Podczas wtorkowej sesji na GPW aż 39 spółek osiągnęło swoje roczne minima. Liczba ta stanowi ok. 9% wszystkich spółek notowanych na głównym parkiecie i bardzo dobitnie pokazuje sytuację, w jakiej znalazł się warszawski rynek. Sytuację, z której wielu inwestorów nie jest w stanie znaleźć wyjścia.
Podczas niedawnej konferencji Książęca Street II powiedziałem, że tym razem fundamenty nie idą w parze z analizą wykresu. Najlepsze spółki wyłonione na podstawie analizy fundamentalnej miały, mówiąc oględnie, mało atrakcyjne wykresy. Ma to oczywiście związek z obecną sytuacją na warszawskim parkiecie, o której wspominałem w ostatnim tekście. Spółki małe i średnie radzą sobie w ostatnim czasie nie najlepiej i jest to fakt, z którym trudno jest się nie zgodzić.
Dlaczego tak się dzieje?
Moim zdaniem kluczowa jest odpowiedź na pytanie o powody tych spadków. Czy możliwe jest, żeby w jednym czasie kilkadziesiąt spółek doświadczyło negatywnej zmiany w fundamentach lub otoczeniu rynkowym, która to zmiana przełożyłaby się na kurs akcji? Wydaje się, że jest to bardzo mało prawdopodobne. A przecież w marcu 2017 roku, niemal jak na komendę, nastąpił zwrot rynkowy, podczas którego spółki średnie z trendu wzrostowego przeszły do bocznego, a małe nawet do spadkowego.
Sądzę więc, że przyczyna tego stanu rzeczy leży poza samymi spółkami i nie jest bezpośrednio związana z prowadzonym przez nie biznesem. Tak jak wspomniałem w poprzednim wpisie, może to zwykły przepływ kapitału do dużych podmiotów, a może coś innego. W każdym razie uważam, że zjawisko to ma charakter ogólny, dotyczący całego rynku. Częściowe wyjaśnienie tego stanu rzeczy opublikowała dzisiaj Strefa Inwestorów, uzasadniając to spadkiem zysku operacyjnego i zysku netto.
W jakim momencie cyklu jesteśmy?
Chcąc przesądzać o losach spółek warto spojrzeć na nasze otoczenie ekonomiczne. Gospodarka rozwija się na bardzo zadowalającym poziomie, bezrobocie jest rekordowo niskie, złotówka się umacnia, a poziom zamożności społeczeństwa wydaje się również wzrastać.
Jeśli rozejrzymy się wokół, zobaczymy to zjawisko. Na przykład w branży nieruchomości, w której działam od kilkunastu miesięcy, pojawił się zdecydowany popyt na domy i mieszkania. Ludzie mają zdolność kredytową i gotowi są używać jej, żeby kupować odpowiednie lokum dla siebie i rodziny. W obszarze nieruchomości komercyjnych przeważają firmy, które zmieniają wynajmowaną powierzchnię biurową na większą, bo w obecnej już się nie mieszczą. Przykładem jest chociażby znana mi firma zajmująca się administrowaniem wspólnotami mieszkaniowymi. W ciągu ostatniego roku podwoili zatrudnienie i w ciągu dwóch lat zamierzają znów się podwoić. Z pewnością widzicie to wokół siebie.
Ten dobrobyt ma też swoje negatywne konsekwencje. Pojawiają się pierwsze komunikaty, że w budownictwie coraz trudniej o materiały takie jak beton czy cegły. Narasta problem z zatrudnieniem, gdyż pozyskanie i utrzymanie wartościowych pracowników kosztuje coraz więcej i staje się istotnym kosztem dla każdej firmy. Z jednej strony wpływa to na malejącą rentowność, a z drugiej ogranicza wzrost. Sam znam kilka firm, które odsyłają klientów z kwitkiem, bo nie są w stanie sprostać zamówieniom.
Można więc powiedzieć, że za nami jest już ten piękny okres, w którym spółki dopiero zaczynają łapać wiatr w żagle, a wyceny są jeszcze stosunkowo atrakcyjne. Obecnie jesteśmy raczej w miejscu, w którym beztroska minęła i rozpoczyna się znów lawirowanie z rosnącymi kosztami.
A że ceny rosną świadczyć może ostatni skok inflacji. Póki co niczego poważnego jeszcze nie zapowiada, ale już daje do myślenia. Kilka takich miesięcy i podwyżka stóp procentowych stanie się realna nawet w połowie 2018 roku. A z nią przyjdzie już nieco trudniejsza sytuacja niż jeszcze kilka miesięcy temu.
Powrót do podstaw analizy fundamentalnej
Jeżeli czytaliście nieco literatury traktującej o analizie fundamentalnej, z pewnością pamiętacie odwołania do przedsiębiorcy-właściciela firmy, któremu ktoś mówi, że notowania jego firmy spadają o X procent. Dla właściciela biznesu nie ma to żadnego znaczenia. Dopóki biznes jest dochodowy i generuje określone zyski, nie interesuje go, czy jednego dnia akcje kosztują 10 zł za sztukę, a innego 7 zł za sztukę.
Podobnie do tematu podchodzą właściciele mieszkań na wynajem. Dopóki inwestycja charakteryzuje się określoną bieżącą rentownością, na drugi plan schodzą okresowe fluktuacje w cenach nieruchomości. Raz kupione dobre mieszkanie generuje strumień gotówki przez długi czas.
Popatrzmy teraz na sytuację techniczną spółek z indeksu sWig80.
Jak widać indeks ten cofnął się dość znacznie od ostatniego szczytu. Spadki są na tyle wyraźne, że już niemal wszyscy analitycy dostrzegają i akcentują ten stan rzeczy. Należy więc przyjąć, że również inwestorzy są świadomi, że spółki małe znacznie w ostatnim czasie staniały. Być może jest to więc czas, aby ruszyć na zakupy.
Czy warto obecnie kupować małe spółki?
Moim zdaniem warto, aczkolwiek z pewnością nie każda mała spółka da zarobić. Bardziej doświadczeni inwestorzy z pewnością wiedzą, że łapanie dołków na rynku jest sztuką, która udaje się rzadko i jest raczej konsekwencją szczęścia, a nie przeprowadzonej analizy. Jeżeli jednak stałoby się tak, że w tym tekstem trafię w idealny dołek na indeksie sWig80, byłoby ciekawie.