Obniżka w Saxo Bank - nawet 0,12% za handel na GPW i 1 dolar minimalnej prowizji na USA

czwartek, 28 listopada 2013

Obligacje korporacyjne i rynek Catalyst - wywiad z Kamilem Gemrą [cz.1]

Nieczęsto zdarza mi się publikować wywiady. Z tego, co pamiętam mam na koncie w zasadzie tylko ten z Bartkiem Szymą, który możecie odsłuchać na YouTube. Tym razem też mam dla Was coś dużego, ponieważ na udzielenie wywiadu zgodził się Kamil Gemra - chyba najbardziej znana twarz obligacji korporacyjnych w Polsce.

W zasadzie całkiem ciekawie to wyszło, gdyż pomysł narodził się w trakcie październikowej konferencji Skuteczny Inwestor i w od razu przeszedł do fazy realizacji, gdyż już cztery dni później miałem gotowe nagranie. Trochę mi się zeszło ze spisywaniem wszystkiego na formy tekstowej, ponieważ uznaliśmy, że taka będzie lepszym rozwiązaniem. Wyszło tego całkiem sporo, dlatego też wywiad zostanie opublikowany w dwóch częściach.

Dla osób, które jeszcze nie wiedzą, kim jest mój rozmówca, przedstawia się on następująco:

Kamil Gemra, menadżer ds. rozwoju StockWatch.pl. Aktywny inwestor na rynku Catalyst od jego uruchomienia. Współpracuje zarówno z inwestorami jak i emitentami obligacji. Od 2012 r. doktorant SGH zajmujący się tematyką pozyskiwania kapitału poprzez emisje obligacji. 

I żeby już nie przynudzać, przechodzimy do samego wywiadu.

Radosław Chodkowski: Czy rynek obligacji jest dla wszystkich i czy może on stanowić porównywalną alternatywę dla lokat w czasach niskich stóp procentowych. Czy może jest to zupełnie inny wehikuł finansowy i nie jest dla przeciętnego Kowalskiego?

Kamil Gemra: Jest to trudne pytanie, ponieważ rynek obligacji jest obecnie bardzo szeroki i emitentów jest również wielu. Gdybyśmy rozmawiali dwa lub trzy lata temu mógłbym powiedzieć, że zdecydowanie nie jest dla wszystkich, gdyż emitentów było kilkunastu, w tym prym wiódł np. Gant.  Gdybym wtedy powiedział, że jest to rynek stanowiący alternatywę dla lokat, nie mówiłbym prawdy, mimo że wcale tak nie uważałem. Jednak w tej chwili jest tam tyle papierów, tylu solidnych emitentów, że zdecydowanie jest to rynek dla wszystkich.

Przypomnijmy tylko wachlarz dostępnych instrumentów.  Weźmy chociażby banki spółdzielcze. Są to trochę zapomniane papiery, a ja uważam, że to jest błąd, że inwestorzy nie zwracają uwagi na te podmioty, gdyż są to instytucje nadzorowane przez Komisję Nadzoru Finansowego. Poza tym zdecydowana większość banków spółdzielczych, które wyemitowały obligacje na rynku Catalyst jest w dobrej kondycji finansowej. W ich przypadku pytanie podstawowe dotyczy wskaźników wypłacalności. Nawet jeśli są trochę niższe niż średnia dla całego sektora, to czy oferowane premie są adekwatne do ryzyka, które ponosimy jako inwestorzy. Uważam, że jest tam wiele obligacji, które dają za mało zarobić, ale są liczne obligacje banków spółdzielczych, które pozwalają na bardzo dobry zarobek, z pewnością większy niż na lokacie.

Ponadto jeśli przypomnimy sobie ofertę obligacji Orlenu to też był to pewnego rodzaju substytut lokat i takie oferty wielkich koncernów będą się pojawiać. To jest właśnie przykład, że rynek obligacji jest dla każdego, ale nie wszystkie obligacje są adekwatne dla wszystkich inwestorów.

R. Czyli twoim zdaniem obligacje np. Orlenu cechują się na tyle zbliżonym ryzykiem, że można by je było traktować, jako substytut lokat?

K. Zdecydowanie tak. Uważam, że posiadają one porównywalne ryzyko do lokat.

R. Skoro poruszyłeś temat obligacji spółdzielczych to powiedzmy, czy były przypadki problemów ze spłatą zobowiązań lub też obawy o wypłacalność tego typu emitentów?

K. Z tego co pamiętam była jedna sytuacja, ale dotyczyła ona gminy, w której wynikało to z błędu ludzkiego, gdzie osoba odpowiedzialna zapomniała złożyć dyspozycję przelewów. Nie było raczej sytuacji, w której banki spółdzielcze miałyby problemy z wykupem obligacji. Pamiętajmy, że są to instytucje nadzorowane przez KNF i wydaje się, że sektor bankowy w Polsce jest w dobrej kondycji, ale zdecydowanie zalecam analizę selektywną. Są to małe podmioty i nie znamy dokładnej struktury ich portfela kredytowego, co oznacza, że nawet jeśli bank w tej chwili nie ma problemów to wcale nie oznacza, że nie będzie ich miał za pół roku, gdy jeden duży kredytobiorca przestanie płacić. Ale są też banki jak BPS, czy też Podkarpacki Bank Spółdzielczy, czyli giganci bankowości spółdzielczej, a wcale nie są to obligacje słabo oprocentowane.

Problemem może być spread, który się pojawia w karnecie, gdyż nominalne oprocentowanie obligacji może być zachęcające, ale trudno jest je kupić w odpowiednio atrakcyjnej cenie, a z pewnością nie kupi się ich w większej liczbie. To jest jeden z problemów rynku Catalyst i o nim pewnie jeszcze będziemy dziś rozmawiać.

R. Pytam o te banki spółdzielcze, ponieważ kiedyś rozmawiałem z prezesami kilku z nich i zawsze podkreślali, że posiadają bardzo zdrowe portfele kredytowe, a kredyty zagrożone stanowią ich marginalną część.

K. Zgodzę się z tobą, ponieważ trzeba zwrócić uwagę na specyfikę banków spółdzielczych. Najczęściej mieszczą się one w małych społecznościach lokalnych, gdzie często prezes banku spółdzielczego zna kredytobiorcę i wie, w jakiej znajduje się on kondycji i czy faktycznie buduje jakąś niewielką fabrykę w tej miejscowości, czy też nie. Wynika to ze specyfiki bankowości spółdzielczej.

R. Jakie realne stopy zwrotu można osiągnąć na rynku Catalyst, nie eksponując się nadmiernie na ryzyko? Wiemy że górne granice oprocentowania sięgają nawet 20%, ale czy jest to przedział 7-8%, czy może nawet 12%?

K. Jeśli mówimy o oprocentowaniu netto to bez nadmiernego ryzyka 5-6% jest dobrym wynikiem. Mam nadzieję, że przejdziemy też do pytania o rynek pierwotny tych obligacji, bo to jest też spory problem. Rynek Catalyst ma swoje wady w postaci płynności, a także spreadów między zleceniami kupna i sprzedaży w karnecie. Ale z pewnością 5-6% netto jest wynikiem realnym.

Jestem propagatorem wykorzystania indywidualnego konta emerytalnego (IKE) do inwestowania na rynku Catalyst, ponieważ rynek ten ma jeden podstawowy problem wynikający z ustaw podatkowych. Podatek od odsetek płaci ten, kto w danym momencie ma te odsetki i jeżeli ktoś kupił obligację dzień przed ustaleniem prawa do odsetek to może się okazać, że jest stratny już na starcie, ponieważ musi zapłacić podatek za wszystkich poprzednich posiadaczy tego papieru. I jest to de facto problem podwójnego opodatkowania, ponieważ ci którzy poprzednio mieli tą obligację, będą mieli ten podatek ujęty w Pit 8C, który wysyła biuro maklerskie. Zaburza to liczenie rentowności obligacji. W serwisie StockWatch.pl przez rok pracowaliśmy nad zbudowaniem kalkulatora rentowności netto i było to trudne zadanie. Samodzielne policzenie rentowności netto obligacji jest jeszcze trudniejsze, dlatego też aby wyeliminować ten problem, zachęcam do skorzystania z IKE, gdyż tam podatku się nie płaci i wtedy rentowność brutto jest naszą rentownością netto. Możemy przy tym wykorzystać magię procentu składanego i wielokrotnie obracać tymi pieniędzmi, gdyż wcale nie jest powiedziane, że musimy trzymać oszczędności do uzyskania uprawnień emerytalnych. Wypłacając pieniądze wcześniej zapłacimy podatek, ale będzie to i tak korzystniejszym rozwiązaniem niż obracanie obligacjami przez zwykły rachunek maklerski. Sam stosuję to rozwiązanie i mogę zapewnić, że ono działa.

R. Skoro już jesteśmy przy IKE to powiedzmy o innych korzyściach pośrednio wynikających z ochrony podatkowej, czyli z możliwości kupna obligacji wtedy, gdy posiadacze zwykłych rachunków wstrzymują się z zakupem ze względów podatkowych. Ma to miejsce przed ustaleniem prawa do odsetek. Czy to zjawisko jest zauważalne?

K. Wydaje mi się, że coraz mniej. Jestem obecny na rynku Catalyst od początku, w styczniu lub lutym 2010 roku zawierałem pierwszą transakcję i na początku mało osób wiedziało, że istnieje taki właśnie problem związany z oprocentowaniem, a więc rynek był bardzo mało efektywny. Nie twierdzę, że obecnie jest bardzo efektywny, gdyż zdarzają się anomalie, ale wydaje mi się, że jest to coraz mniej widoczne. Zauważmy, że duża część uczestników tego rynku handluje poprzez IKE, więc różnica ta stopniowo zanika. Trzeba by było bardzo dokładnie śledzić zawierane transakcje, aby takie sytuacje wychwycić. Zauważmy, że obligacje różnią się od akcji, gdyż trzyma się je często do wykupu, a co za tym idzie większe znaczenie ma wybór emitenta. Niemniej sądzę, że takich sytuacji jest coraz mniej.

R. Podpytam jeszcze z technicznego punktu widzenia, czy możliwe jest dotarcie do statystyk ukazujących ruch na rynku Catalyst wygenerowany przez uczestników handlujących przez konta IKE, czy też są oni nie do zidentyfikowania?

K. Wydaje mi się to niemożliwe do zidentyfikowania, gdyż zasadą obrotu giełdowego jest anonimowość i tylko KDPW wie, kto z kim zawiera transakcje. Być może dane z biur maklerskich dotyczące udziału kont IKE we wszystkich rachunkach maklerskich dadzą jakiś obraz na temat udziału tego typu inwestorów. Idąc tym tropem, wydaje się że nie jest to wielki odsetek.

R. Pytam o konta IKE, ponieważ mamy tam do czynienia z limitami wpłat, a zatem można by było zakładać, że są to te mniejsze zakupy. Chociaż w sumie na rynku wtórnym trudno jest powiedzieć o dużych zakupach przy obecnej płynności.

R. Kolejne pytanie dotyczy ryzyka. Czy przy obligacjach oprocentowanych na np. 11% możemy już mówić o dużym ryzyku niewykupienia, czy poziom ten leży gdzieś indziej? Mam tu na myśli powiązanie stopy zwrotu i ryzyka. Czy też można bez obaw nabywać obligacje oprocentowane na np. 15%, jeśli jest to wkalkulowane w nasz plan inwestycji?

K. Zacznijmy od tego, iż zawodowo mam kontakt z emitentami i nie zawsze jest tak, jak podpowiada teoria, że oprocentowanie ustalane jest według modelu opracowywanego przez analityków i matematyków. Często o oprocentowaniu decyduje pewien rodzaj rynkowego wyczucia. Oczywiście jest tak, że gdy jest ono dwucyfrowe, to musimy być ostrożni. Trzeba sobie zadać pytanie, jaką działalność prowadzi spółka, że jest w stanie wypłacić nam dwucyfrowe odsetki i jeszcze po tym coś jej zostanie. Do pewnego czasu deweloperzy prowadzili taką działalność i można powiedzieć, że oprócz Ganta czasy dla tych spółek wydają się nadchodzić coraz lepsze. Drugą taką branżą są spółki zajmujące się windykacją. One są w stanie zapłacić wyższe odsetki, nawet dwucyfrowe.

Dlatego też nie można jednoznacznie przesądzić, że dwucyfrowe oprocentowanie zawsze oznacza obligację wysokiego ryzyka. Z drugiej strony były przypadki upadłości emitentów płacących jednocyfrowe odsetki, a wydawać by się mogło, że takie sytuacje raczej nie powinny mieć miejsca. Były również obligacje płacące 15% rocznie i zostały one bez problemu wykupione, na czym zarobiła i spółka i inwestorzy.

W finansach popularny jest wykres obrazujący ryzyko, na którym umieszczone są różne instrumenty według przypisanego im poziomu ryzyka. Moim zdaniem obligacje nie są mniej ryzykowne niż akcje, gdyż w sytuacji niewypłacalności emitenta tracimy praktycznie wszystko. Trzeba uczestniczyć w postepowaniu upadłościowym, którego rezultaty nie są znane. Akcje natomiast możemy sprzedać nawet po cenie 1 gr. Trzeba o tym pamiętać, gdyż możemy mieć 10 dobrych transakcji na rynku obligacji, ale jedenasta może być na tyle zła, że przekreśli poprzednie zyski i jeszcze wygeneruje straty.

Wracając do pytania, dużo zależy od zabezpieczenia obligacji. Jeśli go brak, inwestorzy żądają wyższej premii za ryzyko, z czego może wynikać właśnie dwucyfrowe oprocentowanie. Zwróćmy uwagę na fakt, iż większość obligacji posiada zmienne oprocentowanie, uzależnione od stopy procentowej, a konkretnie WIBOR. Stawka ta w ostatnich miesiącach bardzo mocno spadła, a co za tym idzie zmniejszyła się liczba obligacji o dwucyfrowym oprocentowaniu. Dlatego radze spojrzeć bardziej na marże, gdzie 550 punktów bazowych ponad WIBOR już może oznaczać ryzykowne papiery. Do inwestora należy decyzja, czy akceptuje takie ryzyko, gdyż nie można jednoznacznie powiedzieć, że wysokooprocentowane papiery są złe.

R. Powiedzmy kilka słów o branżach. Wspomniałeś o deweloperach i windykatorach. W moich prywatnych inwestycjach staram się unikać właśnie tych dwóch branż. Od deweloperów odstrasza mnie niedawna kondycja tego sektora, a za branżą windykacyjną zwyczajnie nie przepadam. Pytanie, czy jest to uzasadnione, czy może przeciwnie, są to dobre sektory i dobre obligacje? Czy można powiedzieć, że na rynku Catalyst określone sektory posiadają podwyższone ryzyko?

K. Przede wszystkim warto zaznaczyć, że dlatego mamy na Catalyst tak dużo obligacji deweloperów i windykatorów, gdyż często było to najbardziej dostępne źródło finansowania dla tych emitentów. W czasie bessy w 2008 roku trudno było uplasować emisję akcji i rynek Catalyst był niekiedy zbawieniem dla tych branż, gdyż w ten sposób mogły one pozyskać środki.

Mówiąc o deweloperach trzeba zaznaczyć, że jest to branża zdecydowanie cykliczna i jeśli wchodzimy w okres wzrostu cen nieruchomości, a wydaje mi się że właśnie taki czas się zaczyna, to nie powinno być problemów z wykupem obligacji. Oczywiście deweloper deweloperowi nie równy i jeśli ktoś kupił swoją pierwszą działkę, wyemitował obligacje i będzie stawiał swój pierwszy blok to jeszcze o niczym nie świadczy. Z drugiej strony przykład Ganta pokazuje, że nawet doświadczony deweloper może się wykoleić. Gdyby Gant nie miał takiego długu to zapewne by sobie dobrze radził, gdyż ma bardzo ciekawe inwestycje. Dlatego interesując się obligacjami deweloperów trzeba patrzeć na ich wielkość, a także inwestować głównie w spółki, które są notowane na rynku głównym, gdzie mamy pokrycie analityczne, jest kurs akcji oraz sprawozdania finansowe. Wydaje mi się, że po takiej analizie można zainteresować się obligacjami deweloperów, gdyż wchodzą oni w cykl dobrej koniunktury.

Co do windykatorów to mam duże kontakty z tą branżą, gdyż piszę właśnie doktorat na temat sektora windykacyjnego i emitowanych przez niego obligacji. Znam te spółki i w celu dokonania dobrej inwestycji trzeba bardzo selektywnie wybierać, ponieważ są podmioty, których ryzyko jest minimalne. 

Myślę, że nie będzie tajemnicą jak powiem o nadchodzącej emisji publicznej obligacji Kruk S.A., gdzie każdy będzie mógł się zapisać na jedną obligację i sądzę, że będzie to ciekawa alternatywa dla inwestorów. Oczywiście zależy to też od oprocentowania, ale wydaje mi się, że w tym przypadku ryzyko będzie niewielkie.

Znam natomiast spółki z rynku Catalyst zajmujące się windykacją, które w przypadku braku refinansowania tego długu będą miały gigantyczne problemy z wypłacalnością. Może zatem dojść do sytuacji, w której windykator będzie miał problem z oddaniem długu, ale w przypadku braku możliwości zrolowania obligacji, tak to się może skończyć. Dlatego też również w przypadku firm windykacyjnych patrzyłbym na wielkość podmiotu oraz wybierał tylko spośród spółek notowanych na rynku akcji.

R. Co poradzisz osobom chcącym rozpocząć przygodę z obligacjami korporacyjnymi? Czy wystarczy przeczytać kilka poradników i materiałów dostępnych w Internecie, czy też trzeba być w stanie przeprowadzić analizę finansową spółki?

K. Uważam, że inwestując zawsze należy posiadać pewną wiedzę na temat analizy finansowej spółki, z czym zapewne nie zgodzili by się analitycy techniczni. W przypadku obligacji trzeba mieć ten background, zwłaszcza jak rynek obligacji jest zorganizowany. Trzeba wiedzieć, że jeśli obligacja jest notowana po cenie 99 to jest to 99%, a nie 99 zł, czym jest cena czysta, a czym cena brudna. Dlatego wiedza na temat organizacji obrotu obligacjami jest niezbędna, a dla laika może to być początkowo stosunkowo trudne. Wielokrotnie podczas spotkań lub prowadzonych wykładów widzę, że jest to dla ludzi czarna magia, Wydawało by się, że wystarczy kupić obligację, zarobić te 7% i sprawa zamknięta, a tymczasem tak nie jest. Tak więc inwestowanie w obligacje jest dosyć skomplikowane, ale w łatwy sposób można się tego nauczyć.

Kolejnym krokiem jest z pewnością obserwacja rynku, zachowania cen obligacji, ofert kupna i sprzedaży tych papierów. Po drugie stworzyłbym listę obligacji firm, które znam np. Orlenu, GPW, dewelopera który niedaleko sprzedaje mieszkania i, to co wcześniej mówiłem, dla inwestorów początkujących muszą to być spółki notowane na głównym rynku. Daje to dużo większe zaplecze informacyjne, a poza tym, o czym wspomniałeś na blogu, jest dostępny wykres cen akcji. Z moich obserwacji wynika, że kurs akcji o 2-3 kwartały wyprzedza to, co się będzie działo z obligacjami. Przykładem oczywiście jest Gant, ale można znaleźć również inne przypadki, gdzie kurs pikował, a później były problemy z wykupem obligacji. Tak wiec zdecydowanie należy się zastanowić, czy jest to firma, którą znam oraz czy jest ona notowana na głównym rynku.

R. Zapytam teraz o budowanie pierwszego portfela obligacji. Weźmy przykład osoby, która nie ma wielkiego kapitału, np. 10 tys. zł. Jaki jest minimalny próg inwestycji w obligacje oraz jak ten portfel dywersyfikować?

K. Moim zdaniem inwestorowi indywidualnemu jest niezwykle trudno zdywersyfikować portfel obligacji, co może wykazać prosta matematyka. Chcąc zarobić 8% netto, musimy kupić 12 różnych obligacji, aby wyjść na zero w przypadku niewykupienia tylko jednej z serii. Z racji kosztów transakcyjnych nie kupimy po jednej obligacji, ale po kilka, a zatem 12 razy kilka tysięcy złotych daje nam portfel o wielkości ok. 40-50 tys. zł. Z drugiej strony obserwowanie dwunastu różnych pozycji może nie być wcale takie proste dla inwestora indywidualnego. Dlatego też można powiedzieć, że zdywersyfikowanie indywidualnego portfela jest na rynku Catalyst bardzo trudne, niekiedy nawet niemożliwe.

Dysponując portfelem rzędu 10 tys. zł lepiej jest chyba zarobić mniej, ale zmniejszyć znacząco ryzyko niewypłacalności którejś ze spółek. Można kupić obligacje trzech firm oferujących nieco niższe oprocentowanie, ale zdecydowanie większe bezpieczeństwo.

Zależy jeszcze o jakich inwestorach rozmawiamy, gdyż było na rynku Catalyst kilka okazji, gdzie można było zarobić na obligacjach i 100%. Były takie przypadki jak Marka S.A., później Werth Holz S.A. i tymi dziesięcioma tysiącami, jeśli złapało się w odpowiedniej chwili rynek, można było osiągnąć całkiem interesującą stopę zwrotu. Oczywiście w tej sytuacji nie może być mowy o żadnej dywersyfikacji, bo jeśli raz się pomylimy to jesteśmy jak saper i nie będziemy mogli na rynku obligacji odrobić tej straty bez posiadania portfela powyżej 100 tys. zł.

Dlatego też być może nie jest złym pomysłem branie udziału w ofertach obligacji, gdzie mamy możliwość dobrze prześwietlić spółkę i zainwestować znaczną część pieniędzy w jeden papier, ale zabezpieczony i dobrze nam znany.

R. Poruszyłeś kilka tematów, o które chciałem zapytać, więc od razu nawiążę do nich. Najniższa oferta publiczna to obecnie 50 tysięcy złotych?

K. W marcu 2013r. uległa zmianie ustawa o ofercie publicznej i zostało zmienione kryterium wyznaczające ofertę prywatną. Obecnie jest to oferta kierowana do maksymalnie 149 osób. I jeśli podzielimy wielkość oferty np. 5 mln zł przez 149 osób daje nam to ok. 35 tys. zł na osobę i takie oferty były. Chociażby Uboat-Line S.A. uplasowało emisję i tam właśnie był minimalny zapis o wielkości 35 tys. zł. Jednak w przypadku emisji trzeba przyjąć, że mówimy o kwotach 50 tys. i wyższych.

Skoro mówimy już o emisjach obligacji to uważam, że nowa ustawa wprowadziła wielką szkodę dla inwestorów. Obecnie w żadnym wypadku nie można informować publicznie, że ma miejsce taka właśnie oferta. Spółki stosują tutaj różne fortele, ale w rzeczywistości autoryzowany doradca powinien z nami jako inwestorami podpisać umowę o poufności dotyczącej emisji pierwotnej i dopiero wtedy może nam powiedzieć, jakiej spółki jest to emisja, jaki jest minimalny zapis i oprocentowanie etc. Jest to sytuacja trochę chora i moim zdaniem przez to rynek ofert prywatnych stał się bardzo trudny, ponieważ nie można informować szerokiego grona inwestorów o nowych emisjach. Był to w pewnym sensie strzał w stopę ze strony KNF, która rekomendowała taką zmianę w ustawie.

Z drugiej strony powstała konstrukcja oferty publicznej, gdzie nie trzeba sporządzać prospektu emisyjnego, zatwierdzanego później przez KNF, która to procedura trwa kilka miesięcy lub nawet rok i jest dość kosztowna. Wprowadzono nowe rozwiązanie, w którym można zrobić ofertę publiczną do wysokości 2,5 mln euro bez zatwierdzania memorandum, ale KNF sprawując pieczę sprawdza wszystkie materiały promocyjne. Będzie teraz miała miejsce pierwsza taka oferta, którą przeprowadza Powszechne Towarzystwo Inwestycyjne S.A. i każdy inwestor będzie mógł się zapisać nawet na jedną obligację, która będzie miała dość nietypową wartość, bo 500 zł. Zapisy będą trwały 2 tygodnie i każdy będzie miał równy dostęp do informacji, będzie się odbywał czat z przedstawicielami PTI S.A. i wydaje mi się, że właśnie w takim kierunku ten rynek powinien zmierzać. Wyeliminuje to obawy o odpowiedzialność z tytułu ujawnienia poufnych informacji, gdyż kara za złamanie tego zapisu ustawy wynosi 10 mln zł. Dlatego też liczę, że oferta PTI S.A. się powiedzie i inne mniejsze spółki skorzystają z tej formy przeprowadzania ofert.

R. Odwołam się jeszcze do poprzedniego pytania dotyczącego dywersyfikacji. Czy jakąś alternatywą mogą być fundusze obligacji jako pewna forma wtórnego inwestowania w obligacje?

K. Uczestniczę w licznych konferencjach dotyczących Catalyst jako przedstawiciel inwestorów indywidualnych i branża TFI zawsze mnie w tym względzie zakrzykuje. Jest to słuszny argument, gdyż fundusze mają dużo większą możliwość dywersyfikacji oraz zaplecze analityczne, ale oni też nie ustrzegają się pomyłek. Jeśli przypomnimy sobie przykład  funduszu obligacyjnego Idea TFI to widać, że wcale nie musi to wyglądać tak różowo.

Dużo zależy od naszej strategii, gdyż równie dobrze można powiedzieć, że inwestycje w akcje nie mają sensu, bo lepiej jest powierzyć swoje środki funduszowi. Gdyby nie inwestorzy indywidualni nie byłoby sukcesu kontraktów terminowych na Wig20, gdyż to oni rozruszali ten rynek i dlatego sądzę, że na Catalyst również indywidualni gracze są niezbędni. Ale z drugiej strony dywersyfikacja na Catalyst jest możliwa i jeśli ktoś ma trochę czasu oraz interesuje się inwestycjami powinien sam spróbować, zamiast wpłacić środki do funduszu i sprawdzać wyniki raz w miesiącu.

...

To jest koniec pierwszej części wywiadu. Udostępnijcie, polubcie i skomentujcie, żebym wiedział, że dotrwaliście do tego miejsca i czekacie na drugą połówkę :)

Pssst... Kamil pewnie do nas zajrzy, więc nie jest wykluczone, że odpowie na jakieś pytania zadane w komentarzach.


13 komentarzy:

  1. pozwoliłem sobie wrzucić link do wywiadu na stockwatch ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Interesujący materiał, przeczytałem w całości, dzieki.

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajny wywiad. Dzięki Kamil i Radek. Aż go nawet zasherowałem na FB zaraz po ukazaniu się ;)

    Przy okazji można podać link do kalkulatora rentowności papierów przygotowany przez StockWatch: http://www.gpwcatalyst.pl/kalkulator-rentownosci-obligacji.

    Pozdr.

    OdpowiedzUsuń
  4. Drogi Kamilu, wiele razy odnosiłeś się w rozmowie do przypadku obligacji firmy Gant. Jak oceniasz prawdopodobieństwo odzyskania przez tego dewelopera płynności finansowej, a przez inwestorów całości lub części swoich pieniędzy? Czy to, że spółka ostatnią emisję przed kłopotami skierowała do inwestorów indywidualnych, a jej zabezpieczenie okazało się fikcyjne, nie rzuca trochę cienia na cały rynek i jego mechanizmy kontrolne?

    OdpowiedzUsuń
  5. Melduję przeczytanie do samiutkiego końca. I oczywiście czekam na więcej.

    OdpowiedzUsuń
  6. Niestety sprawa Ganta jest największą wpadką na Catalyst. Najgorsze jest to o czym mówisz, że KNF zatwierdzał i prospekt i była emisja publiczna. Co do odzyskania wierzytelności to trudno w tej chwili powiedzieć. Wszystko zależy od tego jaka będzie forma upadłości. Gdyby np. był układ to być może do jakiejś małej kwoty wszystkie obligacje zostałyby spłacone. Moim zdaniem jedno jest pewne - sprawa Ganta będzie się jeszcze długo ciągnęła i na pewno inwestorzy sporo poczekają na ewentualne odzyskane środki. Na StockWatchu śledzimy bardzo pilnie co dzieje się z Gantem także zapraszam do śledzenia doniesień.

    Podczas rozmowy z Radkiem powiedziałem, że inwestor na Catalyst jest jak saper, może pomylić się tylko raz. Miejmy nadzieję, że minę zwaną Gantem uda się jednak jakoś rozbroić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za odpowiedź. Gant to była moja pierwsza przygoda z Catalyst, na szczęście zainwestowałem stosunkowo niewielką kwotę - lekcja, którą z niej wyniosłem jest jednak taka - obligacje korporacyjne tylko w formie funduszu inwestycyjnego (po przeczytaniu sprawozdania i zbadania koncentracji na poszczególnych emitentach), a jeśli bezpośrednio to tylko za niewielką cześć większego portfela inwestycyjnego.

      Bardzo chętnie usłyszałbym też o strategii inwestowania opartej nie na inwestowaniu w nowe emisje, tylko na inwestowaniu w obligacje wyceniane z dyskontem w stosunku do ceny emisyjnej (np. Gant w tej chwili). Czy spotkałeś się z osobami, które działają w ten właśnie sposób na rynku obligacji korporacyjnych?

      Usuń
    2. Oczywiście taka strategia jest jedną z form inwestowania na Catalyst. Sam nawet miałem udaną transakcję, kupowałem obligacje Marka SA po 80% a sprzedawałem po 95%. Jest jeszcze kilka innych udanych transakcji tego typu, najbardziej spektakularna to Oshee 100% w dwa miesiące.

      Trzeba pamietać, że Catalyst nie jest efektywny, czasami zdarzają się okazje, że cena spadnie nieco poniżej nominału. Wówczas jak ktoś to zauważy na dobrym papierze to powinien kupować, ale tutaj trzeba liczyć na przypadek tak naprawdę. Jeżeli spadki są głębsze to oznaczają problemy firmy. Wówczas bierzemy udział w zakładzie czy uda się wyjść z tych problemów czy nie. Takie inwestowanie ma już niewiele wspólnego z obligacjami a raczej jest czystą spekulacją. Może się udać, ale nie musi...

      Usuń
  7. czekamy na drugą część :-)

    OdpowiedzUsuń
  8. JACK_the_RIPPER10 grudnia 2013 09:24

    Swietny wpis, bardzo ciekawy temat. Gratuluje i czekam na druga czesc!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Druga część już się pojawiła. Na dole pierwszej, umieściłem link do kontynuacji.

      Usuń