W końcu otworzyłem rachunek w zagranicznej instytucji finansowej i zacząłem inwestowanie na globalnych rynkach. W dzisiejszym tekście opisuję, co skłoniło mnie do takiej decyzji, jakie elementy oferty były dla mnie ważne oraz dlaczego wybrałem Saxo Bank.
Na warszawskiej giełdzie obecny jestem od 2009 roku, czyli już od ponad 13 lat. Kiedy zaczynałem był to oczywisty wybór, w końcu już samo inwestowanie na giełdzie było pewnym aktem śmiałości, a o czymś takim, jak rynki zagraniczne zupełnie się nie myślało.
Lata leciały i coraz bardziej ewidentne stawało się, że nasza GPW nie rośnie tak szybko jak rynki zachodnie. Począwszy od dołka z 2009 roku, nasze odbicie pozwoliło ledwie na odrobienie cofnięcia, podczas gdy giełda w USA szybko pokonała szczyt poprzedniej hossy i kontynuowała marsz na północ. Jednak jakoś nie złożyło się do otwarcia się na rynki zagraniczne.
Kolejnym etapem była coraz szersza popularyzacja inwestowania globalnego. Posiadanie akcji z USA podczas ostatniej hossy stało się modne. Coraz więcej osób chwaliło się, że posiada portfel rosnących spółek z amerykańskiego rynku. Powszechne były również głosy zwolenników inwestowania pasywnego, którzy pokazywali, że polskie spółki stanowią poniżej 1% kapitalizacji światowych rynków i ograniczanie się wyłącznie do nich jest zarówno nieefektywne, jak i ryzykowne. Mimo tego, nie zdecydowałem się na wyjście na rynek zagraniczny.
Przełom stanowił w moim wypadku rok 2022 i to, co zdarzyło się w Ukrainie. Mam świadomość, że nie jestem tu wyjątkiem i powszechnie mówi się, że w inwestorskim świecie bieżący rok powinien zostać zapamiętany pośród polskich inwestorów jako rok dywersyfikacji aktywów.
Zdecydowałem się na ofertę Saxo Banku, z którym inwestuję już od kilku miesięcy. Zaproponowałem przedstawicielom banku na Polskę współpracę przy promocji jego oferty, stąd też dzisiejszy tekst, który czytacie jest tekstem sponsorowanym. Niemniej wszystkie zawarte w nim informacje i opinie są mojego autorstwa i dzielę się nimi zupełnie szczerze.
We współpracy z Saxo Bankiem przygotowaliśmy również promocję dla wszystkich czytelników bloga, którzy skorzystają z mojego linku i założą do dnia 27 listopada rachunek inwestycyjny. Takim osobom Saxo Bank przyzna pulę 450 zł (lub równowartość w innej walucie) na pokrycie ponoszonych prowizji. Więcej szczegółów w dalszej części tekstu.
Dlaczego zdecydowałem się zacząć inwestować za granicą
Jak wspomniałem wyżej, atak Rosji na Ukrainę stanowił w moim wypadku przesądzający czynnik o wyjściu z kapitałem na zagraniczne rynki. Jednak nie chodzi tu o proste przełożenie zagrożenia militarnego, ale również szereg innych zjawisk i procesów, które zostały w związku z nim uruchomione. Będę je omawiał w określonej kolejności, ale należy je traktować łącznie.
Pierwszym z czynników jest zagrożenie militarne ze strony Rosji. Nie zagrożenie dla Ukrainy, ale zagrożenie dla Polski. Niezależnie od tego, że traktuję ten scenariusz jako bardzo mało prawdopodobny, zastanowiłem się, co by się w takiej sytuacji działo i w jakiej pozycji byśmy się znaleźli.
Niewątpliwie osłabieniu uległby złoty. Być może byłoby to osłabienie chwilowe, a być może nasza waluta po pewnym czasie stałaby się aktywem niewymienialnym na inne aktywa. W końcu z takim problemem zderzyli się Ukraińcy próbujący wymienić w lutym i marcu hrywnę.
Spadłaby wartość wszystkich aktywów wycenianych w złotym. Akcje, obligacje, nieruchomości. To wszystko straciłoby na wartości kilkadziesiąt procent. W pewnym momencie sprzedaż czegokolwiek wiązałaby się z koniecznością poniesienia tak dużej straty, że straciłoby to sens.
Zapewne pojawiłby się problem z dostępem do gotówki. W końcu każdy ruszyłby do banków i bankomatów, aby wypłacić środki, co skutkowałoby z pewnością ograniczeniem możliwości wypłat dodatkowo podniosłoby poziom paniki. A w sytuacji zagrożenia zdecydowanie nie chcę być 1001 osobą, która w danym momencie próbuje się dodzwonić na infolinię, aby wycofać swoje oszczędności.
A więc uznałem, że na ewentualność zagrożenia militarnego chcę posiadać środki finansowe w instytucji finansowej zlokalizowanej w bardziej bezpiecznym rejonie. Co więcej, środki te musiałyby być wyrażone w walucie obcej, najlepiej dolarze lub euro. I tak też jest.
Drugim czynnikiem, już nie wiążącym się z ryzykiem bezpośredniego ataku na Polskę jest sytuacja, której doświadczamy obecnie. Osłabienie złotego w relacji do innych walut oraz osłabienie polskiego rynku akcji skutkujące mocnymi spadkami. Być może sytuacja ta jest przejściowa i ulegnie unormowaniu za jaki czas, a być może sąsiedztwo Rosji jeszcze przez dłuższy czas będzie kładło się cieniem na realną wartość naszego majątku. Realną, czyli wyrażoną w stabilniejszych miarach niż polski złoty.
Trzecim czynnikiem jest polska mizeria i dziadostwo na rynku kapitałowym, sprawiające że stopy zwrotu są relatywnie mało atrakcyjne oraz nie rokujące na poprawę w przewidywalnej przyszłości. Mam tu na myśli przede wszystkim strukturę naszego rynku z dominującą rolą spółek z udziałem Skarbu Państwa, nieczyste posunięcia w zarządzaniu tymi spółkami oraz ogólną aktywność polityków, przejawiającą się w działaniach stricte nakierowanych na korzyść polityczną. Przykładów życie dostarcza nam niemal każdego dnia:
Na chwilę obecną nie widać, żeby miało się tu coś zmienić na lepsze, a w perspektywie mamy przecież dodatkowe ryzyka, jak chociażby likwidacja OFE i decyzja, co stanie się z akcjami zgromadzonymi w funduszach.
Tak więc sentymentalne trzymanie się polskiego rynku kapitałowego staje się powoli domeną osób, które albo nie wiedzą, że jest alternatywa albo też tak bardzo obawiają się barier (podatkowych, językowych), że decydują się biernie akceptować ułomności polskiego rynku.
O tym, że wady naszego grajdołka to nie tylko niewymierne niedogodności, ale całkiem konkretne straty w relacji do innych rynków, przedstawiam powyżej zestawienie indeksów WIG oraz MSCI World od 2014 roku. Widać wyraźnie, że polska giełda nie przynosi w ostatnich latach tak dużych stóp zwrotu, jakie mogłaby przynosić. Dlatego uznałem, że czas porzucić sentymenty poszukać sobie zagranicznego domu maklerskiego.
Jakich cech oczekuję od zagranicznego brokera
Nie jestem typem osoby, która aktywnie inwestuje na kilku lub kilkunastu rachunkach. Nawet jeżeli je zakładam, np. w celu przetestowania oferty lub funkcjonalności, lubię posiadać jeden główny rachunek maklerski. I tak od tego 2009 roku inwestuję z jednym z dużych polskich domów maklerskich i przez ten czas nie kombinowałem, żeby przeskoczyć gdzieś indziej. W dużej mierze dlatego, że opieram się na kontach IKE i IKZE, gdzie transfer wymagałby nieco więcej formalności, choć byłby do zrobienia.