Obniżka w Saxo Bank - nawet 0,12% za handel na GPW i 1 dolar minimalnej prowizji na USA

wtorek, 19 września 2023

Moje najlepsze inwestycje zrobiłem gdy...

Moje najlepsze inwestycje zrobiłem gdy kupowałem akcje, których nikt nie chciał. Nie wtedy, kiedy były popularne, ale właśnie wtedy, gdy inni inwestorzy papierów nie chcieli lub się ich pozbywali. Dzisiaj pokażę, dlaczego jest to tak ważne, a na koniec podzielę się transakcją, którą właśnie rozgrywam.

Wiele jest na rynku powiedzeń inwestycyjnych i jedno z nich zachęca do kupowania akcji, kiedy leje się krew. Mowa jest o sytuacjach, kiedy żaden inwestor nie chce posiadać akcji i wszyscy pozbywają się ich w panice.

Tego rodzaju sytuacje możemy napotkać w kilku miejscach na rynku. Jednym z nich jest głęboka faza bessy, kiedy kumulacja strat sprawia, że inwestorzy przestają myśleć racjonalnie i do głosu dochodzą emocje. Druga sytuacja to publikacja przez spółkę kiepskich danych (lub informacja spoza spółki, ale mocno na nią wpływająca), będąca jednocześnie dużym zaskoczeniem na rynku.


Oczywiście giełdowe powiedzenia mają to do siebie, że są dużym uproszczeniem i nie można ich stosować w każdej sytuacji oraz na ślepo. Naturalną kontrą dla kupowania gdy leje się krew jest powiedzenie o łapaniu spadających noży. Jak pewnie każdy wie, na mocnych spadkach można również nieźle ucierpieć.

W praktyce więc trudno jest wprost stosować różne giełdowe powiedzenia. Nie znaczy to jednak, że nie ma w nich wiele racji oraz że nie warto poświęcić im nieco uwagi, a nawet rozważyć wdrożenie do własnego systemu inwestycyjnego.

Podobnie jest z tytułem dzisiejszego tekstu. Określenie, że akcji "nikt nie chciał" może być różnie rozumiane, dlatego postaram się pokazać, jakie sytuacje mam na myśli i jak to działa w praktyce.

Kupuj tanio dobre spółki


Z kupowaniem w trakcie spadków jest ten problem, że nie mamy gwarancji, że kurs odbije ani nie wiemy, gdzie i kiedy to się stanie. Jest więc ryzyko, że nasza transakcja od razu wpadnie w stratę i będzie się ona pogłębiała do momentu aż rzucimy ręcznikiem na ring i sprzedamy papiery ze stratą.

Dobrym, a nawet doskonałym zabezpieczeniem na takie sytuacje jest kupowanie w trakcie spadków jedynie akcji dobrych spółek. Oczywiście cały problem sprowadza się do tego, czym jest dobra spółka i czym jest dobra cena za akcje danej spółki.

Szukając analogii inwestorzy posługują się porównaniem do promocji w sklepie ze słodyczami. Jeżeli cena spada jest to okazja i warto kupować. Warto jednak pamiętać, że ulubiony lizak, mimo niższej ceny, nadal jest tym samym lizakiem. A więc spadająca cena nie oznacza dla nas niższej jakości produktu, który otrzymamy.

W wypadku inwestowania na rynku może się jednak okazać (i często okazuje się), że spadająca cena jest właśnie odzwierciedleniem spadającej jakości produktu. Może zwyczajnie świadczyć o pogarszającym się otoczeniu spółki lub jakości samego biznesu.

Dlatego najważniejszą z punktu widzenia inwestora rzeczą jest ocena, która spółka jest dobra. 

Co to znaczy, że spółka jest dobra?


Nie chcę robić tu całego wykładu na temat jakości spółek, ale postaram się w kilku punktach pokazać najważniejsze rzeczy, na które patrzę.

Po pierwsze, spółka musi generować gotówkę. Jeżeli biznes jest zdrowy, a zysk nie pochodzi wyłącznie z dziwnych operacji na aktywach, spółka powinna regularnie generować zyski pokryte gotówką. Fajnie, jeżeli spółka płaci dywidendę, ale nie jest to warunek konieczny.

Po drugie, dobrze żeby spółka funkcjonowała na przyzwoitym poziomie rentowności. Są branże, gdzie marże są minimalne, a całość zysków robi się wysokimi obrotami. Niestety w wypadku turbulencji rynkowych (wzrost kosztów, konieczność obniżenia cen dla utrzymania rynku) zysk bardzo często zamienia się w stratę.

Trzecim elementem jest rosnący i perspektywiczny rynek. Jeżeli spółka ma się gdzie rozwijać, dobrze rokuje to na przyszłość. Z jednej strony mamy wiatr w żagle dzięki rynkowi, a z drugiej strony sama spółka może również poszerzać swój udział w rynku.

Kolejny aspekt to lekkość bilansu. Jest to trochę powiązane z marżami, ale preferuję spółki, które nie muszą bardzo dużo inwestować w CAPEX i nieustannie walczyć o technologiczne utrzymanie się na powierzchni. Dlatego w moim portfelu spółki przemysłowe są w zasadzie nieobecne.

Ostatnia rzecz, jaką wymienię to niskie zadłużenie lub jego brak. Jak wiadomo spółki nie upadają z powodu braku zysków, ale z powodu braku gotówki. A duże zadłużenie oznacza, że z gotówką w spółce jest krucho i dodatkowo przekłada się na wzrost kosztów finansowania. Tego rodzaju walorów wolę unikać.

Myślę, że tyle punktów wystarczy, żeby wyrobić sobie wstępny pogląd na temat spółek, które kupuję. Ale czemu to wszystko służy?

Służy kilku rzeczom, z których najważniejszą można określić mianem marginesu bezpieczeństwa. Jeżeli spółka mimo pogorszenia wyników/oczekiwań jest w stanie generować zyski potwierdzone gotówką, ryzyko dla nas, jako inwestorów jest zdecydowanie mniejsze. Dalej jest wtedy spółce do scenariusza spadającego noża, który ucina palce.

Po drugie, tego rodzaju spółce zdecydowanie bliżej jest do lizaka, o którym mówiłem wcześniej, czyli do waloru, który ma tę samą jakość, a różnicą jest głównie niższa cena. W wypadku spółek posiadających ustabilizowane przepływy finansowe, zyski i płacących dywidendę, istnieje pewnego rodzaju dno, poniżej którego walorowi trudniej spaść. Są to poziomy, na których coraz szersza rzesza inwestorów zaczyna dostrzegać, że można nabyć fajną wartość za fajną cenę. I ten właśnie popyt sprawia, że spadki nie ciągną się w nieskończoność.

Jak kontrę można tu pokazać spółki gamingowe lub biotechnologiczne. W ich wypadku nie ma takich twardych punktów odniesienia i spółki te równie dobrze mogą być wyceniane po kursie x co po 3x. Widzieliśmy to niedawno na przykładzie wyników za 2 kwartał opublikowanych przez CD Projekt i 11 bit studios. Wyniki są dla rynku bez znaczenia, gdyż pierwsza spółka za chwilę wydaje Widmo Wolności, a druga jest u progu kilku dużych premier. A więc to, czy spółka jest dzisiaj wyceniana na poziomie C/Z = 20, czy C/Z = 200, nie ma większego znaczenia.

Tak więc klucz do sukcesu tkwi w kupowaniu dobrych spółek, kiedy są przecenione.

Kiedy dobre spółki są tanie?


Wymienię tu dwie główne sytuacje. Być może dwa przykłady to mało, ale z mojego doświadczenia wynika, że dobre rozpoznanie tych sytuacji może zapewnić nam świetną przewagę rynkową i otworzyć drzwi do dobrych wyników.

Pierwszy przykład jest w miarę oczywisty i jest to giełdowa bessa. Wtedy następuje ogólny odwrót od akcji, jako ryzykownych aktywów, a rynek spada jako całość. Oczywiście w ramach szerokiego rynku istnieją branże, które spadają mocniej oraz takie, które opierają się spadkom. Najczęściej ma to związek z przyczyną dekoniunktury oraz tym, czy spółka może bezpośrednio ucierpieć, czy jest jedynie jednym z walorów wyprzedawanych przez rynek.

Przykładem takiego rozróżnienia może być podział na spółki małe i spółki duże. W tym drugim wypadku znaczenie ma kapitał zagraniczny, który może dyktować notowania na naszej giełdzie, a w pierwszym liczą się nastroje naszych krajowych inwestorów, często indywidualnych.

W takich właśnie wypadkach udają się szerokie rynkowe zakupy, zarówno indeksowe, jak i poszczególnych spółek. Warto oczywiście stawiać na selekcję i akumulować te akcje, które naszym zdaniem sprawdzą się najlepiej.

Drugim przykładem przeceny na dobrych spółkach są sytuacje, kiedy dobrze oceniany walor z jakichś względów rozczaruje rynek. Może to być spowolnienie wynikowe, może być wzrost kosztów lub połączenie jednego i drugiego. W takich sytuacjach spółki, które wcześniej miały same pozytywne komponenty, nabierają rys i wzbudzają wątpliwości. Negatywna reakcja inwestorów, często wzmocniona falą wyprzedaży od analityków technicznych (przełamane wsparcia, aktywowane stop lossy) może sprowadzić notowania na dużo niższe poziomy.

O ile w wypadku rynkowej bessy dość łatwo jest akumulować akcje (w końcu wiadomo, że źródło spadków leży poza spółką), o tyle w wypadku pogorszenia wyników/perspektyw nie mamy tej pewności. Może okazać się, że jest to tylko chwilowa sytuacja, po której walor się podniesie, ale może to być również trwała zmiana w biznesie, która przełoży się na długoletni trend spadkowy na kursie.

I główną rolą inwestora jest ocena czynników, które spowodowały spadek, analiza zdrowia waloru oraz tego, czy problemy mają charakter przejściowy, czy trwale uderzą w biznes spółki.

Na koniec trzecia sytuacja, kiedy dobre walory są tanie. Jest to sytuacja, gdy w małej spółce zaczyna się dziać coś ciekawego, ale rynek jeszcze tego nie dostrzegł. Może to być jakaś nowa, dobrze rozwijająca się linia biznesowa, może źródło poprawy wyników (np. zapowiedź zmiany cennika w spółce SaaS).

Chodzi o sytuację, w której kurs co prawda nie spada i nie widzimy wyraźnej przeceny, ale zdecydowanej poprawie ulegają perspektywy spółki, co znacząco zmienia analizę bieżącej ceny waloru, przez co staje się ona atrakcyjna i niska. Jest to jednak ten rodzaj taniej i dobrej spółki, którą najtrudniej jest wychwycić.

Przykłady moich najlepszych inwestycji


Jeżeli śledzicie mojego bloga i sociale to z pewnością o dużej części z tych inwestycji wiecie. A przynajmniej o tej części, którą podzieliłem się publicznie. W każdym razie umiejętność kupowania na spadkach oraz w rynkowej bessie uznaję za jedną z moich najmocniejszych rynkowych przewag.


Od patrzenia na powyższy wykres aż bolą oczy. Jednak nie oszukujmy się, iFirma pozostaje jedną z najlepszych inwestycji w moim portfelu. Akcje kupowałem od 2017 roku, a później powiększałem pozycję w miarę spadków w roku 2018 i 2019. Transakcji było dużo, więc nie nanosiłem wszystkich strzałek na wykres. Pokazałem tylko jedną, z dnia kiedy ukazał się mój artykuł poświęcony spółce.


Gorąco polecam zapoznanie się z linkowanym tekstem. Mimo, że napisany ponad 4 lata temu, idealnie oddaje to, o czym piszę w dzisiejszym artykule. W zasadzie dochodzę teraz do wniosku, że dzisiejszy tekst mógłbym ograniczyć do kilku zdań i powyższego linku. Dlatego jeszcze raz powtórzę, że warto tam zajrzeć.

Patrząc na kontekst spadków na iFirmie w 2019 roku wskazał bym na połączenie trzech czynników: ogólna niska wycena małych spółek w tamtym okresie (iFirma miała wtedy kapitalizację 15 mln zł), okresowe pogorszenie wyników (spowodowane inwestycjami) oraz fakt, że były tam wyraźnie dobre perspektywy i wyraźnie twarde dno w postaci gotówki, która stanowiła połowę kapitalizacji, ale rynek tego nie dostrzegał.


Drugim przykładem, który chcę dzisiaj pokazać jest spółka Pekabex. Pierwszy pakiet akcji kupiłem w lutym 2019 roku. Co ciekawe, udało mi się również znaleźć tekst z tamtego okresu, obrazujący co mnie w spółce zainteresowało.


Podobnie jak w poprzednim wypadku, odsyłam do artykułu i analizy czynników, które skłoniły mnie do kupna akcji. Patrząc z perspektywy czasu, na szczęście nie pomyliłem się.

Ale to była tylko pierwsza transakcja. Drugi pakiet nabyłem w listopadzie 2019, kiedy walor jeszcze się przecenił, czyli stał się jeszcze bardziej atrakcyjny. Przypomina się przykład z lizakiem - ta sama jakość a niższa cena.

Trzeci pakiet wjechał 14 kwietnia 2020, czyli niemal idealnie w pandemicznym dołku. Zadziałało tu połączenie gorących spadków (które na szczęście uznałem za przejściowe i dopuściłem agresywną akumulację) oraz dobrej oceny waloru.

Czwarty pakiet kupiłem na początku sierpnia 2022. Co ważne, kurs był już wówczas po przecenie przekraczającej 50%, którą miałem okazję przewieźć w portfelu. Za kupnem przemówiło kilka czynników, z których dwa główne to znaczna przecena na rynku (i na walorze) oraz spodziewane wystąpienie dołka w niedalekiej przyszłości (co okazało się trafne). Pewne znaczenie miało również to, że między 2019 i 2022 rokiem mój portfel znacząco zyskał na wartości i chciałem nieco doważyć rolę Pekabexu przed kolejnymi latami.


Niestety z argumentów za kupnem ostatniego pakietu akcji wiele się nie utrwaliło, ale można poczytać nieco śladów w komentarzach i moim poście na Twitterze.

A więc mamy tu kilka czynników przemawiających za kupnem. Z jednej strony wyłapany walor, który miał potencjał niedostrzegany przez rynek, a z drugiej strony dobry timing w różnego rodzaju giełdowych bessach.


Trzecim zakupem, który uważam za swoją świetną inwestycję jest Brand24. I tu również zachował się tekst na blogu, który dobrze oddaje moje argumenty stojące za decyzją o kupnie akcji.


I po raz trzeci odsyłam do lektury linkowanego tekstu, gdyż uważam, że można z niego fajnie wyłapać o co mi wówczas chodziło. Kolejne zakupy z kwietnia 2022 służyły powiększeniu pozycji. Trochę więcej informacji spłynęło ze spółki, uwiarygodniło się pozytywne rynkowe story, a więc uznałem, że warto wejść mocniej w walor.

Zakup akcji Brand24 był typem transakcji, o której napisałem najmniej w dzisiejszym tekście, czyli dostrzeżeniem pewnej pozytywnej zmiany, której szerszy rynek wydawał się jeszcze nie zauważać. Wyniki poprawiały się już od kilku kwartałów, spółka wdrażała zapowiadane zmiany i innowacje, a kurs nadal stał w miejscu. Uznałem jednak, że ówczesna cena akcji była atrakcyjna z perspektywy potencjału, jaki spółka niosła i to również zostało potwierdzone.

Nie zapominajmy o ryzyku


Powyżej zaprezentowałem trzy przykłady spółek, gdzie udało mi się wychwycić odpowiednie walory w odpowiednim momencie rynkowym. Chciałbym tu jednak przypomnieć o dwóch elementach dotyczących ryzyka.

Po pierwsze, to nie jest tak, że wszystkie transakcje udają mi się w tak dużym stopniu. Owszem, nadal twierdzę, że umiejętność kupowania w dołkach jest jedną z moich najfajniejszych przewag, ale nie mam mowy o stuprocentowej skuteczności. A więc prowadźcie proszę samodzielne analizy i nie podążajcie za żadnymi guru. Nikt nie jest nieomylny.

Po drugie warto nadmienić, że w momencie kupowania akcji każda z transakcji miała również argumenty przeciwko. Nie można więc mówić o stuprocentowych pewniakach, które kupuje się ze spokojem, że wszystko będzie dobrze. Zawsze istnieje komponent ryzyka i zawsze był on obecny również w moich transakcjach. Dlatego przy analizie spółki ostateczna decyzja należy do nas i niemałe znaczenie ma również umiejętność powiedzenia "tak, kupuję". Zwłaszcza, jeżeli wszędzie wokół na rynku leje się krew.

Dlaczego powiększam moją pozycję na spółce Woodpecker


Inspiracja do dzisiejszego tekstu nie wzięła się z powietrza, ale z mojej ostatniej transakcji na spółce Woodpecker, podczas której powiększyłem mój stan posiadania.


Moje pierwsze akcje kupowałem pod koniec czerwca i w połowie sierpnia 2022. Niestety żaden tekst na blogu nie zachował się na tę okoliczność, więc ówczesne argumenty za kupnem muszę sobie przypomnieć. 

Po pierwsze mieliśmy ciekawy biznes SaaS o poprawiających się wynikach finansowych, z ładnie budującą się pozycją gotówkową i dobrymi perspektywami. Tyle tytułem szerokiego tła.

Krótkoterminowo obserwowaliśmy spadki, bo publikowane przez spółkę poziomy MRR były źle odbierane przez rynek. Inwestorzy obawiali się, że wzrostowa maszynka się zacina. Zarząd z kolei twierdził, że jest to okres wakacyjny i po wakacjach powinno być lepiej.

I właśnie w to ostatnie story uwierzyłem jako inwestor. Rosnący biznes, który napotkał na okres wakacyjny. Postanowiłem skorzystać z przeceny i zająć pozycję. Z perspektywy czasu okazało się to dobrą decyzją, gdyż zysk na tej pozycji przez pewien czas przekraczał 100%.

Ale ostatnio od kilku miesięcy kurs spada, a inwestorzy sprzedają akcje. Powody są dwa. Po pierwsze, znów publikowane przez spółkę MRRy nie rosną. Z jednej strony mamy okres wakacyjny, a z drugiej strony mamy coś, czego rok temu nie było, czyli spowolnienie na rynku IT. Zdaniem wielu osób, jest to gamechanger, który mocno uderzy w spółkę. 

Z trzeciej strony mamy w końcu osłabienie dolara, co oznacza, że słabsze MRRy przełożą się na jeszcze słabsze przychody raportowane w złotym. I tu również prawda, gdyż spodziewam się, że za 3 kwartał 2023 roku możemy nawet zobaczyć stratę netto.

Z czwartej z kolei strony mamy zdecydowany wzrost kosztów. Zarząd na konferencji wynikowej deklaruje, że są to głównie koszty wynagrodzeń związanych z pracami nad obecnymi i nowymi projektami, ale rynek został zaskoczony aż tak dużą skalą tych kosztów. Istnieje obawa, że dotychczasowa maszynka w postaci głównych produktów spółki się zacięła i trzeba uciekać do przodu. A to może oznaczać kontynuację podwyższonych kosztów i obawę o wzrost przychodów. 

Co się stało z kursem, dokładnie widzimy. Przecena z 36 zł na 21 zł, połączona dodatkowo z faktem, że na poziomie 24 zł znajdowało się rynkowe wsparcie. Impulsem do ostatniej fali spadków były, a jakże, słabe MRRy za sierpień.

Dlaczego zdecydowałem się na powiększenie mojej pozycji?

Mówiąc w skrócie, zakładam jednak realizację scenariusza pozytywnego w dłuższym terminie. Planuję wykorzystać obecną sytuację do akumulacji akcji, a jak widać nerwowość na rynku jest dość znacząca. Chcę zaczekać do wyników za 4 kwartał 2023 i 1 kwartał 2024, kiedy będzie wiadomo, czy i jak przychody odbudowały się po zakończeniu okresu wakacyjnego (będzie to wiadomo wcześniej) oraz czy inwestycja w nowe produkty zaczyna przynosić efekty.

Zakładam, że po raz kolejny po wakacjach przychody się poprawią, że nowe produkty wypalą (nawet jeżeli może to zająć nieco dłużej) oraz że spółce wystarczy gotówki na poniesienie nakładów inwestycyjnych i przetrwanie trudniejszego okresu. Co więcej, zakładam również, że kurs jeszcze spadnie.

Na razie wykorzystałem małą panikę z 14 września, aby kupić pierwszy pakiet akcji z tej rundy. Drugi pakiet akcji planuję wrzucić do portfela w połowie października, gdy będą znane MRRy za wrzesień i będzie wiadomo, czy faktycznie koniec wakacji przynosi ożywienie. Kupno trzeciego pakietu zostawiam na połowę listopada, gdy publikowany jest raport za Q3. Rynek może nie być zadowolony ze straty netto, co może przełożyć się na dalszą przecenę.

Na tę chwilę nie deklaruję, że z pewnością kupię akcje. Może wykonam zupełnie inne ruchy niż wyżej opisane, więc proszę, aby nikt mnie nie naśladował. Co więcej, powyższa analiza może dawać odczucie, że moim zdaniem im gorzej tym lepiej. I faktycznie spodziewam się, że kurs może przez kolejne dwa miesiące znaleźć się jeszcze niżej. A jak wiemy, jest to jedno z dużych ryzyk towarzyszących kupowaniu spadających walorów.

Piszę o moich planach dotyczących Woodpeckera w celach edukacyjnych. Uznałem, że trafiła się ciekawa sytuacja "na żywo", którą można opisać w momencie, kiedy się realizuje. Jeżeli całość wypali, będzie do czego wracać w przyszłości. 

Nie chcę jednak zostawić wrażenia, że pokazałem trzy udane transakcje z przeszłości po to, żeby uwiarygodnić i poprzeć tezę o atrakcyjności Woodpeckera i mojej umiejętności do łapania dołków. 

Zatem myślcie samodzielnie, o to Was proszę.

Znajomość waloru kluczem do sukcesu


Jak pewnie zauważyliście, wszystkie zaprezentowane dziś przykłady mają jeszcze jedną cechę wspólną - dłuższą znajomość waloru. Zarówno uśrednianie iFirmy, Pekabexu czy Woodpeckera, jak również powiększanie pozycji na Brand24 odbywało się w kontekście tego, że dana spółka była już w moim portfelu. Czasem od kilku miesięcy, czasem dłużej, ale nigdy nie były do strzały idealnie w dołek za pierwszym razem.

I to jest niestety najtrudniejsze. Czasem potrzebujemy jakiejś relacji ze spółką, przetrzymania jej trochę w portfelu, przeczytania kilku raportów okresowych, żeby wyrobić sobie zdanie na temat waloru. I co równie ważne, żeby wyrobić sobie zdanie kiedy walor staje się okazją inwestycyjną.

Dlatego jestem zwolennikiem inwestowania niewielkich pakietów akcji w interesujące nas spółki tylko po to, żeby mieć je na radarze. Aby do nich wracać, obserwować je i umieć podjąć odpowiednie decyzje w momentach, które stają się do tego odpowiednie.

Pierwsze wrażenia często bywają mylące i może okazać się, że dana spółka ostatecznie nie spełnia naszego kryterium jakościowego. Istnieje więc duża różnica pomiędzy łapaniem na spadkach waloru, który dopiero trafił na nasz radar, a łapaniem spółki, którą już od pewnego (dłuższego) czas znamy.


6 komentarzy:

  1. Kupując spółkę której nikt nie chce zapewne dostaniemy niską cenę jednak by ją zbyć możemy czekać kilka lat aż poprawi wyniki i wróci do łask. A może zbankrutuje?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Możliwość zbycia akcji determinowana jest przez płynność na walorze. Analiza płynności to zupełnie inna historia i powinna być wykonywana niezależnie od tego, jaki mamy inwestycyjny plan. Wiec w omawianym przeze mnie scenariuszu co najwyżej mozemy sprzedać ze stratą, ale wyjście z inwestycji nie powinno być problemem.

      Usuń
  2. Ostatnio miałem w ED Invest zainwestowane 100zł na XTB żeby była na radarze i jak tylko zaczęła rosnąć ze względu na informację o dywidendzie to dokupiłem spory pakiet i w sumie zrobiłem +50% w 1,5 tygodnia :) Jak to się mówi: więcej szczęścia niż rozumu :p

    OdpowiedzUsuń
  3. Już kilka spółek które zakupiłem kilka lat temu na dole zbankrutowały, od jakiegoś czasu boję się ponownie zaryzykować i nie mam już zaufania do swojej wiedzy a szczęścia jak się okazało też za dużo nie mam

    OdpowiedzUsuń