Jakiś czas temu pisałem o okazji do zjedzenia darmowego luchu na GPW dzięki możliwościom stwarzanym przez certyfikaty dyskontowe. Dziś postanowiłem całą rzecz sprawdzić w praktyce i zgodnie z wcześniejszymi planami otworzyłem długą pozycję w 100 sztukach certyfikatu dyskontowego na akcje TPSA oraz pozycję krótką na marcowym kontrakcie terminowym na tę spółkę.
Z racji bardzo marnej płynności, jako pierwsze ustawiłem zlecenie z limitem na sprzedaż kontraktu. Niestety nie śledziłem notowań na bieżąco, więc nie wiem, po której stronie widełek zlecenie się zrealizowało, ale ktoś jednorazowo zgarniał 25 sztuk kontraktu, więc pewnie w okolicach ceny ask. Zlecenie wskoczyło po cenie 17.30 pkt, co po przeliczeniu i uwzględnieniu prowizji daje poziom 1733 zł.
Jak tylko dostałem SMS-a potwierdzającego transakcję, w ciągu 3 minut dokonałem kupna "z ręki" 100 sztuk certyfikatu dyskontowego na akcje TPSA. Jako ciekawostkę dodam, że była to dopiero druga transakcja od początku tego certyfikatu, pierwsza opiewała na niesamowitą ilość 1 szt. :) Dlatego też brałem po zleceniach animatora nie licząc nawet, że znajdzie się sprzedający po lepszej cenie. Zlecenie zrealizowało się po cenie 15,83 zł, co po uwzględnieniu prowizji daje w sumie 1589 zł.
Wiedząc z poprzedniego wpisu, że ceny te będą się z czasem do siebie zbliżały, po dokonaniu prostej operacji matematycznej, mamy 144 złote do zgarnięcia, teoretycznie bez żadnego ryzyka. Uwzględniając 200 zł na depozyt, angażujemy kapitał w kwocie 1789 zł ( 1589 na certyfikaty + 200 na depo). Nie uwzględniam tutaj ewentualnej potrzeby zabezpieczenia dodatkowych środków na wypadek ruchu w stronę przeciwną do certyfikatu, co zwiększy wymogi depozytowe. W oparciu o powyższe, mamy 144/1789, a więc 8,05% zysku do wzięcia. Mając na uwadze, że certyfikaty kończą swój żywot 20 lipca 2012 roku (czyli za 261 dni), zysk 8,05% osiągniemy w mniej niż rok. Zannualizowane oprocentowanie wynosi 11,47%, a więc zdecydowanie więcej niż oferują nam to dziś lokaty bankowe.
Czas więc omówić czynniki ryzyka tej strategii, gdyż nie jest to czysty arbitraż. Po pierwsze, kontrakt terminowy wygasa w marcu. Mając na uwadze, że zabezpieczenie musimy utrzymać do 20 lipca, konieczne będzie zrolowanie krótkiej pozycji na serię wrześniową. Co prawda będzie ona miała niewielką płynność, ale unikniemy w ten sposób kolejnego rolowania z czerwcowej na wrześniową. Sama transakcja może się odbyć na różnych warunkach, nieco lepszych lub gorszych niż kurs rozliczenia serii marcowej, a co za tym idzie, nasze ostateczne oprocentowanie i zysk mogą być nieco inne od przedstawionych powyżej. Pewną nadzieją jest tu wycena teoretyczna kontraktu, a konkretnie uwzględniana przez animatora stopa wolna od ryzyka, dzięki czemu powinien być on notowany nieco wyżej, co może zrekompensować koszty rolowania. Jak będzie w praktyce, zobaczymy.
Drugim z ryzyk tej strategii jest tzw. CAP, czyli maksymalny zysk, jaki możemy osiągnąć z inwestowania w certyfikat dyskontowy. W przypadku instrumentu dla tepsy, jest to poziom 20 zł. Oznacza to, że niezależnie od tego, ile wyżej znajdą się akcje spółki w dniu 20 lipca 2012, za każdy certyfikat otrzymam tylko 20 zł. W efekcie, wzrosty ceny akcji powyżej tego poziomu są mi nie na rękę, gdyż sprzedany na krótko kontrakt terminowy będzie tracił, natomiast certyfikat zarabiał już nie będzie. Stąd też strategia przestaje być arbitrażem czy hedgem, a staje się grą netto na krótko.
Co więcej, analizując przykłady certyfikatów dyskontowych na inne akcje, można zauważyć, że przebieg notowań zmienia się nieco w niedalekiej okolicy CAPa. Zamiast dotrzeć do tego poziomu i poruszać się zupełnie płasko (gdy cena akcji jest powyżej), certyfikat na jakiś czas przed CAPem, zaczyna zwalniać i dystans między certyfikatem a ceną akcji, zamiast zmniejszać się z upływem czasu, nieco się zwiększa. Jaki to ma wpływ na naszą strategię? Taki, że jeśli rynek faktycznie pójdzie w górę, konieczne stanie się zlikwidowanie części pozycji (krótkiego kontraktu) lub sprzedanie całości. A wtedy może się okazać, że zrobiliśmy to po nieco innych cenach niż te wynikające z wycen teoretycznych.
Jaki jest mój plan? Oczywiście zamierzam przetrzymać wszystko do 20 lipca 2012, w tym czasie korzystnie rolując kontrakt terminowy na serię wrześniową. Jeśli emitent zaproponuje kolejny certyfikat, być może uda się nie likwidować pozycji w kontrakcie wrześniowym, a tylko zrolować pozycję w certyfikacie, co pozwoli zaoszczędzić na prowizjach i poślizgach.
Jaki jest plan B.? Jeśli rynek pójdzie w górę, bo to główne zagrożenie, będę likwidował całość z chwilą, gdy kontrakt terminowy sięgnie poziomu 20 zł za akcję. Patrząc na dotychczasowe zachowanie ceny akcji, taka sytuacja nie miała miejsca od 2,5 roku:
Podsumowując krótko tę strategię, chciałbym powiedzieć, że traktuję ją raczej jako alternatywę wobec lokaty niż strategię do gry na giełdzie. Maksymalny zysk jest ograniczony, kilka ryzyk jednak jest, a poza tym, nie dostajemy dywidendy. Problemem może być również zainwestowanie w ten sposób większej kwoty, gdyż płynność na odległych kontraktach na TPSA jest znikoma. Jeden, dwa, pięć można w ten sposób przerzucić, ale ponad 10 będzie wymagało albo brania po ofertach z rynku, albo siedzenia przy notowaniach i przesuwania zleceń. Niemniej nie jest to niemożliwe do zrobienia.
Jak myślicie, warto?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz