Obniżka w Saxo Bank - nawet 0,12% za handel na GPW i 1 dolar minimalnej prowizji na USA

niedziela, 26 lutego 2012

Strategia cz. 4

poniedziałek, 20 lutego 2012

Strategia cz. 3

W poprzednim wpisie zarysowałem sam koncept pierwszej części strategii, do zrealizowania w warunkach idealnych. Tym razem omówię poszczególne ryzyka się z tym wiążące, scenariusze alternatywne oraz możliwości ratowania się, jeśli rynek zachowa się nie po naszej myśli.

Musicie mieć świadomość, że większość ryzyk ma swoje źródła w specyfice podejścia, czyli otwieraniu strategii częściami, po jednej opcji. Gdybyśmy ustawili wszystko za jednym razem, nie mielibyśmy wielu problemów, ale też i nasze zyski byłyby dużo mnie atrakcyjne. Nie byłoby np. możliwe ustawienie strategii bezkosztowej, czyli takiej, której profil wypłaty znajduje się w całości powyżej poziomu zero, oznaczającego breakeven.

Pierwszym i podstawowym elementem jest przewidywana "długość życia" opcji, czyli jej czas do wygaśnięcia. W tym przypadku, im jest on dłuższy, tym lepiej. Dlatego też strategię put ratio radzę ustawiać od razu po wejściu opcji w najpłynniejszą fazę, czyli ok. 3 miesiące przed wygaśnięciem. Jeśli ktoś nie obawia się ograniczonej płynności, może spróbować grać na drugiej z kolei serii. W tej chwili byłaby to seria wygasająca w czerwcu, mająca 4 miesiące życia przed sobą.

Czas do wygaśnięcia wpływa oczywiście na wysokość premii opcyjnych. Co więcej, premie topnieją relatywnie wolniej, jeśli opcje znajdują się daleko od wygaśnięcia niż w ostatnim miesiącu notowań. Dzięki temu, jeśli po kupnie opcji put na put ratio musimy trochę zaczekać, zanim wystawimy podwójną ilość opcji celem domknięcia strategii, upływ czasu nie zmniejszy nam radykalnie dysproporcji między opcjami.

Drugim istotnym elementem opcji dalekich do wygaśnięcia jest rozkład premii w zależności od odległości ich strike'ów od bieżącej ceny instrumentu bazowego. Kluczowy jest tu fakt zmiany krzywizny przebiegu delty wraz z upływem czasu. Im bliżej do rozliczenia, tym bardziej topnieje delta (a razem z nią wartość czasowa) opcji OTM. Bardzo dobrze ilustruje to ten wykres. Istniejącą tu zależność można w uproszczeniu ująć stwierdzeniem, że w przypadku opcji OTM, opcje których strike jest bardziej oddalony od aktualnej ceny instrumentu bazowego tracą wartość szybciej niż te bliższe cenie bazowego. W efekcie, kupując puty OTM o wyższym strike'u i chcąc sprzedawać te o niższym strike'u, musimy to robić w sytuacji, gdy rynek opcja ma jeszcze odpowiednio dużo czasu do wygaśnięcia. Jeśli zrobimy to za późno, ratio 2:1 może nam się nie udać i trzeba będzie ustawiać 3:1, a wtedy ponosimy większe ryzyko.

Od tej uwagi ogólnej, przejdę teraz do ryzyk związanych z kolejnymi krokami ustawiania strategii. W tym celu ponownie wrzucam wykres, z którego korzystałem przy poprzednim wpisie:
Pierwszy problem pojawia się już przy numerku 2, czyli identyfikacji momentu odwrócenia. W końcu mogło się przecież zdarzyć, że ktoś ocenił, że już w okolicach znacznika 1 rynek jest swingowo dojrzały do korekty i wtedy kupił opcję put. Ruchy impulsowe mają to do siebie, że nie czują się skrępowane jakimiś poziomami i mogą za jednych razem pokonać znaczny dystans, jak to miało miejsce w tej sytuacji. Co zrobić, jeśli kupiliśmy już opcję put, a rynek idzie przeciwko nam? Jedynym rozsądnym wyjściem wydaje się sprzedanie tej opcji i czekanie na lepszą okazję. Nie ponosimy wtedy strat z tytułu niekorzystnego ruchu indeksu, a także upływu czasu. Jeśli nieco wyżej rynek da oznaki nadchodzącej korekty, możemy odnowić pozycję. Oczywiście zawsze można przekształcić się w jakąś inną strategię, ale wtedy opada koncepcja put ratio i zaczyna się tworzenie czegoś nowego. Niemniej, jeśli warunki są takie, a nie inne, nie ma co od tego uciekać :)

Kolejny element zabawy zaczyna się wtedy, gdy już w końcu uda nam się trafić w rozpoczynającą się korektę i kupimy opcję put. Co wtedy? Założenie jest takie, że czekamy, aż rynek zejdzie niżej, aby wystawić dwie lub trzy niższe put celem zrobienia put ratio. Z drugiej strony wiemy, że korekty mają do siebie to, że trwają dłużej lub krócej, jak również są głębsze lub płytsze. Jeśli więc obawiamy się pozostania na lodzie w sytuacji, gdy po krótkim zejściu niżej rynek od razu zacznie zdobywać nowe poziomy, warto jest zastanowić się nad rozłożeniem w czasie momentu wystawiania opcji. Gdy rynek nieco się cofnie, wystawiamy jedną opcję put otrzymując strategię spreadu niedźwiedzia i czekamy dalej. Jeśli rynek schodzi jeszcze niżej i zaczyna się odwracać, wystawiamy drugą z nich i wtedy spokojnie domykamy strategię.

Zdarzają się też korekty dość głębokie, co wtedy? Jeśli mamy już ustawiony spread niedźwiedzia i rynek nadal spada, możemy zastanowić się nad skonstruowaniem strategii zwanej long put ladder. Drabina polega na tym, że zamiast dwóch putów o tym samym strike'u, wystawiamy jednego z nich nieco niżej. W obecnych warunkach rynkowych, taka strategia wyglądałaby następująco:

- long put 2200
- short put 2100
- short put 2000.

W ten sposób, kosztem zrezygnowania z części premii, dajemy sobie więcej miejsca po stronie spadków. Jeśli ponadto jakieś wskaźniki techniczne pokazują nam, że rynek zapewne nie zejdzie poniżej 2100, możemy zrekompensować sobie koszt drabiny poprzez wystawienie 2x put 2000, co nieco polepszy naszą sytuację, jeśli chodzi o premię. Domknięcie strategii w sytuacji, gdy naszym zdaniem korekta ma się ku końcowi, prowadzi do zamknięcia tego etapu ustawiania omawianej przeze mnie strategii i przejścia do jej drugiej części.

Żeby jednak nie narazić się na zarzut pomijania głównego ryzyka, jakie niesie ze sobą ta strategia, trzeba jeszcze powiedzieć, co stanie się w sytuacji znacznych spadków, gdzie kryją się nasze niezabezpieczone opcje.

Pierwszym z ryzyk, jest ryzyko depozytu. Wzrost zmienności, najczęściej towarzyszący dynamicznym spadkom, doprowadzi do zwiększenia wymogów depozytowych stawianych inwestorom przez biura maklerskie. Po prostu potrzebowali będziemy znacznej gotówki, żeby broker nie zamknął naszych pozycji. Dlatego też nigdy nie należy ustawiać strategii opcyjnej, szczególnie zakładającej wystawianie gołych opcji, pod tzw. korek. Margines bezpieczeństwa musi być znaczny.

Drugie zagrożenie ujawnia się w sytuacji, gdy mamy dość gotówki na depozyt i wynika z profilu wypłaty. Co, jeśli cena minie dolny punkt opłacalności i zaczniemy popadać w straty? Cóż, pierwszym i podstawowym lekarstwem jest zadziałanie odpowiednio wcześniej i niedopuszczenie do takiego obrotu spraw. Możemy tutaj przekształcać strategię poprzez odkupienie uprzednio wystawionych opcji. Zazwyczaj zrobimy to po wyższych cenach niż te, po których je wystawialiśmy, chyba że upływ czasu już znacząco zjadł premie.

Innym rozwiązaniem jest próba zabezpieczania profilu wypłaty kontraktem. Ustawiamy zlecenie sprzedaży tylu kontraktów, ile mamy gołych opcji z limitem aktywacji w momencie naszego breakeven. W ten sposób odcinamy zupełnie ryzyko strat w wypadku spadków, lecz zniekształcony wykres naszej dotychczasowej strategii generuje ryzyko dla wariantu wzrostowego. Plusem jest to, że mamy do niego jeszcze trochę miejsca, niekiedy przestrzeń ta przekracza 100 pkt.

Zaprezentowana wyżej metoda ratowania nietrafionej strategii jest bardzo kosztowna, stresująca i w zasadzie może się w wielu miejscach nie udać. Dlatego też zachęcam do reagowania odpowiednio wcześniej poprzez ograniczanie ryzyka, najlepiej zamykając gołe opcje put. Pozostawanie w czasie spadków z krótkimi putami to bardzo zły pomysł.

Dotychczasowe rozważania na temat tej strategii pokazują, jak wiele może się nie udać. W efekcie, żeby zminimalizować ryzyko poniesienia porażki, konieczna jest dokładna wiedza w zakresie funkcjonowania opcji (w szczególności umiejętność przeprowadzenia analizy wrażliwości dla różnych wariantów strategii), jak również szeroki wachlarz strategii, które jesteśmy w stanie efektywnie zastosować. Co więcej, to wszystko musimy mieć przygotowane już wcześniej, żeby nie zastanawiać nad tym w chwili, gdy jest czas na reagowanie.

W kolejnym wpisie kontynuujemy strategię.

środa, 15 lutego 2012

Strategia cz.2

Rozwijając poprzedni wpis, czas omówić całą koncepcję strategii. W zasadzie składa się ona z dwóch pomniejszych, z których każda może być stosowana oddzielnie, a niekiedy alternatywnie, w zależności od oczekiwania co do ruchu rynku i apetytu na ryzyko.

Koncepcja i warunki rynkowe

Strategia najlepiej sprawdza się w stabilnym trendzie, przy umiarkowanej zmienności. Co ważne, trend nie może być zbyt dynamiczny, gdyż wtedy ryzyko stosowania jednego z elementów będzie zbyt wysokie i trzeba będzie ograniczyć się do zastosowania jedynie części strategii.

Dla sukcesu strategii konieczna jest możliwość określenia swingowych ekstremów, czyli momentów wykupienia i wyprzedania rynku. O ile w przypadku korekty w trendzie jest to w miarę nietrudne, problem pojawia się przy próbie określenia końca ruchu impulsowego. Dlatego właśnie trend nie powinien być zbyt dynamiczny.

Po pewnych modyfikacjach, można stosować strategię również w ruchu bocznym, gdzie będzie ona eksploatowała swingi cenowe pomiędzy poziomami wykupienia i wyprzedania.

Założenia strategii

Strategia opiera się na podstawowych założeniach analizy technicznej, w myśl których trend jest to szereg wyższych wierzchołków i wyższych dołków. Naszym założeniem jest, że występują one naprzemiennie i właśnie każdy z tych ruchów będziemy chcieli wykorzystać. Dlatego też pod koniec korekty będziemy zajmowali pozycję zgodną z kierunkiem trendu, natomiast pod koniec ruchu impulsowego będziemy grali przeciwko trendowi.

Pierwszym z elementów, które które składają się na strategię jest put ratio spread. Jest to konstrukcja, zakładająca, że rynek do czasu rozliczenia serii opcji lekko spadnie, nie zmieni się, lekko wzrośnie lub silnie wzrośnie. Jedynym zagrożeniem dla nas będzie silny spadek rynku. Widzimy więc, że z pięciu możliwych scenariuszy, w czterech z nich strategia się sprawdza. Aby zminimalizować ryzyko wystąpienia silnych spadków, put ratio spread będziemy budowali w trendzie wzrostowym.

Strategia ta polega na kupnie opcji put z wyższym strikiem, a następnie sprzedaży większej ilości opcji put tej samej serii, tyle że z niższym strikiem. Profil wypłaty tej strategii możecie obejrzeć tutaj. Pokazany profil wypłaty obrazuje proporcje (ratio) 2:1, czyli na każdą kupioną opcję z wyższym strikiem, wystawia się dwie z niższym strikiem. Sam poziom relacji opcji kupionych do sprzedanych możemy modyfikować, robiąc z niego relację np. 3:1.

Celem tej strategii (w moim przypadku) będzie uzyskanie dodatniej premii netto, czyli przeprowadzenie operacji w taki sposób, aby środki otrzymane za wystawienie opcji przewyższyły koszt kupna opcji. W efekcie, jeśli rynek nie poruszy się drastycznie w dół, w portfelu zostanie mi właśnie otrzymana różnica.

Ustawianie strategii

Na powyższym wykresie przedstawiłem Wam warunki rynkowe w jakich można próbować ustawiać put ratio spread. Przyjmijmy założenie, że sytuacja ta ma miejsce w trendzie wzrostowym, co w zaprezentowanym przypadku raczej nie ma miejsca.

Punkt pierwszy na wykresie przedstawia impulsowy ruch w trendzie. Jest to ruch, podczas którego rynek zazwyczaj wytycza nowe maksima i to właśnie on pcha ceny ku nowym poziomom. Dla nas kluczowym momentem jest punkt oznaczony numerem dwa, gdzie rynek pokazuje oznaki słabości. W tym wypadku jest to kilkudniowa konsolidacja, połączona z wytyczoną po poprzednich wierzchołkach linią oporu oraz okrągłym poziomem 2400. W tej sytuacji trzeba wzmóc czujność, gdyż jeśli tylko pojawią się oznaki nadchodzącej i oczekiwanej korekty (oznaczone numerem 3) przychodzi czas działania. Kupujemy opcję put ze strikiem w okolicach dna oczekiwanej korekty (w tym wypadku 2200). Wybór strike'a jest tu niebagatelny, gdyż jeśli zdecydujemy się na 2300 to poniesiemy znaczny koszt z tytułu kupna opcji, a ponadto nasza strategia będzie przesunięta zbytnio w górę, co niesie za sobą ryzyko poniesienia strat w wypadku większej korekty. Z kolei zbyt niski strike nie pozwoli uzyskać odpowiednio dużej premii za sprzedane opcje. 

Jeśli już uda nam się korzystnie kupić opcję put, czekamy i obserwujemy, jak w miarę pogłębiania się korekty, opcje put zyskują na wartości. W sytuacji, gdy uznamy, że dno korekty jest bliskie (np. układ cen, poziom techniczny, zniesienie Fibo), ustawiamy resztę strategii poprzez sprzedaż dwóch lub trzech opcji o niższym strike'u (tutaj put 2100), tak aby otrzymać premię pieniężną netto. Jeżeli nasze wyczucie rynku było prawidłowe, rynek powinien powrócić do trendu wzrostowego i do czasu rozliczenia opcji nie schodzić do tych poziomów. Jeśli natomiast mieliśmy mniej szczęścia, mamy jeszcze ponad 100 pkt (dla ratio 2:1) bezpieczeństwa, zanim wykres profilu wypłaty zejdzie w obszar straty. 

W ten oto sposób ustawiliśmy put ratio spread. Na razie przeanalizujcie na spokojnie całą strategię i zaproponowane przeze mnie otoczenie rynkowe, a w następnym wpisie pokażę Wam różne smaczki i ryzyka związane z tym etapem strategii, a jest ich całkiem sporo.

niedziela, 12 lutego 2012

Strategia cz. 1


Wprowadzenie

W kilku najbliższych wpisach będę chciał pokazać Wam od początku do końca sposób budowania dwóch strategii opcyjnych, możliwych do zastosowania, gdy rynek znajduje się w trendzie. W związku z faktem, że opcje są jeszcze u nas instrumentem stosunkowo mało znanym, w pierwszym wpisie skupię się na czynnikach niezbędnych do rozpoczęcia przygody ze strategiami opcyjnymi. Jest to zbiór elementów, które według mnie wydają się niezbędne, gdyż bez przyswojenia pewnych podstawowych kwestii, możemy się w pewnej chwili znaleźć w bardzo ciążkiej sytuacji.

Strategie konstruowane z wykorzystaniem opcji są jednymi z najbardziej wyrafinowanych przykładów inżynierii finansowej spośród rozwiązań dostępnych inwestorowi indywidualnemu dysponującemu portfelem nie przekraczającym stu tysięcy złotych. Oczywiście dużo jest o wiele bardziej złożonych możliwości poszukiwania zysków lub ograniczania ryzyka, lecz zazwyczaj są one dostępne posiadaczom większych aktywów, a niekiedy są dla nich specjalnie tworzone przez specjalistów od zarządzania aktywami.

Jeśli więc jeszcze nie zaczęliście interesować się opcjami, szczerze Wam je polecam, gdyż z chwilą wprowadzenia na GPW opcji na akcje, zyskacie przewagę nad zdecydowaną większością uczestników gry na naszym parkiecie. A to już z pewnością nie jest rzecz, z której warto dobrowolnie rezygnować.

Znajomość instrumentu

Znajomość instrumentu, jakim jest opcja, jest pierwszym i podstawowym czynnikiem warunkującym nasz przyszły sukces. W końcu nie zaczyna się kariery kierowcy wyścigowego, jeśli nie posiada się kompleksowej wiedzy na temat obsługi samochodu.

Wszystko to jest oczywiste i o ile chodzi o przykład akcji, które są stosunkowo prostym instrumentem. Problem pojawia się przy opcjach, których wycena uzależniona jest od wielu czynników, z których kilka może zmieniać się bardzo dynamicznie. W połączeniu z faktem, że strategia opcyjna składa się z wielu opcji (niekiedy z udziałem instrumentu bazowego), oddziaływanie poszczególnych czynników zmienia się zasadniczo, z jednej strony dając szansę na ograniczenie pewnych ryzyk, inne czasem generując.

W przypadku ryzykowania własnych, niekiedy ciężko zarobionych pieniędzy na rynku finanowym, powinniśmy dążyć do zdobycia maksymalnej możliwej wiedzy na temat opcji. Nie tylko po to, żeby dzięki nim zarabiać, ale przede wszystkim po to, aby nasza nieuświadomiona niewiedza nie doprowadziła do katastrofy. Z tego, czego nie wiemy, nie zdajemy sobie sprawy, a co za tym idzie, nie możemu temu przeciwdziałać. Dlatego właśnie znajomość instrumentu jest kluczowa.

Znajomość rynku

Kolejnym istotnym elementem jest znajomość rynku, na którym strategię będziemy chcieli zastosować. Indeks giełdowy, akcje takiej, czy innej spółki, para walutowa czy któryś z surowców, cechują się różną dynamiką. Nagłe skoki zmienności, wypłacane dywidendy oraz sezonowe zmiany cen są jedynie kilkoma przykładami zdarzeń, które mogą mieć znaczenie dla wyboru rynku i muszą zostać przez nas uwzględnione. Z jednej strony generują one ryzyko, ale z drugiej stanowią potencjalne okazje inwestycyjne, które możemy wykorzystać.

Znajomość strategii

Chcąc wykorzystywać opcje w praktyce, konieczne jest poznanie przynajmniej podstawowych strategii opcyjnych. Sprawa jest niełatwa, gdyż możliwości konstruowania profili wypłaty jest nieskończenie wiele. Na szczęście tych podstawowych strategii jest kilkanaście. Dopiero nasza inwencja może rozwinąć je w o wiele bardziej skomplikowane kompozycje, szczególnie z wykorzystaniem pozycji w instrumencie bazowym (np. spółce płacącej dywidendę lub ogłaszającej wyniki finansowe).

Znajomość wielu strategii jest też przydatna w przypadku konieczności ratowania zbudowanej przez nas struktury, która się nie uda. Wtedy, aby uchronić się przed utratą zysków lub popadnięciem w straty, trzeba interweniować poprzez zamknięcie całości lub takie przekształcenie strategii, aby uzyskała ona inny, bardziej adekwatny do sytuacji profil wypłaty.

Oczekiwanie co do rynku

Do strategii opcyjnych można podchodzić na kilka sposobów. Pierwszym, którego teraz omawiał nie będę, jest analiza rynku pod kątem statystycznych zależności, a następnie wykorzystywanie tej samej strategii przez cały czas, dokonując tylko niewielkiej modyfikacji w zależności od okoliczności rynkowych.

Inny typ strategii nie jest nakierowany na zysk w klasycznym jego rozumieniu. Jako przykład można tu podać zabezpieczanie portfela poprzez rolowanie opcji put OTM, które w sytuacji wzrostu zmienności i spadków rosną na tyle szybko, że rekompensują straty na portfelu.

Strategie, które mnie interesują, i o których będę pisał, nastawione są na generowanie zysku z uwzględnieniem konkretnych warunków rynkowych, głównie dyktowanych przez analizę techniczną, ale nie tylko (np. zmienność). Z tego punktu widzenia, konieczne jest dopasowanie strategii w taki sposób, aby eksploatowała antycypowane przez znas zdarzenia. Pociąga to za sobą konieczność wyrobienia sobie zdania i założenia np. przyszłego ruchu instrumentu bazowego, który będziemy chcieli wykorzystać. Otwarcie strategii zakładającej duże długie pozycje w opcjach, może nie być najlepszym rozwiązaniem w czasie wysokiej zmienności, gdyż premie za te opcje zapłacone będą pokaźne.

Odpowiednie wykonanie strategii

Element kluczowy, tak przy opcjach, jak i przy innych typach aktywności na rynkach finansowych. Opcje nie należą do najpłynniejszych instrumentów, a szczególnie uwaga ta dotyczy serii, która nie jest wygasającą najbliżej (np. seria czerwcowa w lutym). W efekcie, spready sięgające niekiedy 10 punktów, mogą stanowić bardzo istotny czynnik skuteczności naszej działalności.

Drugim ryzykiem z tym związanym są stosunkowo niewielkie obroty. Mała ilość transakcji oznacza, że mniej jest inwestorów kupujących po cenie ask i sprzedających po cenie bid. Jeśli więc chcemy walczyć ze spreadem poprzez ustawianie zleceń z limitem, a następnie czekanie na chętnego do ich kupna, ryzykujemy, że rynek odjedzie, a my nie dokonamy transakcji. Będzie to bardzo niefortunne zdarzenie, zwłaszcza jeśli nasza strategia zakłada wykorzystanie wielu opcji, a ta konkretna opcja zajmowała w niej kluczowe miejsce.

Wyobraźmy sobie sytuację, że wieczorem ustawiamy zlecenie kupna, a następnego dnia idziemy do pracy, czekając na potwierdzenie smsem dokonania transakcji. Na otwarciu, rynek był nieco wyżej i do południa ciągle zlecenie się nie zrealizowało. W południe decydujemy się zalogować na rachunek i dostosować do rynku, czyli podnieść nieco limit kupna. Dwie godziny i ciągle nic, rynek jedzie w górę. Około końca sesji, po kilku takich próbach, inwestor sfrustrowany niepowodzeniami, kupuje opcje po cenie oferowanej, płacąc kilkanaście procent drożej.  W ten oto sposób, zamiast zaoszczędzić na spreadzie, nie tylko zapłacił pełną jego szerokość, ale też zrobił to sporo wyżej niż rynek oferował to w godzinach porannych.

Znajomość ryzyk

Ryzyka w przypadku działalności na giełdzie czają się w wielu miejscach. O ile w przypadku akcji, jest ich stosunkowo niewiele (w zasadzie tylko spadek ceny lub zawieszenie notowań), o tyle przy opcjach ryzyka wynikają z elementów wpływających na ich wycenę, a tych jest całkiem sporo.

Ryzyko ceny instrumentu bazowego – w zasadzie jest to ryzyko rynkowe, coś z czym mamy do czynienia każdego dnia. Duża część strategii opcyjnych przyjmuje optykę profilu wypłaty, przez co zmiana ceny instrumentu bazowego jest decydująca dla skutecznego ustawienia, a następnie powodzenia lub porażki strategii.

Ryzyko upływu czasu – opcje, będąc instrumantami o z góry określonym terminie wykonania, posiadają wartość czasowa, która w maleje w miarę zbliżania się do dnia trzech wiedźm. Kupowanie opcji, czyli zajmowanie pozycji netto długich, niesie za sobą ryzyko, że zakładany przez nas scenariusz się nie zrealizuje i ostatecznie poniesiemy koszt w postaci zapłaconych premii. Dodatkowo warto jest uwzględniać upływ czasu w samym procesie ustawiania poszczególnych elementów strategii. Jeśli kupimy opcje, a następnie będziemy czekali z wystawieniem ich (np. do zbudowania spreadu), theta sprawi, że za sprzedane opcje uzyskamy mniej premii niż moglibyśmy (przy założeniu niezmienności innych czynników).

Ryzyko zmienności – bardzo ważny i bardzo niedoceniany składnik wyceny opcji. Inwestorzy mogą bardzo boleśnie się obudzić, gdy niezabezpieczona opcja put, wystawiona za 10 pkt, nagle sięga ponad 200 pkt. Analiza zmienności jako takiej, pozwala przygotować strategię na różne ewentualności. Przydatna jest tu wiedza, że najczęściej mają miejsce tzw. wystrzały zmienności, gdy z niskich poziomów, bardzo szybko poziom zmienności rośnie. Inwestor ma wtedy niewiele czasu, żeby zareagować.

Ryzyko stopy procentowej – jest ono stosunkowo niewielkie, gdyż stopy nie zmieniają się szczególnie gwałtownie, a poza tym, element ten nie odgrywa wielkiego znaczenia przy wycenie opcji.

Ryzyko depozytu – nie wynika ono wprost z modelu wyceny opcji, ale ze sposobu gwarantowania rozliczeń między kupującymi i sprzedającymi. Jest to szczególnie odczuwalne w sytuacji, gdy posiadamy wystawione opcje (netto short), a zmienność gwałtownie rośnie. Wtedy też, nie wystarczy posiadać na rachunku środków zabezpieczających aktualną wartość premii opcyjnej, ale kwotę znacznie większą. Niekiedy prowadzi to do konieczności zamknięcia całej pozycji, niezależnie od tego, czy w ostatecznym efekcie okazałaby się ona zyskowna, czy nie.

Podsumowanie

Przystępując do budowania strategii opcyjnych, musimy się gruntownie do tego przygotować. Trzeba poświęcić czas i uwagę, aby poznać tak sam instrument, jak i potencjalne ryzyka, które mogą się pojawić w trakcie jego wykorzystywania. Tu ujawnia się znaczenie literatury i praktyki, gdyż nie wszystko jesteśmy w stanie wypracować poprzez teoretyczne rozważania, niekiedy trzeba to po prostu przeżyć lub też o tym przeczytać. Dlatego też, jeśli zaczyna się z opcjami, lepiej jest stawiać stosunkowo proste strategie, niekiedy nawet pojedyncze opcje, jak również dobrze jest unikać wystawiania gołych opcji.

Tyle tytułem krótkiego wprowadzenia :) Mam nadzieję, że potraktujecie moje ostrzeżenia poważnie, ale nie przesadnie, gdyż wielu rzeczy uczymy się poprzez praktykę. W następnym wpisie zajmiemy się budowaniem podwójnej strategii opcyjnej o średnim poziomie trudności.

wtorek, 7 lutego 2012

Się porobiło...

Sprawcą całego zamieszania jest Bartek Szyma, autor bloga Lazy Share, który w ostatnim numerze Equity Magazine popełnił artykuł na temat inwestowania w akcje dla strumienia finansowego, jakim są wypłacane przez spółki dywidendy.

Od chwili przeczytania tego artykułu, nie robię praktycznie nic innego oprócz czesania internetu wszelkimi odmianami hasła "inwestowanie w spółki dywidendowe". Okazuje się, że mi, zadeklarowanemu zwolennikowi analizy technicznej, poszukiwaczowi dołków do kupna i górek do sprzedaży, przyjdzie cierpliwie przeanalizować sprawozdania finansowe, przejrzeć indeks WIGdiv i trzymać cierpliwie spółki w portfelu w oczekiwaniu, że raz w roku nadejdzie nagroda w postaci tych kilku procent dywidendy. Ale od początku...

Szukam pomysłu na swoje IKE. Mam kilka innych subkont maklerskich, które dają mi możliwość realizowania różnych strategii inwestycyjnych, w szczególności tych bardziej ryzykownych z wykorzystaniem derywatów. Któregoś razu przemyślałem poważnie temat i doszedłem do wniosku, że IKE jest jednak rachunkiem, na którym w pierwszej kolejności powinienem chronić kapitał i pozwolić mu spokojnie rosnąć, a dopiero później ewentualnie szukać zysków większych niż na lokatach. 

W ostatnich dniach skreśliłem z emerytalnego menu obligacje korporacyjne. Stało się to w związku z problemami, jakie pojawiły się przy wypłacie odsetek oraz wykupie papierów przez niektóre spółki. Stwierdziłem, że kilka dodatkowych punktów procentowych nie jest warte ryzykowania całości środków zainwestowanych w dług jakiegoś przedsiębiorstwa.

Bartek trafił ze swoim artykułem akurat w punkt. Również dlatego, że jeszcze nie znamy wyników finansowych przedsiębiorstw za rok 2011, a co za tym idzie wszelkie rajdy pod wyniki raczej się nie zaczęły. Dodatkowo, sam układ rynku pozwala sądzić, że właśnie zaczynamy jakiś ładniejszy ruch wzrostowy (temat luźny, na inny wpis), dlatego też ewentualna korekta, która teraz nastąpi może być dobrą okazją do kupna papierów spółek oferujących sowite dywidendy.

Nasz rynek kapitałowy jest jeszcze bardzo młody, a co za tym idzie, niewiele spółek wypracowało stabilną politykę wypłacania dywidendy. Niektóre z nich jednak mogą poszczycić się kilkuletnią dywidendą rzędu 5-6% wartości akcji. Z drugiej strony, spółki te reprezentują różne sektory, tak są to spółki defensywne (TPSA, PZU), jak i te bardziej aktywne (KGHM, BHW). Pośród podmiotów z krótką historią, są też takie, które otwarcie deklarują politykę dzielenia się zyskami z inwestorami (GPW). Dlatego też możliwe jest takie skonstruowanie portfela, aby znalazły się w nim zarówno podmioty mocno zyskujące w trakcie hossy, jak i te mniej tracące w trakcie bessy.

Inwestowanie w dywidendy poprzez IKE wiąże się z dwoma ważnymi aspektami. Z jednej strony, otrzymywane dywidendy nie są obciążone podatkiem Belki, dzięki czemu otrzymujemy je w pełnej wysokości. Ale niestety, kij ma dwa końce, a więc środków tych nie możemy wypłacić, dopóki nie uzyskamy uprawnień emerytalnych (możemy, ale wtedy zapłacimy podatek). Dlatego też uzyskanie strumienia pieniędzy z tytułu dywidend nie jest w ten sposób możliwe, chyba że zgodzimy się na oddanie fiskusowi jego części.

Kupiłem już akcje spółki TPSA, korzystając z wczorajszego dość atrakcyjnego poziomu. Teraz, czekam na korektę, aby dobrać nieco inaczej skorelowane walory, które również charakteryzują się wysoką stopą dywidendy.

Jeśli jesteście zainteresowani tą tematyką, polecam pomęczyć trochę wyszukiwarkę internetową. W ten sposób, w ciągu 2-3 minut, jesteście w stanie wydobyć 20-30 artykułów, które z pewnością poszerzą Waszą wiedzę na ten temat.

Technik kupuje dla dywidendy... Się porobiło...