niedziela, 18 marca 2012

Refleksje blogera finansowego

Zainspirowany wpisem, który ostatnio pojawił się na blogu Metafinanse, postanowiłem skrobnąć dwa słowa, gdyż jako humanista miałbym problemy ze zmieszczeniem się w zwykłym komentarzu. Niedługo miną dwa lata od dnia, w którym zacząłem regularnie publikować swoje spostrzeżenia i analizy, których w tym czasie zebrało się około 300. Myślę, że z perspektywy czasu mogę podzielić się już ogólnymi spostrzeżeniami dotyczącymi tego rodzaju aktywności.

Ciężko jest jednoznacznie powiedzieć, czy polskie blogi finansowe umierają. Bo i jak to zmierzyć? Tak dynamiczne środowisko, w którym jedne serwisy pojawiają się, a inne znikają z dnia na dzień, jest trudno mierzalne. Upadek, jak to ujął autor wspomnianego bloga, może być postrzegany poprzez te największe serwisy, które działając od lat wyrobiły sobie pozycję, a następnie zniknęły z sieci lub zmieniły profil działalności w taki sposób, że nie jest ona już tak atrakcyjna dla odbiorców, jak to miało miejsce kiedyś. Myślę, że nie jest to miarodajny sposób mierzenia kondycji blogosfery finansowej, gdyż tak dynamiczne środowisko musi być ujmowane całościowo, co przy obecnych możliwościach technicznych jest bardzo trudne.

Jako problem podnoszone jest też wyczerpanie danej tematyki. Myślę, że dotyczyć to może głównie blogów traktujących o oszczędzaniu. Bo ile też można pisać o lokatach i kontach oszczędnościowych? Ile może być sposobów na ograniczanie wydatków, czy optymalizowanie budżetu domowego? Wcale się nie dziwię, że blogosfera może być przepełniona tą tematyką. Sam z pamięci mogę wyliczyć kilkanaście blogów, które skupiają się właśnie na tych zagadnieniach. Nawet się szczególnie nie dziwię, że ktoś, kto stworzył kilka setek wpisów na ten temat, może poczuć znużenie i brak weny, co ostatecznie przekłada się na jakość samych wpisów, a skutkuje powtarzaniem tego, co już się kiedyś napisało lub bieżącym relacjonowaniem zmian w oprocentowaniu lokat (co swoją drogą też jest wartościowe).

Sam prowadzę bloga, w którym zajmuję się głównie zagadnieniami inwestycyjnymi. Tutaj pole manewru jest zdecydowanie szersze, gdyż i gama instrumentów finansowych, jak i samych technik, metod i podejść jest zdecydowanie pełniejsza. Dzięki temu, wcale nie czuję się wypalony, jak również nie czuję obaw, że zabraknie mi tematów do omawiania. Będąc inwestorem indywidualnym, cały czas się rozwijam, poznając nowe koncepcje i opracowując nowe podejścia, co daje mi możliwość pisania o tym samym, ale na wiele sposobów. Również omawianie własnych doświadczeń może być ciekawą wartością dodaną dla czytelników, oferując coś więcej niż suche analizowanie bieżącej sytuacji rynkowej.

Od pewnego czasu miałem pewien niedosyt związany z faktem, że tematyka inwestycyjna jest nieco bardziej zamknięta niż szeroko pojęte oszczędzanie, przez co mój blog ma szansę trafić do zdecydowanie mniejszego grona odbiorców. W końcu więcej osób zainteresowanych jest lokatami i funduszami inwestycyjnymi, a niewielu aktywnie działa np. na rynku opcji. W obecnej sytuacji, wybrana przeze mnie tematyka okazuje się być raczej atutem niż mankamentem, gdyż na razie bardziej cierpię na deficyt czasu, żeby opracowywać nowe strategie i je opisywać, niż deficyt pomysłów.

Myślę, że właśnie tutaj leży kluczowa linia podziału pośród blogów finansowych. Tematyka oszczędzania, optymalizacji podatkowej na lokatach i zarządzania domowym budżetem została już w wielu miejscach wyczerpująco opisana, podczas gdy tematyka inwestycyjna w dalszym ciągu jest atrakcyjna, rozwija się i co ważniejsze, nie widać na horyzoncie jej schyłku. Wydaje się, że jest wręcz przeciwnie. Wprowadzane przez giełdę nowe instrumenty, takie jak certyfikaty strukturyzowane (bonusowe, dyskontowe, knock-out), a w niedługiej przyszłości również opcje na akcje, dają możliwość konstruowania nowych innowacyjnych strategii, których omawianiem ciągle można się zająć. Co więcej, coraz łatwiejszy dostęp do rynków zagranicznych pozwala na przenoszenie na nasze podwórko doświadczeń zbieranych na zdecydowanie bardziej rozwiniętych parkietach, co w świetle ciągle małego grona osób w Polsce inwestujących w ten sposób, może skutkować niewielkim, ale wiernym i aktywnym gronem czytelników.

Dlatego też sądzę, że wieszczenie upadku polskiej blogosfery finansowej jest nieco przedwczesne. Można ciągle wymienić wielu wartościowych autorów, którzy testują coraz to nowe pomysły i opisując je w interesujący sposób powiększają zasób dostępnej w Internecie wiedzy na ten temat. 

Nie jest przecież wykluczone, że ktoś z naszych czytelników, zainspirowany jakimś wpisem, założy swojego bloga, który w przyszłości stanie się kolejnym ogniskiem wymiany wiedzy i poglądów na finansowe tematy. W końcu Facebook, czy Google też zostały stworzone z niczego przez kilku młodych ludzi z pasją i pomysłem :)

7 komentarzy:

  1. Więc ogólnie blogi finansowe mają się dobrze, tylko te oszczędnościowe radzą sobie gorzej? :)

    Faktycznie, coś jest w tym, że blogi inwestycyjne mają "łatwiej". Nie tylko dlatego, że instrumentów finansowych, strategii i narzędzi do opisania jest mnóstwo. Też dlatego - trochę wbrew temu, co piszesz - że ludzie częściej szukają sposobów na szybki zarobek niż metod na regularne oszczędzanie.

    Nawet u mnie to widać. Najpopularniejsze i najczęściej wyszukiwane artykuły to te dotyczące GPW. Bo giełda właśnie jawi się jako sposób na szybkie pomnażanie pieniędzy. Oszczędzanie jest dużo mniej spektakularne - no i grono odbiorców takiej tematyki jest mniejsze.

    W każdym razie, nie twierdzę jednoznacznie, że z blogami z naszych okolic jest źle. Ale na pewno jest dużo inaczej niż te 2-3 lata temu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja już nie pamiętam, jak było 3 lata temu, bo wtedy byłem zaledwie małym czytelnikiem :)

      Ale z drugiej strony sądzę, że ktoś szukający "szybkiego zarobku" niespecjalnie się pożywi na niektórych blogach inwestycyjnych. W końcu żeby przyswajać analizy z kontraktów terminowych, czy opcji, trzeba mieć już background, więc pierwszy lepszy z ulicy się za to nie weźmie.

      Usuń
  2. Czemu się dziwić żeby móc oszczędzać trzeba mieć z czego natomiast gro ludzi w naszym kraju najpierw potrzebuje zarobić później dopiero będzie myśleć o oszczędzaniu stąd być może taki trend.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie oszczędzanie pozwala na ciułanie małych kwot i odkładanie ich na lokatach. Żeby inwestować, trzeba już mieć te kilka tysięcy, a do tego wymaga zaangażowania czasu w samo inwestowanie i jeszcze bardziej w jego naukę.

      Poza tym, czytelnikami blogów finansowych są raczej ludzie "finansowo świadomi", a więc jeśli środków nie mają, to na pewno już je gromadzą.

      Osoby mało zamożne w wolnym czasie oglądają seriale w telewizji :)

      Usuń
    2. Ty mówisz, że trzeba mieć kilka tysięcy na inwestowanie, a ja mam w Analytics _mnóstwo_ zapytań o to jaka jest najmniejsza kwota, jaką można zainwestować i jak pomnożyć 100/500/1000 zł.

      To naprawdę wygląda tak, że ludzie z pierwszymi, drobnymi oszczędnościami chcą przeskoczyć pierwsze kilka stopni (konta, lokaty, fundusze) i od razu lecieć na giełdę i liczyć procenty.

      Można to zjawisko ignorować, albo pogodzić się z tym, że to też target blogów finansowych ;).

      Usuń
  3. Też mi się wydaje, że z blogami finansowymi nie jest aż tak źle. Jedne upadają, drugie się rodzą - tak jak na wolnym rynku. Szkoda tylko, że niektórzy autorzy wartościowych tak łatwo się poddają, czym psują wiarygodność blogerów. Zresztą popełniłem dziś o tym notkę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Niestety krótki żywot blogów o zarabianiu i finansach wynika w mojej ocenie z faktu, iż blogi te miały być dla ich autorów jedynie sposobem na szybki pasywny dochód. Ileż to blogów dotyczy tematyki: stwórz stronę, promuj, zarabiaj. A że dochody nie pojawiły się, to i motywacja do prowadzenia blogów spadła.

    OdpowiedzUsuń