poniedziałek, 16 marca 2015

Na giełdzie nie zostaniesz milionerem, pozbądź się złudzeń

Wiele osób przychodzi na giełdę pod wpływem uzyskania informacji o jakiejś spektakularnej stopie zwrotu. A to znajomy zarobił na mieszkanie, ktoś inny w miesiąc podwoił kapitał lub w jakimś konkursie inwestycyjnym udało się uzyskać bardzo wysoką stopę zwrotu. Wtedy też rozpoczyna się inwestowanie z bardzo wysokimi oczekiwaniami co do uzyskiwanych rezultatów.

Oczekiwania te przekładają się na nasze wyobrażenia o przyszłości. Emerytura w wieku 40 lat, wakacje na jachcie, fajne samochody i duża rezydencja. Tak właśnie widzimy swoją przyszłość po określonym czasie na rynkach finansowych. A później przychodzi otrzeźwienie...

Kiedy zaczynałem swoją przygodę z inwestowaniem, zakładałem że w pierwszym roku zarobię ok. 50%, a kolejne lata będą jeszcze lepsze. W tej sytuacji faktycznie przyszłość wyglądałaby bardzo atrakcyjnie. Dzisiaj już wiem, że tak różowo nie jest i mogę podzielić się kilkoma przemyśleniami z czytelnikami, którzy są dopiero na początku drogi.

Droga do Oscara


Pytanie o zarobienie milionów na giełdzie jest podobne do szans na otrzymanie Oscara. Setki tysięcy ludzi idą do szkół filmowych i aktorskich, ale kończy je nieco mniej osób. Zawód związany z filmem wybiera jeszcze mniej ludzi, podobnie jak jeszcze węższe grono ma na koncie jakieś filmy. Tylko część z tych filmów zdobywa większy rozgłos, niewielka liczba światowej skali, a zaledwie kilka z nich otrzymuje Oscara.

I tak samo jest z inwestycjami. Tylko niewielka część z inwestorów rozpoczynających grę na giełdzie (i innych rynkach) uzyskuje dodatnią stopę zwrotu. Niewielu udaje się utrzymać ten wynik przez kilka lat, a zaledwie garstka utrzymuje się na powierzchni przez dekadę lub dłużej. Z tych nielicznych, większość nie uzyskuje stopy zwrotu powyżej 10% rocznie. Stopa przekraczająca średniorocznie poziom 20% to już prawdziwa elita i zdobywcy inwestycyjnych Oscarów.

Zakładanie na samym początku tej drogi, że zajmie się miejsce na samym szczycie, jest z pewnością nadmiernie optymistycznym podejściem. Trzeba zdawać sobie sprawę, że szanse niepowodzenia są duże. Co jednak nie znaczy, że nam się nie uda.


Grosz do grosza i będzie kokosza


Założenie, jakie często przyjmujemy to rozpoczęcie z małą kwotą i pomnożenie jej do wielkich wartości. Sądzimy, że posiadany kapitał nie ma wielkiego znaczenia, jeśli będziemy uzyskiwali wysoką stopę zwrotu.


Na powyższym wykresie zamieściłem porównanie dwóch stóp zwrotu dla portfela 10 tys. zł na przestrzeni 45 lat. Jest to bardzo długi horyzont, gdyż zakłada on osiągnięcie docelowej sumy po prawie półwieczu. Zaczynając w bardzo młodym wieku (20 lat) dopiero przy przejściu na emeryturę będziemy w stanie cieszyć się środkami, które przez całe życie pomnażaliśmy.

Co ważne, wszystkie zyski były reinwestowane. Oznacza to, że giełda była dla nas tylko dodatkową aktywnością, czymś zupełnie obok codziennych przychodów i wydatków. Nie wyjęliśmy ani złotówki z tego dobrobytu, mimo że mieliśmy go pod ręką. A więc nici z jachtów, samochodów i leżenia na plaży. Żyjemy normalnie, a kapitał pomnażamy gdzieś poza marginesem naszej codzienności.

Zwróćmy właśnie uwagę na horyzont. Czy giełdą interesujemy się po to, żeby być najbogatszym człowiekiem na cmentarzu? Najczęściej chcemy się cieszyć dobrobytem już niebawem, najpóźniej za dziesięć lub kilkanaście lat. Widzimy więc, że przy takiej stopie zwrotu wariant ten jest nierealny.

Bogaci będą bogatsi, biedni pozostaną biedni


Często zakłada się, że giełda to takie cudowne miejsce, gdzie nawet niewielkie środki pomnożymy do wielkich wartości. Bardzo istotne jest tutaj subiektywne postrzeganie przez inwestora wielkości określonych sum pieniędzy, co często dyktowane jest przez pryzmat potrzeb finansowych rodziny i jej przychodów.

Jeśli zarabiamy 5 tysięcy miesięcznie, zarobienie na giełdzie przez rok sumy 3 tysięcy zł nie będzie wielkim wydarzeniem. Nie będzie też wielkiej różnicy, jeśli z 10 tys. zrobimy sumę 20 tys. Dopiero kwoty idące w setki tysięcy będą dla nas oznaczały większy majątek.

Spójrzmy więc jeszcze raz na zieloną krzywą na wykresie. Najczęściej na takich zestawieniach interesuje nas lewa strona krzywej (zainwestowane środki) i prawa strona krzywej (ostateczne rezultaty). Co istotne, spojrzenie na wykres przez pryzmat naszych potrzeb finansowych pokazuje, że prawdziwie duże sumy pojawiają się tylko w skrajnej prawej części wykresu. Wcześniejsze zmiany z 10 na 13 tysięcy są prawie niezauważalne. Zauważmy, że przebicie poziomu 100 tysięcy zajęło 25 lat, czyli ponad połowę czasu inwestycji. A przecież nie jest to zawrotna suma, o której marzyliśmy. Inwestować przez ćwierć wieku tylko po to, żeby mając 45 lat dysponować kwotą wystarczającą na połowę kawalerki w niezbyt dużej miejscowości? Śmiech na sali. A przecież jest to wielki inwestycyjny sukces (pod względem osiągniętych wyników), który dany jest tylko nielicznym.

Wniosek z tego płynie prosty: na giełdzie nie dorobisz się milionów z niczego. Dopiero jeśli włożysz tam duże środki, masz szansę zrobić z nich znaczącą fortunę. W przeciwnym wypadku, niewielka kwota będzie wymagała wiele pracy, wysiłku i szczęścia, a osiągnięty rezultat będzie niezadowalający.

Podsumowanie


Giełda nie służy do zarabiania pieniędzy. Giełda pozwala na pomnożenie środków już zdobytych w inny sposób. Można je zarobić, oszczędzić lub odziedziczyć (kraść nie polecam), lecz trudno jest oczekiwać, że jest to magiczne miejsce, gdzie z pucybuta można zostać milionerem. Oprócz tego trzeba podkreślić, że wyniki przychodzą dopiero po jakimś czasie i należy zapomnieć o zdobyciu fortuny w kilka lat.

Oczywiście od tej zasady istnieje wyjątek. Można pomnożyć nawet niewielką kwotę do olbrzymich wartości. Potrzebna jest jednak do tego stopa zwrotu systematycznie przekraczająca 20-25% rocznie. A tu wracamy znów do szans na otrzymanie Oscara.

Dlatego też duża część wysiłku młodego człowieka powinna być jednak poświęcana na zdobywanie doświadczenia, dobrej pracy lub rozkręcania biznesu, zamiast fokusowania się tylko i wyłącznie na giełdzie. Co nie przekreśla faktu, że inwestowanie jest bardzo dobrym rozwiązaniem służącym pomnażaniu środków przeznaczanych na zabezpieczenie późniejszego okresu w życiu.

29 komentarzy:

  1. powiem ja Ci że symuluje na amibrokerze i na małych kwotach otrzymujemy dużo większe roczne zwroty %. np mając pozycje po 3-5 tyś pln mamy dużo większe zwroty niż mając pozycje po 10+ tyś pln. umówmy się że że prawdziwie płynnych spółek na GPW jest max 80 na 400. duże obroty są na WIG 20 i jeszcze jest jakiś WIG co analizują go zagraniczniaki, obroty reszty spółek są mizerne. tak że mając w portfelu 400 tyś zł dzielisz na 8 pozycji to w każdą spółkę wrzucasz 50 tyś zł. żeby kupić za 50 tyś pln to spółka powinna mieć minimum 0,5 mln obrotu dziennie no to pole na GPW się zawęża.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem, ale dużo też zależy od horyzontu czasowego. Nikt nie twierdzi, że trzeba całą pozycję zbudować jednego dnia. Jeśli kupuje się na średni lub długi horyzont, można akumulować papiery przez kilka sesji. Wtedy płynność jest już trochę mniejszym problemem.

      Usuń
    2. a jak coś będzie nie tak to jak pobędziesz się akcji jak nie ma kto ich kupić?

      Usuń
    3. Wszystko jest kwestią strategii. Jeśli ma się dłuższy horyzont, rzadko zdarzają się sytuacje, że trzeba wychodzić z pozycji w ciągu kilku minut.

      Usuń
    4. bzdura.

      Usuń
  2. no dobry artykul, dobry :) zwlaszcza dla poczatkujacych i niecierpliwych :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo dobry artykuł, szczególnie dla tych wierzących że przy pomocy wysokich dźwigni finansowych można szybko dojść do dużych pieniędzy. Trzeba zdać sobie sprawę, że te średnio 10% rocznie to wynik bardzo dobry, a wszystko co powyżej uzyskuje jedynie elita inwestorów. Poza tym żeby osiągać świetne wyniki trzeba się jak do każdej pracy solidnie się przyłożyć i poświęcić inwestycją odpowiednią ilość czasu. Bo inwestowania pieniędzy to nie jest "gra" na giełdzie ale biznes jak każdy inny!

    OdpowiedzUsuń
  4. Giełda nie służy do zarabiania pieniędzy. Jednak dążę do tego by tak było. Oczywiście zgodnie z tym co napisałeś duża część wysiłku młodego człowieka powinna być jednak poświęcana na zdobywanie doświadczenia i nie tracić czasu na szukanie czegoś wyrafinowanego - giełda jest prosta jak budowa cepa, tylko trzeba czasami sporo czasu by tą budowę poznać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wszystkim się udaje. Ciekawe jest to, że nie da się nikomu zagwarantować, że jeśli poświęci na to X czasu to z pewnością osiągnie sukces. Niektórzy mimo rosnącego doświadczenia, stoją w miejscu.

      Usuń
  5. Tym wpisem moje wszystkie nadzieje został zgaszone, a marzenia zniszczone. Już nigdy nie będę inwestował na giełdzie. Dziękuję Ci bardzo!
    To tak jakbyś małemu dziecku powiedział że nie ma Mikołaja. Jesteś niedobry.



    A tak na prawdę, to się o tym przekonałem, co jest we wpisie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak to jest, że nie zawsze udaje się dociągnąć do początkowych założeń. Ja tak miałem i z pewnością nie byłem jedyny. Ale po sześciu latach już łatwiej :)

      Usuń
  6. Szczerze mówiac ja inwestując w latach 2005-2007 - zaczynajac odkwoty 30 tys zł zrobiłem 1/3 miliona fakt że siedziałem w takich spólkach jak GANT, Mostostale, Budopol. I budowlanka robiła 500% rocznie. A gant potrafił rosnąć po 20% dziennie przez kilka kolejnych dni, w inne rósł po 5%.
    Zaczynałem jako amator ale wstrzelilem się w boom budowlany i sie udało. Troche przypadek troche fart ale - jak to mówą Radek nigdy nie mów nigdy. Moze ktoś zostać milionerem. Jak kupi spólki liderów hossy jest to realne. Oczywiście taka hossa jak w latach 2003-7 raczej juz nie nie powtórzy choć nigdy nie mów nigdy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne, są takie szanse i nie mówię, że nikt nie osiąga takich wyników. Ale celem tego wpisu było ostudzenie emocji początkujących inwestorów, którzy tak jak ja kiedyś, oczekują stopy zwrotu rzędu 50% już w pierwszym roku. Być może kilku dopisze szczęście, ale jednak większości nie uda się tego osiągnąć.

      Usuń
  7. Z większości wpisów można dojść do wniosku, że poleca Pan kontrakty (choćby na mWig) na których nawet w zabawie GPW Pan traci, robi Pan szkolenie z wirtualnego portfela który prowadzi 3 miesiące !!! na dodatek wrzuca pan na bloga grafiki i zdjęcia nie będące Pana własnością (nie podając informacji o autorze i jak sądzę nie mając jego zgody).

    Rozumiem że próbuje Pan zaistnieć, ale proszę się przemyśleć
    z malejącą sympatią, ale jednak pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, mam nadzieję, że znajdzie Pan blogera o kompetencjach odpowiadających Pana oczekiwaniom.

      Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
  8. Świetny artykuł i trafiony - wiele osób spodziewa się kokosów na giełdzie, często nie posiadając prawie żadnej wiedzy. Choć i ja przeginam z oczekiwaną stopą zwrotu i wiecznie wieszam poprzeczkę zbyt wysoko, to jednak masz rację - giełda milionów nie da , przynajmniej nie od razu. Dopiero gdy uzbiera się większy kapitał i konsekwentnie będzie się go inwestować z dobrymi rezultatami - jest to możliwe. Jednak to kwestia wielu lat. Na początek giełdowych świeżaków czeka często kubeł zimnej wody - sam nim zostałem oblany jak zaczynałem ;) Ciekawe czy Autor też ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sierpniu 2011 roku, jak rynek gwałtownie spadł, straciłem w dwa tygodnie ok. 50% wartości portfela. Można powiedzieć, że jest to kubeł zimnej wody :)

      Ogólnie jednak marketing w tej branży przyczynia się do rozbudzania oczekiwań. Nikt nie przyjdzie na forex jeśli usłyszy, że może w kilka dni wyzerować konto. Ale jeśli usłyszy, że może się podwoić, sytuacja wygląda już zupełnie inaczej.

      Usuń
    2. 50%, ja bym się załamał. Ale ja już mam tak, że straty bardzo podcinają mi skrzydła. W takim razie gratuluje siły woli że inwestujesz dalej ;)

      Usuń
    3. Było trochę ciężko, ale generalnie do dzisiaj już dawno odrobione :)

      Ważne, żeby w takich sytuacjach na chwilę odejść od rynku i zastanowić się, co i jak poszło źle. Odpoczynek to podstawa, a później można stawać na nogi.

      I nie żałuję :)

      Usuń
  9. Witam. Ten artykuł jest kolejnym dowodem wyższości fundamentów nad techniką. Bo skoro zysk 10% rocznie uznaje się za sukces inwestycyjny, to może po prostu lepiej trzymać w portfelu spółki dywidendowe typu PZU, Synthos, ABC Data czy Eurotel i siedzieć spokojnie na tyłku zamiast przeglądać wykresy, przesuwać stoplossy i tracić nerwy. Oczywiście analizę techniczną można wówczas jedynie wykorzystywać do podkupywania tego typu spółek dywidendowych, a wypłacane dywidendy dalej reinwestować. Może to i nudna strategia, no i blogerzy giełdowi stosujący ją nie mieliby o czym pisać ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie brakuje blogerów z podejściem długoterminowym :)

      Spółki dywidendowe posiadają również gorsze dni (i miesiące i lata), więc nie są rozwiązaniem wszystkich problemów. Poza tym sama selekcja tych spółek może być dla wielu inwestorów problemem.

      I mówię to jako posiadacz akcji PZU.

      Usuń
    2. Dobry artykuł - taki o mnie :) przez wiele lat pity na stratach- niecierpliwość, chęć szybkiego zarobienia , mnóstwo durnych książek pobudzających wyobraźnie jak to na giełdzie - ciach prach- można zostać milionerem. Niestety, rzeczywistość jest nieco inna.Oczywiście - niektórzy mieli szczęście - wstrzelili się w odpowiednie społki w odpowiednim czasie. Mimo wszystko nie poddaję się :) Mam teraz wiedze i doświadczenie. Dziś jestem dumna z moich akcji. Spokój cierpliwość stały się moją siłą. pozdrawiam i życzę sukcesów.

      Usuń
    3. Bardzo się cieszę, że tak do tego podchodzisz :) U mnie właśnie wydłużenie horyzontu pozwoliło na poprawę wyników inwestycyjnych.

      Usuń
  10. Moim zdaniem można stać się bogatym dysponując kwotą 10tyś ale trzeba mieć wolną gotówkę na koncie oszczędnościowym i czekać na dno bessy.Zobaczcie sobie jakie były śmiesznie niskie ceny akcji w lutym 2009r. Gdyby się wstrzelić w taki dołek kupując koszyk spółek( 10spółek po 1tyś) to stopa zwrotu byłaby astronomiczna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szanse na wstrzelenie się w dołek są tak nikłe, że moim zdaniem nie ma co się nawet łudzić, że nam się to uda. Podobnie oczekiwanie z inwestycjami na dno bessy mogą sprawić, że czekamy kilka lat na idealny moment, a ten nie nadchodzi lub omijamy w tym czasie wiele innych dobrych okazji inwestycyjnych. Szkoda.

      Usuń
  11. Z tą kawalerką to przesada. W małym mieście można CAŁĄ kupić za 100 tysięcy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację. Mam trochę spaczone spojrzenie na ceny nieruchomości z racji mieszkania w ścisłych okolicach Warszawy.

      Usuń
  12. Obserwuj średnie spółki, czekaj aż skończą spadki i wtedy wchodz. Najlepiej żeby zasieg padków był krótkoterminowy. Nie da się stracić na takiej strategii.

    OdpowiedzUsuń