Doszedłem do wniosku, że przed omówieniem setupów wejścia warto się trochę pochylić nad momentami, w których będziemy zajmowali pozycję, czyli korektami.
Korekty są nieodłącznym elementem trendu, gdyż pozwalają wyciszyć nieco rynek i odreagować poprzedni ruch. Jeśli jednak chcielibyśmy wykorzystywać je do wchodzenia na rynek, warto byłoby wiedzieć, kiedy prawdopodobieństwo powrotu do pierwotnego kierunku jest największe, a kiedy lepiej nie ryzykować.
Niestety nie dysponuję żadnymi wiarygodnymi danymi statystycznymi, które mogłyby rzucić nieco światła na średnią głębokość korekty. Myślę, że możliwe by było przeprowadzenie tego typu badań, ale z racji mojego ubogiego instrumentarium, nie wykonam takowych.
Pozostaje nam zatem trzymać się mniej sprawdzonych metod, co nie znaczy, że są one nieskuteczne. Pierwszą z nich będzie zniesienie n% poprzedniego ruchu. Jak łatwo się domyślić, kluczowe będą poziomy 38%, 50% oraz 62%. Druga metoda opiera się na price action i według niej ewentualne korekty powinny się zatrzymywać na istotnych poziomach technicznych.
Sam zazwyczaj nie mierzę głębokości korekty, a już na pewno nie podejmuję na tej podstawie decyzji. Widziałem wielokrotnie, jak spadki zatrzymały się na jakimś okrągłym poziomie Fibonacciego, ale nigdy do mnie nie przemawiały magiczne współczynniki. Bardziej zwracam uwagę na poziomy techniczne, czyli ewentualne opory które mogą nam posłużyć za wsparcie.
Zaczniemy od mierzenia głębokości korekty. Nie jestem specjalistą od liczb Fibonacciego, więc w ciemno przyjmę standardowe poziomy, zwłaszcza że spotykamy się z nimi stosunkowo często. Teoria jest bardzo prosta. Opiera się na założeniu (może wyliczeniu?), że korekty w trendzie nie znoszą całego ruchu cen, ale tylko jego część. Jaką część? No właśnie te kluczowe 38, 50 lub też 62%. Nie będę rozstrzygał, która z wartości jest najbardziej poprawna lub najskuteczniejsza. Po prostu przyjmę, że jest to zakres wyższego niż kiedy indziej prawdopodobieństwa zakończenia korekty. Czy ten przedział to dużo, czy mało? Prosta matematyka podpowiada nam, że cały ruch cenowy (100), po odjęciu 38 procent z góry i 38 procent z dołu daje nam 24%. W tej właśnie ćwiartce, położonej centralnie w odniesieniu do mierzonego ruchu, powinniśmy z wytężoną uwagą wypatrywać ewentualnego odwrócenia cen.
I jeśli to narzędzie ma służyć jedynie do zwiększania naszej czujności to nie ma problemu, gdyż nic nas to nie kosztuje. Jeśli ceny odbiją się od poziomu 50% (który z racji centralnego położenia wydaje się intuicyjnie najważniejszy) to bardzo fajnie, gdyż wtedy mamy potwierdzenie w postaci ruchu w górę. Możemy też bardzo łatwo ustawić stopa technicznego poniżej właśnie powstałego swing low. Jednak zupełnie pozbawione logiki wydaje mi się wchodzenie "w ciemno" na jakimś poziomie Fibonacciego. Jest to typowe pchanie się pod pociąg, gdyż ani nie ma znamion odwrotu, ani nie wiadomo jak ustawić stopa, żeby był jakoś uzasadniony.
Nie będę wrzucał dziesiątek przykładowych wykresów z tego typu zniesieniami, gdyż każdy może sobie ich wyszukać na pęczki we własnym zakresie. Zapodam jeden dla ilustracji samej koncepcji:
Można też w ramach rozrywki zapoznać się z koncepcją zasięgów zniesień na poniższym nagraniu (ENG):
Drugim sposobem na wyszukiwanie miejsc o podwyższonym prawdopodobieństwie zakończenia korekty są istotne poziomy techniczne. W przypadku niezakłóconego trendu są nimi zazwyczaj poprzednie ekstrema, które w obecnej sytuacji mogą posłużyć za rodzaj barier technicznych/emocjonalnych. Istnieje też kilka koncepcji gry w prostokącie podczas niezanegowanego trendu, ale te sobie na razie odpuścimy.
Zatem teoria jest prosta: korekta ma większe szanse na zatrzymanie się na poziomie technicznym wyznaczanym przez poprzednie (przełamane) ekstremum cenowe. Na egzemplifikację wybrałem wykres EUR/USD w ujęciu H1, gdyż na walutach w mojej ocenie trendu wyglądają ładniej :)
Te dwie metody mają na celu wyczulić nas na ewentualne momenty wejścia w transakcję. Myślę, że nie ma uniwersalnego współczynnika mierzącego statystyczne swingi antytrendowe, mimo że zwolennicy Fibo być może będą mieli inne zdanie. Z pewnością nie zaszkodzi zdawać sobie sprawę z tego typu rzeczy, gdyż możemy je mieć gdzieś w tyle głowy podczas tradingu, a jeśli po pewnym czasie stwierdzimy, że faktycznie rynek zawraca na określonych poziomach, pozostaje nam zaimplementować je do naszych metod.
Chcę tylko podkreślić, że powyższe techniki nie zostały w żaden sposób przetestowane i zapisane w formie twardych danych, więc przed ewentualnym użyciem zalecam okres obserwacji oraz solidne testy (jeśli takowe są możliwe do wykonania).
Korekty są nieodłącznym elementem trendu, gdyż pozwalają wyciszyć nieco rynek i odreagować poprzedni ruch. Jeśli jednak chcielibyśmy wykorzystywać je do wchodzenia na rynek, warto byłoby wiedzieć, kiedy prawdopodobieństwo powrotu do pierwotnego kierunku jest największe, a kiedy lepiej nie ryzykować.
Niestety nie dysponuję żadnymi wiarygodnymi danymi statystycznymi, które mogłyby rzucić nieco światła na średnią głębokość korekty. Myślę, że możliwe by było przeprowadzenie tego typu badań, ale z racji mojego ubogiego instrumentarium, nie wykonam takowych.
Pozostaje nam zatem trzymać się mniej sprawdzonych metod, co nie znaczy, że są one nieskuteczne. Pierwszą z nich będzie zniesienie n% poprzedniego ruchu. Jak łatwo się domyślić, kluczowe będą poziomy 38%, 50% oraz 62%. Druga metoda opiera się na price action i według niej ewentualne korekty powinny się zatrzymywać na istotnych poziomach technicznych.
Sam zazwyczaj nie mierzę głębokości korekty, a już na pewno nie podejmuję na tej podstawie decyzji. Widziałem wielokrotnie, jak spadki zatrzymały się na jakimś okrągłym poziomie Fibonacciego, ale nigdy do mnie nie przemawiały magiczne współczynniki. Bardziej zwracam uwagę na poziomy techniczne, czyli ewentualne opory które mogą nam posłużyć za wsparcie.
Zaczniemy od mierzenia głębokości korekty. Nie jestem specjalistą od liczb Fibonacciego, więc w ciemno przyjmę standardowe poziomy, zwłaszcza że spotykamy się z nimi stosunkowo często. Teoria jest bardzo prosta. Opiera się na założeniu (może wyliczeniu?), że korekty w trendzie nie znoszą całego ruchu cen, ale tylko jego część. Jaką część? No właśnie te kluczowe 38, 50 lub też 62%. Nie będę rozstrzygał, która z wartości jest najbardziej poprawna lub najskuteczniejsza. Po prostu przyjmę, że jest to zakres wyższego niż kiedy indziej prawdopodobieństwa zakończenia korekty. Czy ten przedział to dużo, czy mało? Prosta matematyka podpowiada nam, że cały ruch cenowy (100), po odjęciu 38 procent z góry i 38 procent z dołu daje nam 24%. W tej właśnie ćwiartce, położonej centralnie w odniesieniu do mierzonego ruchu, powinniśmy z wytężoną uwagą wypatrywać ewentualnego odwrócenia cen.
I jeśli to narzędzie ma służyć jedynie do zwiększania naszej czujności to nie ma problemu, gdyż nic nas to nie kosztuje. Jeśli ceny odbiją się od poziomu 50% (który z racji centralnego położenia wydaje się intuicyjnie najważniejszy) to bardzo fajnie, gdyż wtedy mamy potwierdzenie w postaci ruchu w górę. Możemy też bardzo łatwo ustawić stopa technicznego poniżej właśnie powstałego swing low. Jednak zupełnie pozbawione logiki wydaje mi się wchodzenie "w ciemno" na jakimś poziomie Fibonacciego. Jest to typowe pchanie się pod pociąg, gdyż ani nie ma znamion odwrotu, ani nie wiadomo jak ustawić stopa, żeby był jakoś uzasadniony.
Nie będę wrzucał dziesiątek przykładowych wykresów z tego typu zniesieniami, gdyż każdy może sobie ich wyszukać na pęczki we własnym zakresie. Zapodam jeden dla ilustracji samej koncepcji:
Można też w ramach rozrywki zapoznać się z koncepcją zasięgów zniesień na poniższym nagraniu (ENG):
Drugim sposobem na wyszukiwanie miejsc o podwyższonym prawdopodobieństwie zakończenia korekty są istotne poziomy techniczne. W przypadku niezakłóconego trendu są nimi zazwyczaj poprzednie ekstrema, które w obecnej sytuacji mogą posłużyć za rodzaj barier technicznych/emocjonalnych. Istnieje też kilka koncepcji gry w prostokącie podczas niezanegowanego trendu, ale te sobie na razie odpuścimy.
Zatem teoria jest prosta: korekta ma większe szanse na zatrzymanie się na poziomie technicznym wyznaczanym przez poprzednie (przełamane) ekstremum cenowe. Na egzemplifikację wybrałem wykres EUR/USD w ujęciu H1, gdyż na walutach w mojej ocenie trendu wyglądają ładniej :)
Te dwie metody mają na celu wyczulić nas na ewentualne momenty wejścia w transakcję. Myślę, że nie ma uniwersalnego współczynnika mierzącego statystyczne swingi antytrendowe, mimo że zwolennicy Fibo być może będą mieli inne zdanie. Z pewnością nie zaszkodzi zdawać sobie sprawę z tego typu rzeczy, gdyż możemy je mieć gdzieś w tyle głowy podczas tradingu, a jeśli po pewnym czasie stwierdzimy, że faktycznie rynek zawraca na określonych poziomach, pozostaje nam zaimplementować je do naszych metod.
Chcę tylko podkreślić, że powyższe techniki nie zostały w żaden sposób przetestowane i zapisane w formie twardych danych, więc przed ewentualnym użyciem zalecam okres obserwacji oraz solidne testy (jeśli takowe są możliwe do wykonania).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz