Obniżka w Saxo Bank - nawet 0,12% za handel na GPW i 1 dolar minimalnej prowizji na USA

piątek, 30 kwietnia 2010

Puławy - suplement


Niestety, setup zaprezentowany tutaj nie przeszedł próby. Podwójne wsparcie pękło i póki co ceny spadają. Zgodnie z teorią, przełamane wsparcie może się przekształcić w opór, więc ewentualna korekta spadków powinna się właśnie tam zatrzymać. Ale to mnie już nie interesuje. Przynajmniej dopóki nie ma krótkiej sprzedaży.

Kopex zmienia kierunek?

Tym razem nieco inna technika gry niż prezentowane wcześniej. Opiera się jednak na podobnym założeniu: kupić gdy spółka jest nisko i wygląda na to, że zawija w górę. Z tym, że kupujemy już odbicie, a nie dołek.
Pokrótce omówię setup, choć bardziej chcę się skupić na pozostałych aspektach tego typu wejścia. Zaproponowałem tutaj zajęcie pozycji po przebiciu ceny 22 zł, ale z ważnym zastrzeżeniem: tylko wtedy, gdy zamknięcie będzie ponad tym poziomem. Jest to rodzaj filtra, który ma chronić nas przed sytuacjami takimi, jak ta z 15 kwietnia. Stop loss poniżej ostatniego swing low. Tutaj nie bardzo mamy pole manewru, gdyż będzie to najpewniejszy wyznacznik powrotu do spadków. Liczenie potencjalnego zasięgu bym raczej sobie darował, ponieważ ewentualnymi poziomami są 24 zł (jako chwilowe zatrzymanie) oraz 28,50, jako ostatni szczyt. Jednak to pierwsze jest mało wyraźne, natomiast drugie zbyt optymistyczne, więc w tej sytuacji lepiej polegać na stopie kroczącym. A teraz trochę uwag ogólnych.

Linia trendu jest jednym z pierwszych narzędzi, które poznaje początkujący technik. Kiedy patrzy na wykresy w podręcznikach lub też ogląda historyczne dane to nakreślone linie wydają się wręcz banalne i od razu widać, jak powinny przebiegać. Schody zaczynają się, gdy przychodzi do rysowania kresek na wykresach, których prawa strona jest jeszcze za mgłą. I wtedy okazuje się, że nie jest to aż takie proste...

Na wykresie historycznym zawsze jest ta jedyna słuszna kreska. Natomiast w "realu" nigdy nie wiemy, czy to już ostateczne przełamanie, czy tylko kolejna górka, na której będzie można oprzeć naszą linię. Pół biedy, jeśli mamy już dwa lub trzy punkty styczne. Ale co, wtedy gdy poza wierzchołkiem nie ma na czym się oprzeć? Wtedy każde potencjalne ekstremum może być zarówno przełamaniem, jak i fałszywką. Często zdarza się, że wylecimy ze dwa razy na stopie, zanim uda się złapać to właściwe odwrócenie kierunku.

Druga rzecz to kwestia rysowania samej kreski, gdy już mamy jakieś ekstremum. Na powyższym obrazku widzimy długi cień zanotowany 15 kwietnia, który jednak postanowiłem zignorować i oprzeć się na korpusie świecy. Tutaj rzecz jest bardzo uznaniowa, ciężko podać dokładną receptę na prowadzenie linii trendu. Osobiście rysuję tak, aby złapać jak najbardziej wiarygodne i jak najwięcej punktów stycznych. Zdarza się więc, że raz opieram się na knocie, innym razem na korpusie. Głównym kryterium jest tu ilość dotknięć.

Kolejna sprawa to ponoszone przez nas ryzyko. Jak widzimy nie jest to już 3-4%, jak było w poprzednich setupach, ale aż 9,5% (22,05-19,95). Faktem jest, że liczymy też na dużo większe zyski, bo gdyby zrealizował się scenariusz 28.50 to zarobili byśmy prawie 30%. Jednak rozsądny trader po pierwsze najpierw patrzy na ryzyko, a po drugie odpowiednio dobiera wielkość pozycji. Zatem w przypadku większego ryzyka gramy mniejszą kwotą. Ma to na celu poszanowanie reguł zarządzania kapitałem, w zależności od stosowanej przez nas ilości/odsetka ryzykowanego portfela.

To powiększone ryzyko wynika z konstrukcji samej techniki. Zazwyczaj ceny osiągają dolne ekstremum i to pod nim stawiamy stop, natomiast długą pozycję zajmujemy dopiero po przebiciu linii trendu, która może przebiegać ładne kilka złotych wyżej. Stąd też konieczność gry mniejszymi stawkami.

Następna sprawa to samo przebicie kreski. Nie mamy gwarancji, że właśnie tym razem będziemy mieli rację. Stąd też konieczność zastosowania filtrów, które mają na celu odsianie przynajmniej części fałszywych sygnałów. W proponowanym przeze mnie przypadku jest to filtr odległości (nie kupujemy na kresce tylko trochę powyżej) oraz filtr zamknięcia (przez co nie grozi nam wejście na intradayowych wybrykach). Minusem jest tu powiększanie naszego ryzyka z racji kupna po wyższych cenach. Oczywiście wejście odbywa się za pomocą zlecenia stop, z tym, że zapewne trzeba będzie czatować przy komputerze podczas fixingu, gdyż nie wiem, czy możliwe jest stawianie zleceń stop realizowanych tylko na fixingu. Ewentualnie można wchodzić na otwarciu następnego dnia.

I tak jeszcze ogólnie z możliwości, które mamy do dyspozycji, warto zastanowić się nad podzieleniem wejścia na dwa zlecenia. I wtedy kupujemy połówką po przebiciu kreski, a jeśli przebicie to okaże się skuteczne, dokładamy drugą część kasy. Warto by wtedy wchodzić podczas korekty ruchu wybicia, ale że taka nie zawsze następuje, trzeba opracować plan awaryjny.

Póki co tyle przychodzi mi do głowy, jeśli chodzi o przebicia linii trendu. A dla pokazania, że sprawy z tym typem kreski nie zawsze są klarowne pokazuję przykład ostatniego dołka na Gancie (który, tak na marginesie, zrobił piękne odwrócone RGR):


czwartek, 29 kwietnia 2010

"Moja" analiza techniczna

To, czemu jestem technikiem, a nie AF-owcem, wyjaśniałem już w innych wpisach. Pomyślałem, że dobrze będzie trochę omówić moje podejście do gry na rynku w kontekście narzędzi analizy technicznej, które wykorzystuję. Trochę już zapewne mówią opisywane przeze mnie setupy, ale dla całościowego obrazu warto poświęcić temu cały post. Moja AT jest zapewne nie do końca zgodna z tym, jak chciałby ją definiować Tomasz Symonowisz, który niedawno na swoim blogu poświęcił kilka notek omówieniu po kolei detali AT. Ale, jak już pisałem, jestem humanistą i do tego nieszczególnie przywiązuję uwagę do teorii i definicji, więc opiszę to z mojej perspektywy.

Swój pierwszy kontakt z giełdą miałem na kapitale wirtualnym. Początkowo coś tam sobie rzeźbiłem, głównie z negatywnym skutkiem, ale że portfel nie bolał to jakoś się sprawy kręciły. Stwierdziłem jednak, że trzeba się zabrać poważnie do roboty. Był to mniej więcej luty 2009... Zaczynałem na oscylatorach. Udało mi się na kilku spółkach złapać pięknie dno bessy i stwierdziłem, że jednak nie jest to takie trudne. Kolejne kroki to były różnego rodzaju przypadkowe wskaźniki, stosowane w różnych konfiguracjach i z różną skutecznością.

Druga wielka fascynacja to były systemy mechaniczne. Akurat dostałem do zabawy Amibrokera, liznąłem trochę AFL'a i rozpoczęła się zabawa. Testowałem praktycznie wszystko, co wpadło mi w ręce i co umiałem zakodować. Miałem już za sobą pokaźną dawkę literatury traktującej o systemach, więc składałem najróżniejsze kombinacje, niektóre bardziej udane, inne trochę mniej. Jednak po pewnym czasie moje podejście ewoluowało i postanowiłem szukać gdzie indziej. Niebanalne znaczenie miał fakt, że na grę systemem wymagany jest sporo większy portfel niż ten, którym dysponowałem. Mimo, iż obecnie nie jestem "systemowcem", doceniam zalety tego typu tradingu i nie wykluczam, że kiedyś do niego powrócę.

Obecnie jestem na swoim trzecim dużym etapie - czystych wykresach. Uznałem, że to im należy poświęcić maksimum uwagi, gdyż wszystkie inne narzędzia takie jak cykle, średnie, czy oscylatory, opierają się na ruchach cen. Zatem analizując ruchy cen również można otrzymywać w miarę czytelny obraz rynku, bez opóźnień. Dwa słowa o innych metodach.

Z natury nie wierzę w różnego rodzaju "magiczne" współczynniki i ukryte porządki, według których działa cały świat, w tym i giełda. Mam świadomość, że jest bardzo wiele osób, które skutecznie zarabiają dzięki poziomom DiNapolego, falom Elliotta, kwadratom Ganna czy cyklom cenowym. Niemniej do mnie tego typu rzeczy nie przemawiają. Uważam ich stosowanie za zbyt złożone, oparte na mało logicznych przesłankach lub też wieloznaczne. Niemniej mam świadomość, że inwestorzy kierują się tymi wskazówkami i widziałem zbyt wiele korekt, które zatrzymywały się dokładnie na zniesieniach Fibonacciego, aby je deprecjonować.

Kolejna rzecz to średnie. Wiemy, ze istnieje wiele rodzajów średnich, od prostych aż po trójkątne, adaptacyjne i jeszcze inne. Zraża mnie do nich duże opóźnienie w stosunku do rzeczywistych ruchów cen. Zanim średnie wygenerują jakiś wygnał, rynek może przebyć już na tyle znaczną odległość, że znajdziemy się w okolicach szczytu (krótkoterminowego). Dla średnich widzę zastosowanie głównie jako filtry trendu, ale to znów zakłada pewna "mechanizację" tradingu.

Nie stosuję też oscylatorów. Uważam, że to cena jest pierwotna i analiza oscylatora znów pcha nas w objęcia systemów mechanicznych. Rozumiem, że da się skonstruować zarabiający algorytm postępowania oparty na RSI, StochK czy też CCI, ale muszę przyznać, że nie "czuję" tego typu narzędzi. Jedyny wskaźnik, którego używam to ATR.

Skoro omówiłem już ogólnie, czego nie używam, warto powiedzieć, co stosują. Najprościej rzecz ujmując są to formacje oraz price action. Z formacji są to głównie podstawowe układy geometryczne plus linie trendu. Idąc za logiką niewiary w magiczne proporcje, wyrzuciłem do śmietnika wszystkie patterny harmoniczne typu gartley, krab, nietoperz czy motyl. Podobnie z formacjami, które są według mnie mocno naciągane, jak na przykład cup & handle oraz formacje rozszerzające się.

Zatem moja analiza wykresów sprowadza się do wyszukiwania potencjalnych wsparć, oporów oraz punktów zwrotnych w ruchach cen i trendach. Staram się łapać spółki przy wsparciach, kontrakty ewentualnie też przy oporach, chętnie gram wewnątrz formacji. Zwłaszcza interesują mnie wejścia o niskim ryzyku oraz dużym prawdopodobieństwie i potencjale wzrostów. Wiadomo, nic nowego, każdy tego szuka, ale postaram się opisać, gdzie takie przypadki dostrzegam. Ostatnio zacząłem się bawić grą na kontynuację trendu, mocno opierając się na koncepcjach Joe Rossa, gdyż zauważyłem całkiem sporo setupów, które by pasowały pod takie podejście. Zapewne niebawem pojawi się stosowny wpis na ten temat.

Myślę, że powyższy opis w jakimś stopniu obrazuje mój sposób patrzenia na rynek. Oscylatory i średnie są dobre na system, ale nieprzetestowane o niczym nie świadczą. Ostatnio w rozmowie na temat jednego z wykresów, rozmówca użył argumentu, że teraz to będzie spadać, bo SMA 20 przebiła od góry SMA 40. Równie dobrze CCI mógł przebić od góry poziom -50, a RSI spaść poniżej 50. Jeśli zobaczę w takiej sytuacji silne wsparcie, zagram pod to niezależnie od wszystkich wskaźników. Dlatego, że to cena "rządzi" resztą, a nie odwrotnie...

środa, 28 kwietnia 2010

Podwójne "auć"

Niestety, w karierze każdego tradera są sytuacje, kiedy rynek idzie nie po jego myśli. Dziś przytrafiło się to mi. Miałem zamiar opisać prowadzenie pozycji na dwóch spółkach, które posiadałem w portfelu, a okazało się że ostatnie zawirowania odpaliły mi oba stopy. Pokażę, jak wyglądała sytuacja oraz zobaczymy, czy da się wyciągnąć jakieś wnioski.

Erbud


Postanowiłem zająć pozycję, gdy ceny zbliżą się do dolnego ramienia trójkąta. Stało się to 16 kwietnia po cenie 49.80 za akcję. Stopa początkowego ustawiłem na poziomie 48.50 licząc, że ceny nie dotrą do tego poziomu podczas odbijania się od wsparcia. Planowałem kasować zyski w okolicach górnego ramienia trójkąta, czyli po cenie 54.50. Pierwsze ustawienie stopa wyznacza niebieska strzałka. Ceny po chwilowej penetracji dolnego ramienia ruszyły stopniowo w górę, więc przedwczoraj, przy zamknięciu na cenie 53.00 postanowiłem przesunąć stopa w okolice breakeven point. Ustawiłem zlecenie stop loss, czyli limit (49.99) oraz PKC gdy limit zostanie strzelony. Operację tę wyznacza druga niebieska strzałka. Sądziłem, że co jak co, ale ceny nie powinny ruszyć się aż tak bardzo przeciwko mojej pozycji. Niestety, dziś jednym strzałem spółka pokonała ponad 5,5% w dół aktywując moje zlecenie. Z racji tego, że było to PKC, udało mi się idealnie złapać dołek (49.70) i moją transakcją wyznaczyłem dzisiejsze minimum. Raczej nie takie łapanie dołków nam się marzy...

PGE


Pozycję na spółce zająłem zgodnie z setupem zaprezentowanym przeze mnie tutaj. Wszedłem drugiego dnia po napisaniu tego wpisu po cenie 22.05 (czerwona strzałka), stop loss na poziomie 21.45. Sesja zamknęła się pomyślnie, podobnie kolejna. Uznałem, że warto już ruszyć nieco stopa, gdyż jest mało prawdopodobne, aby tak spokojna spółka nagle pokonała 2,5 ATR(15), czyli 2,5 krotną średnią zmienność z ostatnich 15 dni. Zatem podciągnąłem stopa na poziom 21.70, a więc nieco wyżej niż ten, który wyznaczał nam wsparcie (druga niebieska strzałka). Niestety rynek znów negatywnie przyjął moje plany i wyleciałem po cenie 21.70. Tym razem zastosowałem zlecenie stop limit, czyli limit aktywacji oraz limit ceny, gdyż uznałem, że spółka nie jest na tyle "szybka" żeby przeskoczyć moje zlecenie. Tutaj nie udało mi się "złapać" dołka, ktoś go wyznaczył 5 groszy niżej :)

Wnioski

Ostatecznie na Erbudzie straciłem 0,2% + prowizja, na PGE 1,6% + prowizja.

Co do Erbudu jestem w sumie zadowolony z postawionego stopa. Czekał on właśnie na taką okazję, bardzo gwałtowny skok ceny. Spółka miewa takie przeloty, gdzie jedno lub kilka zleceń bujają kursem dość znacznie, więc specjalnie ustawiłem stop loss (aktywacja +PKC). Kosztowało mnie to 0,6%, taka jest różnica między limitem aktywacji a ceną wykonania zlecenia. Zatem stop wyleciał, ale gdybym miał stawiać go ponownie to pewnie byłby w tym samym miejscu.

Na PGE natomiast jestem nieco mniej zadowolony, gdyż sądzę, że stopa mogłem jeszcze zostawić na poziomie startowym. Dystans 2,5 ATR na tak spokojnej spółce wydaje się wystarczający, lecz praktyka pokazała, że było inaczej. Ewentualnie można było stopa ustawić tak, żeby dopuszczał pewną penetrację wsparcia, czyli np. 21.55. Ale to sprawy groszowe.

Tutaj też można dostrzec przewagę systemów mechanicznych. Jeśli mamy działający system to nie musimy każdorazowo się zastanawiać, czy stopy były w dobrym miejscu. Przewaga nad rynkiem gwarantowana przez system daje nam spokój, gdyż wiemy, że statystyka jest po naszej stronie, niezależnie od kwestii, czy ten lub tamten stop nam wystrzeli.

Plany

Fakt, że wylecieliśmy na stopie nie przekreśla dalszego tradingu na tych spółkach. Wsparcie wytrzymało, uformował się setup otwarcia pozycji w myśl formacji 2BB (oraz w zasadzie odtworzył się poprzedni układ), więc ustawiamy kolejne zlecenie wejścia na cenie tym razem 22,03, co daje nam trzy tiki luzu na potwierdzenie ruchu w górę. Stop znów w tym samym miejscu, czyli 21.45. Gra zaczyna się od początku :)

wtorek, 27 kwietnia 2010

Trójkąt na Sygnity - suplement

Może niektórzy pamiętają notkę o trójkącie na Sygnity zaprezentowaną tutaj. Śpieszę poinformować, że spółka osiągnęła i przebiła zakładany zasięg ruchu.Jeszcze nie wiem, czy będę wrzucał suplementy do moich setupów. Czasem ciężko jest ocenić, czy setup wejścia został zanegowany, czy nie. Ale zobaczymy, jak sytuacja się rozwinie.

Małe podsumowanie

Dziś mija osiem dni od założenia niniejszego bloga, więc myślę, że czas na małe podsumowanie dotychczasowej aktywności oraz kilka uwag co do przyszłych planów.

Udało mi się zrealizować 14 wpisów, więc średnia wynosi nieco ponad półtora dziennie. Wynika to poniekąd z faktu, że w poprzednim tygodniu miałem dość dużo wolnego czasu, przez co mogłem bardziej poświęcić się rozwijaniu bloga. Myślę, że takie tempo jest nie do utrzymania na dłuższą metę, zwłaszcza że moim planem jest pójście bardziej w stronę analityczno-merytoryczną niż bieżące komentowanie wydarzeń na rynku. Wpisy takie wymagają nieco przemyślenia, więc docelowo planuję publikować jeden post na 2-3 dni.

Teraz trochę statystyk. Program monitorujący ruch na stronie działa od 2-3 dnia funkcjonowania bloga, ale zdążył już zebrać trochę danych. Za te 8 dni zarejestrowałem:

- 486 odwiedzających (60 dziennie) z czego 240 unikalnych odwiedzających oraz 246 powracających odwiedzających
- 1132 odsłony (141 dziennie) z czego średnia na odwiedzającego to 2.33 odsłony
- 10 subskrybentów RSS-a

Liczba odwiedzających jest w miarę stała oraz oczywiście zależna od częstotliwości publikowanych plików. Widać również znaczenie marketingu, gdyż im bardziej i szerzej się promuję tym więcej wejść. Liczba subskrybentów RSS powoli rośnie, co jest w miarę dobrym znakiem. Po trzecie dochody z reklam (też nie wiszą od pierwszego dnia), które choć nie są imponujące, dają mi dodatkową motywację do pchania tego blogowego wózka. Zatem dzięki za wsparcie :)

Teraz trochę o planach na przyszłość. Aktualnie mam w kajeciku jakieś 20-30 pomysłów na wpisy merytoryczne, które postaram się systematycznie zamieszczać. Bardzo często materia będzie się zazębiała z poprzednimi wpisami, gdyż zamierzam poruszać się po dosyć wąskim zakresie, jakim są stosowane aktualnie przeze mnie techniki inwestycyjne. Niemniej z czasem będziemy wychodzili na nowe obszary typu krótkie strzały na kontraktach terminowych.

Kolejne ponad 20 wpisów to recenzje przeczytanych przeze mnie książek. Mam je w większości gotowe, więc po drobnych przeróbkach postaram się zamieszczać w jakimś logicznym porządku.

Rzecz następna to okazje inwestycyjne oraz moje transakcje. Jeśli wpadnie mi w oko jakiś dobry do zajęcia pozycji wykres to z pewnością się nim z Wami podzielę. Poza tym postaram się zamieszczać historie moich inwestycji z odrobiną komentarza. Aktualnie jestem na dwóch otwartych pozycjach, stopy już prawie przesunąłem na breakeven, więc mam nadzieję że będziemy mówili o transakcjach zyskownych. Choć oczywiście transakcje stratne też mogą być bardzo pouczające.

To tyle krótkiego podsumowania. Następne planuję zrobić po miesiącu funkcjonowania bloga, wtedy będzie można powiedzieć coś więcej.

poniedziałek, 26 kwietnia 2010

O szkoleniach giełdowych słów kilka

Planowałem na dziś nieco inny wpis, ale z uwagi na fakt, że byłem na kolejnym szkoleniu organizowanym przez FERK, postanowiłem sobie na krótką refleksję.

FERK, czyli Fundacja Edukacji Rynku Kapitałowego od dłuższego czasu organizuje szereg wykładów dotyczących nieco bardziej zaawansowanych instrumentów niż akcje. Początek to zazwyczaj prezentacja samego instrumentu, czy to kontraktu terminowego, opcji czy też instrumentu strukturyzowanego (od czerwca mają dojść ETF-y). Szkolenia odbywają się we współpracy z domami maklerskimi, które zazwyczaj odpowiadają za drugą - praktyczną część spotkania. W zależności od tematyki, są tam prezentowane różne sposoby wykorzystania omawianych instrumentów, techniki gry, czasem analiza techniczna, czy też systemy mechaniczne (na kontrakty), jak to było na dzisiejszym szkoleniu. Czas na kilka pytań kontrolnych.

Czy warto chodzić na szkolenia?

Zdecydowanie tak. Nie tylko dlatego, że mamy możliwość zapoznać się dokładnie z omawianym instrumentem finansowym, prezentowanym zazwyczaj przez przedstawiciela giełdy, który zna się na tym, o czym gada. Dlatego, że najlepsza jest druga część szkolenia, gdzie poznajemy praktyczne aspekty zabawy danym instrumentem. Raz mówią o tym przedstawiciele domów maklerskich, innym razem osoby z tymi DM jedynie współpracujące. Dzięki temu osoby te mogą aktywnie grać na giełdzie, więc kopalnią informacji i do tego na wyciągnięcie ręki. Mamy więc obraz nie tylko ze strony teoretyka, ale też od osoby, która na co dzień walczy na rynku.

A może lepiej szkolenia oglądać na Infoengine?

Radzę bywać osobiście. Głównym argumentem jest ten, że przy nagraniach praktycznie nie widać tego, co jest prezentowane na ekranie. Kamera nie wyłapuje cienkiej linii wykresu na białym tle, przez co jesteśmy skazani na domysły. Druga rzecz to teczki, które dostają uczestnicy. Znajdują się tam nie tylko wydrukowane prezentacje, broszurki, jakieś smycze lub często badziewiaste długopisy reklamowe, ale trafiają się też perełki, jak dzisiejszy gratis w postaci 125-stronicowej książki Krzysztofa Mejszutowicza "Podstawy inwestowania w kontrakty terminowe i opcje". Po trzecie w końcu, dzięki osobistej obecności mamy możliwość zadawać pytania prowadzącym, wyjaśniać pewne kwestie lub nawet podejść w przerwie i zamienić kilka słów. Zatem szkolenia oglądane w necie radzę traktować, jako dodatek do szkoleń w realu.

Gdzie siadać na szkoleniu?

Tutaj są dwie strategie. Pierwsza to przyjść na samym początku rejestracji uczestników i zająć jeden z trzech pierwszych rzędów. Mamy wtedy dobry widok na ekran, przez co nie musimy grzebać w wydrukowanych slajdach i próbować odczytać mały druczek. Druga opcja to siadać na końcu, żeby po ogłoszeniu przerwy mieć pierwsze miejsce przy bufecie. Z doświadczenia wiem, że startując z pierwszych rzędów, przy stoliku z kawą i ciachami jest się ostatnim, więc wybór miejsca na sali należy bardzo dokładnie przemyśleć. Albo dobry widok i możliwość podejścia jako pierwszy z pytaniem w czasie przerwy, albo dobry start na coffee break. Przyznać też trzeba, że jak widzę ludzi rzucających się na bufet to mam poważne wątpliwości co do przyczyn ich obecności na spotkaniu...

Reasumując...

... szkolenia to bardzo fajna sprawa. Są bezpłatne, odbywają się w różnych miastach Polski, zazwyczaj prowadzone są przez ludzi bardzo kompetentnych, choć czasem zdarzają się wpadki (jak z DM przyjdzie gówniarz, który skupia się na rozdawaniu wizytówek i autopromocji). Sam uczestniczyłem już w kilku szkoleniach, drugie kilka oglądałem w necie (wszystkie dostępne), a raz nawet zdarzyło mi się zarwać cały dzień na uczelni i jechać za Grzegorzem Zalewskim na szkolenie do Wrocławia (z Warszawy). I nie żałowałem...

niedziela, 25 kwietnia 2010

Recenzja - John J. Murphy - Analiza techniczna rynków finansowych

Przepraszam bardziej zaawansowanych czytelników za to, że opisuję książki tak banalne i oczywiste, ale aby zachować konsekwencję nie chcę pomijać niczego, co może pomóc w zarabianiu na giełdzie.

Książka ta jest uznawana za biblię AT. Przeczytać powinien ją każdy, kto zamierza zajmować się giełdą. I nawet nie dlatego, że Murphy podaje jakieś cudowne recepty na zarabianie pieniędzy, lecz dlatego, iż książka jest jak streszczenie całej AT. Czytelnik poznaje podstawowe pojęcia, teorię Dowa, definicję trendu i sposoby jego określania, formacje AT, wskaźniki, rodzaje wykresów, teorię Elliotta i wiele wiele innych.

Przeczytanie tej pozycji powinno dać rozeznanie w temacie i pozwolić na zadecydowanie o dalszej drodze na giełdzie. Niektórym spodobają się cykle, innym teoria Elliotta, a ktoś jeszcze stwierdzi, że nie wierzy w prognozowanie rynku i zajmie się konstruowaniem systemów mechanicznych. Dla każdego początkującego gracza Murphy powinien być bazą i elementarzem, choć w kilku miejscach można z nim polemizować.

Książka liczy sobie ok 430 stron + zadania do sprawdzenia wiedzy. Może to nieco odstraszać początkujących, lecz zapewniam, iż jest to pierwszy i niezbędny krok w świat giełdy.

sobota, 24 kwietnia 2010

Risk-Reward Ratio

Pewnie zauważyliście, że przy każdym opisywanym przeze mnie setupie wejścia w transakcję zawsze dopisuję współczynnik potencjalnego zysku do ryzyka. Jest to właśnie Risk-Reward Ratio - jedna z miar potencjalnej opłacalności danej transakcji. Posługiwanie się nim pozwala selekcjonować spółki/walory pod względem atrakcyjności, przez co możemy wybierać tylko te, od których oczekujemy największych zysków przy możliwie najmniejszym poziomie ryzyka.

Teoria

Konstrukcja tego wskaźnika jest bardzo prosta. Potrzebujemy trzech wartości:
- ceny, na której zamierzamy umieścić nasze zlecenie otwarcia pozycji,
- ceny naszego stopa początkowego,
- ceny, którą w naszym mniemaniu walor powinien osiągnąć przy zakładanym przez nas scenariuszu.

Można to bardzo łatwo zaprezentować na przykładzie. Chcemy zająć pozycję po cenie 20 zł, nasz stop początkowy ustawiamy na poziomie 18 zł, natomiast oczekujemy, że ceny osiągną niebawem poziom 26 zł. Zatem ryzykujemy 2 zł na akcję, aby zarobić 6 zł na akcję, co daje nam współczynnik ryzyka do zysku na poziomie 2:6, czyli 1:3. Po lekkim rozwinięciu, nasz wzór na ten współczynnik będzie następujący:

(cena wejścia - stop loss) / (profit target - cena wejścia) = RRR

Kilka osób pewnie zauważyło, że zapisuję ten współczynnik odwrotnie, jako np. 3:1 lub nawet 3. Wynika to z faktu, że interesuje nas tylko to "3", gdyż z drugiej strony, czy to nad kreską, czy pod, zawsze stoi jedynka. To właśnie ta jedynka, czyli ponoszone przez nas ryzyko, jest wyznacznikiem dla potencjalnego zysku.

Stosowanie w praktyce

Zasięgi cenowe

Po pierwsze, czy da się zastosować ten współczynnik do każdej transakcji? Niestety nie. Danymi, które mamy (a przynajmniej powinniśmy mieć) zawsze są cena wejścia oraz stop początkowy. Niestety, nie każdy wykres pozwala nam ustalić lub oszacować zasięg oczekiwanego ruchu.

Możliwe i względnie łatwe jest to w sytuacji, gdy mamy odbicie od jakiegoś wsparcia po spadkach. Wtedy dysponujemy przynajmniej jednym poziomem, do którego możemy się odwołać w kontekście wzrostów. Zazwyczaj jest to lokalne swing high lub swing low, czasami można do tego wykorzystać poprzednie wsparcie, które zostało przełamane, a następnie może stać się oporem dla naszego ruchu. Tutaj wszystko zależy od konkretnego przypadku oraz naszej umiejętności czytania wykresu.

Sytuacją, gdzie łatwo możemy wyznaczyć profit target jest gra wewnątrz formacji. Głównie mam tu na myśli formacje prostokąta, trójkąta, flagi, klina, czy kanału trendowego, czyli takie, gdzie występują dwie linie działające jako poziomy wsparcia i oporu. Wtedy możemy dość dokładnie ocenić, dokąd ceny będą się kierowały i zazwyczaj one tam zdążają, a czasem nawet przebijają te wartości i dochodzi do wybicia.

Trzecia sytuacja, gdzie możemy próbować prognozować zasięg cen występuje w przypadku niektórych formacji, których teoria i technika gry zakłada takie zasięgi. Za przykład podajmy wybicie z flagi, gdzie ruch po wyjściu cen powinien być z grubsza równy ruchowi przed powstaniem formacji. Z tym, że tutaj byłbym szczególnie ostrożny, gdyż nie zawsze ceny osiągają zakładane poziomy lub też osiągają te poziomy po kilku swingach, tak że osiągnięcie profit target możemy w sumie nazwać przypadkiem.

Niestety nie zawsze mamy dostępne jakieś punkty odniesienia, co do przyszłych ruchów. Dzieje się tak zwłaszcza, gdy ceny osiągają nowe ekstrema, gdzie nie ma się do czego odwołać lub też gdy ostatnie możliwe punkty odniesienia są na tyle odległe, że sugerowanie się nimi wydaje się pozbawione podstaw. Wtedy pozostaje nam skupić się na prowadzeniu pozycji przy użyciu stopa kroczącego.

Osiąganie zakładanych poziomów

Trochę wspomniałem o tym powyżej. Niektóre profit targety są bardziej wiarygodne, inne mniej. W związku z tym musimy mieć świadomość, że nie zawsze transakcja, którą otwieramy przy współczynniku 5:1 zakończy się na poziomie -1 (stop) lub na poziomie 5. W zasadzie sytuacja może potoczyć się w taki sposób, że osiągniemy dowolny punkt znajdujący się pomiędzy tymi wartościami, jak również możemy wyjść poza widełki. Bardzo dużo zależy tutaj od naszego prowadzenia pozycji. Jeśli liczymy na wzrost rzędu 30-40% to rzadko dokonuje się on jednym, płynnym ruchem cen. Zatem od tego, czy przeczekamy ewentualne korekty zależy wynik naszej transakcji. Może się okazać, że wyjdziemy przy pierwszej korekcie w obawie przed spadkami i zrealizujemy zysk rzędu 0,85:1 z zakładanego 3:1. (mimo iż ceny faktycznie osiągną 3:1). Warto o tym pamiętać.

Na co patrzeć najpierw

Zdecydowanie zalecam zaczynać liczenie tego współczynnika od poprawnego ustawienia stopa początkowego. Musimy zachować pewną kolejność i hierarchię działań. Naszym celem jest dobre ustawienie stopa oraz dobre przeanalizowanie potencjalnej transakcji, a nie osiągnięcie możliwie najwyższego współczynnika za każdym razem. Powtórzę jeszcze raz, to stop jest ważniejszy, nie profit target czy RRR. Nie należy dopuszczać do sytuacji, gdzie ustawimy stop początkowy, policzymy sobie risk-reward ratio, a następnie podciągamy w górę stop, żeby wyśrubować wartość współczynnika. Faktycznie zmienia to na naszą korzyść obraz sytuacji, lecz znacząco uderza w logikę ustawiania stopów, przez co mogą one być "strzelane" znacznie częściej niż powinny.

Prowizje i poślizgi

O nich pamiętać należy zawsze, ale dla niniejszego przypadku są szczególnie ważne, jeśli liczymy na małe ruchy (niskie ryzyko, niski potencjał wzrostu). Gdy np. chcemy zrobić setup pod wejście za 20 zł, stop na 19 zł, a profit target na 23 zł, otrzymujemy wartość współczynnika 3:1. Ale weźmy pod uwagę, że zlecenie wejścia (jeśli np. wchodzimy stopem, a nie z limitem) może zostać wykonane po 20,50, oraz że stop może wylecieć nie po 19 zł, ale po 18,50. Wtedy z początkowego 3:1 robi nam się 1,25:1 (20,50-18,50=2, 23-20,50=2,50, 2,50:2=1,25). A przecież jest też prowizja, która dodatkowo osłabia naszą pozycję już na samym wejściu. Może trochę te poślizgi przerysowałem, ale dla spółek o mniejszej płynności jest to całkiem możliwy scenariusz.

Preferowane wartości współczynnika

Oczywiście, poszukujemy możliwie wysokich. Zatem górną granicę możemy sobie odpuścić. Ale czy jest jakaś dolna dopuszczalna wartość? Zazwyczaj, czy to w literaturze, czy na szkoleniach lub blogach, wskazuje się 3:1 jako wartość najniższą z pożądanych oraz 2:1 jako najniższą z dopuszczalnych. Mówiąc więc ogólnie, poniżej 2:1 nie otwieramy pozycji, gdyż ryzyko jest nieproporcjonalnie duże w stosunku do oczekiwanych rezultatów. Proponuję ustalić sobie jakiś poziom, przy którym decydujemy się nie wchodzić w dany walor i trzymać się tego postanowienia.

Nie jestem do końca pewien, jak to się ma w przypadku systemów o wysokiej skuteczności, czyli takich w których np. 75% transakcji jest zyskownych. Wtedy zapewne możliwe jest dopuszczenie niższych wartości wskaźnika, gdyż mamy przewagę w postaci dużej trafności naszych działań. Ale radzę przeprowadzić poważne testy naszego systemu (jeśli da się go przetestować) przed zejściem poniżej wartości 2:1, gdyż inaczej dłuższa, nieprzewidziana seria stratnych transakcji, może nas pozbawić dużej części kapitału.

Podsumowanie

Myślę, że poruszyłem najważniejsze kwestie, które mi się nasuwają na myśl w odniesieniu do risk-reward ratio. Można ten współczynnik nazywać, jak się chce, można go przedstawiać jako 1:3, 3:1 lub 3, to nie ma znaczenia. Ważne, żebyśmy rozumieli jego konstrukcję oraz umieli zastosować we własnych działaniach. Ja, jeśli to tylko możliwe, staram się go wyliczyć dla sprawdzenia, czy gra jest warta świeczki. I muszę przyznać, że bardzo rozjaśnia on sytuację oraz pozwala bardziej świadomie podjąć decyzję o zajęciu bądź niezajęciu pozycji.

piątek, 23 kwietnia 2010

A nie mówiłem?

Niedawno, jeszcze na łamach Gry Giełdowej pisałem, że Ruch może wybić się z trójkąta zwyżkującego. Zatem pozwalam sobie wkleić poniżej swój wpis, zaledwie sprzed tygodnia.
_________________

I podobna sytuacja (do innej spółki - topola), z tym że teraz nie gramy wewnątrz formacji, ale czekamy na wybicie i zajmujemy długą pozycję. O ile oczywiście rynek pójdzie w górę. Ale patrząc w długiej perspektywie na spółkę to raczej jest potencjał wzrostowy Stopa na rysunku nie zaznaczyłem, ale dał bym go gdzieś w okolicach 8.70, gdyż nawet jeśli będzie ruch powrotny po wybiciu to nie powinien spaść poniżej górnego ramienia trójkąta. Zatem z zapasem możemy ustawić zlecenie zabezpieczające pod ostatnim swing low wypadającym na 8.81.

Momentu wejścia nie będę proponował, bo nie ma jakichś jasnych wyznaczników, ewentualnie te maksima z września 2009. Mamy tu trochę większe ryzyko, ale też polujemy na duży, nomen omen, RUCH
_____________________

Zobaczymy, na ile trwałe okaże się to wybicie.

Puławy w okolicach silnego wsparcia

I kolejny setup, w którym wsparcie odgrywa główną rolę. Musicie mi wybaczyć powtarzanie tej samej techniki inwestycyjnej, ale bardzo mi ona pasuje, gdyż ryzyko wejścia jest niskie, a potencjał wzrostowy stosunkowo łatwy do oszacowania.

Puławy to kolejna spółka, którą obserwuję od jakiegoś czasu. Takie wynotowywanie spółek jest w tym przypadku stosunkowo łatwe, gdyż mamy wsparcie (na ZAP podwójne), następnie odbicie w górę oraz powrót do spadków. Oczywistym jest tutaj, że ceny będą kierowały się w okolice poziomu wyznaczonego przez poprzednie dołki.
Myślę, że setup jest logiczny i czytelny. Tym razem nie proponuję ustawiania zlecenia nad ceną, ale wejście po bieżących poziomach tj. 70,10 zł. Dzięki temu mamy szansę wejść bliżej wsparcia, ale ryzykujemy że cena się nie odbije (bo nie czekamy na to odbicie). Oczywiście może być tak, że ceny spadną bliżej wsparcia dając lepszą okazję do kupna, ale jest to kolejny dzień, kiedy minima nie są pogłębiane, więc ja bym w tym wypadku nie czekał. Stop lossa ustawiłem na poziomie 67,60 zł, co daje nam 3,6% ryzyka przy potencjale zysku 14%, co z kolei sytuuje nam risk/reward ratio na poziomie 3,89:1, czyli bardzo przyzwoitym.

Myślę, że na razie tyle, nie ma się co nad tym przypadkiem zbytnio rozwodzić. Ta czerwona strzałka jest dla mnie, żebym wiedział którego dnia rysowałem setup i mógł później ocenić efekty.

Recenzja - Robert Kiyosaki - Bogaty ojciec, biedny ojciec

Jest to pierwsza ze wstawianych przeze mnie recenzji. Póki co planuję w tej serii zrobić ze 20 wpisów, gdyż mniej więcej tyle książek mam "gotowe" do opisania. Czasem będzie to dłuższy wpis, innym razem dwa zdania, w zależności od tego, jak mi książka się spodobała oraz jak wiele nowego wniosła do mojej wiedzy.

Nie jest to książka typowo o giełdzie, ale myślę że warto od niej zaczynać swoją przygodę z inwestowaniem i pomnażaniem kapitału. Nie dlatego, że zawiera jakieś genialne sposoby, ale dlatego, że pokazuje sens bycia przedsiębiorczym, oszczędzania oraz inwestowania. Za przykład może służyć sam autor, który na tej książce oraz na ekstradrogiej grze Cashflow zrobił niezłą kasę.

Nie będę wchodził w szczegóły treści, jeśli się zdecydujecie to je poznacie. Głównym atutem tej pozycji jest, moim zdaniem, zwrócenie uwagi na ekonomiczny aspekt naszego życia. Na fakt, że ciągle podejmujemy wybory, które posiadają ekonomiczne skutki dla nas samych i dla naszego przyszłego dobrobytu. Zatem warto traktować wszystkie nasze poczynania, jako aktywa oraz pasywa, które w zależności od podejmowanych decyzji moją znacząco wpłynąć na naszą kondycję finansową.

Książka nie jest długa, da się przeczytać w 2-3 wieczory. Myślę, że jeśli ktoś jeszcze nie czytał, a czuje że brak mu motywacji, to zdecydowanie powinien po nią sięgnąć.

czwartek, 22 kwietnia 2010

Trzy "M", bez których o sukcesie na giełdzie nie ma mowy

Osoby, które skutecznie pomnażają swój kapitał na giełdzie wymieniają wiele z czynników, które ich zdaniem decydują o osiągnięciu sukcesu. I choć traderów i technik inwestycyjnych jest całe mnóstwo, wszystko zazwyczaj sprowadza się trzech "M": Method, Money, Mind.

Method

Chcąc osiągnąć sukces na giełdzie musimy mieć jakąś metodę, którą planujemy wykorzystywać do zarabiania pieniędzy. Bez tego niestety cała bajka urywa się na samym początku. Początkujący inwestorzy bardzo szybko przekonują się, że potrzebują jakiegoś planu, schematu który działa, i który jesteśmy w stanie stosować w przyszłości. Czasem jest to najzwyklejsze przecięcie średnich, czasem analiza formacji, jeszcze innym razem "czucie" rynku lub też system inwestycyjny. Często się zdarza, że inwestor wchodzi na giełdę i zaczyna stosować techniki, o których przeczytał w jakiejś książce lub usłyszał od znajomych. Istnieje duże ryzyko, że osoba taka stosunkowo szybko (i boleśnie) przekona się, że coś tu nie gra. Zazwyczaj przyczyną jest fakt, że dana metoda po prostu nie działa. Nie została dostatecznie zweryfikowana, może nie jest przystosowana do aktualnej mechaniki rynków, może nigdy nie działała, a ktoś ją jako taką sprzedawał. Niezależnie od naszego podejścia, musimy sobie wypracować przewagę nad rynkiem. Dzięki niej zarabiamy. Przewaga nad rynkiem, jest to metoda, dzięki której w długiej serii transakcji jesteśmy w stanie osiągnąć zyski. Bez niej jesteśmy skazani na przypadkowość i zazwyczaj straty.

Stąd też większość wysiłków kierowana jest w stronę odszukania działającej metody. Zwana jest ona bardzo często Świętym Graalem, jako coś, o czym wszyscy wiedzą, że istnieje, ale nikt jeszcze nie odszukał. Niestety, moje ponad roczne poszukiwania również nie zostały zwieńczone sukcesem i śmiem twierdzić, że giełdowy Graal nie istnieje. A może tylko nie udało mi się go odszukać... No, nie ważne. Faktem jest, że są w obiegu działające metody, a jeszcze więcej skutecznych metod kryje się w głowach traderów, którzy siedzą i po cichutku wyciągają kasę z rynku. Po cichu sądzę, że Graalem jest właśnie skuteczne połączenie trzech M. Zatem lecimy dalej...

Money

Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że do skutecznego pomnażania kapitału potrzebna jest KASA. No faktycznie, jeśli mamy jej odpowiednio dużo to możemy żyć po królewsku już z inwestowania w lokaty i obligacje skarbowe. Ale przecież cały myk polega na tym, żeby przekształcić małą sumę w dużą, więc to nie może być dobre rozumienie terminu money.

I faktycznie, pod tym pojęciem kryje się money management, czyli sztuka (a może nauka) zarządzania kapitałem. W uproszczeniu rzecz polega na tym, aby nie ryzykować w jednej transakcji zbyt dużej części portfela, gdyż nawet dobry system inwestycyjny może zaliczyć kilka strat z rzędu, co przy zbyt dużych pozycjach może skutkować znaczną redukcją naszych środków. Istnieją różne formuły do zarządzania wielkością pozycji, techniki oceny, czy wejść za więcej, czy za mniej. Myślę, że będzie jeszcze okazja coś o tym napisać. Dodam tylko, że jest to bardzo ważny aspekt działalności na giełdzie, gdyż nasz kapitał jest naszą fortecą. Jeśli za bardzo stopnieje to dupa zbita i koniec pieśni.

Mind

Psychologia inwestowania jest moim zdaniem bardzo niedocenianym aspektem. Ludzie skupiają się na poszukiwaniu "magicznych średnich", czy też ganiają ciągle za Graalem, mimo że może wcale nie tam jest pies pogrzebany. Jesteśmy ludźmi, więc odczuwamy emocje. Im są one silniejsze tym bardziej wpływają one na nasze zachowanie. Wyobraźmy sobie, że właśnie straciliśmy na giełdzie równowartość naszych rocznych zarobków. Próbujemy jeszcze raz i znów tracimy. Trzeci raz to samo... Znajdźcie mi takiego, komu przy którejś kolejnej podobnej stracie nie zadrży ręka przy składaniu zlecenia. Pojawiają się wątpliwości, obawa że i tym razem skończy się podobnie. Ostatecznie zlecenie nie zostaje ustawione, inwestor robi sobie tydzień lub dwa przerwy od giełdy, żeby ukoić skołatane nerwy. Po odpoczynku włącza notowania i co widzi? Że gdyby umieścił to pamiętne zlecenie, to nie dość, że by odrobił poprzednie straty, ale jeszcze wyszedł na niewielki plus. Co robi? Wchodzi w tę spółkę, a ona zaczyna zjazd... Potencjalny samobójca gotowy.

Każdy, kto zaryzykował na giełdzie swój (często z trudem zdobyty) kapitał wie, że emocje są niesamowite. I trzeba umieć sobie z nimi radzić. Bardzo ważne jest wcześniejsze przygotowanie się na to, co może nas spotkać, oswojenie się, że straty są częścią tej gry. Dobrze jest też poczytać wrażenia osób, które opisują emocje nimi targające podczas posiadania otwartej pozycji. Sam wiem, że emocje te są niemałe. To nie jest jedyny przykład, gdzie nasz umysł może nie radzić sobie z sytuacją i przez to znacząco mieszać w kapitale (bo w dłuższej perspektywie to jest bardzo kosztowny problem). Jedynym lekarstwem jest przeprowadzenie ze sobą poważnej rozmowy (wcale nie żartuję), poukładanie sobie w głowie niektórych spraw oraz znalezienie sposobu na eliminowanie wpływu emocji na nasze działania.

Co jest najważniejsze?

Wszystko :) Nie po to podaje się 3M, żeby coś pomijać. Inaczej byłoby to 2M lub coś zupełnie innego. Na potrzeby niniejszego wpisu starałem się jednak wyróżnić jeden, najważniejszy element i stwierdziłem, że nie potrafię. Te trzy aspekty to esencja tradingu, aspekty których pominięcie może wyeliminować inwestora bardzo szybko.

To może jest jakiś element, który jest nieco mniej ważny? Znalazłem jeden, ale jest on mniej ważny tylko w określonych warunkach. Są to emocje, czyli Mind. Można przykładać do niego nieco mniejszą wagę, jeśli posiadamy w 100% mechaniczny system inwestycyjny, do którego posiadamy pełne zaufanie. Jeśli tylko potrafimy go konsekwentnie stosować, możemy przetrzymać serie stratnych transakcji, gdyż wiemy, że w długiej perspektywie statystyka jest po naszej stronie. Jeśli z systemem zaczyna dziać się coś złego, jest to dla nas znak, że trzeba sprawdzić jego parametry i ewentualnie podregulować ten czy inny element. To chyba jedyna sytuacja, kiedy emocje nie niszczą naszego tradingu. No, ewentualnie można dorzucić trading automatyczny, gdzie zlecenia składają za nas programy komputerowe.

Reasumując

Omówione przeze mnie 3M są bardzo ważne. Radzę nie lekceważyć żadnego z nich, gdyż z doświadczenia wiem, że może się to źle skończyć. Ale z drugiej strony, jeśli docenimy ich znaczenie, przejdziemy ten próg, gdzie nauczymy się wyciszać emocje i ochraniać kapitał, nasz trading stanie się dużo bardziej elastyczny. Będziemy umieli się dostosować do wielu technik inwestycyjnych, gdyż później jest to kwestia jedynie "przeregulowania" tego i owego. Pozostaje mi życzyć wszystkim jak najszybszego przejścia na jasną stronę mocy :)

Flaga na PKN

Dziś w menu mamy dość często spotykaną formację, która utworzyła się na spółce PKN Orlen:Flagi pojawiają się podczas trwania trendu, kiedy to ceny osiągają ekstremum, po czym robią sobie chwilę przerwy na ochłonięcie i zebranie sił na kolejny ruch. Flagę rysujemy jako dwie równoległe linie, skierowane przeciwnie do kierunku trendu, a jednocześnie pod nieco łagodniejszym kątem. Wolumen powinien zmniejszać się wraz z trwaniem flagi, ale podczas wybicia w kierunku trendu zazwyczaj gwałtownie rośnie (tutaj wolumen nie układa się "książkowo").
Flaga jest formacją kontynuacji, więc oczekujemy wybicia zgodnego z kierunkiem poprzedzającego ją trendu. Możemy również w przybliżeniu określić zasięg ruchu po wybiciu, choć należy podkreślić, że ceny nie muszą od razu szybować w kierunku profit target. Aby oszacować wysokość wybicia mierzymy długość ruchu poprzedzającego flagę, od początku ruchu aż do najwyższego punktu flagi, a następnie przykładamy tę odległość do najniższego punktu flagi (a więc nie do punktu wybicia, jak było przy trójkącie).

Pozycję zajmujemy w momencie wybicia się z flagi. Dla obecnej sytuacji na PKN proponuję ustawić zlecenie otwierające pozycję mniej więcej w połowie odległości między szczytem flagi a najniższym punktem na górnej krawędzi, czyli gdzieś na środku górnego odcinka. Zlecenie stop loss wypada ustawić poniżej dołu flagi. Przyjmując za poziom wejścia cenę 39,15, stopa na poziomie 36,90, otrzymujemy ryzyko 5,7% na tej transakcji, co jest przyzwoitym poziomem. Jeśli ceny się teraz nie wybiją, zlecenia przesuwamy odpowiednio w dół.Oczywiście może się okazać, że ceny nie przebiją się w górę lub też przebicie to będzie fałszywe. Stąd też ustawiamy punkt wejścia nie zaraz przy fladze, ale trochę wyżej, co jest rodzajem filtra fałszywych wybić. Również nadmiernym optymizmem byłoby liczyć, że ceny faktycznie powędrują w górę o prawie 9 zł. Ale jeśli coś będzie się działo to warto być na pokładzie.

środa, 21 kwietnia 2010

Trójkąt? Ale osssoochozzzi?

No właśnie. Formacja jak każda inna. Wystarczą dwa swing high, dwa swing low i już można rysować. Narysowałem na Sygnity 3 dni temu, dziś zaglądam, a tu coś takiego:
Moja wina jest taka, że nie ustawiłem zlecenia. Ale nie ma co żałować niewykorzystanych okazji, bo by się człowiek mógł załamać. Zatem czym jest trójkąt?

W tym przypadku mamy do czynienia z trójkątem symetrycznym. Tworzony jest on przez dwie proste/półproste/odcinki, z których górne ramię opada, natomiast dolne ramię wznosi się. Aby wyznaczyć trójkąt wymagane są co najmniej dwa punkty styczne wykresu z górnym ramieniem oraz minimum dwa punkty styczne z dolnym ramieniem. Punkt przecięcia obu linii nazywa się apex i jest to koniec formacji.

Aby jeszcze dopełnić formalności dodam, że wolumen powinien zmniejszać się wraz z rozwojem formacji, po ty by gwałtownie wzrosnąć przy wybiciu, potwierdzając je. Wybicia z trójkątów symetrycznych można mierzyć. Bierze się do tego wysokość formacji, czyli odległość między pierwszym punktem stycznym wykresu z ramieniem a drugim ramieniem (tego samego dnia), a następnie wysokość tę przykłada się do punktu wybicia z formacji. Otrzymujemy w ten sposób projekcję zasięgu ruchu.

Przyjmuje się, że wybicie powinno nastąpić w odległości nie większej niż 50% formacji od apexu,/apexa czyli mówiąc po naszemu, w prawej części trójkąta. Formacja ta jest o tyle fajna, że mamy gwarancję, iż ceny z niej wyjdą. Czasem zdarza im się wyjść bokiem, czyli bez spektakularnego ruchu w górę lub w dół, ale no cóż, pewnie inwestorzy się zagapili i nie dostrzegli formacji :)

Trójkąty symetryczne są zazwyczaj uznawane za formacje kontynuacji, choć spotkałem się też z klasyfikacją do formacji odwrócenia trendu. Zazwyczaj występują w trakcie trendu, kiedy rosnący rynek osiąga ekstremum, spada trochę w celu odreagowania wzrostów, znów podchodzi w górę, ale nie osiąga poprzedniego swing high oraz spada, ale też nie pogłębia swing low. Jest to czas dla inwestorów, aby nieco ochłonąć po poprzednich, zazwyczaj dynamicznych wzrostach oraz zebrać siły na kontynuację.

Na poniższym obrazku zaznaczyłem punkty styczne z ramionami (kółka), zmiany wolumenu oraz sposób konstruowania zasięgu ruchu po wybiciu.Jakieś wnioski po przegapieniu wybicia? Jeśli już znajdziecie formację to jej pilnujcie, żeby Wam nie uciekła :)

Odbicie na PGE?

Przeglądając dziś po sesji spółki w poszukiwaniu ciekawych okazji inwestycyjnych trafiłem na spółkę PGE. Świeżak w gronie blue chipów zdaje się zachowywać nieco inaczej od samego indeksu, co jest zapewne wynikiem postrzegania spółki, jako "defensywnej". Niemniej patrząc na wszystko z technicznego punktu widzenia, myślę że warto zaryzykować kilka złotych, żeby się przekonać, czy da nam zarobić.

Setup jest bardzo podobny do poprzedniego, będę jeszcze wiele takich wrzucał. Może to dlatego, że bardzo lubię linie proste i skupiam się na wyszukiwaniu takich linii w postaci linii trendu, czy też poziomów wsparć i oporu. Tym razem padło na wsparcie.
Jak widać na załączonym obrazku, w dniu wczorajszym ceny praktycznie wyrównały swing low z początku marca, po czym zaczęły się odbijać (jeśli jedną świeczkę można faktycznie nazwać odbiciem). Sądzę, że można spróbować swoich sił na tej spółce. Żeby troszkę zwiększyć prawdopodobieństwo skutecznego wejścia, proponuję ustawić zlecenie kupna kilka tików powyżej dzisiejszego high. Zatem otworzymy długą pozycję tylko wtedy, gdy ceny ruszą się w górę.

Jeśli za poziom wejścia ustalimy cenę 22,05, natomiast zlecenie stop ustawimy na poziomie 21,45 (mój arbitralny poziom, o ustawianiu stopów początkowych będzie oddzielny wpis) to ryzyko ponoszone przez nas w transakcji wyniesie zaledwie 2,7%, co jest baaardzo niskim poziomem.

Popatrzmy teraz na możliwe zyski. Nie są one może kolosalne, ale sądzę, że warte małego strzału. Pierwszy profit target, jeśli zostanie osiągnięty, da nam 5,9% zysku, natomiast drugi profit target - 8,8%. Stosunek ponoszonego ryzyka do potencjalnego zysku to w pierwszym przypadku 2,17:1, w drugim 3,25:1.

Postanowiłem wspomnieć o tej spółce, gdyż bardzo spodobał mi się jej wykres. Może nie widać na nim jakichś spektakularnych wzrostów, ale nie to miałem na myśli. Wykres ten jest bardzo, spójny, konsekwentny i mało poszarpany. Przymiotniki te nie są może typowe dla określenia wykresu cen, ale myślę, że w tym przypadku bardzo adekwatne. Nie widzimy tu jakichś dużych emocjonalnych odbić, przypadkowych strzałów, które by zaburzały strukturę wykresu. Wydaje się, że inwestorzy jakby się umówili: "Idziemy w tę stronę, proszę żadnych ekscesów" i konsekwentnie tę strategię realizowali. Stąd też będziemy mieli ułatwione zadanie, jeśli po otwarciu pozycji zastosujemy stop kroczący. Brak "odbić" sprawia, że możemy go ustawić nieco bliżej cen, dzięki czemu jeśli już wylecimy z transakcji to z poczuciem, że ceny zmieniają kierunek, a nie obwiniając rynek, że wyczynia jakieś cuda-wianki.

Osoby, które sądzą, że 6-9% zysku to za mało, mają możliwość zagrania na kontrakcie terminowym. Depozyt wynosi 4%, zatem mamy do dyspozycji lewar aż 25-krotny. więc jeśli załadujemy się pod sam korek (czego stanowczo nie zalecam) to mamy możliwość podwoić się jeszcze przed pierwszym profit target. Niestety płynność na tym instrumencie jest ciągle niewielka, średni wolumen to 55-60 sztuk dziennie. Ale mamy dwóch animatorów, więc spread też powinien być przystępny.

Jak patrzę na rynek

Zazwyczaj wyróżnia się dwa główne podejścia do rynku - analizę fundamentalną oraz analizę techniczną.

Pierwsza z nich stara się oceniać wartość spółki. Dokonuje się tego na podstawie raportów finansowych, wiadomości ze spółki, perspektyw dla sektora etc. Następnie porównanie wyceny z ceną rynkową oraz przewidywania co do przyszłego rozwoju spółki/sektora mogą wykazać, że rynek przecenia daną spółkę w odniesieniu do jej wartości. Może to być przesłanka o podjęciu decyzji kupna.

Analiza techniczna za punkt wyjścia obiera sobie wykres cen akcji danej spółki. Opiera się na założeniu, że "cena/rynek dyskontuje wszystko". Co to znaczy? Otóż tyle, że wszystkie informacje o danej spółce, perspektywy, oczekiwania, a także wartość wewnętrzna, są już uwzględnione w cenie akcji. Zatem nie jest konieczne analizowanie fundamentów danej spółki - wykres jest jedynym co jest nam potrzebne, gdyż zawiera w sobie wszystkie składowe wpływające na cenę akcji.

Ci, którzy zerknęli na poniższą analizę Świecia domyślają się, że jestem zwolennikiem tego drugiego podejścia. Byłem nim od początku swojej "kariery" giełdowej i wydaje się, że to się nie zmieni jeszcze przez jakiś czas. Dlaczego?

Po pierwsze nie mam wykształcenia ekonomicznego. Nie mam warsztatu do przeprowadzenia analizy fundamentalnej na tyle solidnie, żebym mógł z pełnym przekonaniem postawić na to własne pieniądze. Raporty finansowe nic mi nie mówią, wskaźniki typu cena/wartość księgowa to dla mnie ciemna magia, gdyż nie wiem, co mają one oznaczać. Wydaje mi się, że gdybym przeszedł przez tryby akademickiego wykształcenia ekonomicznego to byłbym bardziej "fundamentalny", gdyż wpojono by mi, że spółka ma pewną wewnętrzną wartość i należy ją zawsze wycenić. Również z moich obserwacji, lektur oraz rozmów wynika, że osoby mające właśnie wykształcenie w tym kierunku bardziej zwracają uwagę na aspekt fundamentalny, natomiast traderzy i inwestorzy "z zewnątrz" preferują podejście techniczne.

Jestem technikiem również dlatego, że wydaje się to nieco łatwiejsze. Z tego, co mi wiadomo, przeanalizowanie konkretnej spółki pod kątem fundamentalnym może zająć nawet kilka dni wytężonej pracy, a efekt może okazać się niezadowalający, co sprawia, że część naszych wysiłków idzie na marne i musimy szukać kolejnej spółki. Wymusza to na nas zastosowanie systemu "filtrów fundamentalnych", które wstępnie wybiorą nam spółkę do analizy. Natomiast technik może rzucić okiem na wykres i już mniej więcej zna sytuację. Oczywiście napisałem "nieco łatwiejsze", gdyż ta łatwość to tylko pozory.

Na potrzeby niniejszego postu możemy podzielić analizę techniczną na "powierzchowną" oraz "naukową". Jest to podział mój i od razu zaznaczam, że jest on nie do końca poprawny. Analiza powierzchowna to taka, gdzie patrzymy na wykres i widzimy jakieś wsparcia, opory, formacje, coś tam może na wskaźnikach i oscylatorach się ciekawego układa etc. Bynajmniej nie twierdzę, że jest to analiza amatorska, czy też nieskuteczna. Wielu ludzi zarabia w ten sposób pieniądze i to niemałe pieniądze, np. przy wykorzystaniu price action. Co więcej, sam stosuję ten typ analizy. Tworzone są całe systemy inwestycyjne oparte właśnie na takim spojrzeniu na rynek.

Druga, może nieco na wyrost nazwana naukową, polega na próbie skonstruowania całkowicie mechanicznego systemu do gry na giełdzie, wykorzystującego określone nieefektywności rynku. Wykorzystywane są tutaj bardzo złożone testy historyczne, duża ilość danych statystycznych oraz zaawansowane oprogramowanie giełdowe. Dzięki temu, po znacznym wysiłku na początku, otrzymujemy coś w rodzaju "maszynki do zarabiania", która później wymaga jedynie prac dostosowawczych do zmieniającej się mechaniki rynków. Zatem niesłuszna jest teza, że pójście w stronę analizy technicznej jest drogą na skróty.

Kolejnym argumentem, który w mojej ocenie przemawia na korzyść analizy technicznej, jest fakt, że możemy ją zastosować do większości instrumentów finansowych podlegających rynkowej wycenie. Specjalista od analizy fundamentalnej może być dobry w analizie spółek, ale już nie koniecznie w analizie złota, czy kukurydzy. Natomiast technik może grać na wszystkim, od obligacji, przez towary rolne, surowce, metale, indeksy, spółki aż po waluty. Daje to bardzo szeroki wachlarz możliwości, który może być szczególnie przydatny w czasie bessy, kiedy znacząca większość spółek leci na pysk. Może kiedyś pokażę, co w czasie naszej bessy działo się na towarach, czy surowcach.

I jeszcze jeden argument przemawiający za AT. Są nim bańki spekulacyjne, które zdarzają się tu i tam wcale nie tak rzadko. Inwestorzy o podejściu fundamentalnym, jeśli zauważą, że ceny zaczynają się za mocno odrywać w górę od wartości spółek, mogą albo nie wchodzić wcale albo mogą próbować zajmować krótkie pozycje (tam, gdzie jest to możliwe) w celu złapania tego załamania. Obie decyzje niosą ze sobą duże ryzyko błędu, gdyż bańki mają to do siebie, że rosną często ponad wszelką logikę, więc pierwszy wariant powoduje przegapienie jeszcze znacznego ruchu, natomiast łapanie szczytu krótką sprzedażą to jak łapanie noża, można przy tych próbach stracić palce.

Natomiast technik w sytuacji bańki spekulacyjnej nie musi się przejmować tym, że ceny oderwały się od wartości fundamentalnej. Wystarczy, że ma opracowane mechanizmy kontroli ryzyka. Wtedy może sobie "jechać" na bańce i częstokroć zarabiać niezłe pieniądze.


Może trochę w uproszczeniu porównałem analizę techniczną oraz fundamentalną, ale mam nadzieję, że udało mi się oddać zasadnicze różnice między nimi. Zapewne zwolennicy AF byliby w stanie wykazać wiele zalet swojego podejścia, ale tematem niniejszego wpisu nie jest wałkowanie odwiecznego sporu AT vs. AF, a jedynie pokazanie, jak na patrzę na te sprawy.

wtorek, 20 kwietnia 2010

Do kogo kieruję moje wypociny

W zasadzie ciężko powiedzieć. Oczywiście zależy mi na jak najszerszym gronie odbiorców. Ale też nie chcę pisać o rzeczach banalnych, które można znaleźć w ciągu kilkunastu sekund przy użyciu wyszukiwarki.

Zatem mówiąc ogólnie, będą to materiały i wpisy dla ludzi, którzy już coś wiedzą o tradingu, znają podstawowe określenia używane w tym środowisku, a także mają ogólną wiedzę o analizie technicznej. Może i mógłbym po kolei omawiać formacje cenowe, wskaźniki, czy też innego rodzaju instrumenty, które są wykorzystywane przy grze na giełdzie. Jednak, jak już mówiłem, wiedza ta jest powszechnie dostępna, więc jedynie bym ją powielał własnymi słowami.

Nie aspiruję oczywiście do wysokiego poziomu "naukowości" moich wpisów, więc mogę używać tych czy innych określeń niezgodnie z ich rzeczywistą definicją na gruncie nauki. Stąd też proszę o wyrozumiałość ze strony profesjonalistów, którzy pewnie będą mieli powody, by wytknąć mi to i owo. Blog ten ma na celu pomoc tym, którzy z różnych względów nie radzą sobie na giełdzie, czy to realnej czy wirtualnej. Mam trochę swoich przemyśleń, trochę też pieniędzy przegrałem, więc wiem, gdzie można popełnić błąd i często też wiem, jak można próbować się ich ustrzec.

Zatem będzie to próba połączenia teorii z praktyką inwestycyjną. Czasem też będę się starał wykazać, że "podręcznikowe" zagrania na rynku są (mogą być) nieskuteczne, np. z racji ponoszonego nadmiernego ryzyka. Nie będę również uciekał od podstaw, jeśli będzie okazja akurat o nich powiedzieć to z pewnością kwestie te zostaną poruszone.

I na koniec, jednym z głównych beneficjentów tego bloga będę ja. Nie z racji wpływów z reklam i dotacji, choć te są oczywiście mile widziane. Przez kilka ostatnich miesięcy zdarzało mi się publikować na forum Gry Giełdowej wpisy podobne do tych, które planuję umieszczać tutaj i przez ten czas przekonałem się, że jest to bardzo skuteczna forma "autoterapii" tradera. Analizując swoje posunięcia z pewnego dystansu i na potrzeby osób trzecich, dostrzegałem u siebie błędy, z których bez tego nie zdawałem sobie sprawy, lub też o których wiedziałem, ale nie było to powiedziane wprost. Zatem blog ten będzie rodzajem notatnika, gdzie poprzez pisanie będą patrzył na swoją aktywność z pewnego oddalenia, a to bardzo pomaga.

Świecie w okolicach wsparcia

Nie dane mi było na dobre się przywitać, a tu już pojawia się pierwsza okazja inwestycyjna :)


Spółkę tę mam na liście obserwowanych już od dobrych dwóch tygodni. Moją uwagę zwróciła duża liczba czarnych świec oraz szereg sesji spadkowych. Obecnie cena akcji zbliża się do wsparcia wyznaczanego przez lutowe dołki. Myślę, że jest to okazja to krótkiej spekulacji na odbicie od wsparcia.Setup wejścia jest w tym wypadku bardzo prosty. Można zaczekać aż ceny spadną do wsparcia i zaczną się od niego odbijać lub też zaryzykować wcześniejsze wejście (większe ryzyko, że odbicia nie będzie) na rzecz większego zysku, jeśli wsparcie wytrzyma. Proponuję wchodzić już teraz po cenie 69 zł za akcję (o ile jutro rynek da taką sposobność). Zlecenie stop loss bym ustawił nieco poniżej wsparcia na wysokości 65,80 zł. Dzięki temu ryzyko, które ponosimy w tej transakcji wynosi jedynie 4,6%. Patrząc natomiast na potencjalne zyski, oceniam że rynek może dojść w okolice 82 zł, gdzie ustanowione zostały ostatnie maksima. Daje nam to bardzo korzystny stosunek potencjalnego zysku do ryzyka, który wynosi w tym przypadku ok 4:1. Trzeba oczywiście wziąć pod uwagę prowizje maklerskie oraz poślizgi przy wykonywaniu zleceń, ale i tak uważam to za dość atrakcyjną okazję. Oto obrazek:


Jeśli zajmiemy pozycję, prowadzimy ją następnie stopem kroczącym w kierunku północnym, o ile oczywiście rynek pozwoli :)

W kolejnych wpisach będę starał się przedstawić moje podejście(a) inwestycyjne, więc proszę o cierpliwość.

Przy okazji podkreślam, że wpisy prezentowane na moim blogu nie mają charakteru porad inwestycyjnych, a wyrażają jedynie moje osobiste przekonania i opinie. Wszelkie decyzje inwestycyjne każdy podejmuje na własną odpowiedzialność.

Aby zacząć...

Mówią, że pierwsze zdanie jest najważniejsze... To ono najbardziej zapada w pamięć i może zainteresować lub zniechęcić do dalszej lektury.

U mnie rolę pierwszego zdania pełnił będzie cały pierwszy post (lub kilka pierwszych postów), gdyż nie da się w jednym zdaniu zmieścić zarówno przesłanek do założenia niniejszego bloga, kilku informacji o mnie i o moim podejściu do rynku, jak również zastrzeżeń czy też słów wprowadzających.

Najpierw o mnie

Nie posiadam wykształcenia ekonomicznego. Aktualnie studiuję politologię i całe życie widziałem (i widzę) siebie, jako humanistę. Giełdą zainteresowałem się pod koniec 2008 roku, kiedy okazało się, że dosyć mocno przejechałem się na monetach kolekcjonerskich, które kupowałem na początku 2008 roku, i które są dziś warte mniej więcej połowę tego, co za nie zapłaciłem.

Wtedy też przypomniałem sobie, że kiedyś założyłem konto na jednym z wortali umożliwiających symulowaną grę na giełdzie w oparciu o realne notowania, ale wirtualny kapitał. Na wortalu Gra Giełdowa jestem do dziś aktywnym zawodnikiem, ale postanowiłem nieco podnieść poprzeczkę i rozpocząć samodzielną przygodę. Kiedy to w marcu-kwietniu 2009 stan mojego wirtualnego konta podskoczył o 50% doszedłem do wniosku, że zarabianie na giełdzie to w zasadzie nie jest taka złożona rzecz i bawiąc się wirtualnymi pieniędzmi tylko marnuję czas.

Konto w DM otworzyłem w ostatnich dniach kwietnia 2009, więc za kilka dni stuknie mi roczek na "prawdziwej" giełdzie. Przez ten czas rynek dość boleśnie zweryfikował moje umiejętności inwestycyjne. Złapałem mocny zjazd kapitału, z którego de facto nie wygrzebałem się do dziś, mimo że indeks największych spółek zyskał w tym czasie ponad 37%.

Pierwsze porażki były dla mnie silnym impulsem do zwiększenia zaangażowania w poznanie mechanizmów rządzących rynkiem oraz, co tu ukrywać, sposobów na zarabianie kasy. Od tamtej pory przeczytałem już ze 30 książek poświęconych różnym aspektom gry na giełdzie, odwiedziłem kilka szkoleń organizowanych przez FERK, przeczytałem grube setki wpisów na blogach oraz przesiedziałem długie godziny zarówno przy notowaniach online, jak też już po zamknięciu sesji. Myślę, że dziś jestem znacznie lepiej przygotowany o zabawy w giełdę, na tyle żeby móc podzielić się zarówno uwagami teoretycznymi, jak też kilkoma wnioskami z mojej praktyki inwestycyjnej.

Czego na moim blogu nie znajdziecie

Nie mam jeszcze dokładnie wypracowanej koncepcji, co chciałbym zawrzeć, a czego nie. Myślę, że wraz z upływem czasu formuła będzie się nieco zmieniała.

Raczej nie będę poruszał kwestii dotyczących innych aspektów pomnażania kapitału, czyli oszczędzania, lokat, funduszy inwestycyjnych i tym podobnych rzeczy. Mogą się pojawić odbicia w tym kierunku z perspektywy budowania struktury portfela, ale raczej nie więcej. Wychodzę z założenia, że są inne bardzo wysokiej klasy blogi, gdzie materia ta jest poruszana dogłębnie i próby dublowania mijają się z celem.

Nie będzie też mocno "naukowego" podejścia do gry na giełdzie. Nie mam podstaw z matematyki, czy statystyki, więc nie czuję się kompetentny do wnikania w szczegóły tych czy innych teorii. Robią to dobrze inni, więc pozostaje mi śledzić ich wpisy i analizy oraz ewentualnie stosować ich zalecenia w praktyce.

Niestety nie pójdę też śladem innych bloggerów i nie będę prowadził swojego portfela publicznego. Sam nigdy nie czytałem tego na innych stronach, a poza tym wymagało by to ode mnie zbędnej pracy technicznej polegającej na ciągłym aktualizowaniu jego stanu etc. Wolę ten czas poświęcić na jakieś ciekawe, merytoryczne wpisy. Niemniej zapewne będzie można kilka szczegółów o moim portfelu wyciągnąć z samej treści postów, choć raczej nie będę publikował jego składu.

Co natomiast na blogu będzie

Postaram się dzielić z Czytelnikami (o ile tacy będą) moimi bieżącymi przemyśleniami zarówno w kwestiach konkretnych spółek, jak też gry na giełdzie w szerszym rozumieniu.

Po pierwsze, postaram się wrzucać co jakiś czas propozycje spółek, wraz z sugerowanym sposobem zajęcia pozycji. Przez ostatnie kilka tygodni wyszukiwałem właśnie takie okazje inwestycyjne i uznałem, że wynik jest na tyle dobry, iż warto się nim podzielić z szerszą publicznością.

Oprócz tego będę starał się opisywać moje działania tradingowe wraz z zapisem technik, którymi się posługiwałem przy wejściu i prowadzeniu pozycji. Może nie będą to jakieś genialne wpisy, ale zauważyłem, że bardzo pomagały mi tego typu rzeczy pisane przez innych traderów. Czasem przeczytanie o czyichś przemyśleniach w trakcie transakcji, pokusach czy błędach pomaga w uświadomieniu sobie własnych niedociągnięć.

Kolejną rzeczą są wpisy dotyczące tradingu w nieco szerszym kontekście, czyli wymaganej wielkości portfela lub zarządzania pozycjami. Może opiszę też kilka technik, którymi się posługuję i które uważam za przydatne. Myślę, że wielu z początkujących przegrywa właśnie dlatego, że nie szanują swoich pieniędzy lub zwyczajnie mają za mały portfel. I choć w wielu miejscach kwestia ta jest poruszana, to uważam, że należy położyć na nią szczególny nacisk.

Postaram się również zamieścić kilka recenzji z książek, które zdarzyło mi się przeczytać. Co do niektórych, będzie to jedynie zdanie lub dwa, w innych nieco dłuższa notka wraz z przemyśleniami. Może to być przydatne dla tych, którzy chcą coś wiedzieć o książce, na którą częstokroć muszą wydać kilkaset złotych. Wszak nikt nie lubi kupować kota w worku.

Póki co tyle...

Nie wiem, jak rozwinie się moja przygoda z blogowaniem Jest do dla mnie zupełnie nowe doświadczenie, więc idę przed siebie w nieznane. Niemniej, jeśli znajdzie się jakaś grupka osób, które uznają moje wpisy za warte uwagi, postaram się wrzucać jakiś materiał przynajmniej raz w tygodniu.

W zasadzie nie wiem, jak zachęcić Was do czytania mojego bloga. Wychodzę z założenia, że jeśli wpisy będą warte uwagi to będzie się to przedsięwzięcie jakoś rozwijało.

W następnym wpisie skrobnę coś o moim podejściu do inwestowania oraz mojej "filozofii" rynku.

Tymczasem Bye!