sobota, 29 listopada 2014

Trudna sztuka nicnierobienia kluczem do sukcesu

Nie jest łatwo być inwestorem zarabiającym na giełdzie. Jednym z problemów, które często przytrafiają się początkującym, ale nie tylko, jest poczucie, że trzeba dokonywać transakcji. Dotyczy to zwłaszcza rynku instrumentów pochodnych, ale nie tylko. Czasami rynek nam nie sprzyja, ale mimo tego zajmujemy pozycję. W tej chwili mam do czynienia właśnie z taką pokusą.


Jak widzimy na powyższym wykresie z PowerTradera, indeks Wig20 znajduje się aktualnie blisko szczytu trójkąta symetrycznego, będącego niejako punktem decyzyjnym dla tej formacji. Z drugiej strony, nie mam absolutnie żadnych oczekiwań kierunkowych co do dalszych ruchów tego indeksu. Zazwyczaj jest tak, że potrafię stosunkowo łatwo ocenić, czy rynek znajduje się w okresie wyczerpania czy wykupienia lub czy się do takiego stanu zbliża. Wykorzystuję to chociażby przy moich transakcjach na opcjach i podejście to bardzo dobrze mi się sprawdza. Teraz jednak nie mam żadnego określonego planu. Decyzja może być tylko jedna - nie handluję.

Jest to jedna z rzeczy, których nauczyłem się dopiero po dłuższym czasie spędzonym na giełdzie. Zrozumienie tego jest trudne z psychologicznego punktu widzenia. Przecież po to stajemy się inwestorami, żeby dokonywać transakcji. Środki na rachunku maklerskim nie są oprocentowane, więc nie zarabiają w dniach, kiedy nie kupimy za nie jakichś instrumentów. Mówiąc wprost, bez transakcji nie ma zysku. W takich sytuacjach kusi nas, żeby jednak wejść na rynek.

Osoby stosujące podejścia mechaniczne i zbliżone do mechanicznych, raczej nie mają takiego problemu. Ale traderzy intuicyjni muszą zmagać się z demonami drzemiącymi w głowie, co nie zawsze jest łatwe. Jeśli na pierwszy rzut oka nie widać jakiejś okazji inwestycyjnej, najczęściej jej tam nie ma. A inwestor chcący otworzyć pozycję, przypatruje się rynkowi tak długo, aż w pewnym momencie poczuje, że jednak bardziej swędzi go lewa noga i zagra na spadki lub podejmie inną głupią decyzję.

Nie wiem, jak to jest w Waszym przypadku, ale u mnie takie transakcje bardzo szybko się mszczą. Nie zawieram ich wiele, ale w sytuacji, w której nie jestem pewien określonego scenariusza i gram, żeby zagrać, rynek dość szybko rusza przeciwko mojej pozycji. Wtedy też staram się ją szybko zamknąć, jeśli nie mam dość dużego marginesu błędu. Ale to jest jakaś dziwna prawidłowość, że kiedy tylko zrobię taką głupotę, rynek niemal natychmiastowo pokazuje mi, że jednak zrobiłem coś głupiego.

Ostatni taki przykład miał miejsce w październiku. 1 października w początkowych godzinach sesji indeks oscylował w okolicach 2500 pkt. Uznałem, że sytuacja jest neutralna i można spróbować zgarnąć z rynku trochę premii opcyjnej, wystawiłem więc opcje put. Dla osób niewtajemniczonych w tę tematykę powiem, że było to zagranie umiarkowanie bycze, a stratę ponosiłem w przypadku pojawienia się znaczących spadków. Progiem opłacalności było dla mnie przekroczenie przez indeks poziomu 2350 pkt. 

Praktycznie w ciągu kilkunastu minut po otwarciu pozycji rynek zanurkował, kończąc sesję na stracie -1,5% i jeszcze w październiku zanotował poziomy 2350 pkt, przesuwając się o ok. 150 pkt przeciwko mojej pozycji. Ostatecznie na niej zarobiłem, ale ryzyko było już bardzo wysokie.

Takie sytuacje pokazują, że jednak impulsywne wchodzenie na rynek nie popłaca. Najlepszym, według mnie, sposobem na zaprzestanie dokonywania takich transakcji jest uświadomienie sobie, że nie mamy wtedy przewagi nad rynkiem. Jeśli mamy jakąś metodę inwestycyjną, należy się jej trzymać. Na giełdzie nie chodzi o to, żeby dokonywać transakcji, ale żeby dokonywać ich w taki sposób, że przewaga jest po naszej stronie. 

Przecież nie walczymy o zrobienie jakiejś kosmicznej stopy zwrotu, ale najczęściej interesuje nas wynik w przedziale 10-30% rocznie. Do osiągnięcia takiego rezultatu wystarczy zaledwie kilka dobrze przemyślanych transakcji. Nie trzeba kilkukrotnie obrócić całego portfela, żeby osiągnąć zysk, a wystarczy odpowiednie zinterpretowanie okazji inwestycyjnej i wykorzystanie jej w dobrym momencie. To wszystko. Im więcej przypadkowych transakcji zawieramy tym bardziej rozwadniamy te z nich, które były idealnie zaplanowane i wykonane. 

Oprócz tego należy pamiętać o prowizjach, które płacimy niezależnie od tego, czy zarobiliśmy, czy straciliśmy. Tak więc nawet posiadając teoretyczne szanse rzędu 50:50, w rzeczywistości są one gorsze. Może nie bardzo, np. 49,5:50,5, ale jednak zawsze przeciwko nam, ze względu na koszty transakcyjne.


Umiejętność ograniczenia liczby transakcji do tych niezbędnych przychodzi z czasem i nie można mieć pretensji, że początkujący inwestor popełnia ten błąd. Ale można też przytoczyć tutaj, nieco szumnie, przypisywane Michałowi Aniołowi powiedzenie, że widzi rzeźbę w bloku marmuru i zadaniem rzeźbiarza jest tylko usunięcie zbędnego materiału. Inwestor ma podobne zadanie, musi dokonywać jedynie tych transakcji, które są niezbędne. Każda transakcja więcej sprawia, że efekt końcowy może nie być już tak zadowalający.

11 komentarzy:

  1. Coraz ciekawsze posty o finansach behawioralnych robisz ;-)
    Ze swojego doświadczenia wiem że overtrade to główny wróg inwestora, który naraża go tylko na straty.

    Radzić można sobie przez trening siły woli oraz lepsze analizy. Ja kiedy łapie mnie pokusa to robię szeroką analizę sytuacji i potencjalnej inwestycji. Patrząc niejako z lotu ptaka na różne możliwości i zagrożenia. Zazwyczaj to wystarczy do obalenia głupiego pomysłu lub do znalezienia dobrej okazji inwestycyjnej ze scenariuszem wejścia/wyjścia ;-)

    A co do ilości transakcji to często wystarczy jedna dobra transakcja na kwartał, serio ;-)
    Dla mnie sztandarowym przykładem okazał się mariaż z JSW od kiedy skupiłem się na bardzo precyzyjnej analizie tej spółki i zaniechałem nadmiaru głupstw to portfel zaświecił na zielono.

    Inny przykład VIVID - widziałem spore niedoszacowanie ,kupiłem - ogromna zielona świeca + napływ spekulantów postanowiłem uciec z zyskiem, niestety dałem się skusić tam wejść ponownie i już rynek dał mi po łapach ;-)

    Chociaż najwięcej natraciłem bo wydawało mi się że mając pozycję na +10%, +15% np. Elzab, Lentex, Monnari, Klon że znalazłem lepszą okazję inwestycyjną. Takie to były dobre inwestycje że traciły a sprzedane pozycje rosły. Ale do dojścia do tych wniosków niestety potrzebowałem czasu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podstawą zawsze powinna być jakaś strategia. Jeśli już ją mamy, powinniśmy się jej trzymać. Transakcje wskazywane przez strategię z założenia są dobre, a te dodatkowe, mające zarobić nam trochę więcej w krótkim czasie, bywają nieprzyjemnie spadkowe.

      Usuń
  2. Grać 1.10.2014 na wzrosty szacun (czytaj: kompletny idiotyzm). I powiedź bo może mało się znam na opcjach, jak grając na wzrosty 1.10.2014 można było zarobić? Przecież rynek nigdy nie był wyżej

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wystawiłem opcje put z ceną wykonania, które wygasały 17 października. Jeśli więc rynek w tym dniu zamknął się wyżej, a tak zrobił, zarobiłem na tej transakcji.

      Może źle się wyraziłem, że zagrałem na wzrosty. Zagrałem neutralnie, umiarkowanie wzrostowo. Tylko silne spadki (poniżej 2350) mogły spowodować stratę.

      Np. teraz mam wystawione opcje 2300, wiec jeśli do 19 grudnia rynek pozostanie powyżej tego poziomu, też zarobię.

      Usuń
    2. bardzo prosze przedstawić to na liczbach z datami, bo naprawdę nic z tego nie rozumię, wg mnie nie dało się zarobić wystawiając opcje put 1.10.2014 wygasającą w dniu 17.10.2014r..

      Usuń
    3. W dniu 1 października: wystawiasz put 2350 za cenę 6,37 pkt i kupujesz put 2300 za 2,05 pkt. Różnica (4,32 pkt) jest maksymalnym możliwym do osiągnięcia zyskiem. Zysk ten zrealizujesz, jeśli w dniu 17.10 indeks zamknie się powyżej tego poziomu, bo wtedy obie opcje wygasną bez wartości.

      Poczytaj więcej na moim drugim blogu: http://opcjenaakcje.pl/spread-byka-spread-niedzwiedzia/

      Usuń
    4. Bardzo to skomplikowane. A powiesz mi, np. kupując obie opcje za około 1000zł, jaki jest zysk z tego twojego zagrania przy 4,23pkt róźnicy, bo nadal niewidzę tu zysku.

      Usuń
    5. 4,23 pkt to 42,30 zł, czyli 4,23% wartości portfela 1000 zł. Nawet bez liczenia procentu składanego masz 50% rocznie.

      Wszystko jest kwestią ważenia ryzyk i potencjalnych korzyści.

      Usuń
    6. A biorąc pod uwagę prowizję, czy to też przekłada się na zysk czy stratę?

      Usuń
    7. Na zysk :) Ostatnio wystawiłem spread, który już po prowizjach miał 8,3 pkt zysku. Można dobierać wedle preferencji inwestora

      Usuń
  3. Oooo wróżbitę powitać :)

    OdpowiedzUsuń