Profil spółki jest bardzo ważny z punktu widzenia naszego pomysłu na inwestycję. To, czy jest to walor defensywny, wzrostowy czy cykliczny sprawia, że decydujemy się nabyć akcje lub nie, niezależnie od wyników spółki. A zmiana profilu (lub nasza zmiana oceny tego profilu) może być elementem determinującym decyzję o sprzedaży akcji.
Najbardziej klasyczne rozróżnienie dzieli spółki na value i growth. W wypadku tych pierwszych spodziewamy się dojrzałego biznesu, często dzielącego się zyskami w postaci dywidendy i koncentrujemy się na nabyciu akcji możliwie jak najtaniej. W wypadku spółek growth nie oczekujemy wyników tu i teraz, wiemy, że musimy na nie poczekać, a celem inwestora jest nabycie spółek o możliwie największym potencjale zysku.
Oczywiście istnieje wiele różnych typów spółek. Podział na sześć rodzajów wprowadził Peter Lynch. Wyróżnił on, slow growers, stalwarts, cyclicals, fast growers, turnarounds i asset plays. Jakiś czas temu Tomasz Publicewicz z Biznesradaru poświęcił im kilka ciekawych wydań newslettera.
W dzisiejszym tekście nie chcę skupiać się na podręcznikowych typologiach. Chcę pokazać jak ja sam patrzę na profil spółki, jak na tej podstawie lokuję spółkę w portfelu oraz dlaczego czasem pozbywam się spółki właśnie z powodu zmiany jej profilu.
Unikanie spółek niespodzianek
Przez miano niespodzianki rozumiem tu spółkę, która przez lata ponosi nakłady na stworzenie jakiegoś produktu lub usługi, a o tym, czy produkt ten stanie się komercyjnym sukcesem dowiemy się dopiero w przyszłości.
Idealnym tego przykładem jest branża producentów gier. Spółka przez kilka lat tworzy grę, ponosi nakłady na jej wydanie, a dopiero w momencie premiery jako inwestorzy dowiadujemy się, czy rezultaty tych działań są pozytywne. Jeżeli gra okaże się sukcesem, spółka pokrywa koszty, generuje zysk i ogólnie wszyscy są zadowoleni. Jeżeli jednak gra okazuje się klapą, konieczne jest utworzenie odpisów oraz, co ważniejsze, pozyskanie finansowania na dalsze funkcjonowanie.