Obniżka w Saxo Bank - nawet 0,12% za handel na GPW i 1 dolar minimalnej prowizji na USA

niedziela, 25 października 2020

Czy to już czas na łapanie dołków?

Pandemia koronawirusa rozlewa się po świecie, powodując kolejne ograniczenia i zamknięcia poszczególnych obszarów gospodarki. Czy rynki zdyskontowały już negatywne scenariusze na tyle, żeby zacząć polować na dołki?

Od początku października obserwujemy nasilenie zachorowań, czemu odpowiadają pojawiające się z dnia na dzień nowe obostrzenia. Jednak na warszawskiej giełdzie spadki nie mają już tak panicznego charakteru, jak działo się to w marcu. Obserwujemy bardziej selektywne podejście inwestorów, którzy sprzedają akcje najbardziej narażonych spółek, przy jednoczesnym nabywaniu papierów, które na pandemii nie stracą lub nawet mogą zyskać.

Partnerem wpisu jest ING, promujące certyfikaty Turbo na rynku polskim.

Dzisiejszy tekst o łapaniu dołków nie będzie zatem dotyczył kupowania samych indeksów, gdyż te bardzo nie potaniały. Znajdziemy natomiast spółki, na których obecna przecena ustanowiła poziomy niższe od marcowych. Czy to już okazja inwestycyjna, czy na łapanie dołków jest zdecydowanie za wcześnie?

Przede wszystkim trzeba rozróżnić poszukiwanie dołka w oparciu o kryteria techniczne i spekulacyjne od szukania długoterminowych i dywidendowych okazji. W obu wypadkach przesłanki do zajmowania pozycji są inne, jak również inne jest jej prowadzenie. 

W podejściu technicznym szukamy kluczowego momentu, kiedy negatywny impet znajdzie w końcu swój punkt przesilenia, a sprzedający akcje stracą ostatnią nadzieję i będą skłonni oddawać swoje papiery po niemal absurdalnie niskich cenach. Takim chwilom towarzyszy zazwyczaj wysoka rynkowa zmienność, najlepiej poparta wysokim wolumenem. W tym momencie włączają się zazwyczaj kupujący, których zdaniem rynek przereagował i jest lokalnie tani w relacji do potencjału wzrostu, który sobą reprezentuje.

Dobrym przykładem jest Agora, której notowania spadły z ponad 13 zł do 5 zł. Dużą częścią biznesu spółki jest sieć kin Helios, które obok rynku reklamy stanowią duży udział w przychodach grupy. Pandemia mocno uderzyła w wyniki i perspektywy spółki, co znajduje swoje odzwierciedlenie na kursie. Notowaniom bliżej jest już do zera niż do poziomów z lutego, a tempo spadków w ostatnich dniach sugeruje, że sprzedający są zdesperowani, aby pozbyć się akcji.

I w tym miejscu należy zadać sobie pytanie, będące chyba najważniejszą kwestią obecnej sytuacji rynkowej: jak długo może potrwać pandemia?

Odpowiedzi na nie raczej nie znamy, a od niej zależą działania, które można podejmować tu i teraz. Przyjmijmy, że pandemia potrwa do połowy 2021 roku. Do tego czasu zostanie opracowana szczepionka, pandemia wygaśnie samoistnie lub uda się ją jakimś innym sposobem opanować do takiego stopnia, że przestanie ona wywierać negatywny wpływ na gospodarki. Oczywiście odbudowa poszczególnych sektorów i rynków potrwa, ale przyjmijmy tu wariant wychodzenia z kryzysu gospodarczego.

W takim układzie spółka traci rentowność na okres półtora, do dwóch lat. Po tym czasie znów zaczyna zarabiać, inwestować i być może dzielić się zyskiem z inwestorami.

I tu przejdźmy do kolejnej kwestii: jak rynek wycenia spółki?

Można oczywiście twierdzić, że znaczenie mają czynniki krótkoterminowe, ale wiemy przecież, że największy wpływ na cenę w długim terminie mają inwestorzy kierujący się perspektywami i fundamentami. Przyjmijmy tu okres 10 lat, jako perspektywę zakupu akcji dla dużej części inwestorów długoterminowych.

Jeżeli oczekując 10 dobrych lat dla wyników spółki rynek wyceniał Agorę na 13 zł, to czy zakładając 2 lata złe i 8 dobrych, powinien wyceniać ją na niecałe 5 zł? Perspektywy spółki pogorszyły się o 20% (w ujęciu nadchodzącej dekady), a cena akcji spadła o 63%. A może jest inaczej?

Dla wielu osób taka przecena będzie stanowiła długoterminową okazję rynkową, co na danym etapie skłoni kupujących do zwiększonych zakupów.

Jeżeli więc w wysokiej zmienności rynek dotrze do punktu równowagi, będzie to dobry grunt pod spekulacyjne odbicie, dające zarobić inwestorom krótkoterminowym. Kluczową kwestią jest odpowiednie wytypowanie momentu odwrócenia oraz strategia jego rozegrania.

Łapanie dołków w ujęciu spekulacyjnym

Pisząc o spekulowaniu mam na myśli zakup akcji w celu ich późniejszej odsprzedaży z zyskiem. I może to być sprzedaż w horyzoncie kilku dni, tygodni, czy nawet rok lub dłużej od zakupu. Im dłuższy okres przyjmiemy, tym większa będzie nasza elastyczność w zakresie kontroli ryzyka.

Świetną okazją do takiego łapania dołków były marcowe spadki, które przyjęły postać formacji V (tu na ABPL). Kto miał dobre wyczucie i odpowiednio wytypował moment odwrócenia, z pewnością nie żałował. Jeżeli cofniemy się dalej w przeszłość, podobny przykład znajdziemy na wielu spółkach w okolicach marca 2009, kiedy to indeksy giełdowe notowały dołek bessy. Wtedy również można było, odpowiednio typując moment, zarobić niezłe pieniądze.

Różnica pomiędzy tymi sytuacjami, a obecną jest taka, że teraz mocno zniżkują, niekiedy wręcz w sposób sugerujący panikę inwestorów, akcje poszczególnych spółek, a nie cały rynek. Dlatego warto utworzyć sobie listę walorów w trudnej sytuacji i regularnie ją obserwować.

W łapaniu takich technicznych dołków potrzebna jest dobra i konsekwentnie realizowana kontrola ryzyka. Może się zdarzyć, że kilkukrotnie zrealizuje nam się strata, zanim ostatecznie złapiemy tą docelową pozycję. Założenie jest takie, że zysk z pozycji udanej ma nam z nawiązką pokryć ewentualne straty wygenerowane przez przedwczesne wejścia. 

W kontroli ryzyka, oprócz dobrego stop lossa, pomóc może odpowiedni dobór instrumentu. Jedną z opcji są certyfikaty Turbo, których promotor na polskim rynku jest partnerem dzisiejszego tekstu. 

Certyfikaty Turbo maja wbudowany mechanizm bariery, który sprawia, że nasze ryzyko jest ograniczone do z góry założonego poziomu. Nawet jeżeli rynek spadnie bardzo mocno, np. w wyniku luki cenowej, nasze straty nie będą większe niż założony poziom. A wbudowana w certyfikat dźwignia finansowa (której wysokość możemy dopasować) pozwala na pomnożenie zysków z udanej transakcji. Więcej informacji o działaniu bariery i dźwigni na stronie certyfikatów Turbo.

Łapanie dołków jest podejściem bardzo ryzykownym, dlatego warto wcześniej upewnić się, czy jest to podejście odpowiednie dla nas. Dobrym krokiem jest również określenie maksymalnego ryzyka na portfelu, które jesteśmy gotowi ponieść.

Polując na odwrócenie na danym walorze można określić, że maksymalna liczba prób to np. 2 lub 3. Jeżeli trzykrotnie nasz stop loss zostanie aktywowany, a rynek nie wzrośnie, nie podejmujemy już kolejnej próby. Być może będziemy żałowali, ale podstawą jest ochrona kapitału, zyski dopiero w drugiej kolejności.

Łapanie dołków dla inwestorów długoterminowych

We wcześniejszej części tekstu przedstawiłem już logikę leżącą u podstawy kupowania mocno spadających walorów. Jeżeli sądzimy, że perspektywy stojące przed spółką nie są aż tak złe, jak obecnie ocenia to rynek, możemy zdecydować się za zakup licząc, że w perspektywie roku lub dwóch spółka wróci na prostą.

Świetnym przykładem przecenionej spółki jest PZU, która w ujęciu cenowym jest najtańsza w historii notowań. Oczywiście to, czy dzisiaj PZU jest tanie należy odnieść do perspektyw i planów spółki. Z jednej strony mamy argumenty o odpisach w obszarze banków oraz wstrzymaniu dywidendy, z której spółka dotychczas słynęła. Z drugiej strony jest argument, że dywidendę wstrzymał KNF, a nie kondycja spółki, a odpisy nie miały charakteru gotówkowego. Niezależnie od tego, jakie jest nasze zdanie na temat waloru, z różnych stron słychać głosy, że PZU jest wyceniane jak okazja inwestycyjna.

Innym przykładem spółki przecenionej przez pandemię jest Amrest, operujący takimi restauracjami jak Pizza Hut, KFC, Burger King czy Starbucks. Powody przeceny o 70% wydają się oczywiste, ale z drugiej strony warto zadać sobie kilka pytań o to, jaka będzie przyszłość.

Czy ludzie po ustąpieniu pandemii przestaną jeść pizzę lub burgery? Czy przestaną kupować kawę na mieście? Zakładam, że nie. Świat się nie kończy, a być może przechodzi jedynie pewną zmianę. I to właśnie wpływ koronawirusa na nasze przyszłe nawyki zakupowe powinien być przedmiotem analizy inwestora.

Zanim rzucimy się kupować akcje spółek lotniczych i turystycznych (bo przecież po ustąpieniu pandemii ludzie będą nadal podróżować i wypoczywać) należy wziąć pod uwagę jeszcze jeden czynnik - w jakiej kondycji finansowej spółka jest obecnie i czy będzie w stanie przetrwać kolejne trudne miesiące i kwartały. 

Nie jest przecież tajemnicą, że niektóre spółki niemal z dnia na dzień utraciły przeważającą część przychodów. Posiadając sztywną strukturę kosztów (wynajem, leasingi, wynagrodzenia) bardzo szybko podmioty te mogą znaleźć się na granicy możliwości obsługi zobowiązań. W wielu wypadkach przetrwanie firmy, zarówno giełdowej, jak i niepublicznej, zależeć będzie od możliwości pozyskania dodatkowego finansowania oraz otwartości kontrahentów na wprowadzenie rabatów i prolongatę spłat. 

Dlatego w ciągu najbliższych miesięcy to zarządzanie kosztami i zadłużeniem stanie się czynnikiem determinującym zdolność spółek do przetrwania obecnych zawirowań.

I teraz najważniejsza kwestia - przy długoterminowym akumulowaniu akcji nie kupuje się całego docelowego pakietu akcji na raz. Podstawą jest ostrożne dobieranie akcji niewielkimi pakietami przez okres, w którym uważamy, że jest ona tania oraz że jest ona dobrą inwestycją na długi termin.

Załóżmy, że jesteśmy zainteresowani kupnem akcji Orlenu, uznając że spółka jest atrakcyjnie wyceniana. Chcąc kupić akcje o wartości 4000 zł, dzielimy pakiet na cztery części po 1000 zł. Pierwsze zlecenie składamy po cenie 40 zł (czyli bliskiej rynkowej w chwili obecnej), a każdy kolejny pakiet dokupujemy na poziomie o 4 zł niższym (36, 32 i 28 zł). Dzięki temu, że kupujemy za stałą kwotę, za każdym razem nabywamy nieco większą liczbę akcji, uśredniając tym samym naszą cenę nabycia.

W podejściu opartym na uśrednianiu, gdzie wielkość naszego zaangażowania rośnie w miarę spadków na danym instrumencie, kluczowe staje się bezpieczeństwo. Jeżeli źle wybierzemy walor i źle ocenimy jego kondycję, w konsekwencji czego kurs będzie dalej spadał zamiast formować dołek i odbijać, ryzykujemy utratą znacznej części środków. Trzeba o tym pamiętać i zdawać sobie sprawę już na początku procesu inwestycyjnego.

Przeczytaj: Budowanie pozycji metodą VCA

W tym momencie gorąco odsyłam do linkowanego powyżej tekstu, w którym omawiam samą ideę uśredniania ceny nabycia, jak również prezentuję technikę, którą sam się posłużyłem dwa lata temu do zbudowania pozycji na kilku spółkach. Dzisiaj walory te przynoszą mi ładny zysk, dodatkowo generując dywidendę do portfela.

Powyższy tekst polecam tym bardziej, gdyż jestem przekonany, że pandemia koronawirusa jest wydarzeniem, które znacząco namiesza na rynkach finansowych. Już teraz widzimy, że wiele walorów straciło na wartości ponad 50%. Część z nich spadało i spada na fali pesymizmu, który w każdej chwili, zarówno dziś, jak i za kilka miesięcy, może szybko zmienić się w czyjeś długoterminowe zakupy. 

Będąc przygotowanym na łapanie dołków już teraz, mamy szansę na dobre wykorzystanie nadchodzącej okazji. Historia już nie raz pokazała, że notowania giełdowe odbijają sporo wcześniej, przed pojawieniem się fundamentalnych komunikatów o poprawie.

Ja sam w tym tygodniu wybieram się na covidowe zakupy.

3 komentarze:

  1. Klasyczny GRID na PKNie napewno jest OK. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Radku a co sądzisz o takiej spółce jak Medicalgorithmics? Mają ciekawy produkt służący do zdalnego wielodobowego monitorowania zaburzeń pracy serca. Oczywiście zmagają się teraz z problemami fundamentalnymi, ale to firma wypłacająca wcześniej dywidendę. Przy obecnym kursie stosunek stopy zwrotu z dywidendy do ceny akcji wydaje się dość atrakcyjny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W polskich spółkach dywidendowych przeszłe wypłacanie dywidendy nie musi oznaczać, że spółka wróci do tej praktyki. Jak zmienia się otoczenie, zmienia się również kondycja spółki i jej zdolność do dzielenia się zyskiem. W żadnym z ostatnich czterech kwartałów spółka nie pokazała zysku. Co więcej, cztery z ostatnich pięciu kwartałów pokazują ujemne przepływy pieniężne. Tylko Q2 tu odbiega, ale nie sprawdzałem, z czego to wynika.

      Więc na razie nie wygląda na to, żeby spółka miała się dzielić zyskiem z akcjonariuszami. Jak mówiłem ostatnio podczas live'a z Michałem Masłowskim, w PL inwestowanie dywidendowe to w pierwszej kolejności inwestowanie we wzrost/wartość, czemu dopiero może towarzyszyć dywidenda.

      Usuń