Głównym podejściem stosowanym na tym blogu jest analiza techniczna, to chyba dla nikogo nie jest tajemnicą. Dziś jednak postanowiłem spojrzeć na złoto, gdyż to o nim będę pisał, od nieco innej strony. Żeby jednak nie było, krótki rzut oka na wykres żółtego metalu w wersji spot USD;
Trend się, jak widać, obronił i w chwili obecnej przebiliśmy już zniesienie 50% korekty, co dobrze rokuje temu metalowi w długiej perspektywie. I na razie dość o AT, przejdźmy trochę do fundamentów.
Na początku chciałbym zaznaczyć, że ten typ analizy nie jest moją mocną stroną. Będzie to więc raczej zbiór luźnych uwag i przemyśleń, aniżeli dokładna i oparta na konkretnych wyliczeniach analiza. Niemniej sądzę, że na stosunkowo ogólnym poziomie można z niej będzie wysnuć kilka ciekawych wniosków.
Co decyduje o cenie złota? Oczywiście popyt i podaż. O ile ta druga jest raczej stała (jej wahania są niewielkie, gdyż wydobycie jest czasochłonne i pracochłonne), o tyle strona popytowa jest dużo bardziej zróżnicowana. Mamy popyt ze strony jubilerów (ok. 48% popytu), ze strony przemysłu (ok. 13%) oraz ze strony inwestorów (ok. 39%). Ten ostatni rozbija się na zapotrzebowanie na złoto fizyczne (na sztabki i monety puszczane w obieg) oraz na złoto papierowe (sztaby leżące w skarbcach, stanowiące zabezpieczenie dla ETF-ów i innych funduszy).
I tu znów mamy rozbicie na popyt zmieniający się względnie powoli, w zależności od makro koniunktury (biżuteria, przemysł) oraz popyt "szybki", czyli inwestycyjny. Z punktu widzenia inwestorów, ten ostatni wydaje się być najciekawszy, gdyż odzwierciedla on zachowania dużych graczy, w zależności od aktualnych nastrojów na rynku, co w efekcie przekłada się na cenę tego metalu.
Czym jest więc złoto dla inwestorów? Dużo się mówi, że złoto chroni przed inflacją. Jak to działa? U podstaw leży założenie, że złoto jest pierwotnym i jedynym prawdziwym środkiem płatniczym, a co za tym idzie, to ono powinno być głównym "nośnikiem wartości" i to w nim powinny być wyceniane inne dobra i aktywa. Z praktyki wiemy, że złoto wyceniane jest w dolarze, a więc już mamy jakieś punkty odniesienia. Stosunkowo ograniczona i stała podaż złota (ostatnimi laty, podaż się zmniejsza) w połączeniu z szybko zwiększającą się podażą dolara (QE i tym podobne sprawy) powodują, że dolar słabnie, a złoto się umacnia. W efekcie, cena złota idzie w górę (w znacznym uproszczeniu). Teoretycznie więc, zamieniając nasze aktywa dolarowe na złoto, faktycznie chronimy się przed inflacją, rozumianą jako wzrost podaży pieniądza. Traktowanie złota, jako ochrony przed wzrostem cen towarów, wypada już mniej jednoznacznie.
Po drugie, złoto często traktowane jest, jako "safe heaven", czyli bezpieczne aktywo, które w sytuacji niepokojów gospodarczo-politycznych, większość inwestorów chciałoby mieć w portfelu. Wynika to z przekonania, że w razie zaistnienia najgorszego scenariusza (wojen, załamania światowego ładu polityczno-gospodarczego), złotem można będzie wszędzie zapłacić. W efekcie popyt na nie rośnie wraz z rozwojem niepewności na światowych rynkach. Nieco inną kategorią jest tu grupa inwestorów, którzy akumulują złoto jedynie w formie fizycznej, rezygnując z formy papierowej (instrumenty powiązane z cenami złota). Często wiąże się to z przekonaniem, że świat papierowego pieniądza chyli się ku upadkowi, dolar jest nic nie warty i ogólnie, całe to przedstawienie niedługo się skończy. W takiej sytuacji faktycznie, instrumenty opierające swoją wartość na złocie zdeponowanym "gdzieś tam w jakimś skarbcu" mogą być niewiele warte, a prawdziwym zabezpieczeniem będą jedynie sztabki zakopane w ogrodzie.
Na końcu są inwestorzy, tacy jak ja, którzy traktują złoto lub instrumenty na nim oparte, jedynie jako wehikuł inwestycyjny. Gdy oczekują wzrostów, kupują, jeśli przeczuwają spadki, sprzedają. Utrzymujący się od dekady trend wzrostowy sprawił, że na pokładzie jest z pewnością wiele takich osób. Niekiedy tę masę inwestorów określa się mianem kapitału spekulacyjnego, który zainteresowany jest znacznie mniejszymi ruchami niż te widoczne w skali miesięcy i lat. Jest to również zdecydowanie najbardziej płynna część kapitału, co w efekcie przekłada się na, dynamiczne niekiedy, zmiany ceny złota w krótkim terminie.
Przedstawione powyżej kwestie mogą prowadzić do wysnucia kilku wniosków. Po pierwsze, złoto umacnia się kosztem dolara. Im ten ostatni słabszy, tym złoto silniejsze. Działa tutaj proste powiązanie wyceny jednego aktywa w drugim. Jeśli jedna szalka wagi idzie w dół (słabnący dolar), druga porusza się odpowiednio w górę (silniejsze złoto). W efekcie można próbować zagrywać na złocie nie tylko w oparciu o analizę tego pierwszego, ale również poprzez konkretne scenariusze budowane dla dolara. Ewentualne QE3 z pewnością znalazłoby odzwierciedlenie w cenie złota.
Kolejna sprawa to złoto, jako bezpieczna przystań dla kapitału w chwilach niepewności. Zakładamy tutaj ujemną korelację z rynkami akcji. Złe nastroje na S&P odzwierciedlają się spadkami, a na złocie oczekiwany jest w takiej sytuacji przypływ kapitału i wzrost cen.
Nieco trudniej jest wychwycić te zależności w przypadku kapitału spekulacyjnego. Przepływa on z rynku na rynek w stosunkowo szybki sposób, a w konsekwencji to właśnie on jest sprawcą krótko i średnioterminowych ruchów na głównych światowych rynkach. Budowanie scenariuszy dla ruchu kapitału między tymi trzema głównymi rynkami (dolar, akcje, złoto) jest nieco trudniejsze, ale nie niemożliwe.
Na dziś to tyle tytułem wprowadzenia, w kolejnym wpisie zobaczymy, czy przedstawione powyżej prawidłowości się sprawdzą. Zaznaczam, że nie jestem specjalistą od rynku złota, stąd też jestem otwarty na różnego typu krytyczne komentarze. W końcu chodzi o to, żeby czytelnicy na tym skorzystali, a nie abym bronił swojego zdania do ostatniej litery.
Na marginesie dodam, że nie mam jeszcze przygotowanego następnego wpisu. Tak więc i ja sam przekonam się, co da się wycisnąć z wykresów i czy w dzisiejszym poście nie minąłem się z prawdą.