Na rynku można spotkać różnych inwestorów. Są ci, którzy nie wiedzą nawet, czym dany podmiot się zajmuje. Są też nieco bardziej aktywni, którzy znają dobrze biznes spółki i uczestniczą w walnych zgromadzeniach akcjonariuszy. Dzisiaj wyjdę poza te podejścia, pokazując jak być inwestorem aktywnym.
Kiedy osiem lat temu rozpoczynałem moją przygodę z inwestycjami, przeżyłem coś w rodzaju małego szoku. Okazało się bowiem, że nazwy, które wielokrotnie obserwowałem na warszawskich biurowcach, są w rzeczywistości nazwami spółek giełdowych, prowadzących konkretny biznes. Z ich produktami spotykamy się każdego dnia i często mamy na ich temat wyrobione zdanie.
Spójrzmy teraz na inwestowanie, jak na prowadzenie konkretnej firmy, jak to często sugerują podręczniki do analizy fundamentalnej. Posiadając akcje jesteśmy współwłaścicielami danego biznesu, partycypując nie tylko w zyskach, ale i stratach spółki. Co więcej, współuczestniczymy również, poprzez udział w WZA, w podejmowaniu strategicznych decyzji dotyczących tej spółki.
A teraz pójdźmy krok dalej i zastanówmy się, czy możemy, jako inwestorzy, pracować na rzecz spółki?
Kupno produktów i usług od swoich spółek
Najprostszym przykładem mogą być operatorzy telefoniczni. Przecież każdy z nas posiada abonament, zapewne w jednej z głównych sieci dominujących na polskim rynku. Posiadając akcje spółki Play lub Orange, powinniśmy zdecydować się na skorzystanie z usług spółki, której przecież jesteśmy współwłaścicielem.
Koszt poniesiony na zakup produktu lub usługi trafi do spółki i przełoży się na poprawę osiąganego przez nią wyniku finansowego. Zależnie od kondycji podmiotu i polityki dywidendowej, część zapłaconej przez nas ceny wróci na rachunek maklerski w postaci dywidendy lub zostanie w spółce, przekładając się na wzrost ceny akcji. Z finansowego punktu widzenia takie podejście jest jak najbardziej uzasadnione.
A co w sytuacji, gdybyśmy nie chcieli korzystać z produktów i usług naszych spółek? Być może oferta jest nieatrakcyjna, wizerunek marki kiepski lub sam produkt jest niskiej jakości. Czy wiedząc, że nawet my, jako klienci końcowi nie chcemy korzystać z produktów spółki, powinniśmy być posiadaczami akcji? Czy skoro nasze konsumenckie doświadczenie podpowiada nam, że nie warto, czy inwestorskie doświadczenie nie powinno wyciągnąć z tego faktu wniosków?
W moim portfelu posiadam akcje spółki Amica, znanego producenta AGD. Czy gdybym dzisiaj kupował wyposażenie mojej kuchni, zdecydował bym się na ten akurat wybór? Zapewne tak, aczkolwiek w grę wchodzi tu jeszcze zdanie mojej drugiej połówki.
Aktywne polecanie produktów i usług naszej spółki
Nie ukrywam, że w mojej firmie korzystam z usług biura rachunkowego iFirma.pl, jak również nie kryję faktu, że jestem akcjonariuszem tej spółki. Jestem bardzo zadowolony z usługi, więc zainwestowałem w spółkę, wypełniając tym samym kryterium postawione w akapicie powyżej.
Jednak oprócz biernego posiadania akcji nie mam problemu z polecaniem usług iFirmy innym osobom. Jako bloger mam możliwość dotrzeć do szerszego grona potencjalnych klientów, np. poprzez bardzo popularny wpis o zakładaniu własnej firmy i wpis o wyborze biura rachunkowego. Również w rozmowach z innymi, zarówno na forach inwestycyjnych, jak i w rozmowach prywatnych, dzielę się moimi pozytywnymi doświadczaniami, polecając usługi spółki. Z napływających do mnie sygnałów wnioskuję, że dzięki mojej rekomendacji iFirma zdobyła przynajmniej 10 klientów.
Wiedząc, że miesięczny abonament na usługi biura rachunkowego to kwota ok. 100 zł, 10 klientów przez 12 miesięcy wygeneruje 12 000 zł przychodu do spółki. Wiedząc, że marża zysku netto spółki wynosi ok. 14%, zarobiłem dla iFirmy 1680 zł w skali roku. Część z tych środków wróci do mnie w formie dywidendy, a część przeznaczona zostanie na dalszy rozwój.
Jaka część? Wiemy, że spółka wyemitowała 6,4 mln akcji, a wygenerowany (teoretycznie) przeze mnie zysk to 0,026 grosza na akcję. Zakładając, że inwestor posiada pakiet 2500 akcji, którego równowartość dziś to ok. 10 000 zł, zarobiłem każdemu takiemu inwestorowi 66 groszy. Może faktury z tego nie zapłacę, ale jest to już policzalna wartość, którą można wyrazić monetą wrzuconą do portfela.
Jaka część? Wiemy, że spółka wyemitowała 6,4 mln akcji, a wygenerowany (teoretycznie) przeze mnie zysk to 0,026 grosza na akcję. Zakładając, że inwestor posiada pakiet 2500 akcji, którego równowartość dziś to ok. 10 000 zł, zarobiłem każdemu takiemu inwestorowi 66 groszy. Może faktury z tego nie zapłacę, ale jest to już policzalna wartość, którą można wyrazić monetą wrzuconą do portfela.
Praktyka pokazuje, że nie tylko ja jestem swojego rodzaju ambasadorem marki. Michał Szafrański, autor bloga Jak oszczędzać pieniądze, od dłuższego czasu korzysta z usług biura rachunkowego iFirma do rozliczania swojej działalności blogowej. Dotychczas sprzedaż książki Finansowy ninja rozliczał za pomocą usług wFirma, ale w związku z wprowadzeniem do stycznia jednolitego pliku kontrolnego, również tę część swojego biznesu przenosi pod skrzydła iFirmy. Co najważniejsze w tej sytuacji, takie decyzje publicznie ogłasza na Twitterze, korzystnie oddziałując na wizerunek marki.
Dziś o północy - gruba zmiana w zapleczu #FinNinja. Najgrubsza od premiery. Albo będzie dobrze… albo wysypie mi się fakturowanie w kluczowym miesiącu.— Michał Szafrański (@szaffi) 30 listopada 2017
Zamiast @wfirma faktury będzie wystawiać @ifirmapl. To wszystko w ramach przygotowań do JPK. Jest stresik.
Jak więc widzicie, można dwojako podchodzić do bycia akcjonariuszem. Jedni preferują "suche" posiadanie akcji, podczas gdy inni aktywnie promują markę swoich spółek. Można powiedzieć, że jest to prawdziwie właścicielskie podejście do biznesu.
Wykorzystywanie efektu synergii pomiędzy spółkami
Oprócz podanych powyżej przykładów, jest jeszcze jeden ciekawy sposób na zwiększanie rentowności naszego portfela poprzez podejmowanie odpowiednich decyzji.
W moim portfelu inwestycyjnym posiadam akcje Banku Handlowego oraz spółki Larq. Ta ostatnia spółka jest holdingiem, posiadającym w swoim portfolio większościowe pakiety w trzech spółkach portfelowych: Synergic, Nextbike i Brand24. Synergic jest operatorem nowoczesnych nośników reklamowych, podczas gdy Nextbike jest operatorem systemów rowerów miejskich, zarówno w Warszawie, jak i wielu innych miastach.
I teraz czas na najlepsze. Citi Handlowy realizuje dużą współpracę marketingową ze spółką Synergic, będącą wyłącznym operatorem powierzchni reklamowej na rowerach sieci Veturilo, należącej do Nextbike.
Tak, zdjęcie główne dzisiejszego wpisu jest nieprzypadkowe :)
Będąc akcjonariuszem wszystkich trzech spółek (Handlowego bezpośrednio, a Synergic i Nextbike przez Larq), odnoszę z tego tytułu bardzo konkretne korzyści.
Gdybym w moim portfelu posiadał tylko i wyłącznie akcje Banku Handlowego, reklama w sieci rowerów miejskich byłaby dla mnie wyłącznie kosztem pomniejszającym zyski. Ale korzystając z efektu synergii płynącego z posiadania akcji wszystkich spółek, koszty Banku Handlowego są przychodami spółek Synergic i Nextbike. Oznacza to, że marże i zyski zostają "w rodzinie", a cała współpraca reklamowa realizowana przez spółki oznacza dla mnie przekładanie pieniędzy z kieszeni do kieszeni i jest pod tym względem przynajmniej neutralna, jeśli nie korzystna.
Innym znakomitym przykładem jest działalność Leszka Czarneckiego, inwestora którego chyba nikomu nie trzeba przedstawiać. Jego obecność kapitałowa realizowana jest w wielu obszarach, które mocno się uzupełniają. Z jednej strony mamy działalność deweloperską (LC Corp). Jak się buduje mieszkania to trzeba je też sprzedawać (Home Broker). Przy sprzedaży mieszkań przyda się również sprzedaż kredytów i innych usług finansowych (Open Finance), a w sumie to przyda się też własny bank (Getin Noble Bank, Idea Bank). Przy tych tematach sporo jest podatków, więc stworzenie podmiotu takiego jak Tax Care również będzie na miejscu.
Jak widzicie są inwestorzy, którzy do mistrzostwa opanowują korzystanie z efektu synergii. Zamiast płacić zewnętrznym podwykonawcom i generować wypływ kapitału ze spółki, lepiej jest samemu przejąć istotną część biznesu i zostawić marże w swoim ręku.
Swoim przykładem pokazuję, że również w skali małego inwestora możliwe jest łączenie tego rodzaju korzyści. Sęk w tym, że aby je zidentyfikować należy nieco lepiej poznać biznesy spółek, które mamy na celowniku, aby w jasny sposób ustalić relacje zachodzące pomiędzy poszczególnymi podmiotami.
Może się również zdarzyć, o czym warto przestrzec, że efekty takiej synergii będą negatywne. Przykładem niech będzie powiązanie handlowe spółek Jeronimo Martins (Biedronka) oraz producenta słodyczy Wawel. Sprzedaż do Biedronki generuje ponad 25% przychodów Wawelu, a pojawiające się raz na jakiś czas informacje o możliwym zerwaniu umowy generują spore tąpnięcia na kursie Wawelu. Okazuje się więc, że takie współprace mogą być też dla inwestora źródłem silnych emocji.
Tylko dla inwestorów długoterminowych
Jak zapewne się domyśliliście, zaprezentowane w tym artykule podejście do inwestowania jest zasadne tylko w wypadku długoterminowego zaangażowania kapitałowego w spółki. Co z tego, że dzisiaj kupię sprzęt do Amiki, jeżeli dywidenda z tego zysku wpłynie na moje konto dopiero w połowie przyszłego roku. Krótkoterminowa żonglerka akcjami nie daje tego efektu synergii, abstrahując już od faktu, że nie towarzyszy jej najczęściej dogłębna analiza biznesu i powiązań handlowych pomiędzy spółkami.
Dwa smaczki na koniec
Znacie już nieco skład mojego portfela. Posiadając akcje Banku Handlowego, zasadnym jest, żebym swoje oszczędności przeniósł właśnie do tego podmiotu. Z jednej strony zarobię na produktach banku, a z drugiej na zysku i marży wypracowanym na sobie samym jako kliencie. Mało?
Jako bloger jestem uczestnikiem wielu programów partnerskich oferujących m.in produkty depozytowe. Za polecanie tych produktów otrzymuję wynagrodzenie. A więc przenosząc swój kapitał do swojego banku, mogę jeszcze za to otrzymać prowizję. Fajne, co? Gdybym się uparł mógłbym wchodzić na jeszcze wyższy poziom, korzystając z programu partnerskiego Comperia S.A (spółka giełdowa) lub Agora S.A (spółka giełdowa), a nie Bankier.pl, który należy do zagranicznej grupy Bonnier. Przecież nic nie stoi na przeszkodzie, aby i te akcje posiadać w portfelu. O ile oczywiście wskazuje na to przeprowadzona analiza techniczna i fundamentalna.
Czy polecisz swoją spółkę?
Jak widzicie istnieje wiele sposobów na przyczynienie się do poprawy wyników finansowych spółek. Przecież podstawą prowadzenia jednoosobowej działalności gospodarczej jest łącznie bycia właścicielem firmy z pracą dla tej właśnie firmy. W przypadku spółki giełdowej, nie posiadając 100% w akcjonariacie, pracujemy tylko częściowo dla siebie. Jednak wyobraźmy sobie sytuację, w której każdy najmniejszy nawet akcjonariusz jest swojego rodzaju ambasadorem marki, promującym ją wśród przyjaciół i znajomych. Czy wyniki finansowe takiej spółki nie byłyby lepsze?
Czy posiadając akcje banku trzymacie w nim oszczędności? Czy posiadając akcje dewelopera kupujecie od niego mieszkanie? Czy będąc akcjonariuszem firmy usługowej korzystacie z jej usług? A w końcu czy polecacie swoje spółki innym? Czekam na Wasze komentarze!
I niech wstydzą się ci, którzy posiadając akcje CD Projektu grali w Wiedźmina III na pirackiej kopii zamiast kupić grę! :)
Trochę chyba utopijne podejście.
OdpowiedzUsuńKorzystanie z usług IFirmy, dla prywatnych celów, nie musi przynieść realnych korzyści z działań inwestycyjnych w ramach zakupu akcji. Jasne, zwiększysz przychód, ale czy aż tak :).
Błędnym jest założenie, ale jakże często spotykane, że jeżeli spółka zwiększa zyski, przychody, rozwija się to kurs w 100% będzie rosnąć. Bo jakże inaczej. Przecież jest wszystko zaje***scie. No nie do końca. Bo to co jest wewnątrz firmy to jedno, a kurs to drugie. Inwestowanie byłoby zbyt proste gdyby wszystko można było przewidzieć w tak linijny sposób.
Może Twój artykuł miał na cele zwrócenie uwagi na inną kwestię, ale jeśli chodzi o dodatkowe korzyści wynikające z "wspierania" podmiotów, którego akcje posiadamy to się nie zgadzam.
Kwestia skali takiego działania. Jeżeli jeden inwestor to robi, nie ma to większego wpływu. Ale jeżeli takich inwestorów jest więcej, odbywa się to z korzyścią zarówno dla marki, jak i dla wyniku finansowego. Spójrz na Apple, która zaczęła się od dobrego produktu, a teraz ma rzeszę psycho-fanów twierdzących przy każdej rozmowie, że jeżeli elektronika to tylko Apple.
UsuńNie mów, że nie widzisz długoterminowej zależności notowań giełdowych od wyników finansowych :) Odrzucając skrajności, takie jak spółki, które dopiero mają coś osiągnąć (np. gamingowe) wiele biznesów jest wycenianych na podstawie kondycji biznesu. Poza okresowymi depresjami i euforiami.
Skala przede wszystkim. Tylko jak myślisz, ilu użytkowników Apple w rzeczywistości jest również akcjonariuszem tej spółki? Dla przykładu, ile osób inwestująca w Bitcoin robi to, aby z niego korzystać realnie, a ile spekuluje?
UsuńOczywiście, że w długim terminie fundamenty mają wpływ na notowania, ale nie jest to regułą :). Bazując na sowim doświadczeniu wiem, że kurs to często oderwanie od rzeczywistości.
Spółki gambingowe już sporo osiągnęły. Przede wszystkim popularność. Teraz tylko można dołączyć do "pociągu".
Moim zdaniem nie ma co się łudzić, że w jakiś sposób pomożemy spółce. Bo nagle wpadnie "smart money" i nasze oczekiwania, nadzieje zostaną pozamiatane.
Być może mamy różne strategie, stąd odmienność zdań :)
Pozdrawiam
Michał
Jak Bank Handlowy zbankrutuje, to nie będzie ani akcji, ani oszczędności...
OdpowiedzUsuńJedna z ważniejszych zasad dobrego inwestowania to nie rozwiązywanie się emocjonalnie czy jakkolwiek do spółek z portfwla. Co innego molohy lccorp a szary inwestor.
OdpowiedzUsuńZaangażowanie emocjonalne może negatywnie wpływać na moje wybory. Próbowałem kiedyś kupować akcje Toyota, ale średnio mi to na dobre wyszło. Teraz wolę kupować literki wyskakujące mi w Amibrokerze.
OdpowiedzUsuńMogę być zadowolonym akcjonariuszem spółek Leszka C., ale nigdy nie korzystać z produktów, bo wiadomo jakie są (dojenie klientów). To samo w przypadku paru innych banków.
W sumie najlepiej by było mieć akcje Apple, bo ci frajerzy (klienci) wszystko kupią i strumień gotówki pewny. Sam mam iPhone, ale taniego z drugiej ręki, więc na mnie nie zarobili :)