Obniżka w Saxo Bank - nawet 0,12% za handel na GPW i 1 dolar minimalnej prowizji na USA

środa, 8 lutego 2017

Najwyższy czas rozpocząć inwestowanie na rynkach zagranicznych!

Zdecydowana większość inwestorów ogranicza się do aktywności na GPW. Wejście na polski rynek akcji może wydawać się wkroczeniem w świat inwestycji, ale prawda jest taka, że świat inwestycji leży gdzie indziej. Najwyższy czas zacząć go odkrywać!

Co robisz, jeżeli w Twoim osiedlowym sklepiku jest bardzo ograniczony wybór dostępnych produktów? Zmieniasz sklep. A jeżeli oferta operatora telefonicznego jest zbyt uboga? Zmieniasz operatora. W chwili obecnej nawet zmiana banku nie jest czymś przerażającym, ponieważ jesteśmy w stanie zrobić to za pomocą jednej wizyty w oddziale. Jednak w wypadku inwestowania, bardzo niewiele osób decyduje się wyjść poza Polskę i rozpocząć grę na giełdach całego świata.

Przyjrzyjmy się najpierw, dlaczego tak mało osób "idzie w świat" ze swoim kapitałem.



Dlaczego nie inwestujemy za granicą?


Po pierwsze, boimy się nieznanego. Nawet na warszawskiej giełdzie istnieje wiele instrumentów, które są zaledwie marginalnie wykorzystywane. Ot, chociażby takie certyfikaty strukturyzowane czy też opcje na Wig20

Wielu inwestorów zapewne ogranicza się do klasycznego inwestowania w akcje, czy w postaci spółek wzrostowych, czy w spółki dywidendowe. Niezależnie od tego, czy inwestuje się na lata czy raczej w krótkim horyzoncie czasowym, rynek akcji to podstawa. Inne instrumenty wydają się dziwne, skomplikowane lub niebezpieczne. Zwłaszcza, jeśli oferują dźwignię finansową. 

Dlatego duża część osób będzie trzymała się wyłącznie rodzimego rynku akcji, jako najbliższego naszym sercom i portfelom. I jest to zupełnie normalne i nie powinno dziwić. Na tej samej zasadzie niektórzy trzymają się tego samego banku, nawet jeżeli systematycznie podnosi on opłaty.

Drugim powodem wydaje się nieznajomość innych rynków. Na warszawskiej giełdzie notowane są spółki które znamy, bo pojawiają się często w naszym otoczeniu. Nie mówię nawet o samych produktach, bo otaczamy się raczej importowanymi przedmiotami, ale raczej w kontekście przekazu mediów finansowych.

Bieżące analizy ograniczają się do znanych nam podmiotów, jak KGHM, PZU czy JSW. O spółkach zagranicznych mówi się jedynie przy okazji silnych zmian cen związanych z wybuchami entuzjazmu lub pesymizmu (Nintendo i PokemonGO lub Volkswagen i afera z emisją spalin). Przez pozostały czas raczej rzadko docierają do nas informacje z zagranicznych parkietów. Można więc powiedzieć, że wyrastamy na GPW i na GPW już zostajemy.

Po trzecie, pojawia się kwestia dostępu do rynków zagranicznych. Na GPW mamy instrumenty naśladujące główne towary, indeksy oraz kilka zagranicznych spółek. Podobnie brokerzy forexowi oferują ekspozycję na kilka głównych instrumentów. Jednak pełne inwestowanie na rynkach zagranicznych oznacza dziesiątki tysięcy walorów, do których moglibyśmy mieć dostęp. Konieczne jest najczęściej otwarcie rachunku zagranicznego u polskiego brokera lub skorzystanie z oferty brokerów zagranicznych.

Z tymi ostatnimi znów pojawia się problem. No bo jak, wysyłać swoje pieniądze do jakiegoś zagranicznego podmiotu? A co jeżeli pojawi się jakiś problem? Składać pozew w sądzie w USA? Dla wielu taka perspektywa jest nie do pomyślenia i wolą pozostawać pod ochronnym parasolem Komisji Nadzoru Finansowego i UOKiK.

Dla osób nie obawiających się najczarniejszego scenariusza, ciągle aktualny pozostaje problem bieżących rozliczeń. Polski dom maklerski wystawia PIT8C, który umożliwia niemal mechaniczne rozliczenie się z podatku. W przypadku zagranicznych brokerów, musimy samodzielnie pilnować bieżących zysków i strat, aby być w stanie obronić się przed urzędem skarbowym. A należy przyjąć, że zagraniczne operacje na instrumentach finansowych są dla naszych urzędników czymś na tyle egzotycznym, że będą sprawdzali każdy papierek.

Po czwarte, przewalutowanie. Wchodząc na zagraniczny rynek, zaczynamy inwestować w jemu właściwej walucie. W zasadzie jest to oczywiste, ale niektórzy uświadamiają sobie bolesne skutki tego faktu dopiero podczas ponoszenia strat. Nie ma to jak zarobić na giełdzie w USA, a następnie stracić zyski w wyniku umacniającego się złotego.

Niektórym wydawać by się mogło, że w obecnych czasach umiejętność zabezpieczania swoich pozycji przed ryzykiem walutowym jest powszechna. Nie jest. Stąd też może wynikać niechęć wielu osób do wychodzenia poza obszar panowania złotówki. A inwestowanie na giełdzie w USA w instrumenty azjatyckie? W jakiej one są wyrażone walucie, jak to policzyć?
.
Po piąte, inwestowanie za granicą wymaga trochę większego kapitału. Wynika to wysokości minimalnej prowizji, która wynosi kilka dolarów lub kilka euro. Odnosząc to do często spotykanego w Polsce poziomu 5 zł, widzimy że aby zoptymalizować prowizje powinniśmy inwestować w pakietach rzędu 5-10 tys. zł. Dla inwestora wpłacającego na rachunek zagraniczny kwotę niższą niż kilka tysięcy dolarów, może być to trudne.

W tym samym kontekście warto wspomnieć o minimalnej wpłacie na rachunek. Niektórzy brokerzy życzą sobie niewiele, bo 500 USD, ale są tacy, dla których minimalna pierwsza wpłata musi wynosić 10 000 USD.

Po szóste, przeraża nas mnogość instrumentów. Spółek na rynku głównym GPW jest mniej niż 500 i to jesteśmy w stanie ogarnąć. A rynki zagraniczne? Wiele tysięcy instrumentów, których ani nie da się rozsądnie przeanalizować, ani na bieżąco śledzić. Kupując jakieś papiery nie wiemy, czy nabywamy oryginalne akcje, instrument rynku kasowego naśladujący zachowanie akcji, czy może instrument pochodny, dokładający do wszystkiego dźwignię finansową. Aby się tego wszystkiego dowiedzieć, musimy poszukać. 

W końcu po siódme, nie jesteśmy anglojęzyczni. Jest to jeden z największych paradoksów, z jakimi się spotykam prowadząc tego bloga. Często pytacie mnie o godne polecenia książki na temat inwestowania, a ja równie często wskazuję literaturę anglojęzyczną. I wtedy niemal na bank powraca do mnie odpowiedź: a można coś po polsku?

W anglojęzycznym internecie jest wszystko lub niemal wszystko. Nie ma zagadnienia inwestycyjnego, które nie zostałoby omówione w sieci. Rzecz w tym, że wiele osób nie wykracza poza polski internet, a od blogerów oczekuje przetłumaczenia anglojęzycznej wiedzy inwestycyjnej na język polski. A funkcjonować na stałe w języku angielskim, podpisując w nim dokumenty, np. umowę o prowadzenie rachunku maklerskiego? Bardzo często przekracza to nasze możliwości.

Jak widzicie jest wiele powodów, dla których nie inwestujemy na rynkach zagranicznych. Wszystkie te powody jesteśmy w stanie przezwyciężyć poprzez podjęcie odpowiednich działań i włożenie odrobiny wysiłku w poszukiwanie informacji.

Przekonajmy się zatem dlaczego warto inwestować na światowych rynkach.

Dlaczego warto wyjść na rynki zagraniczne?


Podstawowym powodem jest większa liczba dostępnych instrumentów. Mówimy tutaj o dziesiątkach tysięcy walorów, z których można robić różnorodny użytek.

Przykładem jest chociażby rynek amerykański, na którym hossa panuje od 2011 roku, a może nawet od roku 2009. Być może inne rynki są jeszcze bardziej perspektywiczne, oferując wyższe stopy zwrotu? Ameryka Południowa, Azja? Można wskazać wiele rejonów świata, które wielki boom mają dopiero przed sobą. Warszawska giełda jest tylko jedną z giełd i to raczej niewielką, dlatego też warto się od niej uniezależnić. Dobre jest przaśne i znajome 5% rocznie, ale być może w innym zakątku świata byłoby to 15% rocznie, przy podobnym poziomie ryzyka.

Kolejna konsekwencja nowych instrumentów to nowe możliwości nie tylko na rynku akcji. Przykładem są ETFy, dające szansę zarabiania na całych koszykach aktywów, surowcach lub grupach surowców. Znajdziemy oczywiście ETFy typu short, jak również odwrócone, zarabiające na spadkach. 

Dobrym przykładem są REITy, czyli fundusze pozwalające zarabiać na strumieniu czynszów płynących z najmu nieruchomości. W Polsce zastanawiamy się, kiedy zadebiutuje pierwszy REIT i czy rządzący nie opodatkują go tak bardzo, że jego istnienie przestanie mieć sens, a tymczasem na rynkach rozwiniętych możemy w REITach przebierać, zależnie od preferowanego segmentu. Warto? Warto.

W morzu możliwości warto również wskazać nowe strategie inwestycyjne, które się przed nami otwierają. Przykładem jest wystawianie opcji z fizyczną dostawą instrumentu bazowego. W uproszczeniu oznacza to, że można tak zaplanować proces kupowania akcji, że kupimy je tylko wtedy, jeżeli cena spadnie do określonego poziomu, a dodatkowo otrzymamy z tego tytułu żywą gotówkę. Myślę, że takie możliwości otworzą oczy wielu niedowiarkom.

W kontekście strategii warto również wspomnieć łapanie chwilowo przecenionych aktywów, o czym niedawno pisałem. Obserwując rynki światowe mamy dostęp do wielokrotnie większej liczby podobnych możliwości inwestycyjnych.

Inwestując na rynkach światowych możemy zarabiać na wszystkim, co dzieje się na świecie. Niezależnie od tego, czy jest to pozytywne czy negatywne zdarzenie, czy jest to długoterminowa tendencja, czy chwilowa okazja.

Kiedy warto otworzyć się na rynki zagraniczne?


Tak jak samo inwestowanie na giełdzie nie jest zajęciem odpowiednim dla wszystkich, podobnie przedstawia się sytuacja z inwestowaniem za granicą.

Zapewne zdecydowana większość inwestorów pozostanie związana wyłącznie z warszawskim rynkiem akcji i nie ma w tym nic złego. Nie każdy czuje potrzebę wychodzenia za granicę i nie każdy musi to robić. Jeżeli jednak rozważamy taki krok, jak ocenić, czy warto?

Po pierwsze, trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, co chcemy w ten sposób uzyskać. Jeżeli poszerzenie możliwości inwestycyjnych, o czym pisałem powyżej, nie ma problemu. Jeżeli mamy już strategie inwestycyjne działające na polskim rynku akcji i jednocześnie szukamy czegoś więcej, to właśnie jest kierunek, w którym warto podążać. 

Nie będzie to rozwiązanie odpowiednie dla tych osób, którym nie wychodzi inwestowanie na GPW. Rynki zagraniczne nie są łatwiejsze, nie są bardziej przyjazne ani nie przymykają oka na błędy. Inwestowanie na rynkach światowych jest raczej kolejnym krokiem giełdowego rozwoju, a nie drogą na skróty.

Wiedząc już, dlaczego chcemy grać na światowych rynkach, musimy jeszcze policzyć, czy warto. Jeżeli posiadamy mały portfel inwestycyjny, prowadzony okazjonalnie i raczej jako hobby, to zapewne nie warto. Dodatkowe zyski, nawet jeśli będą one wyższe od uzyskiwanych na GPW, nie zrekompensują kosztów i zaangażowania, które jest niezbędne dla otwarcia nowego frontu.

Jeśli jednak mamy wolne kilkadziesiąt tysięcy i jednocześnie czujemy się ograniczeni brakiem perspektyw na polskim rynku, wyjście na rynki zagraniczne jest koniecznym i logicznym krokiem.

Początek czegoś większego? Wy zdecydujcie!


Wyjście w tematykę rynków zagranicznych jest z pewnością dużym krokiem, również dla mnie, jako blogera. Planuję w najbliższym czasie szerzej eksplorować to zagadnienie, pokazując je pod różnymi kątami i na różnym poziomie zaawansowania.

Jednak piszę tego bloga dla Was i to Was proszę o wypowiedzenie się. Czy chcecie więcej tekstów o inwestowaniu na światowych rynkach, czy jednak pozostać przy tym, co oferuje nasza poczciwa GPW? Piszcie w komentarzach.

21 komentarzy:

  1. Koniecznie, ostatnio właśnie zastanawiałem się nad otwarciem rachunku maklerskiego dedykowanego do inwestowania na zagranicznych rynkach. Jednak przez "najbliższe" kilka miesięcy zostaję na GPW, aby zakumulować kapitał. Jednak na zagranicznych rynkach "opłacalny" próg wejścia jest trochę wyższy - co najmniej 5-10k.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bez przesady, jeśli nie "inwestor" na wejście tych 5-10k przeznaczonych na ewentualna stratę (i mam tu na myśli stratę całej tej kwoty, czyli albo wsadzenie 10tys i strata do 0 w celach nauki albo np. 50tys i strata do 40tys już przy realniejszym inwestowaniu) to niech lepiej się w ogóle nie bawi w "inwestowanie" na giełdzie nawet polskiej.
      Jeśli ktoś zamierza wejść na giełdę (którąkolwiek) z kapitałem rzędu 5k zł to nie jest to poważne. 5k to kwota którą można wsadzić żeby sobie "popykać", zaprzyjaźnić się z rynkiem, ew. przetestować jakąś strategię (chociaż od tego są raczej dane historyczne) itp. a nie żeby realnie inwestować w jakimkolwiek celu.
      Żeby z 5k zrobić jakaś realną kwotę, rzędu np. 25k to trzeba by grać 6 lat zakładając co roku 30% zysku netto. Czyli przynajmniej 40% wliczając podatki, prowizje itp. Czy którykolwiek z czytelników tego bloga miał 6 lat z rzędu zysków rzędu 40% brutto????

      Usuń
    2. Nie mówiąc już o tym że jeden stratny rok np. o 30% wydłuży ten okres do 8 lat...
      Łatwo policzyć że żeby móc w miarę spokojnie i bezstresowo (czyli z pewnym zapasem na słabsze/stratniejsze lata) żyć tylko i wyłącznie z inwestycji z giełdy to trzeb aby na niej trzymać minimum 300k zł, a i tak żeby czuć się bezpiecznym nie należałoby wyciągać więcej niż 2k miesięcznie.
      Jeśli przedmówca uważa próg 5-10k na giełdy zagraniczną za "trochę wyższy" to jaką kwotę uważa za próg wejścia na GPW? i co z taką kwotą można zrobić???? Ile z tej kwoty ma zysku rocznie i ile czasu poświęca na osiągnięcie tego zysku? Czy dostaje chociaż 2 zł netto za każdą spędzoną nad tym godzinę?

      Usuń
  2. Tak. Czekam z niecierpliwością na kolejne.

    OdpowiedzUsuń
  3. Degiro z checia zobaczylbym tego brokera. Bo te bossy zagranica to ble

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekaw jestem co wymyśliłeś więc chętnie to zobaczę :)
    Ja próbowałem z pakistanem - dokładniej KSE, plusów tej giełdy było dla mnie sporo min. świetne raporty, fajne podejście do tego rynku itd. jednak było za dużo przeszkód min podwójny transfer pieniędzy PLN -> GBP -> PKR czy problemy z zakładaniem tam konta więc zrezygnowałem :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Chętnie inwestowałbym za granicą, ale nie mam jak - wiele domów maklerskich oferuje możliwość kupna zagranicznych akcji ale prowizja jest zatrważająca. Żadnego rodzaju kontrakty lub certyfikaty mnie nie interesują i nigdy takich tworów nie zakupię. Natomiast powoli myślę po prostu nad wyjazdem do Niemiec lub Anglii w celu otwarciu tam zwykłego rachunku maklerskiego u tamtejszych brokerów.

    OdpowiedzUsuń
  6. Anonimowy - nie musisz wyjeżdzać za granicę aby otworzyć rachunek u brokera za granicą. Możesz to zrobić z Polski - np w Saxo.
    Możesz też wybrać jakiegoś brokera w PL,ale trzeba sprawdzić czy naprawdę oferuje szeroką pulę instrumentów.
    Z racji tego, że większość instrumentów (m.in ETFy) denominowane są w USD, dobrze aby taki broker pozwalał posiadać konto w USD.


    Do autora blogu - w 100% popieram decyzję. Jakiś czas temu miałem podobne obawy, ale to co politycy wyprawiają z GPW, przekroczyło granicę mojej tolerancji. Obecnie korzystając z ożywienia na GPW redukuje pozycję i całość przenoszę na giełdy zagraniczne.

    ETFy umożliwiają inwestowanie np na rynku surowców, metali, można inwestować w dany kraj (szeroki rynek) - więc po co ograniczać się do rynku, który jest bujany pzez polityków.

    Władza, której brakuje pieniędzy nie cofnie się przed niczym - może wydawać się, że to co planują zrobić z rozbiórka OFE, nie wpłynie negatywnie na giełdę, ale to się jeszcze okaże czy naprawdę nie będzie nacjonalizacji.

    Na pewno jak będzie więcej światowych rynków, będę zaglądać częściej ;).

    OdpowiedzUsuń
  7. chętnie dołączę do Bandy Emigrantów Giełdowych (BEG) i czekam na następne artykuły.
    pirx

    OdpowiedzUsuń
  8. Brak podania przykładowych DM zagranicznych może jak się pisze artykuł warto podać parę dla kogoś z paszportem polski żeby móc założyć konto zagranicą.

    OdpowiedzUsuń
  9. @Sebo
    np DiF, Saxo, Interactive brokers, De Giro.

    Ja polecam DiF. Broker w Portugalii z obsługą w j.polskim. Mały kapitał na wejście. Ponadto licencja KNF, pełna pula instrumentów, niskie prowizje:
    http://www.dommaklerskidif.pl/web/pl_pl/dom-maklerski


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, zapoznam się z DIF Broker - tylko pytanie, o ile płacisz podatki w PL: skoro nie wysyłają PIT-8C, liczysz sam wsad do PIT-38 ? Czy znasz jakieś sprawdzone, kompetentne i niedrogie usługi księgowe w tym zakresie ?

      Z góry dzięki za odpowiedź.

      Adrian

      Usuń
    2. Tak znam, dif i saxo sa drogie, IB jest tani ale z tego co pamietam 10tys $ wejście do nich.

      Usuń
  10. @Anonimowy
    Wysyłają zestawienie transakcji do wyliczenia podatku. Ja akurat i tak mam wszystko w excelu. Ściagam sobie tylko kursy USD/PLN (ze strony NBP - kursy dzienne) i w szybyki sposób mam wyliczone przychody i koszty.

    Tutaj krótka informacja na stronie DiF:
    http://www.dommaklerskidif.pl/web/pl_pl/podatki_gielda_zagranica

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. OK, dzięki Czy US Ci się nigdy nie przyczepił ? Czy robisz tylko w rynku kasowym (akcje) czy też w derywatach gdzie są depozyty zabezpieczające i inne mniej typowe sytuacje ?

      Jeszcze jedno - odpaliłem sobie to demo DIF, widzę tam akcje, kontrakty, ale nie widzę opcji. Robisz w opcjach ?

      Dzięki za pomoc,
      Adrian

      Usuń
  11. @Adrian
    US nie przyczepił się i nie sądzę aby się należało czegoś obawiać. Może rzeczywiście powinienem zaznaczyć, że nie wykonuje setek transakcji. Generalnie inwestowanie na bazie fundamentów w tanie aktywa, AT w ograniczonym zakresie, to określenia pozycji wejścia. Jeżeli ktoś otwiera i zamyka pozycje na FX w cyklach dziennych, to pewnie jest więcej liczenia.

    Co do używania lewara. Nie przepadam za lewarem, ale aby shortować, nie ma wyboru i nie da się sprzedać CFD bez depozytu zabezpieczającego. Sam depozyt nie ma wpływu na rozliczenie z US. Mamy zysku lub stratę na pozycji (po zamknięciu CFD) + odsetki od pożyczonych pieniędzy od brokera. Dif pobiera ok 3% opłaty od pożyczonego kapitału przy CFD. Lewar waha się w zależności od instrumentu od 2-5 -> czyli np jak chcę otworzyć pozycję na 10 tys USD, to pobiorą np z konta 4000 USD a 6000 USD będzie pożyczone (od tego będzie oprocentowanie - 3% w skali roku).

    Opcje jak najbardziej są, ale jak pewnie wiesz to już dużo bardziej skomplikowany instrument. Dla mnie tylko do rozważania w przypadku kupna short. Nie potrzebuję dźwigni do spekulacji. Czasami do short wybiorę CFD a czasami kupno opcji put. Do inwestycji long nie używam dźwigni.

    Minus DiFa, to możliwość konta tylko w USD lub EUR, ale i tak większość instrumentów jest denominowana w USD więc dla mnie to nie problem. Oczywiście jest też dostęp do innych giełd, ale ja najwięcej korzystam z ETFów.

    Ostatnia uwaga co do inwestowanego kapitału - prowizje są niskie,ale min to 15 USD więc nie opłaca się otwierać pozycji zbyt małych aby prowizje nie stanowiły za dużego kosztu procentowego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie 15$ to dość sporo dla inwestycji długoterminowych z uśrednianiem cen.
      Tak więc prowizje mają za wysokie.

      Usuń
    2. @odrion

      Założyłem sobie konto demo w DIF i powoli się wdrażam. Wygląda ciekawie, ale jedna rzecz mnie zdziwiła - kupiłem opcje i dostałem żądania uzupełnienia depozytu, po czym zamknęli mi pozycje. WTF ? Depozyt przy *kupowaniu* opcji ?

      Zetknąłeś się z czymś takim ?

      Adrian

      Usuń
  12. @Sebo
    Zależy jakie kwoty inwestujesz. Jak otwieram pozycję np za 5 tys USD, to koszt wynosi 0.3% otwarcie i 0.3% zamknięcie.
    Jeżeli ktoś jest day traderem, to te 0.6% mogą mieć dla niego znaczenie.
    Ja kupując niedowartościowane aktywa oczekuję na wzrosty min ok 20% i dla mnie taki koszt jest pomijalny.

    Jeżeli ktoś inwestuje długoterminowo, to nie sądze aby taki koszt miał zanaczenie. Chyba, że chciałby otwierać bardzo małe pozycje.

    Jeżeli miałbym skusić się na niższe prowizje u brokera zarejestrowanego np na Cyprze i nie posiadającego licencji KNF, za parę dolarów niższej prowizji, to jednek wybieram np DiF.

    Oczywiście nie namawiam. Można poszukać czegoś innego. Np Interactive brokres podobno sa bardzo tani.
    Dla mnie koszt 15 USD w porównaniu do otwartych pozycji nie stanowi żadnego kosztu.

    Dodam tylko, że jeżeli ktoś chciałby otworzyć większe pozycje, to koszt procentowy spada drastycznie, bo wynosi 2 centy za akcje (min 15 usd). Weźmy np taką sytuację, że ktoś chce kupić 100 akcji Tesli po 280 USD. Całość pozycji 28000 USD. Prowizja o tego wyniesie również 15 USD, co daje 0.05%.
    Więc czy prowizje są duże? Hmm, to zależy :).

    Poniżej szczegółowe info na temat prowizji:
    http://www.dommaklerskidif.pl/web/pl_pl/pricing

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapłacisz $30, a w IB $2. To jednak jest różnica.

      Usuń