Wyobrażacie sobie, jak mogłoby wyglądać inwestowanie gdybyście znali przyszłość? Gdybyście mogli określić przyszłe zachowanie dowolnego instrumentu w dowolnej perspektywie czasowej? Co byście wybrali?
Jedni z pewnością wybraliby forex, gdzie korzystając z maksymalnego możliwego lewara, pomnażaliby swoje oszczędności w oszałamiającym tempie. Inni z kolei postawiliby na kontrakty terminowe, jako instrumenty rynku regulowanego. Może mniejsza dźwignia, ale depozyty intraday, zwiększenie mnożnika i odpowiednia zmienność pozwalają na uzyskanie zadowalającej stopy zwrotu. A może opcje? Na blogu pokazywałem już przykład opcji, która w stosunkowo krótkim czasie zwiększyła swoją wartość 50-krotnie.
A teraz wyobraźcie sobie coś podobnego, ale nieco innego. Znacie nie przyszłość, a przeszłość, tę najnowszą, powiedzmy z ostatniego miesiąca. I macie teraz określić, jak można było na tych ruchach zarobić. Już nie w tak oczywisty sposób, posługując się gigantyczną dźwignią, ale zwyczajnie, na świecach dziennych. Większość osób zapewne zasugeruje kupno w dołku i sprzedaż na górce, ewentualnie odwrotnie.
Problem w tym, że dopiero po zaistnieniu określonych zdarzeń, a konkretnie po narysowaniu wykresu przez rynek, wiemy że notowania przebiegły tak, a nie inaczej. Podejmując decyzje inwestycyjne w trakcie tworzenia się wykresu, dodawania do niego kolejnych świec, czy to dziennych, czy godzinowych, działamy w warunkach niepewności. I wtedy jest dużo trudniej z wyborem najlepszej strategii do wykorzystania danego ruchu cenowego.
Rozmawiałem niedawno z członkiem zarządu jednego z dużych domów maklerskich. Mówiliśmy na temat potencjalnej atrakcyjności opcji dla inwestorów, którzy nie mieli jeszcze doświadczeń z tymi instrumentami. Kiedy zaproponowałem, że w trendzie mogą sprawdzać się nawet tak proste strategie, jak spready byka i niedźwiedzia, mój rozmówca odpowiedział, że kontrargumentem inwestorów będzie: po co zarabiać w ten sposób na opcjach, skoro na kontraktach/forwardach zarobię więcej?
Ta wypowiedź mieści się w opisach sytuacji, które zamieściłem w pierwszej części wpisu. Jeśli wiemy, że rynek przemieści się w określonym czasie z punktu A do punktu B, z pewnością będziemy w stanie dobrać instrument, który wyciśnie z tego ruchu maksimum pieniędzy. Problem jest tylko taki, że skoro ok 80% graczy na rynku forex traci pieniądze, to nie mówimy o sytuacji, w której proponujemy inwestorom posiadającym dobre systemy, systemy jeszcze lepsze. Możemy zaproponować tej zdecydowanej większości tracącej pieniądze, proste rozwiązanie mogące przynosić zyski. O przykładzie takiej strategii mówiłem w szkoleniu prowadzonym wspólnie z TMS Brokers.
Idealne łapanie górek i dołków nie jest możliwe. Osoby posiadające doświadczenie rynkowe wiedzą to z własnych transakcji, a osoby zainteresowane inwestowaniem wiedzą to ze zdrowego rozsądku, gdyż inaczej wszyscy byśmy żyli z giełdy (tylko kto by wtedy brał drugą stronę transakcji?). Różnie się mówi na temat zakresu ruchu cenowego, jaki udaje się przeciętnie "złapać". Wszystko uzależnione jest oczywiście od strategii i tego, czy chcemy zarabiać na ruchach krótko, średnio, czy długoterminowych, ale przeważnie wartość ta przy krótszych czasowo zagraniach nie przekracza 50%.
Dlatego funkcjonując na rynku finansowym trzeba pogodzić się z tym, że nigdy lub prawie nigdy nie uda się zagrać najlepszego, możliwego w danych okolicznościach zagrania. I trzeba się z tym uporać, gdyż nie bardzo mamy inne wyjście.
Wbrew pozorom, właśnie uświadomienie sobie tego faktu i pogodzenie się z nim jest najlepszym rozwiązaniem, gdyż w inwestowaniu na giełdzie nie jest istotne to, jak dużą część ruchu cenowego złapiemy. Możemy stosować strategie próbujące zająć pozycję na rynku możliwe najwcześniej i zamykać ją tuż przed potencjalnym wierzchołkiem, ale możemy też chwytać jedynie ułamek danego ruchu cenowego, ale robić to na tyle często i z odpowiednio wysoką skutecznością, że trading nie tylko będzie opłacalny, ale przyniesie również wysoką roczną stopę zwrotu.
Niedawno spotkałem się z uwagą, że skoro inwestor ma silne przekonanie co do przyszłego ruchu cenowego, powinien podchodzić do niego agresywnie, najlepiej kupując kontrakt, niż stosunkowo zachowawczo, budując jedną ze strategii opcyjnych. Taka sugestia ma swoje uzasadnienie, ponieważ skoro jesteśmy w znacznym stopniu przekonani, że znamy przyszły ruch cenowy, powinniśmy starać się wyciągnąć z niego jak najwięcej.
Ale paradoksalnie, kij ten może mieć też drugi koniec. Bo skoro mamy strategię zarabiającą właśnie na dokonywaniu transakcji, które z pozoru nie wykorzystują pełni możliwości ruchu cenowego, po co ją zmieniać? Po co dodawać nowe instrumenty, modyfikować działający system tylko dlatego, że mamy silne przekonanie co do jakiegoś zachowania rynkowego? Zdania oczywiście mogą być podzielone, ale sądzę, że warto jest się trzymać tego, co jest sprawdzone i działa, niż eksperymentować dużymi pozycjami w oparciu o nieprzetestowane scenariusze.
Ciekaw jestem Waszego zdania. Jaką część ruchu cenowego potraficie złapać? Czy może jest ktoś, kto małymi kęsami podgryza rynek i też wychodzi na swoje, z premią wynagradzające ponoszone ryzyko?
Faktycznie łapanie dołków(szczytów) to bardzo karkołomne zajęcie i wydaje mi się w większości przypadków raczej kończy się niepowodzeniem.
OdpowiedzUsuńPo co dodawać nowe instrumenty, modyfikować działający system tylko dlatego, że mamy silne przekonanie co do jakiegoś zachowania rynkowego? Na pewno warto jest ulepszać system. Chyba, że czujemy iż nic więcej się z niego wycisnąć nie da.
Zdania oczywiście mogą być podzielone, ale sądzę, że warto jest się trzymać tego, co jest sprawdzone i działa, niż eksperymentować dużymi pozycjami w oparciu o nieprzetestowane scenariusze.Tylko nie możesz zakładać, że osoby próbujące eksperymentów od razu muszą wrzucać cały kesz do kotła.
Mogę do tego dodać jedynie - TRZYMAJ SIĘ SYSTEMU BEZ WZGLĘDU NA TO CO SŁYSZYSZ LUB CO SIĘ DZIEJE!
Mnie ostatnio oświeciło, zawarłem dwie stratne pozycje na FPKN (k) - strata 88zł i chociaż patrze na wykresy już ponad 2 lata to nie zauważyłem pewnej prawidłowości, która dotyczy wszystkich walorów bez wyjątku. Teraz właśnie testuje jak wychodzi to w praniu, prosty zagadnienie opór\wsparcie.
By nie być gołosłownym transakcja z 09.09 - FPGEU. A by nie wydawało się, że jest tak pięknie zawarłem też transakcję 03.09 FPGEZ (S) 20,44 - która wtedy wydawała się zawartą w najgorszym momencie. Dzisiaj z jej oceną nie był bym już taki pewien.
Dlatego właśnie wolę opcje. Nie musisz idealnie trafiać w wierzchołek, żeby zarabiać pieniądze.
Usuńhttp://opcjenaakcje.pl/ulepszanie-iron-condora-cz-2/
Kąsamy pomału jak myszki serek ;)
OdpowiedzUsuńTyle co ja straciłem przez Putina w tym roku... To co tu mówić o zarabianiu tyle ile bym chciał...
OdpowiedzUsuńna giełdzie płacisz podatek dochodowy 19% (wygrywa skarb państwa), później płacisz prowizje 0,38% przy zakupie i 0,38% przy sprzedaży (w sumie o,76% wygrywa bank)
OdpowiedzUsuńczęść spółek płaci dywidendę powiedzmy 5% i jest to jedyna wartość dodana. jaki jest sens kupowania akcji spółek które nie płacą dywidendy?
myślę że giełda jest wysysarką pieniędzy większą niż kasyno.