Myślę, że każdy z nas (a zwłaszcza ci grający w realu) zna to uczucie, kiedy po zajęciu pozycji rynek idzie od razu tam, gdzie chcemy, żeby poszedł. Zdarza się niestety i tak, że nasze papiery tracą na wartości, depozyt się kurczy, a my zaciskamy zęby myśląc "znowu?".
Ten oraz kolejny wpis postanowiłem poświęcić właśnie na omówienie pierwszych chwil w transakcji, kiedy to obserwujemy początkowy rozwój pozycji i podejmujemy pewne decyzje. Głównie mam na myśli czas, kiedy stop loss przekształca się w trailing stop oraz pierwsze chwile tego drugiego. Dziś rozważymy wariant pozytywny, czyli sytuację, gdy ceny od razu dają nam zarobić.
Większość z nas zapewne pamięta zasadę głoszącą "nie pozwól zyskom przerodzić się w straty". Traktując ją bardzo dokładnie, powinniśmy przesuwać zlecenie obronne na breakeven już w chwili, gdy ceny ruszą się o kilka tików w naszą stronę. Wtedy mamy pewność (choć ograniczoną), że zysk nie przekształci się w stratę. Oczywiście jest to błędna strategia, gdyż co prawda znacznie redukuje nam liczbę wpadek, ale z drugiej strony "ucina" wiele dobrych pozycji. Przyczyną jest nie pozostawienie odpowiedniej ilości miejsca, przez co zwykły szum aktywuje zlecenie. Wzrost liczby transakcji (poślizgi i prowizje) jest kolejnym negatywnym skutkiem.
Co możemy zrobić? Niestety, należy dopuścić możliwość, że zyski przerodzą nam się w straty. Po przemyśleniu tematu dochodzę do wniosku, że zasada o której wspominałem odnosi się głównie do konieczności stosowania zleceń obronnych, aby ludzie nie "wieźli" spadającej pozycji, tylko ucinali ją przy pomocy np. trailing stopa. Sądzę więc, że spokojnie możemy uznać, iż zasada ta nie dotyczy początkowej fazy transakcji.
Wiemy, że musimy zaryzykować część zysku. Ile? Jak najmniej oczywiście :) Kluczowym zagadnieniem jest dla nas relacja szerokości stopa początkowego do stopa kroczącego. Zazwyczaj jest tak, że stop kroczący jest nieco szerszy od stop lossa, czasem zdarza się, że są one sobie równe, natomiast nie sądzę, aby ktoś stosował trzecie rozwiązanie (SL > TS), gdyż otwarcie pozycji i minimalny ruch ceny od razu przełączał by nas na stop kroczący. W efekcie stop początkowy nie miałby praktycznie żadnego znaczenia.
Tak więc zakładając, że trailing stop jest szerszy niż stop loss, ceny muszą przebyć nieco dystansu zanim zaczniemy podnosić zlecenie obronne. Odległość ta jest właśnie naszym zyskiem ryzykowanym za free, czyli bez żadnych innych korzyści. W chwili, gdy przechodzimy na zlecenie kroczące, w miarę wzrostów (dla longów) ryzykujemy również pewną część zysku, ale już nie za darmo, gdyż zmniejsza się nasze pole straty z racji podnoszącego się stopniowo stopa.
Rozpiszmy prosty przykład (bez prowizji i poślizgów):
Kupujemy po cenie 20 zł, nasz stop początkowy to 2 zł, natomiast stop kroczący to 3 zł. Jak więc widzimy, zakres między 20-21 zł jest to pole, w którym w razie odwrócenia oddamy zysk bez żadnych dodatkowych korzyści, gdyż stop stoi ciągle na poziomie 18 zł. W chwili, gdy cena przebije 21 zł, przełączamy się na stop kroczący, a więc zaczynamy podnosić nasze zlecenie obronne. I tak przy cenie 22,50 zł ryzykujemy utratę aż 2,50 zł zysku, ale nie za darmo - w tym momencie nasz stop jest już na poziomie 19,50 zł. Tak więc jeszcze troszkę i będziemy w punkcie breakeven, co oznacza darmowa transakcję.
Oczywiście w przypadku stopa początkowego równego szerokością kroczącemu, nie ma tego "martwego pola" i każdy ruch ponad cenę wejścia oznacza zmniejszenie naszej potencjalnej straty.
Tak więc widzimy, że czasem należy zaryzykować niewielki zysk. Głównie dlatego, iż zbytnie zacieśnienie stopa wyrzucałoby nas z rynku zdecydowanie za często, co w efekcie przerodziło by się w skalpowanie. Ceny potrzebują miejsca na szum, a zatem należy im to miejsce zapewnić. Bez tego nici z udanego tradingu.
Ten oraz kolejny wpis postanowiłem poświęcić właśnie na omówienie pierwszych chwil w transakcji, kiedy to obserwujemy początkowy rozwój pozycji i podejmujemy pewne decyzje. Głównie mam na myśli czas, kiedy stop loss przekształca się w trailing stop oraz pierwsze chwile tego drugiego. Dziś rozważymy wariant pozytywny, czyli sytuację, gdy ceny od razu dają nam zarobić.
Większość z nas zapewne pamięta zasadę głoszącą "nie pozwól zyskom przerodzić się w straty". Traktując ją bardzo dokładnie, powinniśmy przesuwać zlecenie obronne na breakeven już w chwili, gdy ceny ruszą się o kilka tików w naszą stronę. Wtedy mamy pewność (choć ograniczoną), że zysk nie przekształci się w stratę. Oczywiście jest to błędna strategia, gdyż co prawda znacznie redukuje nam liczbę wpadek, ale z drugiej strony "ucina" wiele dobrych pozycji. Przyczyną jest nie pozostawienie odpowiedniej ilości miejsca, przez co zwykły szum aktywuje zlecenie. Wzrost liczby transakcji (poślizgi i prowizje) jest kolejnym negatywnym skutkiem.
Co możemy zrobić? Niestety, należy dopuścić możliwość, że zyski przerodzą nam się w straty. Po przemyśleniu tematu dochodzę do wniosku, że zasada o której wspominałem odnosi się głównie do konieczności stosowania zleceń obronnych, aby ludzie nie "wieźli" spadającej pozycji, tylko ucinali ją przy pomocy np. trailing stopa. Sądzę więc, że spokojnie możemy uznać, iż zasada ta nie dotyczy początkowej fazy transakcji.
Wiemy, że musimy zaryzykować część zysku. Ile? Jak najmniej oczywiście :) Kluczowym zagadnieniem jest dla nas relacja szerokości stopa początkowego do stopa kroczącego. Zazwyczaj jest tak, że stop kroczący jest nieco szerszy od stop lossa, czasem zdarza się, że są one sobie równe, natomiast nie sądzę, aby ktoś stosował trzecie rozwiązanie (SL > TS), gdyż otwarcie pozycji i minimalny ruch ceny od razu przełączał by nas na stop kroczący. W efekcie stop początkowy nie miałby praktycznie żadnego znaczenia.
Tak więc zakładając, że trailing stop jest szerszy niż stop loss, ceny muszą przebyć nieco dystansu zanim zaczniemy podnosić zlecenie obronne. Odległość ta jest właśnie naszym zyskiem ryzykowanym za free, czyli bez żadnych innych korzyści. W chwili, gdy przechodzimy na zlecenie kroczące, w miarę wzrostów (dla longów) ryzykujemy również pewną część zysku, ale już nie za darmo, gdyż zmniejsza się nasze pole straty z racji podnoszącego się stopniowo stopa.
Rozpiszmy prosty przykład (bez prowizji i poślizgów):
Kupujemy po cenie 20 zł, nasz stop początkowy to 2 zł, natomiast stop kroczący to 3 zł. Jak więc widzimy, zakres między 20-21 zł jest to pole, w którym w razie odwrócenia oddamy zysk bez żadnych dodatkowych korzyści, gdyż stop stoi ciągle na poziomie 18 zł. W chwili, gdy cena przebije 21 zł, przełączamy się na stop kroczący, a więc zaczynamy podnosić nasze zlecenie obronne. I tak przy cenie 22,50 zł ryzykujemy utratę aż 2,50 zł zysku, ale nie za darmo - w tym momencie nasz stop jest już na poziomie 19,50 zł. Tak więc jeszcze troszkę i będziemy w punkcie breakeven, co oznacza darmowa transakcję.
Oczywiście w przypadku stopa początkowego równego szerokością kroczącemu, nie ma tego "martwego pola" i każdy ruch ponad cenę wejścia oznacza zmniejszenie naszej potencjalnej straty.
Tak więc widzimy, że czasem należy zaryzykować niewielki zysk. Głównie dlatego, iż zbytnie zacieśnienie stopa wyrzucałoby nas z rynku zdecydowanie za często, co w efekcie przerodziło by się w skalpowanie. Ceny potrzebują miejsca na szum, a zatem należy im to miejsce zapewnić. Bez tego nici z udanego tradingu.
świetny blog, gratulacje!!!
OdpowiedzUsuńpodoba mi się zarówno styl jak i merytoryczne przygotowanie