Obniżka w Saxo Bank - nawet 0,12% za handel na GPW i 1 dolar minimalnej prowizji na USA

czwartek, 14 grudnia 2023

Jak upolować ponad 1000% zwrotu na giełdzie

Wysokie stopy zwrotu nieustannie przyciągają wzrok i uwagę inwestorów. Jak wybrać spółkę, która pozwoli nam zarobić jak najwięcej? Dzisiaj omówię to na przykładzie mojej inwestycji, która dała zarobić ponad 1200%.

W inwestowaniu chodzi przede wszystkim o długoterminowe zwiększanie wartości naszych inwestycji. Długoterminowe, czyli w skali wielu lat, bo na taki horyzont musimy się przygotować. I o ile uzyskanie na poszczególnych walorach stopy zwrotu sięgającej ponad kilkadziesiąt procent jest już dużym sukcesem to nieustannie chcemy więcej.

Z drugiej jednak strony, jak się zastanowić nad całym zagadnieniem to jest to poniekąd oczywiste. Chcąc regularnie uzyskiwać stopy zwrotu z portfela przekraczające 10% rocznie, mamy kilka możliwości. Możemy handlować nieco aktywniej (otwieranie i zamykanie pozycji w ciągu roku), a na naszych pozycjach zarabiać po kilkadziesiąt procent, aby pokryły nam one koszty oraz straty na transakcjach nieudanych. Z kolei będąc inwestorem długoterminowym, na posiadanych przez lata spółkach musimy uzyskiwać kilkuletnie stopy zwrotu istotnie przekraczające 100%. Jest to zwyczajnie potrzebne do wzrostu wartości portfela.

A więc nie powinno dziwić, że po ponad 5 latach powinniśmy mieć w portfelu inwestycje o stopie zwrotu sięgającej setek procent. Ale oczywiście zdecydowanie łatwiej jest o tym pisać teoretycznie, a ciężej wdrożyć w życie.


Inspiracją do napisania dzisiejszego tekstu jest mój poprzedni artykuł, w którym opisywałem, jak udało mi się zarobić ponad 1200% na spółce iFirma. Link do niego znajdziesz poniżej.


Wiele z elementów, które sprawdziły się w tamtym wypadku, pojawia się w dzisiejszym tekście. Jednak, co również nie powinno dziwić, na listę tę składa się szereg argumentów zaczerpniętych niczym z podręcznika analizy fundamentalnej. Bo w końcu trudno uznać za oryginalny argument typu "inwestuj w spółki z potencjałem do wzrostu". A jednak bez tego prozaicznego komponentu trudno jest liczyć, że powiększymy wartość naszej pozycji 10 razy.

A więc przystępujemy do omawiania czynników, które warto mieć na względzie szukając jednorożców.

Czas, czas, czas


Każdy, kto zna postać Warrena Buffetta wie, że jednym z kluczowych elementów jego sukcesu jest bardzo długi czas, jaki jest on obecny na rynku. Czy dana spółka może zyskać 1000% w rok? Może, ale jest to bardzo mało prawdopodobne. Ale czy może zyskać 1000% w dekadę? Takich przykładów znajdziemy już zdecydowanie więcej. Wystarczy do tego średnioroczne tempo wzrostu na poziomie 25%. Widzimy więc, że nie jest to aż tak niezwykłe, jak mogłoby się to wydawać.

A więc nasze założenie przy poszukiwaniu takich walorów musi być od samego początku długoterminowe. Z jednej strony każdy zdrowy biznes potrzebuje czasu na wzrost, a z drugiej strony my, jako inwestorzy, musimy być przez cały ten czas na pokładzie spółki.


Każdy zna Budimex, dużą spółkę budowlaną. Budimex był duży już lata temu, ale dzisiaj jest jeszcze większy. Patrząc wstecz widzimy, że w ciągu ostatniej dekady spółka wzrosła o niemal 1000%. Jak rozszerzymy ramy czasowe bardziej, skala wzrostu będzie jeszcze bardziej spektakularna. Powyższy wykres został skorygowany o dywidendy, odzwierciedla więc wzrost wartości dla typowego akcjonariusza z 2013 roku.


Podobnie o setki procent wzrosła Grupa Kęty, inny duży podmiot z naszego rynku. Spółka, która już lata temu była "duża i nudna", potrafiła jednak utrzymać dynamikę wzrostu i regularnie wspinać się na coraz wyższe poziomy.

Tendencję do wzrostu i rozwoju w czasie mają wszystkie giełdowe spółki, co widać na indeksach takich jak Sp500, czy Nasdaq. Dlatego właśnie wielu inwestorów preferuje akcje spółek, jako aktywa pracujące, względem chociażby złota, które jest aktywem niepracującym.

A więc jeżeli damy sobie odpowiednio dużo czasu, posiadanie w portfelu spółki, która wzrośnie nam 10x nie wydaje się czymś aż tak abstrakcyjnym.

Ale aspekt czasowy ma jeszcze jedno oblicze: musimy utrzymać te akcje w portfelu. I to już jest zdecydowanie większym wyzwaniem. Prezentowane powyżej wykresy pokazują historię, ale po drodze było wiele momentów, kiedy przyszłość spółek, a co za tym idzie również potencjalne tempo wzrostu na przyszłość stały pod znakiem zapytania. 

Wynikało to zarówno z czynników specyficznych dla samych spółek i branży, w której funkcjonują, jak również z czynników ogólnorynkowych (covid, wojna). Przez cały ten czas inwestorzy musieli utrzymać wiarę w spółkę, żeby dowieźć wynik, który obserwujemy dzisiaj na wykresie.

Ale mamy tu jeszcze jedną rzecz: niesprzedawanie akcji, kiedy są one absurdalnie drogie. Tak jak bessy i krachy trafiają się okresowo na rynku, tak również trafiają się hossy i okresy szalonych wycen. Jeżeli jako inwestorzy będziemy chcieli skasować dobre wyniki na jakiejś koniunkturalnej górce, istnieje duża obawa, że wyjdziemy ze spółki już na stałe i nie będziemy partycypowali w dalszych wzrostach. 

Może to wynikać z faktu, że w międzyczasie (który to międzyczas może trwać kilka kwartałów lub dłużej) stracimy spółkę z radaru lub nie będziemy mieli akurat wolnych środków, aby odnowić swoją pozycję. Może się również zdarzyć tak, że kurs nie poprzestanie na poziomie, który uznamy za absurdalny i dalej będzie piął się w górę. Może się więc okazać, że pożądana przez nas korekta się nie wydarzy, a my nie wrócimy na pokład.

Taka jest właśnie moja przygoda na Budmiexie. Na skutek ładnej akumulacji zgromadziłem dużą pozycję na spółce w 2018 roku po średniej cenie 130 zł za akcję, którą to pozycję spieniężyłem po 300 zł w 2021 roku, spodziewając się gwałtownej korekty. Owa korekta nie była aż tak doniosła, jak się spodziewałem i na szczęście w roku 2022 udało mi się odnowić pozycję. Sęk w tym, że odbudowałem zaledwie 65% jej oryginalnej wielkości. Z perspektywy tego, że kurs od tego momentu wzrósł o ponad 100%, muszę powiedzieć, że nieco żałuję.

A więc aby długoterminowo dobrze zarobić, nie należy sprzedawać akcji przedwcześnie. Zarówno wtedy, kiedy walor szaleje na wzrostach, jak i wtedy, kiedy spółka przechodzi okresowe trudności. Kluczem jest tu jednak słowo "okresowe", gdyż nic nie jest dane na zawsze, a spółka może natrafić na taką przeszkodę, która długoterminowo zniszczy perspektywy biznesu.

Inwestuj w spółki z perspektywą wzrostu


Niby rzecz oczywista, ale nie każdy inwestor zwraca na nią uwagę. Weźmy przykład Orlenu, czyli spółki, której bieżąca rynkowa wycena wynosi ok 72 miliardy złotych. Czy Orlen może być 10 razy większy? Teoretycznie może, ale szanse na to nie są szczególnie wysokie. W końcu gdzie miałby się rozwijać? W każdym regionie świata obecne są już liczne spółki paliwowe i trudno jest wierzyć, że spółce udałoby się uzyskać jakąś przewagę konkurencyjną, która mogłaby przenieść ją na kilkukrotnie wyższy poziom.

A więc wzrost. Ale na czym ten wzrost miałby się opierać? Można wymienić tu kilka obszarów.

Wzrost branży, w której spółka działa. Jeszcze kilka lat temu korzystanie z księgowości internetowej było mało popularne, ale do dzisiaj rynek ten zdecydowanie wzrósł, czego beneficjentem stała się m.in. iFirma. Podobnie wygląda sprawa z dostarczaniem paczek do automatów, na czym skorzystał InPost. Jeszcze inny przykład to serwisy VOD typu Netflix. Kiedyś rządziła telewizja, a dzisiaj coraz więcej osób z niej rezygnuje na rzecz serwisów z filmami. Przykłady takie można mnożyć.

Uważam, że wzrost branży, w której spółka działa ma kluczowe znaczenie dla jej potencjału wzrostu. Dzisiaj każdy posiada telefon komórkowy, a ceny abonamentów znacząco nie rosną, więc trudno jest oczekiwać, że rynek telekomów będzie dynamicznie rósł. Podobnie ma się sprawa z ubezpieczycielami typu PZU. Jako marginalny można potraktować scenariusz, że w kolejnych latach będziemy wydawali na podobne usługi skokowo większe kwoty. A jeżeli sama branża nie będzie rosła, spółki w niej działające tego problemu nie przeskoczą.

Oprócz wzrostu branży dobrze by było, gdyby spółka była liderem tej branży z jakąś przyzwoitą fosą względem konkurentów. Generuje to kilka przewag. Po pierwsze, lider jest zazwyczaj pionierem we wdrażaniu innowacji. Po drugie, lider zawsze może zgarniać największe i najtrudniejsze zlecenia od klientów, czego często mały podmiot spoza podium nie jest w stanie udźwignąć. Po trzecie, lider ma kapitał, który pozwala pod względem marketingu nakryć czapką mniejszych graczy.

Weźmy przykład aktualnej sytuacji na rynku polskich operatorów turystycznych. Mamy kilku dużych graczy, którzy zgarnęli dla siebie zdecydowaną większość tortu. Jest TUI, jest Rainbow, jest Itaka. Ale pojawiają się również nowi gracze tacy jak Join Up czy Orex Travel, którzy dopiero wchodzą na nasz rynek i zamierzają się na nim rozepchać. Muszą zbudować sieć dystrybucji oraz rozpoznawalność, ale potrzebują przewagi konkurencyjnej, aby się tu utrzymać. Czy poza niższymi cenami (które muszą biznesowo mieć swoje uzasadnienie) zdołają konkurować czymś innym? Zobaczymy.

A więc liderowi jest łatwiej, ale liderzy bywają również skostniali, co tworzy okazję dla mniejszych graczy. Jednak ci mniejsi muszą posiadać trwałą i istotną przewagę konkurencyjną, o co niekiedy trudno, np. na rynku deweloperskim.

Zdrowy bilans i stabilna pozycja finansowa


Jeżeli chcemy posiadać akcje danej spółki przez dłuższy czas, potrzebujemy również pewnego rodzaju bezpieczeństwa. Dla mnie synonimem tego bezpieczeństwa jest niskie zadłużenie (lub jego brak) oraz stabilne przepływy operacyjne pozwalające na sfinansowanie bieżącej działalności i rozwoju. 

Posiadanie takiej komfortowej sytuacji sprawia, że spółce w nadchodzącej przyszłości nie powinno zabraknąć kapitału. Z jednej strony na bieżące funkcjonowanie, ale z drugiej kapitału na rozwój, na marketing, na przetrzymanie trudniejszych chwil, jeżeli jakiś kryzys nadejdzie. 

Znów posłużę się tu przykładem Budimexu, który posiada bardzo znaczną poduszkę gotówkową. Dzięki niej nie musiał finansować się długiem w 2018 roku, kiedy sytuacja na rynku była trudniejsza, jak również nie musi walczyć o kontrakty poprzez składanie ekstremalnie niskich ofert w przetargach. Gotówka to spokój, bezpieczeństwo i większe możliwości. Widać to chociażby przy kupnie nieruchomości, gdzie klient gotówkowy jest milej widziany niż klient kredytowy. A dzięki temu może uzyskać on lepszą cenę lub może zostać wybrany przez sprzedającego, jeżeli jest kilka równoważnych ofert.

I tu znów wracamy do horyzontu czasowego. Jeżeli wiemy, że do uzyskania wysokiej stopy zwrotu potrzebny jest czas liczony w latach, musimy stawiać na takie spółki, które posiadają minimalne ryzyko znalezienia się w tarapatach finansowych. Mogą one nie być super jednorożcem, mogą nie przynieść ponadprzeciętnych stóp zwrotu, ale przynajmniej nie znajdą się w sytuacji, gdzie będą potrzebowali ratunkowej emisji akcji lub finansowania się kosztownym długiem.

Posiadanie produktu/usługi, która zarabia pieniądze


Jest to bardzo ważny czynnik, do którego przykładam dużą wagę. Wielu inwestorów poluje na spółki, które dopiero deklarują, że coś opracują lub prowadzą prace, których rezultaty można będzie ocenić dopiero w przyszłości. Sztandarowymi przykładami takich branż są biotechnologia oraz producenci gier.

Jeżeli się powiedzie, spółka w szybkim czasie może przeskoczyć o kilka poziomów w górę. Tym lepiej, jeżeli rynek wcześniej nie spodziewał się sukcesu.


Przykładem takiej historii jest spółka 11bit studios i premiera gry This War of Mine, która miała miejsce w 2014 roku. Udana gra wywindowała kurs z 9 zł do ponad 60 zł i notowania nie spadły poniżej do tej pory.

Jednak analizując bilans z tamtego okresu widzimy, że spółka we wrześniu 2014 miała na kontach 1 milion złotych i od kilku kwartałów przepalała milion kwartalnie. A więc gdyby gra okazała się klapą, spółka bardzo szybko mogłaby znaleźć się w kiepskiej sytuacji. Podobny case obserwujemy dzisiaj w wypadku spółki Starward Industries i premiery Niezwycięzonego. 

I właśnie dlatego preferuję podmioty, które posiadają już jakiś sprawdzony biznes. Może on być jeszcze niewielki, ale ważne, żeby przez kilka kwartałów można było prześledzić tempo jego wzrostu. Dzięki temu jako inwestorzy mamy narzędzia do tego, aby ocenić potencjał produktu/usługi oraz jego wpływ na rynek. 

Długoterminowo, w horyzoncie ponad 5 lat, zdrowa ewolucja jest bezpieczniejsza niż skokowa rewolucja.

Najważniejsza rzecz - ważna zmiana biznesowa


Wyobraź sobie spółkę, która zajmuje się mało popularną branżą przetwarzania odpadów. Posiada odpowiednie instalacje do termicznej utylizacji, odpowiednie zgody itp. Dysponuje jednocześnie dużymi mocami przerobowymi. I na skutek zmiany przepisów okazuje się, że odpady nie mogą już być składowane na wysypiskach, ale muszą być unieszkodliwiane w sposób, który od lat realizuje spółka, konkurując z innymi, mniej ekologicznymi rozwiązaniami. Na skutek zmiany przepisów, ceny odpadów rosną, a spółka staje się regionalnym liderem w ich unieszkodliwianiu, poprawiając wielokrotnie swoje wyniki.

Wyobraź sobie producenta prefabrykowanych elementów betonowych do budownictwa mieszkaniowego. Nie cieszą się one wielką popularnością, gdyż Polacy ciągle pamiętają siermiężne mieszkania z wielkiej płyty i wolą tradycyjnie układane cegły. Jednak dzięki wzrostom kosztów pracy oraz zmianie wymogów środowiskowych szeroka rzesza inwestorów dowiaduje się, że budownictwo prefabrykowane jest szybsze, bardziej ekologiczne, bardziej precyzyjne i pozwala uzyskać wyższy PUM przy tej samej powierzchni zabudowy. Rynek deweloperski szybko przestawia się na prefabrykację, a wyniki spółki istotnie rosną.

Kolejna spółka działa w branży marketingowo-medialnej, łącząc kilka mniejszych luźno ze sobą związanych segmentów działalności. Jednak okazuje się, że jeden z tych segmentów zaczyna istotnie zyskiwać na znaczeniu, charakteryzując się wysoką rentownością i dwucyfrowymi dynamikami wzrostu. Segmentem tym jest cyfrowa reklama zewnętrzna, która dzięki inteligentnemu targetowaniu pozwala wyświetlać precyzyjne komunikaty do poszczególnych grup odbiorców, umożliwiając częstą ich zmianę bez konieczności tapetowania billboardów. Spółka staje się krajowym liderem cyfrowej reklamy zewnętrznej i przestawia cały swój biznes na ten segment. Kiedy rynek to zauważa, kurs rośnie z 4 zł do 25 zł w trzy lata.

Jeszcze inna spółka prowadzi działalność w zakresie tworzenia oprogramowania, budując zindywidualizowane projekty na zamówienie poszczególnych odbiorców. W pewnym momencie spółka zaczyna tworzyć własny serwis umożliwiający wystawianie faktur. Serwis ten z czasem rozbudowuje się o możliwość samodzielnego księgowania dokumentów, a z czasem przekształca się z internetowe biuro rachunkowe. Powszechny dostęp do Internetu oraz możliwość prowadzenia księgowości za połowę stawek typowych dla tradycyjnych biur rachunkowych oraz bez konieczności osobistego dowożenia dokumentów sprawia, że spółka szybko poprawia wyniki, a segment biura rachunkowego szybko marginalizuje inne obszary biznesowe. Kurs rośnie w kilka lat z 1 zł do pond 40 zł.

Powyższe przykłady bardzo luźno inspirowane są rożnymi przykładami spółek z warszawskiej giełdy. Chciałem za ich pomocą pokazać, jakie walory mogą być najciekawszymi i najbardziej kalorycznymi spółkami pod względem wzrostu.

Chodzi tu o nudne biznesy, które na co dzień nie przyciągają wzroku inwestorów. Wyniki są stabilne, wiele się w nich nie dzieje, a inwestor który nie analizował spółki od roku sądzi, że w dwóch zdaniach może streścić biznes spółki.

I nagle w takiej właśnie małej i nudnej spółce wyrasta nowa gałąź biznesowa. Jakiś projekt poboczny, rozwinięcie czegoś, co wydało się komuś ciekawym pomysłem. I taka gałąź nabiera masy, rosnąc po 100% rocznie. Oczywiście na początku nie wpływa to znacząco na wyniki spółki, ale w pewnym momencie okazuje się, że ten nowy obszar biznesu odpowiada już za 20% przychodów i nadal rośnie. Co więcej, klienci przybywają, pojawia się sensowna marża (wyższa niż z dotychczasowej działalności spółki), a perspektywy są bardzo dobre.

I wtedy właśnie zaczyna się winda na spółce. Jako pierwsi kupują insiderzy, jako drudzy kupują inwestorzy, którzy walor śledzą. I tak z kwartału na kwartał notowania rosną. W momencie, gdy tę zmianę w spółce dostrzega szeroki rynek, kurs jest już często kilkukrotnie wyżej niż jeszcze rok wcześniej. A to przecież dopiero początek drogi. Z czasem rozwijają się wszystkie pozostałe elementy sprzyjające takim wzrostom, o których pisałem wyżej. Poprawia się sytuacja płynnościowa, spółka generuje gotówkę na podtrzymanie lub przyspieszenie wzrostu, okazuje się, że spółka jest liderem sektora, który sama stworzyła. I wtedy notowania rosną jeszcze szybciej, a wyceny wskaźnikowe zaczynają szybować.

To właśnie takie spółki wydają mi się najciekawsze i takich najbardziej teraz poszukuję. Spółka zarabiająca milion rocznie jest w 2021 wyceniana na C/Z=6, po czym w 2023 roku okazuje się, że spółka raportuje zysk na poziomie 6 mln zł, ale jest wyceniana na C/Z=25. Cena akcji skacze z 6 zł w 2021 do 150 zł w 2023r. 

Widzimy, że część tej zmiany wynika z poprawy wyników, ale duża część z poprawy samego sentymentu. Zyski wzrosły 6-krotnie, ale spółka z waloru znajdującego się dotychczas na marginesie rynku zaczęła być doceniana przez inwestorów, którzy zakładają kontynuację dobrych dynamik. 

Moim zdaniem takie właśnie walory najlepiej rokują na tenbaggera w portfelu. Jednak znalezienie ich nie jest wcale łatwe.

Szczęście, szczęście, szczęście


Na koniec trzeba wspomnieć o roli szczęścia, która jest w tym całym układzie wyjątkowo doniosła. Bez problemu można wyobrazić sobie dwie niemal identyczne sytuacje, w których dwóch inwestorów zachowa się w taki sam sposób. Jednak w jednym wypadku doprowadzi to do rewelacyjnego wyniku, a w drugim będzie największym błędem. Po czasie z pewnością znajdziemy argumenty mówiące, dlaczego w danym przypadku należało zachować się tak, a nie inaczej, ale w momencie podejmowania decyzji kluczowe znaczenie ma bardzo często szczęście.

Co więcej, żeby faktycznie dobić do tych 1000% stopy zwrotu na danym walorze, szczęście musi dopisać nam wiele razy z rzędu. Musimy mieć szczęście, żeby znaleźć daną spółkę, kiedy akurat jest tania. Musimy mieć wówczas wolne środki na rachunku. Musimy mieć szczęście, żeby ostatecznie kupić akcje do portfela. Następnie przez okres kilku lat musimy mieć szczęście, że spółka stanie się żyłą złota (czyli spełnią się wszystkie pozytywne scenariusze w biznesie spółki, a ryzyka się nie zmaterializują). Po drodze my musimy mieć szczęście, żeby nie skusić się na skasowanie 100% czy 200% zysku i pozwolić walorowi dalej rosnąć. Musimy mieć szczęście, aby nie wycofać się na licznych korektach. I na koniec musimy mieć dość szczęścia, żeby w odpowiednim momencie zamknąć naszą pozycję i zaksięgować ten zysk.

Oczywiście każdy element szczęścia można teoretycznie zastąpić odpowiednią analizą, doświadczeniem i wyczuciem rynkowym. I faktycznie tak jest, że im lepszym jesteśmy inwestorem tym większa jest szansa, że wszystkie kluczowe elementy rozegramy prawidłowo. Ale mając kilkunastoletnie doświadczenie na rynku muszę przyznać, że rola szczęścia w tym całym układzie jest nadal bardzo doniosła.

Nie zapominajmy o spółce


W całej tej układance warto również wspomnieć o samej spółce. O pracy zarządu i pracowników, których trafne decyzje biznesowe przekładają się na wynik, którym my, jako inwestorzy, możemy się cieszyć. Zarabianie na takich wzrostach to nie jest polowanie na spadające gwiazdy, gdzie rzeczy dzieją się same, a sukces jest tylko sukcesem inwestora.

Za sukcesem każdej spółki stoją ludzie, którzy często poświęcili i nadal poświęcają dużą część swojego życia na budowanie wartości. Oczywiście często sami również są beneficjentami tego wzrostu, czy to przez posiadane akcje, czy przez wynagrodzenie lub premie, ale bez tego my jako akcjonariusze nie mielibyśmy możliwości skorzystania z rozwoju biznesu.

A więc nie patrzmy na wysokie stopy zwrotu jedynie przez pryzmat naszych umiejętności, ale również dostrzegajmy pracę innych, która za tym stoi.

Jak znaleźć jednorożca?


W dzisiejszym tekście pokazałem, jaki profil spółki może przynieść inwestorowi bardzo wysoką stopę zwrotu. Przede wszystkim stawiałbym na podmioty, które już teraz prowadzą w miarę zdrowy biznes, ale w których zaczyna się dziać coś ciekawego, pozwalającego przenieść spółkę na zupełnie inny poziom. 

Dzięki temu z jednej strony poprawiają się wyniki, a z drugiej strony poprawia się wycena i sentyment rynkowy. A połączenie tych obu efektów stanowi chyba najlepszy przepis na sukces.

Jednak znalezienie takiej spółki wcale nie jest łatwe. O sposobach na poszukiwania napiszę jednak w kolejnym tekście. Jeżeli nie chcecie go przegapić, zachęcam do zapisu na newsletter i śledzenia sociali.



5 komentarzy:

  1. Trafiły mi się dwie takie perełki w portfelu: CDR kupiony w 2010 roku i Budimex kupiony w 2012. Oba trzymam nieprzerwanie. CDR wykręcił 2731% a BDX 782% i liczę, że za 2-3 lata osiągnie 1000% (głównie dzięki dywidendom).
    Na przyszłość nie widzę jednak szans na kolejny tego typu strzał, bo inwestuję już bardzo zachowawczo. Jedynie CDR pewnie za 8-10 lat ponownie zrobi z dywidendami kolejny 1000%.

    OdpowiedzUsuń
  2. Znalezienie tenbaggera nie jest łatwe. Ale znacznie trudniej jest utrzymać taką spółkę w portfelu. W przypadku CDR obserwowałem na forach jak wykruszały się kolejne nicki na ważnych poziomach. Najwięcej odpadło na poziomach ok. 8-9 zł oraz 21-23 zł. Najwytrwalsi odpadali po ~100 zł w 2017 roku. Ja byłem bliski likwidacji pakietu w 2016 roku po 23 zł.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja na CD Projekcie, jak rósł przed 2021 rokiem zarobiłem kilka razy po 100%. A mogłem trzymać przez cały ten czas i bym miał kapitał spokojnie x10, a licząc do szczytu, pewnie x20. Ale cóż, wtedy inne nastawienie miałem :)

      Usuń
    2. W latach 2009-2013 byłem bardzo aktywny, wykonywałem setki transakcji. Ostatecznie okazało się, że nie mam do tego smykałki. Nauczyłem się jednak w tym czasie wiele (słono za naukę zapłaciłem), ostatecznie zdecydowałem się na inwestowanie dywidendowe w najlepsze fundamentalnie (w swoich branżach) spółki. W CDR'a wszedłem, bo jestem z branży i kiedyś byłem klientem CD Projektu. W czasach, gdy byli jeszcze dystrybutorem gier, nikt tak jak oni nie potrafił pilnować finansów a były to czasy, gdy każdy każdemu był winien pieniądze za faktury. Imponowali mi wtedy profesjonalizmem i jak weszli na giełdę zdecydowałem się postawić na nich. Rollercoaster był wtedy niezły, bo CDR nie przynosił zysków i nie było wiadomo jak rynek przyjmie Wiedźmina 2.

      Usuń
  3. hm po wejsciu na zapis newslettera laduje na 404

    OdpowiedzUsuń