czwartek, 26 lutego 2015

Bycie inwestorem bywa potwornie nudne - jak nie przesadzić

W chwili, gdy piszę ten wpis, mam dzień wolny. Odpaliłem więc rano komputer i nadganiam różne blogowe sprawy, podpinam to i owo, a także kątem oka obserwuję rynek. Aktualnie mam otwarte kilka pozycji, część na akcjach, a część na opcjach. Strategia akcyjna jest opiera się na filozofii Spółek Ciekawych Technicznie, czyli kup akcje w trendzie, a później pozwól trendowi robić swoje. Z kolei strategia opcyjna zakłada wystawianie opcji, zgodnie z zasadami które stosuję w Grubym portfelu, czyli mniej więcej polega to na wystawieniu opcji i nicnierobieniu, jeśli rynek nie zagraża pozycji.

Można powiedzieć, że jako inwestor głównie czekam. Obserwuję, czy nie dzieje się nic niepokojącego, a rzadko trafiają się sytuacje, w których dzień zwłoki może mnie kosztować jakieś większe pieniądze. Siedzę, czekam, czasem rzucę okiem na notowania.

A dzisiaj, mając trochę czasu, chciałoby się zarobić jakieś dodatkowe pieniądze. Sęk w tym, że zazwyczaj nie gram na rynku forex, kontrakty wykorzystuję sporadycznie, a inne instrumenty wykorzystuję w równie "leniwy" sposób, jak akcje i opcje. Aż mnie korci, żeby dokonać jakiejś transakcji, ale na szczęście udaje mi się powstrzymać. W rezultacie mój dzisiejszy dzień w kontekście inwestowania można określić prostym sformułowaniem - niczego nie popsuć.

źródło: talkingtrading.com,au
W toku rozmów, które prowadzę przez Skype z jednym z inwestorów, kilkukrotnie przewijała się kwestia łączenia giełdy i aktywności pozagiełdowej. Mój kolega miał wątpliwość co do szczerości blogerów, autorów i publicystów. Mówiąc wprost, skoro ktoś jest takim zajebistym inwestorem, po co jeszcze prowadzi bloga (gdzie emituje reklamy), prowadzi (płatne) szkolenia, czy też publikuje (nie za darmo przecież) książki? Czy nie wystarczy skupić się na inwestowaniu, a życie spędzać na konsumowaniu zysków?

Dzisiaj właśnie doświadczam takiego stanu. Mimo, że daleko mi do utrzymywania się wyłącznie z giełdy, nie wydaje mi się, żeby celem mojego życia (jako inwestora) było przejadanie zysków. Przyznam, że zacząłem tworzyć ten wpis z nudów, żeby zająć czymś ręce, skoro zdecydowałem się nie dokonywać pochopnych transakcji. I dobrze rozumiem chęć podejmowania innych działań, nie tylko związanych z prywatnymi inwestycjami. Bo jeśli strategia nie wymaga od nas ciągłego handlowania i monitorowania rynku, to być może warto jest trochę odpuścić i zająć się innymi rzeczami, które również nas pasjonują. Być może właśnie pisaniem bloga.

Poza tym trzeba inwestorów podzielić na kilka kategorii. Z pewnością wielu znanych, łączących inwestowanie z byciem ekspertami (lub uchodzeniem za takich), blogerami i publicystami, nie posiada jeszcze takich środków finansowych, żeby nie musieć zupełnie przejmować się kosztami życia i zabezpieczeniem przyszłości. Rozmawiałem niedawno z osobą, która za dywidendę wypłacaną przez jedną ze spółek planowała kupić sobie nieruchomość o wartości 350 tysięcy złotych. I to tylko za jedną dywidendę. W takiej sytuacji rzeczywiście jestem w stanie zrozumieć, że jedynym powodem dla dodatkowych aktywności może być fakt, że się to lubi.

Jak wynika to z polskich realiów, średni portfel inwestycyjny wynosi ok. 30 tys. zł. a tylko niecałe 4% inwestorów obraca środkami przekraczającymi pół miliona. Oznacza to, że relatywnie mało jest osób mogących pozwolić sobie na prawdziwe życie z giełdy. Co nie przekreśla oczywiście faktu bycia inwestorem osiągającym dobre lub bardzo dobre stopy zwrotu. Krótka historia rynków kapitałowych w Polsce sugeruje, że jesteśmy raczej pierwszym pokoleniem inwestorów. Dopiero nasze dzieci być może odziedziczą po nas nie tylko zgromadzone majątki, ale również wiedzę niezbędną do ich pomnażania.

Dlatego też nie widzę niczego złego w zajmowaniu się, oprócz inwestowania, również innymi rzeczami. Jeśli ktoś posiada nieco wolnego czasu, szeroką wiedzę inwestycyjną oraz chęci by się tą wiedzą podzielić, nie widzę przeszkód, a nawet pochwalam takie podejście. I oczywistym jest, że za wykonaną pracę lub nawet za samą wiedzę, należy się wynagrodzenie.

Bycie inwestorem bywa więc potwornie nudne. Coś, co bardzo odpowiada mi na co dzień, kiedy pracuję na etacie i jedynie wieczorami analizuję giełdę, sprawia że w takie dni jak dziś, muszę się powstrzymywać przed narozrabianiem w portfelu. Być może bezpieczniej jest, że zająłem się pisaniem tego tekstu niż szukaniem okazji do dokonania transakcji. Rynek ruszył się w tym czasie o 0,10%...

Dostrzegam tu również jeszcze jedną ciekawostkę. Michał Masłowski powiedział w którychś Echach Rynku, że bycie inwestorem jest chyba jedynym zawodem, w którym można pracować cały miesiąc i zamiast zarobku mieć stratę. Ja dodam tylko, że w byciu inwestorem dodatkowa ilość czasu, którą możemy poświęcić na inwestowanie nie musi się wcale przełożyć na osiąganie lepszych rezultatów. Czasem jest wręcz przeciwnie.

A jak to jest u Was? Poświęcacie inwestowaniu większość swojej aktywności, czy jednak robicie to na boku, gdzieś obok innych codziennych zadań, które realizujecie?

17 komentarzy:

  1. Cześć
    Dla mnie to zdecydowanie dodatkowe zajęcie "na boku". Jak dotąd większa ilość poświęcanego czasu nie przekładała się na lepsze wyniki, dlatego nie spinam się specjalnie. Na razie to takie hobby. Mam nadzieję, że jednak z czasem będą lepsze wyniki. Nie liczę na całkowite utrzymywanie się z giełdy, ale jeśli będę mógł na niej zarobić powiedzmy połowę swoich comiesięcznych kosztów życia to uznam to za bardzo dobry wynik.

    P.S. Ciekawe spostrzeżenia, z którymi się jak najbardziej zgadzam. A opcje, o których piszesz nadają się nawet bardzo do takiego podejścia :)

    Adam

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie z kolei korci realizowanie zysków. Mialem naprawdę kiepski rok, ale obecny portfel ktory posiadam mniej wiecej 3 miesiace, odrobil juz cala 20% stratę. Wchodzę do systemu transakcyjnego a tam kazda pozycja po grube kilkanascie % w górę. Spółki w trendzie. Wskazniki fund tez w wiekszosci b dobre. Ale cos mi mowi zeby juz realizowac, ze ciezko jest w obecnej sytuacji wyciagnac wiecej niz 20%... Ale walcze ze sobą i z potrzeba zeby cos zrobic

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest właśnie trudne, pozwolenie zyskom rosnąć :) Dlatego też u mnie w portfelu SCT rewizja następuje tylko raz w miesiącu. Nie częściej, żeby nie przekombinować.

      Usuń
  3. Jeśli traderzy połowę czasu siedzieli na dupie mieliby dwukrotnie większe zyski ;-)

    Nie pamiętam kto to powiedział ale świetnie oddaje to sedno sprawy ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. jakbym mial duzą kase to nie wiem czy trzymał bym ja na GPW. ale nie mam takiego problemu.

    OdpowiedzUsuń
  5. Gdzieś bardzo spodobało mi się stwierdzenie, na które trafiłem w kilku książkach, a szczególnie Spekulacja Intuicyjna, w której autor przekonuje, iż na podjęcie decyzji powinno się poświęcać kilka sekund. Jeśli w tym czasie nie ma pewności co do pozycji - nie otwierasz jej. Właśnie pracuje nad tym, by nie zaprzątać sobie głowy za bardzo i wyrobić w sobie pewne nawyki. Autor Uniwersalnych zasad spekulacji przyznał, iż zarabianie jest nudne - gdy już zbuduje się swój żelazny plan, to praktycznie wieje nudą. Czyli gdzieś dojść do tego by poświęcać temu zajęciu jak najmniej czasu przy zachowaniu dobrej efektywności, a resztę czasu wykorzystać dla siebie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tak mam z patrzeniem na wykres. Od razu wiadomo, czy coś z niego będzie, czy nie. Dzięki temu jestem w stanie przejrzeć wiele spółek w stosunkowo krótkim czasie i wybrać coś do sct.

      Usuń
  6. Nawiązując do wpisu Krzabr powyżej mi podoba się powiedzenie że nie chodzi o to by grać na giełdzie często ale by grać na niej dobrze. "Nuda" sama w sobie nie powinna być przeszkodą gdyż nie inwestuje się na giełdzie żeby nie było nudno ale żeby na tym zarabiać. Jeżeli ktoś inwestuje żeby poczuć trochę adrenaliny to może się na tym przejechać. Nie oznacza to że da się wyeliminować całkowicie emocje ale uczucie "nudy" nie powinno dla inwestora stanowić problemu.

    Co do pokusy zainwestowania dodatkowo podczas, gdy mam więcej czasu to również się u mnie pojawia ale doświadczenia mam z tym podobne jak autor - łatwiej coś popsuć niż polepszyć ;). Lekiem na to może być trzymanie się swojego planu inwestycyjnego, choć to też czasem wydaje się ... nudne.

    OdpowiedzUsuń
  7. Dla adrenaliny polecam pokera, sporty ekstremalne itp.
    Inwestowanie czy spekulacja nie powinna miec z tym nic wspolnego (ale oczywiscie ma :) )

    OdpowiedzUsuń
  8. Lepiej sie nudzic I zarabiac niz sie stresowac I tragic jak w latach 2007,2008,2011,2014.

    OdpowiedzUsuń
  9. Pojawią się dziś spólki prowzrostowe? Trzymam troche gotówki i moze coś sobie z tego wybiore, a wyniki spółek w trakcie wiec moze byc ciekawie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spółki prowzrostowe to ma Albert Rokicki :) Moim zdaniem jest trochę drogo na kupowanie.

      Usuń
  10. Dlatego zdecydowanie wolę na GPW uprawiać trading (niekoniecznie jednodniowy) niż inwestować długoterminowo. Giełda to pieniądze, ale także pasja - wolę więc aktywność.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja paradoksalnie dopiero z uspokojeniem inwestycji zanotowałem większe zyski. Skakanie ze spółki na spółkę kosztowało mnie dużo czasu, którego nie rekompensowały efekty. Ale na kontraktach może być inaczej.

      Usuń
  11. Również czekam na aktualne wyceny za luty i może zmiany w portelu. Obserwuję Twoje spółki i część z nich zanotowała baaaaardzo dobry miesiac:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miesiąc był dobry dla bardzo wielu podmiotów. Ale trudno jest ukryć zadowolenie, kiedy się zagląda do portfela SCT :)

      Usuń
  12. Też jestem zdania, że nuda wypełnia 70-80% czasu. Dlatego też, obserwuje wykresy "dla sportu" szukając na dziwnych zależności i układów świec. O dziwo są takowe i mają powtarzalność.
    Idzie wiosna i będzie kusiło człowieka, żeby spędzać czas na powietrzu. A nic tak nie odpręża jak praca w sadzie (pielęgnacja, doglądanie, a na końcu zbiór owoców):) polecam każdemu.

    OdpowiedzUsuń