Czas po raz kolejny zabrać głos w sprawie działań KNF zmierzających do ograniczenia dopuszczalnej dźwigni na rynku forex do poziomu 1:50. Już raz poświęciłem temu zagadnieniu miejsce na blogu, ale temat ten nie został wyczerpany. Również inni autorzy, nie tylko związani z konkretnymi domami maklerskimi, wyrażają swoje niezadowolenie z takiej ingerencji w regulacje dotyczące inwestowania.
Żeby nie było to jednak zwykłe wylewanie hejtu na KNF, postanowiłem zaprezentować możliwości, jakie daje dźwignia finansowa.
Najczęściej dźwignia kojarzona jest z zagrożeniem, jakie stwarza. Nawet podstawowe teksty opisujące jej mechanizm podkreślają obowiązkowo, że niewłaściwie użyta może prowadzić do utraty całości posiadanego kapitału, a nawet trochę większej jego ilości niż posiadamy na rachunku.
Czym więc jest w istocie dźwignia finansowa? Jest to możliwość stwarzana przez brokera lub twórcę standardu instrumentu pochodnego, by handlować pozycją o określonej wielkości, posiadając jedynie jej ułamek. Nie musimy więc posiadać miliona w portfelu, żeby mieć milionową ekspozycję na zyski i straty, wystarczy odpowiednio określona część tego kapitału. Czasami jest to 2% (dźwignia 1:50), a czasami 0,5% (dźwignia 1:200). Stosując tę drugą dźwignię, już 5 tys. złotych pozwoli nam (teoretycznie) otworzyć tak dużą pozycję.
I w tym momencie pomijam wszystkie ryzyka związane z nieodpowiedzialnym używaniem udostępnianego inwestorom lewara, gdyż napisano na ten temat bardzo wiele i nie ma sensu się powtarzać. Teraz spojrzymy z perspektywy osoby, która wie już, co się z czym je i jak wykorzystać dźwignię finansową.
źródło; flatworldknowledge.com |
Rozsądny inwestor zakłada najczęściej poziom strat, który dopuszcza na portfelu. Nie odnosi się on do pojedynczych transakcji, ale do całego portfela, jako wyniku aktywności inwestora na rynku i rezultatu wszystkich pozycji. Poziomy te bywają różne, czasami jest to 10, 20, albo 30% portfela, a zdarza się niekiedy nawet więcej, np. 50%. Dopuszczenie strat przekraczających połowę posiadanych środków rozumiane jest najczęściej jako wyraz nieporadności inwestora, który "przewiózł" stratę i nie potrafił się wycofać w odpowiednim momencie.
Ja tymczasem twierdzę inaczej - każdy inwestor powinien móc i chcieć zaryzykować całością portfela. Rynek powinien stwarzać taką możliwość i na szczęście na razie stwarza, chociaż po ograniczeniu dźwigni finansowej już w nieco mniejszym stopniu. Co przez to rozumiem?
Wyobraźmy sobie inwestora, który posiada rachunek o wartości 10 000 zł. To są środki, które wpłaca na konto giełdowe lub forex i którymi chce obracać. Jednocześnie mówi sobie, że na ryzyko wystawia tylko 35% portfela, czyli 3 500 zł. Jeśli strata zejdzie poniżej, naruszając kapitał podstawowy, gracz bezwzględnie zamierza opuścić parkiet i zrobić sobie kilka miesięcy przerwy.
I teraz zastanówmy się, jaką rolę na rachunku pełni te 6 500 zł? Jest to bagaż. Masa leżąca bezwładnie na koncie, nie zarabiająca i w żaden sposób nie alokowana. Owszem, w przypadku akcji musimy mieć pokrycie na kupowane papiery i wtedy środki te mogą być przydatne. Ale w przypadku instrumentów pochodnych? Leżą te grube tysiące na kontach maklerskich i nic się z nimi nie dzieje. Góra pieniędzy, której nie możemy w żaden inny sposób zagospodarować, bo nie jest ona narażana na ryzyko. Co więcej, nie zarabia również stopy wolnej od ryzyka.
A gdyby tak zrezygnować z tego bagażu? Inwestor chce na giełdzie zaryzykować 35%? To niech wpłaci faktycznie te 3 500 zł, powiększone o powiedzmy 500 zł na wymogi depozytowe. Pozostałe 6 tysięcy alokuje sobie w dowolny sposób, ale trzyma je poza rachunkiem maklerskim. Co wtedy? Okazuje się, że owszem, ryzykuje całym swoim portfelem i wszystkimi środkami, które ma na koncie. Tyle tylko, że to jest ciągle ta sama kwota - 3 500 zł.
Dzięki dźwigni finansowej, jeśli jest ona na odpowiednio wysokim poziomie, nie potrzebuje dodatkowych środków. Posiadane 500 zł wystarcza na otwarcie wszystkich niezbędnych ze względu na posiadaną strategię pozycji. Mieliśmy ryzykować 1% portfela, gdy wynosił on 10 000 zł? Ryzykujmy więc te 100 zł, bo nie stanowi żadnej różnicy, że jest to nie 1%, ale 2,5% z posiadanych 4 tysięcy.
Widzicie teraz różnicę? Wyczyszczenie portfela do zera wcale nie musi być przejawem skrajnego idiotyzmu i nadmiernego przelewarowania się przez inwestora. Może być precyzyjnie realizowanym planem ze ścisłym przestrzeganiem parametrów ryzyka. Fakt, strategia nie wypaliła, podejście okazało się nieskuteczne - nie ważne. Nie oceniamy tutaj zyskowności, ale maksymalne dopuszczalne ryzyko. A ono w jednym i drugim wypadku wynosi 3 500 zł.
Dlatego pisane w alarmistycznym tonie komentarze, że ktoś wyczyścił swoje konto, nie oznaczają, że był niekompetentny, bo zagrał va banque. Wręcz przeciwnie, zaryzykował określoną sumę i ją przegrał. Odchodzi ze stołu z poczuciem porażki, ale jednocześnie zadowolenia, że straty nie przekroczyły poziomu, który postawił na szali.
Widzicie tu drugie dno? Inwestor wpłaca 10 000 zł, a jego strata rośnie i rośnie, osiągając poziom 3 500 zł. I co? Myślicie, że wszyscy w tym momencie zgodnie wstają od notowań, wypłacają z rachunku maklerskiego pozostałą część środków i udają się na ochłonięcie? O nie! Z pewnością duża część z nich próbuje dalej, pogrążając się w większych stratach. Patrząc na kontrolę ryzyka z tej perspektywy, gra bez dźwigni finansowej może być dla nas czynnikiem ryzyka większym, niż korzystanie z lewara. A tak, rynek sam nam przesyła czytelny sygnał: straciłeś wszystkie pieniądze, idź do domu i przemyśl sprawę.
I tutaj nie ma oszukiwania samego siebie. Można dopłacić do rachunku nowe środki, ale to już jest odrębna decyzja, odrębna psychologia i można śmiało powiedzieć, że bariery dla łatwego dosypania gotówki są znacznie większe niż te dla sięgnięcia po środki, które już mamy i które parzą nas w kieszeń.
Dlatego warto się czasem zastanowić, czy jakaś regulacja ma sens. Być może wcale nie eliminuje się problemu, a niszczy się jednocześnie komuś skuteczne systemy inwestycyjne. Nie tędy droga KNF.
A najnowsza informacja jest taka, że sprawa nie jest jeszcze przesądzona, bo poprawka napotkała pewien opór w Senacie. Czas pokaże, jaki kształt przyjmie ostateczna regulacja.
A najnowsza informacja jest taka, że sprawa nie jest jeszcze przesądzona, bo poprawka napotkała pewien opór w Senacie. Czas pokaże, jaki kształt przyjmie ostateczna regulacja.
Takie regulacje to droga na skróty, mają doraźnie rozwiązać problem ale pewnie jak zawsze nie rozwiążą żadnego. Co za problem otworzyć konto za granicą i olać KNF i ich regulacje?
OdpowiedzUsuńZamiast działań uświadamiających, zakazy i nakazy. Natomiast przelewarowanie zawsze musi się skończyć wezwaniem do uzupełnia depozytu, dobrze by było aby ludzie sobie to uświadomili.
Poszło udostepnienie;-)
OdpowiedzUsuńŚwięta racja.
OdpowiedzUsuńMożna też spróbować przebrnąć przez ten materiał , Inteligentne Systemy Transakcyjne pana Momota
OdpowiedzUsuń