Minione dwa miesiące zapadną na długo w świadomości posiadaczy akcji. Zdaniem wielu, jest to początek nowej prężnej hossy, która zmieni oblicze naszych portfeli. Ale czy faktycznie wszyscy mamy się z czego cieszyć?
Zaglądając do naszych portfeli faktycznie mamy powody do radości. WIG od początku roku wzrósł o 12,02%. Portfel Spółek Ciekawych Technicznie zyskał 9,29% jadąc zaledwie na połowie zaangażowanych środków. W tym samym czasie mój prywatny portfel zarobił ponad 15%, wykorzystując do tego niemal wyłącznie polskie akcje. Myślę, że wyniki Waszych strategii akcyjnych kształtują się ostatnio podobnie.
Na giełdzie nastał więc czas radości i błogości, a jedyne, co może psuć nam humory to pytanie: "Dlaczego nie kupiłem więcej akcji?". Muszę Was pocieszyć, że taki stan rzeczy jest zupełnie normalny w czasach, kiedy rynek silnie rośnie.
W takiej chwili wydaje się, że wszystkie stosowane przez nas strategie działają. Niezależnie od tego, czy stosujemy analizę techniczną, czy też fundamentalną, czy może wróżymy z kurzych wnętrzności. Jeżeli tylko jesteśmy obecni na rynku, najpewniej posiadane przez nas akcje zyskują na wartości.
Muszę przyznać, że właśnie takie okoliczności przekonały mnie, niemal osiem lat temu, do rozpoczęcia inwestowania z realnym kapitałem. W 2009 roku, kiedy rozpoczynało się odbicie kończące ostatnią bessę, rynki zaczęły gwałtownie rosnąć. Rosła również wartość mojego wirtualnego portfela. Wtedy też, patrząc na pęczniejące zyski, uznałem że w istocie inwestowanie całkiem nieźle mi wychodzi i czas na podjęcie konkretnych działań w tym kierunku. Swój pierwszy rachunek maklerski otworzyłem w maju 2009 roku i do dziś nie żałuję tego kroku.
Zawsze liczy się długi termin
Być może w obecnej chwili osiągamy bardzo dobre stopy zwrotu z naszych inwestycji. Trzeba jednak pamiętać, że stopy zwrotu nie liczymy w odniesieniu do dwóch najlepszych miesięcy naszej inwestycyjnej historii, ale zazwyczaj w skali roku, który to może być zarówno rokiem dobrym, jak i rokiem złym.
Konieczne jest zatem posiadanie sprawdzonego systemu inwestycyjnego, który jest w stanie dobrze funkcjonować nie tylko w okresach silnych wzrostów, ale również w gorszych czasach, kiedy rynek nie jest już tak sprzyjający. Wtedy też doświadczenie i zimna krew są bardzo potrzebne, aby utrzymywać wyniki lepsze od szerokiego rynku akcji.
I tym razem musimy pomyśleć przewrotnie. Przez ostatnie miesiące mieliśmy na szerokim rynku zróżnicowaną koniunkturę. Nie będzie przesadą, jeśli napiszę, że nie byliśmy szczególnie rozpieszczani. Mieliśmy więc dość czasu, aby sprawdzić swoje strategie w ruchu bocznym, ruchu umiarkowanie wzrostowym lub umiarkowanie spadkowym.
Teraz nadchodzi czas na równie trudne zadanie - musimy sprawdzić się w silnym ruchu wzrostowym. Możemy w jego trakcie popełnić równie dużo błędów, co w trakcie innych faz rynku i trzeba sobie z tego faktu zdawać świadomość. Rynki wzrosły, my zarobiliśmy. Co dalej?
Jak zabezpieczyć nasze zyski, aby ich nie stracić? Czy ustawić ciasnego stop lossa i wychodzić przy pierwszych oznakach korekty, aby uchronić zdecydowaną większość naszego kapitału, czy może postawić na długoterminowe podejście? Można przecież nabrać dystansu, odsunąć się i nie reagować gwałtownie, zostawiając rynkowi tyle miejsca na ewentualną korektę, ile potrzebuje.
Trzecim błędem jest oczywiście nadmierna chciwość. Być może niektórzy już dawno temu zamknęli swoje pozycje, kasując zyski rzędu 5%. W takiej sytuacji, jeżeli rynek nadal rośnie, ale już bez nas, pojawiają się nerwowe ruchy. Przez pewien czas jesteśmy odporni, ale z czasem ponownie otwieramy nasze pozycje, tyle że już zdecydowanie wyżej. Jeśli trafimy na lokalny szczyt, zostajemy z przysłowiową ręką w nocniku.
Jak zabezpieczyć się przed ewentualną korektą?
Kontynuując powyższe rozważania, warto poszukać sposobów na zabezpieczenie osiągniętych zysków. Oczywiście w tym miejscu wchodzimy na delikatny grunt odczytywania swingów cenowych. Dokonując zabezpieczenia pozycji już teraz, ryzykujemy że nic nie zarobimy jeśli rynek będzie dalej rósł. Podobnie wygląda sytuacja w przypadku ruchów spadkowych, jeżeli zbyt wcześnie zajmiemy długie pozycje, a rynek nie będzie jeszcze gotów do rozpoczęcia wzrostów.
Jeżeli nie chcemy sprzedawać posiadanych papierów z zamiarem ich późniejszego odkupienia, zabezpieczenie portfela wydaje się najlepszym rozwiązaniem.
Na polskim rynku nie mamy wielu możliwości zabezpieczania poszczególnych spółek. Pewnym rozwiązaniem mogą być kontrakty terminowe na akcje, ale aby zabezpieczenie było odpowiednie, musielibyśmy posiadać papiery w okrągłych pakietach po 100 sztuk. Drugim rozwiązaniem są instrumenty CFD na akcje, ale w tym celu konieczne jest posiadanie rachunku maklerskiego u któregoś z brokerów forexowych.
Zdecydowanie lepszym wariantem wydaje się użycie instrumentów notowanych na Wig20. Mimo niewątpliwych zalet kontraktów terminowych na ten indeks, nie da się ich użyć w przypadku kont IKE i IKZE. Dlatego ja sam decyduję się na certyfikaty turbo oferowane przez ING.
Obecnie w ofercie mamy 9 serii certyfikatów short, oferujących dźwignie od 3 do 15, a więc mamy w czym wybierać. Wybór odpowiedniego certyfikatu uwarunkowany jest kilkoma czynnikami.
Po pierwsze, ilością kapitału, który możemy przeznaczyć na transakcję zabezpieczającą. Jeśli jest to większa kwota, można korzystać z niższej dźwigni, co z kolei przekłada się na niższy koszt finansowania. Przy mniejszych środkach, korzystamy z większego lewara lub decydujemy się na jedynie częściowe zabezpieczenie portfela.
Ważna jest również odległość od bariery. Im wyższa dźwignia tym bliżej znajduje się bariera, będąca pewnego rodzaju stop lossem dla pozycji.
Załóżmy, że posiadamy portfel o wartości 10 000 zł, w którym 7 tys. stanowią akcje, a 3 tys. gotówka. Załóżmy również, że posiadane przez nas akcje są bardzo wysoko skorelowane z zachowaniem indeksu Wig20, dzięki czemu z czystym sumieniem możemy skorzystać z certyfikatów turbo na ten właśnie indeks.
Przy obecnych poziomach indeksu, ok. 2200 pkt, decydujemy się na użycie certyfikatu turbo short z poziomem bariery 2400. Obecnie oferuje on dźwignię na poziomie 7,3.
Chcąc zabezpieczyć akcje o wartości 7000 zł, dzielę tę kwotę przez wysokość dźwigni (7,3) uzyskując kwotę 959 zł. Za tyle muszę kupić certyfikaty, aby zabezpieczyć posiadane akcje. Obecna cena certyfikatu, noszącego oznaczenie INTSW2000737 wynosi 3 zł, a więc warto policzyć, że powinniśmy kupić 320 jednostek certyfikatów.
W rezultacie takiej operacji wartość naszych akcji jest odpowiednio zabezpieczona przed spadkami. Jeżeli rynek będzie podążał w dół, zyskujący na wartości certyfikat powinien rekompensować straty ponoszone na poszczególnych spółkach. Jeżeli jednak rynek wzrośnie, wartość naszego portfela również nie będzie się zwiększała. Jeżeli natomiast indeks Wig20 wzrośnie do poziomu 2400 pkt, czyli poziomu bariery, wtedy certyfikat wygaśnie.
Zabezpieczać czy nie?
Sensowność takiego działania zależy od Waszego wyczucia rynkowego. Faktem jest, że zabezpieczacie sobie zysk i jest on już pewny. Zarobek na poziomie kilkunastu procent jest dobry w skali całego roku, a co dopiero w skali dwóch pierwszych miesięcy. Dlatego też być może zabezpieczenie zysków jest dobre, aby nieco odetchnąć i spokojnie obserwować, co zrobi rynek. Również Zbyszek z bloga App Funds napisał wczoraj o ryzyku wystąpienia korekty na rynku.
Ja sam rozważam takie właśnie zagranie, zapewne z wykorzystaniem certyfikatów turbo. Jest ono zbieżne z moją długoterminową strategią i stanowi drobne jej wzbogacenie.
Ciekaw jestem Waszego zdania na ten temat. Jak chronicie swoje zyski z początku tego roku?
W grudniu pozbyłem się PZU z 10 % zyskiem, reinwestowałem w Asseco Poland, które sprzedałem w styczniu z 7 % zyskiem. Teraz nabywam akcje Vistuli, a sprzedaje Fundusz Akcji Tureckich po spodziewanym odbiciu liry tureckiej o czym pisałem w komentarzu pod Twoim artykułem pod koniec stycznia. Od tego czasu lira turecka w relacji do złotego z dołka na 1,04 odbiła już na 1,12.
OdpowiedzUsuńDzięki Radek za link do mojego artykułu.
OdpowiedzUsuńCo do odpowiedzi na pytanie, ja konserwatywnie sprzedałem trochę akcji.
Dziś mamy przejściową sesję z niskimi obrotami, ponieważ w USA mają wolne. Rozgrywka zacznie się jutro.
Ja bym powiedział, że ostatnio udało się odrobić straty z długiego marazmu na GPW oraz nieco zarobić. W moim przypadku w sumie na 0 :).
OdpowiedzUsuńJuż od roku trzymam akcje skotana, od ponad miesiąca zaczął jakoś rosnąć w żółwim tempie. Mój smutek jest podwójny, bo dodatkowo odjeżdża mi pociąg zwany hossą :(
OdpowiedzUsuńJa niedawno wróciłem na GPW mam nadzieje że nie na samą korektę :)
OdpowiedzUsuńJa również sporo zyskalem na ostatnich zawirowaniach ok. 50%, a można było co najmniej 114% z 1 spolki, ale cóż... trzeba się uczyć na własnych błędach. Proponuje przyjrzeć się teraz spolce HRS, tu tez powinno być dobrze w tym roku. Może uda się dotrzymać do końca rajdu.
OdpowiedzUsuń