Obniżka w Saxo Bank - nawet 0,12% za handel na GPW i 1 dolar minimalnej prowizji na USA

niedziela, 26 czerwca 2016

Krajobraz po uderzeniu pioruna - co zmieniła piątkowa sesja?

Wynik referendum w Wielkiej Brytanii był sporym zaskoczeniem dla rynków finansowych. Ich gwałtowna reakcja jest do pewnego stopnia zrozumiała, mimo że już kilka godzin później pojawiły się głosy, że jest wiele szumu o nic. Warto sprawdzić, jak to wydarzenie wpłynęło na indeksy i czy faktycznie wpływ ten jest tak wielki, jak się uważa.

Myślę, że wynik referendum był dla Was równie wielkim zaskoczeniem, jak dla mnie. Przywykłem już do ufania w takich kwestiach rynkom finansowym. Zamiast analizować poszczególne sondaże i kalkulować różne scenariusze, patrzyłem na wykresy giełdowe, które w minionym tygodniu rosły z sesji na sesję.

I na tym właśnie polegała cała dynamika wydarzeń i stąd straty, które odnotowaliśmy na piątkowym otwarciu. Inwestorzy zasypiali w czwartek z myślą, że sytuacja jest pod kontrolą i w zasadzie można patrzeć w przyszłość, uznając tę akurat sprawę za załatwioną. Dlatego też informacje napływające od wczesnych godzin porannych wywołały panikę. Rynki finansowe miały bardzo mało czasu na przetrawienie tej wiadomości i dostosowanie do niej swoich działań. 

Wyobraźcie sobie sytuację, w której budzicie się o ósmej rano i ze wszystkich serwisów informacyjnych zalewa Was fala czerwonych nagłówków krzyczących o Brexicie. Co robić? Na zabezpieczanie portfela jest już za późno, wszyscy wiedzą, że indeksy i poszczególne walory otworzą się dużo poniżej poprzedniego zamknięcia. Pozostaje więc jeden scenariusz: sprzedawać.




I to właśnie się stało, sprawiając że pierwsza godzina handlu była przeżyciem, jakiego wielu nigdy nie doświadczyło. Śledząc sytuację minuta po minucie zapamiętamy pewnie kontrakty terminowe, które nie mogły się zrównoważyć i otworzyć przez pierwsze kilkanaście minut. Co więcej, niemało spółek wchodzących w skład indeksu Wig20 również zaczęło sesję na widłach, przez co sam indeks też nie miał jak się przeliczyć. Takie zdarzenia, relacjonowane na bieżąco na Twitterze i Facebooku z pewnością wpływały na decyzje inwestorów podejmowane w pierwszych momentach sesji.

Sam analizowałem TKO (teoretyczne kursy otwarcia) wielu spółek i widziałem zlecenia, które były składane do arkusza, a następnie wycofywane. Wydawało się, że wielu inwestorów straciło głowę, wyprzedając wszystko co mają po dowolnych cenach. Przypominało to trochę "fire sale", jakie oglądaliśmy w końcówce filmu Margin Call, kiedy to aktywa teoretycznie warte dolara sprzedawano po 63 centy, uznając to za dobrą cenę.

Dopiero po kilkudziesięciu minutach zaczęło przychodzić otrzeźwienie. Kto zdecydował się na sprzedaż, sprzedał co miał w portfelu. Wtedy do gry wkroczyli inwestorzy nastawieni na wykorzystywanie takich okazji. Ostatecznie więc przebieg pozostałej części sesji giełdowej upływał pod znakiem stopniowo zmniejszających się spadków. Zamknięcie na poziomie 1769 punktów, ze stratą 4,53% jest więc wynikiem, który rano wielu wydawał się czymś trudnym do wyobrażenia.


Jak wyglądają wykresy?


Piątkowy szok był jednym z tych wydarzeń, które określa się mianem czarnych łabędzi. Co więcej, jego skala była wyjątkowa, gdyż poruszyła nie tylko wszystkie rynki akcyjne, od Azji, przez Europę, po USA, ale również rynki walutowe, surowcowe i obligacji. Trudno jest powiedzieć, czy były aktywa, które pozostały niewzruszone wynikiem brytyjskiego referendum. Może jakaś bawełna czy inny sok pomarańczowy.



Inwestorzy którzy szukali piątkowego otwarcia na wykresach mogli się początkowo zdziwić, że świeca się nie rysuje. Zapewne dopiero po chwili zauważali, że świeca jest, ale znajduje się sporo niżej od miejsca, na które patrzyli i co więcej, wytycza właśnie nowe wieloletnie minima. Indeks spadł do poziomu 1641 pkt, co oznacza, że chwilowo tracił ponad 11%. Luka o szerokości ponad 100 punktów jest koszmarem, który przyjął w piątek realną postać.

Patrząc jednak z drugiej strony, zwłaszcza na cenę zamknięcia (1769 pkt) można powiedzieć, że w sumie nic fundamentalnie wielkiego się na rynku nie stało. Faktycznie, miejscami straty były duże, ale przecież znajdujemy się na poziomach, w których byliśmy zaledwie tydzień temu.



W poniedziałek zadałem Wam na Facebooku pytanie dotyczące piątkowego zamknięcia. Ogólnie obstawialiście wzrosty i poziomy powyżej 1800 pkt, zakładając jednocześnie, że Wielka Brytania pozostanie w UE. Tymczasem rynek zamknął tydzień niemal dokładnie w miejscu (1769 pkt), w którym go otworzył (1764 pkt). Polacy nic się nie stało?

Patrząc na te wydarzenia z nieco szerszej perspektywy można powiedzieć, że faktycznie, chyba wiele się nie stało. Oczywiście teraz dochodzi nam kolejny rynkowy TEMAT, który będzie jeszcze dyskontowany przez wiele miesięcy. Będzie on motywem do wielu dyskusji i jeszcze nie raz poruszy rynkami. Podobnymi tematami były kiedyś Grecja, QE w USA, czy też ogólny problem zadłużenia w Europie. To wszystko poruszało rynkami przez długi czas i obecnie do takich właśnie czynników dołącza problematyka Wielkiej Brytanii.

Trudno jest mi na chwilę obecną powiedzieć, co dokładnie oznacza wynik tego referendum. Kiedy zacznie się procedura opuszczania przez ten kraj struktur UE i czy w ogóle taki proces się rozpocznie. Jak to wpłynie na rynki? Czy funt ostatecznie się osłabi i straci na znaczeniu? A może już za rok lub dwa będzie o wiele silniejszą walutą niż obecnie? Pytań jest zdecydowanie więcej niż odpowiedzi i zapewne dlatego rynki w drugiej połowie sesji podeszły nieco do góry. Pierwszy szok minął, a co będzie dalej, czas pokaże. Z pewnością korzystny dla uspokojenia nastrojów jest fakt, że po piątku następują dwa dni weekendu, kiedy każdy może na spokojnie przemyśleć i zaplanować dalsze posunięcia.


Co się działo w moim portfelu?


W piątek pod jednym z wpisów na blogu pojawił się komentarz, którego autor podśmiewał się z mojej deklaracji, że jestem zapakowany praktycznie pod korek. Faktycznie, nie raz dzieliłem się z Wami moim przeświadczeniem na temat ewentualnego Brexitu oraz mówiłem o stosunkowo wysokiej ekspozycji rynkowej, którą przyjąłem.

Posiadam trzy portfele inwestycyjne - dwa oparte głównie na akcjach i np. certyfikatach strukturyzowanych, a trzeci oparty wyłącznie na opcjach. I to właśnie na tym ostatnim postanowiłem się skupić w pierwszej kolejności w piątek przed otwarciem sesji.

Znając najnowsze wieści, wiedziałem że będzie bardzo gorąco. Po drugie, posiadałem tam wystawione gołe opcje put w dość pokaźnej w stosunku do wielkości portfela ilości. Nie będę w tym miejscu poświęcał więcej miejsca realizowanej przeze mnie strategii inwestycyjnej, gdyż poświęcę temu dwa szkolenia w przyszłym miesiącu. W każdym razie już kiedyś zdarzyło mi się stracić 80% rachunku właśnie poprzez wystawianie niezabezpieczonych opcji put i tym razem postanowiłem do tego nie dopuścić.

Z racji ograniczonej płynności panującej na tym rynku (animator przez pierwsze pół godziny się nie pojawił), uznałem że trzeba łapać każdą możliwą ofertę, aby odkupić odsprzedane papiery. Dlatego też zawarłem kilka transakcji na mocno niekorzystnych warunkach, co odbiło się też na wartości samego portfela. Jeszcze wszystkiego dokładnie nie policzyłem, ale wydaje mi się, że straciłem w piątek ok. 35% wartości opcyjnego portfela.

Dla wielu może to być szokujący wynik, ale dla mnie nie jest. Po pierwsze dlatego, że sam zaliczyłem już o wiele większą stratę i wiedziałem od samego rana, że scenariusz może się powtórzyć, a po drugie dlatego, że zamierzam te straty odrobić w ciągu kilku najbliższych miesięcy. W efekcie wartości te nie będą już tak szokujące. Ale o tym, jak zaznaczyłem, więcej w lipcu.

Do portfeli akcyjnych podszedłem w nieco inny sposób. Wiedziałem, że na otwarciu sesji będzie rzeźnia (i była), dlatego też uznałem, że nie będę sprzedawał posiadanych przeze mnie akcji. Takie chwile nadzwyczajnej zmienności nie są odpowiednimi momentami na podejmowanie racjonalnych decyzji, uznałem więc, że należy sprawę przeczekać i ewentualne działania podjąć dopiero po weekendzie. Tak też napisałem na Facebooku i tak też zrobiłem.



Ostatecznie Amica zakończyła sesję stratą 6,09%, CD Projekt -2,07%, a Kernel -1,90%. Nie był to więc taki zły wynik, pamiętając ponadto, że wszystkie te spółki stanowiły zaledwie ok. 30-40% wartości portfela. Portfel SCT stracił więc dzisiaj ok. 1,5%.

Jednak w moich prywatnych portfelach znajdowały się również certyfikaty strukturyzowane faktor, cechujące się trzykrotną dźwignią finansową. Chyba nie muszę wspominać, że były to certyfikaty na wzrosty :) Obserwowałem notowania w ciągu sesji cena certyfikatów bardzo nieznacznie przekroczyła minima z zeszłego tygodnia. Patrząc po cenie zamknięcia, instrumenty te notowane są na poziomach zbliżonych do poprzedniego piątku, co jest całkiem niezłym wynikiem. Dlatego też nie poniosłem na nich szczególnie dotkliwych strat.

Co prawda moja strategia zakładała dokupienie kolejnej tury certyfikatów, jeśli cena zejdzie tak nisko, jak zeszła w piątek rano, ale sytuacja była na tyle dynamiczna, że w pierwszej kolejności koncentrowałem się na ograniczaniu strat, a nie na braniu na siebie dodatkowego ryzyka.

Podsumowując, moje portfele akcyjne, mimo że zawierały w sobie sporo pozycji długich, nie ucierpiały wcale tak wiele. Oberwał mocno portfel opcyjny, ale straty te zamierzam odrobić w ciągu kilku miesięcy, więc nie jestem tym szczególnie przejęty. Tym bardziej, że zyski z minionego roku są całkiem przyjemne, a więc wróciłem z portfelem w okolice zera. Można powiedzieć, że budujemy od nowa. Więcej na temat opcji i mojej strategii już za trzy tygodnie.

Co robić w takich sytuacjach w przyszłości?


Przed rozpoczęciem wczorajszej sesji wiadomo było, że otwarcie przyniesie bardzo dużą dynamikę cen i silne spadki. Jednocześnie źródło tych problemów leżało poza naszym krajem. Niezależnie od tego, czy Wielka Brytania ostatecznie opuści UE, wpływ tego wydarzenia na notowania polskich spółek prowadzących działalność np. w branży chemicznej lub meblarskiej wcale nie musi być tak wielki. Dlatego też początkowe spadki były raczej częścią ogólnej tendencji niż reakcją na negatywny scenariusz dla każdego konkretnego waloru.

Takie szoki cenowe zdarzają się na rynku regularnie i każdy inwestor chcący pozostać przez dłuższy czas w grze musi się z tym faktem pogodzić. Niekiedy najlepszym rozwiązaniem jest właśnie rezygnacja ze sprzedaży papierów i poczekanie aż rynki ponownie znajdą równowagę. Być może najmniejsze straty na piątkowym otwarciu ponieśli inwestorzy, którzy nie wiedzieli co się dzieje i nie posiadali ustawionych zleceń stop loss. W ten sposób mogli oni uczestniczyć w odreagowaniu, które miało miejsce w drugiej połowie sesji.

Nie twierdzę, że najlepszym rozwiązaniem podczas takich sesji w przyszłości jest brak całkowitej reakcji i brak stop lossów. Umiejętność wyłowienia podobnych zdarzeń rynkowych i odpowiedniego zachowania się w ich trakcie przychodzi dopiero z czasem. Niekiedy inwestorzy, którzy kiedyś uciekali w panice przy podobnych spadkach, dzisiaj dokupują papiery korzystając z promocji. Wszystko zależy jednak od indywidualnych preferencji ryzyka oraz strategii danego gracza giełdowego.

Płynność na mniej popularnych instrumentach


Bardzo wiele powiedziała nam też ostatnia sesja o płynności na wielu walorach. Mam tu na myśli różnego rodzaju certyfikaty strukturyzowane oraz opcje, czyli instrumenty, na których handel odbywa się głównie z udziałem animatora. Zgodnie z warunkami animowania, market maker nie musi utrzymywać swoich ofert w arkuszu przez cały czas trwania sesji giełdowej. Oznacza to, że w sytuacjach wysokiej zmienności może ograniczyć swoje ryzyko i zaczekać na uspokojenie sytuacji. 

To korzystne uregulowanie dla animatora jest zdecydowanie niekorzystne dla inwestorów. Animator jest szczególnie potrzebny na instrumentach, które cieszą się mniejszą popularnością. A więc w sytuacji podobnej do piątkowego otwarcia, kiedy to wszyscy chcą sprzedawać, a prawie nikt nie chce kupować, inwestor muszący wyjść z większej pozycji napotyka na niemały problem. Pół biedy, jeśli chodzi o niezrealizowanie zysku. Ale jeśli mamy dużą pozycję, która charakteryzuje się wysoką dźwignią finansową i porusza się w niepożądanym kierunku, a my nie mamy jak jej sprzedać? Wtedy zaczynają się poważne problemy.

W moich inwestycjach wąskim gardłem były z pewnością opcje. Jedna seria otworzyła się niemal od razu na początku sesji, ale ówczesne ceny były skrajnie odbiegające od tego, czego można się było spodziewać. Z kolei na innej serii oferty pojawiły się w arkuszu dopiero po dwóch godzinach. Można powiedzieć, że jest to rynek jednej strony. Niezależnie od tego, jaka cena pojawi się w arkuszu, spanikowani inwestorzy w kilka chwil się na nią zgodzą.

Z komentarzy moich czytelników wiem, że podobny problem pojawił się również na certyfikatach strukturyzowanych. Z jednej strony trudności były wywołane równoważeniem się rynku, ale z drugiej właśnie brakiem płynności. Dlatego należy zwracać na ten element szczególną uwagę podczas planowania swoich posunięć inwestycyjnych.


Trend pozostaje spadkowy


Całkiem wyraźne były oczekiwania, w tym i z mojej strony, że pozytywny wynik czwartkowego referendum pozwoli warszawskim indeksom na powrót do trendu wzrostowego. Tymczasem okazuje się, że negatywna tendencja w dalszym ciągu pozostaje aktualna. Stanowi to nie lada wyzwanie dla inwestorów, zmęczonych trwającym przeszło rok trendem spadkowym, a dodatkowo dobitych ostatnią sesją.

Dlatego zachęcam Was do obejrzenia nagrania z ostatniego webinaru poświęconego właśnie inwestowaniu w trendzie spadkowym. Z zapisem wideo jeszcze przez kilka dni będziecie mogli zapoznać się bezpłatnie. Dostęp uzyskacie klikając ten link lub banner na górze strony. A już jutro czeka na Was Wakacyjna Promocja, której szczegóły zdradzam m.in. pod koniec powyższego nagrania.

Mam nadzieję, że negatywny wydźwięk Brexitu nie utrzyma się długo i stosunkowo szybko rynki skupią się na innych, być może ważniejszych sprawach. W każdym razie referendum nie będzie chyba tym czynnikiem, który wydźwignie warszawskie indeksy z poziomów nie widzianych od wielu lat.

A jak zniosły to Wasze portfele? Dokonaliście jakichś ciekawych zagrań? Podzielcie się swoją historią w komentarzu!

8 komentarzy:

  1. Ja obstawiałem spadki w piątek mimo spodziewanego korzystnego wyniku głosowania (kupuj plotki w postaci sondaży wskazujących na Bremain, sprzedawaj fakty). Nigdy już się nie dowiemy, czy tak by się stało :)

    Tak czy inaczej jesteśmy niżej, zgadzam się z tym, że trend jest nadal zniżkujący i póki nie przebijemy na dużych obrotach poziomu ok. 1860 na WIG20 to nawet nie ma co się nastawiać na jakieś większe odreagowanie. Oby to odbicie z dna z piątku nie było "odbiciem martwego kota" :) Bardzo bym chciał, żeby rynek obrał w końcu jakiś konkretny kierunek, bo taki ping pong zaczyna już powoli nudzić.

    OdpowiedzUsuń
  2. Spodziewam się odreagowania. Już dawno nastroje na rynkach nie były tak pesymistyczne co mocno sprzyja odbiciu. Liczę, że Brexit jest w cenach (spadki obserwowaliśmy od kwietnia). Ostatecznie minima zostały utrzymane. Przez następne tygodnie emocje będą opadać, bo w gruncie rzeczy referendum nie jest wiążące. Cameron podał się do dymisji, tym samym umywa ręce.
    Na ten czas skupiam się na spółkach surowcowych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie boisz się, że surowce będą dalej spadały?

      Co do Brexitu, ceny faktycznie leciały w dół, ale nie wiem, czy rynki będą na tyle przekorne, żeby teraz szybko wrócić do poziomów powyżej 1800. Jeśli tak się stanie, faktycznie będzie o czym dzieciom opowiadać :)

      Usuń
    2. Konkretnie mam na myśli KGH. Dość spokojem obserwowałem wykres w czwartek. Pomyślałem tego dnia może być już tylko lepiej, a jeżeli zamknie się powyżej wsparcia to pełnia szczęścia. Tak się stało. Dziś pobiliśmy maksima z czwartku.
      Boje się o wsparcie na miedzi, ale póki co jest ok. Mam też na oku srebro i skorelowany copx.us
      Sam Brexit nie ma większego wpływu na miedź czy srebro.
      Na KGH wyraźnie widać gdzie jest wsparcie, więc plan gry jest jasny.

      Usuń
  3. Ja byłem bez pozycji na ten dzień. I chyba to jest najlepsze rozwiązanie - święty spokój. A takie myślenie kiedyś się odegram to takie kasynowe zachowanie, a jak gra w kasynie się kończy każdy wie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale specjalnie wszystko zwinąłeś z rynku, czy też taki stan trwa u Ciebie od dłuższego czasu? Pytam z ciekawości.

      Usuń
  4. Ja nic nie sprzedałem, zachowałem spokój. Wiadomo, że pierwsze co to po takich informacjach grają emocje a nie żadne kreski czy wskaźniki.
    Dokupiłem tylko akcje Amrest. Moim zdaniem większość tych strat będzie w może całkiem szybko odrobiona. A tym bardziej na takich spółkach jak właśnie Amrest, Amica i kilku innych.
    Tak jak pisałeś, ludzie są już zmęczenie tymi ponad rocznymi spadkami i dobici piątkową sesją. Do tego wskaźnik INI znajduję się na rekordowo niskim poziome.
    Jak to mówią- Kupuj Gdy leje się krew ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja cześć ryzykownych pozycji zamknąłem kilka dni wcześniej. Trochę później było szkoda, jak rosło, ale jak widać nie była to zła decyzja.
    W piątek kupowałem za wolną gotówkę. Jak kolega powyżej Amrest, ale również Amica i jeszcze inne. Ceny zrobiły się naprawdę atrakcyjne :) Podjąłem świadome ryzyko, ale wydaje mi się, że ta cała sytuacja z Brexit może nawet wyjść na dobre. Jak będzie, to się zobaczymy w następnych dniach, tygodnia.
    Faktem jest, że to co działo się w pierwszych minutach sesji było niezwykle interesujące :)

    OdpowiedzUsuń