Czas rozpocząć kolejny cykl wpisów, który tym razem postanowiłem poświęcić wychodzeniu z rynku. Jeszcze do końca nie mam przemyślanej całej koncepcji, ale liczę, że uda się w logiczny sposób przedstawić najważniejsze kwestie.
Przede wszystkim należy się zastanowić, w jakich sytuacjach zamykamy nasze pozycje. Myślę, że można wyróżnić trzy podstawowe przyczyny oraz czwartą grupę z powodami nieco innej natury.
Po pierwsze, zamykamy transakcje, gdy osiągniemy już jakiś zysk i uznamy, że rynek zaczyna zawracać. W tym momencie wychodzimy z pozycji kasując to, co nasza pozycja wypracowała. Do tej kategorii zaliczam głównie stopy kroczące, czyli zlecenia podążające za cenami dopóki idą one w zakładanym przez nas kierunku, po czym zamykające pozycję w chwili odwrócenia.
Po drugie, wychodzimy z rynku w z góry zaplanowanym momencie. Zakładamy, że nasza pozycja będzie miała największe szanse na wzrost przez np. pierwsze 20%, a wszystko powyżej to już zbyt duże ryzyko. W takim przypadku stosujemy zlecenie typu take profit, czyli szykujemy się do zrealizowania zysku w pewnym punkcie, do którego mogą dotrzeć ceny.
Po trzecie i chyba najważniejsze, stosujemy zlecenia stop loss, czyli takie, które zabezpieczą nas, jeśli rynek zamiast podążać tam, gdzie byśmy chcieli, zacznie wpędzać nas w straty. Tego typu zlecenia można określić mianem stopów początkowych, gdyż jeśli będziemy wychodzili już mając zabezpieczony pewien zysk, będzie to zlecenie pierwszego typu.
Ostatnia kategoria jest nieco inna, gdyż wynika z odmiennych przesłanek. O momencie zamknięcia pozycji nie decydują warunki panujące na rynku, jakiś nasz system transakcyjny, ale okoliczności zewnętrzne. Zdarza się przecież tak, że czasem trzeba pilnie wypłacić środki, które mamy zaangażowane w jakieś walory. Innym razem dostrzegamy super okazję inwestycyjną, w związku z czym zamykamy naszą pozycję (lub jej część), aby kupić akcje innej spółki, gdyż one z pewnością zarobią lepiej niż obecna (nie będę rozwijał tego wątku, choć sprawa jest ciekawa). Może się też zdarzyć, że w instrumentach lewarowanych będziemy mieli tzw. margin call, czyli wezwanie do uzupełnienia depozytu. Jeśli tego nie zrobimy, broker zamknie naszą pozycję. Innym podobny wariantem jest wygasanie instrumentu (np. kontraktu terminowego), kiedy to musimy zrolować pozycję na kolejną serię, gdyż obecna nie będzie już notowana. Jak widzimy jest wiele takich przesłanek, ale nimi nie będę się szerzej zajmował, gdyż nie są one ściśle związane z tradingiem.
Chcę się teraz skupić na zleceniach typowo obronnych, czyli mających za zadanie zamknięcie naszej pozycji w chwili, kiedy sprawy zaczynają iść nie w tę stronę, którą zakładaliśmy przy otwieraniu pozycji. Zdarza się przecież tak, że kupimy w najgorszym możliwym momencie, po czym od razu zaczynamy ponosić wirtualne straty. Stop lossy mają te straty ograniczać.
Stosowanie zleceń tego typu jest praktycznym odzwierciedleniem zasady ucinaj straty, pozwól zyskom rosnąć. Nie będę w tym momencie zajmował się omawianiem idei i praktyki związanej z tą zasadą, choć jest to niezmiernie ważne. Ucinanie strat, to jest dla nas najważniejsze. Dlaczego? Dlatego, że jeśli nie mamy z góry określonego, że zamykamy pozycję w chwili, gdy ceny osiągną punkt X, wtedy ryzykujemy utratę dużych środków.
Można sobie wyobrazić sytuację, gdy podzielimy nasz portfel między 3 spółki i zaangażujemy w nie po 33% kasy. Jeśli nie będziemy mieli określonego poziomu wyjścia w razie strat (ucięcie straty, zrealizowanie straty), a wszystkie 3 spółki jakimś cudem zbankrutują, tracimy wszystko z ewentualną korektą na udział w masie upadłościowej.
Jeszcze gorzej ma się sprawa z produktami lewarowanymi, gdzie często mały ruch przeciwko nam może spowodować duże straty na kapitale. Stąd też stosowanie zleceń stop loss jest kluczowe na szybkich rynkach, gdyż nawet wyjście do toalety może być bardzo kosztowne, jeśli trafimy akurat na jakieś gwałtowne ruchy rynku.
Stosowanie stopów jest też ważne z punktu widzenia podejścia bardziej systematycznego/systemowego, gdyż mamy z góry określone ryzyko, jakie ponosimy w danej transakcji. Możemy jeszcze przed jej otwarciem stwierdzić, że nie stracimy więcej niż tyle i tyle z ewentualną poprawką na nieprzewidziany poślizg. Zapewnia nam to komfort psychiczny, który jest bardzo ważny przy grze na giełdzie. Ponadto możemy na podstawie ustawionego (lub planowanego) stopa dobrać odpowiednią wielkość pozycji, co pozwala nam dopasowywać ryzyko wedle własnego uznania. Gdybyśmy nie wiedzieli, gdzie zamkniemy pozycję w razie strat, tego typu wyliczenie nie byłoby możliwe.
Nie należy też zapominać o zleceniach stop loss stosowanych w momencie, gdy nasza pozycja już zarobiła. Wtedy mamy na celu ochronę wypracowanych już zysków przed odpłynięciem. W przeciwnym wypadku może się zdarzyć, że poniesiemy straty na transakcji, która była już zyskowna (wirtualnie), ale z racji nieustawienia (nieprzesunięcia) stopa, oddała cały zysk i nawet jeszcze weszła na czerwone pole.
Podsumowując, przesłanek za stosowaniem stop lossów jest wiele. Warto wspomnieć, że to właśnie zamykanie transakcji decyduje o wynikach naszego inwestowania. Stąd też, jeśli nie przyłożymy się do solidnego opracowanie tego aspektu, niestety nici z zysków. Parafrazując klasyka, prawdziwego tradera/inwestora poznaje się nie po tym, jak zaczyna, ale jak kończy...
Przede wszystkim należy się zastanowić, w jakich sytuacjach zamykamy nasze pozycje. Myślę, że można wyróżnić trzy podstawowe przyczyny oraz czwartą grupę z powodami nieco innej natury.
Po pierwsze, zamykamy transakcje, gdy osiągniemy już jakiś zysk i uznamy, że rynek zaczyna zawracać. W tym momencie wychodzimy z pozycji kasując to, co nasza pozycja wypracowała. Do tej kategorii zaliczam głównie stopy kroczące, czyli zlecenia podążające za cenami dopóki idą one w zakładanym przez nas kierunku, po czym zamykające pozycję w chwili odwrócenia.
Po drugie, wychodzimy z rynku w z góry zaplanowanym momencie. Zakładamy, że nasza pozycja będzie miała największe szanse na wzrost przez np. pierwsze 20%, a wszystko powyżej to już zbyt duże ryzyko. W takim przypadku stosujemy zlecenie typu take profit, czyli szykujemy się do zrealizowania zysku w pewnym punkcie, do którego mogą dotrzeć ceny.
Po trzecie i chyba najważniejsze, stosujemy zlecenia stop loss, czyli takie, które zabezpieczą nas, jeśli rynek zamiast podążać tam, gdzie byśmy chcieli, zacznie wpędzać nas w straty. Tego typu zlecenia można określić mianem stopów początkowych, gdyż jeśli będziemy wychodzili już mając zabezpieczony pewien zysk, będzie to zlecenie pierwszego typu.
Ostatnia kategoria jest nieco inna, gdyż wynika z odmiennych przesłanek. O momencie zamknięcia pozycji nie decydują warunki panujące na rynku, jakiś nasz system transakcyjny, ale okoliczności zewnętrzne. Zdarza się przecież tak, że czasem trzeba pilnie wypłacić środki, które mamy zaangażowane w jakieś walory. Innym razem dostrzegamy super okazję inwestycyjną, w związku z czym zamykamy naszą pozycję (lub jej część), aby kupić akcje innej spółki, gdyż one z pewnością zarobią lepiej niż obecna (nie będę rozwijał tego wątku, choć sprawa jest ciekawa). Może się też zdarzyć, że w instrumentach lewarowanych będziemy mieli tzw. margin call, czyli wezwanie do uzupełnienia depozytu. Jeśli tego nie zrobimy, broker zamknie naszą pozycję. Innym podobny wariantem jest wygasanie instrumentu (np. kontraktu terminowego), kiedy to musimy zrolować pozycję na kolejną serię, gdyż obecna nie będzie już notowana. Jak widzimy jest wiele takich przesłanek, ale nimi nie będę się szerzej zajmował, gdyż nie są one ściśle związane z tradingiem.
Chcę się teraz skupić na zleceniach typowo obronnych, czyli mających za zadanie zamknięcie naszej pozycji w chwili, kiedy sprawy zaczynają iść nie w tę stronę, którą zakładaliśmy przy otwieraniu pozycji. Zdarza się przecież tak, że kupimy w najgorszym możliwym momencie, po czym od razu zaczynamy ponosić wirtualne straty. Stop lossy mają te straty ograniczać.
Stosowanie zleceń tego typu jest praktycznym odzwierciedleniem zasady ucinaj straty, pozwól zyskom rosnąć. Nie będę w tym momencie zajmował się omawianiem idei i praktyki związanej z tą zasadą, choć jest to niezmiernie ważne. Ucinanie strat, to jest dla nas najważniejsze. Dlaczego? Dlatego, że jeśli nie mamy z góry określonego, że zamykamy pozycję w chwili, gdy ceny osiągną punkt X, wtedy ryzykujemy utratę dużych środków.
Można sobie wyobrazić sytuację, gdy podzielimy nasz portfel między 3 spółki i zaangażujemy w nie po 33% kasy. Jeśli nie będziemy mieli określonego poziomu wyjścia w razie strat (ucięcie straty, zrealizowanie straty), a wszystkie 3 spółki jakimś cudem zbankrutują, tracimy wszystko z ewentualną korektą na udział w masie upadłościowej.
Jeszcze gorzej ma się sprawa z produktami lewarowanymi, gdzie często mały ruch przeciwko nam może spowodować duże straty na kapitale. Stąd też stosowanie zleceń stop loss jest kluczowe na szybkich rynkach, gdyż nawet wyjście do toalety może być bardzo kosztowne, jeśli trafimy akurat na jakieś gwałtowne ruchy rynku.
Stosowanie stopów jest też ważne z punktu widzenia podejścia bardziej systematycznego/systemowego, gdyż mamy z góry określone ryzyko, jakie ponosimy w danej transakcji. Możemy jeszcze przed jej otwarciem stwierdzić, że nie stracimy więcej niż tyle i tyle z ewentualną poprawką na nieprzewidziany poślizg. Zapewnia nam to komfort psychiczny, który jest bardzo ważny przy grze na giełdzie. Ponadto możemy na podstawie ustawionego (lub planowanego) stopa dobrać odpowiednią wielkość pozycji, co pozwala nam dopasowywać ryzyko wedle własnego uznania. Gdybyśmy nie wiedzieli, gdzie zamkniemy pozycję w razie strat, tego typu wyliczenie nie byłoby możliwe.
Nie należy też zapominać o zleceniach stop loss stosowanych w momencie, gdy nasza pozycja już zarobiła. Wtedy mamy na celu ochronę wypracowanych już zysków przed odpłynięciem. W przeciwnym wypadku może się zdarzyć, że poniesiemy straty na transakcji, która była już zyskowna (wirtualnie), ale z racji nieustawienia (nieprzesunięcia) stopa, oddała cały zysk i nawet jeszcze weszła na czerwone pole.
Podsumowując, przesłanek za stosowaniem stop lossów jest wiele. Warto wspomnieć, że to właśnie zamykanie transakcji decyduje o wynikach naszego inwestowania. Stąd też, jeśli nie przyłożymy się do solidnego opracowanie tego aspektu, niestety nici z zysków. Parafrazując klasyka, prawdziwego tradera/inwestora poznaje się nie po tym, jak zaczyna, ale jak kończy...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz