W miniony poniedziałek z samego rana, w reakcji na opublikowany w piątek raport kwartalny, sprzedałem posiadany od ponad roku pakiet akcji PBKM. Kurs ani drgnął, mimo że wiele czynników wzbudza mój niepokój. W dzisiejszym artykule postaram się pokazać, co skłoniło mnie to takiej, a nie innej decyzji.
Papiery Polskiego Banku Komórek Macierzystych udało mi się kupić w idealnym miejscu - dokładnie w dniu odwrócenia spadków we wrześniu 2018r. Po tym czasie notowania tylko raz znalazły się poniżej mojej ceny nabycia, a w pozostałym zakresie papier pozostawał w zysku. Dla sprawiedliwości trzeba przyznać, że nie doświadczył on również szczególnych wzrostów.
Dlaczego PBKM mi się podobał?
Spółka przypadła mi do gustu z kilku powodów. Po pierwsze, sama branża wydała mi się ciekawa i perspektywiczna. Bankowanie krwi pępowinowej nie jest czymś tak powszechnym, jak wytwarzanie innego rodzaju dóbr. Nie jest ściśle i wprost powiązane z koniunkturą gospodarczą i wydaje się, że wraz z rosnącą zamożnością społeczeństw coraz więcej osób będzie decydowało się na rodzaj dodatkowej polisy ubezpieczeniowej dla swoich dzieci.
Drugim argumentem była dokonująca się ekspansja spółki. Już w momencie zakupu PBKM był jednym z liderów w Europie i wchodził do ścisłej światowej czołówki. Możliwość inwestowania w jednego ze światowych potentatów była z pewnością kusząca, tym bardziej, że zarząd dość jasno sygnalizował chęć dokonywania kolejnych akwizycji i zwiększania liczby przechowywanych próbek.
Kolejna sprawa to fakt dość wysokiej dynamiki przychodów. Oprócz akwizycji, spółka rozwijała się prężnie w sposób organiczny, sprawnie przyciągając kolejnych klientów. Można więc powiedzieć, że biznes prężnie rósł w oparciu o dwie biznesowe nogi.
Ostatnim argumentem były prowadzone przez spółkę badania mające poszerzyć wykorzystanie krwi pępowinowej oraz innych tkanek wytwarzanych w oparciu o materiał biologiczny pobrany od klientów. W sensie finansowym działalność ta nie ważyła wiele w wynikach spółki, ale była i jest bardzo perspektywiczna.