Obniżka w Saxo Bank - nawet 0,12% za handel na GPW i 1 dolar minimalnej prowizji na USA

środa, 27 kwietnia 2011

Dylematy inwestora

Całe nasze życie polega na podejmowaniu decyzji. W przypadku inwestowania to właśnie od podjęcia odpowiednich decyzji zależy nasz sukces. Jaki walor wybrać, kiedy kupić i w jakiej ilości? Kiedy go sprzedać? To są decyzje jednostkowe i niejako taktyczne, z którymi mamy do czynienia praktycznie każdego dnia. Ponad nimi jest jednak kilka rodzajów decyzji, które musimy podjąć jeszcze zanim zaczniemy składać zlecenia. Wspólną cechą tych decyzji jest to, że, mówiąc nieco obrazowo, oscylują one wokół zera. Jeśli chcemy bardziej pociągnąć w jedną ze stron, musimy nieco zredukować nasze oczekiwania z drugiej strony. I odwrotnie, chcąc mieć z jednej strony bardzo mało, gdzieś za linią zera wyrasta nam potężne odreagowanie  złośliwej materii.

Po raz pierwszy z tym problemem spotykamy się w przypadku wyboru samego sposobu na pomnażanie środków. Z jednej strony mamy lokaty bankowe i obligacje, gdzie ryzyko jest znikome lub nawet graniczące z zerem, lecz niestety inwestycje te zapewniają bardzo nieduże zyski, niekiedy nie pozwalające na pokonanie inflacji. Na drugim biegunie znajdują się (w mojej ocenie) silnie lewarowane instrumenty finansowe, gdzie ryzykujemy nie tylko utratę całego naszego kapitału, ale jeszcze istnieje możliwość, że będziemy zmuszeni dopłacić środki. Na osłodę tego ryzyka rynki te oferują nam niemal nieograniczone możliwości zysku. Przy odpowiednim lewarze i dużej dozie szczęścia możemy podwajać nasz kapitał każdego dnia. 

Tak więc już na samym początku musimy dobrze wyważyć dwie strony równania. Czy chcemy mieć mniejsze ryzyko (gwarancja depozytów, wolniejszy rynek), czy też większą szansę na zyski. I dodatkowo niebagatelne znaczenie ma tu słowo szansa. To, że eksponujemy się na duże ryzyko wcale nie oznacza, że mamy zagwarantowane wysokie zyski. Wręcz przeciwnie, większość początkujących szybko przechodzi na ciemną stronę mocy, popada w straty i już się nie podnosi.

Idąc dalej, weźmy przykład wyboru systemu do gry na akcjach. Decydując się na podążanie za trendem oczekujemy dużych, sięgających nawet kilkuset procent, zysków. I wszystko byłoby fajnie, gdyby nie fakt, że statystyki pokazują, iż przy tym typie inwestycji takie zyski pojawiają się relatywnie rzadko. Tak więc decydujemy się na wysoki zysk, akceptując jednocześnie niewielkie prawdopodobieństwo (częstotliwość) jego występowania. 

Rozważmy system swing tradingowy lub inny oparty na krótkich interwałach. Tu zysk występuje zdecydowanie częściej, niekiedy w 70-80% przypadków. Musimy się jednak pogodzić z faktem, iż zysk ten jest niewielki, a zdarzające się co jakiś czas większe wpadki skutecznie go niszczą. I znów musimy podjąć tę decyzję.

Bardzo podobnie ma się sytuacja w przypadku zagrania pod układ odbicia od silnego poziomu technicznego. Widzimy, iż dany instrument znajduje się dokładnie na kresce i musimy podjąć decyzję - wchodzimy teraz, czy czekamy. Jeśli zdecydujemy się zająć pozycję dostajemy bardzo atrakcyjną cenę z możliwością ustawienia ciasnego stop lossa, lecz znów tracimy na prawdopodobieństwie sukcesu. Może się przecież okazać, że kupiliśmy w połowie wielkiej świecy penetrującej opór/wsparcie, po której rynek wybije się dalej z dużym impetem. 

A może lepiej jest zaczekać? Wtedy mamy potwierdzenie, że odbicie nastąpiło, ale wchodzimy po znacznie gorszej cenie, co obcina zysk i eksponuje nas na większe ryzyko (bo przecież stopa trzeba by było ustawić poza formacją). Tak więc znów decydujemy - czy zależy nam na lepszej cenie, czy na większym potwierdzeniu.

Cała poezja i dramaturgia tego typu decyzji ukazuje się nam, gdy rozpoczynamy przygodę na rynku opcji. Praktycznie każda z realizowanych strategii wymaga odpowiedzenia sobie na przedstawione wyżej pytania. Nawet kupując zwyczajną opcję call musimy się zastanowić, czy nabędziemy opcję OTM, która choć jest tania, oferuje niewielkie prawdopodobieństwo wygaśnięcia w cenie, czy też opcję ITM, która od razu daje nam spore szanse na zysk, ale z drugiej strony eksponuje nas na dużo większe ryzyko. Trudna sprawa.

Jeszcze trudniejsza i nosząca daleko idące skutki jest decyzja o kierunku naszych działań. Czy chcemy być nabywcą opcji i płacić za pewne prawdopodobieństwo, czyli szansę, czy też stać z drugiej strony transakcji i być niejako ubezpieczycielem - brać szybki, acz niewielki zysk ryzykując jednocześnie, że jeśli sprawy potoczą się w niewłaściwy sposób, poniesiemy dość duże straty. Tak więc w tym wypadku spotykamy się ze wszystkimi wariantami omawianych wyżej kwestii. Już nawet samo ustawienie stosunkowo nieskomplikowanej strategii, jaką jest spread byka lub niedźwiedzia może odbywać się w wersji debit (płacimy za szansę) lub credit (oferujemy szansę ponosząc ryzyko). Im bardziej oddalone są striki naszych opcji od aktualnej ceny instrumentu bazowego tym prawidłowość ta staje się wyraźniejsza.

Myślę, że powyższe kilka przykładów dość dobrze pokazuje, że na rynku finansowym każdego dnia podejmujemy decyzje, które ogniskują się wokół kilku zbliżonych problemów:

niskie ryzyko i niski zysk, czy duże ryzyko i duży potencjał zarobku?

dobra cena przy małym prawdopodobieństwie, czy gorsza cena przy większym prawdopodobieństwie?

wysoka wygrana, przeplatana wieloma małymi stratami, czy też częste małe zyski z ryzykiem rzadkich dużych wpadek?

niskie ryzyko, ale zysk mało prawdopodobny, czy też mały zysk od razu, ale z dużym potencjalnym ryzykiem?

Wszystkie powyższe kwestie wymagają poważnego rozważenia jednej i drugiej strony równania. A wiecie dlaczego? Dlatego, że rynki finansowe bardzo rzadko oferują darmowy lunch.

8 komentarzy:

  1. A ja uważam, że tu dużo do rzeczy ma indywidualny charakter inwestora. To cechy jego charakteru tworzą pewnego rodzaju filozofię inwestowania. A z tej filozofii wypływa konkretna strategia o określonej ekspozycji na ryzyko, bardziej lub mniej zyskowna.

    Ja uważam, że najlepiej jest działać na kilku frontach. Działając na różnego typu instrumentach finansowych inwestycje bardzo ryzykowne są łagodzone przez te pewniejsze.
    Potem tylko trzeba odpowiednio wyważyć zaangażowanie w poszczególne inwestycje i to daje nam dość bezpieczny zysk.

    Pozdrowionka Topola :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Klaudia, oczywiście się z Tobą zgodzę. W końcu sam działam na foreksie, który określiłem jako ryzykowny, i nie dość, że nie popłynąłem to jeszcze całkiem dobrze realizuję to, co sobie założyłem.

    Można przecież zarządzać ryzykiem, ograniczać je poprzez np. stop lossy i to właśnie z tego bierze się nasz zysk. Obcinamy nieco jednej strony, drugą zostawiając bez zmian lub nawet powiększając. Ot, choćby moja pierwsza strategia opcyjna, którą udało mi się w całości przenieść w obszar zyskowności.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale stop lossy to też nie wszystko. One dobrze chronią zysk... ale ten zysk trzeba wypracować.

    Ja na forexie już przekonałam się, że nawet dobry stop loss może dać szybkie bankructwo.

    Moment wejścia jest ważny i pozycja. A wtedy SL.

    Dlatego uważam, że SL to drugoplanowa sprawa w porównaniu z odpowiednim rozpoznaniem rynku, momentu wejscia i ewentualnie pozycji.

    OdpowiedzUsuń
  4. @Klaudia, ale jeżeli SL doprowadzają Cię do bankructwa, to złe stopy są :)

    @topola w jednym się z Tobą nie zgodzę - rynek ciągle daje darmowy lunch, tylko czasem ludzie boją się brać. Żeby tylko popatrzeć na rynek po informacjach o Dubaju, Japonii itp (oba przypadki były łatwe do wykorzystania).

    A na rodzimej giełdzie zwróć uwagę np na kurs telekomunikacji i swoistego festiwalu darmowego lunchu, jaki się odbywał na tym papierze od grudnia 2010 do połowy marca 2011. Postawię tezę, że w najbliższym czasie wrócimy do wesołej konsolidacji, tylko trzeba poczekać na wykrystalizowanie wsparć i oporów.

    OdpowiedzUsuń
  5. @Bartek

    Co do informacji o Dubaju i Japonii to faktycznie można było pod to zagrać, ale czy był to darmowy lunch to już bym się spierał. Nie były to transakcje całkowicie bez ryzyka, a takie uznaję za darmowe lunche.

    Odnośnie Tepsy to przyznam bez bicia, że wielokrotnie czytałem Twój ówczesny wpis o tej technice. Tyle że znów nie jest to bez ryzyka, po prostu wykorzystujesz grę w konsolidacji. Równie dobrze można mówić o konsolidacji w ostatnim okresie na kontraktach, z której obecnie wyszliśmy. Ale każda konsolidacja czasem się kończy, zdarzają się głębsze korekty potrafiące przeczesać stopy etc. Dlatego traktuję to owszem, jako dobre okazje do zagrania, ale nie free lunche.

    OdpowiedzUsuń
  6. @topola, jeżeli chodzi o TPS i inne konsolidacyjne papiery, to ująłbym to tak. Pierwsze zagranie pod konsolę jest obarczone ryzykiem, a pozostałe co najwyżej zmniejszają Twój zysk. Oczywiście na horyzoncie jest wyjście z boczniaka i 50/50% szans na stratę (bo może wybić w Twoją stronę). Ale akurat tepsa ma tak, że jak wychodzi z jednej konsolidacji, to zaraz wpada w inną.

    W przypadku odpowiednich walorów pytasz rynek, czy to właśnie ten free lunch, a to, że pod koniec kelner ucieknie z Twoim deserem nie powoduje, że za lunch musisz płacić :)

    Cieszę się, że jest ktoś, kto się przyznaje, że czyta te moje wypociny (o Dubaju nawiasem też pisałem). Zresztą w przypadku Dubaju, jakie mogło być ryzyko bankructwa funduszu, którego łączne aktywa nie przekraczały przychodów średnich spółek amerykańskich, podobnie z Japonią, która w porywach stanowi 8% światowego PKB?

    OdpowiedzUsuń
  7. @Bartek

    Oczywiście zgadzam się z tym, co mówisz, ale to wszystko są techniki tradingowe, czy pod formacje, czy pod informacje.

    To, że są one obarczone niskim ryzykiem oraz że łatwo Ci się na nich zarabia wynika właśnie z faktu, że masz pewną przewagę nad rynkiem wynikającą z Twoich umiejętności.

    To właśnie ta przewaga decyduje o tym, że zarabiamy, gdyż wyważenie zysk/ryzyko nie staje w punkcie zero, ale przesuwasz to w swoją stronę. Dzieki temu gra na giełdzie może się opłacać.

    Poza tym, coś co dla Ciebie jest free lunchem, dla kogoś innego jest równią pochyłą. A free lunch powinien cechować się tym, że zarabia się na nim zawsze i bez ryzyka.

    OdpowiedzUsuń
  8. Spieramy się w gruncie rzeczy o semantykę. Kontynuując jednak ten wątek - free lunch jest dlatego free, że ktoś schrzanił sprawę, a druga strona ten błąd wykorzystała. Gdyby każdy widział/umiał wykorzystać okazję, to by jej nie było. Na tym się właśnie opiera teoria o efektywności rynku - lekko ją parafrazując, chodzi o to, że na efektywnym rynku darmowe lunche są szybko zjadane przez tych, którzy pierwsi je zauważyli ;)

    Na tej zasadzie działa arbitraż - miałem kiedyś taki motyw na papierach AtonaHT (NC), że najlepsza cena kupna akcji tej spółki była dużo wyższa niż najlepsza cena sprzedaży jej PDA (już po decyzji KRSu). To był darmowy lunch bez ryzyka i jednocześnie transakcja z gatunku "giełdowe osiołki" :)

    OdpowiedzUsuń