Obniżka w Saxo Bank - nawet 0,12% za handel na GPW i 1 dolar minimalnej prowizji na USA

piątek, 27 grudnia 2013

Bajka o internetowych mędrcach

Rzecz działa się nie tak dawno temu, za górami, za lasami, pewnej nadwiślańskiej krainie... Młody człowiek zapragnął wyswobodzić się w końcu z codziennych obowiązków, konieczności mozolnego zdobywania środków na utrzymanie. Zapragnął odnieść spektakularny sukces, tak wielki, żeby później już nie musieć pracować. Doszedł do wniosku, że zostanie inwestorem, dołączy do starożytnej profesji, która nawet dziś owiana jest wielką tajemnicą i nie do końca wiadomo, co jest prawdą, a co mitem.

Młody człowiek nie szukał nauczyciela, kogoś kto wprowadzi go w świat inwestycji. Nieszczególnie też pociągały go manuskrypty, zawierające porady niezliczonych pokoleń giełdowych graczy. Wolał spróbować samodzielnie i osiągnięty sukces zawdzięczać tylko sobie.

Nie wiemy dziś dokładnie, czym się kierował wybierając obiekt swojego inwestycyjnego zainteresowania. Zapewne chęć zysku skłoniła go do zaufania Midasowi, legendarnemu królowi, który wszystko czego dotknął, zamieniał w złoto. Pomyślał sobie młody człowiek: skoro potrafi on zdziałać takie cuda, z pewnością pomnoży i moje pieniądze, zapewniając dostatnie życie. Nasz bohater zebrał więc cały swój majątek, ponad dwadzieścia tysięcy talarów, i wszystko to powierzył Midasowi. Związał z nim swój los na dobre i na złe.

Nie myślcie jednak sobie drodzy czytelnicy, że wybór ten dokonany został na ślepo. Ów młody człowiek zasięgnął też nieco wiedzy na temat Midasa. Dowiedział się, że przychody skokowo rosną. Internetowe ptaszki ćwierkały też o rewolucji, jaką jest tajemnicza transmisja LTE, mająca zmienić świat. Mówiło się, że Midasa czeka świetlana przyszłość i nasz bohater chciał być jej częścią, a nawet samemu ją tworzyć.

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Jak grać na giełdzie - inwestowanie z trendem cz. 3

Ostatnim razem omówiłem, jak można zajmować pozycję w korekcie, rozbijając całość na trzy podejścia. Dzisiaj zajmiemy się bardziej szczegółowo trzecim z podanych rozwiązań, czyli kupowaniem akcji w chwili, kiedy uznamy, że korekta już się zakończyła i rynek powraca do ruchu w kierunku dotychczasowego trendu.

Wydaje się, że największym problemem jest moment uznania, że rynek właśnie się odwraca. Przecież ceny w trakcie korekty również mają swoje wahania i czasami zmieniają kierunek, co wcale nie oznacza zmiany szerszej perspektywy. Musimy więc wypracować rozwiązanie, które będzie w miarę skutecznie rozpoznawało takie właśnie sytuacje, jednocześnie pozwalając uniknąć zajmowania pozycji w nieodpowiednim momencie. I tutaj znów mam dla Was trzy propozycje

Ruch większy niż pozostałe

Zazwyczaj zakończenia korekty oczekujemy w chwili, kiedy jest już ona dość zaawansowana. Oznacza to, że mamy pewną próbkę notowań z okresu ruchu przeciwnego do dotychczasowego trendu i jesteśmy w stanie ocenić, jak przebiegał wykres. Dzięki temu możliwe jest ustalenie szerokości kanału, w którym zamykają się zwykłe codzienne wahania rynkowe. Wizualizacją tego może być zawężona wstęga Bollingera lub też wstęga utworzona przez odpowiednie przesunięcie i zreplikowanie szybkiej średniej kroczącej. Dość dobrze powinien się również sprawdzić kanał zbudowany z krótkich linii trendu, które opasując wykres wyznaczają jednocześnie kierunek i możliwy zakres ruchów.

środa, 18 grudnia 2013

Mikołaj przywiózł prezenty i niedźwiedziom i być może bykom

Mamy w tym roku dość smutny grudzień dla posiadaczy akcji, przynajmniej tak można by było wnosić z analizy głównych indeksów na warszawskiej giełdzie. Trwające od końca listopada spadki sprawiają, że akcje nie bardzo dały zarobić. Chodzą słuchy, że na obligacjach korporacyjnych też nie jest za różowo. Dodatkowo dni wolne od sesji nieco przyspieszyły konieczność podjęcia decyzji w zakresie optymalizacji podatkowej, którą niektórzy inwestorzy lubią stosować.

Trzeba więc zadać sobie pytanie, co z tym fantem zrobić. Paradoksalnie, być może wcale nie wygląda to tak źle. Dlaczego? Odpowiedź znajdziecie w nagraniu, które prezentuję poniżej, licząc na komentarz lub udostępnienie.

wtorek, 17 grudnia 2013

Jak grać na giełdzie - inwestowanie z trendem cz.2

W poprzednim wpisie na temat inwestowania z trendem napisałem, że dobrym momentem do zajmowania pozycji w trakcie trwającego już trendu jest faza korekty. Nie ponosimy ryzyka związanego z rozpoznawaniem początku ruchu wzrostowego, a jednocześnie korektę mamy już za sobą, więc szanse na jej wystąpienie w najbliższej przyszłości są znacznie mniejsze.
Jak widzimy na powyższym wykresie, indeks WIG znajduje się właśnie w fazie korekty. W ciągu ostatnich miesięcy mieliśmy panujący na rynku trend wzrostowy, a zatem można oczekiwać, że ceny w dalszym ciągu będą podążały w tym kierunku. Jednocześnie trwająca korekta zaznaczyła się dość wyraźnie na wykresie, a co za tym idzie, można by było oczekiwać, że w najbliższym czasie rynek powróci do wzrostów. To jest właśnie moment, w którym należy wytężyć naszą uwagę w oczekiwaniu na sposobność do zajęcia długiej pozycji.

Kiedy kupować akcje w korekcie?

Pytanie wbrew pozorom jest całkiem poważne i w zależności od tego, jak sobie na nie odpowiemy, inaczej będą się kształtowały nasze wyniki inwestycyjne. Idą za tym również zupełnie inne ryzyka, na które musimy się zgodzić, ale jednocześnie otrzymujemy nieco odmienne szanse na dokonanie dobrej transakcji.

Kupowanie w trakcie trwającej korekty

Można kupować w czasie trwającej korekty, czyli kiedy rynek jeszcze porusza się przeciwnie do dotychczasowego trendu. Dzięki temu mamy gwarancję, że kupujemy po lepszej cenie niż przed korektą, a jednocześnie jest pewne prawdopodobieństwo, że trafimy akurat w dołek i będzie to najlepsze miejsce do kupna. Takie podejście może kusić, zwłaszcza w przypadku pogłębiającej się korekty. Patrząc na powyższy przykład, widzimy rynek schodzący coraz niżej. Ceny są coraz bardziej atrakcyjne, a trend w dalszym ciągu nie jest zagrożony, więc z długoterminowego punktu widzenia wydaje się to bardzo dobre rozwiązanie.

Ma to jednak kilka wad. Po pierwsze, trudno jest ustawić rozsądnego stop lossa. Umieszczając zlecenie obronne zwyczajnie kilka procent poniżej poziomu, na którym zajęliśmy pozycję, ryzykujemy, że zostanie ono zrealizowane dokładnie w najgorszym momencie, czyli w samym dnie korekty. Być może po czasie zorientujemy się, że wchodziliśmy, kiedy ruch antytrendowy był już zaawansowany, ale rynek podążył dużo dalej. Co wtedy? Odnowienie pozycji bywa o wiele trudniejsze i pewnie często okaże się, że ruch wzrostowy nas ominie.

Drugą wadą takiego podejścia jest fakt, że korekta może być czymś zupełnie innym, a mianowicie już ruchem spadkowym. Powrót do wzrostów szybko nie nastąpi, a my zostaniemy z akcjami tracącymi na wartości. Problematykę ustawienia zlecenia stop loss omówiłem powyżej. Dlatego ja wolę jedno z dwóch kolejnych podejść.

Łapanie dołka

Tak, wiem jak to brzmi. Ale czasami analiza techniczna pozwala wychwycić sytuacje rynkowe, w których szanse na to, że akurat mamy do czynienia z końcem korekty są całkiem wysokie. Mam tu na myśli głównie wsparcia, do których dociera ruch korekcyjny. Jeśli wykres układa się w dogodny sposób, poziom wsparcia może zatrzymać ruch spadkowy, gdyż zazwyczaj w tym miejscu napotykamy zwiększony popyt ze strony inwestorów. Możemy się do niego przyłączyć, co często prowadzi do zajęcia pozycji w najlepszym do tego miejscu.

Drugą zaletą takiego podejścia do tematu jest w miarę ciasny obszar, w którym możemy ustawić zlecenie stop loss. Jest on wyznaczany poprzez test poziomu wsparcia, a co za tym idzie, stopa umieszczamy tam, gdzie przyjmujemy, że poziom został przełamany. Wtedy ponosimy stratę, ale najczęściej jest ona niewielka. Dzięki temu łatwiej jest nam odnowić pozycję, jeśli rynek zejdzie trochę niżej i wygeneruje kolejny sygnał kupna.
Na powyższym przykładzie widać, że rynek dotarł dokładnie do poziomu wsparcia, po czym odbił się od niego powracając do ruchu wzrostowego, który wyniósł ceny znacząco wyżej. Warto jest podkreślić niskie ryzyko takiego właśni zagrania. Jest to jedna z sytuacji, w których bardzo lubię wchodzić do gry.

Powrót do dotychczasowego trendu

Trzecie podejście do zajmowania pozycji w fazie korekty zakłada wchodzenie na rynek wtedy, kiedy uznamy, że ruch przeciwny do dominującego trendu się zakończył. Dzięki takiemu właśnie rozwiązaniu, nie staramy się prognozować dołka, ale czekamy na potwierdzenie w postaci rynkowego odwrócenia. Uznajemy, że potencjał spadkowy się wyczerpał, a jednocześnie dołączył do gry świeży popyt, który ma szanse wypchnąć cenę na nowe, przynajmniej lokalne, maksima.

Jest to też dla nas okazja, żeby ustawiać zlecenie obronne w dość oczywistym miejscu, czyli pod dnem korekty. Uznając, że właśnie się ona kończy, zakładamy że rynek nie wróci do tego poziomu, ale będzie się od niego oddalał. Stąd jest  to chyba optymalna lokalizacja dla naszego zlecenia.

Nic nie stoi na przeszkodzie, aby łączyć to podejście z opisanym wyżej, w którym korekta zatrzymuje się na poziomie wsparcia. Wystarczy tylko poczekać trochę dłużej i sprawdzić, czy wsparcie się utrzyma, a cena zmieni kierunek. Jeśli tak, można zaryzykować i dokonać transakcji, gdyż bardzo często dają one dobre rezultaty.

Jeśli zdecydujemy, że będziemy wchodzili na rynek po końcu korekty i powrocie do wzrostów, trzeba sobie zadać pytanie o moment tego wejścia. Jaki ruch powrotny uznamy za wystarczający do zajęcia pozycji, a kiedy będzie to jeszcze zbyt wcześnie? Tym zajmiemy się w kolejnym wpisie z tego cyklu.

czwartek, 12 grudnia 2013

Jak grać na giełdzie - inwestowanie z trendem

Zarabianie na giełdzie z pewnością jest pociągającą wizją uzyskiwania przychodów, ale wiele osób ponosi porażkę. Nie są w stanie wygrać z rynkiem, z własnymi emocjami lub zwyczajnie nie mają dość cierpliwości, żeby wytrwać na tyle długo, aby wypracować skuteczną metodę.

Warto jest przyglądać się różnym strategiom inwestycyjnym, gdyż nie zawsze inwestowanie musi być skomplikowane. Wręcz przeciwnie, czasem uproszczenie pewnych spraw pozwala na większą elastyczność oraz na lepsze wykorzystanie nadarzających się możliwości.


Trend jest twoim przyjacielem - ale jak go wykorzystać?

Mówi się, że trend jest przyjacielem inwestora. Z pewnością trudno jest się z tym sformułowaniem nie zgodzić. Problem pojawia się w sytuacji, w której musimy przekuć to ogólne stwierdzenie na praktyczne działania mające nam przynieść finansowy zysk. I wtedy okazuje się, że przyjaciel często bywa niewdzięczny. Sam staram się wykorzystywać trend we własnych inwestycjach, co prezentuję często w spółkach ciekawych technicznie, i postaram się pokazać Wam, jak można wykorzystywać siłę trendu bez ponoszenia nadmiernego ryzyka.

Częstym podejściem podczas inwestowania z trendem jest próba złapania go na samym dole, w chwili kiedy dopiero zaczyna się formować. Wynika to z bardzo prostej, ale niezmiernie sugestywnej koncepcji czterech faz rynku. Problem pojawia się wtedy, gdy staramy się złapać początek nowego trendu, po czym kilkukrotnie ponosimy porażkę i nasza strata powiększa się. Z racji dość zasadniczej natury zmiany trendów, zlecenie stop loss musi być dość znacznie oddalone, co sprawia, że za każdym razem tracimy dużą część środków. Oczywiście są pewne metody obrony przed takimi sytuacjami, które sam stosuję i o nich napiszę przy innej okazji.

Pozostaje więc pytanie, jak korzystać z trendów wzrostowych, ale jednocześnie nie ponosić nadmiernego ryzyka związanego z próbami zgadywania, kiedy trend ma swój początek. Moja odpowiedź to...

Wchodź na rynek w trakcie trwającego trendu

Rozwiązanie proste, ale mam wrażenie, że bardzo niewiele osób z niego korzysta. Każdy stara się uchwycić trend w samym zarodku licząc, że będzie to transakcja zwielokrotniająca pieniądze zainwestowane w akcje danej spółki. Natomiast zajmowanie pozycji w trakcie już trwającego trendu wydaje się dobrowolnym ograniczaniem zysków. Moim zdaniem bardzo niesłusznie, gdyż nawet w trakcie dużego ruchu wzrostowego rynek jest w stanie wzrosnąć o kilkaset procent. A jeśli nie o tyle, to z pewnością o ładne kilkadziesiąt. Pogardzicie czymś takim?

Jak w takim razie podłączać się to już trwającego trendu?

Można wchodzić na rynek w danej chwili, tzn. wtedy, kiedy zauważamy iż jakaś spółka czy inne aktywo znajduje się w trendzie wzrostowym. Otwieramy pozycję i ustawiamy zlecenie stop loss w odległości dopasowanej do aktualnej zmienności panującej na danym walorze. Następnie, jeśli rynek zmierza w kierunku przez nas założonym, przesuwamy zlecenie obronne coraz wyżej, stopniowo zabezpieczając zyski. Jeśli natomiast nastąpi ruch przeciwko naszej pozycji, zlecenie stop loss ucina stratę.

To podejście opiera się na jednej z podstawowych zasad analizy technicznej, która stanowi, że trwający trend ma większą tendencję do kontynuacji ruchu niż do jego odwrócenia. Liczymy, że wchodząc na rynek w dowolnym momencie mamy szanse na sukces większe niż 50%, a zatem daje nam to statystyczną przewagę. 

Problem pojawia się w sytuacji, w której rynek dokonuje korekty, a my dowiadujemy się, że kupiliśmy w najgorszym możliwym momencie. Korekty w trendzie są czymś naturalnym, ale cofający się rynek może łatwo naszego stop lossa aktywować. I w rezultacie pozycja zostaje zamknięta, a trend jest kontynuowany już bez naszej obecności na pokładzie. No, chyba że dokonamy jeszcze jednej transakcji.

Przyjaciółka korekta nadchodzi z pomocą

Ja preferuję nieco inne podejście. Wynika ono z powrotu do bardzo podstawowych kategorii analizy technicznej, a w tym wypadku nawet inwestowania jako takiego. Czym jest trend? Sekwencją coraz wyższych szczytów i dołków. Czyli po ustanowieniu nowego wierzchołka rynek cofa się, formuje dołek wyższy od poprzedniego, a następnie wybija się na nowy szczyt i cały proces się powtarza. Co nam to daje? No cóż, niestety nie jesteśmy w stanie przewidywać korekt, gdyż w czasie trendu rynek potrafi przebyć nieraz całkiem dużą odległość zanim zacznie odreagowywać dotychczasowe wzrosty lub spadki. Ale możemy z dużym prawdopodobieństwem zakładać, że po korekcie nastąpi powrót do dominującego ruchu rynkowego. I takie właśnie sytuacje mnie interesują. 

Na czym polega różnica między kupowaniem w dowolnym momencie? Załóżmy, że tam posiadamy prawdopodobieństwo nieco wyższe od 50%, że rynek podąży w kierunku dotychczasowego trendu. W tym przypadku dokładamy jeszcze prawdopodobieństwo, że po korekcie nastąpi kolejny ruch impulsowy, zgodnie z zasadą działania trendu.

Czy to oznacza, że uzyskujemy już prawdopodobieństwo rzędu 60% i więcej, że nasza transakcja zakończy się sukcesem? Oczywiście nie. Ale z mojego doświadczenia wynika, że dużo lepsze wyniki daje zajmowanie pozycji w korekcie niż w przypadkowym miejscu na wykresie trendu wzrostowego. Można powiedzieć, że potencjał spadkowy "rozładowuje" się w korekcie, dzięki czemu rynek znów może podążać w dotychczasowym kierunku. Poziomy cenowe stają się nieco bardziej atrakcyjne, co przyciąga dodatkowy popyt do gry.

W kolejnym wpisie omówię, jak można dokonywać transakcji w fazie korekty, bo wbrew pozorom nie jest to taka prosta sprawa.

poniedziałek, 9 grudnia 2013

Zakładam nowego bloga. Serwis opcjenaakcje.pl już działa!

Idzie nowe! Jakiś czas temu informowałem Was, że nawiązałem współpracę z serwisem YourOptions.pl i że od tego czasu pojawi się trochę więcej materiałów na temat opcji. I ucichło. A było to tak...

Pewnego październikowego popołudnia biegałem po lesie słuchając podcastu Michała Szafrańskiego, który przeprowadzał rozmowę z Patem Flynnem, o którym mówi, że jest ojcem chrzestnym jego bloga. Kończąc już rundę, pod wpływem nagrania wpadł mi do głowy pewien szalony pomysł, aby wydzielić z tego bloga całą tematykę opcyjną i przenieść ją pod zupełnie inny adres. Po powrocie poszperałem szybko w internecie i od razu wykupiłem domenę i hosting. I tak oto zaczęła powstawać witryna opcjenaakcje.pl

opcje na akcje

Opcje na akcje, czyli co?

W nowym serwisie będę poruszał szeroko rozumianą tematykę opcyjną. Przyznam szczerze, że wiążę duże nadzieje z wprowadzeniem na warszawską GPW opcji na akcje i stąd wziął się tytuł całego bloga oraz temat na pierwszy wpis. Oprócz tego będę oczywiście pisał o będących już w obrocie opcjach indeksowych, a w przyszłości być może również o opcjach egzotycznych, które stają się coraz popularniejsze w naszym kraju.

Na stronie otrzymacie bieżące informacje dotyczące regulowanego rynku opcji w Polsce. Będę omawiał aktualne regulacje, statystyki rynkowe oraz zasady obrotu, aby inwestorzy nie napotykali na jakieś nieprzewidziane niespodzianki w tym zakresie.

Dużo miejsca zamierzam poświęcić inwestowaniu z wykorzystaniem opcji na akcje. Omówię najpopularniejsze i te mniej popularne strategie, napiszę co jest na naszym rynku możliwe, a czego zrobić się nie da.

Do kogo kieruję opcjenaakcje.pl?

Można powiedzieć, że do wszystkich inwestorów, tak początkujących, jak i bardziej zaawansowanych. Będąc Humanistą na giełdzie, pokażę praktyczne aspekty inwestowania z wykorzystaniem opcji giełdowych, aby nawet osoby nie posiadające wcześniejszego doświadczenia w tym zakresie były w stanie spróbować swoich sił w tym segmencie rynku. Liczę na to tym bardziej, gdyż z niecierpliwością czekam na nowe instrumenty, aby usprawniły one również moje działania na rynku.

Osoby już działające na rynku opcji znajdą dla siebie w nowym serwisie niemało ciekawostek. W szczególności będą to analizy poszczególnych strategii oraz zachowania tych instrumentów w różnych okresach panujących na giełdzie. Dodatkowym atutem będą aktualne informacje dotyczące statystyk rynku oraz zagadnienia związane z regulacjami, które mają niemały wpływ na możliwe do zrealizowania strategie inwestycyjne.

Aby pokazać Wam stronę, nagrałem krótkie wideo:

Co jest, co będzie...

Na razie strona wygląda dość oszczędnie. Znajdziecie tam kilka podstawowych podstron oraz ikon do kanałów, przez które możecie śledzić nowe wpisy. Jest kanał RSS bloga, jest również formularz kontaktowy dla czytelników.

Co ważne, Twitter, Google+ oraz kanał YouTube będą wspólne dla obu serwisów. Dlatego też jeśli już śledzicie te moje media, zwyczajnie znajdziecie tam treści z obu blogów. Uznałem, że tematyka opcyjna jest częścią aktywności podejmowanej przeze mnie jako Humanistę na giełdzie, dlatego też nie ma sensu, abyście musieli dodawać kolejne kanały tylko dlatego, że wyodrębniłem je pod nowy adres www.

W najbliższym czasie będę chciał założyć fanpage nowej strony, jak również newsletter, na który będziecie się mogli zapisać. W ten sposób moi czytelnicy będą mogli otrzymywać przygotowywane przeze mnie materiały w dogodnej dla siebie formie.


Zachęcam, abyście weszli za stronę, zobaczyli co i jak oraz zapoznali się z moim pierwszym wpisem w nowym serwisie. Jeśli Wam się spodoba, skorzystajcie z przycisków dostępnych pod nim i udostępnijcie dalej. Będzie to dla mnie wielka pomoc, gdyż początki zawsze są trudne.

Zachęcam Was do kontaktu i wyrażenia opinii na temat mojego nowego dziecka :)

czwartek, 5 grudnia 2013

Recenzja - Brent Penfold - Uniwersalne zasady spekulacji

Nie będę owijał w bawełnę. Ta książka jest o spekulacji. Nie znajdziecie tu słowa o analizie fundamentalnej, wartości spółki i podobnych sprawach. Autor nawet się z tego nie tłumaczy, nie przeprasza. Od razu na wejściu wpadacie w systemy inwestycyjne, kontrakty terminowe i zarządzanie kapitałem. I dlatego właśnie uważam, że książka ta jest fantastyczna. Od dawna nie czytałem czegoś sfokusowanego typowo na spekulację i właśnie sobie uświadomiłem, że takiej lektury było mi trzeba.

Na początku autor może się wydawać trochę przemądrzały, przynajmniej takie wrażenie ja odniosłem. Opowiada o złudzeniach początkujących inwestorów, o popełnianych błędach etc. To znamy, przecież jesteśmy tymi inwestorami i sami te błędy popełniamy. Ale później już jest dobrze, jest fajnie. Liczenie oczekiwanej skuteczności naszego systemu, porównanie różnych stylów spekulacji, szacowanie ryzyka bankructwa oraz sposoby zarządzania kapitałem. Myślę że to są właśnie rzeczy ważne dla każdego inwestora. Dla każdego, kto działa na rynkach finansowych w sposób inny niż kupowanie akcji z zamiarem otrzymywania dywidend i przyglądania się publikowanym co kwartał wynikom finansowym.

Książkę kupiłem na konferencji Skuteczny Inwestor i kiedy dzieliłem się na facebooku entuzjastycznymi wrażeniami na temat wykładu Wima Lievensa, pojawił się głos, że nie powiedział on w zasadzie niczego nowego. Fakt, nie powiedział, ale w ciągu 40-minutowego wystąpienia połowę poświęcił prezentacji platformy transakcyjnej, a w pozostałych 20 minutach streścił kwintesencję skutecznej spekulacji: stosunek transakcji zyskownych do stratnych, stosunek średniego zysku do średniej straty. Nie było to niczym nowym, bo przez kilka lat oczytałem się dość książek i wykonałem dość transakcji, żeby utkwiło mi to w pamięci, ale pamiętam, jak wielkie wrażenie wywarło na mnie to wystąpienie, a w szczególności jego prostota. Zwłaszcza po dwóch dniach prelekcji dotyczących psychologii inwestowania, która jest materią diametralnie inną.

Rozwinięcie tej właśnie tematyki znajdziecie w książce Brenta Penfolda. I dlatego właśnie warto jest do niej zajrzeć. Ledwie 11 stron o psychologii inwestowania, mimo że jest ona wymieniana równorzędnie z metodą i zarządzaniem kapitałem. Fakt, koncepcja trzech M to zdaje się był Elder, ale można Penfoldowi wybaczyć, że zapomniał o tym wspomnieć.

Na końcu książki znajdziecie bonus. Są to krótkie wypowiedzi spekulantów znanych, a jeśli niekoniecznie znanych to takich, którzy odnieśli sukcesy. I jest to bardzo fajny pomysł, tyle że wypowiedzi te są trochę zbyt krótkie, żeby mogły zawierać jakąś wielką ilość przydatnych informacji. Coś w rodzaju mini Market Wizards (czytałem, czytałem), ale w nieco uboższej wersji. Niemniej zaopatrzone w komentarz autora czyta się je całkiem fajnie.

A więc, dlaczego warto przeczytać tę książkę? Dlatego, żeby pozbyć się złudzeń w kwestii tego, co jest ważne w inwestowaniu. Ważne jest to, jak często się zarabia i ile się zarabia, a ile traci. Ważne, ile się ryzykuje i jak szybko można tą drogą dojść do bankructwa. Ważne, ile w naszej metodzie dowolności, a ile prostych rozwiązań. Jak mawia klasyk, nie ma lipy.

Jeśli chcecie się w tą książkę zaopatrzyć, polecam kliknięcie zdjęcia na górze wpisu lub tego linku. A więcej moich recenzji znajdziecie na specjalnie temu poświęconej stronie.

wtorek, 3 grudnia 2013

Obligacje korporacyjne i rynek Catalyst - wywiad z Kamilem Gemrą [cz. 2]

Nadszedł czas na drugą część wywiadu z Kamilem Gemrą. Jeśli ktoś jeszcze nie miał okazji czytać pierwszej jego części, zdecydowanie do tego zachęcam, ponieważ jest kilka odwołań do wcześniejszych fragmentów rozmowy.

Kilka słów komentarza zamieszczę pod wywiadem. A zatem zaczynamy!

obligacje korporacyjne
źródło: www.mastersoftrivia.com
W jednej z poprzednich odpowiedzi wspomniałeś o stopie zwrotu rzędu 100%. Rozumiem, że wiąże się to z kupowaniem obligacji po cenach niższych od 90% i jest to rozwiązanie wyłącznie dla inwestorów świadomych tego, co robią?

Tak, jest to zdecydowanie rozwiązanie dla osób pewnych swoich działań i są oni już bardziej spekulantami niż inwestorami. Działa tutaj podobny mechanizm, co na rynku akcji i właśnie nieefektywność rynku Catalyst sprawiła, że te papiery są wyceniane tak nisko, podczas gdy w spółce nie dzieje się nic złego. Zdecydowanie nie polecam takiego podejścia inwestorom początkującym, gdyż nie będą oni czuli ryzyka towarzyszącego takim transakcjom. Jest to rozwiązanie dla doświadczonych inwestorów, dla których stopa zwrotu 20% w kilka tygodni nie robi wrażenia, niezależnie od tego, czy jest to zysk czy strata. Oni zwyczajnie taką mają strategię i z tego też można utrzymywać się na giełdzie.

Co ma zrobić początkujący inwestor, jeśli nie potrafi samodzielnie przeprowadzić analizy finansowej danej spółki? Tak jak wspomnieliśmy, spółki duże i rozpoznawalne?

Dokładnie tak. Gdyby teraz LPP S.A. emitowało obligacje to możemy w każdej chwili sprawdzić, co się dzieje z kursem akcji, a z drugiej strony każdy widzi, co się dzieje w Reserved i ich sklepach. Spółki potrzebują długu i to jest normalne. Spotykam się z opiniami, że na rynku obligacji jest jakaś bańka, bo pojawia się tyle nowych serii, że to musi być coś podejrzanego, a tymczasem wcale tak nie jest. Patrząc na stosunek wartości obligacji do PKB w Polsce (ok. 4% PKB) i porównując tę wartość z rynkami zagranicznymi, gdzie niekiedy są to wartości dwucyfrowe to widzimy, ile jeszcze mamy do nadrobienia.

Jest pewien wykres publikowany przez Fitch Ratings dotyczący rynku papierów dłużnych i widać na nim strzał w górę, który miał miejsce w chwili startu rynku Catalyst w Polsce. Każdy podmiot gospodarczy potrzebuje długu, gdyż nie opłaca się zarządzać wyłącznie kapitałem własnym. Dług jest konieczny do osiągnięcia korzyści z efektu dźwigni finansowej. I dlatego właśnie nie uważam, aby na rynku była jakakolwiek bańka, gdyż nawet duże firmy potrzebują obligacji, a zamiast iść do banku mogą zwrócić się w celu dywersyfikacji do inwestorów indywidualnych.

Kupując obligacje, lepiej jest nabywać papiery o bliższym czy dalszym terminie wykupu? Czy możliwość lepszej oceny kondycji emitenta w krótszym okresie ma tu duże znaczenie?

Tutaj dużo zależy od strategii. Czy inwestor kupuje i trzyma do zakupu, czy też sprzedaje papiery i kupuje w to miejsce inne. Znam inwestora który kupuje obligacje tuż po wprowadzeniu do giełdowego obrotu, trzyma ok. 3 kwartały i sprzedaje, kupując następne.

Trudno jest odpowiedzieć na to pytanie. Można się zainteresować obligacjami o dwuletnim terminie wykupu, które są zdecydowanie najpopularniejsze. Trzylatki to już dłuższa inwestycja, ale wszystko zależy od naszej strategii. Można kupić papiery tuż przed wykupem, ale pytanie, czy uda nam się na nich zarobić tyle, ile byśmy chcieli. Roczna stopa zwrotu musi być podzielona przez pół, a koszty transakcyjne mogą znacząco osłabić wynik inwestycji.

No właśnie. Czy lepiej jest sprzedawać obligacje wcześniej, czy też czekać do wykupu? Czy któraś ze strategii jest tutaj lepsza, bezpieczniejsza?

Jest to kolejne trudne pytanie. Zwróciłbym uwagę na kluczowy parametr, jakim jest kurs tych obligacji. Jeśli kupimy obligację za 102%, to wiemy, że podmiot wykupujący obligację zapłaci nam tylko 100%. Być może jeśli potrzymamy ją 2-3 kwartały to sprzedamy ją za 102%, a może nawet za 103%. Czasami warto jest tu pospekulować.

Natomiast jeśli kupimy obligacje blisko ich ceny nominalnej, a spółka wyemitowała kolejne serie i wiemy, że będzie miała środki na ich wykup i jednocześnie spółka posiada dobre perspektywy to nic nie stoi na przeszkodzie, aby je trzymać do wykupu. Zaoszczędzimy też na kosztach transakcyjnych. Mówimy to o zysku rzędu kilku procent w skali roku, a więc mimo różnych stawek prowizji w poszczególnych domach maklerskich, musimy na to zwracać baczną uwagę. Tu nie jest tak, jak na rynku akcji, gdzie przy oczekiwaniach na zysk rzędu 30% te 0,25% na transakcję nas bardzo nie interesuje. Na rynku obligacji jest to jeden z kluczowych parametrów i jeśli będziemy ciągle tymi obligacjami obracać to nikt oprócz domu maklerskiego nie będzie szczęśliwy z tych inwestycji.

Jeszcze w temacie strategii, spotkałem się z zarzutami mniejszych inwestorów w stosunku do osób o zasobniejszych portfelach, które kupują papiery w emisji pierwotnej po cenie nominalnej i szybko sprzedają je na rynku po cenie np. 102, a następnie powtarzają cały manewr. Jest to oczywiście normalna strategia, ale czy są jakieś głosy w środowisku na ten temat?

Jest to jedna ze strategii i jeśli tą stopę zwrotu zrealizujemy w ciągu miesiąca, a następnie przełożymy na stopę roczną to jest to już poważne obracanie finansami i w grę wchodzą też całkiem wysokie stopy zwrotu. Nawiążę tu do tematu o którym mówiłem wcześniej, że ofert prywatnych powinno być jak najmniej, aby jak w przypadku PTI S.A., każdy miał możliwość zapisania się i nie będzie sytuacji, że ktoś zarobi a inni nie. Unikniemy sytuacji w których inwestorzy indywidualni z jednej strony mieli barierę wejścia, gdyż nie wszyscy mieli kwotę 50 tys. zł na minimalny zapis, a z drugiej strony nie każdy wiedział, że taka oferta będzie miała miejsce. Wszyscy powinni dysponować równym dostępem do informacji.

Poruszmy temat zabezpieczenia obligacji oraz tego, na ile oferowane zabezpieczenia są realne. Zabezpieczenie 100% wartości emisji na nieruchomości, w sytuacji gdy trzeba pokryć koszty postepowania upadłościowego, spłacić wierzycieli uprzywilejowanych oraz zaoferować dyskonto w celu spieniężenia nieruchomości, może okazać się absolutnie niewystarczające. Mamy też zabezpieczenia na majątku osobistym większościowych akcjonariuszy poprzez poddanie się egzekucji w akcie notarialnym. Na ile są to realne zabezpieczenia oraz czy były przypadki, w których zabezpieczenie uruchomiono, a sprawa jest na tak zaawansowanym etapie, aby możliwe było stwierdzenie, ile procent wartości obligacji faktycznie wypłacono jej posiadaczom?

Zaczynając od końca, przypadkiem w którym zabezpieczenie jest zdecydowanie wyższe niż wartość obligacji jest spółka TimberOne S.A., która ogłosiła upadłość w marcu. To będzie bardzo ciekawy przykład, ale od marca minęło już ponad pół roku i nadal niewiele wiadomo. W tym przypadku zabezpieczeniem jest kilkanaście hektarów działki budowlanej w województwie lubelskim i teraz pojawia się kilka zagadnień. Czy tę działkę uda się sprzedać i ewentualnie za jaką cenę. To będzie jeden z przykładów, na ile zabezpieczenie obligacji jest realne.

Oczywiście lepiej jest posiadać obligacje zabezpieczone, ale często trudno jest sprawdzić realność takiego zabezpieczenia. Ja jako inwestor indywidualny posiadający obligacje o wartości 3 tys. zł nie pojadę do Biłgoraju i nie sprawdzę czy to jest faktycznie działka budowlana, na której można wybudować tartak, czy też jest to kilkanaście hektarów w szczerym polu. To jest bariera, której inwestor indywidualny nie jest w stanie przeskoczyć. Podobnie gdy mamy zabezpieczenie na 200% wartości emisji na nieruchomości w postaci kamienicy. Dopóki się tam nie wybierzemy, nie wiemy czy jest to okazały budynek, czy rudera, której nie da się dobrze sprzedać.Moim zdaniem zabezpieczenie działa głównie na emitenta, który może coś stracić i przez to będzie się starał zaspokoić wierzycieli.

Problemem jest też to, że wiele firm nie ma majątku, na którym możliwe byłoby udzielenie zabezpieczenia. Ktoś prowadzi działalność handlową, posiada kilka komputerów, dwa auta w leasingu i wynajmowany magazyn, więc nie ma na czym zabezpieczyć obligacji. I to wcale nie znaczy, że jest to zła firma. Ona też potrzebuje długu, jak każdy taki podmiot.

Teraz będzie emisja Bloober Team S.A., firmy produkującej gry. Po raz pierwszy słyszałem o formie zabezpieczenia na rachunku escrow. Firma ta potrzebowała pieniędzy na wyprodukowanie gry i teraz 50% wpływów z gry będzie deponowane na rachunku escrow, który będzie stanowił narastające zabezpieczenie dla tej emisji. Jest to ciekawy sposób zabezpieczenia pasujący do działalności, jaką jest produkcja gier. Jest to mechanizm podobny do spółek deweloperskich, które emitują obligacje, a następnie finansują wypłatę odsetek i wykup obligacji z wpływów ze sprzedaży mieszkań.

Jakie kroki musi podjąć posiadacz 3-5 obligacji, jeśli one nie zostaną wykupione w terminie? Wiadomo, że potrzebne jest tutaj zaangażowanie inwestora, zarówno czasowe, jak i prawne. Czy jeśli nie podejmie żadnych działań to też zostanie z urzędu uwzględniony w podziale sumy przypadającej obligatariuszom?

Czy zostanie uwzględniony z urzędu nie wiem. Natomiast przede wszystkim powinien odszukać innych obligatariuszy, którzy znaleźli się w podobnej sytuacji. Samo złożenie wniosku o upadłość kosztuje 1000 zł. Ale jeśli obligatariusze się zorganizują, a robią to głównie na forum Stocktwatch.pl, to po rozłożeniu na wszystkich koszty te nie są już tak wielkie. Dlatego ważne jest, aby znaleźć inne osoby w podobnej sytuacji i nie znam innego miejsca niż nasze forum, na którym ci inwestorzy się zbierają.

Ważny jest również koszt czasowy. Jeśli posiadacz trzech obligacji pracuje to nie będzie przez pół roku kontaktował się z prawnikami i samodzielnie pilnował całego procesu odzyskiwania należności. Nie jest to może rada szczególnie odkrywcza, ale znalezienie innych jest bardzo praktycznym rozwiązaniem.

Podobny problem jest z Gantem, gdzie niektórzy liczą na uruchomienie zabezpieczenia i sprzedaż majątku spółki. Trzeba pamiętać, że cała procedura trwa i nie jest to kwestia kilku tygodni, ale raczej mówimy o kilku kwartałach zanim dowiemy się, czy ktoś odzyskał jakieś środki i ewentualnie ile odzyskał. Dlatego też wracamy do poruszanego już zagadnienia, że inwestor jest jak saper, jeśli się pomyli oznacza to, że ma kłopoty i odzyskanie środków wcale nie będzie łatwe ani szybkie.

Wróćmy w takim razie do cen obligacji. Jeśli nie znamy dokładnie sytuacji w spółce, a widzimy ceny spadające poniżej 95% to czy powinniśmy się już ewakuować z danego papieru?

Zawsze trzeba sięgnąć do fundamentów. Z drugiej strony możemy też czegoś nie wiedzieć na temat spółki. Czasem ujawnia się też pewna nieefektywność rynku Catalyst, jeśli ktoś trzema obligacjami złapał przeciwne zlecenie i zbił cenę niżej. Ale z pewnością czerwone światełko powinno nam się zapalić.

Widziałem na rynku obligacje Getin Banku S.A. notowane po cenie 99% lub niżej, a wcale nie uważam, żeby ten emitent miał problemy w danym momencie. Zapewne jakiś inwestor wychodził z inwestycji i akurat sprzedał większy pakiet, czym złapał dolne zlecenia. Dlatego zawsze patrzmy, jak to się stało, że cena spadła do danego poziomu.

Przejdźmy właśnie do płynności. Biorąc średnią obligację ze środka stawki, jakimi mniej więcej kwotami możemy w ciągu dnia obracać?

Myślę, że jest to kilkanaście tysięcy złotych. Ale bardzo trudno jest dokładnie określić wartość obrotu z uwagi na różnice między poszczególnymi spółkami. Nie więcej niż kilkadziesiąt tysięcy złotych na sesję i to jak jest dobry dzień. Dlatego warto jest się przyglądać emisji PTI S.A., gdyż upowszechnienie rynku pierwotnego może pozwolić uniknąć kupowania pakietu obligacji przez szereg sesji na rynku wtórnym, walcząc z brakiem płynności. Wtedy też wszyscy inwestorzy będą mieli równy dostęp pod względem informacji i kapitału do poszczególnych emisji.

Powoli zmierzając do końca naszej rozmowy, powiedz jak oceniasz perspektywy rynku Catalyst. Czy jesteśmy w fazie boomu, czy też moment ten mamy jeszcze przed sobą?

Z pewnością jest duże zainteresowanie rynkiem, tak ze strony emitentów, jak i ze strony inwestorów. Zapewne pomogą nam duże emisje, takie jak niedawna emisja obligacji Orlenu. I nie chodzi nawet o kupon, który w mojej ocenie był niezadowalający, ale o fakt, że temat ten pojawiał się w mass mediach. Obawiam się, że za chwilę pojawi się to w złym świetle z powodu Ganta, gdzie będzie się mówiło, że deweloper zbankrutował i ludzie stracili na obligacjach. Ale duże emisje na wzór Orlenu są nam potrzebne, aby robił się szum na temat tego rynku. Po drugie patrzmy na PTI i tego typu emisje, które stwarzają nowe możliwości i mogą zainteresować ludzi.

Ogólnie rzecz biorąc jestem optymistycznie nastawiony do rozwoju tego rynku. Uważam, że przed nami jest jeszcze wiele możliwości, tylko musimy trzymać standard, żeby nie stało się to co z rynkiem New Connect, gdzie w pewnym momencie pojawili się wszyscy, przez co spadła jakość podmiotów, a uczestnicy się zrazili. Tyle, że tam ludzie liczyli na zyski sięgające kilkuset procent, podczas gdy na Catalyst jest to kilka procent. Jeśli raz ktoś straci i się zrazi to więcej na ten rynek nie wróci. Giełda ma tutaj wielkie zadanie do spełnienia, żeby tych spółek pilnować.

Kolejną kwestią jest niezbędna edukacja i tu jest wielka praca u podstaw do wykonania, tak aby zachęcić ludzi do inwestowania. Ale podsumowując, uważam że jeszcze duże wzrosty czekają przed Catalystem.

Czy OFE wejdzie w rynek Catalyst i znacząco namiesza?

Myślę, że na razie jest to rynek zbyt płytki. Sądzę, że nikt tego nie wie. Jeśli 10% ludzi zdecyduje się na pozostanie w OFE to nie wiem, czy fundusze będą tak hurraoptymistycznie nastawione, żeby szukać obligacji korporacyjnych. A poza tym OFE nie wejdzie w emisje o wartości 5 mln zł i nie kupi obligacji o wartości 500 tys. zł, a takie mają limity i nie mogą przekroczyć 10% wartości emisji. OFE będzie mogło wejść w emisje o wartości kilkuset milionów i dla dużych spółek może to być interesujące rozwiązanie. Dla inwestora indywidualnego, jeśli takie coś nastąpi, będzie to niezauważalne i bez znaczenia.

Gdzie osoby zainteresowane tą tematyką mają szukać informacji?

Z pewnością na stronie GPW Catalyst, która może nie jest idealna, ale można tam znaleźć bardzo dużo informacji i dokumentów związanych z emitentami czy poszczególnymi seriami obligacji. I nie ukrywam, trzeba wejść na Stockwatch.pl, gdzie bardzo dużo piszemy o tych obligacjach. Mamy bardzo aktywne forum, gdzie inwestorzy dyskutują i uważam, że bardzo ważne jest, aby mieć kontakt z innymi obligatariuszami. Widzę, że ludzie pilnują, czy odsetki są wypłacane na czas etc. Znam też stronę Obligacje.pl Emila Szwedy, mimo że serwis jest nastawiony głównie na sprzedaż obligacji, ale jest też tam wiele przydatnych informacji. Pisze on tylko o obligacjach, co sprawia, że informacje te są skoncentrowane.

Jest też wielu blogerów którzy piszą o obligacjach. Może nie są to wyłącznie blogi poświęcone tej tematyce, ale ujmują zagadnienie z nieco innej strony, co też jest wartością, a ponadto przekierowuje zainteresowane osoby do szukania informacji w innych miejscach, a tego szerokiego zainteresowania nam brakuje.

Problemem jest też to, że nie przypomnę sobie od razu chociażby dziesięciu stron poświęconych tematyce obligacyjnej. Duże serwisy finansowe raczej mało poświęcają tu miejsca, głównie jeśli ktoś nie wykupi obligacji. Wydaje mi się, że przede wszystkim forum jest cennym źródłem informacji, bo tam też są zamieszczane analizy spółek, a mało osób się zna na analizie finansowej. Zawsze warto jest chociażby porównać swoje zdanie ze zdaniem kogoś innego, zwłaszcza że są to analizy obiektywne.


Czy kolejne serwisy się pojawią? Nie wiem, czy jest na to miejsce, ponieważ jest bardzo trudno zrobić dobry serwis o obligacjach, jeśli nie jesteśmy pośrednikiem w ich sprzedaży. To jest złożony temat i nie zajmą się tym główne serwisy, gdyż do tego trzeba też mieć odpowiednią wiedzę.

.....

To tyle, jeśli chodzi o wywiad. Chcę bardzo podziękować Kamilowi, że zgodził się porozmawiać i przekazać wiele bardzo cennych uwag, które z pewnością pozwolą wielu z nas spojrzeć z nieco innej perspektywy na rynek Catalyst.

Widzę, że mój rozmówca zagląda do komentarzy zostawionych pod pierwszą częścią wywiadu, więc radzę zwrócić na nie uwagę, znajdziecie tam interesujące rzeczy.

Jeśli chcecie policzyć rentowność obligacji, sprawdźcie kalkulator, a jeśli szukacie prawdziwej kopalni aktualnych informacji o obligacjach korporacyjnych, wskoczcie na dedykowane forum StockWatch.pl. Znajdziecie tam Kamila, a także wiele innych osób koncentrujących swoją uwagę na obligacjach.

To dopiero drugi wywiad, który pojawił się na blogu. Jak zwykle proszę o sygnał, co o tym myślicie i czy chcecie więcej takich rozmów.

niedziela, 1 grudnia 2013

Spółki Ciekawe Technicznie - grudzień 2013

Dzisiaj kolejna porcja analizy technicznej. Udało się wybrać całkiem dużą ilość spółek, większość w fazie korekty lub odwrócenia trendu spadkowego. Poza tym, podzieliłem się w tym nagraniu bardzo miłym osiągnięciem, które bez Waszego udziału nie byłoby możliwe.