Zawsze myślałem o sobie w kategoriach tradera lub spekulanta. Oczywiście posiadanie portfela różnych aktywów, które w długiej perspektywie mają zyskiwać na wartości może sugerować coś innego, ale jeśli chodzi o posunięcia stricte giełdowe, byłem traderem. Przez długi czas koncentrowałem się na swing tradingu, gdyż to w nim widziałem potencjał. Kupno przy ciasnym stopie oraz złapanie krótkoterminowego ruchu były dla mnie głównymi priorytetami. W zasadzie uważałem, że inwestowanie długoterminowe nie jest zajęciem dla mnie, no może jeszcze nie teraz.
Gdy teraz o tym myślę, dochodzę do wniosku, że głównym powodem takiego myślenia był nadmiar czasu i niedostatek pieniędzy. Wtedy jeszcze nie pracowałem, a jako że studia na 4 roku nie są już wyzwaniem pochłaniającym bez reszty, mogłem siedzieć przy komputerze i klikać do woli. Z drugiej strony dysponowałem portfelem, który mógł udźwignąć maksymalnie dwie spółki jednocześnie. Sytuację komplikował dodatkowo fakt, iż chcąc respektować zasadę, że nie ryzykuję więcej niż n% portfela w transakcji, zmuszony byłem do stawiania ciasnych stopów, często niedostosowanych do warunków rynkowych. Jak nietrudno się domyślić, wyniki takiego podejścia plasowały się różnie, aczkolwiek nie było tragicznie.
Rygorystyczna polityka dopłacania do portfela oraz sposobność pożyczenia części środków sprawiły, że powiększyłem mój portfel giełdowy kilkukrotnie. Od tej pory mogę posiadać akcje kilku spółek jednocześnie, zachowując przy tym założone progi ryzyka. Dopiero niedawno uświadomiłem sobie, że w sposób diametralny zmieniło to moje działania na rynku.
Obecnie mój portfel praktycznie się nie zmienia. Posiadam w nim 4 spółki oraz dwa certyfikaty strukturyzowane. Od kiedy dołożyłem środków, zaledwie raz wyleciałem na stopie, a była to pozycja zaplanowana jako długoterminowa (Projprzem przełamał wsparcie). Poza tym przeprowadziłem kilka krótkich strzałów na kontraktach terminowych i to by było wszystko. Trzymam ciągle te same papiery i wcale mi nie przeszkadza, że na jednym z wykresów od półtora miesiąca nic się nie dzieje. Czuję, że nie mam ciśnienia, gdyż ciągle widzę tam potencjał do wzrostów. Ale zmiany powyżej opisane są jedynie konsekwencją tego, co zaszło na poziomie analizy.
Obecnie patrzę na o wiele szerszy obrazek niż kiedyś. Częściowo oddaje to jeden z poprzednich wpisów. Zamiast skupiać się na detalach, szukam zmian mających kluczowe znaczenie dla trendu. Odwrócenie ruchu to nie jest już duża świeczka dzienna, ale zmiana układu lokalnych szczytów i dołków. Można powiedzieć, że zrobiłem znaczący krok w stronę czytania rynku poprzez jego 4 fazy. I daje to efekty. Zamiast rzucać się z prawa na lewo, siedzę sobie spokojnie i patrzę na rozwój sytuacji. Obecnie 3 z 4 spółek oraz obydwa certyfikaty są w wyraźnym trendzie wzrostowym, więc nawet nie wystawiam zleceń stop. Zakładam, że jeśli zacznie dziać się coś złego to zdążę zareagować. No, chyba że trafi się black swan, ale chyba by musiał mieć jeszcze trzy głowy.
W konsekwencji inaczej też planuję swoje inwestycje. Zamiast podejść typowo krótkoterminowych, patrzę na szerszy obrazek, nierzadko przez pryzmat świec tygodniowych i miesięcznych. Bo w końcu po co się zarzynać skalpowaniem, skoro niektóre wykresy wyglądają tak:
O dziwo dzieje się tak również na foreksie. Po popełnieniu bardzo wielu błędów początkującego (miliony transakcji, bez ładu i składu) ograniczam się teraz praktycznie do skal D1 i H4, sporadycznie zaglądając na H1.
Pytanie więc, czy jestem jeszcze traderem, czy też już inwestorem? Oczywiście jestem traderem :) Będąc typowym technikiem, sugeruję się głównie wykresem. Interesuje mnie to, żeby kupić tanio i sprzedać drożej, obojętnie co to będzie za aktywo. Definicja spekulanta, jak ulał. Przedmiot działalności moich trzech spółek umiem określić jednym lub dwoma wyrazami, a najnowszy nabytek to dla mnie zupełna ciemna magia. Kupiłem pod wykres i o ile mam do niego dostęp, nie potrzebuję niczego więcej. Jeśli trend wzrostowy będzie trwał, nie interesuje mnie struktura popytu na produkowane dobra, planowane inwestycje czy też zmiany w zarządzie. Rośnie to rośnie, proste.
Myślę, że nie będzie czymś zadziwiającym, gdy napiszę, że podejście inwestorów do rynku ewoluuje. Ale zupełnie inaczej jest, gdy się o tym czyta w książkach, a inaczej, gdy zdaje się sobie sprawę, iż jeszcze pół roku temu kupiłoby się papiery zupełnie innych spółek w oparciu o zupełnie odmienne kryteria. Nie znaczy to jeszcze, że zarzuciłem zabawy krótkoterminowe. Ale środek ciężkości moich inwestycji został znacząco przesunięty, o czym może też nieco świadczyć niedawny wpis o obligacjach.
*********************
Jakieś podsumowanie roku będzie następnym razem :)