Obniżka w Saxo Bank - nawet 0,12% za handel na GPW i 1 dolar minimalnej prowizji na USA

czwartek, 21 listopada 2019

Komplikacje na horyzoncie - dlaczego sprzedałem akcje PBKM

W miniony poniedziałek z samego rana, w reakcji na opublikowany w piątek raport kwartalny, sprzedałem posiadany od ponad roku pakiet akcji PBKM. Kurs ani drgnął, mimo że wiele czynników wzbudza mój niepokój. W dzisiejszym artykule postaram się pokazać, co skłoniło mnie to takiej, a nie innej decyzji.

Papiery Polskiego Banku Komórek Macierzystych udało mi się kupić w idealnym miejscu - dokładnie w dniu odwrócenia spadków we wrześniu 2018r. Po tym czasie notowania tylko raz znalazły się poniżej mojej ceny nabycia, a w pozostałym zakresie papier pozostawał w zysku. Dla sprawiedliwości trzeba przyznać, że nie doświadczył on również szczególnych wzrostów.


Dlaczego PBKM mi się podobał?


Spółka przypadła mi do gustu z kilku powodów. Po pierwsze, sama branża wydała mi się ciekawa i perspektywiczna. Bankowanie krwi pępowinowej nie jest czymś tak powszechnym, jak wytwarzanie innego rodzaju dóbr. Nie jest ściśle i wprost powiązane z koniunkturą gospodarczą i wydaje się, że wraz z rosnącą zamożnością społeczeństw coraz więcej osób będzie decydowało się na rodzaj dodatkowej polisy ubezpieczeniowej dla swoich dzieci.

Drugim argumentem była dokonująca się ekspansja spółki. Już w momencie zakupu PBKM był jednym z liderów w Europie i wchodził do ścisłej światowej czołówki. Możliwość inwestowania w jednego ze światowych potentatów była z pewnością kusząca, tym bardziej, że zarząd dość jasno sygnalizował chęć dokonywania kolejnych akwizycji i zwiększania liczby przechowywanych próbek.

Kolejna sprawa to fakt dość wysokiej dynamiki przychodów. Oprócz akwizycji, spółka rozwijała się prężnie w sposób organiczny, sprawnie przyciągając kolejnych klientów. Można więc powiedzieć, że biznes prężnie rósł w oparciu o dwie biznesowe nogi.

Ostatnim argumentem były prowadzone przez spółkę badania mające poszerzyć wykorzystanie krwi pępowinowej oraz innych tkanek wytwarzanych w oparciu o materiał biologiczny pobrany od klientów. W sensie finansowym działalność ta nie ważyła wiele w wynikach spółki, ale była i jest bardzo perspektywiczna.

czwartek, 14 listopada 2019

Powyborcze nadzieje - SCT listopad 2019

Obserwowane od kilku tygodni odreagowanie na warszawskiej giełdzie rodzi u wielu inwestorów nadzieje na zmianę nastrojów i pojawienie się większych wzrostów. Towarzyszy temu widoczny optymizm w sektorze energetycznym po ogłoszeniu, że obszaru tego nie będzie już nadzorował minister Tchórzewski. Czy jednak cały rynek rośnie równo?

Patrząc na stopę zwrotu z indeksu Wig20 można być rynkowym optymistą. Na przestrzeni ostatniego miesiąca notowania wzrosły o prawie 6%, co jest wynikiem wartym odnotowania. Niestety głębsza analiza poszczególnych sektorów pokazuje, że wzrosty te oparte są bardziej na nastawieniu międzynarodowych graczy niż na zmianach sentymentu nad Wisłą.


Wyraźnym dowodem tego jest zachowanie indeksów mniejszych spółek. W tym samym okresie mWig40 wzrósł o 4,5%, a sWig80 zaledwie o 0,5%. Również indeks cenowy wszystkich spółek wzrósł ledwie o 1%. Na tej podstawie można wysnuć wniosek, że popyt widoczny w ostatnich tygodniach ma przede wszystkim źródła zagraniczne.


Potwierdzeniem tego faktu jest kształt indeksu MSCI Emerging Markets, który również ostatnie tygodnie zalicza do udanych. Można więc powiedzieć, że rośniemy na fali poprawy sentymentu do wszystkich rynków rozwijających się. Czy fala ta zaprowadzi nas do tegorocznych maksimów na Wig20? 200 punktów nie jest bardzo dużym dystansem, ale do takiego zrywu potrzeba czegoś więcej niż chwilowej poprawy sentymentu.

Byłbym również bardzo ostrożny przy wyciąganiu odważniejszych wniosków z ostatnich wzrostów na spółkach energetycznych. Prawdą jest, że rynek od dłuższego czasu czekał na zmianę ministra na takiego, który nie będzie traktował spółek jak skarbonek służących do finansowania politycznych potrzeb rządu. I na pierwszy rzut oka może się wydawać, że jest to zmiana na plus.

piątek, 8 listopada 2019

Turbo Wyzwanie znów rozgrzeje GPW

Jesień na GPW jest zazwyczaj okresem bardzo ciekawych inicjatyw edukacyjnych. Jedną z nich jest Turbo Wyzwanie, czyli coroczna gra inwestycyjna z wykorzystaniem certyfikatów ING Turbo. Na najlepszych czekają nagrody warte 32 tysiące złotych!

Obecne dość trudne czasy dla inwestorów na GPW sprzyjają poszukiwaniu nowych rozwiązań i instrumentów finansowych. Mają one pozwolić nam na zarabianie niezależnie od tego, czy na giełdzie panuje aktualnie hossa, bessa, czy dość nudny ruch boczny, z którym mamy do czynienia obecnie. W mojej ocenie świetnie sprawdzają się w tej roli certyfikaty ING Turbo.

Czytelnicy śledzący mojego bloga od dłuższego czasu z pewnością wiedzą, że wielokrotnie poruszałem już tematykę tych właśnie certyfikatów. W dużej mierze dlatego, że wpasowują się one moim zdaniem w pewną lukę, która powstała pomiędzy rynkiem akcji, a rynkiem kontraktów terminowych, kojarzonych zazwyczaj z wysoką dźwignią finansową i wysokim ryzykiem.


Certyfikaty ING Turbo dają możliwość inwestowanie z wykorzystaniem dźwigni finansowej, ale to my sami decydujemy o jej wielkości. Kto czuje się pewniej, może zagrać odważniej, a kto preferuje bardziej defensywne podejście, może zupełnie z dźwigni zrezygnować. Istota lewara sprowadza się do tego, że angażujemy w transakcję jedynie część docelowej wielkości pozycji. Dzięki temu nawet mniejsze portfele mogą być optymalnie zarządzane. Warto jeszcze wspomnieć, że certyfikaty, w przeciwieństwie do instrumentów pochodnych, są dostępne dla posiadaczy rachunków IKE i IKZE. Wystarczy rachunek maklerski w dowolnym domu maklerskim z dostępem do GPW.

Drugą ważną cecha certyfikatów ING Turbo jest fakt, że nie możemy stracić na nich więcej niż suma środków zaangażowanych w dany certyfikat. W rzeczywistości takie sytuacje zdarzają się dość rzadko, dzięki czemu inwestor jest dość mocno zabezpieczony, nawet jeżeli rynek przesunie się dynamicznie w niepożądanym kierunku. 

Trzecią cechą jest możliwość uzyskania ekspozycji nie tylko na akcje i indeksy notowane na warszawskiej giełdzie, ale również na walory zagraniczne, w tym surowce. Warto chociażby wspomnieć o certyfikatach na notowania palladu, platyny, czy też 30-letnich obligacji USA.