Inwestorzy mają niekiedy problem ze znalezieniem dla siebie odpowiedniego horyzontu czasowego. Nie do końca czują się dobrze w łapaniu szybkich ruchów cenowych, ale z drugiej strony nie chcą się nastawiać na podejście kilkuletnie, zakładające trzymanie papierów przez bardzo długi czas. Dzisiaj pokażę, dlaczego warto jednak rozważyć wydłużenie swojej perspektywy inwestycyjnej.
Z moich doświadczeń wynika, że pierwsze kroki na giełdzie charakteryzują się silną ekscytacją związaną z wahaniami cenowymi. Osoba przyzwyczajona do 2-3% uzyskiwanych rocznie na lokacie dostrzega, że takie wyniki giełda jest w stanie zapewnić w ciągu jednej sesji. Przekłada się to na styl inwestowania, kiedy to próbujemy dokonywać szybkich transakcji, nastawionych na uzyskanie konkretnego zysku.
W chwili, kiedy okazuje się, że inwestowanie w ten sposób nie przynosi pozytywnych rezultatów, a najczęściej nie przynosi, poszukujemy innych metod, charakteryzujących się już nieco dalszym horyzontem czasowym.
W ostatnich miesiącach zdecydowałem się jeszcze bardziej wydłużyć mój horyzont inwestycyjny. Dotychczas kupowałem posiadane akcje z zamiarem trzymania ich przez kilka miesięcy lub przynajmniej tak długo, jak długo trwał będzie trend wzrostowy. Obecnie coraz poważniej myślę o inwestycjach kilkuletnich, również posiadających charakter dywidendowy.
Czym jest horyzont inwestycyjny?
Pod pojęciem horyzontu inwestycyjnego rozumiem oczekiwany okres, na jaki zawieramy transakcję. Jest to pochodna naszego stylu inwestowania i ściśle wiąże się ze stosowanym przez nas podejściem do rynku.
Daytrader będzie posiadał maksymalnie kilkugodzinny horyzont inwestycyjny. Z tego też względu bardzo często będzie obracał swoim kapitałem, posiadając jednocześnie częste sygnały do otwarcia pozycji.
Z kolei inwestor krótkoterminowy, którego horyzont różnie się definiuje, może zawierać transakcje z zamiarem utrzymywania otwartych pozycji przez kilka dni, nawet do kilku tygodni. Wynika to wprost z konkretnych ruchów cenowych, które planuje wychwytywać przy wykorzystaniu swojego systemu inwestycyjnego.
Na samym końcu jest inwestor długoterminowy, nastawiony na trzymanie papierów tak długo, jak się da. W tym wypadku horyzont wynosi od kilkunastu miesięcy do kilkudziesięciu lat, jeśli spółka będzie w stanie utrzymać się w czołówce swojej branży. Przykładem takiego waloru są akcje McDonalds czy Coca Cola.
Moje przykłady wydłużenia horyzontu inwestycyjnego
Przez długi czas w mojej inwestycyjnej historii kierowałem się wyłącznie wskazaniami analizy technicznej, starając się stosunkowo szybko wychwytywać momenty słabości rynku, będące dla mnie impulsem do sprzedaży posiadanych papierów. W takim wariancie utrzymywałem swoje pozycje zazwyczaj przez kilka miesięcy, o ile wcześniej nie zostały one zamknięte stop lossem początkowym.
Jednak od pewnego czasu systematycznie wydłużam swój horyzont, dokonując transakcji, które posiadają przed sobą nawet wieloletnią perspektywę czasową.
Pierwszym przykładem takiej transakcji może być kupno akcji Banku Handlowego, podczas ostatniego dołka.
Powody mojej decyzji opisywałem w sierpniowym zestawieniu Spółek Ciekawych Technicznie. W skrócie przypomnę, że skusiło mnie widoczne na wieloletnim wykresie lokalne wyprzedanie, sugerujące że właśnie mamy możliwość kupić akcje spółki po zdecydowanie niższych cenach, połączone z jakością spółki, znanej z wypłacanej od lat, dość wysokiej dywidendy. Dodatkowo korzystnie zadziałały też inne czynniki, na podstawie których uznałem, że być może czas zainteresować się właśnie branżą bankową.
Co ważne, tę inwestycję zamierzam trzymać przez lata, o ile żadne czynniki nie staną temu na przeszkodzie. Patrząc na dotychczasowe zachowanie ceny, mogę sądzić że kupiłem dobre akcje w atrakcyjnej cenie. Jeśli taka tendencja się utrzyma, może to być moja druga, po PZU sprzedanym w maju 2015, inwestycja dywidendowa.
Drugim moim długoterminowym typem, obarczonym już zdecydowanie wyższym ryzykiem, jest spółka Action, której akcje kupiłem po bardzo atrakcyjnych cenach. Osoby zainteresowane szerszym omówieniem tego zakupu, odsyłam do artykułu sprzed półtora miesiąca:
Zaledwie półtora miesiąca po zakupie mam na tym pakiecie 30% zysku, nie uwzględniając odciętej dywidendy wynoszącej kilkanaście procent. Tak wygląda długoterminowy wykres notowań spółki:
Oczywiście osoby będące bardziej w temacie doskonale zdają sobie sprawę, że zaistniała przecena miała swoje poważne podstawy, mocno godzące w przyszły los spółki. Jeśli jednak okaże się, że spółka przetrwa ten trudny czas i będzie w stanie utrzymać rentowność w dłuższym okresie, cena po której kupiłem te akcje będzie zapewne śmiesznie niska w porównaniu do przyszłej. Znajdzie to swoje przełożenie w podwyższonej stopie dywidendy, o ile będzie ona wypłacana w przyszłości. Również jest to inwestycja zaplanowana na długi czas.
W moim portfelu mam również kilka innych walorów, które chciałbym posiadać przez dłuższy czas, jeśli warunki rynkowe mi na to pozwolą. Co ważne, mój obecny sposób poszukiwania spółek również zakłada nieco inny profil podmiotów trafiających na tapetę. Nie są to tylko, jak dotychczas, spółki wzrostowe, ale także dywidendowe. Można powiedzieć, że obecnie poszukuję okazji inwestycyjnych przez dwa, niewykorzystywane wcześniej na szerszą skalę, schematy.
Pierwszym z nich jest poszukiwanie dobrej spółki dywidendowej, możliwej do kupienia w atrakcyjnej cenie. Nie pomylą się osoby, które dostrzegą tu sporo podobieństw do podejścia wynikającego z analizy fundamentalnej. Jednak ciągle jestem inwestorem operującym na AT, jedynie częściowo podpierającym się innymi elementami.
Drugi schemat to poszukiwanie dużych okazji cenowych. Rozumiem przez to aktywa, które znajdują się w silnej przecenie, sugerującej możliwe odwrócenie ruchu cenowego. Celuję tu przede wszystkim w walory, które nie mogą zbankrutować, np. surowce, waluty lub indeksy. Szerzej takie właśnie podejście przedstawiłem w jednym z webinarów:
Jednym z ważnych czynników ułatwiających tego rodzaju transakcję jest zysk osiągany już na samym początku. Jeśli dobrze wyczujemy rynkowy moment i uzyskamy 10-20% zapasu już na starcie, wtedy o wiele łatwiej jest nam myśleć o danej inwestycji, jako wieloletniej. Dlatego warto przykładać dużą uwagę do momentu, w którym wchodzimy na rynek.
Zalety wydłużenia horyzontu inwestycyjnego
Można wymienić kilka korzyści, które uzyskamy dzięki wydłużeniu horyzontu inwestycyjnego. Trzeba jednak pamiętać, że najważniejsza zmiana musi zajść w naszych głowach. Nie chodzi o to, aby otwierać pozycję tak samo, jak dotychczas i tylko opóźniać wyjście z rynku. Zmianie musi ulec całe nasze dotychczasowe postrzeganie zachowań cenowych.
Może to niektórym sprawiać trudności. W moim przypadku przyszło to naturalnie, wraz z nabywanym doświadczeniem giełdowym. Widząc na wielu rynkach przeceny sięgające kilkadziesiąt procent, jak również wzrosty zwiększające wartość danego instrumentu o kilkaset procent, przestałem się nimi ekscytować, a zacząłem je traktować jako poważne okazje inwestycyjne, dające szanse na duży zarobek.
Dzięki temu nie boję się zainwestować w walory znajdujące się w fazie dramatycznej przeceny. Wiedząc, że nie mogą one zbankrutować, a jednocześnie że historyczna średnia ich notowań znajduje się np. 100% powyżej obecnego poziomu cenowego, jestem gotów wyłożyć pieniądze i postawić je na powrót do dotychczasowej tendencji.
Pierwszą istotną zaletą, którą można wymienić jest nabranie większego dystansu do posiadanych walorów. Przestajemy analizować poszczególne drgnięcia cenowe, a zaczynamy skupiać się na dużym obrazku. Wiedząc, że mamy w portfelu dobry podmiot, którego notowania zapewne w przyszłości wzrosną, jesteśmy w stanie spać o wiele spokojniej, jednocześnie poświęcając mniej uwagi inwestycyjnej aktywności.
Drugą zaletą są dywidendy wypłacane często przez spółki. Jeśli spółka utrzymuje rentowność i generuje gotówkę, może tą gotówką podzielić się ze swoimi akcjonariuszami. Po odpowiednio długim czasie, suma wypłaconych nam dywidend może przekroczyć wartość kapitału zainwestowanego w akcje. W takiej sytuacji jesteśmy w stanie przetrzymać jeszcze większe lokalne dołki cenowe, o ile nie zagrażają one zyskowności danego biznesu. Osoby, które chcą poczytać więcej na ten temat odsyłam do wpisu Maćka Samcika.
Kolejna sprawa to możliwość poszukiwania okazji inwestycyjnych na zupełnie innej płaszczyźnie. Nie musimy koncentrować się na ciągłym przeglądaniu spółek i analizowaniu jakości generowanych przez nie sygnałów. Wystarczy, że raz w roku lub raz na pół roku znajdziemy walor znajdujący się w znacznej przecenie, jednocześnie dający bardzo dobre rokowania co do przyszłości i nabędziemy jego jednostki. Jeśli mieliśmy rację, możemy przez kolejne miesiące spokojnie go obserwować, wypatrując w międzyczasie kolejnych okazji.
Każdy zbiera swoje doświadczenia
Nie chcę tym wpisem stwarzać wrażenia, że podejście długoterminowe jest jakąś ukrytą prawdą, do które inwestorzy dochodzą po latach. Nie jest to również jakieś cudowne, uniwersalne podejście, pozwalające na odniesienie giełdowego sukcesu.
Faktem jest jednak, że nasz styl inwestowania nieustannie ewoluuje. Zmieniają się nie tylko same techniki inwestycyjne, ale również cała filozofia rynków oraz wizja tego, na czym polega inwestowanie i co jest w nim ważne.
Dlatego zachęcam Was do nieustannego poszerzania swojej wiedzy i gromadzenia doświadczeń, które pozwalają nam każdego dnia być lepszymi inwestorami, osiągając nie tylko zadowalające wyniki finansowe, ale również spokój płynący z faktu, że wszystkie elementy układanki znajdują się na swoich miejscach.
W kontekście wykorzystywania długoterminowych okazji inwestycyjnych napiszę niebawem tekst o wszystkich hossach, które przegapiłem. Jeśli chcecie otrzymać o nim informację jak tylko się ukaże, koniecznie zapiszcie się na blogowy newsletter.
Kurde, do takich samych wniosków ostatnio dochodzę. Z reguły trzymam akcje od kilku tygodni do kilku miesięcy i zdecydowanie myślę o trwającym trendzie. Z drugiej strony widzę ile okazji przeszło mi koło nosa, bo bałem się kupować na dołkach silnych spółek i trzymać je nieco dłużej. W zasadzie staram się nie ruszać pieniędzy z konta maklerskiego, więc sam sobie ograniczam zyski przez brak cierpliwości.
OdpowiedzUsuńDzisiaj zrobiłem mały eksperyment i kupiłem kilka akcji... Deutsche Banku :) Nie wierzę, że dadzą mu upaść, a dzisiaj jest dołek dołków. Zainwestowana kwota jest na tyle mała, że nie mam spiny, a mogę się bardzo miło zaskoczyć.
DB jest inwestycją, o której myślę od kilku tygodni :) Tyle tylko, że nie handluję bezpośrednio na rynku dającym dostęp do tej spółki. Rozważałem certyfikat ING Turbo, ale z longów w obrocie został zaledwie jeden i też jest już o milimetry powyżej bariery:
Usuńhttps://www.ingturbo.pl/rynki/akcje/deutsche-bank/PLINGNV14894
A szerzej odnośnie takiego podejścia to pogrywam sobie coraz śmielej. Oczywiście czas i rynek wszystko zweryfikują, ale cieszy mnie sama zmiana perspektywy przy patrzeniu na takie sytuacje.
aby potrenować działanie certyfikatów ING turbo właśnie zakupiłem shorta na DB, który dał niezły zysk. Myślę że za chwilę uruchomią kolejne serie longów, które wygasły i niestety przyniosły co niektórym wielkie straty.
OdpowiedzUsuńZ każdej strony płyną informacje jak to strasznie wygląda sytuacja DB. A więc sygnały kupna :-) Szkoda, że ING ciągle nie emituje certyfikatów :-(
OdpowiedzUsuńCiekawe, jak szybko ogarną się z wprowadzeniem nowych certyfikatów. Chyba do nich kopnę maila :)
Usuń