Aby długoterminowo zyskownie inwestować, musimy mieć jakąś przewagę nad rynkiem. Często próbujemy działać na rynku z wykorzystaniem jakiejś strategii, ale nie wiemy dokładnie gdzie tkwią przewagi tego podejścia nad innymi.
Poszukując przewag inwestora indywidualnego na rynku można wskazać dwa główne obszary: timing lub selekcja. To wokół nich koncentruje się nasza uwaga, zazwyczaj preferując jedną z przewag. Ale niekiedy zdarza się, że wykorzystujemy obie te przewagi łącznie.
Mimo, że jest to nieco teoretyczne zagadnienie, warto je sobie ułożyć we własnym podejściu do rynku. Również dlatego, że w niektórych przypadkach próba łapania dwóch srok za ogon wpływa negatywnie na nasze wyniki inwestycyjne.
Mały inwestor może więcej
Jedną z przewag, o której warto powiedzieć na wstępie jest wielkość portfela, którą dysponujemy. Mały inwestor, nawet jeżeli pula jego środków przekracza milion złotych, posiada o wiele szersze możliwości inwestycyjne niż duzi inwestorzy instytucjonalni. Ci ostatni potrzebują odpowiedniej płynności do zawierania transakcji, a co za tym idzie, ograniczeni są do kilkudziesięciu największych spółek na polskim rynku.
Z ich punktu widzenia jest to racjonalne, gdyż biorąc pod uwagę kapitalizację poszczególnych spółek, nie ma sensu praca nad ekspozycją w kierunku maluchów, jeżeli ich wpływ na benchmark wynosi mniej niż 5% łącznie. Jest to zbyt dużo pracy analitycznej, którą trzeba wykonać, a nawet jeżeli uda się zidentyfikować okazję inwestycyjną, płynność nie pozwala na zajęcie pozycji, której wielkość istotnie wpłynęłaby na wynik całego portfela.
Ujawnia się tu jedna z głównych przewag małego inwestora. Przez to, że mniejsze spółki są słabiej pokrywane analitycznie, są one również mniej efektywnie wyceniane. Skrupulatny inwestor jest w stanie wyłowić walory, których rynek nie dostrzega i zająć pozycję relatywnie szybko. Jest to o wiele trudniejsze w przypadku spółek dużych, na których sytuację spoglądają tysiące oczu, przez co potencjał do znalezienia tam zyskownego rodzynka jest znacznie mniejszy.
Timing rynkowy jako przewaga inwestora
Timing jest jednym z dwóch głównych źródeł przewag inwestora. W końcu nie raz słyszeliśmy, że w zarabianiu na giełdzie chodzi o to, żeby kupować tanio i sprzedawać drogo. Powtarzając ten schemat regularnie jesteśmy w stanie powiększać nasz kapitał niemal bez końca.
Nawet patrząc na długoterminowe notowania indeksu WIG, o którym trudno jest powiedzieć, że dał świetnie zarobić w ciągu ostatniej dekady, można wskazać momenty, kiedy warto było kupić akcje oraz momenty, w których te akcje warto było sprzedać.
Co więcej, im niższy interwał rozważamy, tym większe potencjalne zyski możemy zidentyfikować. Bo co z tego, że w ciągu ostatnich 10 lat były trzy okresy, kiedy indeks dał zarobić po 50%, jeżeli na mniejszych ruchach w każdym jednym roku można było znaleźć przynajmniej pięć sytuacji, gdzie możliwe było zarobienie 10%.
Z tego właśnie bierze się pęd do aktywnego inwestowania. Po co czekać cały rok, aby spółka zarobiła dla nas 10% i wypłaciła to jako dywidendę, jeżeli możemy grać aktywnie, łapać szczyty i dołki i zarabiać o wiele więcej w krótkim czasie.
Jednak rzeczywistość dość sprawnie weryfikuje zdolności aktywnych inwestorów i po pewnym czasie duża część z nich przestawia się na timing, ale długoterminowy. Okazuje się, że zarobienie tych kilkudziesięciu procent raz na 2-3 lata może być zadowalającym wynikiem. Tu jednak pojawia się kolejny problem.