Obniżka w Saxo Bank - nawet 0,12% za handel na GPW i 1 dolar minimalnej prowizji na USA

środa, 31 sierpnia 2011

Wydłużamy horyzont, a tam...

Dziś odświeżam temat nabytych przeze mnie ostatnio akcji naszego powolnego telekomu.

Jak już pisałem, spółkę kupiłem poprzez rachunek IKE z zamysłem trzymania jej przez dłuższy czas. Inwestowanie w ten sposób jest dla mnie nowością, lecz mam nadzieję, iż się powiedzie. Tym bardziej, że spółka raczej nie przeżywa spektakularnych zwrotów akcji.
Patrząc na wykres można dojść do wniosku, że TPSA szczególnie nie partycypuje w ogólnych trendach panujących na rynku. Poprzednią hossę zaliczyła praktycznie w rok (między sierpniem 2004 i wrześniem 2005), aby później spokojnie kontynuować ruch boczny. Bessa również w rok (sierpień 2008 - sierpień 2009), a w obecnej hossie spółka postanowiła nie uczestniczyć, tocząc się spokojnie siłą konsolidacji. 

Rodzi się w takiej sytuacji pytanie, jak na niej zarabiać. Niby te wzrosty sięgają czasem kilkudziesięciu procent, lecz próba podążania za trendem z ustawionym stopem kroczącym jest według mnie karkołomnym pomysłem. Alternatywy są dwie. Pierwszą jest aktywny swing trading praktykowany przez Bartka z Lazy Share. Wyznaczamy poziomy wsparcia i oporu, po czym staramy się tak wyczuć moment, aby na płynnych instrumentach (np. CFD) atakować zagrania krótkoterminowe.

Drugim pomysłem jest właśnie trzymanie akcji przez długi czas, licząc na dywidendę wypłacaną przez spółkę. Bartek co prawda ostrzegał (pod moim poprzednim wpisem nt. tepsy), że kolejne dywidendy nie będą już tak okazałe, ale ja mimo wszystko na nie liczę. Pytanie tylko, czy otrzymanie tych kilku procent na rok jest warte blokowania kapitału przez tak długi czas. W mojej ocenie oczywiście nie jest. Jak więc podnieść stopę zwrotu z waloru, który nie rośnie razem z rynkiem?

Pierwszym sposobem jest próba sprzedawania akcji w górnej części konsolidacji i odkupowanie ich na dole. W tym przypadku, narażamy się jednak na ryzyko, że nie będzie nas na rynku w chwili przyznawania praw do dywidendy, co byłoby bardzo niefortunne.

Innym wariantem jest próba zabezpieczania naszej pozycji innymi instrumentami dostępnymi na naszej giełdzie, czyli kontraktami terminowymi oraz warrantami. Jeśli uznamy, że rynek będzie spadał (np. przy górnym ograniczeniu konsolidacji), możemy sprzedać po jednym kontrakcie na każde posiadane sto akcji i wtedy nasza pozycja będzie neutralna do rynku, zapewniając nam jednocześnie stałą obecność w akcjach na wypadek dywidendy. Oczywiście jest też możliwość odwrócenia pozycji na krótką, poprzez sprzedanie dwóch kontraktów na każde posiadane sto akcji. 

Takie zabawy dają nam możliwość całkiem ładnego dorobienia do dywidendy. Tyle, że wszystko zależy od naszych umiejętności w dziedzinie swing tradingu oraz oferty rynkowej (np. szerokość spreadu i koszty). Podejmując tego rodzaju aktywność należy mieć świadomość, iż kilkoma słabymi transakcjami można zupełnie przehulać mającą do nas wpłynąć dywidendę. W efekcie trzymanie akcji spada na dalszy plan.

Kolejną strategią, jeszcze u nas niemożliwą do realizacji, jest budowanie strategii covered call. Posiadając akcje spółki dokonujemy sprzedaży opcji call (wystawiamy ją). W efekcie nasz profil wypłaty ulega zmianie. Odcinamy możliwość osiągnięcia nieograniczonego zysku otrzymując w zamian premię opcyjną. Po szczegóły odsyłam znów do Bartka. Efektem tak zbudowanej strategii jest posiadanie akcji w celu pobierania dywidendy, a dodatkowo otrzymywania każdorazowo premii z wystawionych opcji. Przestajemy więc liczyć na wzrosty cen akcji (gdyż te odcina nam sprzedana opcja), ale w zamian "żyjemy dobrze z papierem", dzięki czemu ten o nas dba poprzez regularne zasilanie portfela pewną sumką.

Przechodząc do moich założeń, muszę powiedzieć, że szczególnie liczę na łączenie posiadanych akcji z krótkimi pozycjami w kontrakcie terminowym oraz w opcjach. O ile ten pierwszy wariant można robić już teraz, o tyle opcje na akcje zadebiutują dopiero wraz z nowym systemem transakcyjnym w 2012 roku (info mailowe z GPW), a do tego nie jest wiadomo, czy będą notowane opcje na TPSA. Choć z drugiej strony nie wyobrażam sobie, żeby mogło tych opcji nie być.

W kwestii spekulowania kontraktami na poszczególnych swingach, z pewnością nie będzie to bardzo aktywna działalność, gdyż spread jest dość szeroki, a poza tym nie mam możliwości składania zleceń w ciągu dnia. No, chyba że ktoś chce mi zaproponować takie stanowisko to chętnie propozycję rozważę :) W każdym razie zapowiada się długa i ciekawa przygoda z naszą czołową spółką defensywną. Za jakiś czas podzielę się refleksjami zebranymi w ogniu walki.

sobota, 27 sierpnia 2011

Eksplorując nowe obszary

Z poprzednich postów wiecie, że sporą część uwagi przerzuciłem obecnie na rynki towarowe. Wiecie również, że odświeżyłem książkę Street Smarts, a w konsekwencji również strategie Turtle soup, 2bb oraz 2b, opisywane swojego czasu na blogu Tomasza Symonowicza. Okazało się, że to połączenie niesie ze sobą spory potencjał, który zamierzam w najbliższym czasie eksploatować (a przynajmniej podejmę taką próbę). Cała rzecz sprowadza się do swing tradingu, który był już przeze mnie poruszany wielokrotnie, a którego obraz możecie odświeżyć TUTAJ.

Otóż po przejrzeniu kilkunastu wykresów najpopularniejszych towarów wyszło na jaw, że większość z nich od kilku miesięcy porusza się bardzo czytelnym ruchem bocznym. Daje to nam możliwość wyznaczenia potencjalnych obszarów wykupienia i wyprzedania, a następnie zastosowania tam poszczególnych technik inwestycyjnych, w szczególności wspomnianych powyżej. Na razie zajmę się prezentacją kilku przykładów, a później dopowiem jeszcze dwa słowa. Zignorujcie proszę moje kreski gdyż już po zrobieniu zrzutów dostrzegłem nowe układy i niektóre z poziomów zmieniły miejsce :)

Platyna
Pallad
Soja
Pszenica
Ropa
Olej grzewczy
Kakao

Jak widzicie, na każdym z wykresów można dostrzec pewne obszary wykupienia i wyprzedania. Daje nam to liczne okazje do wykorzystania technik z zakresu swing tradingu i są spore szanse, że dadzą one pozytywne rezultaty.

Z drugiej strony, chciałbym również zaproponować Wam spróbowanie innego spojrzenia na te rynki, a mianowicie poprzez cztery fazy występujące na giełdach. Są to akumulacja, trend wzrostowy, dystrybucja oraz trend spadkowy. Materiału poglądowego dostarcza fragment webinaru z udziałem Justine Pollard, który ukazał się w ostatnich dniach. Oto LINK do stosownego fragmentu.

Patrząc z tej perspektywy, można dojść do wniosku, że powyższe konsolidacje mogą być pewną formą dystrybucji, gdyż następują po silnych niekiedy wzrostach (dotyczy to tylko niektórych z prezentowanych wyżej rynków). Z pewnością natomiast wybicie się z ruchów bocznych może być traktowane, jako wyznacznik dalszego kierunku. 

Tak więc mamy swing trading i trend following w jednym wpisie :)

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

Nie chcąc robić notki "o niczym", chciałbym przy okazji podzielić się z Wami kilkoma uwagami odnośnie bloga. Jak zapewne zauważyliście, w ostatnich tygodniach częstotliwość wpisów znacznie spadła i oscyluje w okolicach minimum, czyli jednego postu na pięć dni. Wynika to z faktu, że jestem dość mocno zaganiany w związku z innymi sprawami i wracając do domu po 12 godzinach "na mieście" po prostu nie zawsze mam wenę. Odbija się to również na jakości wpisów, których z pewnością nie można określić mianem epickich. Postaram się podciągnąć, ale szanse na poprawę rysują się dopiero w okolicach października.

W kontekście powyższego szczególnie cieszy mnie fakt, iż ilość osób pobierających RSS tego bloga wydaje się stale rosnąć, osiągając poziomy 180-190 osób. Po cichu liczę, że w niedługim czasie "pęknie" 200, co będzie już niemałym osiągnięciem. Z drugiej strony trochę przeraża mnie fakt, iż jest to aż tak wiele osób. O ile kiedyś pisałem swobodnie i bez przykładania do tego wagi, obecnie czuję się nieco bardziej oceniany, co wzmaga potrzebę publikowania na odpowiednim poziomie. Mam nadzieję, że nie będzie mi dane Was rozczarować. 

Chciałbym również z tego miejsca podziękować darczyńcom, którzy wspierają bloga poprzez przekazywanie darowizn. W tej dziedzinie zdecydowany prym wiedzie Jakub, który systematycznie od wielu miesięcy przekazuje mi niemałą, trzeba przyznać, sumkę. Podziękowania również dla Dawida, który w ostatnich dniach również zasilił moje konto.

Trudno jest powiedzieć, żebym te środki przeznaczał typowo na prowadzenie bloga. Nie ponoszę żadnych kosztów stałych, a czasu i zaangażowania wyceniać nie chcę. W każdym razie liczba osób pobierających RSS oraz napływające czasem darowizny pokazują, że to co robię, ma dla Was jakieś znaczenie, co dodatkowo dopinguje mnie do publikowania.

Myślę, że dobrym podsumowaniem będzie sformułowanie, jakie umieszczone zostało w skardze na instytucję w której pracuję, wniesionej do jednego z ministerstw: "Dziękując za już, proszę o więcej" :)

poniedziałek, 22 sierpnia 2011

Trzy rachunki

Ludzie często dziwią się, po co mi trzy rachunki maklerskie. W końcu już jedno daje dostęp do "całej giełdy" i pozostałe dwa wydają się zbędne. Nie raz już pisałem na tym blogu, że posiadanie kilku rachunków ma swoje zalety, jak choćby dostęp do innych instrumentów u brokera CFD, czy też zwolnienia/odroczenia podatkowe na IKE. Do tej pory korzystałem z nich raczej w umiarkowanym stopniu.

Prawdziwym atutem rachunki te okazały się w chwili, gdy nadeszły sierpniowe fajerwerki na rynkach akcji. Zmienność skoczyła w kosmos, premie opcyjne również, a waluty przyspieszyły. Z powyższych względów postanowiłem odwiesić do szafy rynek akcji i opcji, do czasu aż znów zaczną się rysować w miarę stabilne ruchy cen. Z pobieżnego spojrzenia na zmienność wnioskuję, że o ile wybuchy są bardzo gwałtowne, to uspokojenie sytuacji wymaga czasu. Co robić?

Zamiast odpuszczać giełdę jako taką, rachunki IKE oraz forex pozwoliły mi przenieść się po prostu gdzie indziej. Przemyślawszy to i owo, zaplanowałem sobie bardziej długoterminowe ruchy na spółkach defensywnych, w czym wydatnie pomaga IKE, które w założeniu miało i ma mi służyć do transakcji o długim horyzoncie. Nieopodatkowane dywidendy sprawiają, że strategie te dodatkowo zyskują na atrakcyjności.

Z kolei analiza oferty mojego brokera pozwala mieć nadzieję, że i w dłuższej perspektywie będzie gdzie prowadzić działalność. Swingi na platynie wydają się bardzo zbliżone do swingów na akcjach, a co za tym idzie, można będzie zaadaptować tam podstawowe techniki z zakresu price action. Z tego też względu na tapetę wróciła lektura książki "Street smarts".

W takich właśnie chwilach ujawniają się zalety posiadania stosunkowo rozbudowanej infrastruktury inwestycyjnej. Możliwość szybkiego przekliknięcia się z akcji na towary, z surowców na waluty, czy z funduszy akcyjnych na pieniężne może wydawać się zbytkiem formalności w czasach, gdy wszystko jest dobrze, ale tego typu szansę docenia się w chwili, gdy jest ona najbardziej potrzebna. Póki co, zamierzam znacznie szerzej korzystać z nowo odkrytych instrumentów i strategii, ale ciężko jest mi na razie powiedzieć, jak to wpłynie na tematykę prezentowaną na blogu.

wtorek, 16 sierpnia 2011

Jest nadzieja

Robię coś nietypowego pisząc trzeci post w ciągu trzech dni, lecz uznałem, że trzeba się dobrą nowiną podzielić. Otóż prowadząc poszukiwania instrumentów niekoniecznie powiązanych z rynkiem akcji i metali szlachetnych, przegrzebałem ofertę mojego brokera forexowego i okazało się, że mają kilka ciekawych rzeczy. Ot choćby kawa, soja, bawełna, cukier czy kakao. Do tego ropa, miedź, pallad, platyna i gaz ziemny. Wydawać by się mogło, że powinienem o tych instrumentach wiedzieć od dawna, ale jakoś umknęły one mojej uwadze, co z resztą miało odbicie w moich poprzednich postach.

Przyjrzałem się trochę warunkom transakcyjnym i muszę przyznać, że o ile rewelacyjne nie są, to powiedziałbym, że konkurencyjne wobec GPW. Dysponując mikrolotami, najmniejsze jednostki posiadają wartość już nawet 2 tys. zł, a spread na nich kosztuje 7-8 zł. Tak więc jest to mniej niż kasują sobie rodzime DM od zleceń opiewających na podobną kwotę, a do tego spread płacimy tylko raz, a prowizję od zlecenia dwa razy.

Po przerzuceniu kilku wykresów dochodzę do wniosku, że można tu uprawiać całkiem przyjemny swing trading lub nawet trend following. Wykresy są czytelne w świecach dziennych, a do tego nie są to pary walutowe, więc nie zostają naliczone punkty swapowe. I kolejna sprawa, jest to coś bazującego na popycie i podaży, czyli w dużej mierze można do tego stosować analizę techniczną zbliżoną do tej na akcjach. Wyszczególniam tę kwestię dlatego, że do analizy par walutowych podchodzę nieco inaczej.

Dlatego też okazało się, iż w czasie spadków i dużej niepewności na giełdach, można pobawić się na innych aktywach, niekoniecznie skorelowanych z akcjami i metalami. W każdym razie dla mnie otwiera się nowe pole do inwestycji i to nie w skali M15, ale D1 :)

poniedziałek, 15 sierpnia 2011

TPSA na dłużej

Siedziałem, myślałem i w końcu wymyśliłem. Postanowiłem poprzez rachunek IKE kupić trochę akcji TPSA. Technicznym setupem jest zagranie na odbicie od wsparcia, które obrazuje niższa czerwona linia.
Z drugiej strony inwestycja jest pomyślana na dłuższy termin, dlatego też pod uwagę biorę ten dwuletni range i staram się kupować w jego dolnym obszarze. Poza tym, w związku z zaplanowaną dłuższą perspektywą, liczę na sowite dywidendy, których średnia stopa za ostatnie 5 lat wynosi 7,75%. Tu też sprawdza się IKE, gdyż od dywidendy nie zapłacę podatku.

Dodatkowo, za wyborem TPSA na inwestycję długoterminową przemawia możliwość zabezpieczania ryzyka spadków kontraktami terminowymi oraz, od niedawna, warrantami. Dlatego też jeśli spółka znajdzie się w okolicach szczytów na poziomie 19 zł i będę chciał zarobić trochę na ruchu w dół, będzie taka możliwość. Po cichu liczę też na opcje na te akcje, co da możliwość zabawy w covered call.

Druga czerwona kreska i trzy prostokąty obrazują potencjalne poziomy techniczne, które mogą być znaczące dla ruchu cen. Rysowałem je pod kątem spekulacji na krótki termin i zostawiłem na wykresie dla celów poglądowych.

Jest to moja pierwsza inwestycja na tak długi termin (jak długi to się okaże) oraz z silnym udziałem dywidendy przy podejmowaniu decyzji. Będę wdzięczny za ewentualne wskazówki dla tego typu inwestycji.

niedziela, 14 sierpnia 2011

Co dalej?

Nadejszła taka chwila, że na rynkach nic nie wiadomo. Niby nigdy nic nie wiadomo, ale w tej chwili po prostu bardziej nie wiadomo niż zwykle. Rynki akcji poleciały, po czym lekko się odbiły. Technicznie sytuacja wygląda nieciekawie, gdyż z jednej strony mamy możliwość łapania spadającego noża, a z drugiej grę na dalsze spadki. W każdym razie miałbym teraz problemy z określeniem trendu dominującego na rynku, a w takiej sytuacji ciężko jest obrać kierunek do zajmowania pozycji.

Na opcjach dzieje się sporo, gdyż wzrost zmienności dał zarówno wiele okazji, jak też drugie tyle okazji odebrał. Kupowanie opcji w tej chwili wydaje się mało rozsądnym rozwiązaniem, gdyż trzeba by było ponieść horrendalne koszty premii. Z drugiej strony, sprzedawanie zmienności po pierwsze spowoduje duże wymogi depozytowe, jak również jest ryzykowne z perspektywy braku pomysłu na ruchy rynku. Ewentualnie jakieś short strangle, czyli sprzedaż call 2400 i put 2300, ale nie takie rzeczy poległy w czasie dużych wahań. 

Rozglądając się trochę szerzej po rynku finansowym, z dużym zdziwieniem dostrzegłem spory spadek wartości jednego z TFI, a mianowicie ING Globalny Długu Korporacyjnego. Wydawać by się mogło, że spadki na giełdach aż tak mocno nie odbiją się na obligacjach korporacyjnych, a jednak fundusz poleciał na pysk, nawet mimo umocnienia się euro do złotówki. Dziwna sprawa...

Oczywiście pewnym wyjściem jest odwołanie się do surowców, a konkretnie metali szlachetnych. Kusi mnie koszyk palladu, platyny, złota i srebra, czyli notowany na naszym rynku certyfikat RCNMBAOPEN. Każdy z metali miał w nim początkowo udział 25%, obecnie wagi zapewne uległy zmianie, ale w dalszym ciągu uważam to za dość ciekawą alternatywę wobec rynków akcji. Zwłaszcza, że na mikrolotach można sobie dokładnie zabezpieczyć ryzyko kursu dolara i jechać tylko na cenie metali. Moją uwagę zwraca jednak zatrzymanie się od kilku miesięcy cen palladu i platyny. W każdym razie spadków tam na razie nie widać.

Sporą nadzieję wiążę z rynkiem warrantów, które powróciły na GPW. Co prawda szczególnie aktywnie to na razie nie wygląda, ale mając na uwadze fakt, iż w większości są to warranty OTM, szansa na spory zarobek jest. Tyle tylko, że połowę zysku odda się zapewne w spreadzie. Poza tym, chcę się trochę przyjrzeć ich mechanice, żeby móc sobie spokojnie pogrywać bez ryzyka, że coś mi umknęło w trakcie.

Tak więc na chwilę obecną jestem w kropce. Anomalia (nie bójmy się tego powiedzieć) z ostatnich dni sprawiła, że zachwiały się wszystkie układy techniczne w oparciu o które zwykłem grywać. Jest to jedna z wad podejścia dyskrecjonalnego. Ewentualnie pozostają poszczególne spółki, np. z Wig20, gdyż dysponują one stosowną płynnością, jak również nie wszystkie poleciały strasznie na twarz.

Słyszy się ostatnio sporo głosów, że jest tanio i można kupować dobre spółki po bardzo atrakcyjnych cenach. Niestety, jako technik nie liczę wskaźników P/E i jemu podobnych, więc wedle tych kryteriów nie będę podejmował decyzji na rynku. Tak więc na razie stoję z boku, czekając aż znów będę rozumiał to, co się dzieje na rynku. Ewentualnie jakieś podpięcia się pod stabilne trendy na innych rynkach.

czwartek, 11 sierpnia 2011

Pierwsza prosta strategia - co dalej?

Udajemy, że nie widzimy co dzieje się na rynku i pchamy dalej przykładową strategię na czas spokojnych swingów. Z tego też względu, usilnie namawiam do zapoznania się z poprzednim wpisem, co można uczynić poprzez TEN link. Dla przypomnienia dodam, że mamy bezkosztowy i całkowicie zyskowny spread byka otwarty na opcjach call 2800 i call 2900. Co robimy dalej?

Możemy oczywiście zostawić wszystko do wygaśnięcia i liczyć, że w połowie grudnia rynek utrzyma się powyżej poziomu 2900 pkt (przypominam, że to sytuacja hipotetyczna). Z drugiej jednak strony, strategię opcyjną można przekształcić po raz kolejny, zgodnie z sygnałami, które daje nam rynek. Sprzedawaliśmy call 2900 w okolicach 2910, gdyż sądziliśmy, że mniej więcej do tego poziomu dotrze swing wzrostowy. Rynek tam dotarł, ale zaczął dawać sygnały wykupienia, co daje nam przesłanki do oczekiwania korekty. Może warto by było pod nią zagrać?
Zielona strzałka obrazuje nasze kupno opcji, a pierwsza czerwona sprzedaż domykającą spread byka. W tej chwili można zastanowić się nad drugą czerwoną strzałką, czyli sprzedażą opcji call 2900. Gdybyśmy zdecydowali się na takie rozwiązanie, otrzymamy premię za tę opcję i na naszą korzyć będą działały dwa czynniki - oczekiwana korekta na rynku, a dodatkowo upływ czasu, które sprawią, że będziemy mogli tę opcję odkupić sporo taniej. Ale niestety kij ma dwa końce, więc za te bonusy musimy zgodzić się na ryzyko w postaci niezabezpieczonej strategii w kierunku wzrostów.

Aby zasymulować taki scenariusz, urealnijmy nieco nasze poczynania dodając trochę miejsca na ruch spadkowy. Swing wzrostowy miał rozpiętość od 2740 do 2920 (nasze założenie zrealizowało się co do punktu), a call 2900 sprzedawaliśmy 24 października przy kursie 2910. Poszukując teraz triggera, decydujemy się sprzedać opcję call 2900, gdy rynek osiągnie poziom 2880 pkt. Ma to miejsce dwa dni później, czyli 26 października. Opcja call 2900, przy założeniach z poprzedniego wpisu (grudniowa, zmienność 15%) przyniesie nam premię w wysokości 63,34pkt. Oto, jak wygląda wykres naszej strategii po uwzględnieniu tej sprzedaży:
Strategia przyjęła swój punkt kulminacyjny na poziomie 2900. Dzięki sprzedaży drugiej opcji, nasz zysk po lewej stronie wykresu (poniżej 2800) zwiększył się ze 139 zł do 773 zł. Nasz maksymalny zysk poszedł również w górę do poziomu 1770 zł. Niestety, w tej sytuacji wariant wzrostowy nie jest nam już tak miły. Po pierwsze, indeks nie może sobie rosnąć w kosmos (przy spreadzie nam to nie przeszkadzało), a po drugie wystawiamy się na duże straty, jeśli rynek silnie wzrośnie. Jak silnie? Naszym punktem break even jest poziom 3076 pkt. Zatem ryzyko już się na nas czai. Jako ciekawostkę dodam, że zbudowana przez nas strategia nosi miano call ratio. Call, bo wyłącznie na opcjach call, a ratio, gdyż sprzedaliśmy dwa razy więcej opcji, niż kupiliśmy.

Miała to być propozycja na początek naszej przygody z opcjami, więc postaramy się jakoś wyeliminować ryzyko po wzrostowej stronie, zwłaszcza, iż trend jest wzrostowy, a my oczekujemy jedynie na jego korektę. Co więc należy zrobić, żeby zarobić na spadkach, a jednocześnie zabezpieczyć ryzyko? Proponuję równocześnie ze sprzedażą call 2900 dokonać kupna call 3000, która to opcja "wypłaszczy" nam wykres powyżej swojego strike'a, tym samym eliminując ryzyko. Kalkulator wyceny teoretycznej podpowiada, że za taką opcję zapłacimy 27,07 pkt, a nasz prowil wypłaty będzie wyglądał tak:
Szczyt na poziomie ok 1500 zł, płaskie na poziomie ok 500 zł, więc ciągle nieźle. Tak więc zajmujemy call butterfly i liczymy na spadki. Dokąd spadki? Analiza techniczna podpowiada nam, że gdzieś w okolice 2820 pkt, gdyż tam naturalne wsparcie w postaci przełamanego oporu powinno zatrzymać korektę. Zatem przy tej cenie, zamkniemy to, co otworzyliśmy czekając na spadki, czyli odkupimy call 2900 i sprzedamy call 3000 wracając do spreadu byka.

Miracle in progress...

Tak! Rynek  dotarł do poziomu 2820, a my znów zrobiliśmy co trzeba. Odkupiliśmy call 2900 za 32,01 pkt i sprzedaliśmy zabezpieczające call 300 za cenę 10,46 pkt. Nasz spread znów wygląda, jak spread byka, tyle że podskoczył trochę w górę na skali zysków. Zyskaliśmy 313 zł na call 2900 (sprzedaliśmy drożej i odkupiliśmy taniej), ale straciliśmy 166 zł na call 3000, którą kupiliśmy drożej niż sprzedaliśmy. Czy było warto? Wykorzystaliśmy ruch rynku, żeby zarobić, a więc plan się udał. Co więcej, nie ponieśliśmy nadmiernego ryzyka, dzięki kupionej opcji.

Ale zaraz zaraz... Gdzie to my teraz jesteśmy? Czy może nie na wsparciu technicznym w trakcie korekty trendu wzrostowego? Taaak, zgadza się. Dlatego w zasadzie gra zaczyna się dla nas od nowa, znów możemy realizować tę strategię, która właśnie dała nam zarobić. A cofając się o krok wstecz i wiedząc, że dobijamy do wsparcia, może nie warto było sprzedawać tej call 3000? W końcu jeśli będą wzrosty (a oczekujemy kolejnego swingu o 180 pkt w górę) to jej wartość powinna rosnąć, co da nam szansę odsprzedania drożej niż za te 10,46 pkt. W końcu sprzedając teraz, złamiemy złotą zasadę i sprzedamy call na dołku.

Powyższy przykład pokazuje, jak (w idealnych warunkach) można wykorzystywać swingi do przekształcania naszej strategii. Proste spready połączone z transakcjami na ekstremach swingów pozwalają osiągać zyski przy całkowitym ograniczeniu ryzyka. A przecież graliśmy cały czas na wzrosty. Nie dokonywaliśmy zupełnego odwrócenia strategii na szczycie poprzez zajęcie jakiegoś spreadu niedźwiedzia. No ale z trendem się nie walczy.

Mam nadzieję, że te proste transakcje na strategii pozwolą zrozumieć podstawy mechaniki jednego z podejść do opcji. W kolejnym wpisie dalej będziemy się bawili w przekształcanki :)

sobota, 6 sierpnia 2011

Pierwsza prosta strategia

Myślę, że zarówno przygodę z opcjami, jak również budowę strategii warto jest rozpocząć od kupna opcji. W tym wypadku będzie to kupno jednej opcji, czyli zajęcie pozycji w jednym kierunku (na wzrosty lub na spadki). Możliwe jest również kupno dwóch opcji, czyli ustawienie strategii long straddle lub long strangle. Oba z wariantów są setupami dobrymi na początek, choć kupno put lub call jest zdecydowanie kierunkowym.

Kierunkowe kupno opcji jest w mojej ocenie jednym z ciekawych sposobów na rozpoczęcie swojej przygody z opcjami. Po pierwsze dlatego, że jest to rozwiązanie z ograniczonym ryzykiem, gdyż nie możemy stracić więcej niż zapłacona za opcję premia, a po drugie, długie pozycje na opcjach dają możliwość bardzo ładnego przekształcania w inne warianty, w zależności od antycypowanego przez nas scenariusza. Poza tym, nie tracimy pieniędzy na obstawianie drugiej strony, ale musimy być pewni, że rynek jest w punkcie przesilenia.

Niestety, w obecnej chwili mamy do czynienia ze znacznym wzrostem zmienności na rynku, przez co kupno opcji stało się zdecydowanie bardziej kosztowne. Poza tym, rynek stał się na tyle rozchwiany, że ciężko jest obstawiać jakieś scenariusze w oparciu o "normalne" zachowania popytu i podaży, które widzimy na wykresach w postaci swingów cenowych. Podejście, które chciałbym opisać, sprawdza się lepiej w warunkach spokojnych i bardziej przewidywalnych ruchów cen.

Kupując jedną opcję, należy mieć na uwadze kierunek trendu, jaki dominuje na rynku. Później, konieczne jest określenie momentu korekty i zawarcie transakcji w kierunku trendu. Jest to bardzo lubiane przeze mnie podejście, które daje spore szanse na sukces. Docelową strategią będzie ustawienie spreadu byka, czyli kupno opcji call (co teraz zrobimy) oraz późniejsze sprzedanie opcji call z wyższym strikiem. Kupując call liczymy, że rynek w perspektywie najbliższego swingu wzrośnie, a wtedy sprzedamy wyższe call, które co prawda odetnie nam możliwość nieograniczonego zysku, ale z drugiej strony zmniejszy też możliwą stratę. Spread byka budujemy oczywiście w trendzie wzrostowym. Odwrotnym wariantem jest spread niedźwiedzia na opcjach put.

Najpierw przedstawię założenia w formie graficznej, a później przy pomocy kalkulatora wyceny teoretycznej opcji dokonamy przykładowych transakcji.

Założenia:
- kończąca się korekta w trendzie wzrostowym, indeks na poziomie 2770 pkt
- antycypowany zasięg swingu to 180 pkt
- swing low na poziomie 2740 pkt, a więc oczekujemy wzrostu do poziomu 2920 pkt
- jest 10 października, kupujemy opcje grudniowe, zmienność 15%
- kupujemy call 2800, call 2900 sprzedamy przy poziomie 2910 pkt, gdyż zakładamy, że cena tam dotrze

Oto, jak wygląda sytuacja na wykresie:
Kupno grudniowej opcji call 2800 w dniu 10 października przy indeksie 2770 kosztowałoby nas 67,14 pkt, czyli 617,40 zł. Oto profil wypłaty takiej jednoopcyjnej strategii:
Gdybyśmy chcieli tę opcję przetrzymać do zamknięcia, nasza maksymalna strata wyniesie właśnie 617,40 zł, natomiast zyski rozpoczynają się od poziomu 2867,14 pkt (strike + premia). Jako, że zamierzamy zbudować spread byka, nasza strategia, w tym jej profil wypłaty, ulegnie zmianie. Zakładamy, że rynek faktycznie poleci w górę do poziomu 2910 pkt, gdzie dokonamy pełnego otwarcia spreadu byka, czyli sprzedamy opcję call 2900. Ponieważ ruch na indeksie wymaga czasu, dajmy mu na to 2 tygodnie, czyli 10 sesji. Zatem sprzedaży opcji dokonamy w dniu 24 października. Warto o tym pamiętać, gdyż upływ czasu wpływa na cenę tego instrumentu. Oto wykres:
Po to szacowaliśmy zasięg swingu, żeby otworzyć się mniej więcej w okolicach jego szczytu lub po prostu po lepszej cenie. W tym momencie oscylatory weszły w wyprzedanie, więc oczekujemy teraz naturalnego ruchu korekcyjnego. Dzięki temu, że rynek poszedł mocno w górę i przebił strike'a naszej sprzedawanej opcji, jej wycena teoretyczna (bo na takich pracujemy) wyniosła 81,09 pkt, czyli 810,90 zł. Kupując wcześniejszą opcję, płaciliśmy premię, w tej chwili opcję sprzedajemy, więc premia trafia na nasze konto. Oto, jak zmienił się w efekcie nasz profil wypłaty:
Grubsza niebieska krzywa to profil wypłaty, dwie pozostałe to profile naszych opcji. Wcześniej nie było widać profilu call 2800, gdyż pokrywał się z profilem całej strategii. Obecnie się ujawnił.

Profil wygląda bardzo okazale, szczególnie gdy spojrzymy na jego prawą skalę. Okazało się, że dzięki ruchowi rynku, udało nam się przenieść całość strategii w obszar zyskowności. Oznacza to, że nie możemy już na niej stracić. W najgorszym wypadku, nasz zysk wyniesie 13,95 pkt (premia otrzymana - premia zapłacona), a w najlepszym 113,94 pkt. Minimalny zysk osiągamy przy indeksie w dniu wygaśnięcia na poziomie 2800 i poniżej, a maksymalny przy poziomie 2900 i powyżej.

Teraz czas na kilka uwag o charakterze uzupełniającym, gdyż trzeba je poczynić. W tym wpisie pokazałem, w jaki sposób można próbować łączyć analizę techniczną ze strategiami opcyjnymi. W zasadzie dostosowujemy nasze działania na opcjach do tego, co widzimy (i zakładamy że zobaczymy)
na wykresie. Dodatkowo, jest to strategia dynamiczna, czyli rozdzielamy w czasie kupno jednej opcji i sprzedaż drugiej. Można by było otworzyć całość w chwili, gdy indeks był na poziomie 2770 pkt, lecz wtedy opcja call 2900 byłaby znacznie mniej warta (dokładnie 31,17 pkt), przez co nie udałoby się nam wyeliminować ryzyka (poniżej 2800 tracilibyśmy ok 36 pkt, czyli 360 zł, a i maksymalny możliwy zysk byłby mniejszy). To, co tu zrobiliśmy jest prostą spekulacją, czyli kupowaniem, gdy uważamy, że jest tanio i sprzedawaniem drożej, tyle że w wydaniu opcyjnym. Pisałem o tym w TYM wpisie.

Kolejną sprawą jest fakt, iż kupowaliśmy i sprzedawaliśmy opcje po cenie teoretycznej z kalkulatora, bez uwzględnienia spreadu w arkuszu. Wiemy już, że nawet mimo obecności animatorów koszt spreadu jest znaczny i nie można go pomijać. Dlatego też w realnych warunkach rynkowych nie udałoby się zawrzeć nam transakcji po takich cenach, nawet mimo spełniania warunków czasu, instrumentu bazowego i zmienności.

Inną rzeczą jest fakt, iż cały opis strategii jest przykładem. Założyłem, że rynek dotrze w dane miejsce i dokładnie tak dotarł. My spokojnie go wyczekaliśmy i zawarliśmy transakcję dopiero wtedy, kiedy było trzeba. W rzeczywistości nie jest tak pięknie. Może się okazać, że weszliśmy przedwcześnie i rynek będzie spadał dalej. Nawet jeśli kupiliśmy dobrze opcję call 2800, to rynek podejdzie tylko trochę i spadnie nie osiągając poziomu 2900 pkt. To jest właśnie magia przykładów, że zakładają one wystąpienie warunków idealnych. Żeby przeprowadzić taki trade w praktyce, musimy być przygotowani na wszelkie warianty, czyli dalsze spadki lub nieosiągnięcie założonego poziomu, a do tego musimy w sposób konsekwentny trzymać się planu. Być może w połowie ruchu w górę, przy testowaniu dotychczasowego szczytu narysuje się świecowa formacja odwrócenia na tyle sugestywna, że sprzedamy call 2900 już wtedy, myśląc że to koniec ruchu. A tymczasem rynek spokojnie poleci na 2930 pkt. Trzeba o tym pamiętać.

W efekcie powyższych czynników trzeba mieć świadomość, że zbudowanie układu w całości bez ryzyka jest bardzo trudne. Owszem, czasem się udaje, ale zazwyczaj wychodzi nam po prostu lepszy lub gorszy stosunek maksymalnego zysku do maksymalnego ryzyka. Tak ustawiony spread można oczywiście w różny sposób modyfikować, co będę chciał pokazać w przyszłych wpisach.

Przeanalizujcie ten przykład i jeśli macie jakieś pytania lub uwagi to zapraszam pod wpisem.

czwartek, 4 sierpnia 2011

Blogerzy ludziom :)

Tytuł mocno patetyczny, a do tego nieszczególnie odkrywczy. Ot, zebrało się kilku blogerów (z inicjatywy Tobiasza Malińskiego, który wszystko ogarnął, za co wielce mu z tego miejsca dziękuję), którzy zdecydowali się skrobnąć kilka słów dla szerszej publiczności. A tytuł mało odkrywczy, bo w końcu codzienna praca blogera to właśnie pisanie dla ludzi i własnej satysfakcji :)

Niemniej, przechodząc ad rem, chciałbym poinformować, iż wspólnymi siłami stworzyliśmy małego ebooka zawierającego paczkę przemyśleń polskich blogerów na tematy giełdowe. Są to raczej luźne wypowiedzi koncentrujące się na kilku wybranych zagadnieniach. Myślę, że wielu z czytelników znajdzie przyjemność w przeczytaniu o różnych podejściach do tych samych kwestii. Może nie jest to jeszcze rodzime Market Wizards, niemniej sądzę, że warto do ebooka w wolnej chwili zajrzeć.

Publikacja do pobrania ZA DARMO pod TYM adresem. Link wisi również w lewej górnej części bloga.

Enjoy!

wtorek, 2 sierpnia 2011

... gdy leje się krew

W zasadzie nie można nie zabrać głosu na temat obecnej sytuacji na rynkach. Z jednej strony panika, strzelające stop lossy i ogólne zamieszanie, a z drugiej strony czające się gdzieś z tyłu głowy myśli, że przecież zbliżamy się do kluczowych wsparć, które być może się obronią. W tym ogólnym szaleństwie warto spojrzeć na wykresy okiem technika.
W USA dziś mieliśmy prawdziwy armageddon, -2,5% na S&P500. Tyle, że z technicznego punktu widzenia mamy indeks znajdujący się na wsparciu, a do tego siedem spadkowych sesji, które aż proszą się o odreagowanie, co najmniej do połowy konsolidacji.
Z kolei na naszym głównym indeksie widzimy małą konsolidację, która kusi do zagrania na krótkoterminową cofkę w górę. Obawiam się jednak, że wtorkowe wydarzenia w USA spowodują u nas całkiem okazałą lukę w dół. Paradoksalnie w ostatnich dniach takie luki budowane w panice często okazywały się najlepszą okazją do zajęcia pozycji sprzecznej z logiką, czyli kupuj wtedy, gdy wszyscy sprzedają. Podobnym podejściem zajął się kiedyś Tomasz Symonowicz w TYM, TYM i TYM wpisie.

W szerszym horyzoncie mamy oczywiście zaznaczone wsparcie w okolicach 2630-2640, które jest całkiem niebanalnym poziomem.
Nie sposób oczywiście nie odwołać się do pewnej sytuacji, która miała miejsce kilkanaście miesięcy temu. Flash crash, robienie po nogach i zapowiedzi apokalipsy w pewnym momencie ustały i rozpoczęliśmy solidny rajd w górę. 

Czy da się więc zbudować jakiś jeden spójny obraz obecnej fazy rynku? Trudno powiedzieć. Słuchając wiadomości docierających do nas ze świata i rynków trudno jest założyć scenariusz, że od jutra nagle zapominamy o problemach i gramy na wzrosty w okolice 3300 na indeksie. Z drugiej strony mamy do czynienia z wieloma krótko, średnio i długoterminowymi wsparciami, które dają okazję do poczynienia rozmaitych zagrywek. Od założeń, że szaleństwo jest zbyt duże (strategia Oops na domknięcie luki), przez ruchy swing tradingowe (długa pozycja na S&P500), aż do całkiem okazałych zagrań trendowych. W końcu jeśli dobierzemy skalę czasu tak, aby widzieć całą hossę od 2009 roku, z pewnością dojdziemy do wniosku, że trend w chwili obecnej jeszcze nie jest zagrożony, co więcej, mamy do czynienia z okazałą korektą, dającą okazję do zajęcia pozycji (np. w ETFie) przy niskim ryzyku.

Polecam pójście w ślady jednego z amerykańskich inwestorów (nazwiska nie pomnę), który drukował wykres, po czym wieszał go na ścianie i analizował trend z drugiego końca pomieszczenia. Wtedy nasza ocena sytuacji może się diametralnie zmienić.