Obniżka w Saxo Bank - nawet 0,12% za handel na GPW i 1 dolar minimalnej prowizji na USA

poniedziałek, 12 września 2011

Free lunch czeka na chętnych

Osoby, które walczą już trochę na rynku wiedzą, że jeśli chce się coś uzyskać, trzeba to samemu wyrwać, nie licząc na podarunki. Jeśli takowe się zdarzają, a się czasem zdarzają, to albo nie są wielkie, albo szanse ich wystąpienia są nikłe. Jednak tym razem można sobie zjeść całkiem za darmo, a przynajmniej na pierwszy rzut oka tak się wydaje. Pomogą nam w tym certyfikaty dyskontowe.

Certyfikat dyskontowy, jak to ostatnio pisałem, jest to instrument finansowy, który możemy kupić po niższej cenie niż jego instrument bazowy, a który razem z upływem czasu zbliża się stopniowo do jego ceny, aby się z nią zrównać w dniu wygaśnięcia. Tak więc z samej konstrukcji certyfikatu wynikają pewne prawidłowości. Najważniejszą jest taka, że certyfikat zbliża się do instrumentu bazowego, co w praktyce oznacza, że przy wzrostach rośnie szybciej, a przy spadkach traci mniej. Jak to wykorzystać?

Oczywiście dokonując arbitrażu, czyli kupując certyfikat, a sprzedając instrument bazowy. Wtedy też będziemy grali na zmniejszenie się tej różnicy, co w efekcie wygeneruje nam zysk. O ile z certyfikatem problemu nie ma, trzeba trochę pokombinować z pozycją krótką na instrumencie bazowym. Dzwoniłem dziś do obu moich DM i niestety żaden z nich nie udostępnił jeszcze krótkiej sprzedaży akcji, więc na razie wariantami są dla mnie kontrakty terminowe lub instrumenty CFD. Do tych drugich aktualnie nie mam dostępu, więc zostaje krótka pozycja w kontrakcie, która akurat nie jest problemem.

Żeby sprawdzić potencjał drzemiący w tej strategii, dwukrotnie w ciągu dnia sprawdziłem dziś oferty na certyfikaty dyskontowe oraz kontrakty terminowe spółek (w tym samym czasie), na których można przeprowadzić taką operację. Akurat z dopasowaniem instrumentów nie było problemu, gdyż emitent zabezpiecza się właśnie na kontraktach. Spośród 10 spółek i Wigu20, na który również są certyfikaty, w oczy rzuciły mi się dwa przypadki, na których różnice, a co za tym idzie możliwości zarobku, były największe.

Pierwszą z nich jest TPSA, gdzie cena ask certyfikatu różniła się od ceny bid kontraktu średnio o 10,43% (w mianowniku cena ask cert.), natomiast w przypadku KGHM różnica ta, a zatem i potencjalny zysk wyniosły aż 26,44%.

Żeby wszystko miało ręce i nogi, przed przystąpieniem do liczenia, trzeba uwzględnić dodatkowe koszty. Wyliczenia będę robił dla najmniejszej możliwej jednostki, czyli 100 certyfikatów zabezpieczanych 1 krótkim kontraktem. Policzymy spółkę TPSA (dlaczego nie KGHM, napiszę niżej), a więc prowizja od kupna certyfikatów to jakieś 5-6 zł, a sprzedaż kontraktu to 3 zł.

Wyliczenia opieram na braniu oferty z rynku, teoretycznie można by to było zrobić korzystniej, ale można i mniej korzystnie, więc myślę, że ten sposób będzie optymalny.

Pamiętając, że certyfikaty zapadają 20 lipca 2012, musimy przewałkować kilka serii kontraktów. Zakładając, że kupimy już grudniowe, później musimy nabyć marcowe, czerwcowe i wrześniowe, a następnie te ostatnie sprzedać, więc operację przeprowadzamy pięciokrotnie. Uwzględniając spread w kwocie 5 punktów na kontrakt, dorzucając 3 punkty prowizji i mnożąc przez 5 otrzymujemy 40 zł, a po dodaniu kosztu zakupu certyfikatów możemy całość zamknąć kwotą 50 zł, która będzie naszym kosztem przy tej strategii.

Przechodząc do przykładu, certyfikat na akcje TPSA kosztował dziś 14,75 zł (ask), podczas gdy kontrakt terminowy 16,30 zł. (bid). (16,30-14,75)/14,75= 10,51% zysku do zrobienia. Jako, że jednostkowo, różnica ta wynosi 1,55 zł, a więc w przypadku 100 sztuk certyfikatu i 1 kontraktu (opiewającego na 100 akcji), otrzymujemy teoretyczny zysk w kwocie 155 zł (bez prowizji).

Załóżmy wariant wzrostowy. 20 lipca 2012 akcje TPSA będą wyceniane na 19 zł. Długa pozycja daje nam 425 zł zysku (100*(19-14,75)=425), a krótka pozycja przynosi 270 zł straty (100*(19-16,30)=270). W efekcie otrzymujemy zysk w kwocie 155 zł (425-270=155).

Przyjrzyjmy się więc wariantowi spadkowemu, w którym 20 lipca 2012 TPSA będzie wyceniana na 10 zł za akcję. Na certyfikatach tracimy 475 zł, a na krótkim kontrakcie zarabiamy 630 zł, co w efekcie również daje nam 155zł. 

Tak więc widzimy, że strategia ta jest faktycznie arbitrażem. Niezależnie od zachowania rynku, nasz zysk jest taki sam, a do tego jest pewny. Różnice mogą się pojawić przy rolowaniu kontraktów. 

Spójrzmy teraz, jaki kapitał trzeba zaangażować, aby zrobić tę strategię, co pozwoli nam oszacować stopę zwrotu. Certyfikaty nie posiadają lewara, a więc wykładamy pełne 1475 zł. Niestety, nie porozumiałem się z kalkulatorem SPAN na stronie GPW, więc zakładam konieczność wyłożenia 150 zł na depozyt. Nie uwzględniam ewentualnych wymogów, gdyby pozycja szła przeciwko kontraktowi.

Dla precyzji dodam, że nie uwzględniam również wyceny teoretycznej kontraktu, a konkretnie stopy wolnej od ryzyka w tej wycenie. Kontrakt na 3 miesiące przed wygasaniem powinien być nieco powyżej instrumentu bazowego. Teoretycznie więc, krótkie pozycji powinny być bardziej zyskowne, niż to przyjąłem w wyliczeniach, ale tutaj to pomijam.

Tak więc w sumie mamy 1625 zł, które musimy zaangażować, aby osiągnąć 105 zł zysku (po prowizjach). Daje nam to zysk rzędu 6,46%. Ale, ale! Pamiętajmy, że zysk ten osiągniemy do 20 lipca, a więc nie jest to roczna stopa zwrotu. Rocznie, będzie to w przybliżeniu 7,55% zwrotu.

Oto macie więc przed sobą strategię arbitrażową, w której możecie zarobić 7,55% rocznie, a jeśli będą sprzyjały Wam wiatry, nawet trochę więcej, gdyż rolowanie kontraktów może się lepiej udawać z racji wyższej wyceny (stopa wolna od ryzyka). Dobre rezultaty może nam dać zastąpienie kontraktów instrumentami CFD, gdzie odpadają koszty rolowania, lecz dochodzą chyba punkty swapowe lub inne wymogi depozytowe. Czy warto? Rzecz gustu.

//////////////////////////////////

Na razie poprzestanę na tym, co wyżej napisałem i pozostawię Was z małą zagadką: gdzie tu jest haczyk, przez który nie robiłem obliczeń na przykładzie KGHMu?

Odpowiedź zostanie rozwinięta w kolejnym wpisie.

2 komentarze:

  1. Wszystko pięknie, tylko czy czasem konstrukcja certyfikatu dyskontowego nie zakłada ograniczenia zysku w przypadku wzrostu ceny instrumentu bazowego? Jeśli tak jest to nie mamy jednak do czynienia z arbitrażem, ponieważ jesteśmy eksponowani na ryzyko nieograniczonego wzrostu ceny powyżej maksymalnego zakresu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dokładnie, to jest właśnie ten haczyk :) Gratuluję czujności.

    Kluczowa jest kwestia usytuowania tego ograniczenia względem aktualnej ceny oraz względem antycypowanego zachowania ceny do wygaśnięcia certyfikatu.

    Ale rozwinę to w następnym wpisie.

    OdpowiedzUsuń