Mamy za sobą fatalny tydzień na warszawskiej giełdzie. Nie chodzi tu nawet o stopy zwrotu, ale o otoczenie, w jakim przychodzi nam inwestować. Czy jest już tak źle, że zbliża się czas przesilenia?
Od początku roku indeks Wig20 stracił niemal 40%, z czego 19% to straty z kwartału, który właśnie nam się zakończył. Można więc powiedzieć, że bessę mamy w pełni i doświadczamy jej każdego dnia. Z jednej strony był czas przyzwyczaić się do tej sytuacji, ale z drugiej, w ostatnich dniach widać pewnego rodzaju wzmożone napięcie. Z czego ono wynika i co może dla nas oznaczać?
Każde zyski są nadzwyczajne
Miniony tydzień rozpoczęliśmy od tweeta autorstwa Jacka Sasina o projekcie wprowadzenia podatku od nadzwyczajnych zysków. Pomysł nienowy, gdyż w Europie mówi się o tym podatku od jakiegoś czasu, ale w polskiej rzeczywistości jak zwykle jest on realizowany w taki sposób, aby uzyskać z niego korzyść polityczną. Podatek ma bowiem objąć nie tylko spółki energetyczne, ale wszystkie duże biznesy, które zrealizowały poprawę wyników.
Nie ma więc znaczenia z jakiej branży jest dana spółka i czy jej zyski były faktycznie wynikiem nietypowej sytuacji, jaką mieliśmy w gospodarce, czy może jest to wynik kilkuletniej pracy i cyklicznego biznesu, który teraz akurat przynosi swoje owoce. Podatek z mocą wsteczną będzie oznaczał, że w jednym roku mamy już trzeci reżim podatkowy, po polskim ładzie I i II.
Takie podejście do rynku mocno podłamało i tak kiepskie nastroje na warszawskiej giełdzie. Po raz kolejny okazało się, że rynek finansowy nie jest w Polsce miejscem, o którym rządzący myślą sensownie, wiedząc że zgromadzone są tam nasze oszczędności. Nie tylko inwestowane bezpośrednio, ale również poprzez OFE, TFI i PPK.
Przekonują się o tym osoby, którym w dzisiejszych warunkach przychodzi spieniężać swoje oszczędności, bo wchodzą w wiek emerytalny i zamiast dokładania do rachunków zaczynają z nich wypłacać. A Wig20 znajduje się w epoce Piastów.
Ubezpieczyciel i bank kupują akcje Orlenu
Jakby mało było karygodnych praktyk ministra w zakresie nakładania dużego podatku pod byle pretekstem, w połowie tygodnia dowiedzieliśmy się kolejnych rzeczy. Otóż Bank PKO BP i PZU ogłosiły, że nabędą istotne pakiety akcji Orlenu. Dlaczego?
W wyniku akwizycji spółki PGNiG przez PKN Orlen udział Skarbu Państwa w spółce przekroczyłby 50%, co rodziłoby konieczność ogłoszenia wezwania i ryzyko, że SP musiałby kupić całość akcji. Aby tego uniknąć dwie spółki kontrolowane przez polityków nabyły od Skarbu Państwa pakiety akcji Orlenu, pozwalając zejść poniżej progu.
Wynik tych transakcji jest taki, że do Skarbu Państwa trafi ok. 1,5 mld zł z tytułu sprzedaży akcji. Są to pieniądze, które politycy będą mogli rozdysponować wedle własnego widzimisię. A skąd pieniądze te pochodzą? Oczywiście z PZU, w którym SP posiada 34% akcji oraz PKO BP, gdzie państwo ma 29% akcji.
Czyli mówiąc wprost, transakcja ta została w niemal 70% sfinansowana kosztem inwestorów mniejszościowych. Środki te wypłynęły ze spółek i nie trafią np. na dywidendę. A więc zapłaciły za to OFE, TFI i PPK, czyli mówiąc wprost, dzisiejsi oszczędzający i przyszli emeryci. Zapłacili za to również wszyscy inwestorzy indywidualni, posiadający akcje tych spółek w nadziei, że będą się one sensownie rozwijały. Po co ubezpieczycielowi i bankowi akcje spółki paliwowej? W sumie nikogo to nie obchodzi, każdy wie jak jest.
Dolar i frank po 5 złotych
Kolejne ważne bariery, które zostały niedawno przełamane to poziom 5 zł w wypadku franka i dolara. Tak duże osłabienie polskiej waluty jest pewnego rodzaju symbolem, pokazując jak bardzo inwestorzy zagraniczni nie chcą trzymać obecnie u nas swojego kapitału.
I oczywiście faktem jest, że również inne waluty słabną w ostatnim okresie w relacji do dolara, to jednak na złotym doświadczamy tego wyjątkowo dotkliwie.
Takie poziomy walutowe, oprócz tego że stanowią miarę słabości naszej waluty, podnoszą nam również koszty importu różnego rodzaju towarów i usług, które przeważnie wyrażone są właśnie w dolarze lub równie mocnym euro. Dokłada nam się to mocno do kryzysu energetycznego, ale widzimy to również w innych obszarach gospodarki.
Inflacja za wrzesień 17,2%
I jednym ze skutków słabego złotego jest inflacja, której odczyt za wrzesień wyniósł 17,2% r/r. Nie ma już sensu przytaczać w tym miejscu wszystkich wypowiedzi, zarówno polityków, jak i przedstawicieli Narodowego Banku Polskiego twierdzących kilka miesięcy temu, że szczyt inflacji mamy za sobą. Póki co odczyty są coraz wyższe, co nastraja nas negatywnie do perspektyw na przyszłość.
Z jednej strony ceny rosną coraz bardziej, z drugiej rośnie ryzyko kolejnych podwyżek stóp procentowych, których rynek już tak bardzo nie dyskontował. A zatem scenariusz, w którym będziemy mieli równocześnie wysoką inflację i recesję w gospodarce jest już scenariuszem bazowym. Nie trzeba dodawać, że nie buduje to optymizmu w zakresie spodziewanych wyników spółek.
Geopolityczna temperatura rośnie
Wydawać by się mogło, że dość już mamy czynników polityczno-gospodarczych, które napełniają nas pesymizmem, a przecież trzeba jeszcze spojrzeć na geopolitykę, czyli sytuację w wojnie Rosji z Ukrainą. O ile cieszą postępy militarne strony ukraińskiej i systematyczne odzyskiwanie zajętych terenów, o tyle aktualne pozostają pytania o działania rosyjskich władz.
Niedawno Rosja ogłosiła, że zajęte tereny stanowią część ich kraju i będzie broniła "swojego" terytorium wszystkimi środkami, również z dopuszczeniem użycia arsenału jądrowego. Kontrofensywa ukraińska postępuje, podobnie jak utrzymuje się wsparcie ze strony państw zachodnich, a więc nieuchronnie zbliżamy się do momentu, w którym może nastąpić kulminacja napięcia. Padają pytania, czy z każdym odzyskanym przez Ukrainę kilometrem Rosja staje się słabsza, czy przeciwnie, bardziej niebezpieczna. Czy groźby okażą się blefem, czy faktycznie zostaną wprowadzone w życie.
Nietrudno jest dostrzec wpływ tej sytuacji na nasza giełdę, w końcu jesteśmy krajem przyfrontowym, który może boleśnie odczuć skutki ewentualnej eskalacji. Może to być kolejna fala uchodźców, może to również być przybliżenie zagrożenia militarnego do naszych granic. Z pewnością jest ryzyko dalszej ucieczki kapitału zagranicznego z polski oraz osłabienia naszej waluty. Jest więc czego się obawiać.
Wig20 w Polsce Piastów
Nastroje na warszawskiej giełdzie mamy więc fatalne i w świetle powyższego trudno się temu dziwić. Notowania indeksu Wig20 spadły poniżej poziomu 1400 punktów, co zdarza się nieczęsto.
Odnosząc się do historycznych analogii, minęliśmy już Bitwę pod Grunwaldem i weszliśmy w Polskę Piastów (poniżej 1370 pkt). Czy może być gorzej?
Patrząc na indeks mniejszych spółek, czyli sWig80 widzimy, że ma on jeszcze z czego spadać. Znajdujemy się zdecydowanie powyżej poziomów z lat 2018-2019, ale i lat wcześniejszych. A przecież były to "normalne" czasy.
Z tej perspektywy widzimy więc, że bessa nie ogarnęła tak mocno szerokiego rynku i koncentruje się na największych walorach. Jest po temu kilka uzasadnień. Po pierwsze są to największe i najpłynniejsze spółki o stosunkowo dużej aktywności inwestorów zagranicznych. Jeżeli więc mają oni wyprzedawać polskie aktywa, sprzedają przede wszystkim akcje spółek z Wig20. Drugą kwestią jest oczywiście skład indeksu, opierający się w dużej mierze na bankach i spółkach energetycznych. To właśnie one są najmocniej dotknięte, zarówno sytuacją na rynkach energii, jak i planowanymi czy już nałożonymi podatkami (np. wakacje kredytowe).
Tak więc są jeszcze duże segmenty polskiego rynku, które dopiero mogą doświadczyć panicznej wyprzedaży. I mimo, że realizuje się już ona na spółkach największych, mimo że nastroje na GPW mamy fatalne, ciągle może być dużo gorzej.
Jak przyszłość czeka nasz rynek?
W tym miejscu planowałem zadać pytanie, czy mamy obecnie na polskim rynku okazję inwestycyjną. Nastroje są złe, otoczenie jest złe, wyceny są niskie, więc wydawało by się, że faktycznie jest to dobry moment do zwiększenia zaangażowania. Ale z drugiej strony inwestowanie opiera się na przyszłych wzrostach i przyszłych zyskach. I to od odpowiedzi na pytania o przyszłość zależy ocena obecnego stanu rynku w Warszawie.
Jak zakończy się konflikt w Ukrainie?
Nie jesteśmy ekspertami od wojskowości i od polityki, ale jakieś decyzje podjąć trzeba. Wariant optymistyczny to relatywnie szybkie (czyli do połowy 2023 roku) rozstrzygnięcie i wygaszenie części zbrojnej oraz przystąpienie do odbudowy Ukrainy. W tym wariancie nasz region powinien mocno zyskać na atrakcyjności i wrócić do łask globalnego kapitału. Można to nazwać happy endem.
Wariant pośredni to kontynuacja napięcia i brak rozstrzygnięcia konfliktu przez długi czas. Jeżeli ostatecznie zakończy się to pozytywnie dla Ukrainy, wynik dla polskich inwestorów również będzie dobry, z tym że odłożony w czasie.
Wariant negatywny to zaostrzenie konfliktu z możliwością spełnienia gróźb ze strony Rosji. W takim wypadku trudno jest pisać scenariusze, ale faktem będzie tąpnięcie giełdy i dalsze osłabienie złotego. Ten wariant stawia pod dużym znakiem zapytania kwestie czy i kiedy będzie jeszcze normalnie w naszym regionie.
Czy jest sens długoterminowej obecności na GPW?
Inwestujemy nasze pieniądze długoterminowo, więc oczekujemy, że w takim horyzoncie nasza giełda pozostanie bezpiecznym i atrakcyjnym miejscem do ulokowania środków. Tymczasem to, co widzimy nie tylko w ostatnich latach każe się mocno zastanowić, czy GPW jest do tego odpowiednim miejscem.
Po pierwsze mamy zupełny brak poszanowania rynku kapitałowego ze strony polityków. Roszady w spółkach z udziałem Skarbu Państwa, wydawanie pieniędzy na stricte polityczne projekty czy też twitterowe ogłaszanie kluczowych dla spółek informacji. Trudno mieć nadzieję, że coś tu się zmieni.
Po drogie, iluzoryczny nadzór nad rynkiem. ESPI premium, ewidentne zagrania na wykiwanie akcjonariuszy mniejszościowych czy opóźnienia w rozliczaniu finansowych afer to sól polskiego rynku. Będąc małym akcjonariuszem obrywamy z każdej strony.
Po trzecie, chaos podatkowy i gospodarczy. Ogłaszanie zmian podatkowych na ostatnią chwilę, później wywracanie ich w połowie roku oraz dokładanie specjalnego podatku ze skutkiem wstecznym. To widzieliśmy w ostatnim roku. Ale widzimy również zarządzanie polskim państwem przez różnego rodzaju programy socjalno-wyborcze typu 500+, dodatkowe emerytury, wakacje kredytowe i inne podobne rozwiązania. Jak jest jakiś problem, zamiast go rozwiązać politycy uruchamiają kolejny program z plusem.
Wiele z tych czynników sprawiło, że na przestrzeni ostatniej dekady nasza giełda zachowała się istotnie słabiej od reszty świata, co wyraźnie widać na powyższym wykresie. W świetle czynników, które widzimy dzisiaj trudno jest zakładać, żebyśmy mieli stać się czempionem naszego regionu, dynamicznie odbudowującym poziomy giełdowe. O ile z kryzysu pewnie kiedyś wyjdziemy, o ile konflikt na wschodzie pewnie kiedyś wygaśnie, o tyle nie widać zmian w polskim podejściu do polskiego rynku. A przecież mamy na tym rynku oszczędności emerytalne wielu osób zgromadzone w OFE, PPK i TFI.
Zatem decyzja, czy jest to okazja inwestycyjna nie sprowadza się jedynie do pytania, czy indeksy są na historycznie niskich poziomach. Pokazałem, że niektóre tak, a niektóre nie. Decyzja sprowadza się do pytania, czy długoterminowo chcemy nasz kapitał ulokować w kraju o podwyższonym ryzyku geopolitycznym, w którym rynku kapitałowego się nie poważa.
I oczywiście duża część z nas odpowie, że jak żyjemy w Polsce to inwestujemy w Polsce. Ale z drugiej strony warto część aktywów trzymać w innym, bezpieczniejszym miejscu. Przez bezpieczeństwo rozumiem trzymanie pieniędzy w innym (bezpieczniejszym) kraju, w innej (bezpieczniejszej) walucie i w innych (atrakcyjniejszych) aktywach.
Jednym z takich rozwiązań dostępnych na wyciągnięcie ręki jest Finax, który ma obecnie promocję dla czytelników bloga. Korzystając z mojego linku i otwierając konto do 9 października, będziecie dożywotnio zwolnieni z opłaty za zaksięgowanie wpłaty na otwarte w promocji rachunki. Po szczegóły odsyłam do mojego wpisu na ten temat. Nawet jeżeli zamierzacie rozpocząć aktywne inwestowanie w przyszłości, już teraz możecie sobie zaklepać lepsze warunki.
O tym, dlaczego warto inwestować za granicą przekonamy się robiąc intelektualne ćwiczenie na temat możliwego scenariusza, jeżeli konflikt w Ukrainie wejdzie na poziom nuklearny. Wtedy wszystkie nasze aktywa wycenione w złotym, wszystkie inwestycje i nieruchomości stracą drastycznie na znaczeniu. Jeżeli przyjdzie nam uciekać, będziemy mieli ze sobą jedynie to, co zabierzemy w kieszeni. Trudno jest odpowiedzieć na pytanie, w jakiej kondycji będzie sektor bankowy i ile pieniędzy, w tym również walut obcych, można będzie realnie wypłacić z polskich kont.
Powyższy scenariusz jest scenariuszem skrajnym, ale z drugiej strony przed 24 lutego 2022 skrajnym wydawał się scenariusz, który dziś Ukraińcy obserwują i którego doświadczają na swoich ziemiach. Dlatego też jestem dziś znacznie ostrożniejszy w skreślaniu skrajnych scenariuszy.
Czy zatem mamy okazję inwestycyjną?
Uważam, że w szerszym kontekście nasz rynek stanowi okazję inwestycyjną. Oczywiście nie stawiałbym na spółki z udziałem Skarbu Państwa, ale na podmioty prywatne, ze zdrowym bilansem i dobrymi perspektywami długoterminowymi. Być może one potaniały mniej, ale w dłuższym horyzoncie wolę się trzymać takich walorów niż dużych państwowych spółek, które od dekady stoją w miejscu, zarówno kursowo, jak i wynikowo.
Z drugiej jednak strony to co stanowczo zalecałbym zrobić to przygotowanie sobie "wariantu ucieczkowego". Czyli wyobrażenie sobie scenariusza, w którym np. Lwów, leżący 50 kilometrów od polskiej granicy, staje się przedmiotem ataku atomowego. Co by taki scenariusz miał obejmować? Przede wszystkim zabezpieczenie puli środków w walutach obcych (głównie dolary i euro) w formie papierowej oraz przygotowanie sobie jakiegoś funduszu bezpieczeństwa ulokowanego w instytucji finansowej w jednym z krajów na zachód od Polski. Tak, żeby móc te pieniądze podjąć jeżeli przyjdzie nam wsiąść z rodziną w samochód i dość szybko uciekać. Tak, to scenariusz prepperski, ale czasy mamy jakie mamy.
Trzecim rozwiązaniem, niezależnym od powyższych, jest otwarcie się na inwestowanie na rynkach zagranicznych. Wiem, że dziś złoty jest słaby i przewalutowanie większych oszczędności byłoby kosztowne, ale czas zdecydować się w końcu na przynajmniej pierwszy krok. Po raz kolejny odwołuję się do zamieszczonego powyżej wykresu porównującego stopy zwrotu z indeksu WIG oraz indeksu MSCI World.
Ja sam utrzymuję na GPW mój stan posiadania. Nie sprzedaję w panice polskich akcji, nie wypłacam środków z IKE i IKZE. Ale nie kieruję też nowych środków na naszą giełdę. Wręcz przeciwnie, kieruję je na rynki zagraniczne poprzez instytucje finansowe z siedzibą poza polską. Jedną z takich instytucji, ale niejedyną, jest Finax. Uważam, że czas porzucić marzenia o wspaniałej emeryturze z GPW i czas zdywersyfikować się do przynajmniej 50% udziału aktywów zagranicznych w naszym portfelu. A że ogólnie na światowych rynkach trwa bessa, być może jest ku temu dobry moment.
Podsumowanie
Tak więc mamy w tym momencie wyjątkowe czasy z punktu widzenia inwestora, ale przede wszystkim z punktu widzenia polskiego inwestora. Z jednej strony musimy myśleć o maksymalizacji stóp zwrotu i poszukiwaniu dołka bessy. Ale na te "normalne" procesy nakładają nam się dwie równie ważne albo jeszcze ważniejsze sprawy: realne zagrożenie eskalacją konfliktu na wschodzie oraz instytucjonalny kryzys polskiego rynku kapitałowego.
Dlatego też decyzje, które musimy dziś podjąć wybiegają znacząco poza zwykłe pytanie "czy teraz warto kupić akcje". Musimy się zastanowić, jak będzie wyglądała polska rzeczywistość, zarówno za rok, jak i za 10 lat oraz w momencie, gdy będziemy przechodzili na emeryturę. I czy chcemy postawić na scenariusz, że "jakoś to będzie", czy jednak poniesiemy dziś pewne koszty, ale zbudujemy sobie drogę wyjścia.
Żeby było jasne: nie zachęcam Was do natychmiastowego rzucenia wszystkiego i kupowania dolarów po 5 zł. Podkreślam jedynie, że w przyszłości może przyjść taki czas, że będziemy bardzo żałowali. Albo tego, że kupiliśmy drogo dolary (jeżeli sytuacja się unormuje) albo że nie kupiliśmy dolarów czy euro (jeżeli sytuacja eskaluje) i nie ulokowaliśmy ich w bezpiecznym i atrakcyjnym miejscu.
Ciekaw jestem Waszego zdania na ten temat.
Witam. Myślę bardzo podobnie niestety mam konto IKE I od wielu lat staram się kupować spółki dywidendowe jest tam zgromadzone już parę złotych na emeryturę ale nie sądziłem że Państwo będzie tak nieodpowiedzialne. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńZgadzam się z autorem . Jest to dramat Polaków .... aby omijać własne produkty których mamy dużo na rynku i wydają się okazja zakupowa a mogą być kula u nogi
OdpowiedzUsuńWitam. Polski inwestor to trochę taki motocyklista pędzący autostradą pod prąd z natury jest dawcą kapitału dla rządu i polityków. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń