czwartek, 13 października 2022

Pięć czynników zapewniających mi spokojny sen

Czasy na rynkach mamy ciężkie i nic dziwnego, że nastroje inwestorom nie dopisują. Ale nastroje nastrojami, a dzisiaj chcę poruszyć temat tego, jak czujemy się z naszymi akcjami w portfelu. Bo długoterminowo jest to o wiele ważniejsza sprawa.

Dlaczego ważniejsza? Jeżeli z akcjami czujemy się dobrze to nie czujemy potrzeby dokonywania gwałtownych zmian i ciągłego kombinowania, co by tu ulepszyć i co zmodyfikować. Z kolei jeżeli jesteśmy nerwowi bardzo łatwo jest poddać się nastrojom chwili, które obecnie są raczej kiepskie i przekombinować naszą długoterminową strategię.

W dzisiejszym wpisie proponuję Wam intelektualne ćwiczenie w postaci zajrzenia głębiej w posiadane portfele i zastanowienia się, czy jest nam dobrze z akcjami, które posiadamy.

Wszystkie uwagi poczynione w dzisiejszym wpisie dotyczą raczej pozycji długoterminowych. Nie mam na myśli trade'ów, które zostały zaplanowane na kilka dni i akurat rynek poszedł w przeciwnym kierunku. Mam tu na myśli zarówno inwestowanie dywidendowe, inwestowanie pasywne jak i inwestowanie w spółki wzrostowe, gdzie nagroda za naszą cierpliwość leży dopiero w przyszłości. Można powiedzieć, że chodzi głównie o kilkuletni horyzont czasowy.

Pewnym minusem takiego spojrzenia na stan naszego portfela jest fakt, że ewentualne błędy trudno będzie odkręcić, gdyż zostały one poczynione w przeszłości. Jeżeli z naszym portfelem czujemy się źle i kusi nas, żeby wyrzucić jakieś akcje, najpewniej błąd popełniony został na etapie planowania lub realizowania transakcji i dzisiaj możemy sobie jedynie radzić z jego konsekwencjami. Ewentualnie z portfelem czujemy się okej, ale zwyczajnie swędzą nas ręce, żeby coś pokombinować, nie do końca zgodnie z założeniami strategii.

Dlaczego możemy czuć się źle z naszymi akcjami?

Pierwszy powód jest prozaiczny - bo wartość naszych akcji spada. Niektóre pozycje wjechały nam już w głęboką stratę, inne z kolei są ciągle w zysku, ale zdecydowanie mniejszym niż miało to miejsce jeszcze kilka miesięcy temu. Mamy wrażenie, że przegapiliśmy pewną okazję inwestycyjną, żeby sprzedać akcje kiedy to miało jeszcze sens. 

Tego typu myślenie jest nieobce każdemu inwestorowi, w tym i doświadczonemu. W końcu każdy ma z tyłu głowy myśl, że można było sprzedać w przeszłości drożej, a teraz odkupić po niższej cenie. Jednak rynek ma to do siebie, że nie pozwala zaglądać w przyszłość i przewidywać, co stanie się z kursem dokładnie za rok oraz jak głęboka będzie nadchodząca bessa.

Przykładem takiej pozycji w moim portfelu jest Pekabex. Większość akcji kupiłem na przecenie z marca 2020 roku płacąc za nie poniżej 8 zł. Szczyt notowań spółka ustanowiła w okolicy 27-28 zł, a obecnie można kupić jej akcje za ok. 11 zł. Jak łatwo się domyślić, obsunięcie tej skali może wielu inwestorom spędzać sen z powiek.

Drugim powodem złego samopoczucia może być fakt, że obawiamy się o losy naszych spółek, o ich wyniki. Nie oszukujmy się, sytuacja gospodarcza nie jest idealna i na biznesy czyha wiele ryzyk. Niektóre dotyczą problemów z popytem na towary lub usługi, inne dotyczą wzrostu kosztów, a jeszcze inne rosnących odsetek od zadłużenia. A są spółki, np. deweloperskie, które są dotknięte wszystkimi tymi problemami na raz.

W takiej sytuacji nie tyle boli nas spadek notowań, co pogorszenie fundamentów danego waloru. Akcje kupowaliśmy w sytuacji dobrych wyników i w oczekiwaniu na ich poprawę. Tymczasem mamy do czynienia z pogorszeniem zyskowności oraz dużymi pytaniami, kiedy uda się odbudować rentowność i czy będzie to okres liczony w miesiącach, kwartałach czy latach. 

Przykładem takiej spółki w moim portfelu jest Amica. Spółka najpewniej zanotuje stratę netto za cały 2022 rok, co będzie pierwszym stratnym rokiem od 2006r. Trudno jest prognozować, kiedy zyskowność się odbuduje i do jakiego poziomu ostatecznie dojdzie, czyli w zasadzie trudno jest dziś zobaczyć to światełko w tunelu. Od ostatniego szczytu kurs spadł o ponad 50%.

Wymienione powody są dwiema głównymi przyczynami złego poczucia inwestorów w obecnej rynkowej sytuacji. Oczywiście można wymienić również inne przyczyny, jak chociażby nierzetelności ze strony zarządów czy zdejmowanie spółek z giełdy przy niskich wycenach, ale to już czynnik dotyczący pojedynczych walorów.

Jeżeli jednak w naszym portfelu przeważają spółki, których kursy spadają, a wyniki pogarszają się, nic dziwnego, że przeżywamy trudne chwile. Ważne, żeby nie ulegać emocjom i trzymać się planu.

5 czynników, które pozwalają mi spokojnie spać

Zamiast opisywać abstrakcyjne czynniki, które pozwalają spokojnie spać inwestorom, uznałem że pokażę elementy mojej strategii, które składają się na mój spokój w obecnej sytuacji rynkowej. Z większością z nich można się utożsamić i próbować zastosować w swoim podejściu inwestycyjnym.

Długi horyzont inwestycyjny

Pierwszą sprawą jest długi horyzont inwestycyjny. Jeżeli musimy zarobić na akcjach danej spółki w perspektywie kilku dni, tygodni lub miesięcy, jesteśmy w pełni uzależnieni od umiejętności zajmowania pozycji i cięcia strat. Dłuższy okres spadków może sprawić, że dla inwestorów unikających pozycji krótkich zyski będą poza zasięgiem.

Ale jeżeli patrzymy na horyzont liczony w latach można powiedzieć, że osiągnięcie zysków jest nie tylko możliwe, ale i banalnie proste. Jeżeli zaglądamy w fundamenty spółek z łatwością wytypujemy te, które się rozwijają, z roku na rok poprawiając swoje wyniki finansowe. Jeżeli dodatkowo spółki te nie posiadają jakichś konkretnych ryzyk, wystarczy związać się z papierami na dłużej i możemy być spokojni o losy spółki. Co prawda w ostatnich latach mnożą się czarne łabędzie (pandemia, wojna) to jednak ta generalna zasada się nie zmienia.

I w myśl tej zasady zbudowałem mój długoterminowy portfel. Postawiłem na podmioty z jednej strony stabilne finansowo, a z drugiej strony rozwijające się. Oczywiście są spółki spełniające te kryteria bardziej lub mniej (z tych mniej można wspomnieć wywołaną już Amicę), ale generalna zasada jest taka, że inwestuję długoterminowo. Im dłuższy termin tym łatwiej jest wytypować te walory, które powinny dać zarobić.

Przykładem takiej spółki w moim portfelu jest Budimex. Walor obecny na naszej giełdzie od lat, jeszcze dłużej działający w naszym sektorze budowalnym. Realny biznes o niskim ryzyku wykolejenia i niskim ryzyku regulacyjnym. W krótkim horyzoncie zdarzają się lata lepsze i gorsze, ale długoterminowo kierunek jest jeden - stabilność i rozwój.

Oczywiście na tym poziomie można budować dalej, szukając nie tylko spółek, które dadzą zarobić, ale takich, które dadzą zarobić jak najwięcej. To tu leży cała sól inwestowania. Nie chodzi przecież o to, żeby uzyskiwać średniorocznie stopę zwrotu rzędu 5%, ale żeby było to przynajmniej 10%.

Stabilne przepływy operacyjne

Drugi czynnik to koncentrowanie się na spółkach, które generują realną gotówkę ze swojej działalności. Mogą to być stabilne, dojrzałe biznesy dywidendowe, mogą to być spółki na wcześniejszym etapie rozwoju, dopiero planujące ekspansję i podbijanie światowych rynków. Ale spółki te muszą mieć stabilne przepływy operacyjne pozwalające na pokrycie nie tylko bieżących kosztów, ale również rozwoju.

Daje to kilka korzyści. Po pierwsze, minimalizuje ryzyko, że spółka wpadnie w problemy finansowe. W końcu nie od dziś wiadomo, że spółki nie upadają z braku zysków, ale z braku gotówki. Po drugie, minimalizuje to nadmierne zadłużenie które jest istotną przyczyną problemów finansowych, chociażby w dzisiejszych czasach. Po trzecie, zmniejsza to szansę na emisje akcji i rozwadnianie akcjonariatu i zysku na akcję. Mówiąc wprost spółki generujące gotówkę są bezpieczniejsze, a w długim horyzoncie czasowym jest to bardzo istotne.

Jednym z przykładów takich spółek z mojego portfela jest 11 bit studios. Pokazuję tę spółkę nie dlatego, że jest ona jakimś szczególnym generatorem gotówki, ale aby pokazać, że nawet jeżeli inwestuję w biznesy wyceniane głównie przez perspektywy na przyszłość, nie ufam żadnym obietnicom. Producenci gier owszem, ale tylko wtedy, jeżeli już generują cash z działalności operacyjnej. 

Unikam spółek, które funkcjonują od emisji akcji do emisji akcji. Albo takich, które w wypadku totalnej klapy z grą staną na krawędzi wypłacalności. Dlatego też m.in. unikam rynku NC oraz branży biotechnologicznej. Bezpieczeństwo przede wszystkim, zyski w drugiej kolejności.

Silnie powiązany z faktem inwestowania w spółki generujące gotówkę jest fakt, że inwestuję w spółki dywidendowe. Zarabiane środki spółka może przecież inwestować w biznes, ale może też dzielić się zyskiem z inwestorami w postaci dywidendy. Lubię spółki dywidendowe, bo jeżeli jakiś walor regularnie dzieli się zyskiem to zapewne dobrze też generuje gotówkę.

Symbolem inwestowania dywidendowego niech będzie chociażby iFirma, która z jednej strony posiada bardzo stabilny biznes abonamentowy, a z drugiej strony pro-inwestorski zarząd, który wypłaca dywidendę aż cztery razy w roku. Polityka dywidendowa spółki została uchwalona przez walne zgromadzenie, co też jest unikatem na naszym rynku.

Dywersyfikacja

Kolejnym czynnikiem, który pozwala mi spokojnie spać jest fakt, iż posiadam zdywersyfikowany portfel polskich akcji. Zdaniem jednych będzie to portfel zbyt mocno rozdrobniony, zdaniem innych ciągle nadmiernie skoncentrowany, ale posiadam aktualnie w portfelu ok. 20 spółek. 

W tym miejscu pomijam fakt ekspozycji na inne rynki i inne systemy walutowe niż nasz, co samo w sobie również jest bardzo istotnym elementem dywersyfikacji. Postanowiłem się w tym artykule skupić na rynku polskim.

Co daje mi ta dywersyfikacja? Przede wszystkim żadna spółka nie buja mi nadmiernie portfelem. Jeżeli jakiś walor zacznie spadać, nie wpływa to aż tak mocno na wartość całego portfela, o ile oczywiście nie mamy na myśli bessy, kiedy wszystkie spółki tracą równo. Ale i na to jest lekarstwo, o czym za chwilę.

Minusem posiadania takiej ilości spółek jest fakt, że silne wzrosty na jednym walorze nie przełożą się aż tak pozytywnie na cały portfel. Zdaniem niektórych dobrze jest skupić się na małej liczbie spółek, np. pięciu, ale znać je od podszewki. Ta znajomość od podszewki jest moim zdaniem dość ryzykowna na polskim, jednak nieco dzikim rynku kapitałowym. Z drugiej strony inaczej przebada spółkę zawodowy analityk czy inwestor profesjonalny z długim stażem, a inaczej inwestor indywidualny. Więc moim zdaniem niska liczba spółek jest jednak ryzykowna.

Drugą zaletą tak szerokiej dywersyfikacji jest elastyczność w dokupowaniu walorów. Mam tu na myśli możliwość powiększenia danej pozycji przy finansowaniu zakupów z bieżących dywidend.

Pokażę to na przykładzie innej spółki z mojego portfela, czyli Vigo Photonics. Spółka wpadła mi w oko pod koniec 2021 roku i poświęciłem pewien czas na jej analizę. Jednak w dniu 10 stycznia 2022 spółka opublikowała świetne szacunkowe przychody za IV kwartał, przez co rynek zaczął szybko uciekać. Miałem już walor przeanalizowany z zamiarem kupna, więc szybko wrzuciłem pieniądze w arkusz i ostatecznie kupiłem akcje po cenie ok. 730 zł. Zaznaczyłem poziom kreską, bo świeca jest dość długa.

Z dzisiejszej perspektywy widzimy, że cena jest prawie 40% niżej od mojego punktu wejścia. Ale pakiet, który wówczas ulokowałem na rynku nie był wielki, nie stanowił od razu 10% portfela. Pozwoliło mi to dokupić niedawno drugi pakiet akcji Vigo, co miało miejsce 19 września przy cenie 492 zł. Skutkiem tego moja średni cena zakupu obniżyła się z 730 do 660 zł. I teraz najlepsze: Vigo stanowi dziś 3,15% mojego portfela.

Z faktu, że inwestuję w spółki dywidendowe oraz że dywersyfikuję się na wiele, relatywnie małych pakietów akcji płynie taka korzyść, że w sprzyjających okolicznościach (np. przy okazji niskiej wyceny) mogę bardzo istotnie powiększyć daną pozycję poprzez reinwestycję dywidend. Tegoroczna suma dywidend z portfela pozwoliłaby dzisiaj na podwojenie pozycji na Vigo i uzyskanie tym sposobem dobrej średniej ceny. Oczywiście czy dobrej dowiemy się później, bo na razie kurs się osuwa. Widzicie więc, jak łączą się poszczególne komponenty mojej strategii.

Niska cena zakupu akcji

Przechodzimy tu do kolejnego czynnika przekładającego się na mój spokojny sen: kupuję spółki relatywnie tanio i w wielu wypadkach mam bardzo dobre ceny nabycia.

Każdy chce kupować na dołkach i sprzedawać na górkach, a jeżeli nie zakłada szybkiej sprzedaży akcji to przynajmniej chce kupować relatywnie tanio. W moim przypadku kupowanie spółek tanio przejawia się w trzech formach.

Po pierwsze mam dobre wyczucie do kupowania spółek w dołkach. Rok 2020 przyniósł nam dwa potężne dołki, marcowy i październikowy, i w każdym z tych przypadków udało mi się kupić przecenione akcje. To wyczucie jest w dużej mierze kwestią doświadczenia i ponad trzynastoletniej obecności na warszawskiej giełdzie.

Po drugie, nawet jeżeli nie kupię akcji w idealnym momencie to dzięki odpowiedniemu powiększaniu pozycji w miarę spadków jestem w stanie uzyskać po pewnym czasie bardzo atrakcyjną cenę nabycia całego pakietu. A więc nie wszystko na raz, cierpliwość i mądre uśrednianie. Pokazywałem to wyżej przy Vigo.

Trzecim elementem jest oczywiście wzrost spółek. Czyli jeżeli kupimy walory, które mocno zyskają na wartości to z perspektywy czasu nasza cena nabycia wydaje się bardzo atrakcyjna, nawet jeśli nie wypadła ona w lokalnym dołku. A jeżeli nawet rynek się cofnie to najpierw oddajemy zysk, a dopiero później wchodzimy w stratę.

Przykładem spółki, która dobrze pokazuje dwa z trzech zaprezentowanych powyżej czynników uzyskiwania niskiej ceny zakupu są akcje PZU. Pierwszy, niewielki pakiet kupiłem w sierpniu 2019 roku po cenie, która wydawała mi się wówczas odpowiednia. Pakiet ten udało mi się trochę powiększyć we wrześniu 2020, a istotnie powiększyć pod koniec października 2020, niemal idealnie w dołku. Skutkiem dobrego wyczucia i powiększania pozycji, mam obecnie średnią cenę pakietu akcji PZU w okolicach 23 zł. Cenami widocznymi na wykresie się nie sugerujcie, bo jest to wykres korygowany o dywidendy, a więc im bardziej w przeszłość tym ceny bardziej odbiegają od poziomów, na których faktycznie dokonywał się handel.

Tak więc posiadanie dobrej ceny akcji to nie tylko timing, ale również mądre dokupowanie/uśrednianie oraz taki wybór spółek, które są w stanie odjechać w górę.

Spółki zarabiające globalnie

Ostatnim elementem mojego spokojnego snu jest posiadanie w portfelu spółek, które operują na rynkach zagranicznych, zarabiając w obcych walutach. Jest to szczególnie wartościowe w dzisiejszych czasach, kiedy złoty jest tak słaby.

Daje to znów kilka pomniejszych plusów. Jednym jest zarabianie w "twardej" walucie, a zatem korzystanie na umocnieniu się dolara. Z tymi różnicami kursowymi bywa różnie, niekiedy ich wpływ jest negatywny na raportowane wyniki, ale dzisiaj przedstawiamy to jako plus.

Druga kwestia to fakt, że spółki operują na rynkach globalnych, a zatem mają jeszcze duży potencjał wzrostu. Piekarnia nie jest w stanie funkcjonować globalnie, bo pieczywo ze względów kosztowych oraz przede wszystkim mając na względzie jego świeżość i terminowość dostaw, opłaca się transportować tylko w określonym obszarze od punktu wytworzenia. A produkty cyfrowe czy też usługi świadczone w języku angielskim można łatwo i tanio sprzedawać na całym świecie. Daje to konkretne pole do wzrostu.

Ostatnia kwestia to dywersyfikacja, czyli uzależnienie wyników spółek od czynników innych niż lokalne czy regionalne. Oczywiście spółki te, operując w Polsce, najczęściej są uzależnione kosztowo od sytuacji w kraju. Ale już strona przychodowa to zupełnie inna historia, nierzadko bardziej odporna na lokalne problemy. Miłym dodatkiem jest tu fakt, że są to głównie spółki nowoczesne, produkujące gry lub oferujące rozwiązania w modelu SaaS.

Przykładem takiej spółki z mojego portfela jest Brand24. Wrocławska spółka świadczy usługi na rzecz klientów globalnych, zarabia główne w dolarach ponosząc koszty głównie w złotych, a dodatkowo może bardzo łatwo skalować swój biznes. 

Być może trend cenowy nie powala, ale jestem na pokładzie od końcówki 2021 roku, od kiedy to nastąpiła zdecydowana poprawa wyników. Więc długoterminowo wszystko się zgadza.

Próbowałem policzyć, jaką część mojego portfela na GPW stanowią spółki zarabiające na rynkach zagranicznych, ale nie jest to łatwe. Oprócz pozycji oczywistych, jak Brand24, są również spółki, które tylko częściowo zarabiają poza Polską, jak wspomniane Amica czy PZU. Więc luźno szacuję udział tej ekspozycji na 30-40%.

Bardzo udany miks czynników

Zaprezentowane powyżej elementy mojego inwestowania, bardzo ładnie się zazębiają, jak to w kilku miejscach pokazałem. Spółki dywidendowe płacą za dokupowanie przecenionych akcji innych walorów, niskie wagi spółek również to ułatwiają. Z kolei dobry timing i inwestowanie w spółki z horyzontem długoterminowym spajają wszystko w całość.

Tak więc mogę powiedzieć, że jestem o losy mojego portfela bardzo spokojny i czuję się z nim bardzo komfortowo.

Nie oznacza to jednak, że nie zdarzają się wpadki. Po drodze było w portfelu wiele spółek, które do dnia dzisiejszego w nim nie dotrwały. Albo dlatego, że ja sam popełniłem błąd kupując dane akcje (co rynek mi uświadomił), albo też dlatego, że nie wszystkie spółki są krystalicznie idealne. Jedno z ryzyk obserwowaliśmy całkiem niedawno, gdy z politycznego polecenia PZU zainwestowało w akcje Orlenu. Inna spółka, GPW, aktywnie składa się na Fundację Narodową, o której działalności jeszcze pewnie przed wyborami usłyszymy. A to tylko ryzyka polityczne, nie mówiąc o "zwykłych" ryzykach biznesowych, które dotyczą wszystkich walorów oraz o ryzykach rynkowych, które dotyczą portfela jako całości.

Gdzieś z tyłu głowy mam również ryzyka pozarynkowe, o których pisałem ostatnio. Jeżeli okaże się, że u naszych granic konflikt wejdzie na poziom atomowy, wartości portfela nic nie uratuje.

Przeczytaj: Tak wygląda gorąca faza bessy

Niemniej na tyle, na ile to możliwe dobrze czuję się z moim portfelem. Co więcej, dobrze czuję się z moim stylem inwestowania. I może dość chełpliwie to zabrzmi, ale jestem w miarę spokojny o to, że poradzę sobie w inwestowaniu na giełdzie również w przyszłości.

Gdybym miał wskazywać czynnik, który jest najważniejszy spośród wymienionych pięciu, wskazać należy długi termin. To właśnie dzięki długiej perspektywie skupiamy się na wybieraniu dobrych spółek. Nie takich, które dadzą zarobić szybko, ale takich, które długoterminowo urosną. To dzięki temu patrzymy w raporty okresowe, bilanse i myślimy o przewagach i ryzykach spółek. W końcu to dzięki długiemu horyzontowi to, czy walor zyskał czy stracił 30% schodzi na nieco dalszy plan.

Przeczytaj: Długi termin i dywersyfikacja, czyli siła doświadczenia

Gorąco polecam lekturę podlinkowanego wyżej tekstu Michała Masłowskiego ze Stowarzyszenia Inwestorów Indywidualnych. Michał ma staż dużo dłuższy ode mnie i świetnie pokazuje, jak inwestor długoterminowy patrzy na dzisiejszy rynek, który może doprowadzić początkujących na skraj załamania. Dla odpowiednio poukładanego inwestora jest to kolejna bessa, podobna do kilku, które już się w życiu widziało i jedyne co pozostaje robić to kontynuacja tego, co robi się regularnie: reinwestowania dywidend w atrakcyjne spółki.

Dlatego na koniec zachęcam Was do krytycznego spojrzenia nie tylko na swój portfel, ale przede wszystkim na swoje podejście inwestycyjne. Niektórzy są inwestorami krótkoterminowymi i średnio odnajdą się w tym, co tu dzisiaj napisałem. I jest to zupełnie okej. Ale być może inni znajdą tu coś dla siebie, co pomoże im zyskać nieco spokoju w tych trudnych czasach.

Jeżeli tekst wydaje Ci się wartościowy, pamiętaj że możesz puścić go w świat na socialach. A jeżeli chcesz zapisać się na blogowy newsletter, zrobisz to poniżej.

4 komentarze:

  1. Witam. Panie Michale przekonał mnie Pan do swojej spółki tym wpisem. Pozdrawiam. Ps. Jestem już na pokładzie. Seba

    OdpowiedzUsuń
  2. Brand24 wg raportu BOŚ konsekwentnie nie ujawnia liczby klientów na koniec kwartału. Pytanie dlaczego ? Dla inwestorów to ważna informacja. Po drugie C/Z ok. 47 to mega dużo. Dodatkowo kapitalizacja ok. 48 mln powoduje, że może i łatwo wejść gorzej wyjść. Tak więc nie zaprzeczam, że perspektywy są dobre ale minusy też są.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brak liczby klientów to faktycznie istotna zmienna, ale niedawno na konferencji zarząd przyznawał, że przyrost liczby klientów wyhamował, w dużej mierze za sprawą podwyżki cennika. W każdym razie spółka przechodzi obecnie na droższe produkty, bardziej monetyzując bazę klientów. Odnośnie C/Z to zwróć uwagę, że spółka dopiero niedawno osiągnęła rentowność, a więc te wskaźniki nie zawsze są miarodajne. Przyjmując zysk netto na kolejne 4 kwartały na poziomie 2 mln zł, wskaźnik C/Z wynosi 24, czyli całkiem przyzwoicie jak na spółkę o takim potencjale wzrostu.

      Usuń