sobota, 18 grudnia 2010

Mentoring giełdowy

W ostatnim czasie na blogu przewija się sporo tematyki edukacyjnej. Jak się kształcić, gdzie zdobywać wiedzę oraz w jaki sposób rozwijać się w tej dziedzinie. Dziś chcę poruszyć zagadnienie mentoringu w tematyce giełdowej. Przyznam szczerze, że nie będzie to jakieś naukowe podejście do problemu, a raczej moje luźne rozważania.

Mentoring ma różne definicje, ale nie sądzę, żeby była potrzeba naukowego podchodzenia do tematyki. Dla nas wystarczy wiedzieć, że jest to zazwyczaj relacja między osobą bardziej doświadczoną i bogatą w wiedzę, a nowicjuszem, który dopiero wdraża się w dane zagadnienie. Chciałbym jeszcze zrobić rozróżnienie między mentoringiem a coachingiem, który polega mniej więcej na tym samym, lecz z pewnymi różnicami. Coaching koncentruje się na efekcie, na budowaniu tego, za co zapłacił trenerowi klient. Natomiast mentoring jest w mojej ocenie czymś więcej. Jest to budowanie postaw, całego spojrzenia na daną tematykę, niejako wychowywanie kogoś, aby odpowiednio podchodził do zagadnienia.

Wiem, że może to trochę pachnieć bajką. Mistrz i uczeń, nauczyciel i adept to porównania jakby wprost zaczerpnięte z Imienia róży lub też z tematyki fantasy, gdzie mag przekazywał tajniki sztuki magicznej swojemu młodemu podopiecznemu. Przez chwilę zastanawiałem się, jak to wygląda w dzisiejszych czasach, a zwłaszcza w tematyce giełdowej. Jak wiecie jestem humanistą i z tematyką finansową na uczelni miałem do czynienia jedynie przy podstawach ekonomii. Ale nie wykluczam, że w szkołach ekonomicznych mogą rodzić się podobne więzi miedzy wykładowcami z poczuciem misji, a studentami pełnymi pasji dla danego zagadnienia. Żeby jednak nie iść w coś, o czym mam blade pojęcie, pozostanę przy inwestorach samoukach.

No właśnie. Inwestor samouk ma zazwyczaj trudne początki. Jeśli chce pogłębiać swoją wiedzę, musi to robić we własnym zakresie, czytając książki, blogi lub też uczęszczając na szkolenia. I to właśnie szkolenia są szansą, kiedy początkujący inwestor może doświadczyć namiastki mentoringu., Dzieje się to, gdy podchodzi w przerwie do prowadzącego szkolenie i zadaje mu pytania. Wie, że jest to jedna z niewielu szans, kiedy może porozmawiać z kimś, kto nie tylko zna się na danej tematyce,ale też realizuje ją każdego dnia w praktyce. Myślę, że osoby prowadzące takowe szkolenia mogą w tym zakresie wiele powiedzieć.

Myślę, że mentoring jest u nas raczej kwestią przypadku niż praktyką. Brać inwestorów indywidualnych siedzi sobie w domu przy komputerkach i stuka w klawisze. Nie widzą się wzajemnie, a nawet jeśli z czasem nawiązują znajomość, nieczęsto przekłada się ona na osobiste kontakty "w realu". Oczywiście można spotykać się z podobnymi sobie na różnego rodzaju eventach, ale raczej są to przelotne rozmowy z często przypadkowymi osobami.

Niektórzy inwestorzy mają jednak "dojście" do quasi mentora, kiedy to ktoś z rodziny/znajomych walczy dłuższy czas z rynkiem i może wiele na ten temat powiedzieć. Ale nie zawsze jest to osoba, która ma czas, ma chęci i widzi sens w poświęcaniu swojego czasu na prowadzenie innej osoby przez złożoności giełdy. Wiadomym jest, że każdy zazdrośnie strzeże swoich technik inwestycyjnych, traktując je (pewnie słusznie) jako główne źródło swojej przewagi nad rynkiem. 

Ja niestety należę do inwestorów-samouków. W pewnym momencie zainteresowałem się rynkiem kapitałowym i zacząłem kształcić się w tym kierunku (oczywiście on my own). I teraz, z perspektywy tych dwóch lat mogę powiedzieć, że z pewnością byłbym dziś dużo dalej, gdybym miał mentora. Lub też szybciej bym osiągnął poziom obecny. Trafne wskazówki potrafią oszczędzić wielu błędów, a co za tym idzie i pieniędzy.

Oczywiście jest z tym związana również druga strona medalu. Czy byłbym tu, gdzie jestem, czy też szedłbym w przeciwnym kierunku? Jestem technikiem, stosuję głównie price action i jest to obecny etap mojej traderskiej drogi. Być może mentor silnie ukierunkowany na cykle, wskaźniki czy astrologię, ukierunkował by mnie w zupełnie inną stronę, która byłaby sprzeczna z naturalnymi predyspozycjami. Tego oczywiście nie wiem.

Ogólnie jednak sądzę, że posiadanie mentora, który nie jest absolutnie przekonany o słuszności własnego podejścia i potrafi rzetelnie podejść do zagadnienia, jest wielkim atutem początkującego inwestora. Ot, choćby żeby pokrótce wymienić różnice między analizą techniczną i fundamentalną, czy też wskazać wartościową literaturę dotyczącą czyichś zainteresowań. Może dlatego, że sam nie miałem takiej pomocy, staram się wspierać innych. Przykładem niech będzie ten blog, nad którym siedzę długie godziny, pieniędzy nie mam z niego prawie wcale, a nie sądzę też, żeby moje nazwisko stało się dzięki niemu rozpoznawalne w traderskim światku.

Z drugiej strony staram się zainteresować znajomych samą tematyką oszczędzania i inwestowania. Mam aktualnie dwie osoby, które powoli wprowadzam w temat. Rozmowy ograniczają się na razie do podstaw, czyli omawiania wad i zalet różnych form pomnażania pieniędzy (lokat, obligacji, TFI, akcji, IKE), ale już sam fakt, że dostaną ode mnie paczkę kilku czy kilkunastu blogów finansowych wartych śledzenia, jest pomocny. Może kiedyś i oni przekażą wiedzę dalej.

A Wy macie/mieliście kogoś w rodzaju mentora?

5 komentarzy:

  1. 1 - bardzo fajny wpis! gratuluję :)
    2 - miałem zawsze dostęp do 'mentorów', a przynajmniej do osób, które mogły nimi być. Jednak nie byli nigdy chętni dzielić się wiedzą z osobą (co najmniej) nie spokrewnioną :/... Co jak co, doświadczenie kosztuje. Napisz e-booka: skorzystasz :).
    3 - teraz korzystam z coachingu (od jakiegoś roku). Oczywiście postępy nie są tak drastyczne, jak byłyby w przypadku mentoringu, ale i tak zadowalające.

    Mentoring to jednak kolejna metoda poszukiwania drogi na skróty. Jak dla mnie korzystanie z coachingu daje większą satysfakcję, niż ewentualny mentoring. Lubię sam sobie wiele zawdzięczać ;).

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytam ten wpis i widzę, jak fatalnie go napisałem pod względem stylistycznym. Mam nadzieję, że wybaczycie, następnym razem bardziej się postaram :/

    OdpowiedzUsuń
  3. Do rozwinięcia u nas jakiejś "kultury" mentoringu chyba jeszcze długa droga. Rynek mamy za młody na takie zwyczaje. Ale to tylko moja subiektywna ocena...

    Natomiast w swoim otoczeniu zauważam drugą rzecz, o której wspomniałeś - czyli osoby o podobnym poziomie wiedzy (czyli relacja bardziej uczeń-uczeń, niż mistrz-uczeń) dzielący się tą wiedzą, ciekawostkami, źródłami informacji itp.

    OdpowiedzUsuń
  4. Super wpis,
    Poruszyłeś istotną kwestię mentoringu i coachingu, Co do Coachingu, to moim zdaniem w Polsce, większą rolę stawia się na wzrost umiejętności menadżerskich, miękkich, zapominając o sednie sprawy, czyli umiejętnościach nazwijmy je "czysto zawodowych" ( jak wspominane tutaj nie raz szkolenia z AT).
    Dlatego też powinniśmy jako osoby chcące się nauczyć praktycznych skillów, znaleźć mentora. Tylko nie mam pomysłu jak czegoś takiego dokonać, bo na mojej uczelni jeszcze nie spotkałem osób otwartych i dających do zrozumienia że wezmą kogoś pod skrzydła ( uczelnia ekonomiczna ). Ja osobiście próbuję takiej znaleźć poprzez koło naukowe rynków kapitałowych na które uczęszczam jak i przez działalność w Stowarzyszeniu ekonomicznym. Jedynym pomysłem na dziś to utworzenie "pięknego" profilu na goldenline z dopiskiem ( szukam mentora specjalizacha AT, gotowy do współpracy, do pomocy !!) A co Wy myślicie o całej sprawie ??, macie jakieś inne dobre ideas ??

    pozdrawiam,

    edziu ryzykant

    OdpowiedzUsuń
  5. Myślę, że poszukiwanie mentora to dość złożona kwestia. Ja bym tu zrobił rozróżnienie na teoretyków i praktyków. Na uczelni możesz znaleźć doskonałego specjalistę w jakiejś dziedzinie, ale może on mieć słabe pojęcie o grze na rynku w praktyce.

    Z drugiej strony możesz trafić na osobę, która nie do końca ogarnia teorię, ale za to systematycznie od lat osiąga bardzo atrakcyjne wyniki w inwestowaniu. Najlepiej oczywiście szukać osoby kompetentnej na obu płaszczyznach.

    Jest też problem popytu i podaży. Jeśli szukamy to raczej osoby, która osiągnęła jakiś znaczący sukces. A takich jest niewiele, co pokazuje statystyka. Mamy więc kilkukrotną nadwyżkę potencjalnych uczniów w stosunku do potencjalnych mentorów. Rodzi to nie tylko problem w dodarciu do takiej osoby, ale również trzeba by było w jakiś sposób wykazać, że jest się dobrym kandydatem.

    W kontekście tego ostatniego warto też mieć świadomość, że wieloletni inwestor, czasem aktywnie działający w branży finansowej, ma ograniczony czas, który mógłby poświęcić na szkolenie kogoś początkującego. Stąd też całkiem zasadna obawa, że ten czas okaże się zupełnie zmarnowanym, jeśli komuś się po pewnym czasie odwidzi zgłębianie tajników giełdy.

    Dlatego też poszukiwanie mentora poprzez ogłoszenie, może być wadliwym rozwiązaniem. Ja bym raczej sugerować "upatrzenie" sobie takiej osoby, a następnie skontaktowanie się z prośbą o spotkanie lub o przekazanie kilku uwag.

    Ważną kwestią jest też sam uczeń. Początkujący wie zazwyczaj, że chce, ale nie do końca ma świadomość, co go czeka. Z drugiej strony osoba, która ma już wyrobione zdanie na pewne kwestie, może kwestionować uwagi mentora, pozostawać przy własnych przekonaniach lub nawet wchodzić z mentorem w otwarty spór. Nie muszę wspominać, jakie zamieszanie może z tego powstać.

    Ech, trudna sprawa. Ale na wszelki wypadek ogłaszam, że jestem otwarty na wszelkie kontakty o tematyce inwestycyjnej. Zarówno, jako potencjalny uczeń, ale też jako ktoś, kto pewne wskazówki może już przekazać :)

    OdpowiedzUsuń