleceniami kupna i
sprzedaży w karnecie. Ale z pewnością 5-6% netto jest wynikiem realnym.
Jestem propagatorem wykorzystania indywidualnego konta
emerytalnego (IKE) do inwestowania na rynku Catalyst, ponieważ rynek ten ma
jeden podstawowy problem wynikający z ustaw podatkowych. Podatek od odsetek
płaci ten, kto w danym momencie ma te odsetki i jeżeli ktoś kupił obligację
dzień przed ustaleniem prawa do odsetek to może się okazać, że jest stratny już
na starcie, ponieważ musi zapłacić podatek za wszystkich poprzednich posiadaczy
tego papieru. I jest to de facto problem podwójnego opodatkowania, ponieważ ci
którzy poprzednio mieli tą obligację, będą mieli ten podatek ujęty w Pit 8C,
który wysyła biuro maklerskie. Zaburza to liczenie rentowności obligacji. W
serwisie StockWatch.pl przez rok pracowaliśmy nad zbudowaniem kalkulatora
rentowności netto i było to trudne zadanie. Samodzielne policzenie rentowności
netto obligacji jest jeszcze trudniejsze, dlatego też aby wyeliminować ten
problem, zachęcam do skorzystania z IKE, gdyż tam podatku się nie płaci i wtedy
rentowność brutto jest naszą rentownością netto. Możemy przy tym wykorzystać
magię procentu składanego i wielokrotnie obracać tymi pieniędzmi, gdyż wcale
nie jest powiedziane, że musimy trzymać oszczędności do uzyskania uprawnień
emerytalnych. Wypłacając pieniądze wcześniej zapłacimy podatek, ale będzie to i
tak korzystniejszym rozwiązaniem niż obracanie obligacjami przez zwykły
rachunek maklerski. Sam stosuję to rozwiązanie i mogę zapewnić, że ono działa.
R. Skoro już jesteśmy
przy IKE to powiedzmy o innych korzyściach pośrednio wynikających z ochrony
podatkowej, czyli z możliwości kupna obligacji wtedy, gdy posiadacze zwykłych
rachunków wstrzymują się z zakupem ze względów podatkowych. Ma to miejsce przed
ustaleniem prawa do odsetek. Czy to zjawisko jest zauważalne?
K. Wydaje mi się, że coraz mniej. Jestem obecny na rynku
Catalyst od początku, w styczniu lub lutym 2010 roku zawierałem pierwszą
transakcję i na początku mało osób wiedziało, że istnieje taki właśnie problem
związany z oprocentowaniem, a więc rynek był bardzo mało efektywny. Nie
twierdzę, że obecnie jest bardzo efektywny, gdyż zdarzają się anomalie, ale
wydaje mi się, że jest to coraz mniej widoczne. Zauważmy, że duża część
uczestników tego rynku handluje poprzez IKE, więc różnica ta stopniowo zanika.
Trzeba by było bardzo dokładnie śledzić zawierane transakcje, aby takie
sytuacje wychwycić. Zauważmy, że obligacje różnią się od akcji, gdyż trzyma się
je często do wykupu, a co za tym idzie większe znaczenie ma wybór emitenta.
Niemniej sądzę, że takich sytuacji jest coraz mniej.
R. Podpytam jeszcze z
technicznego punktu widzenia, czy możliwe jest dotarcie do statystyk
ukazujących ruch na rynku Catalyst wygenerowany przez uczestników handlujących
przez konta IKE, czy też są oni nie do zidentyfikowania?
K. Wydaje mi się to niemożliwe do zidentyfikowania, gdyż
zasadą obrotu giełdowego jest anonimowość i tylko KDPW wie, kto z kim zawiera
transakcje. Być może dane z biur maklerskich dotyczące udziału kont IKE we
wszystkich rachunkach maklerskich dadzą jakiś obraz na temat udziału tego typu
inwestorów. Idąc tym tropem, wydaje się że nie jest to wielki odsetek.
R. Pytam o konta IKE,
ponieważ mamy tam do czynienia z limitami wpłat, a zatem można by było
zakładać, że są to te mniejsze zakupy. Chociaż w sumie na rynku wtórnym trudno
jest powiedzieć o dużych zakupach przy obecnej płynności.
R. Kolejne pytanie
dotyczy ryzyka. Czy przy obligacjach oprocentowanych na np. 11% możemy już
mówić o dużym ryzyku niewykupienia, czy poziom ten leży gdzieś indziej? Mam tu
na myśli powiązanie stopy zwrotu i ryzyka. Czy też można bez obaw nabywać
obligacje oprocentowane na np. 15%, jeśli jest to wkalkulowane w nasz plan
inwestycji?
K. Zacznijmy od tego, iż zawodowo mam kontakt z emitentami i
nie zawsze jest tak, jak podpowiada teoria, że oprocentowanie ustalane jest
według modelu opracowywanego przez analityków i matematyków. Często o
oprocentowaniu decyduje pewien rodzaj rynkowego wyczucia. Oczywiście jest tak,
że gdy jest ono dwucyfrowe, to musimy być ostrożni. Trzeba sobie zadać pytanie,
jaką działalność prowadzi spółka, że jest w stanie wypłacić nam dwucyfrowe
odsetki i jeszcze po tym coś jej zostanie. Do pewnego czasu deweloperzy
prowadzili taką działalność i można powiedzieć, że oprócz Ganta czasy dla tych
spółek wydają się nadchodzić coraz lepsze. Drugą taką branżą są spółki
zajmujące się windykacją. One są w stanie zapłacić wyższe odsetki, nawet
dwucyfrowe.
Dlatego też nie można jednoznacznie przesądzić, że
dwucyfrowe oprocentowanie zawsze oznacza obligację wysokiego ryzyka. Z drugiej
strony były przypadki upadłości emitentów płacących jednocyfrowe odsetki, a
wydawać by się mogło, że takie sytuacje raczej nie powinny mieć miejsca. Były
również obligacje płacące 15% rocznie i zostały one bez problemu wykupione, na
czym zarobiła i spółka i inwestorzy.
W finansach popularny jest wykres obrazujący ryzyko, na
którym umieszczone są różne instrumenty według przypisanego im poziomu ryzyka.
Moim zdaniem obligacje nie są mniej ryzykowne niż akcje, gdyż w sytuacji
niewypłacalności emitenta tracimy praktycznie wszystko. Trzeba uczestniczyć w
postepowaniu upadłościowym, którego rezultaty nie są znane. Akcje natomiast
możemy sprzedać nawet po cenie 1 gr. Trzeba o tym pamiętać, gdyż możemy mieć
10 dobrych transakcji na rynku obligacji, ale jedenasta może być na tyle zła,
że przekreśli poprzednie zyski i jeszcze wygeneruje straty.
Wracając do pytania, dużo zależy od zabezpieczenia
obligacji. Jeśli go brak, inwestorzy żądają wyższej premii za ryzyko, z czego
może wynikać właśnie dwucyfrowe oprocentowanie. Zwróćmy uwagę na fakt, iż
większość obligacji posiada zmienne oprocentowanie, uzależnione od stopy
procentowej, a konkretnie WIBOR. Stawka ta w ostatnich miesiącach bardzo mocno
spadła, a co za tym idzie zmniejszyła się liczba obligacji o dwucyfrowym
oprocentowaniu. Dlatego radze spojrzeć bardziej na marże, gdzie 550 punktów
bazowych ponad WIBOR już może oznaczać ryzykowne papiery. Do inwestora należy
decyzja, czy akceptuje takie ryzyko, gdyż nie można jednoznacznie powiedzieć,
że wysokooprocentowane papiery są złe.
R. Powiedzmy kilka
słów o branżach. Wspomniałeś o deweloperach i windykatorach. W moich prywatnych
inwestycjach staram się unikać właśnie tych dwóch branż. Od deweloperów
odstrasza mnie niedawna kondycja tego sektora, a za branżą windykacyjną
zwyczajnie nie przepadam. Pytanie, czy jest to uzasadnione, czy może
przeciwnie, są to dobre sektory i dobre obligacje? Czy można powiedzieć, że na
rynku Catalyst określone sektory posiadają podwyższone ryzyko?
K. Przede wszystkim warto zaznaczyć, że dlatego mamy na
Catalyst tak dużo obligacji deweloperów i windykatorów, gdyż często było to
najbardziej dostępne źródło finansowania dla tych emitentów. W czasie bessy w
2008 roku trudno było uplasować emisję akcji i rynek Catalyst był niekiedy
zbawieniem dla tych branż, gdyż w ten sposób mogły one pozyskać środki.
Mówiąc o deweloperach trzeba zaznaczyć, że jest to branża
zdecydowanie cykliczna i jeśli wchodzimy w okres wzrostu cen nieruchomości, a
wydaje mi się że właśnie taki czas się zaczyna, to nie powinno być problemów z
wykupem obligacji. Oczywiście deweloper deweloperowi nie równy i jeśli ktoś
kupił swoją pierwszą działkę, wyemitował obligacje i będzie stawiał swój
pierwszy blok to jeszcze o niczym nie świadczy. Z drugiej strony przykład Ganta
pokazuje, że nawet doświadczony deweloper może się wykoleić. Gdyby Gant nie
miał takiego długu to zapewne by sobie dobrze radził, gdyż ma bardzo ciekawe
inwestycje. Dlatego interesując się obligacjami deweloperów trzeba patrzeć na
ich wielkość, a także inwestować głównie w spółki, które są notowane na rynku
głównym, gdzie mamy pokrycie analityczne, jest kurs akcji oraz sprawozdania
finansowe. Wydaje mi się, że po takiej analizie można zainteresować się
obligacjami deweloperów, gdyż wchodzą oni w cykl dobrej koniunktury.
Co do windykatorów to mam duże kontakty z tą branżą, gdyż
piszę właśnie doktorat na temat sektora windykacyjnego i emitowanych przez
niego obligacji. Znam te spółki i w celu dokonania dobrej inwestycji trzeba
bardzo selektywnie wybierać, ponieważ są podmioty, których ryzyko jest
minimalne.
Myślę, że nie będzie tajemnicą jak powiem o nadchodzącej emisji
publicznej obligacji Kruk S.A., gdzie każdy będzie mógł się zapisać na jedną
obligację i sądzę, że będzie to ciekawa alternatywa dla inwestorów. Oczywiście
zależy to też od oprocentowania, ale wydaje mi się, że w tym przypadku ryzyko
będzie niewielkie.
Znam natomiast spółki z rynku Catalyst zajmujące się
windykacją, które w przypadku braku refinansowania tego długu będą miały
gigantyczne problemy z wypłacalnością. Może zatem dojść do sytuacji, w której
windykator będzie miał problem z oddaniem długu, ale w przypadku braku
możliwości zrolowania obligacji, tak to się może skończyć. Dlatego też również
w przypadku firm windykacyjnych patrzyłbym na wielkość podmiotu oraz wybierał
tylko spośród spółek notowanych na rynku akcji.
R. Co poradzisz
osobom chcącym rozpocząć przygodę z obligacjami korporacyjnymi? Czy wystarczy
przeczytać kilka poradników i materiałów dostępnych w Internecie, czy też
trzeba być w stanie przeprowadzić analizę finansową spółki?
K. Uważam, że inwestując zawsze należy posiadać pewną wiedzę
na temat analizy finansowej spółki, z czym zapewne nie zgodzili by się
analitycy techniczni. W przypadku obligacji trzeba mieć ten background,
zwłaszcza jak rynek obligacji jest zorganizowany. Trzeba wiedzieć, że jeśli
obligacja jest notowana po cenie 99 to jest to 99%, a nie 99 zł, czym jest cena
czysta, a czym cena brudna. Dlatego wiedza na temat organizacji obrotu
obligacjami jest niezbędna, a dla laika może to być początkowo stosunkowo
trudne. Wielokrotnie podczas spotkań lub prowadzonych wykładów widzę, że jest
to dla ludzi czarna magia, Wydawało by się, że wystarczy kupić obligację,
zarobić te 7% i sprawa zamknięta, a tymczasem tak nie jest. Tak więc
inwestowanie w obligacje jest dosyć skomplikowane, ale w łatwy sposób można się
tego nauczyć.
Kolejnym krokiem jest z pewnością obserwacja rynku,
zachowania cen obligacji, ofert kupna i sprzedaży tych papierów. Po drugie
stworzyłbym listę obligacji firm, które znam np. Orlenu, GPW, dewelopera który
niedaleko sprzedaje mieszkania i, to co wcześniej mówiłem, dla inwestorów
początkujących muszą to być spółki notowane na głównym rynku. Daje to dużo
większe zaplecze informacyjne, a poza tym, o czym wspomniałeś na blogu, jest
dostępny wykres cen akcji. Z moich obserwacji wynika, że kurs akcji o 2-3
kwartały wyprzedza to, co się będzie działo z obligacjami. Przykładem
oczywiście jest Gant, ale można znaleźć również inne przypadki, gdzie kurs
pikował, a później były problemy z wykupem obligacji. Tak wiec zdecydowanie
należy się zastanowić, czy jest to firma, którą znam oraz czy jest ona notowana
na głównym rynku.
R. Zapytam teraz o
budowanie pierwszego portfela obligacji. Weźmy przykład osoby, która nie ma
wielkiego kapitału, np. 10 tys. zł. Jaki jest minimalny próg inwestycji w
obligacje oraz jak ten portfel dywersyfikować?
K. Moim zdaniem inwestorowi indywidualnemu jest niezwykle
trudno zdywersyfikować portfel obligacji, co może wykazać prosta matematyka.
Chcąc zarobić 8% netto, musimy kupić 12 różnych obligacji, aby wyjść na zero w
przypadku niewykupienia tylko jednej z serii. Z racji kosztów transakcyjnych
nie kupimy po jednej obligacji, ale po kilka, a zatem 12 razy kilka tysięcy
złotych daje nam portfel o wielkości ok. 40-50 tys. zł. Z drugiej strony
obserwowanie dwunastu różnych pozycji może nie być wcale takie proste dla
inwestora indywidualnego. Dlatego też można powiedzieć, że zdywersyfikowanie
indywidualnego portfela jest na rynku Catalyst bardzo trudne, niekiedy nawet
niemożliwe.
Dysponując portfelem rzędu 10 tys. zł lepiej jest chyba
zarobić mniej, ale zmniejszyć znacząco ryzyko niewypłacalności którejś ze
spółek. Można kupić obligacje trzech firm oferujących nieco niższe
oprocentowanie, ale zdecydowanie większe bezpieczeństwo.
Zależy jeszcze o jakich inwestorach rozmawiamy, gdyż było na
rynku Catalyst kilka okazji, gdzie można było zarobić na obligacjach i 100%.
Były takie przypadki jak Marka S.A., później Werth Holz S.A. i tymi dziesięcioma tysiącami, jeśli złapało się w odpowiedniej chwili rynek, można było osiągnąć
całkiem interesującą stopę zwrotu. Oczywiście w tej sytuacji nie może być mowy
o żadnej dywersyfikacji, bo jeśli raz się pomylimy to jesteśmy jak saper i nie
będziemy mogli na rynku obligacji odrobić tej straty bez posiadania portfela
powyżej 100 tys. zł.
Dlatego też być może nie jest złym pomysłem branie udziału w
ofertach obligacji, gdzie mamy możliwość dobrze prześwietlić spółkę i
zainwestować znaczną część pieniędzy w jeden papier, ale zabezpieczony i dobrze
nam znany.
R. Poruszyłeś kilka
tematów, o które chciałem zapytać, więc od razu nawiążę do nich. Najniższa
oferta publiczna to obecnie 50 tysięcy złotych?
K. W marcu 2013r. uległa zmianie ustawa o ofercie publicznej
i zostało zmienione kryterium wyznaczające ofertę prywatną. Obecnie jest to
oferta kierowana do maksymalnie 149 osób. I jeśli podzielimy wielkość oferty
np. 5 mln zł przez 149 osób daje nam to ok. 35 tys. zł na osobę i takie oferty
były. Chociażby Uboat-Line S.A. uplasowało emisję i tam właśnie był minimalny zapis
o wielkości 35 tys. zł. Jednak w przypadku emisji trzeba przyjąć, że mówimy o
kwotach 50 tys. i wyższych.
Skoro mówimy już o emisjach obligacji to uważam, że nowa
ustawa wprowadziła wielką szkodę dla inwestorów. Obecnie w żadnym wypadku nie
można informować publicznie, że ma miejsce taka właśnie oferta. Spółki stosują
tutaj różne fortele, ale w rzeczywistości autoryzowany doradca powinien z nami
jako inwestorami podpisać umowę o poufności dotyczącej emisji pierwotnej i
dopiero wtedy może nam powiedzieć, jakiej spółki jest to emisja, jaki jest
minimalny zapis i oprocentowanie etc. Jest to sytuacja trochę chora i moim
zdaniem przez to rynek ofert prywatnych stał się bardzo trudny, ponieważ nie
można informować szerokiego grona inwestorów o nowych emisjach. Był to w pewnym
sensie strzał w stopę ze strony KNF, która rekomendowała taką zmianę w ustawie.
Z drugiej strony powstała konstrukcja oferty publicznej,
gdzie nie trzeba sporządzać prospektu emisyjnego, zatwierdzanego później przez
KNF, która to procedura trwa kilka miesięcy lub nawet rok i jest dość
kosztowna. Wprowadzono nowe rozwiązanie, w którym można zrobić ofertę publiczną
do wysokości 2,5 mln euro bez zatwierdzania memorandum, ale KNF sprawując
pieczę sprawdza wszystkie materiały promocyjne. Będzie teraz miała miejsce
pierwsza taka oferta, którą przeprowadza Powszechne Towarzystwo Inwestycyjne
S.A. i każdy inwestor będzie mógł się zapisać nawet na jedną obligację, która
będzie miała dość nietypową wartość, bo 500 zł. Zapisy będą trwały 2 tygodnie i
każdy będzie miał równy dostęp do informacji, będzie się odbywał czat z
przedstawicielami PTI S.A. i wydaje mi się, że właśnie w takim kierunku ten
rynek powinien zmierzać. Wyeliminuje to obawy o odpowiedzialność z tytułu
ujawnienia poufnych informacji, gdyż kara za złamanie tego zapisu ustawy wynosi
10 mln zł. Dlatego też liczę, że oferta PTI S.A. się powiedzie i inne mniejsze
spółki skorzystają z tej formy przeprowadzania ofert.
R. Odwołam się
jeszcze do poprzedniego pytania dotyczącego dywersyfikacji. Czy jakąś
alternatywą mogą być fundusze obligacji jako pewna forma wtórnego inwestowania
w obligacje?
K. Uczestniczę w licznych konferencjach dotyczących Catalyst
jako przedstawiciel inwestorów indywidualnych i branża TFI zawsze mnie w tym
względzie zakrzykuje. Jest to słuszny argument, gdyż fundusze mają dużo większą
możliwość dywersyfikacji oraz zaplecze analityczne, ale oni też nie ustrzegają
się pomyłek. Jeśli przypomnimy sobie przykład
funduszu obligacyjnego Idea TFI to widać, że wcale nie musi to wyglądać
tak różowo.
Dużo zależy od naszej strategii, gdyż równie dobrze można
powiedzieć, że inwestycje w akcje nie mają sensu, bo lepiej jest powierzyć
swoje środki funduszowi. Gdyby nie inwestorzy indywidualni nie byłoby sukcesu
kontraktów terminowych na Wig20, gdyż to oni rozruszali ten rynek i dlatego
sądzę, że na Catalyst również indywidualni gracze są niezbędni. Ale z drugiej
strony dywersyfikacja na Catalyst jest możliwa i jeśli ktoś ma trochę czasu
oraz interesuje się inwestycjami powinien sam spróbować, zamiast wpłacić środki
do funduszu i sprawdzać wyniki raz w miesiącu.
...
To jest koniec pierwszej części wywiadu. Udostępnijcie, polubcie i skomentujcie, żebym wiedział, że dotrwaliście do tego miejsca i czekacie na drugą połówkę :)
Pssst... Kamil pewnie do nas zajrzy, więc nie jest wykluczone, że odpowie na jakieś pytania zadane w komentarzach.