Należę do ludzi o spokojnym usposobieniu. Ale kiedy wziąłem do ręki dzisiejszą Politykę i przeczytałem pierwszy artykuł na temat, a jakże, Amber Gold, stwierdziłem, że miarka się przebrała. Odpaliłem więc laptopa, mimo że miałem już kończyć dzień dobrze zasłużoną dawką snu, i postanowiłem napisać dwa słowa.
Temat Amber Gold znamy wszyscy. W swoich opiniach komentatorzy i osoby z życia publicznego dzielą się na kilka grup. Pierwsza z nich twierdzi, że zawiodło państwo, bo źle sprawowało nadzór. Druga, że zawiedli sami oszczędzający, bo poszli na łatwiznę i liczyli na 15% bez ryzyka. Spotkałem się też niedawno z wielce ciekawą opinią, że skoro "pokrzywdzeni" przez Amber Gold ulokowali tam po kilkanaście tysięcy to wcale oni nie są tacy biedni.
Za każdym razem, gdy słyszę różne argumenty uzasadniające obarczenie kogoś winą za zaistniałą sytuację, coraz bardziej się wściekam. Bo czy państwo jest od tego, żeby ostrzegać ludzi przed instytucjami w rodzaju Amber Gold? Może KNF powinno wykupić kampanię reklamową w najlepszym czasie antenowym, żeby lista ostrzeżeń publicznych dotarła do każdego, kto ma choć trochę więcej niż kilka tysięcy?
Z drugiej strony, czy ktoś, kto nie ma zielonego pojęcia na temat ekonomii może wiedzieć, czym różni się lokata od kontraktu lokacyjnego? Czy wyborca, który głosuje na partię ABC dlatego, że jej przedstawiciele obiecują podniesienie emerytur o 100%, będzie wiedział, że oszczędności całego życia nie wkłada się do jednego, jak się okazuje mocno dziurawego, koszyka?
Wreszcie na koniec nie chciał bym być nazywany krezusem, gdy dorobek całego życia będzie stanowiło kilkanaście tysięcy złotych. A okazuje się, że jak 60-latek ma więcej niż na kromkę chleba to już wcale biedny nie jest.
Zawiedli ludzie, ale głównie zawiodło państwo. Tyle, że nie na przestrzeni ostatnich kilku lat, kiedy to funkcjonowała ta głośna ostatnio piramida finansowa. Zawiodło znacznie wcześniej, gdy układano programy nauczania do szkół publicznych.
Spory o polską edukację są rozmaite. O religię. O wynagrodzenia nauczycieli. Nawet o lekcje historii i mundurki. Ostatnie tygodnie pokazują, że mury szkół opuszczają może i patrioci (choć tu pewności nie mam), ale przede wszystkim finansowi idioci. Absolwenci liceów, czyli praktycznie ostatniego etapu, gdzie można próbować coś komuś wpoić niezależnie od jego woli, nie wiedzą, czym jest ROR. Znają słownikową definicję inflacji, ale nie widzą jej wpływu na codzienne życie. Może i wiedzą kim jest Balcerowicz, ale ciągle uważają, że pożyczka "chwilówka" na nowe kino domowe to wspaniała sprawa.
Spieramy się więc dalej, czy Mieszko I jest ważniejszy w programie nauczania od Gomułki. Czy powinno się więcej uczyć o działaniu leków immunosupresyjnych, czy też o zachowaniu cząstki wpuszczonej pole z siłami o danym wektorze. Czy ważniejsze są perypetie miłosne w Lalce, czy w Chłopach.
Wszystko to są sprawy ważne. W końcu niektórzy zostaną lekarzami, chemikami, pisarzami, czy też historykami. Niektórzy. A w systemie finansowym funkcjonował będzie każdy. Każdy jeden absolwent, zdolny, czy nie, mądry, czy nie, będzie musiał podejmować liczne decyzje związane ze swoim stanem posiadania. Czy to jako konsument, klient, kredytobiorca, pracownik, a niektórzy nawet jako przedsiębiorcy lub inwestorzy. Każdy powinien wiedzieć, że lokata na 2% to g***o, a nie lokata, przy inflacji na poziomie 4% i ofertach konkurencyjnych banków dających 5%. Każdy powinien wiedzieć, że kredyt w walucie to w istocie spekulacja, częstokroć na kilkaset tysięcy złotych. Że lokata dająca 9% powiązana jest najczęściej z planem oszczędzania, który oddaje w prowizjach więcej niż przynosi w odsetkach od depozytu.
A później zaczyna się. Minister ratuje spółki przed krwiożerczym sektorem finansowym, który biednych prezesów naciągnął na opcje walutowe (bo przecież nie mogli przypuszczać, że ceny walut mogą zmienić trend - chyba nawet któryś sąd tak uznał). Rząd mówi trzeba dokopać bankom, bo na masową skalę wcisnęły ludowi kredyty we franku, który miał być bezpieczny, a okazał się zdradliwy. Że KNF nie wysłał każdemu ulotki z ostrzeżeniem przed Amber Gold.
Aleksander Kwaśniewski wysłał 15 lat temu obywatelom nową konstytucję. Pokazał, że można, więc KNF powinna teraz odpowiedzieć za złe pełnienie funkcji ochrony "biednych ludzi".
Jeśli będziemy szli tą drogą, może się okazać, że trzeba będzie pisać na czajnikach ostrzeżenia, że świeżo zagotowana woda jest gorąca i można się oparzyć. Że jazda rowerem grozi śmiercią lub kalectwem. Może masowe zatrucia szamponem do włosów o zapachu czekolady skłonią rząd do rozpoczęcia kampanii przeciwko firmom kosmetycznym, które dybią na zdrowie i życie "prostych obywateli".
Szlag mnie trafia, jak patrzę na to wszystko. Najpierw zaniedbujemy elementarne sprawy, a później organizujemy szeroko zakrojone akcje przeciwko wyimaginowanemu wrogowi. Może jestem skrzywiony, bo jestem blogerem piszącym za darmo i starającym się puszczać w obieg może nie głównie wiedzę (choć tę również), ale własne opinie i techniki inwestycyjne. Może moim problemem jest to, że nikt mnie w szkole nie nauczył podstaw finansów osobistych i znaczenie tej tematyki musiałem poznać sam, kupując na szczycie w 2007 roku jednostki TFI, które szczęśliwie bardzo szybko sprzedałem.
Z drugiej strony, spotykam się z opiniami, że edukacja finansowa obywateli nie leży w interesie władz. Stają się wtedy mniej podatni na wyborczą demagogię i trudniej jest robić różnego typu szwindle i siać populizm. Nie jestem zwolennikiem teorii spiskowych, więc wątek ten pozostawię bez rozwinięcia.
Nieczęsto zdarza mi się odchodzić od tematyki inwestycyjnej, lecz w tym momencie nie wytrzymałem i uznałem, że trzeba zabrać głos. Przede wszystkim, jako członek społeczności blogerskiej, która stara się nieść ten kaganiec oświaty. Skoro czytacie mojego bloga (co bardzo cenię), to znaczy że jesteście już o wiele dalej niż ci ludkowie, którzy powierzyli swoje środki spółce Amber Gold. To też do Was należy działanie, aby świadomość finansowa wzrastała. Sam bym się chętnie zaangażował się w działalność finansowo-edukacyjną "w realu", ale mój kalendarz może wtedy zupełnie odmówić posłuszeństwa. Niemniej nie wykluczam, że w niedalekiej przyszłości coś się w tym temacie zacznie dziać.
Namawiam i Was, abyście w miarę sił i środków starali się uczyć ludzi myślenia o finansach. Inaczej, pozostanie nam tylko śpiewanie z Kazikiem: