Obniżka w Saxo Bank - nawet 0,12% za handel na GPW i 1 dolar minimalnej prowizji na USA

czwartek, 30 września 2021

Czy fundamenty popsują technikę? - SCT wrzesień 2021

Notowania głównych indeksów cały czas pną się w górę, ale zaglądając nieco głębiej w rynek dostrzegam pewne niepokojące sygnały. Warto przyjrzeć im się bliżej i ocenić, czy mogą one zagrozić hossie panującej ciągle na warszawskiej giełdzie.

Patrząc na główne wskaźniki naszego rynku, nie ma powodów do niepokoju. WIG podniósł niedawno historyczne maksima, podobnie jak udało się to na krótko indeksowi sWig80. Zarówno Wig20TR, jak i mWig40 są na najwyższych poziomach od lat, więc z tej perspektywy można powiedzieć, że hossa trwa nam w najlepsze.

I faktycznie od wielu lat nie obserwowaliśmy tak dobrych nastrojów na polskim rynku. Oczekiwaliśmy ich, życzyliśmy sobie, żeby w końcu nasz parkiet zaczął nabierać wysokości przynajmniej na równi z parkietami zachodnimi, a tymczasem indeksy dołowały. Teraz, kiedy panują w końcu lepsze nastroje, chcemy trzymać się ich jak najdłużej i nie bardzo chcemy spoglądać na czynniki mogące popsuć nam młodą hossę, która rozpoczęła się ledwie półtora roku temu.

A jednak warto trzymać rękę na rynkowym pulsie, gdyż coraz więcej sygnałów sugeruje wzmożoną ostrożność. Co ciekawe, są to zarówno czynniki natury technicznej, jak i fundamentalnej.

Aby dostrzec czynniki natury technicznej, przyjrzyjmy się w pierwszej kolejności indeksowi WIG. Widać wyraźnie, jak znaczną drogę pokonał on w ciągu ostatnich dwóch lat, notując swoje minima w okolicy 37 tys. pkt, a w ostatnich dniach ustanawiając rekord niemal dwukrotnie wyżej, w okolicy 72 tys. pkt. 

Jednocześnie przyglądając się samej końcówce wykresu widzimy, że co prawda rynek wszedł w lekką korektę, ale jest to dopiero pierwsze cofnięcie się spod szczytu. Można więc powiedzieć, że nie ma póki co żadnych przesłanek do twierdzenia, że to coś więcej niż tylko korekta.

Pamiętamy, że indeksem WIG rządzą przede wszystkim największe spółki, które ostatnio znajdują się w wyjątkowo mocnej formie. Pisałem o tym kilka dni temu w jednym z tekstów. Jednak na wykresie indeksu sWig80 widzimy, że od początku czerwca, czyli od czterech miesięcy, porusza się on bardziej bokiem niż ku górze. Oczywiście udało się ustanowić nowe maksima, ale to zupełnie nie jest już ta świeżość, którą obserwowaliśmy w pierwszej połowie roku. Ewidentnie widać więc, że mniejsze spółki zachowują się słabiej.

Najmniejsze spółki dostrzeżemy łatwiej w indeksie cenowym szerokiego rynku. Indeks ten grupuje w sobie wszystkie walory notowane na naszej giełdzie (w przedstawionym ujęciu zarówno rynek główny, jak i rynek NC) przyznając każdej spółce taki sam wpływ na indeks. W kontrze więc do indeksów ważonych, widzimy tu zdecydowanie większy wpływ spółek małych (których jest więcej) i możemy łatwiej ocenić, co dzieje się w tym nie zawsze dostrzeganym zakątku rynku.

czwartek, 16 września 2021

Dlaczego nie kupuję spółek, które nie zarabiają?

Inwestowanie we wzrost kojarzy się niekiedy z kupowaniem akcji spółek, które są na bardzo wczesnym etapie rozwoju, ale mają przed sobą duży potencjał wzrostu. W dzisiejszym tekście napiszę, dlaczego ja sam nie inwestuję w tego rodzaju spółki.

Każda i każdy z nas chciałby złapać rynkowego jednorożca. Spółkę, której akcje wzrosną bardziej niż 10-krotnie w stosunkowo niedługim czasie. Na wyobraźnię działa fakt, że tego rodzaju walory są obecne na naszym rynku. CD Projekt wzrósł z 1 zł do prawie 500 zł, 11 bit studios z 5 zł również do 500 zł. 

Łowienie kandydatów na tak spektakularne wzrosty rozpoczyna się na bardzo wczesnym etapie rozwoju, najczęściej kiedy spółka jest dopiero niewielkim graczem, ale ma za to wielkie plany i ambicje. Jest to do pewnego stopnia zrozumiałe, gdyż aby mocno rosnąć potrzebny jest potencjał do wzrostu. Trudno jest sobie wyobrazić, żeby perspektywy zwielokrotnienia bieżącej wyceny stały przed walorami takimi jak PKN Orlen, PZU czy PEKAO. Aby zarobić dużo, trzeba zacząć wcześnie.

Nieco innym podejściem jest inwestowanie w spółki, które już posiadają ugruntowaną pozycję biznesową i są konkretnie osadzone w swoich niszach. Takie walory są już obecne na rynku od dłuższego czasu, posiadają weryfikowalną historię wyników finansowych i zazwyczaj prowadzą mniej lub bardziej zyskowną działalność. 

Nie znaczy to jednak, że spółki te nie posiadają charakteru wzrostowego. Dzięki zagospodarowywaniu nowych obszarów, akwizycjom lub nowym produktom czy usługom również one są w stanie dynamicznie rosnąć, zwiększając tym samym swoją rynkową wartość. Może nie w takim tempie, jak nikomu nie znana perełka, która nagle staje się gwiazdą, ale nadal w przyzwoitym tempie.

Dlaczego nie kupuję spółek, które nie zarabiają?

Przede wszystkim nie kupuję walorów, które nie posiadają zweryfikowanej historii giełdowej. Nie jestem obecny na debiutach i praktycznie nie zdarza mi się kupować spółek w ciągu roku lub dwóch po pojawieniu się na giełdzie. Głównym powodem jest brak zweryfikowanej historii wyników finansowych, które można poddać analizie i o których można poczytać w raportach rocznych i okresowych. 

Podstawą do zainwestowania w spółkę powinny być wiarygodne i rzetelne dane, z których można wysnuć pewne wnioski co do bieżącej kondycji spółki oraz jej przyszłego rozwoju. Jeżeli nie wiemy, co spółka ma w bilansie, jakie uzyskuje przychody i przepływy operacyjne, trudno jest mi ocenić, na ile perspektywiczny jest to biznes.

Po drugie, nie inwestuję w spółki, które jeszcze niczego nie osiągnęły. Na rynku (zwłaszcza na małym parkiecie) notowanych jest wiele podmiotów, które są dopiero na etapie koncepcji, planów, prototypów lub kolorowych prezentacji, nie posiadając tym samym usługi lub produktu zweryfikowanego przez rynek i takiego, za który ktoś jest gotów zapłacić.

Oczywiście działanie takie jest pominięciem całej premii, która pojawia się w wycenie, gdy przeciętna mała spółka nagle osiąga spektakularny sukces. Ale wychodzę z założenia, że potencjalna nagroda nie jest warta ryzyka ponoszonego przy inwestycji w nikomu nieznany projekt, narysowany zaledwie na serwetce.

Po trzecie, unikam spółek, których modele biznesowe zakładają pewną szansę na spektakularny zysk, który może się jednak nie pojawić. Typowymi przedstawicielami są tu branża producentów gier oraz branża biotechnologiczna. 

Nie posiadam wystarczającej wiedzy biotechnologicznej, aby ocenić, czy prace nad jakąś cząsteczką przełożą się na finalny komercyjny produkt, który przyniesie spółce ogrom zysków. Liczba etapów, które muszą mieć miejsce i podczas których coś może pójść nie tak jest zbyt wielka, aby na wstępie racjonalnie ocenić, która ze spółek pracujących nad danymi lekami odniesie sukces. Oraz czy sukces ten zrekompensuje nieudane inwestycje w inne walory z sektora.

Podobnie ma się sprawa z producentami gier, zwłaszcza wydającymi duże tytuły raz na kilka lat. To, że jakieś studio pracuje nad grą nie oznacza jeszcze, że gra powstanie. Rozmaite trailery, wishlisty są ciekawe i kolorowe, ale w dużej mierze nie przesądzają o finalnym komercyjnym sukcesie. Nie wiem nawet, co należałoby brać pod uwagę, aby zainwestować w jednego z kilkudziesięciu małych producentów gier obecnych na polskim parkiecie. Zapowiedzi? Plany? Zespół deweloperski? A jak niby co niego dotrzeć i ocenić jego kompetencje i potencjał?

A więc kupowanie akcji podobnych spółek przypomina mi nieco kupowanie kota w worku. Wiedząc, że premiera dużej gry będzie miała miejsce za 2-3 lata, w zasadzie nie mamy narzędzi, aby ocenić, czy będzie to hit, czy kit. Posługiwanie się doświadczeniem studia i wcześniejszymi udanymi produkcjami nie zawsze wystarcza, o czym przekonali się boleśnie akcjonariusze CD Projektu przy okazji premiery Cyberpunka.

czwartek, 9 września 2021

Inwestowanie dywidendowe w obecnych warunkach rynkowych

Rekordowe poziomy cenowe cieszą posiadaczy akcji. Ale co mają zrobić inwestorzy długoterminowi z otrzymanymi dywidendami? Czy reinwestować je już teraz, czy czekać na niższe ceny na GPW? Odpowiedzi na to pytanie poszukam w dzisiejszym artykule.

Indeks WIG pokonał już poziom 70 000 punktów i systematycznie śrubuje nowe, historyczne maksima. Indeks Wig20TR, czyli uwzględniający dochody z dywidend, również zbliża się do rekordowych poziomów, podobnie jak grupujący mniejsze spółki indeks sWig80. Można więc powiedzieć, że na warszawskim parkiecie panuje hossa w pełni. 

Z drugiej strony inwestorzy długoterminowi cieszą się z wysokich dywidend. Ożywienie gospodarcze, które obecnie panuje nie tylko w Polsce sprzyja osiąganiu przez spółki dobrych wyników, a co za tym idzie, dobrze rokuje pod względem wypłacanych dywidend. Widzimy to już obecnie, ale można też spodziewać się, że i w przyszłym roku wypłaty będą bardzo dobre. Trend ten jest wspomagany przez fakt, że wiele spółek wpłaca również zyski z roku 2019, które ze względów ostrożnościowych zostały w zeszłym roku zatrzymane w spółkach.

Sprawdziłem pod tym kątem moje rachunki maklerskie i mimo tego, że mamy dopiero wrzesień i czekam jeszcze na kilka tłustych dywidend, już teraz tegoroczna suma wypłat o 40% przekroczyła sumę dywidend z roku 2020.


Można więc powiedzieć, że dzisiejsza rzeczywistość inwestora dywidendowego jest taka, że gotówka płynie całkiem pokaźnym strumieniem i trzeba podjąć decyzję, jak tę gotówkę zagospodarować, aby przyniosła maksymalne korzyści w długoterminowej perspektywie.

Oczywiście przyjmuję w tym miejscu założenie, że całość dywidendy pozostaje na naszym rachunku maklerskim i może być reinwestowana na rynku.

Kupno akcji od razu po dywidendzie


Twarde podejście dywidendowe oraz większość symulacji dokonywanych w tym zakresie zakładają dokupowanie tego samego waloru od razu po otrzymaniu gotówki na konto. Zdejmuje to z nas problem decydowania o alternatywnych możliwościach wykorzystania dywidendy. Podejście to świetnie sprawdza się również w trendzie wzrostowym, gdzie z racji panujących warunków najlepiej jest możliwie szybko zamienić gotówkę znów na akcje i w przyszłym okresie (roku, kwartale) otrzymać dywidendę od nieco większego pakietu akcji, dodatkowo ciesząc się wzrostem ich wartości.

środa, 1 września 2021

CD Projekt - wiara, nadzieja i cierpliwość

Mimo pewnego zaskoczenia wynikami CD Projektu za pierwsze półrocze, paradoksalnie sytuacja wokół waloru nie ulega znaczącej zmianie. Dwa obozy są nadal podzielone, a sama spółka jest podobnie trudna do oceny, co kwartał temu.

W środę po sesji CD Projekt opublikował wyniki finansowe za pierwsze półrocze. I tu pojawiło się zaskoczenie, gdyż okazały się one istotnie lepsze od konsensusu rynkowego, co wzbudziło wśród komentatorów i inwestorów spory entuzjazm. 

Mając więc świadomość, że jest to jeden z bardzo wielu tekstów, które przeczytasz na ten temat, postanowiłem podejść do tematu nieco inaczej, prezentując krótko mój bardzo subiektywny punkt widzenia na te wyniki i sytuację spółki.


Bo czego się dowiedzieliśmy? Że wyniki faktycznie okazały się istotnie wyższe od konsensusu, głównie za sprawą wyższych przychodów. Że pod koniec roku oba główne tytuły spółki, Wiedźmin 3 i Cyberpunk, mają ukazać się w wersji na konsole nowej generacji. I że spółka nadal pracuje nad usprawnieniem Cyberpunka (co kosztuje) oraz planuje kolejne tytuły AAA (co daje nadzieję na przyszłość).

Te główne informacje mogą być i są szczegółowo analizowane. Skąd pochodzą dodatkowe przychody, jak jest amortyzowany Cyberpunk, jakie rezerwy są zawiązywane i rozwiązywane, jak zmieniają się składy osobowe zespołów pracujących nad poszczególnymi projektami. 

Pośród tego szumu chcę zwrócić uwagę na kilka kluczowych kwestii, które wydają mi się istotne przy długoterminowej analizie tego waloru, a w których ostatnie wyniki nic nie zmieniają.

Cyberpunk rozczarował, a wycena jest wysoka


Nieudana premiera i liczne błędy w grze mają wiele negatywnych konsekwencji. Spółka musi koncentrować się na dalszym naprawianiu tytułu, co angażuje ludzi i zasoby finansowe. Zapewne jeszcze przez jakiś czas ten proces będzie trwał, mimo że z czasem efekt ten zmaleje.

Kiepski PR i słabe opinie przykleją się to tytułu na stałe, więc mamy tu mocne uderzenie po przychodach. Na tytułach AAA, produkowanych przez 5 lat, biznes również robi się latami. Dodatki, rozszerzenia, wersje na nowe platformy, gadżety, gry planszowe i wszystko inne, co może zarabiać. Tutaj możliwości monetyzacji dostały bardzo mocno po uszach, co przełoży się na wyniki przez kilka kolejnych lat.

I w tym kontekście bieżąca wycena spółki może się wydawać zdecydowanie za wysoka. Słychać liczne komentarze, że z łatwością można znaleźć wiele spółek o kilka lub kilkanaście razy niższej wycenie rynkowej niż CD Projekt. Wielu inwestorom przyszłość spółki zupełnie nie uzasadnia takiej sytuacji. Czekając na sukces Cyberpunka można było ją akceptować, ale dlaczego rynek miałby to akceptować dzisiaj?

Plany i nadzieje na przyszłość


Po drugiej stronie są inwestorzy, którzy jednak wierzą w spółkę. To oni śledzą plany wydawnicze, szacują potencjał pomniejszych projektów (gry mobilnej Wiedźmina, serwisu GOG, planowanej edycji na nextgeny) i liczą na to, że spółka jednak obroni się wynikami. Tu właśnie w grę wchodzi to, o czym pisałem wyżej, czyli analizowanie liczebności zespołów, czy nawet okładki do raportu półrocznego (bo na okładce wiedźmin, a nie Keanu, więc może jednak będzie Wiesiek 4?).

Wariantem optymistycznym jest tu odbudowa marki Cyberpunka, pozwalającej na zwiększenie przychodów z tego tytułu. Potrzebne tu będzie kilka małych, ale udanych premier. Premiera Cyberpunka na nowe konsole lub premiera jakiegoś większego dodatku. Jeżeli one się powiodą i zostaną dobrze przyjęte przez graczy, jest szansa na zwiększenie przychodów i sukces kolejnych rozszerzeń i franczyz. 

Na walorze bez większych zmian


I tu czas na subiektywne spojrzenie, które ma u mnie jednak nieco pesymistyczny wydźwięk. Bo miała miejsce premiera największej gry polskiego rynku, nad którą pracowano wiele lat i której oczekiwał cały świat. A tymczasem trzy kwartały po premierze nie ma spijania śmietanki, nie ma odcinania kuponów, a jest kosztowna praca nad naprawą popełnionych błędów.

I w wypadku CD Projektu znów koncentrujemy się na przyszłości. Zastanawiamy się, jaka będzie kolejna duża gra, jak zostaną przyjęte wersje na nowe konsole, czy gra mobilna przyniesie jakąś sensowną gotówkę, czy tylko podtrzyma sentyment do marki Wiedźmin (wespół z serialem).

Powracamy więc do tego wszystkiego, co mieliśmy przez ostatnie lata na spółce: plany, nadzieje i oczekiwania. Nie mamy natomiast tego, czego oczekiwaliśmy: wyników tu i teraz, konkretnego biznesu i gotówki pozwalającej śmielej realizować np. dwa duże projekty, zamiast naprawiać jeden średnio udany.


Chyba najlepiej udało mi się to podsumować powyższym postem na Twitterze. Optymiści muszą udać, że Cyberpunk się nie wydarzył i przełknąć fakt, że kilka lat ich oczekiwań wobec sytuacji CD Projektu zostało zmarnowane. Pesymiści zapewne skupią się na innych walorach, które faktycznie są dziś atrakcyjniej wyceniane i mają realny, namacalny biznes generujący gotówkę, a nie tylko kurs wahający się w miarę lepszych lub gorszych oczekiwań inwestorów.

Moje plany jak wcześniej


Jak pewnie pamiętacie, od stycznia akumuluję akcje CD Projektu. Kupuję transze na początku każdego kwartału, o ile mogę tym sposobem uśrednić cenę całego pakietu. I w kontekście ostatnich wyników finansowych, moja strategia nie będzie ulegała zmianom. Na początku października, zgodnie z planem, kupię kolejne akcje. Dlaczego?

Głównie dlatego, że charakter mojej inwestycji w te akcje jest dość skomplikowany. Nie jestem psychofanem spółki. Nie śledzę wszystkich newsów, nie zbieram gadżetów, nie znam na pamięć składu zarządu. Nie grałem nawet w Cyberpunka, dopiero kończę podstawę Wiedźmina 3 i zabieram się zaraz za dodatki. Nie jestem więc członkiem "zakonu CD Projektu".

Z drugiej strony doceniam fakt, że spółka ma szczególne miejsce na polskim rynku kapitałowym. Doceniam sentyment graczy i inwestorów, którzy pozostaną wierni spółce i wybaczą jej ostatnią porażkę. Doceniam również potencjał, który drzemie w samym biznesie. Może założenia sprzed roku legły w gruzach, ale i kurs zaliczył korektę o ponad 50%, a w okolicach 150 zł widać było pojawiający się popyt.

Dlatego nie razi mnie aż tak bardzo wysoka wycena spółki w kontekście bieżących wyników finansowych. Wiem, że są ludzie, dla których CD Projekt ma nadal świetlane perspektywy.

Najlepszym podsumowaniem mojej inwestycji w akcje CD Projektu będzie stwierdzenie, że kupuję akcje nie dlatego, że ja sam święcie wierzę w długoterminowy sukces i unikalność spółki na światowym rynku producentów gier. Kupuję je, bo wiem, że jest w Polsce i na świecie wystarczająco wielu ludzi, którzy w powyższe wierzą.

A jeżeli za rok okaże się, że renoma Cyberpunka jednak się odbudowuje, a kolejnym dużym tytułem będzie Wiedźmin 4, z przyjemnością skasuję sowite zyski. 

Jeżeli natomiast tak się nie okaże, moja średnia cena całego pakietu jest i będzie na tyle atrakcyjna (obecnie ok. 200 zł), że strata nie będzie wielka. A jeżeli kurs podąży jednak w dół, przed negatywnym scenariuszem powinien uchronić mnie opracowany mechanizm uśredniania.

Podsumowanie


Tak więc cofnęliśmy się w historii CD Projektu o kilka lat, niczym spadek z drabiny tuż przed szczytem. Nadal żyjemy oczekiwaniami, planami i wiarą w spółkę. Plany wydawnicze wskazują, że ten stan znów potrwa przynajmniej 3 lata. I mimo że sytuacja jest nieco lepsza, bo i spółka większa i przychody z kilku źródeł, to jednak kluczowym hasłem pozostaje: CD Projekt - wiara, nadzieja i cierpliwość.