Obniżka w Saxo Bank - nawet 0,12% za handel na GPW i 1 dolar minimalnej prowizji na USA

piątek, 24 kwietnia 2020

Wsparcia i opory - zapomniany klasyk analizy technicznej

Wsparcia i opory są jednymi z najbardziej klasycznych pojęć analizy technicznej. Są jednocześnie jednymi z najłatwiejszych do rozpoznania formacji. Dlaczego zatem tak mało się o nich mówi?

Nie przypominam sobie, kiedy ostatnio przeczytałem artykuł lub obejrzałem nagranie dotyczące wsparć i oporów w analizie technicznej. Odnoszę wrażenie, że większość analityków i twórców uznaje, że temat jest już tak mocno oklepany, że nic nowego nie można już o nim powiedzieć. Tymczasem wykresy rysują się każdego dnia, dając okazję do coraz to nowych spostrzeżeń oraz nowych transakcji.

Partnerem artykułu jest ING, promujące certyfikaty Turbo na rynku polskim.

Dzisiejszym wpisem chcę nieco odkopać to zagadnienie i pobudzić inwestorów do samodzielnych prób na tym polu analizy technicznej.


Być może niektórzy próbowali już podejścia opartego na analizie wsparć i oporów i ponieśli w tym porażkę. Nic dziwnego, gdyż każdego dnia wiele instrumentów dociera do charakterystycznych poziomów cenowych i trzeba nieustannie podejmować decyzję, którym zaufać, a które odpuścić. Być może problemem jest nie sama analiza techniczna, ale samo rozegranie transakcji, tak aby pod koniec miesiąca czy kwartału na koncie było jednak więcej środków niż mniej. W każdym razie mam nadzieję, że ten wpis będzie dobrą okazją do cennych przemyśleń.


Czym są wsparcia i opory?


Wsparcia i opory są jednymi z najprostszych do wyszukania formacji w analizie technicznej. Najczęściej powstają gdy na wykresie tworzy się wierzchołek cenowy, który może być punktem odniesienia dla przyszłych wahań cenowych. Oznaczamy je przy użyciu poziomej linii, a doświadczeni gracze giełdowi obywają się i bez tego.


Jeżeli dane wsparcie lub opór zatrzymały ruch rynku, uznaje się je za potwierdzone i przypisuje mu nieco większą wagę.

piątek, 17 kwietnia 2020

Odważne odbicie w niepewnych czasach - SCT kwiecień 2020

Rynki finansowe od miesiąca znajdują się w fazie odbicia dyskontując perspektywę powrotu gospodarki na normalne tory oraz liczne programy pomocowe płynące od rządów i banków centralnych. Czy można uznać, że najgorsze już za nami?

Przez minione kilka tygodni inwestorzy nieustannie wysuwali scenariusze rynkowe, które mogą się zrealizować. Mówiło się o bardzo gwałtownym załamaniu, po którym rynki nie będą w stanie się podnieść. Mówiło się również o formacji V i bardzo szybkim powrocie do poziomów cenowych sprzed epidemii.

W powyższym kontekście padały również różne sugestie odnośnie posunięć inwestycyjnych. Po jednej stronie byli inwestorzy twierdzący żeby wykorzystać dołek do zwiększonych zakupów, a po drugiej sceptycy twierdzący, że rynki finansowe stoczą się na samo dno o jedyną rozsądną pozycją w tej perspektywie jest gotówka lub inne bezpieczne aktywa, jak chociażby złoto. Gdzieś po środku sytuowali się inwestorzy doradzający wstrzymanie się z wszelkimi działaniami, zarówno sprzedażą akcji, jak ich zakupem.


Warto podkreślić aktualny stan rozwoju epidemii, gdyż nie pozostaje on bez znaczenia. Na przestrzeni minionego miesiąca w zasadzie wszystkie kraje wprowadziły różnego rodzaju środki ostrożności i obostrzenia. Oczywiście odbija się to negatywnie na gospodarce, ale widać już pozytywne rezultaty tych działań. W niektórych państwach liczba wykrywanych przypadków się stabilizuje, a nawet zaczyna spadać. W innych, np. w Polsce, statystyki ciągle rosną, ale jednocześnie przebieg epidemii wydaje się być pod kontrolą. Nie bez znaczenia pozostaje również rosnąca dostępność materiałów medycznych i ochronnych. Po pierwszym szoku podaż zaczyna zaspokajać w coraz większym stopniu zapotrzebowanie, co dodatkowo poprawia perspektywy rozwoju epidemii.

Wydaje się, że właśnie te optymistyczne sygnały stanowią częściową odpowiedź na pytanie o przyczynę ostatnich wzrostów na światowych giełdach. Kolejne państwa zapowiadają stopniowe ograniczanie restrykcji i uruchamianie kolejnych sektorów gospodarki. Z jednej strony pozwoli to firmom zarabiać, a ludziom utrzymać pracę, ale z drugiej rodzi obawy o możliwą drugą falę. Epidemiolodzy apelują, aby z tym procesem się nie spieszyć.

Wielkim znakiem zapytania jest tempo powrotu gospodarki do w miarę zadowalającego poziomu wzrostu. Będziemy to w kolejnych miesiącach obserwowali na bazie licznych wskaźników ekonomicznych. Wydaje się jednak, że rok 2020 będzie bardzo trudny dla wielu branż. Głównym czynnikiem jest ciągle wysoka niepewność co do dalszego rozwoju sytuacji ekonomicznej. W jej wyniku zarówno przedsiębiorstwa, jak i osoby fizyczne będą utrzymywały swoje wydatki na bardzo niskim poziomie, dokonując jedynie podstawowych zakupów. Odczują to firmy, którym przychody będą bardzo powoli wracały do poziomów, które pamiętamy z lepszych czasów. Zapewne wiele branż będzie musiało przejść gruntowną zmianę, gdyż kryzys na stałe zmieni pewne nawyki zakupowe.