Podobnie jak inwestorzy, strategie inwestycyjne bywają różne. Jedne opierają się na dużej liczbie transakcji w krótkim czasie, podczas gdy inne zakładają czekanie na odpowiedni moment i dopiero kiedy wszystkie okoliczności sprzyjają, sugerują inwestorowi zajęcie pozycji.
Z pewnością każdy potrafi podzielić strategie pod względem częstotliwości zawierania transakcji. W niektórych pozycje otwiera się co chwila, podczas gdy inne wymagają spełnienia określonych warunków przed wejściem na rynek. Z pewnością do tych ostatnich można zaliczyć strategie dywidendowe.
Jestem zdania, że w inwestowaniu dywidendowym, oprócz samego faktu wypłacania przez spółkę dywidendy, najważniejsza jest cena, po jakiej kupujemy akcje. Kupując papiery za drogo ryzykujemy, że otrzymywana przez nas dywidenda będzie miała niską stopę, a sama inwestycja nie będzie szczególnie udana.
Jeżeli chcecie dowiedzieć się, jak ja podchodzę do dywidendy, polecam lekturę najdłuższego tekstu, który kiedykolwiek ukazał się na blogu, a poświęconego właśnie mojemu spojrzeniu na inwestowanie dywidendowe.
Mając już wytypowaną spółkę dywidendową czekamy, aż stanie się na tyle tania, żeby zdecydować się na akumulację akcji. Czasami, widząc potencjał waloru do dalszego wzrostu, można wchodzić w trakcie trwającego ruchu w górę, jednak ja sam preferuję kupowanie papierów w okresie pogorszenia nastrojów, kiedy są one tańsze.
Przykładem takiej spółki dywidendowej może być Sanok. Podmiot zyskami dzieli się z inwestorami od lat i wygląda na to, że w przyszłości zarząd również powinien taką politykę utrzymywać. Jednocześnie notowania są na poziomie z 2013 roku, co znaczy, że każdy kto kupił papiery spółki na przestrzeni ostatnich czterech lat i trzyma je do dzisiaj, jest pod kreską.
Oczywiście nie znaczy to, że kupując akcje już teraz zarobimy pieniądze. Główna idea jest jednak taka, żeby dobrej jakości aktywa kupować raczej w okolicach dołka niż raczej na górce.