Obniżka w Saxo Bank - nawet 0,12% za handel na GPW i 1 dolar minimalnej prowizji na USA

czwartek, 14 grudnia 2023

Jak upolować ponad 1000% zwrotu na giełdzie

Wysokie stopy zwrotu nieustannie przyciągają wzrok i uwagę inwestorów. Jak wybrać spółkę, która pozwoli nam zarobić jak najwięcej? Dzisiaj omówię to na przykładzie mojej inwestycji, która dała zarobić ponad 1200%.

W inwestowaniu chodzi przede wszystkim o długoterminowe zwiększanie wartości naszych inwestycji. Długoterminowe, czyli w skali wielu lat, bo na taki horyzont musimy się przygotować. I o ile uzyskanie na poszczególnych walorach stopy zwrotu sięgającej ponad kilkadziesiąt procent jest już dużym sukcesem to nieustannie chcemy więcej.

Z drugiej jednak strony, jak się zastanowić nad całym zagadnieniem to jest to poniekąd oczywiste. Chcąc regularnie uzyskiwać stopy zwrotu z portfela przekraczające 10% rocznie, mamy kilka możliwości. Możemy handlować nieco aktywniej (otwieranie i zamykanie pozycji w ciągu roku), a na naszych pozycjach zarabiać po kilkadziesiąt procent, aby pokryły nam one koszty oraz straty na transakcjach nieudanych. Z kolei będąc inwestorem długoterminowym, na posiadanych przez lata spółkach musimy uzyskiwać kilkuletnie stopy zwrotu istotnie przekraczające 100%. Jest to zwyczajnie potrzebne do wzrostu wartości portfela.

A więc nie powinno dziwić, że po ponad 5 latach powinniśmy mieć w portfelu inwestycje o stopie zwrotu sięgającej setek procent. Ale oczywiście zdecydowanie łatwiej jest o tym pisać teoretycznie, a ciężej wdrożyć w życie.


Inspiracją do napisania dzisiejszego tekstu jest mój poprzedni artykuł, w którym opisywałem, jak udało mi się zarobić ponad 1200% na spółce iFirma. Link do niego znajdziesz poniżej.


Wiele z elementów, które sprawdziły się w tamtym wypadku, pojawia się w dzisiejszym tekście. Jednak, co również nie powinno dziwić, na listę tę składa się szereg argumentów zaczerpniętych niczym z podręcznika analizy fundamentalnej. Bo w końcu trudno uznać za oryginalny argument typu "inwestuj w spółki z potencjałem do wzrostu". A jednak bez tego prozaicznego komponentu trudno jest liczyć, że powiększymy wartość naszej pozycji 10 razy.

A więc przystępujemy do omawiania czynników, które warto mieć na względzie szukając jednorożców.

Czas, czas, czas


Każdy, kto zna postać Warrena Buffetta wie, że jednym z kluczowych elementów jego sukcesu jest bardzo długi czas, jaki jest on obecny na rynku. Czy dana spółka może zyskać 1000% w rok? Może, ale jest to bardzo mało prawdopodobne. Ale czy może zyskać 1000% w dekadę? Takich przykładów znajdziemy już zdecydowanie więcej. Wystarczy do tego średnioroczne tempo wzrostu na poziomie 25%. Widzimy więc, że nie jest to aż tak niezwykłe, jak mogłoby się to wydawać.

A więc nasze założenie przy poszukiwaniu takich walorów musi być od samego początku długoterminowe. Z jednej strony każdy zdrowy biznes potrzebuje czasu na wzrost, a z drugiej strony my, jako inwestorzy, musimy być przez cały ten czas na pokładzie spółki.


Każdy zna Budimex, dużą spółkę budowlaną. Budimex był duży już lata temu, ale dzisiaj jest jeszcze większy. Patrząc wstecz widzimy, że w ciągu ostatniej dekady spółka wzrosła o niemal 1000%. Jak rozszerzymy ramy czasowe bardziej, skala wzrostu będzie jeszcze bardziej spektakularna. Powyższy wykres został skorygowany o dywidendy, odzwierciedla więc wzrost wartości dla typowego akcjonariusza z 2013 roku.


Podobnie o setki procent wzrosła Grupa Kęty, inny duży podmiot z naszego rynku. Spółka, która już lata temu była "duża i nudna", potrafiła jednak utrzymać dynamikę wzrostu i regularnie wspinać się na coraz wyższe poziomy.

Tendencję do wzrostu i rozwoju w czasie mają wszystkie giełdowe spółki, co widać na indeksach takich jak Sp500, czy Nasdaq. Dlatego właśnie wielu inwestorów preferuje akcje spółek, jako aktywa pracujące, względem chociażby złota, które jest aktywem niepracującym.

wtorek, 14 listopada 2023

Sprzedałem połowę pakietu iFirmy - co dalej z kursem?

W miniony czwartek sprzedałem ponad połowę posiadanego pakietu akcji iFirmy. Jeden raport bieżący tak bardzo namieszał na rynku, że ewakuowałem się w trybie "fire sale", podobnie jak duża część inwestorów. Spółka w dwie sesje straciła na wartości 30%. Co dalej z kursem i ze spółką?

Moja przygoda z iFirmą w portfelu sięga 2017 roku, chociaż moja relacja ze spółką jest jeszcze starsza, gdyż w pierwszej kolejności byłem klientem spółki, a dopiero później stałem się jej akcjonariuszem. Kiedy spoglądałem na notowania spółki w roku 2015 był to walor znajdujący się w stałym trendzie bocznym z niewielką płynnością. Jako analityka technicznego, wówczas mnie spółka nie zainteresowała.

Moje kolejne spojrzenie na iFirmę przyszło w połowie 2017 roku. Wówczas o mojej decyzji dotyczącej spółki zdecydowały czynniki techniczne w połączeniu z podstawami analizy fundamentalnej. Podstawami, gdyż to wówczas rozpoczynało się moje zainteresowanie analizą nie tylko wykresów, ale i biznesów spółek.

Czynniki, które zdecydowały wówczas o kupnie akcji opisałem w tekście z sierpnia 2017.

Przeczytaj: Zainwestowałem w moje biuro rachunkowe

Po krótkim okresie dalszego trendu wzrostowego przyszła zmiana kierunku, bo tak należy to nazwać. Kurs w okresie od listopada 2017 do stycznia 2019 spadł z okolic 4,50 zł do 2 zł, czyli o ponad 50%. W tym czasie moje podejście do waloru istotnie się zmieniło z technicznego w kierunku fundamentalnego. I widząc taniejące akcje dobrej fundamentalnie spółki, zacząłem je mocniej akumulować, obniżając moją średnią cenę nabycia.

Tak, w grę wchodzi tu owo słynne uśrednianie w dół mimo powiększających się strat na pozycji. Ale tej dyskusji w dzisiejszym wpisie nie chcę otwierać.

W okolicach dołka opublikowałem mój drugi wpis, w którym przeanalizowałem ówczesną sytuację spółki.

Przeczytaj: Analiza iFirma: -50% i co dalej?

Od momentu publikacji tekstu kurs rozpoczął swoją wzrostową przygodę, która w szerokim ujęciu trwa do dzisiaj. Wówczas posiadałem już w pełni zbudowaną pozycję na spółce, której istotną część dowiozłem do dzisiaj.

Ponad 1200% zysku na największej pozycji w portfelu

W początkach 2019 roku, czyli w momencie, kiedy kurs był najniżej, iFirma stanowiła moją największą pozycję w portfelu. W późniejszym okresie waga spółki jeszcze wzrastała razem ze wzrostem ceny. 

poniedziałek, 6 listopada 2023

Moja strategia inwestycyjna na Turbo Wyzwanie

Strategia inwestycyjna to podstawa długoterminowego sukcesu na rynkach finansowych. Jednak konkursy inwestycyjne rządzą się nieco innymi prawami, a więc trzeba nieco dostosować do nich swoje podejście. Dzisiaj podzielę się moim planem na najbliższe dwa tygodnie.

Już dzisiaj wystartowała faza główna Turbo Wyzwania, czyli gry inwestycyjnej popularyzującej certyfikaty Turbo na polskim rynku. Czas więc najwyższy, żeby zarejestrować się na stronie wydarzenia oraz opracować swoją strategię inwestycyjną.

Oczywiście do gry można dołączyć również w jej trakcie, ale skracamy sobie tym sposobem czas rywalizacji, a w wypadku zmagań, gdzie wygrywa najwyższa stopa zwrotu ma to pokaźne znaczenie.


Faza główna składa się z dwóch tygodni rozgrywki. Pierwszy trwa od dziś do 12 listopada, a drugi od 13 do 17 listopada. Osoba, która uzyska najlepszy wynik w całym dwutygodniowym okresie otrzyma nagrodę główną. Natomiast pozostałe 200 nagród rozdzielone zostanie pomiędzy osobami, które wypracują najlepsze wyniki w poszczególnych tygodniach: 100 nagród za tydzień pierwszy i 100 nagród za tydzień drugi. 

Co ważne, można wygrać tylko jedną nagrodę. Zawsze będzie to jednak nagroda lepsza, czyli jeżeli w pierwszym tygodniu uzyskamy lepsze nagrodzone miejsce niż w tygodniu drugim, zostajemy nagrodzeni za tydzień pierwszy, a nagroda z tygodnia drugiego przypada kolejnej osobie w rankingu. 

Dopasuj strategię do okoliczności


Celowo powtórzyłem powyżej zasady nagradzania uczestników, gdyż wyznaczają one ramy, w których się poruszamy w tym konkursie.

Oczywiście będą uczestnicy, dla których podstawą stanie się walor edukacyjny. I to dobrze, gdyż to jest główny cel Turbo Wyzwania. Chodzi o to, abyśmy w długim horyzoncie umieli wykorzystywać certyfikaty do zarabiania na rynku, niezależnie już od tego, jaki horyzont będą miały nasze poszczególne transakcje.

Jednak zawierać wirtualne transakcje możemy przez cały rok, a w konkursach inwestycyjnych chodzi przede wszystkim o wykręcenie maksymalnej stopy zwrotu w danych warunkach. Dlatego kluczowe znaczenie ma system konstruowania rankingu, ograniczenia inwestycyjne oraz system nagradzania najlepszych uczestników.

Jeżeli więc naszą ambicją nie jest uzyskanie najlepszej stopy zwrotu w całym konkursie, możemy rozbić nasze starania na dwa niezależne tygodnie, w ramach których konstruowane będą klasyfikacje rankingowe. Oczywiście ranking pomiędzy tygodniami nie będzie resetowany, ale nagrody będą przyznawane za stopę zwrotu od poniedziałku do piątku.

Można więc przyjąć, że naszym celem jako inwestora będzie uzyskanie maksymalnej stopy zwrotu w ciągu pięciu giełdowych sesji i będziemy mieli na to dwa podejścia: jedno w tygodniu pierwszym i kolejne w tygodniu drugim. Pod to więc należy konstruować naszą inwestycyjną strategię. 

Przypomnę jednak ponownie, że cele stawiamy sobie sami. A więc możemy postanowić, że naszym celem będzie przede wszystkim poznanie certyfikatów Turbo, a aspekt konkursowy zejdzie na drugi plan. Podobnie możemy uznać, że celem jest wypracowanie dodatniej stopy zwrotu przy minimalizowaniu ryzyka. Konkursu tym być może nie wygramy (chociaż nie jest to wykluczone), ale zyskamy więcej pewności siebie w inwestowaniu na realnym kapitale. Dlatego znów, najpierw trzeba się zastanowić, jaki jest nasz cel na najbliższe dwa tygodnie.

Jak inwestować, żeby nie żałować


Kiedy zaglądałem w piątek do klasyfikacji fazy testowej, dostrzegłem że najlepsze 50 osób w rankingu (spośród ponad 2000 już wówczas zarejestrowanych uczestników) uzyskało stopy zwrotu od +30% do +65%. I to zaledwie w ciągu tygodnia. Widzimy więc, że rywalizacja będzie ostra (jak zawsze) i żeby znaleźć się w czołówce trzeba zagrać agresywnie. 

poniedziałek, 30 października 2023

Turbo Wyzwanie powraca na GPW - ponad 200 nagród do wygrania!

Turbo Wyzwanie powraca na warszawską giełdę. Warto wykorzystać nadchodzące tygodnie aby spróbować swoich sił w grze inwestycyjnej, poznać lepiej certyfikaty Turbo oraz wygrać atrakcyjne nagrody.

Jak co roku na jesieni ma miejsce gra inwestycyjna mająca na celu popularyzację certyfikatów Turbo na naszej giełdzie. I jak co roku mam przyjemność zaprosić Was do uczestnictwa w wydarzeniu, podczas którego możecie sprawdzić swoje umiejętności i lepiej poznać instrumenty, które być może dotychczas wydawały się Wam zbyt skomplikowane. A wcale tak nie jest!

Aby wziąć udział w Turbo Wyzwaniu należy dokonać rejestracji na stronie internetowej wydarzenia. Strona jest jednocześnie platformą, na której dokonywane są wszystkie transakcje i toczy się cała rozgrywka. Po rejestracji czeka nas mały test wiedzy o dostępnych instrumentach i rodzajach zleceń

Uczestnictwo w rywalizacji jest darmowe, a samo inwestowanie odbywa się z wykorzystaniem wirtualnego kapitału. Nie musimy więc angażować naszych prywatnych środków, a otrzymujemy możliwość przetestowania dostępnych instrumentów oraz sprawdzenia swoich umiejętności w krótkoterminowym inwestowaniu.

Wydarzenie składa się z dwóch faz. Faza testowa trwa od 30 października do 5 listopada. W tym czasie można poznawać platformę, wykonywać transakcje testowe i budować swoje scenariusze na konkurs.

Faza główna wydarzenia rozpoczyna się 6 listopada i trwa do 17 listopada. Przed jej rozpoczęciem stan konta przywracany jest to początkowej wartości a wszystkie transakcje dokonywane w ramach fazy głównej mają wpływ na nasze miejsce w rywalizacji oraz nagrody, które możemy wygrać.

Przekładając to na realia kalendarzowe, mamy jeden tydzień fazy testowej oraz dwa tygodnie fazy głównej.

Zasady rywalizacji

Startujemy z wirtualnym kapitałem w wysokości 100 000 zł. Naszym celem jest uzyskanie możliwie najwyższej stopy zwrotu z wykorzystaniem dostępnych instrumentów.

Do naszej dyspozycji są:

  • certyfikaty Turbo
  • akcje spółek będących instrumentami bazowymi dla certyfikatów Turbo
  • ETFy na instrumenty bazowe dla certyfikatów Turbo

Warto pamiętać, że możemy kupować zarówno certyfikaty long (na wzrosty), jak i certyfikaty short (na spadki), więc daje nam to dość dużą elastyczność w konstruowaniu naszych scenariuszy rynkowych.

Ograniczenia dotyczące alokacji środków są następujące:

  • maksymalnie 50 000 zł na certyfikaty Turbo
  • maksymalnie 100% na certyfikaty ETF
  • maksymalnie 100% na akcje wybranych spółek.
A wiec ograniczenie dotyczy jedynie certyfikatów Turbo. Z jednej strony nie jest to wielkim problemem, gdyż ciągle mamy możliwość korzystania z dźwigni finansowej. Dzięki temu nasza całkowita ekspozycja rynkowa, jeżeli będziemy tego chcieli, może znacznie przekroczyć początkowe 100 000 zł. 

Z drugiej jednak strony nie warto się nadmiernie lewarować, o czym już wielokrotnie pisałem. Ma to znaczenie dla naszego tradingu, ale ma również znaczenie dla naszego udziału w konkursie, gdyż jeżeli wartość naszego portfela na koniec dnia sesyjnego spadnie poniżej 50 000 zł, zostaniemy wykluczeni z konkursu. A więc nie warto wchodzić w jakiś instrument pod korek licząc na windę do góry.


Nagrody w konkursie

W tegorocznym Turbo Wyzwaniu przewidziano ciekawe nagrody. I to ciekawe nie tylko pod względem samych nagród, ale również pod względem systemu nagradzania.

Przewidziano łącznie 201 nagród. Nagrodę główną uzyska uczestnik, który wypracuje najwyższą stopę zwrotu w całej, trwającej dwa tygodnie, fazie głównej rywalizacji.

Pozostałe 200 nagród rozdzielone zostało na poszczególne tygodnie. 100 nagród rozdzielone zostanie pośród uczestników, którzy uzyskają najwyższą stopę zwrotu w pierwszym tygodniu fazy głównej (w dniach 6-12 listopada), a kolejne 100 nagród pośród najlepszych inwestorów z drugiego tygodnia (13-17 listopada).

czwartek, 12 października 2023

Dlaczego sprzedałem wszystkie akcje CD Projekt

W dzisiejszym tekście napiszę, dlaczego sprzedałem wszystkie posiadane akcje CD Projektu oraz podsumuję cały, trwający ponad dwa lata proces budowania pozycji i uśredniania ceny. 

Publikowana przeze mnie strategia budowania pozycji na CD Projekcie przyciągnęła dość dużo uwagi, liczne dyskusje i kontrowersje. Konieczne jest więc pewne zamknięcie i podsumowanie tej przygody, aby można było wyciągnąć z niej pewien walor edukacyjny.

Tekst ten piszę ponad tydzień po informacji o sprzedaży akcji. W tym momencie wiadomo już, jak poszła premiera, jak udała się sprzedaż dodatku i podstawy oraz jakie były koszty dodatku i marketingu z nim związanego. Wiadomo również, że kurs spada dalej i gdybym nadal posiadał akcje to pewnie dostawał bym od komentujących równie zabawne komentarze za posiadanie akcji, jak wcześniej otrzymywałem za ich sprzedaż. Niemniej postaram się pokazać, co determinowało moją decyzję o sprzedaży wówczas, kiedy była ona podejmowana.

Jako że akcje akumulowałem od stycznia 2021 roku, warto cofnąć się do oryginalnych założeń strategii. Ułatwi to nieco zweryfikowanie, co się udało, a co się nie udało. W moim wypadku najlepszym omówieniem dla akumulacji CD Projektu jest tekst z kwietnia 2022 roku, czyli opublikowany już po kilku transzach. Zawiera on podsumowanie pierwszych kwartałów budowania pozycji oraz pokazuje, czego spodziewam się po niej na przyszłość. Dlatego proponuję, żeby lektura poprzedniego tekstu stanowiła wstęp do tego, co napiszę w artykule dzisiejszym:

Przeczytaj: Dlaczego od 15 miesięcy kupuję i uśredniam akcje CD Projektu?

Jeżeli już jesteście po lekturze powyższego tekstu wiecie, że mój pomysł i plan na tę transakcję składał się z dwóch komponentów: fundamentalnego, dotyczącego losów samej spółki oraz taktycznego, dotyczącego sposobu rozegrania tej sytuacji.

Fundamentalne podstawy dla mojej strategii

Kupować akcje zacząłem w okolicach 250 zł, ok. miesiąca po nieudanej premierze Cyberpunka. Już wtedy wiadomo było, że gra jest fatalna, że trzeba będzie ją poprawiać i że odbudowa zaufania graczy będzie wymagała dużo pracy.

Zakładałem więc, że kilka miesięcy potrwają pracę nad ulepszaniem i naprawianiem gry, a następnie rozpocznie się praca nad dodatkami. Założenie bazowe było takie, że cały proces się powiedzie, czyli że spółce uda się naprawić grę, uda się wyprodukować dobrej jakości dodatki i ostatecznie odzyskać opinię solidnego studia. Zakładałem, że pod koniec tego procesu CD Projekt będzie posiadał dwa mocne IP, które pozwolą w miarę sprawnie budować na ich podstawie kolejne tytuły i ekosystemy.

W kontekście rynkowym zakładałem dalszy spadek cen akcji spowodowany kontynuacją negatywnych reakcji rynku, dyskontowaniem kosztów prac nad naprawą gry i odłożeniem w czasie prac nad dodatkami. Startując z poziomu 250 zł wiedziałem i zakładałem, że cena może spaść w okolice 100 zł, a nawet poniżej.

Moim celem było więc akumulowanie akcji w trakcie spadków i powiększanie pozycji w miarę coraz niższych cen, aż ostatecznie wystąpi na kursie dołek, po którym moja pozycja (już zakończona i kompletna) zostanie zabrana w górę. W kupowaniu akcji chodzi o to, aby ich kurs poszedł ostatecznie w górę i w moim założeniu czynnikami mającymi windować kurs miały być prace nad kolejnymi tytułami.

Pewną rolę w tym wszystkim odgrywały również elementy rynkowe, czyli ogólne zniechęcenie do rynku producentów gier oraz wysokie rynkowe stopy procentowe, nie sprzyjające wycenie spółek o przychodach mocno odsuniętych w czasie. Zakładałem, że w obu tych warstwach wystąpi pewnego rodzaju dołek, którego minięcie doda CD Projektowi wiatru w żagle.

Techniczne rozegranie dołka

Sposób akumulacji akcji opisywałem już wielokrotnie, gdyż jest to strategia, którą stosowałem już wcześniej w kilku innych miejscach. Zakłada ona dokonywanie transakcji raz na kwartał w taki sposób, aby utrzymywać stały wzrost wartości pozycji.

Przeczytaj: Budowanie pozycji metodą VCA

Załóżmy, że startujemy z pakietu akcji o wartości 1000 zł i chcemy, żeby wartość naszego pakietu rosła o 1000 zł z każdym kwartałem. Jeżeli kurs akcji spada to nasz pierwszy pakiet akcji nie jest wart 1000 zł, ale np. 700 zł. Wtedy dokupujemy po niższej ceny papiery za 1300 zł. Czyli z jednej strony mamy niższą cenę akcji, a z drugiej wyższą kwotę na zakup. Można powiedzieć, że są to dwa komponenty sprzyjające obniżaniu średniej ceny nabycia akcji.

Kiedy w pewnym momencie kurs zaczyna rosnąć, wartość naszej pozycji zaczyna przewyższać próg. Załóżmy, że w pewnym momencie po kilku tygodniach wzrostów nasz pakiet jest wart 8500 zł, podczas gdy strategia zakłada dokupienie do wartości 8000 zł. W takim wypadku nie kupuję akcji. A jeżeli sytuacja taka ma miejsce przez dwa kwartały z rzędu kończę proces budowania pozycji i rozpoczynam prowadzenie jej według innych już zasad.

Kontrola i scenariusze awaryjne

Strategie zakładające uśrednianie pozycji lub w inny sposób powiększające je w miarę spadków muszą posiadać wentyle bezpieczeństwa i mechanizmy kontrolne. Spośród głównych ryzyk uśredniania można wskazać trzy.

Po pierwsze, możemy uśredniać zbyt agresywnie, przez co w pewnym momencie zabraknie nam kapitału lub pozycja zacznie ważyć zbyt dużo w portfelu. Na rynku akcyjnym może nam to grozić co najwyżej niemożnością dalszej akumulacji i zafixowaniem sobie ceny i wielkości pakietu na określonym poziomie.

Po drugie walor może spadać dużo dłużej i/lub dużo niżej niż zakładaliśmy. W takim wypadku nasza dość duża (bo powiększona i uśredniona) pozycja może w dalszym ciągu tracić, przez co w pewnym momencie będziemy musieli zaksięgować dużą stratę i wziąć ją na klatę. A mając na uwadze akapit powyżej, może to niekiedy być sporo ponad 20% wartości portfela.

środa, 20 września 2023

Warsaw Structured Products Day - zaproszenie

Już w najbliższy wtorek, 26 września, odbędzie się bezpłatna konferencja online Warsaw Structured Products Day. W jej trakcie można będzie lepiej poznać rynek giełdowych produktów strukturyzowanych i przekonać się, jak można wykorzystać je do poszerzenia swoich możliwości inwestycyjnych. Szczegóły i rejestracja na stronie wydarzenia.

Produkty strukturyzowane są notowane na naszej giełdzie od dłuższego czasu, mimo że nie przebiły się jeszcze bardzo szeroko do świadomości typowego inwestora. Niemniej z każdym rokiem ich popularność rośnie, co widać po zwiększających się obrotach oraz po coraz szerszej ofercie.

Ja sam w moim inwestowaniu wykorzystuję certyfikaty od 2016 roku, o czym regularnie piszę w social mediach i innych miejscach. Nie jest więc tajemnicą, że jestem zwolennikiem tych instrumentów, w szczególności możliwości, jakie niosą inwestorom korzystającym z rachunków IKE i IKZE.

Warsaw Structured Products Day jest konferencją, w trakcie której możecie poszerzyć swoją wiedzę na temat tych instrumentów. Co ważne, konferencja jest darmowa, a do udziału wymaga jedynie rejestracji, więc zdecydowanie warto skorzystać z okazji. Całość będzie miała miejsce we wtorek 26 września, a pierwszy wykład wystartuje o godzinie 9:30.

Jak widać powyżej, agenda jest bardzo bogata. Znajdziemy tam przedstawicieli Giełdy Papierów Walutowych, analityków z biur maklerskich, przedstawicieli emitentów certyfikatów oraz ekspertów niezależnych.

Na agendzie znalazło się również moje wystąpienie, zatytułowane Praktyczne wykorzystanie lewarowanych produktów strukturyzowanych. Jak tytuł wskazuje, skupię się na elementach praktycznych, o których powinien pamiętać przede wszystkim inwestor indywidualny. Z jednej strony pokażę aspekty, na które należy zwrócić uwagę przed rozpoczęciem inwestowania, a następnie pokażę, jak może wyglądać praktyczne zastosowanie certyfikatów turbo i faktor. Chociaż zdecydowanie bliżej mi to turbosów.

Mam nadzieję, że moje kilkuletnie doświadczenie z regularnym ich stosowaniem będzie dla Was fajną wartością, aby skonfrontować swoje własne podejścia. A jeżeli jeszcze nie rozpoczęliście inwestowania z wykorzystaniem certyfikatów, warto wykorzystać wiedzę z konferencji i spróbować swoich sił.

Główne przewagi certyfikatów można streścić w jednym, ale dość rozbudowanym zdaniu. Dają możliwość inwestowania z dźwignią finansową, na long i short, z ekspozycją na liczne instrumenty z rynków zagranicznych i rynku krajowego, a to wszystko na GPW, z obecnością emitenta zapewniającego płynność i poprzez rachunki IKE i IKZE.

Mało? To po więcej zapraszam na mój wykład i pozostałe panele konferencji. Link pod bannerami.

wtorek, 19 września 2023

Moje najlepsze inwestycje zrobiłem gdy...

Moje najlepsze inwestycje zrobiłem gdy kupowałem akcje, których nikt nie chciał. Nie wtedy, kiedy były popularne, ale właśnie wtedy, gdy inni inwestorzy papierów nie chcieli lub się ich pozbywali. Dzisiaj pokażę, dlaczego jest to tak ważne, a na koniec podzielę się transakcją, którą właśnie rozgrywam.

Wiele jest na rynku powiedzeń inwestycyjnych i jedno z nich zachęca do kupowania akcji, kiedy leje się krew. Mowa jest o sytuacjach, kiedy żaden inwestor nie chce posiadać akcji i wszyscy pozbywają się ich w panice.

Tego rodzaju sytuacje możemy napotkać w kilku miejscach na rynku. Jednym z nich jest głęboka faza bessy, kiedy kumulacja strat sprawia, że inwestorzy przestają myśleć racjonalnie i do głosu dochodzą emocje. Druga sytuacja to publikacja przez spółkę kiepskich danych (lub informacja spoza spółki, ale mocno na nią wpływająca), będąca jednocześnie dużym zaskoczeniem na rynku.


Oczywiście giełdowe powiedzenia mają to do siebie, że są dużym uproszczeniem i nie można ich stosować w każdej sytuacji oraz na ślepo. Naturalną kontrą dla kupowania gdy leje się krew jest powiedzenie o łapaniu spadających noży. Jak pewnie każdy wie, na mocnych spadkach można również nieźle ucierpieć.

W praktyce więc trudno jest wprost stosować różne giełdowe powiedzenia. Nie znaczy to jednak, że nie ma w nich wiele racji oraz że nie warto poświęcić im nieco uwagi, a nawet rozważyć wdrożenie do własnego systemu inwestycyjnego.

Podobnie jest z tytułem dzisiejszego tekstu. Określenie, że akcji "nikt nie chciał" może być różnie rozumiane, dlatego postaram się pokazać, jakie sytuacje mam na myśli i jak to działa w praktyce.

Kupuj tanio dobre spółki


Z kupowaniem w trakcie spadków jest ten problem, że nie mamy gwarancji, że kurs odbije ani nie wiemy, gdzie i kiedy to się stanie. Jest więc ryzyko, że nasza transakcja od razu wpadnie w stratę i będzie się ona pogłębiała do momentu aż rzucimy ręcznikiem na ring i sprzedamy papiery ze stratą.

Dobrym, a nawet doskonałym zabezpieczeniem na takie sytuacje jest kupowanie w trakcie spadków jedynie akcji dobrych spółek. Oczywiście cały problem sprowadza się do tego, czym jest dobra spółka i czym jest dobra cena za akcje danej spółki.

Szukając analogii inwestorzy posługują się porównaniem do promocji w sklepie ze słodyczami. Jeżeli cena spada jest to okazja i warto kupować. Warto jednak pamiętać, że ulubiony lizak, mimo niższej ceny, nadal jest tym samym lizakiem. A więc spadająca cena nie oznacza dla nas niższej jakości produktu, który otrzymamy.

czwartek, 7 września 2023

Łączenie analizy technicznej i fundamentalnej cz. 3

Łączenie analizy technicznej i fundamentalnej nie może się odbyć bez powtórzenia pewnego kliszowego schematu. W dzisiejszym tekście opiszę, dlaczego jest to ślepa uliczka i nie należy nią podążać.

Dzisiejszy artykuł jest trzecim z cyklu poświęconego łączeniu techniki i fundamentów. Jeżeli chcesz przeczytać poprzednie artykuły, znajdziesz je poniżej:

Przeczytaj: Łączenie analizy technicznej i fundamentalnej cz. 1

Przeczytaj: Łączenie analizy technicznej i fundamentalnej cz. 2

Owym kliszowym tematem, o którym dzisiaj napiszę jest powiedzenie, że analiza fundamentalna wskazuje, jakie akcje kupić, a analiza techniczna rozstrzyga, kiedy je kupić. Jest to przykład bardzo błędnego myślenia, w które popada wielu inwestorów. 

W dzisiejszym artykule skupię się na wariancie nabywania akcji. Kolejny tekst poświęcę z kolei sprzedawaniu akcji i rozłożeniu akcentów pomiędzy analizę techniczną i fundamentalną. Tam na szczęście wspomniana zasada ma zdecydowanie więcej sensu. A więc zaczynamy!


Decydując się na nabycie akcji danej spółki, musimy mieć do tego jakiś powód. Jeżeli jest to powód techniczny to w zasadzie nie potrzebujemy już niczego więcej. Analiza techniczna, realizowana jako samodzielne podejście, nie wymaga żadnych innych uzasadnień ani potwierdzeń ze strony analizy fundamentalnej. Jeżeli pada sygnał, np. wybicia się z konsolidacji, może temu towarzyszyć jakieś fundamentalne story (np. publikacja danych finansowych), ale nie musi.

Z drugiej strony analiza fundamentalna również nie potrzebuje technicznej do swojej kompletności. Jeżeli przeanalizowaliśmy dany podmiot i w naszej ocenie jest on niedoszacowany i wart nabycia, nie potrzebujemy do tego jeszcze potwierdzenia ze strony analizy fundamentalnej.

I to właśnie jest główne wyzwanie przy próbie równoczesnego stosowania obu rodzajów analiz. Każda z nich jest w stanie funkcjonować samodzielnie i skutecznie pozwalać inwestorowi zarabiać na rynku. Próba uzyskiwania zbieżnych sygnałów ze strony analizy technicznej i analizy fundamentalnej może być bardzo istotnym czynnikiem paraliżującym nasze działania i sprawiającym, że pominiemy bardzo dobre transakcje. 

czwartek, 17 sierpnia 2023

Wakacyjne porządki w moim portfelu

Wakacje to okres, kiedy mamy nieco więcej czasu na różnego rodzaju przemyślenia. W moim wypadku zaowocowały one przebudową portfela, którą można określić mianem odmłodzenia.

Już od jakiegoś czasu miałem wytypowane dwie spółki w portfelu, których planowałem się pozbyć. Czekałem z decyzją o sprzedaży do ziszczenia się scenariuszy, które zbudowałem dla obu spółek. Uznałem jednak, że potencjał nie jest aż tak duży, żeby warto było dalej trzymać te pozycje. Zwłaszcza, że rynek akcji w obecnym momencie sprzyja, a spółka, która trafiła na ich miejsce wydaje się być całkiem atrakcyjnie wyceniona. W grę wchodziło więc również uwolnienie części środków na nowe zakupy.

Jak pisałem w jednym z przeszłych tekstów, celuję żeby mój portfel składał się z kilkunastu spółek. 15 to wartość optymalna, a 20 walorów to jest już górna granica. I niestety, zamiast się redukować, portfel tylko zwiększa swoje rozdrobnienie.

Przeczytaj: Trudna sztuka redukowania portfela

Wynika to z faktu, że staram się budować długoterminowe scenariusze dla moich spółek, czyli kupować je z wieloletnim horyzontem. Dotyczy to zarówno spółek wzrostowych, jak i spółek dywidendowych. W tym pierwszym wypadku chodzi o to, żeby dać spółce czas na osiągnięcie sukcesu (jakkolwiek byśmy go nie definiowali), aby później konsumować jego owoce. W drugim wypadku chodzi o spółki, które kupione tanio mogą dzielić się ze mną rosnącymi zyskami przez długie lata.

Z tak zbudowanego portfela pozycje wypadają tylko w dwóch wypadkach. Pierwszym jest oczywiście niezrealizowanie zakładanego scenariusza, czyli brak rozwoju w spółce wzrostowej lub zagrożenie dla dywidendy w spółce dywidendowej. Drugim wypadkiem jest sytuacja, kiedy spółka staje się ewidentnie przewartościowana i zwyczajnie zbyt droga. Wtedy dopuszczam sprzedaż akcji i zrealizowanie przyjemnego zysku. A jeżeli za jakiś czas akcje potanieją, można zdecydować się na ich ponowne odkupienie.

Jak więc widać, mój portfel długoterminowy jest nastawiony raczej na trzymanie, a nie na sprzedawanie. Jednak akcje, których się niedawno pozbyłem zostały przeze mnie kupione kilka lat temu, kiedy do inwestowania podchodziłem nieco inaczej. W myśl mojego ówczesnego podejścia, być może nawet dzisiaj kwalifikowałyby się one do dalszego trzymania. Ale teraz zdecydowałem się ich pozbyć.

środa, 2 sierpnia 2023

Łączenie analizy technicznej i fundamentalnej cz. 2

Drugi tekst o łączeniu analizy technicznej i fundamentalnej poświęcam zaletom, jakie niesie regularne przeglądanie rynku i wykonywanie szybkiej analizy technicznej. Nie zajmuje ona wiele czasu, a niesie wiele wartości dla naszego portfela, również jeżeli opiera się on głównie na fundamentach. 

Dzisiejszy artykuł jest drugim z cyklu poświęconego łączeniu techniki i fundamentów. Jeżeli chcesz przeczytać poprzedni artykuł (co zalecam), znajdziesz go w tym miejscu:

Przeczytaj: Łączenie analizy technicznej i fundamentalnej cz. 1

Jedną z różnic pomiędzy analizą techniczną i fundamentalną jest czas, jaki musimy poświęcić, aby ocenić dany walor. W przypadku analizy fundamentalnej mogą to być dni, tygodnie lub nawet dłuższy okres. Ja sam, oprócz przeprowadzonej analizy, lubię również poobserwować walor przez kilka miesięcy. Popatrzeć, jakie raporty bieżące spływają, jak zachowują się wyniki oraz co komunikuje spółka. Jest to również czas, w którym moja ocena waloru może się wykrystalizować, odcinając nieco aspekt emocjonalny, który może zdominować nasze spojrzenie w krótszym okresie. 

I nie ma się co oszukiwać, jest to całkiem konkretna wada podejścia fundamentalnego. Może się bowiem okazać, że wycena z atrakcyjnej przesunie się w tym czasie do neutralnej, gdyż cena akcji wzrośnie o 30-40%. A to już może skreślić spółkę z naszej listy zakupowej. Może również być tak, że po wielu godzinach analizy natrafimy na element, który spółkę w naszych oczach zdyskwalifikuje. Krótko mówiąc musimy poświęcić każdemu walorowi dużo czasu i uwagi nie mając przy tym żadnej gwarancji, że nasz wysiłek przyniesie jakiekolwiek owoce.

I tu z pomocą przychodzi analiza techniczna, która jest w stanie wykonać za nas wstępną ocenę waloru. Oczywiście nie zawsze i nie jest to ocena kompletna i wolna od pomyłek, ale biorąc pod uwagę czas potrzebny na wykonanie AT, jest to opcja zdecydowanie warta rozważenia. W moim wypadku na podstawową analizę wskazującą, czy walor jest wart zainteresowania wystarcza kilka sekund.

Regularna analiza techniczna całego rynku jest zadaniem, które niektórym może wydawać się bardzo złożone. W końcu jak to możliwe, żeby w ciągu kilkudziesięciu minut przejrzeć wszystkie spółki z warszawskiej giełdy. Ja sam taką analizę przeprowadzam raz w tygodniu, skupiając się przede wszystkim na rynku głównym GPW i walorach handlowanych w ramach notowań ciągłych. Jest to grupa ok. 300 spółek.

Kluczem do sukcesu są tu dwa elementy. Pierwszy z nich ma charakter warsztatowy - musimy mieć możliwość odpowiednio szybkiego przeklikiwania spółek. Nie sprawdzi się więc oprogramowanie do AT, gdzie każdą spółkę musimy wpisać z nazwy lub tickera. Średnio sprawdzi się również rozwiązanie online, gdzie wykres każdej spółki musi się wczytać, co też generuje opóźnienia. Ja sam korzystam z AmiBrokera, do którego zaczytuję notowania spółek. Dzięki temu wszystko mam dostępne w programie na komputerze i mogę szybko przegryzać się przez listę walorów.

wtorek, 27 czerwca 2023

Pociąg na rynkach zagranicznych nabiera rozpędu

Napięcie na rynkach finansowych zdecydowanie zmalało, a główne indeksy giełdowe powróciły do wzrostów. W dzisiejszym wpisie chcę pokazać, że nadal warto wykorzystać bieżące wyceny do dywersyfikacji zagranicznej.

Wszyscy pamiętamy sytuację z zeszłego roku, kiedy to wojska rosyjskie zaatakowały Ukrainę. Kapitał szybko uciekał z naszego regionu, co przełożyło się nie tylko na spadki na warszawskim parkiecie, ale również na znaczące osłabienie złotego.

Dla wielu inwestorów indywidualnych był to również moment przebudzenia. Uświadomiliśmy sobie, że trzymamy większość naszych oszczędności w kraju, który bezpośrednio graniczy z terenami objętymi wojną. I wielu z nas postanowiło coś z tym zrobić, kierując się w dużej mierze ku rynkom zagranicznym.


Taka była również moja historia i mówię to zupełnie bez wstydu. Nosiłem się z tym zamiarem od kilku lat, ale jakoś zawsze brakowało konkretnego impulsu, który pchnąłby mnie do rozpoczęcia przygody z inwestowaniem poza Polską. Dopiero kiedy ryzyko geopolityczne wybuchło tuż przy naszej granicy zacząłem działać i w dniu dzisiejszym aktywa zagraniczne stanowią zauważalną część mojego portfela. Co ważne, nie chodzi tylko o uzyskanie ekspozycji na odpowiednie aktywa, ale o zupełne przeniesienie tej części portfela do zagranicznej instytucji finansowej.



Po szczegóły bliższej relacji z tamtego okresu odsyłam Was do dwóch zalinkowanych powyżej tekstów. Opisuję w nich dlaczego konkretnie zdecydowałem się na ten ruch, dlaczego mój wybór padł akurat na Saxo Bank oraz jaka była (i jest) moja strategia inwestycyjna na zagraniczne rynki. Po ponad roku tej przygody coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że moje decyzje i działania z tamtego okresu były słuszne.

poniedziałek, 19 czerwca 2023

Łączenie analizy technicznej i fundamentalnej cz. 1

Łączenie analizy technicznej i fundamentalnej to temat, który nieustannie przyciąga uwagę inwestorów. Dlatego postanowiłem poświęcić mu trochę miejsca na blogu i w kilku tekstach omówić podejście, które ja stosuję i synergie, które widzę na tym polu.

Połączenie techniki i fundamentów to bardzo wdzięczny temat, gdyż każdy w swoim inwestowaniu o niego zahacza. Inwestorzy kierujący się analizą techniczną lubią czasem, zwłaszcza w podejściu długoterminowym, spojrzeć na fundamenty. Z kolei inwestorzy kierujący się analizą fundamentalną, również zerkają na wykres. W końcu na giełdzie nie kupuje się akcji po tyle, ile jest wart biznes, ale po tyle, ile wynosi cena rynkowa. A ta kształtuje się pod wpływem czynników nie tylko fundamentalnych, ale i technicznych.

Ja sam również zaliczam się do inwestorów stosujących i analizę techniczną i fundamentalną. Do 2017 roku posługiwałem się głównie analizą techniczną, ale w pewnym momencie włączyłem do swojego podejścia również analizę fundamentalną i nie żałuję. Obecnie oba te podejścia stosuję równolegle i mogę przyznać im po 40% wagi w moim inwestowaniu. 

Brakujące 20% stanowi połączenie wyczucia i doświadczenia, czyli coś, co można określić mianem rynkowej intuicji. Jest to również istotny element, któremu nauczyłem się z czasem ufać, gdyż w wielu wypadkach mój inwestycyjny nos pokierował mnie w dobrym kierunku. Jest to szczególnie ważne w momentach przełomowych na rynku i moje najlepsze transakcje mają w sobie dość duży komponent intuicji.

W 2022 roku podczas konferencji WallStreet26 poprowadziłem cały wykład poświęcony łączeniu analizy technicznej i fundamentalnej. Ten i kolejne teksty będą oparte częściowo na moich uwagach i spostrzeżeniach z tego wykładu, ale w tekstowej formie mam więcej czasu na poszerzenie niektórych wątków i poświęcenie im większej uwagi. A zatem zaczynamy.

Czy warto łączyć technikę i fundamenty?

Moim zdaniem zdecydowanie warto. Analiza fundamentalna opiera się na znajomości waloru, sytuacji panującej w spółce, tendencji rynkowych w branży i tym podobnych aspektach. Analiza techniczna to ocena wykresu, czyli tego, jak inwestorzy reagują na to co dzieje się w spółce i wokół niej. Połączenie wiedzy z obu zakresów pozwala na zbudowanie zdecydowanie pełniejszego obrazu sytuacji na rynku oraz podejmowanie lepszych, bardziej świadomych decyzji.

Jak regularnie pokazują wyniki Ogólnopolskiego Badania Inwestorów łączenie obu podejść jest bardzo popularne. Pośród większości ankietowanych ma ono największy udział (39%), a pośród inwestorów z portfelami powyżej 1 miliona zł, jest to wciąż 33%, czyli całkiem sporo. Teoretycznie więc nie powinna to być aż tak wielka egzotyka, na co mogłyby wskazywać gorące dyskusje pomiędzy zwolennikami analizy technicznej i fundamentalnej.

Jestem zdania, że czerpanie z obu podejść i równoczesne ich stosowanie jest jedną z supermocy inwestora indywidualnego.

Przeczytaj: Supermoce inwestora długoterminowego

Jednak zanim entuzjastycznie zabierzemy się do poszerzania naszych kompetencji, warto poczynić jeszcze kilka zastrzeżeń.

Czy każda analiza techniczna da się połączyć z fundamentalną?

Analiza fundamentalna skupia się na długim horyzoncie czasowym, bo i w takim ujęciu zmieniają się zazwyczaj fundamenty spółek. Oczywiście mogą zmieniać się one skokowo, na skutek podpisania jakiegoś kontraktu lub istotnego zdarzenia zewnętrznego, ale zazwyczaj na skutki naszej analizy fundamentalnej i jej owoce musimy poczekać przynajmniej kilka kwartałów.

wtorek, 6 czerwca 2023

Rola gotówki w portfelu inwestycyjnym

W inwestowaniu myślimy głównie o instrumentach finansowych, które dokładamy do naszego portfela, a rzadko myślimy o istotnym komponencie posiadanym przez każdego z nas - o gotówce. Dlatego w dzisiejszym tekście pokażę, dlaczego jest ona tak ważna.

Gotówka jest podstawowym komponentem w inwestowaniu. To gotówka pojawia się w pierwszej kolejności w portfelu i to do gotówki wychodzimy z naszych inwestycji. Oczywiście nie będę pisał o gotówce w formie papierowej, ale o gotówce, jako elektronicznym zapisie w naszym portfelu.

Tekst ten powstał we współpracy z Saxo Bankiem, oferującym depozyty zabezpieczone przez Duński Fundusz Gwarancyjny, niskie opłaty i możliwość inwestowania na całym świecie. 

W naszym portfelu inwestycyjnym gotówka pełni różne role i każda z nich jest ważna. Warto poświęcić im trochę miejsca i zastanowić się, jak to jest w naszym wypadku. 

Nowa gotówka czekająca na zainwestowanie

Budowę portfela inwestycyjnego rozpoczynamy od wpłaty gotówki na nasz rachunek maklerski. Również na późniejszych etapach dopłacamy różne sumy do portfela, dzięki czemu nowe środki regularnie zasilają nasze konto.

W niektórych wypadkach inwestorzy ograniczają się jedynie do dokonania wpłaty początkowej, a następnie próbują pomnożyć te środki poprzez uzyskiwanie wysokiej stopy zwrotu. Zdecydowanie lepszym rozwiązaniem, niezależnie od wpłaty początkowej, jest regularne dopłacanie nowych środków do rachunku

Pozwala to na systematyczny wzrost wartości portfela, niezależnie od uzyskiwanej stopy zwrotu (o ile nie jest ona mocno ujemna). Jestem zwolennikiem dopłacania w regularnych interwałach, np. miesięcznych, a nie dokonywanie wpłaty raz w roku (jak to niektórzy robią przy nowych limitach IKE lub IKZE), gdyż uzyskujemy dzięki temu bardzo przyjemny mechanizm rosnącej puli środków. Możemy inwestować lepiej lub gorzej, ale dzięki regularnym dopłatom wartość portfela wspina się w górę z miesiąca na miesiąc, co daje motywację do kontynuowania tego procesu.

Gotówka spływająca z dywidend

Inwestowanie dywidendowe jest bardzo popularnym podejściem inwestycyjnym. Z jednej strony angażujemy kapitał w zdrowe spółki, prowadzące biznes poparty przepływami pieniężnymi, a z drugiej strony, spółki te dzielą się z nami wypracowanym zyskiem.

Posiadając portfel złożony z kilku lub kilkunastu spółek dywidendowych, przynajmniej kilka razy w roku na nasz rachunek trafia gotówka w postaci dywidendy. A jeżeli inwestujemy w spółki zagraniczne, prawdopodobne jest, że dzielą się one zyskiem z inwestorami częściej niż raz w roku.

Przeczytaj: Dlaczego amerykański model dywidendowy nie sprawdzi się w Polsce?

Przeczytaj: Najważniejsza rzecz o dywidendzie

W przypadku większych portfeli, strumień tej gotówki może być całkiem pokaźny, pozwalając na pokrycie kosztów życia inwestora. Jednak podstawowym modelem nie jest konsumowanie otrzymywanych wpłat, ale ich reinwestowanie. A to z kolei sprawia, że przez większość czasu na naszym koncie przechowujemy określoną pulę gotówki z dywidend.

piątek, 2 czerwca 2023

Supermoce inwestora długoterminowego

Inwestowanie długoterminowe ma swoich zwolenników, ale wiele osób zupełnie nie czuje tego podejścia. W dzisiejszym wpisie postanowiłem pokazać trzy supermoce, którymi dysponują inwestorzy długoterminowi. Mimo, że jest to ujęcie bardzo subiektywne, myślę że wiele osób może się z nim utożsamić.

Pomysł na dzisiejszy wpis nasunął mi się przy okazji niedawnej konferencji WallStreet, gdzie miałem przyjemność poprowadzić wykład pt. Budowanie pozycji transzami, czyli jak uśredniać, żeby nie żałować. W jego trakcie pokazywałem na przykładzie moich transakcji budowanie pozycji transzami, znane Wam już z jednego z moich tekstów.


I przeglądając mój portfel w poszukiwaniu ciekawych slajdów uświadomiłem sobie, że w wielu wypadkach udało mi się bardzo trafnie zająć pozycję na rynkowych dołkach. I to zarówno na szerokich dołkach, gdzie budowałem pozycję w rozbiciu na kilka transz, jak i na bardzo punktowych dołkach, jak marzec 2020 lub październik 2020.

Patrząc na moje przykłady i doświadczenia zacząłem zastanawiać się nad przyczyną tak dobrego rynkowego timingu w kupowaniu akcji i wydaje mi się, że znalazłem kilka punktów, którymi warto się podzielić. 


A zatem przyjrzyjmy się, jakie są supermoce inwestora długoterminowego, zbudowane na bazie moich przemyśleń i doświadczeń.

Dobra znajomość spółki


Niby oczywiste, prawda? Znaj akcje i biznesy, które chcesz kupować z długim horyzontem czasowym. Ale okazuje się, że jest to bardzo ważny czynnik dla umiejętności podjęcia decyzji o kupnie akcji. I to z kilku ważnych powodów.

Po pierwsze, dobra znajomość spółki znacząco ułatwia nam kupno akcji w sytuacji, kiedy rynek daje do tego okazję. Nie musimy czytać na szybko raportów, poznawać układu sił w akcjonariacie, dowiadywać się jakie spółka ma projekty i jakie dręczą ją problemy. Mamy już mniej więcej wyrobione zdanie na jej temat i elementem, który musi tylko wskoczyć na miejsce jest odpowiednia cena, stwarzająca dobry potencjał do zarobku.

piątek, 21 kwietnia 2023

Najważniejsza rzecz o dywidendzie

Inwestowanie dywidendowe zyskuje na popularności i kolejne grona inwestorów podchodzą coraz życzliwiej do tego podejścia. Jednak konkretne style inwestowania różnią się niekiedy znacząco, mimo wspólnego mianownika. Dzisiaj napiszę o rzeczy, która wydaje mi się najważniejsza.

Poznając podejście dywidendowe gdzieś na początku naszej drogi dowiadujemy się o arystokratach dywidendowych w USA, czyli spółkach, które od lat regularnie płacą dywidendę oraz zwiększają jej wartość. Próbując replikować to podejście na naszym rynku dowiadujemy się, że wiele spółek nie ma tak długiej historii wypłat, ale już kilka konkretnych walorów udaje się nam znaleźć.

Są to takie dywidendowe klasyki, które dzielą się zyskiem od dekady, a niekiedy nawet dłużej. I często inwestujemy w takie właśnie spółki, opierając się na założeniu, że skoro spółka jest traktowana jako dywidendowa i na bieżąco całkiem przyzwoicie płaci akcjonariuszom to taki stan zapewne będzie kontynuowany.

Ja sam w 2018 roku również wpadłem w taką pułapkę.

O tej pułapce przypomniałem sobie przy okazji niedawnej dyskusji na temat mojej informacji o sprzedaży akcji PZU z portfela. Poinformowałem o niej w lutym na Twitterze, podając trzy prawdziwe powody mojej decyzji:

Jak widać jednym z powodów była chęć skupienia się na spółkach, które się rozwijają, a nie stoją w miejscu.

I tu przechodzimy do pułapki, o której pisałem wyżej. Jest nią inwestowanie w spółki dywidendowe, które nie podnoszą płaconej dywidendy. Spójrzmy, jak to wygląda w wypadku PZU:

źródło: biznesradar.pl

Jak widać, dywidenda płacona przez PZU na przestrzeni lat nie rośnie. Mowa oczywiście o kwocie dywidendy, a nie jej stopie, czyli relacji do ceny akcji. Już przeszło dekadę temu dywidenda z PZU oscylowała w okolicy 2-3 zł na akcję. Dzisiaj mamy nie tylko dywidendę w tym samym miejscu, ale również cenę akcji, która w perspektywie dekady nie zachwyca:

Oczywiście wykres pokazuje kurs PZU w takim miejscu, w jakim faktycznie przebiegały notowania. Jeżeli spojrzymy na wykres w ujęciu dochodowym, okaże się że w tym tygodniu PZU osiągnęło swoje historyczne maksima. Niewiele wyższe niż kurs z 2017 roku, ale jednak.

środa, 22 marca 2023

Nowa promocja Saxo Banku dla czytelników bloga

Miło mi poinformować, że rozpoczęła się wiosenna promocja dla czytelników bloga. Jeżeli chcecie wyruszyć w końcu na rynki zagraniczne i szukacie brokera, z którym warto związać się na dłużej, Saxo Bank przygotował dla Was fajną promocję. A miniony rok pokazał, że trzymanie oszczędności tylko w kraju to wielkie i niepotrzebne ryzyko.

W ostatnich miesiącach temperatura wokół sytuacji geopolitycznej w naszym rejonie nieco opadła, ale długoterminowo nic się nie zmieniło. Co więcej, analiza możliwych długoterminowych skutków obecnego konfliktu sugeruje, że niezależnie od zakończenia wojny w Ukrainie, napięcie w regionie będzie się utrzymywało przez lata.


Tym bardziej cieszę się, że w 2022 roku w końcu poszedłem po rozum do głowy i zdecydowałem się zainwestować część mojego kapitału na rynkach zagranicznych. I nie chodzi tu o uzyskiwanie ekspozycji na inne rynki za pośrednictwem GPW, ale o wyekspediowanie kapitału do zagranicznego brokera, dzięki czemu w skrajnym scenariuszu będzie on wolny od wpływu negatywnych wydarzeń.


Partnerem dzisiejszego tekstu jest Saxo Bank, czyli globalny podmiot z siedzibą w Danii, świadczący świadczący usługi inwestycyjne dla klientów z całego świata. Dla czytelników bloga przygotowaliśmy bardzo atrakcyjną akcję promocyjną. Jeżeli najpóźniej do 2 kwietnia 2023r. korzystając z mojego linku partnerskiego założycie rachunek inwestycyjny w Saxo Banku, otrzymacie środki na prowizje w wysokości aż 450 zł (lub równowartość w walucie rachunku), które będziecie mogli wykorzystać w okresie trzech miesięcy od założenia rachunku. Dzięki tej kwocie będziecie mogli zbudować sobie wymarzony portfel na światowych rynkach.

Dlaczego ja sam zdecydowałem się na Saxo Bank


Jestem klientem Saxo Banku od niemal roku i bardzo cieszę się, że zdecydowałem się na ten ruch. Wydarzenia z wiosny 2022, czyli atak Rosji na Ukrainę uświadomiły mi coś, co wiedziałem już wcześniej - że trzymanie wszystkich oszczędności i inwestycji w jednym geopolitycznym koszyku jest bardzo dużym ryzykiem. Dlatego uznałem wtedy, że należy podjąć pewne kroki i przenieść część kapitału poza Polskę.

Do oferty Saxo Banku przekonał mnie fakt, że Saxo jest właśnie bankiem, podlegającym rygorom i gwarancjom duńskiego nadzoru bankowego z gwarancją depozytów do 100 tys. euro. Nie jest to więc internetowa firma inwestycyjna z siedzibą w jakimś raju podatkowym, ale solidny podmiot o ugruntowanej pozycji i odpowiednio nadzorowany. Życie pokazuje, że w sytuacji paniki na rynku, kiedy inwestorzy szybko próbują wycofywać swoje środki, wiarygodność i stabilność brokera z którym inwestujemy jest kwestią kluczową.

Nie chciałem inwestować z podmiotem krajowym, gdyż w razie nagłego zaostrzenia sytuacji na wschodzie byłbym jedną z tysięcy osób, które w tym samym czasie próbują wycofać swoje oszczędności. A to oznacza, że powstaje w ten sposób wąskie gardło realnie zagrażające naszym środkom.

Kolejnym istotnym elementem był fakt, że Saxo Bank "ma wszystko". Jeżeli już po wielu latach inwestowania decyduję się na duży ruch w postaci skorzystania z oferty brokera zagranicznego to chcę mieć w zasięgu ręki pełnię możliwości, żeby nie musieć po krótkim czasie szukać kolejnego podmiotu.

czwartek, 16 marca 2023

Jak inwestować mając 20 lat?

Wczesne rozpoczęcie inwestowania na rynkach finansowych ma wiele zalet. Jednak jak inwestować, żeby nie popełnić błędów? Co jest najważniejsze, a co mniej ważne? Postanowiłem udzielić kilka rad tym osobom, które dopiero zaczynają swoją przygodę na giełdzie.

Pod koniec lutego miałem przyjemność uczestniczyć w skierowanej do studentów konferencji Akademia Giełdowa, organizowanej przez Klub Inwestora SGH. Jej finał miał miejsce na sali notowań GPW, gdzie odbyła się debata pt. Jak powinien inwestować 20-latek? Jej panelistami, oprócz mnie, byli Albert Rokcki z Longterm.pl i Piotr Cymcyk z DNA Rynków, a całość prowadził Paweł Biedrzycki ze Strefy Inwestorów. Naszym zadaniem było odpowiedzieć na tytułowe pytanie i podpowiedzieć młodym inwestorom, na czym się skupić i co, naszym zdaniem, powinno być najważniejsze.

Z samej debaty z tego co wiem nie ma nagrania, więc postanowiłem w formie tekstu podzielić się trzema moimi radami, które być może pomogą komuś znaleźć odpowiednią drogę do sukcesu w świecie inwestycji.


Zanim przejdę do rad, należy wspomnieć, że w inwestowaniu bardzo duże znaczenie ma czas. Im dłużej możemy inwestować nasz kapitał tym lepiej może on dla nas pracować. Jeżeli po 30 latach inwestowania zbudujemy portfel o wartości miliona złotych to każdy kolejny rok inwestycji ze stopą zwrotu 10% oznacza zysk rzędu 100 000 zł. Nie zawsze pamiętamy o tym na początku drogi, generując zysk 1000 zł z kapitału 10 000 zł, a to przecież to to samo, tyle że 30 lat później.

Dlatego im wcześniej rozpoczniemy inwestowanie tym lepiej. Im wcześniej zaczniemy budowanie swojego majątku przez rynki finansowe tym lepiej i tym większy kapitał uda nam się tym sposobem zbudować. 

Opisując sytuację dwudziestolatka rozpoczynającego swoją inwestycyjną karierę mam na myśli przede wszystkim typowego dwudziestolatka. Czyli osobę, która nie ma jeszcze dużego kapitału na inwestycje. Dopiero pierwsza praca i pierwsze oszczędności pozwalają zazwyczaj na założenie pierwszego rachunku maklerskiego. Oczywiście zdarzają się osoby, które na start dysponują znacznie większymi środkami, np. ze sprzedaży podarowanej przez rodziców/dziadków nieruchomości, ale nie jest to reguła, a wyjątek. 

1: Zbieranie kapitału jest ważniejsze niż stopa zwrotu


Jest to jedna z podstawowych rzeczy, jakie musimy sobie uświadomić, gdyż myśl ta powinna na początkowym etapie determinować całe nasze podejście do inwestowania. Nie da się zbudować wielkiego majątku startując z pułapu 1000 złotych. Przyjmując, że nasza przeciętna długoletnia stopa zwrotu z inwestycji będzie wynosiła 10%, mówimy o zysku na poziomie 100 zł po całym roku aktywności inwestycyjnej. 

czwartek, 2 marca 2023

Trudna sztuka redukowania portfela

Liczba posiadanych w portfelu spółek zależy w dużej mierze od podejścia i preferencji inwestora. O ile jednak bez problemu liczbę spółek można zwiększyć, o tyle redukowanie portfela jest już zadaniem o wiele trudniejszym.

Dywersyfikacja niezmiennie stanowi przedmiot dyskusji inwestorów. Z jednej strony słyszymy cytaty, że wystarczy mieć w portfelu mało spółek, ale znać je odpowiednio dogłębnie. Z drugiej dowiadujemy się, że dywersyfikacja na kilka-kilkanaście walorów skutecznie ogranicza nasze inwestycyjne ryzyko. Z trzeciej słyszymy, że nadmierna dywersyfikacja mija się z celem, bo każda kolejna spółka sprawia, że portfel upodabnia się do szerokiego rynku i lepiej już w takim wypadku kupić ETFa na cały rynek.

Nie chcę w dzisiejszym tekście dyskutować z różnymi teoriami inwestycyjnymi. Każdy ma swoje podejście, każdy ma inne doświadczenie, wiedzę i inną ilość, czasu, którą może poświęcić na inwestowanie. Chcę dzisiaj pokazać, że o ile zwiększenie liczby spółek nie jest problemem o tyle późniejsza redukcja ich ilości jest wcale niełatwym zadaniem.

Im dłuższy termin tym trudniej


Zacznijmy od tego, że omawiany problem nie musi dotyczyć każdego. Jeżeli ktoś aktywnie handluje na rynku i regularnie otwiera i zamyka pozycje, zmniejszenie portfela nie powinno być w jego wypadku trudnym zadaniem.

Nieco inaczej ma się jednak sytuacja inwestora długoterminowego, który transakcji dokonuje raczej rzadko, a ze spółkami rozstaje się jeszcze rzadziej i musi mieć do tego całkiem poważny powód. W tym wypadku sprawa się mocno komplikuje.


Ekstremalnym przypadkiem jest inwestor dywidendowy, który trzyma akcje w oczekiwaniu na regularny strumień dywidend. W wariancie rynku amerykańskiego regułą jest, że spółki podnoszą dywidendę, a więc sygnałem do sprzedaży akcji jest zapowiedź obniżenia lub wstrzymania dywidendy. Taki przypadek miał ostatnio miejsce na spółce Intel, która od dekady podnosiła kwotę dywidendy, a teraz zapowiedziała jej obniżenie o 66%.

W przypadku inwestowania w polskich realiach inwestorzy spodziewają się jednak, że dywidendy mogą się wahać lub nawet okresowo być wstrzymywane. Dzieje się tak dlatego, że mamy relatywnie mniej spółek o modelach biznesowych i zasobności gotówkowej pozwalających na wygładzenie strumienia wypłacanych dywidend. Pisałem o tym w jednym z tekstów, warto do niego sięgnąć:


Stąd też dla większości polskich inwestorów okresowe trudności, jeżeli nie zagrażają one przyszłości spółki, nie stanowią podstawy do sprzedaży spółki z portfela dywidendowego. A to znaczy, że lubimy trzymać spółki latami, o ile wszystkie nasze założenia są spełnione. I w takim wypadku redukowanie ilości spółek to nie jest łatwa sprawa.

Redukcja, z którą się aktualnie zmagam


W moim szeroko pojętym portfelu inwestycyjnym przeważającą część środków mam ulokowane na GPW, aczkolwiek systematycznie przesuwam środek ciężkości w kierunku rynków zagranicznych. Być może będę miał dla Was niebawem jakąś promocję w tym zakresie.


W portfelu długoterminowym posiadam aktualnie osiemnaście spółek. Jeszcze niedawno było to dziewiętnaście walorów, ale jednego z nich (PZU) się pozbyłem. I jest to ilość, którą chcę zredukować, aby docelowo mieć bliżej 15 spółek. I to właśnie moje zmagania z procesem redukowania portfela stanowiły inspirację do napisania dzisiejszego tekstu.

poniedziałek, 13 lutego 2023

Wykład, który zmienił moje inwestowanie

Bycie inwestorem giełdowym to ciągła edukacja, nawet jeżeli mamy już pewien staż na rynku. Dlatego chcę dziś pokazać, jak jedno szkolenie ponad pięć lat temu zmieniło mój styl inwestowania.

Z edukacją w każdej dziedzinie mamy pewien paradoks. Kiedy jesteśmy na początkowym etapie, wszystko wydaje się nowe, wiedza jest łatwo dostępna, a my nie do końca wiemy, co jest wartościowe, a co nie. Natomiast kiedy jesteśmy już bardziej zaawansowani, znamy kierunek, w którym chcemy się rozwijać, możemy więcej w edukację zainwestować, ale niestety dość rzadko trafiamy na wiedzę, która istotnie coś wnosi do naszego poziomu umiejętności.

Dokładnie tak samo jest z inwestowaniem. Na początku nie do końca wiemy, czy chcemy się rozwijać w kierunku AT, czy AF, a czy pociągnie nas klasyczna analiza techniczna, czy zamknięte systemy inwestycyjne. Jednocześnie mnóstwo wiedzy znajdziemy na wyciągnięcie ręki i to najczęściej za darmo. Kiedy mamy za sobą już dekadę inwestowania, najczęściej posiadamy wyrobione podejście inwestycyjne. Wiemy, czego potrzebujemy, jesteśmy gotowi zapłacić za tę wiedzę, ale stosunkowo rzadko natrafiamy na treści, które w istotny sposób popychają nas do przodu.

Dzisiaj chcę Wam opowiedzieć o wykładzie, który bardzo istotnie zmienił mój styl inwestowania.

Wykład, na którym nie byłem

Niestety nie będę mógł Wam zdradzić wiele na temat samego wykładu. Mogę jedynie powiedzieć, że był to wykład w ramach jednej z konferencji inwestycyjnych, w której uczestniczyłem. Całość odbywała się w formie stacjonarnej, ale była również nagrywana. 

I właśnie to nagranie okazało się kluczowe, gdyż wykład, o którym mówię odbywał się jako pierwszy, a ja sam dotarłem na konferencję z godzinnym opóźnieniem. Czyli mówiąc wprost, o mały włos nie ominąłem tak ważnego, jak się później okazało, szkolenia. Na szczęście dzięki nagraniu (które mam do dzisiaj) mogłem obejrzeć je po raz pierwszy, a następnie przez kolejny raz systematycznie je sobie odświeżać i przypominać.

Nie zdradzę niestety, co to był za wykład, kto go prowadził ani w ramach jakiej konferencji to się obyło. Nie posiadam praw do nagrania, a więc nie mogę go udostępnić, a nie chcę również wywierać na nikim presji. Niekiedy prelegent lub właściciel nagrania nie życzą sobie, aby coś ujrzało światło dzienne.

czwartek, 12 stycznia 2023

Najważniejsza rzecz w uśrednianiu

Najważniejsza rzecz w uśrednianiu ceny wcale nie jest związana z uśrednianiem. Być może będzie to dla niektórych zaskoczeniem, ale zanim zaczniemy akumulować akcje jakiegoś waloru, należy przemyśleć więcej aspektów niż to się początkowo mogło wydawać.

Dużo na blogu piszę o uśrednianiu, bo ma ono wiele zalet i umożliwia zbudowanie przewagi na rynku. Niestety niesie ze sobą również wiele ryzyk, dlatego też nie jest ono techniką, którą można spokojnie polecić początkującym inwestorom.

Moje ulubione podejście do budowania pozycji przez uśrednianie to strategia VCA, czyli value cost averaging, a w zasadzie jej konkretna modyfikacja zakładająca wykorzystanie jej w ściśle określonych warunkach rynkowych. 


Omówione powyżej podejście zakłada budowanie pozycji w trendzie spadkowym i powiększanie jej w miarę pogłębiających się spadków, aż uda się złapać ostateczny dołek bessy. Dzięki temu nasza średnia cena nabycia całego pakietu będzie niska i atrakcyjna na przyszłość. 


Oczywiście uśrednianie możemy zastosować w wypadku wielu różnych walorów i w różnych sytuacjach. Również nabycie kolejnego pakietu akcji po kilku latach od kupna pierwszego jest uśrednianiem, mimo że przesłanki do kupna papierów są zapewne inne i nie wynikają z jakiegoś zbudowanego dużo wcześniej systemu.


Przykładem takiej transakcji było u mnie kupno akcji spółki GPW, gdzie wykorzystałem niedawny dołek do powiększenia mojej istniejącej pozycji dywidendowej. Cena uległa pewnemu uśrednieniu, ale głównym celem tej operacji było raczej zwiększenie posiadanego pakietu akcji w związku ze wzrostem wartości portfela. 

A więc uśrednianie, czyli budowanie pozycji o możliwie niskiej cenie nabycia, może mieć za cel również uzyskanie atrakcyjnej stopy dywidendy w relacji do posiadanego pakietu akcji. Tak było w moim wypadku, ale przeważnie cel jest zupełnie inny.

Najważniejsza rzecz w uśrednianiu


Moim zdaniem najważniejszą rzeczą w procesie uśredniania jest wybór waloru, na którym będziemy budowali naszą pozycję. Celem jest zbudowanie pozycji na spółce, która następnie wzrośnie, a nie na walorze, który będzie się przez długi czas poruszał ruchem bocznym, nie pozwalając nam na osiągnięcie spodziewanych rezultatów.