Obniżka w Saxo Bank - nawet 0,12% za handel na GPW i 1 dolar minimalnej prowizji na USA

poniedziałek, 27 listopada 2017

Trzy fakty o dywidendzie, które warto znać

Tematyka dywidendy jest bardzo szeroko opisana zarówno w literaturze inwestycyjnej, jak i w finansowej blogosferze. Jednak wielu inwestorom, zwłaszcza początkującym, niektóre zagadnienia i prawidłowe zrozumienie istoty dywidendy mogą sprawiać kłopot. Dlatego wybrałem trzy aspekty, które moim zdaniem warto omówić.

Inwestowanie dla dywidendy jest podejściem długoterminowym


Niektórzy inwestorzy nie widzą w dywidendzie żadnej wartości dodanej. W końcu kupujemy akcje, a kilka dni później od kursu odcinana jest nominalna wartość dywidendy, a kurs dokładnie o tę samą wartość jest korygowany. A więc część naszej pozycji otrzymujemy w gotówce, podczas gdy reszta jest nadal utrzymywana w akcjach, tyle że wartych już trochę mniej.

Co więcej, z matematycznego punktu widzenia ponosimy stratę. Kupując za 10 000 zł akcje spółki, które następnie kilka dni później za 10 000 zł sprzedajemy, nasz wynik finansowy się nie zmienia. Tymczasem kupując za 10 000 zł akcje spółki dywidendowej, po odcięciu od kursu prawa do dywidendy nie posiadamy np. 9000 zł w akcjach i 1000 zł w gotówce. Wypłacona dywidenda (za wyjątkiem kont IKE i IKZE) pomniejszana jest o wartość podatku (19%), a więc nasz finalny wynik finansowy to 9000 zł + 810 zł. Straciliśmy na tej operacji 190 zł, które zostały odprowadzone w formie podatku. W efekcie widzimy, że krótkoterminowe inwestowanie stricte pod odcięcie prawa do dywidendy ma ujemną wartość oczekiwaną.



Czym innym jest jednak inwestowanie w dłuższym horyzoncie czasowym. Pamiętamy przecież, że dywidenda pochodzi z zysku wypracowanego przez dany rok obrotowy. A więc na dywidendę spółka pracuje cały rok, a jej wypłata jest zaledwie kwintesencją posiadania papierów przez ten czas.

Załóżmy, że kupiliśmy akcję za 10 000 zł, a przez rok spółka zarobiła 1000 zł na akcję i cały ten zysk przeznacza na wypłatę dywidendy. W efekcie przed odcięciem prawa do dywidendy kurs powinien wynosić, pomijając inne czynniki wpływające na wycenę akcji, 11 000 zł. Po odcięciu 1000 zł dywidendy i odprowadzeniu od niej 190 zł podatku, nasz wynik finansowy to 10 810 zł. A więc nasz zwrot z tej inwestycji jest dodatni i wynosi 8,1%.

Bardzo ważne jest więc zrozumienie, że zysk, z którego wypłacana jest dywidenda nie pojawia się w spółce nagle, ale jest konsekwencją prowadzonej przez rok działalności gospodarczej. Dlatego wzrost kursu związany z generowanym zyskiem również jest procesem całorocznym. W tym wypadku, chcąc spekulować krótkoterminowo pod wypłatę dywidendy, kupujemy akcje z uwzględnionym już w ich cenie całorocznym zyskiem.

Jest to istotna kwestia, której zrozumienie może niektórym umykać. Ja sam przez długi czas nie patrzyłem na to zagadnienie w długofalowy sposób.

środa, 22 listopada 2017

Pierwsza spółka na GPW z kwartalną dywidendą

Na polskim rynku przybywa spółek dywidendowych i powoli zaczynamy przyzwyczajać się do faktu, że podmiot, którego papiery posiadamy w portfelu dzieli się wypracowanym przez dany rok zyskiem. Dotychczas nie mieliśmy jednak spółki, która zyskiem dzieliłaby się co kwartał, na wzór spółek amerykańskich. iFirma jest pierwszym takim podmiotem na GPW.

Wypłacanie kwartalnej dywidendy przez spółkę może nam się wydawać pewnego rodzaju fanaberią. Bo przecież nie ma wielkiej różnicy pomiędzy otrzymywaniem tych środków raz w roku w stosunku do czterech razy w roku. Niby można wspomnieć o koszcie kapitału i możliwości zainwestowania tych środków w innym miejscu, ale nie oszukujmy się, z perspektywy naszej średniorocznej stopy zwrotu raczej nie zrobi to wielkiej różnicy. Dlaczego zatem warto zwrócić uwagę na ten sposób wypłaty części zysku?

Jak wypłaca dywidendę iFirma?


iFirma, której jestem akcjonariuszem, deklaruje że zamierza wypłacać 30-50% zysku w formie dywidendy. Co więcej, dywidenda ma być wypłacana kwartalnie, w mniej więcej równej wysokości.

W tym celu utworzony został w spółce fundusz dywidendowy, który w pierwszej kolejności zasilony został zyskami z 2016 roku. Spółka podzieliła zysk mniej więcej na trzy części: 1/3 na wypłatę dywidendy, 1/3 na fundusz dywidendowy umożliwiający wypłatę zaliczek w przyszłości oraz 1/3 na kapitał zapasowy. Widzimy więc, że już w pierwszej połowie roku położone zostały podwaliny pod taki system wypłat.



Zgodnie z art. 349 kodeksu spółek handlowych, wypłata zaliczki na dywidendę jest możliwa tylko wtedy, jeżeli w sprawozdaniu za poprzedni rok obrotowy wykazano zysk. A zatem bez zysku za 2016r. nie byłoby możliwe wypłacanie zaliczek z zysków osiąganych w 2017 roku. Jest to pewnego rodzaju mechanizm stabilizujący poziom gotówki w firmie i możliwość jej wypłacenia w formie dywidendy.

Zaliczka nie może przekraczać połowy zysku wykazanego w zatwierdzonym sprawozdaniu finansowym (już za bieżący rok), powiększonego o fundusz dywidendowy. A zatem środki na dywidendę pochodzą z zysku za kwartał lub kilka kwartałów, powiększonego o przeznaczone na ten cel środki z zysku za poprzednie lata.

W przypadku iFirmy pierwsza zaliczka na poczet dywidendy miała miejsce po raporcie za I półrocze 2017 roku. Za pierwsze dwa kwartały wykazano zysk ok. 15 groszy na jedną akcje, a wypłacona zaliczka opiewała na 5 groszy na akcję, a więc stanowiła ok. 1/3 osiągniętego zysku. Warto zwrócić uwagę na krótkie terminy. Komunikat ogłoszono 20 października, dzień ustalenia praw ustalono na 17 listopada, a wypłatę dywidendy na 24 listopada. 

W dniu dzisiejszym wiemy już o zaliczce za III kwartał, która wyniesie 2 grosze na akcje, z zysku w IIIq2017 na poziomie 7,5 grosza na akcję. A zatem w tym wypadku zaliczka wyniesie ok. 1/4 osiągniętego zysku. Ustalenie praw 3 stycznia, wypłata tydzień później, 10 stycznia.

Widzimy więc, że sprawy dzieją się stosunkowo szybko, a gotówka sprawnie trafia do kieszeni inwestorów.

Z czym wiąże się kwartalna wypłata dywidendy?


Przede wszystkim władzom spółki musi się chcieć wypłacać dywidendę w ten sposób. Każdorazowo wypłata zaliczki wymaga uchwały, komplikuje rachunkowość, wymaga raportowania etc. Zatem decyzja o kwartalnej wypłacie zaliczek jest dużym ukłonem spółki w kierunku akcjonariuszy i należy ją traktować jako nowy poziom prowadzenia relacji inwestorskich. A w zasadzie właścicielsko-inwestorskich.

Drugą i ważniejszą rzeczą jest płynność finansowa i rentowność spółki. Decydując się na wypłaty kwartalne spółka bierze na siebie zobowiązanie, że będzie w stanie się z zaliczek wywiązywać. Oznacza to, że w ocenie zarządu i głównych akcjonariuszy sytuacja finansowa spółki jest dobra i będzie dobra w przyszłości na tyle, aby z kwartału na kwartał dzielić się zyskiem. Nie podejmuje się takich zobowiązań, żeby się z nich wycofać przy pierwszym gorszym kwartale. Albo spółka zbuduje odpowiedni zasób gotówki, aby zabezpieczyć gorsze okresy albo też tych gorszych okresów się nie spodziewa. Jedno i drugie stanowi korzystną informację na temat kondycji spółki i rokowań na przyszłość.

Warto wskazać, że wypłacone w 2017 roku zaliczki (za 3 kwartały) skonsumowały 77% zgromadzonego po 2016 roku funduszu dywidendowego. Oznacza to, że fundusz ten musi być systematycznie powiększany z bieżących zysków, bo w chwili obecnej pozwala na utrzymanie wypłat jedynie przez rok.

Czy taki model przyjmie się na GPW?


W tym momencie trudno jest prognozować, ponieważ są to początki kwartalnej dywidendy. Sądzę jednak, że akcjonariusze zaczną naciskać na władze spółki (mniejsi inwestorzy medialnie i przez SII, więksi głosami na WZA) i z czasem liczba spółek działających w ten sposób wzrośnie.

Zakładając, że kwartalna dywidenda jest wyrazem stabilności finansowej spółki i dobrych prognoz na przyszłość, wypłata regularnych zaliczek będzie dla spółki biletem wstępu do nowego elitarnego klubu. A to wydaje się być kuszącą perspektywą, zarówno dla spółki, jak i jej akcjonariuszy.

poniedziałek, 20 listopada 2017

Topstock.pl - nowe narzędzie nie tylko do analizy technicznej

Współczesny program do analizy technicznej musi spełniać wiele funkcji i dostosowywać się do potrzeb inwestorów. Jedną z takich potrzeb jest łatwy dostęp i możliwość szybkiego uzyskania niezbędnych nam informacji.

Na rynku istnieje wiele miejsc, w których można sprawdzić notowania obserwowanych przez nas spółek. Do niedawna dominował w tych miejscach program ISPAG, stanowiący dla wielu osób podstawową aplikację do analizowania rynku. Niestety działał on w technologii JAVA, która od pewnego już czasu napotyka bardzo poważne trudności przy współpracy z wiodącymi na rynku przeglądarkami internetowymi. Duża część inwestorów do dziś nie znalazła aplikacji, która mogłaby ten program zastąpić.

Podobnie jak wiele innych osób, do niedawna moim podstawowym narzędziem do szybkiego sprawdzania bieżących notowań był serwis Stooq.pl. Jednak serwis ten wprowadził obostrzenia dla użytkowników korzystających z oprogramowania typu AdBlock - strona ładuje się każdorazowo z 5-sekundowym opóźnieniem, co stanowi zmorę osób sprawdzających więcej niż tylko jedną spółkę czy indeks i z mojego punktu widzenia stanowi istotny strzał w stopę. Stooq.pl nie posiada również wykresów interaktywnych w HTML, a JAVA, jak wspomniałem wyżej, jest blokowana ze względów bezpieczeństwa.



Okazuje się, że odpowiedzią na te problemy jest serwis Topstock.pl. Nie tylko można w nim przeprowadzić kompleksową analizę techniczną wybranych przez siebie spółek, ale również sprawdzić ich główne dane fundamentalne i wyniki finansowe za ostatnie kwartały i lata.

Topstock.pl jest projektem tworzonym przez ekipę serwisu Longterm.pl i nie stoi za nim żadna wielka korporacja. Tym bardziej zasługuje na uwagę fakt, że bez wielkiego wsparcia kapitałowego udało się stworzyć narzędzie, które skutecznie konkuruje z głównymi graczami na rynku, a pod wieloma względami jest od nich lepsze.

środa, 15 listopada 2017

Jak kupować spadające spółki i dlaczego to takie trudne?

Stara giełdowa zasada mówi, że nie należy łapać spadających noży. Z kolei inna reguła podpowiada, że jeżeli spółka jest w trendzie spadkowym to szanse na jego kontynuację są większe niż na odwrócenie. Dlaczego zatem mielibyśmy kupować spadające walory i jak to robić, aby nie żałować?

Wystarczy rzut oka na warszawską giełdę, aby zobaczyć, że dzieje się z nią coś niepokojącego. Pisałem o tym w ostatnim czasie kilkukrotnie, m.in. we wrześniu i w październiku. Od tego czasu sytuacja w sektorze małych spółek diametralnie się pogorszyła, a indeks sWig80 znajduje się najniżej od 15 miesięcy. Co więcej, spadki wydają się ciągle przyspieszać.



Nie trudno jest wskazać małe, średnie, a nawet całkiem spore spółki, których notowania systematycznie się osuwają. Czasem stabilnie, a czasem panicznie, jak ma to miejsce w przypadku spółki Amica.



Dlaczego więc inwestorzy mogliby chcieć kupować akcje spółek, których notowania lecą w dół?

Trzy powody do chwytania spadków


Pierwszym powodem może być gra na odreagowanie. Wiele spółek spada silnie, spada nagle i pozornie bez wyraźnego powodu. Widząc z kolei, że jest to zjawisko dość powszechne, można przyjmować, że zniżanie lotu nie wynika z czynników związanych z samą spółką, ale leżących poza nią, a dotyczących całego rynku.


Przedłużanie się tego ruchu z pewnością kusi wielu do podejmowania próby kupna akcji teraz w celu zarobienia na potencjalnym odreagowaniu. Strategia ta może mieć lepsze lub gorsze uzasadnienie, lecz z pewnością ma wielu zwolenników.

poniedziałek, 6 listopada 2017

Spółki Ciekawe Technicznie - listopad 2017 - portfel -7,12%

Październik zapisze się w historii portfela SCT jako miesiąc z najwyższym dotychczas zanotowanym spadkiem. Przyczyny tego stanu rzeczy są z grubsza jasne i pojawiały się na blogu już wielokrotnie - spadki w segmencie małych spółek. Czy w końcu sytuacja ulegnie zmianie?

Ostatnie miesiące na głównych warszawskich indeksach można podsumować krótkim sformułowaniem: duże spółki rosną, średnie stoją w miejscu, a małe spadają. Sytuację taką obserwujemy od jakiegoś już czasu, a więc zasadne stają się pytania o dalszy los utrzymującej się tendencji.



W październiku indeks WIG zanotował nowy szczyt, następnie nowy dołek, a po nim wrócił do poziomu, z którym otworzył miesiąc. Można więc powiedzieć, że układ sił na rynku pozostał niezmieniony, aczkolwiek warto przeanalizować sytuację nieco dokładniej.

Szczególną uwagę zwraca indeks sWig80 gromadzący małe spółki. W październiku spadł o ponad 6,7%, następnie lekko odbił, ale jego miesięczna strata ciągle przekracza 6%. Analizując przebieg wykresu od początku tego roku widzimy, że stopa zwrotu jest już ujemna, mimo że cały rynek reprezentowany przez indeks WIG wzrósł o ponad 24%.



Słabość małych spółek była jednym z głównych tematów przewijających się w mediach finansowych w październiku. Trudno się z resztą dziwić, ponieważ duże spółki, zachowujące się ostatnio zdecydowanie silniej, stanowią mniejszość, a duża część inwestorów posiada zapewne przynajmniej kilka spółek małych i średnich. Zazwyczaj takie działanie jest jak najbardziej uzasadnione, ponieważ w długim horyzoncie czasowym to właśnie maluchy rosną najbardziej dynamicznie.