piątek, 27 marca 2015

A czy Ty przegrałeś już na giełdzie nowy samochód?

Motyw samochodu na giełdzie pojawił się w mojej świadomości w czasach, kiedy jeszcze nie byłem obecny na parkiecie. Gdzieś w połowie 2008 roku mój ojciec wybrał się do placówki banku i po powrocie do domu wspomniał, że przed nim w kolejce stał mężczyzna, który odkupował jednostki TFI. Jeśli pamiętacie, jak silnie wtedy wszystko spadało, wiecie zapewne, jaką minę mógł mieć ten człowiek. Ojciec przytoczył tylko jego narzekania, że nowe Volvo odjechało, właśnie z powodu strat poniesionych na funduszach.

Dokładnie ten sam mechanizm dostrzegamy podczas inwestowania na giełdzie. Zaczynamy zazwyczaj z niewielką kwotą, do której jesteśmy przyzwyczajeni. Dla niektórych będzie to 5 tysięcy, dla innych 50 lub 100 tysięcy. W każdym razie zarządzanie takimi pieniędzmi nie stanowi dla nas problemu.

Jeśli jednak kapitał staje się dla nas znaczącą kwotą, mogą pojawić się problemy. Weźmy chociażby kwotę 50 tysięcy przy miesięcznym wynagrodzeniu inwestora (na etacie) na poziomie 3 tys. zł netto. Okazuje się wtedy, że zaczynamy przeliczać. I strata rzędu 6% portfela nie stanowi dla nas wirtualnych sześciu procent, ale jest równowartością miesięcznych zarobków. I pojawiają się różne dziwne myśli. Tak samo dzieje się w sytuacji, gdy zarobimy te trzy tysiące. Człowiek wstaje rano i pracuje dla kogoś przez cztery tygodnie, a na giełdzie jedna dobra transakcja pozwala na osiągnięcie tego samego efektu, praktycznie bez wysiłku. Jaki jest tego efekt?

źródło: allfamilysites.com

Chcemy jeszcze. Chcemy powtarzać każdą zyskowną operację, zarabiając na trzynastkę, czternastkę i piętnastkę. I z drugiej strony boimy się strat. Wyobrażamy sobie, że głupie zagranie może sprawić, że przez cały miesiąc będziemy pracowali za darmo, tylko po to, żeby odrobić to, co straciliśmy na rynku.

Takie przeliczenia pojawiają się niezależnie od wielkości portfela, ale przybierają na sile, kiedy kwota, którą angażujemy na giełdzie lub foreksie znacząco przekracza bieżące środki, którymi dysponujemy. Wtedy każda, najmniejsza nawet decyzja, przekłada się na jakiś przedmiot materialny. Być może giełda sfinansuje nam remont. Może kupić nową lodówkę? A z drugiej strony, może zabrać oszczędności z całego roku wyrzeczeń. 

Te emocje sprawiają, że przestajemy racjonalnie podejmować decyzje. Boimy się strat, gdyż są one dla nas bolesne. Staramy się uciąć je wcześniej, ustawiając bardzo wąskie stop lossy. Z drugiej strony zyski kasujemy równie szybko, w myśl zasady, że lepsza lodówka w garści niż Volvo na dachu. Wtedy odrywamy się od przyjętych założeń i stosowanego systemu. Nasze emocje biorą górę nad rozsądną kalkulacją.

Trudno jest powiedzieć, czy da się takim sytuacjom przeciwdziałać. Pewnym rozwiązaniem może być inwestowanie przede wszystkim środków, które możemy stracić, czyli nie stanowiących naszej rezerwy bezpieczeństwa na czarną godzinę. Nasz stosunek emocjonalny do tych pieniędzy jest nieco chłodniejszy.

Drugim rozwiązaniem jest zmniejszenie kapitału ryzykowanego w pojedynczej transakcji. Na giełdzie nie chodzi przecież o to, żeby każdą pozycję otwierać z trzęsącymi się rękami, nie śpiąc po nocach i licząc na łut szczęścia. W ten właśnie sposób uda nam się zyskać czas niezbędny do trzeciego i jednocześnie najważniejszego argumentu, jakim jest zarabiający system inwestycyjny.

Tylko posiadając przekonanie o długoterminowej przewadze naszej metody nad rynkiem jesteśmy w stanie godzić się ze stratami, które ponosimy. W ten sposób inwestowanie nie przybiera postaci walki z rynkiem, ale konsekwentnie realizowanego planu, którego szanse na zadziałanie są niemal stuprocentowe, Tyle tylko, że etap ten jest jednym z ostatnich, które osiągamy na giełdzie. Po nim jest już tylko spokojne pielęgnowanie dobrych nawyków i realizowanie przyjętej strategii.

A jak to wygląda w Waszym przypadku? Boicie się, że poniesione straty będą Was bardzo bolały? Przeliczacie na dobra materialne, które moglibyście kupić za zarobione lub stracone pieniądze?

16 komentarzy:

  1. mój bilans na giełdzie jest taki że jestem 4 miesięczne wypłaty do tyłu. czyli jedna piąta nowego samochodu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zależy, od jakiego kapitału liczymy te straty. Czasem jest to niewielki ułamek portfela i nie ma się czym martwić, a innym razem jego połowa i wtedy konieczna jest refleksja na temat kierunku, w którym zmierza nasz proces inwestycyjny.

      Usuń
  2. Oj niestety , u mnie również nieźle wypasiona bryka odjechała na giełdzie

    OdpowiedzUsuń
  3. Cześć Radek, dzięki za ten wpis. Moja historia inwestowania sięga 2009 roku. Wtedy, jako świeżo upieczony dwudziestolatek, za pożyczone pieniądze, niesiony pierwszym odbiciem z lutego tamtego roku, wyjąłem z rynku 30% w którymś funduszu inwestycyjnym, chyba rynku finansowego. Wyszedłem po dwóch miesiącach, oddałem kapitał plus odsetki, resztę zatrzymałem. Potem była około dwuletnia przerwa i próby wejścia własnym kapitałem. Zazwyczaj wychodziłem na zero, ponieważ za szybko dokonywałem zmian w portfelu. Teraz, od około dwóch lat, inwestuje systematycznie przez fundusze, regularnie wpłacam pieniądze na rejestry. Wyniki są zadowalające, ale czuję, że nie mam kontroli nad tymi środkami i zaczynam przerzucać się na rachunek inwestycyjny. Mam założenia, których się trzymam. Nie więcej niż 15% kapitału na papier i kroczący stop loss na 5-7%. Pierwsze wyniki są mierne, ale wychodzę na plus po prowizjach, testuję pewne rozwiązania na niedużych kwotach. Nie przeliczam strat/zysków na wydatki i nie księguję mentalnie - przeznaczam na inwestycje środki, których nie potrzebuję na bieżącą konsumpcję. Ten rok zamierzam zakończyć na plusie i lekko liznąć forexu, ale tam czeka mnie długa droga z kontem demo. Od miesiąca ok 6% zysku na portfelu, grając zwykle 5% kapitału. Jeśli do wakacji utrzymam taką dynamikę, mając pewne ściśle określone założenia, to pewnie wpłacę tam pierwsze realne środki.

    To, co daje mi giełda i forex, to pewna systematyczność w myśleniu, nie polegająca na zrealizowaniu stałego zlecenia i zapomnieniu o pieniądzach na jakiś czas.

    OdpowiedzUsuń
  4. wyobraź sobie że na każdej nowo otwartej pozycji zarabiasz 0,78% mało realne prawda? to właśnie tyle zarabia na Tobie twoje biuro maklerskie.

    OdpowiedzUsuń
  5. W Deutsche Banku masz 0,38% (0,19% przy kupnie i przy sprzedaży). Dlatego przeszedłem na DB bo po analizie moich transakcji okazało się że większą część mojej straty stanowią właśnie opłaty maklerskie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mozna zalozyc w niemczech 0.1 proc tyle ze minimum 4 euro wiec konto powinno miec co najmniej 12 k euro. w interactiw brokers. Niemcy maja dodruk euro. Kurs euro niski. Nie sa tak napompowani jak nasdaq. Wolumenu inne niz u nas. Oplata za prowadzenie 10 usd miesiac.

      Usuń
  6. Zgadam się bardzo że człowiek szczególnie angażując spory % budżetu w inwestycje zaczyna to wszystko w ten sposób przeliczać. Trzeba po prostu inwestycje wysokiego ryzyka zmniejszyć do małego procentu naszego portfela.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja zastosowałem zwykłą "piramidę" - zajmuje to oczywiście dużo czasu, ale dziś kwota, którą gram (jak dla mnie to kwota olbrzymia) to w 75% zysk z lat ubiegłych. Nawet przy stracie 30% będę do przodu, a nauka musi kosztować. Gorzej z żoną - ona zawsze przelicza moje straty na podróże i wycieczki zagraniczne :). Tak jakby zyski też się tak przeliczały :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak rozumiem, reinwestujesz zyski :) Bo piramidą zwana jest też strategia, w której dokłada się do zyskownej pozycji, żeby kolejny ruch w górę odbywał się na większym zaangażowaniu kapitałowym.

      Usuń
  8. Teraz inwestuję już znacznie mniej niż kiedyś, ale myślę, że jeszcze całego nowego samochodu nie przegrałem :) Muszę dokładnie to przeliczyć, bo sam jestem ciekaw na jakim poziomie jestem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chodzi mi głównie o przeliczanie zysków i strat z giełdy na materialne przedmioty. Wtedy może to siedzieć w głowie utrudniając inwestowanie. Jeśli ktoś obraca kilkoma milionami, utrata samochodu o równowartości 50 tys, może stanowić 1% portfela :)

      Usuń
  9. Niestety ale nie tylko na giełdzie może stracić wiele pieniędzy. Sam prowadzę działalność inie raz niestety zainwestowałem pieniądze w te kanały reklamowe które kompletnie mi się nie zwróciły. Jak by to podliczyć to pewnie uzbierała się całkiem niezła sumka. Ryzyko więc czyha na nas na każdym kroku no ale jak to mówią kto nie ryzykuje ten nie pije szampana ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie. Giełda to biznes, który generuje zarówno przychody, jak i koszty, podobnie jak w przedsiębiorstwie. Najważniejsze, żeby koszty nie przewyższały przychodów :)

      Usuń
  10. No mi jeszcze trochę brakuję :P Koniecznie muszę się podnieść do góry

    OdpowiedzUsuń