Analiza techniczna wydaje się prosta, niekiedy nawet banalna, lecz wielu inwestorom nie udaje się uzyskiwać przy jej wykorzystaniu dobrych wyników. Winna jest sama analiza, czy błąd popełnia inwestor? A może należy zmienić samo podejście do tego sposobu patrzenia na rynek.
Początkujący inwestor-amator bardzo często poznaje analizę techniczną jako pierwszą, przed innymi podejściami. Kusząca jest tu zwłaszcza pozorna prostota podejścia, gdzie kilkoma kreskami narysowanymi na wykresie można "przewidzieć" przyszłe zachowanie kursu. Trudności przychodzą później, kiedy wyniki finansowe zaczynają odbiegać od pozytywnych oczekiwań inwestora. Wtedy rozpoczynają się poszukiwania inwestycyjnego Graala.
Partnerem artykułu jest ING, promujące certyfikaty Turbo na rynku polskim.
Jednym z kierunków, w którym się udajemy jest maksymalne doprecyzowanie warsztatu i narzędzi, którymi posługuje się inwestor. Jeżeli średnia krocząca o okresie 25 słabo się sprawdza, może lepiej zastosować średnią 30 lub 45? A może zamiast zwykłej średniej kroczącej należy zastosować średnią wykładniczą lub średnią ważoną? Jeżeli tak, to jaki zakres danych wybrać do średniej?
W wypadku formacji cenowych wcale nie jest lepiej. Czy linię trendu należy rysować po korpusach świec, czy po ich cieniach? W końcu w dłuższych okresach może to dawać zupełnie inny przebieg tejże linii. Czy stosować skalę liniową, czy logarytmiczną? Czy lepsza jest formacja klina, czy formacja flagi?
Tego rodzaju rozważania sprawiają, że spędzamy tygodnie na doprecyzowywaniu idealnych wzorów formacji, modeli które z pewnością się sprawdzą. Sięgamy przy tym do książek, które w Polsce mogły zostać wydane niedawno, ale w oryginale zostały napisane często kilkadziesiąt lat temu, dodatkowo w oparciu o doświadczenia z rynku amerykańskiego. Niby psychika ludzka powinna funkcjonować podobnie na różnych kontynentach, ale w praktyce nie jest to takie pewne.
Między innymi z tego względu tak trudno jest się opierać na opracowaniach, nawet tych o bardzo mocnych podstawach merytorycznych. Warto chociażby wspomnieć opasłą publikację Thomasa Bulkowskiego pt. Encyclopedia of Chart Patterns, gdzie autor na przeszło 1000 stronach bada skuteczność klasycznych formacji cenowych. Mamy więc dostęp do precyzyjnie opisanych warunków, jakie musi spełniać dany układ cenowy oraz do jego spodziewanej skuteczności, tj. przeciętnego ruchu po wybiciu, szansy na wybicie zyskowne, procenta porażek. Nie zakładam, żeby znajomość tej publikacji była powszechna na polskim rynku, a nawet jeżeli kilka osób ją przeczytało, z pewnością warunki rynku amerykańskiego różnią się od skuteczności na naszej giełdzie.
Próbując zatem stosować na polskim rynku analizę techniczną z bardzo wysoką precyzją, prędzej czy później dojdziemy do wniosku, że coś tu jest nie tak.
Weźmy wykres powyżej, gdzie wyznaczyłem dwie linie trendu, jedną rysowaną po korpusie, a drugą po cieniu świecy. Jak łatwo dostrzec, zaledwie po roku od punktu początkowe, dystans pomiędzy liniami przewyższa 10% ceny akcji. Trudno jest tu więc traktować jedną lub drugą koncepcję jako słuszną, a przez to skuteczność podobnych formacji jest ograniczona.
Podobnie wygląda sprawa z rysowaniem flag i chorągiewek. Zwykłą korektę w trakcie trwającego trendu można wykreślić na kilka różnych sposobów, przez co jej skuteczność znacznie maleje. Ten sam problem dotyczy fal Elliotta, gdzie w trakcie ruchu sądzimy, że mamy do czynienia z falą niższego rzędu, podczas gdy jest to fala wyższego rzędu. Często w praktyce oznacza to zmienianie wierzchołków post factum i dopasowywanie wcześniejszych oznaczeń do tego, co rynek zrobił później. Skutkiem tego skuteczność inwestowania w ten sposób maleje.
Podobnych przykładów można wymienić jeszcze kilka, ale sądzę, że już teraz wyłania się pewien wspólny problem, który chcę tu zaakcentować - dążenie do maksymalnej precyzji i wysokiej dokładności w stosowaniu analizy technicznej może przynieść więcej problemów niż korzyści. Zamiast kręcić się w kółko i tworzyć autorskie formuły średnich kroczących, warto zrobić krok wstecz i poszukać punktów wspólnych, które dają się skutecznie wykorzystać.
Nie musisz korzystać ze wszystkich narzędzi
Analiza techniczna jest bardzo pojemna. Mieszczą się w nią klasyczne formacje cenowe, średnie kroczące, oscylatory, zniesienia Fibonacciego, fale Elliotta, wachlarze Ganna, technika Ichimoku, formacje świecowe i wiele innych. Nie da się być dobrym w każdym z tych obszarów, a próba ich łączenia i wzajemnego potwierdzania sygnałów daje rezultaty raczej gorsze niż lepsze.
Dlatego też warto moim zdaniem dokonać redukcji narzędzi i uproszczenia podejścia. Zamiast zajmować pozycję w każdym układzie technicznym, który podpada pod jakiś podręcznikowy schemat, lepiej jest wyspecjalizować się w jednej lub dwóch formacjach, które będą dawały nam dobre rezultaty. Jeżeli za jakiś czas trafi się kolejny schemat, możemy dołożyć go do naszego portfela umiejętności.
Na rynku, zwłaszcza dyskutując z innymi inwestorami, mamy pokusę do posiadania wyrobionego zdania na każdy temat. Obejmuje to również kreślenie scenariusza dla każdego waloru lub wykresu, niezależnie od tego, czy nasze sprawdzone narzędzia generują jakiś sygnał, czy też nie. Ja sam przekonałem się już dawno temu, że w inwestowaniu najlepiej jest skupić się tylko na tych schematach, które mamy sprawdzone i dobrze opanowane, a wszystkie inne pozostawić bez żalu. W końcu nie chodzi o filozoficzne spory, ale o to czy pod koniec roku nasze konto jest zasobniejsze niż rok wcześniej.
Z mojego doświadczenia wynika, że lepsze rezultaty daje 10 transakcji rocznie wykonanych w oparciu o sprawdzone i dobrze opanowane układy cenowe aniżeli kilkukrotnie więcej operacji zrealizowanych w oparciu o przypuszczenia lub techniki, których dobrze nie opanowaliśmy lub z którymi nie czujemy się w pełni komfortowo. W inwestowaniu mniej znaczy więcej.
Punkty wspólne są najsilniejszą formacji
Jakie wspólne ceny posiadają trójkąty zwyżkujące i prostokąty? Są formacjami kontynuacji trendu, ale nie tylko. A głowy z ramionami, podwójne szczyty i formacje filiżanki? Te ostatnie są z kolei formacjami odwrócenia trendu, ale wszystkie wymienione układy mają ze sobą jeszcze coś wspólnego. Jest to linia pozioma, rozumiana jako poziom wsparcia lub oporu, będąca podstawą formacji oraz przesądzająca o tym, czy formacja się zrealizowała czy też nie.
Widać to chociażby na zaprezentowanym powyżej wykresie spółki Neuca. Jako inwestorzy czy analitycy możemy się długo spierać, czy mamy do czynienia z jedną dużą formacją, czy dwiema mniejszymi. Czy lewa formacja to odwrócona głowa z ramionami, a prawa jest formacją nienazwaną, czy może ma jakąś swoją unikalną nazwę. Jednak z pewnością będziemy zgodni, że w jednym i drugim wypadku, kluczowym momentem na rynku jest przełamanie technicznego oporu w okolicy 265 zł. Dopiero pokonanie tej bariery pozwoliło rynkowi nabrać rozpędu i rozwinąć się w trend wzrostowy, mimo że pierwsza próba przełamania okazała się krótkotrwała.
To właśnie wsparcia i opory są najpotężniejszymi narzędziami z obszaru analizy technicznej.
Dlaczego ich siła jest tak duża? Wynika ona z dwóch czynników. Po pierwsze, interpretacja ich przełamania jest najczęściej zbieżna dla znacznej części inwestorów. Jedni widzą tam dopełnienie jakiejś formacji cenowej, inni potwierdzenie, że trend jest kontynuowany. Dla osób grających z trendem może to być okazja do zajęcia pozycji (strategie wybiciowe), podczas gdy inni raczej po przebiciu nie sprzedają, czekając na większe zyski.
Z kolei przełamany opór w powszechnym mniemaniu stanowi wsparcie dla ceny. Widzą to zarówno inwestorzy grający pod formacje, jak i wszyscy realizujący inne, nieco bardziej złożone strategie. Dlaczego? Bo jest powszechny konsensus co do tego, że przełamany opór cenowy staje się wsparciem.
Jeżeli inwestujecie na warszawskiej giełdzie warto przetestować rozgrywanie wsparć i oporów z użyciem certyfikatów Turbo, których emitent jest partnerem dzisiejszego tekstu. Możliwość dopasowania dźwigni finansowej do naszych preferencji pozwala na konstruowanie zagrań rynkowych z dobrze dopasowanym do nas poziomem ryzyka. Więcej informacji na temat certyfikatów Turbo znajdziecie pod poniższym bannerem.
Drugim czynnikiem wpływającym na siłę wsparć i oporów jest łatwość ich wytyczania. O ile w wypadku linii skośnych formacji, różnego rodzaju zniesień i korekt każdy wytycza swoje poziomy nieco inaczej (co pokazywałem wcześniej na przykładzie linii trendu), o tyle co do wsparć i oporów jesteśmy zgodni. Czasem zamiast dokładnego punktu jest to obszar, ale raczej nie ma on więcej niż 5% rozpiętości. Dzięki tej łatwości wyznaczania, poziomy te są widoczne zarówno dla nas, jak i dla pozostałych uczestników rynku.
Wszystko to, co tworzy się w okolicy kluczowych poziomów może być dla nas dobrą wskazówką co do tego, czy przebicie jest spodziewane oraz ewentualnie w jakim kierunku ono może nastąpić. Nie ma tu znaczenia, czy dany układ da się wpisać w jakąś popularną formację cenową, czy jest to nieokreślona konfiguracja wierzchołków.
Przykład takiego podejścia do rynku zaprezentowałem w jednym z poprzednich wpisów.
Przeczytaj: Skuteczny układ dla cierpliwych inwestorów
Z mojego doświadczenia wynika, że ograniczenie swoich ruchów na rynku do kilku najbardziej charakterystycznych formacji cenowych daje dobre rezultaty. Nie musimy znać się na wszystkim, ważne żebyśmy znali się na kilku elementach rynkowej gry i potrafili je trafnie typować i rozgrywać.
Perspektywa czasowa ma znaczenie
Teoretycznie z punktu widzenia analizy technicznej nie jest istotne, czy operujemy na wykresie minutowym, godzinowym, dziennym czy tygodniowym. Wszędzie tam poszukujemy tych samych formacji i układów cenowych, starając się pokonać rynek. Trzeba jednak pamiętać, że odpowiedni dobór interwału ma konkretne implikacje dla naszych wyników.
Warto uświadomić sobie, jakim jesteśmy typem inwestora. Jedni lepiej czują się w dynamicznych zagraniach i szybkich zmianach pozycji, podczas gdy ktoś inny preferuje podróżowanie z trendem lub nawet podejście dywidendowe. Nie ma w tym nic złego, o ile dobrze rozumiemy w co gramy oraz dopasujemy to tego technikę inwestowania.
Poruszając się w obszarze inwestowania w akcje mogę śmiało powiedzieć, że większość ruchów cenowych krótszych niż 5-sesyjne zaliczam do szumu inwestycyjnego. O zachowaniu cen w tym ujęciu może decydować lokalna panika, krótkoterminowa euforia, news, plotka, większy inwestor dokonujący zakupów lub cokolwiek innego. Generalnie w obszarze szumu inwestowanie jest trudne, gdyż trudno jest precyzyjnie określić, czym kierują się inwestorzy składający zlecenia i kształtujący cenę.
Zdecydowanie łatwiej jest z trendem, który rozciąga się często na miesiące lub lata. Tu z kolei bardzo trudno jest manipulować cenami. Za poziomy notowań w tak szerokim ujęciu odpowiadają przede wszystkim dane fundamentalne płynące ze spółki. Poprawiająca lub pogarszająca się sytuacja jest w stanie zwielokrotnić wartość waloru lub zredukować go o 80%. Tu analiza techniczna może być już porównywana z analizą fundamentalną i w takim ujęciu można, aczkolwiek z wyjątkami, twierdzić że cena odzwierciedla aktualną sytuację danego podmiotu.
Z mojego punktu widzenia bardzo dobrym przedziałem do inwestowania jest perspektywa od kilku tygodni do kilku miesięcy. To właśnie wtedy tworzą się formacje cenowe. W tym ujęciu również analizujemy wierzchołki cenowe, których układ pozwala określać np. przyszłe wybicia. Jest to również okres, kiedy inwestorzy mogą podejmować w miarę racjonalne decyzje, nie ulegając zanadto emocjom. Oczywiście w ramach takich układów zdarzają się krótkoterminowe ruchy cenowe, o których pisałem wyżej, ale dzięki umiejscowieniu w pewnym kontekście mają one znaczenie dla całej formacji, a nie funkcjonują w zawieszeniu.
Co ciekawie, również w takiej perspektywie czasowej rodziły się podstawy analizy technicznej. Dopiero później formacje zeszły na interwały znane nam z instrumentów lewarowanych. Można więc powiedzieć, że teoretycznie właśnie w takim ujęciu nasze zagrania powinny dawać najlepsze rezultaty.
Podsumowanie
Do analizy technicznej można podchodzić w różny sposób. Można podręcznikowo trzymać się poszczególnych zagrań, wiedząc jednak, że poszczególni autorzy promują nieco odmienne podejścia do tych samych wykresów. Z drugiej strony warto uświadomić sobie kontekst, w jakim analiza techniczna funkcjonuje oraz fakt, że opiera się ona na zachowaniach innych inwestorów. Jeżeli naszym celem jest opieranie się na formacjach, które dostrzegamy tylko my sami, musi to być faktycznie święty Graal.
Wszystkim innym polecam skupić się na tym, co formacje analizy technicznej mają wspólne i nie popadać w zbytnią szczegółowość. Potrzeba do tego trochę wprawy i rynkowego doświadczenia, ale zamiast na siłę doszukiwać się schematów, zaczniemy w końcu analizować co robi rynek. Niezależnie od tego, czy opisano to w jakimś podręczniku.
Dzięki, mądre słowa :-)
OdpowiedzUsuń