sobota, 2 kwietnia 2011

Gdzie jeszcze można zarabiać

W zasadzie od kiedy rozpocząłem moją przygodę na rynku akcji jestem zdania, że można tam znaleźć wszystko, czego inwestor może potrzebować. Są w końcu akcje, ETF, kontrakty terminowe, certyfikaty strukturyzowane czy odkryte ostatnio przeze mnie opcje. Czego trzeba więcej?

Przeglądając ostatnio różnego typu wykresy natrafiłem na notowania czegoś, co do tej pory uważałem za niewarte uwagi, a mianowicie TFI. Wychodziłem z założenia, że nie ma sensu ładować się w fundusz akcji, skoro i tak większość tego typu produktów ma trudności z pobiciem benchmarku. Sam przecież jestem w stanie zrobić to lepiej, a dodatkowo nie muszę oddawać zarządzającym daniny w postaci niemałych prowizji, a do tego grając na giełdzie mam jeden wielki parasol podatkowy (czyli płacony na koniec roku podatek Belki) i nie muszę się ograniczać do subfunduszy jednej instytucji finansowej.

Poszperałem jednak po liście różnego typu funduszy i dochodzę do wniosku, że niektóre z nich mogą być jednak całkiem ciekawym uzupełnieniem portfela inwestycyjnego. Z jednej strony dają one ekspozycję na rynki, które są trudno dostępne dla inwestora nie posiadającego konta z dostępem do całego świata, a z drugiej strony, niekiedy zdarza się, że jednak wyniki są warte uwagi. 

Zainteresowały mnie zwłaszcza fundusze bazujące na obligacjach korporacyjnych. Jako inwestor ze stosunkowo małym portfelem nie jestem w stanie odpowiednio zdywersyfikować ryzyka poprzez kupno obligacji 3-4 emitentów na rynku Catalyst. Dzięki zainwestowaniu w fundusz otrzymuję większe bezpieczeństwo oraz możliwość inwestowania nie tylko w obligacje polskie. Jako przykład wrzucę tu ING Subfundusz Globalny Długu Korporacyjnego, który 2/3 swoich środków wrzuca w wysokooprocentowane obligacje korporacyjne, czyli papiery stosunkowo ryzykowne. Premią jest tutaj atrakcyjna stopa zwrotu, która za ostatni rok wynosi około 18%, a więc więcej niż najlepiej oprocentowane obligacje na Catalyst.

Przeglądam opłaty i prowizje i widzę, że nie jest to również taka droga impreza, gdyż kupując jednostki przez Supermarket Funduszy Inwestycyjnych w mBanku płacimy jedynie 1,8% rocznej opłaty za zarządzanie, bez opłat za nabycie lub odkupienie. Muszę przyznać, że wygląda to na całkiem interesującą alternatywę wobec depozytów.

Oczywiście sytuacja może się mocno zmienić z chwilą pogorszenia globalnej koniunktury, kiedy to z pewnością większa liczba przedsiębiorstw, zwłaszcza tych o niskich ratingach, przestanie spłacać zobowiązania. Ale z drugiej strony jest to fundusz, więc nie musimy martwić się o niewypłacalność emitenta, a jedynie ustawiamy sobie stop loss i jedziemy z trendem. A że takie wpadki się zdarzają, niech świadczy wykres innego funduszu obligacji korporacyjnych:
Dodam, że nie wnikałem w przyczyny takiego zjazdu, po prostu zakładam, że emitenci nie byli w stanie wykupić papierów.

Odnośnie innych rynków, jeśli ktoś interesuje się inwestowaniem w rynek tajski, ma możliwość nabycia jednostek HSBC Global Investment Funds - Thai Equity, który w ostatnim roku wzrósł o prawie 40%, a ponoszone przez nas opłaty to 2% rocznie. Oczywiście za pośrednictwem tych funduszy możemy inwestować też w inne kraje, jak np. Indie czy Pakistan i to nie tylko w rynki akcji, ale również obligacji.

Dla ciekawskich wspomnę jeszcze o funduszach inwestujących w biotechnologię, sektor użyteczności publicznej czy też nowe technologie. Jedak więcej o tych funduszach rozpisywał się nie będę, gdyż trzeba chyba być wyjątkowym koneserem, żeby inwestować w farmację i usługi medyczne. Ale patrząc z drugiej strony, zainwestowałbym chyba nawet w domy uciech cielesnych, gdyby powstał taki fundusz, a jego wykres prezentował się odpowiednio. Problemy etyczno-moralne odkładam na bok.

Tak więc szybki rajd po wykresach funduszy inwestycyjnych przekonał mnie, że, parafrazując tytuł pewnego filmu, giełda to nie wszystko. Można zainwestować w TFI część środków i jeśli przynoszą one godziwe zyski, to nawet i opłata za zarządzanie jest do przełknięcia. A przecież jest jeszcze cała masa funduszy zamkniętych, ale to już raczej dla większych portfeli niż mój.

8 komentarzy:

  1. Właśnie, ostatnio też zainwestowałem w ING długu korporacyjnego. Obawiam się co jednak będzie jeśli nagle złotówka zacznie zyskiwać na wartości.

    OdpowiedzUsuń
  2. Otwierasz bezpłatne konto forex dysponujące mikrolotami, zajmujesz krótką pozycję na parze EUR/PLN i spokojnie liczysz punkty swapowe :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeśli obligacje, to tylko korporacyjne! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hmmm... co do tych punktów swapowych... na mikrolotach to będzie też mikropremia :)

    Zależy też od domu maklerskiego jak Ci policzą te stopy...

    OdpowiedzUsuń
  5. Punkty swapowe to tylko dodatek, chodzi głównie o zabezpieczenie się na walucie, żeby ruchy na tym polu nie popsuły inwestycji w fundusz obligacji.

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam. Czy jest sens stosować stop loss w funduszach obligacji "high yield" takich jak ING Subfundusz Globalny Długu Korporacyjnego? patrząc na historyczne wyniki mam wątpliwości.Co prawda stop loss chroni częściowo przed spadkami ale bardzo często chroni też przed zyskami po okresie spadków.Co prawda można wchodzić po "odbiciu" ale trudno przewidzieć czy po odbiciu nie będzie dalszych spadków. Jak do tej pory więcej straciłem(a właściwie mniej zyskałem) na tym stosowaniu stop loss na poziome 1,5%.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pytanie, czy przy tym ujęciu historycznym przejrzałeś największe spadki, jakie się zdarzyły oraz ile trwało odbudowanie się z nich. Prawda, że stopa zwrotu wygląda atrakcyjnie.

      Usuń
  7. Przejrzałem, największe spadki dla wspomnianego funduszu to były około 12%(w 2011) i 2 spadki po około 5%(2010 i 2013). Odrabianie strat zajeło kilka miesięcy. W 2008 fundusze tego typu traciły po około 40% i tu odrobienie strat trwało kilkanaście miesięcy.

    OdpowiedzUsuń