poniedziałek, 17 grudnia 2018

Risk Reward Ratio - ważna miara dla sukcesu w spekulacji

Risk reward ratio pozwala lepiej inwestować. Wiele osób o tym współczynniku słyszało, ale nie każdy docenia jego pozytywny wkład w proces inwestowania i spekulacji. W dzisiejszym tekście pokażę, dlaczego warto przyjrzeć mu się bliżej.

Już z samej nazwy można wywnioskować, że jej celem jest mierzenie relacji pomiędzy zyskiem i ryzykiem. I dokładnie tak jest. Zadaniem tego współczynnika jest wspomaganie systemu inwestycyjnego o możliwą do analizy relacji pomiędzy ryzykiem, jakie na siebie bierzemy w danej transakcji a potencjalnym zyskiem, który możemy uzyskać.

Żeby prawidłowo skonstruować takie ratio musimy posiadać trzy wartości: poziom otwarcia naszej pozycji, poziom wyjścia w wariancie straty (stop loss) oraz poziom wyjścia dla wariantu zyskownego (take profit). Dla uproszczenia pominiemy prowizje maklerskie.

Dysponując powyższymi danymi możemy ocenić potencjalny zysk na transakcji, potencjalną stratę oraz wzajemną relację tych dwóch wartości. Może się więc okazać, że oba te parametry są równe, ale częściej dąży się do sytuacji, w której zysk będzie dwukrotnie lub trzykrotnie wyższy od możliwej straty. Wartość współczynnika wynosi wtedy odpowiednio 2:1 lub 3:1.


Jaką przewagę daje nam takie ratio? Aby ją ocenić musimy znać drugi istotny parametr, jakim jest relacja liczby transakcji zyskownych do transakcji stratnych. Jeżeli założymy, że wynosi ona 50:50, możemy przystępować do oceny naszego systemu. Wiemy bowiem, że w przypadku transakcji stratnej, ubywa nam 1 zł, natomiast transakcja zyskowna przynosi 2 zł lub 3 zł. Oczywiście wartości te mogą być wielokrotnie większe, ale istotna jest ich relacja i fakt, że z transakcji zyskownej otrzymujemy 2 lub 3-krotnie więcej pieniędzy. W efekcie w długim ciągu transakcji uruchamiają się prawa statystyki i zarabiamy pieniądze.

Co więcej, możemy pozwolić sobie na skuteczność nieco mniejszą niż 50%. Jeżeli ratio wynosi 2:1, a nasza skuteczność to zaledwie 40%, również zyskujemy. Dlaczego? Załóżmy, że każda zyskowna transakcja przynosi nam 20 zł, podczas gdy stratna zabiera 10 zł. Przy 10 transakcjach, statystycznie 4 będą zyskowne, a 6 stratnych. Oznacza to przychód 80 zł z udanych zagrań (4x20 zł) i stratę 60 zł z nieudanych (6x10). Sumarycznie kończymy z zyskiem na poziomie 20 zł, a to oznacza, że system posiada dodatnią wartość oczekiwaną.

Wartość tę można również policzyć według wzoru:

WO=(1+Z/S)*PZ-1, gdzie:

WO - wartość oczekiwana,
Z - przeciętny zysk,
S - przeciętna strata,
PZ - prawdopodobieństwo zysku.

Podstawiając do powyższego wzoru nasze przykładowe dane otrzymujemy:

WO = (1+2/1)*0,4-1 = 0,2

Wartość powyżej zera oznacza, że tak skonstruowany system posiada dodatnią wartość oczekiwaną. Im wyższa wartość oczekiwana tym bardziej dochodowa strategia.

Aktywne planowanie transakcji


Żeby opierać się na statystycznych miarach i zaprezentowanych powyżej narzędziach, musimy posiadać usystematyzowany system inwestycyjny. Nie możemy się wyciągać wniosków na podstawie zbioru losowych transakcji, jeżeli nie zostały one przeprowadzone według określonego planu działania.

Nasze podejście do wykorzystania w praktyce wskaźnika, jakim jest risk reward ratio nie powinno się sprowadzać do oceny dotychczasowych działań na rynku, ale do ich aktywnego planowania. Oczywiście może zdarzyć się tak, że inwestujemy już w oparciu o zamknięty zestaw reguł i policzenie dotychczasowych wyników pozwoli nam ustalić wartość oczekiwaną kolejnych transakcji. Jednak zdecydowanie więcej uwagi powinny temu procesowi poświęcić osoby, które jeszcze nie mogą o sobie powiedzieć, że posiadają ustabilizowaną i dochodową metodę.

Pierwszym krokiem jest analiza dotychczasowego podejścia inwestycyjnego oraz jego skuteczności. Przyjmijmy, że jest to system odbić od wsparć i oporów technicznych, a inwestor swoją skuteczność ocenia na 50%. Oznacza to, że liczba transakcji zyskownych jest mniej więcej równa liczbie transakcji stratnych. Wiemy zatem, że aby system posiadał przewagę nad rynkiem, przeciętny zysk na transakcji musi być większy niż przeciętna strata. Bez tego nie uda się pokryć kosztów transakcyjnych i wypracować zysku.

Kolejnym etapem jest ustalenie, jakie risk reward ratio nas interesuje. Załóżmy, ze będzie to wspomniane 2:1, chociaż nic nie stoi na przeszkodzie, żeby była to wartość wyższa. Musimy zatem tak ustawić relację potencjalnego zysku do potencjalnej straty, aby odpowiadała ona naszemu ratio. A to z kolei musi korespondować z tym, co widzimy na wykresie. Omówmy to na przykładzie spółki Dino:

źródło: TopStock.pl
Jak widać powyżej, kurs zmienia kierunek trendu na spadkowy, a dodatkowo wykonał niedawno głęboką korektę wzrostową do oporu technicznego na poziomie 100 zł. Zamierzamy w tej sytuacji otworzyć pozycję krótką po bieżącej cenie rynkowej, czyli 98,60 zł. Zagrania dokonamy z użyciem kontraktów terminowych na akcje, a zatem wielkość pozycji wyniesie ok. 9860 zł.


Chcąc zastosować ratio 2:1 musimy odpowiednio ustalić poziomy stop loss oraz take profit. Nie możemy jednak zrobić tego w sposób dowolny, gdyż mamy na wykresie konkretny układ cenowy, który musimy respektować.

Dla bezpieczeństwa rozważania zacznijmy od stop lossa, gdyż w takiej transakcji to jego szerokość jest istotniejsza. Na podstawie analizy wykresu dochodzimy do wniosku, że poziom 104 zł będzie odpowiedni. Wychodzenie wyżej nie ma sensu, natomiast bliższy stop loss nie będzie oznaczał, że opór zostanie przełamany, a zatem nie będzie zgodny z naszą strategią inwestycyjną.

Mając szerokość stop lossa i pożądane risk-reward ratio, możemy zająć się take profitem. Ma on wynosić dwukrotność stop lossa, a więc wynosił będzie 10,80 zł. Oznacza to, że pozycję zamkniemy przy poziomie 87,80 zł. Spójrzmy, jak prezentuje się to na wykresie:

źródło: TopStock.pl
Oceniając wykres dochodzimy do wniosku, że taki plan na transakcję jest realistyczny w kontekście tego, czego oczekujemy od rynku. Można więc przystąpić do działania i otwierać pozycję.

Tym, co jest bardzo istotne przy praktycznym wdrażaniu współczynnika risk-reward jest znajomość innych aspektów naszej strategii. Musimy wiedzieć, czego spodziewamy się po rynku i musimy znać naszą szacunkową skuteczność, aby móc rozpocząć praktyczne korzystanie z tego narzędzia. Jeżeli okaże się, że będziemy mieli rację, w długim horyzoncie powyższe założenia powinny nam się sprawdzać. A co jeżeli nie?

źródło: TopStock.pl
Na powyższym przykładzie spółki CCC spróbowałem zasymulować podobną transakcję. Uznałem, że otwierając pozycję po bieżącej cenie, musiałbym ustawić stop loss przy poziomie 220 zł, co z kolei lokuje take profit w okolicach 160 zł, czyli jeszcze poniżej poprzedniego wierzchołka. Zakładanie ustanowienia niebawem nowych minimów jest bardzo niepewnym zagraniem, na które bym się w obecnej chwili nie zdecydował. Co to oznacza dla transakcji?

Mamy kilka rozwiązań. Pierwszym jest przysunięcie zlecenia take profit bliżej rynku i zaakceptowanie niższego risk-reward ratio. Byłoby to działaniem sprzecznym z założeniami, więc z niego rezygnujemy. Drugą opcją jest przysunięcie stop lossa bliżej aktualnej ceny rynku, lecz ten wariant również odpada, gdyż nie jest to zgodne z naszą strategią inwestycyjną. Stop loss stoi już tak blisko, jak to dopuszczamy. Co nam zostaje, oprócz rezygnacji z transakcji?

Możemy ustawić zlecenie oczekujące i zmodyfikować trzeci element równania, czyli cenę otwarcia pozycji:

źródło: TopStock.pl
Wiedząc, że układ cenowy zostanie zanegowany przy poziomie 220 zł, stop lossa zostawiamy na tym samym miejscu. Patrzymy w kierunku take profitu i oceniamy, że w kolejnym ruchu impulsowym rynek ma szanse dojść w okolice 175 zł i tam właśnie ustawiamy nasze zlecenie. Znając ratio (2:1) możemy łatwo wyliczyć, że poziom otwarcia pozycji należy przesunąć nieco wyżej, w okolice 205 zł. Wiedząc, że początkowo znajdował się on w okolicy 198,60 zł, daje nam to zaledwie 6,40 zł. W efekcie rynek musiałby wzrosnąć o ok. 3,20%, aby transakcja doszła do skutku.

Przedstawione powyżej rozwiązanie wydaje się najlepszym ze wszystkich. Zamiast rezygnować z transakcji, zamiast naginać wbrew sobie reguły, ustawiamy zlecenia i czekamy. Decydujemy, że transakcji możemy dokonać na naszych warunkach, jeżeli rynek będzie temu sprzyjał. Oczywiście w międzyczasie może okazać się, że kurs spadnie i nasze zlecenie nie zostanie zrealizowane, ale na to nic nie poradzimy. Uważam, że lepiej jest transakcję odpuścić niż realizować ją na podwyższonym ryzyku.

Pamiętając, że mamy do dyspozycji wiele strategii rynkowych, możliwość grania zarówno na wzrosty, jak i na spadki, z pewnością znajdziemy niebawem kolejną. Tym bardziej, że takich zleceń oczekujących jesteśmy w stanie ustawić nieco więcej niż przy transakcjach otwieranych w danym momencie rynkowym. Daje to znacznie większą elastyczność, respektując przy tym postanowienie, że na rynek wchodzimy wyłącznie na własnych zasadach.

Modyfikowanie strategii dla poprawy rezultatów


Scenariuszem bazowym jest sytuacja, w której pozycja likwidowana jest albo na zleceniu stop loss, albo na poziomie take profit. Biorąc jednak pod uwagę fakt, że margines zysku jest znacznie szerszy, mogą zdarzać się sytuacje, w których nie zostanie on osiągnięty, a kurs zacznie powracać w kierunku punktu otwarcia pozycji. Z pewnością nikt z nas nie lubi takich przypadków, kiedy wirtualny zysk zamienia się w realną stratę. Można jednak temu zaradzić.

Dobrym rozwiązaniem jest skorzystanie z możliwości przesunięcia stop lossa bliżej ceny, w miarę jak rynek przesuwa się w pożądanym przez nas kierunku. Warto tylko pamiętać, aby nie robić tego zbyt wcześnie i zostawić odpowiednią ilość miejsca na wahania cenowe. Ja sam przesuwam zlecenie stop loss w rejon otwarcia pozycji, kiedy cena instrumentu przesunie się przynajmniej o 50% zakresu do take profit. Dzięki temu eliminuję możliwość wystąpienia straty i wiem, że w najgorszym wypadku transakcja przyniesie wynik neutralny.

Istnieje szereg innych możliwych modyfikacji. Ich zakres w dużej mierze zależy od stosowanej przez nas strategii inwestycyjnej. Powyżej omówiony został przykład tradingu na odbicie od technicznego oporu, ale wiele innych technik gry na rynkach można wpasować w ramy risk-reward ratio. Pytanie tylko, czy warto.

Korzyści płynące z wdrożenia ratio do swojej strategii


Główną zaletą przeanalizowania naszej strategii inwestycyjnej pod kątem risk-reward ratio jest uporządkowanie tradingu. Nie jest on już przypadkowy, ale staramy się opisać go pewnymi obiektywnymi miarami, zastanawiając się, czy rzeczywiście posiadamy przewagę nad rynkiem.

Drugim elementem jest ścisła kontrola ryzyka. W zaprezentowanych powyżej przykładach nie opieramy się na płynnej barierze "przełamania oporu", ale musimy wskazać konkretny poziom cenowy, który będzie podstawą liczenia ratio. Dzięki temu mamy konkretną wartość instrumentu, przy której zamykamy naszą pozycję.

Trzeci element wynika z poprzedniego - poziom take profit. Inwestorzy mają tendencję do zbyt szybkiego zamykania zyskownych pozycji, przez co nie mogą się one rozwinąć i zarabiać dla nas pieniędzy. Ustawienie poziomu, w którym kasujemy zysk wprowadza niezbędną dyscyplinę i znacznie ogranicza ten problem.

Postaram się w kolejnych tygodniach zaprezentować kilka ciekawych przypadków rozegrania wsparć i oporów z wykorzystaniem risk-reward ratio.

Co możesz zrobić po zakończeniu lektury tego tekstu? Przeanalizuj swoje podejście inwestycyjne pod kątem relacji zysku do ryzyka oraz prawdopodobieństwa wystąpienia zysku. Zaplanuj kolejne kilka transakcji ustalając poziomy stop loss i take profit oraz planowane risk-reward ratio. Zapisz je w excelu, a kiedy je wykonasz, podsumuj wyniki. Daj koniecznie znać w komentarzu, jak transakcje się udały!


10 komentarzy:

  1. Bardzo fajny tekst. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Radku,
    Na blogu dzielisz się mnóstwem własnych analiz i opisami różnego typu strategii inwestycyjnych, ale nie chwalisz się (chyba, że coś przeoczyłem) osiąganymi przez siebie wynikami.
    Czy istnieje szansa, że uchylisz rąbka tajemnicy jak posiadana przez Ciebie wiedza przekłada się na realne zyski?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć!

      Nie zawsze piszę o moich realnych transakcjach, gdyż wynikają one z różnych podejść inwestycyjnych i nie przy każdym mam odpowiedni track rekord, żeby powiedzieć, że w sposób konsekwentny stosowałem dane podejście przez np. rok lub dłużej. Po drugie, wiele elementów poruszam punktowo, nie zarysowując całości okoliczności, które wpływają na dane działania. Dlatego opis wyniku finansowego może nie być miarodajny.

      W sposób konsekwentny realizuję strategię portfela Spółek Ciekawych Technicznie, mimo że jest to portfel wirtualny. Portfel powraca na bloga w 2019 roku (począwszy od jutra) i będzie w nim możliwość przedyskutowania założeń podejścia, mimo że i w nim samym nastąpił pivot w 2018 roku.

      Koleją strategią, o której będę chciał więcej napisać jest uśrednianie metodą VCA. Podzielę się wynikiem moich transakcji, tyle że dokonują się one raz na kwartał, więc w zasadzie dopiero po długim okresie czasu pozycje będą ostatecznie zbudowane, a dopiero po jeszcze dłuższym okresie można będzie powiedzieć, jaki one przyniosą efekt.

      Tym, co zacząłem i mam policzone jest daytrading na kontraktach FW20, który realizowałem w 2018 roku przez trzy kwartały. Mam w planach napisać tekst omawiający wyniki finansowe (zysk 7%) oraz powód, dla którego nie ciągnę tego dalej.

      Jeżeli chodzi o wpisy "punktowe", podobne do tego powyżej o Risk Reward Ratio, nie prowadzę konkretnych statystyk podejścia. Po drugie, realizuję je na rachunku równocześnie z innymi transakcjami, więc nawet wskazanie konkretnego wyniku finansowego może być problematyczne.

      Generalnie żeby pokazać wyniki trzeba od samego początku zaplanować pod to swoje działania inwestycyjne. I nie zmieniać podejścia, nawet jeżeli chcielibyśmy to zrobić.

      Dlatego zapewne portfel SCT prowadzony wedle strategii trendowej będzie w najbliższym czasie jedynym miarodajnym obrazem mojego podejścia, mimo że wirtualnego. Bo pokazywanie pojedynczych transakcji na zasadzie "jestem kozak" mija się z celem, podobnie jak pokazywanie wyniku finansowego będącego efektem wielu strategii. Bo np. spółki dywidendowe mocno zaniżają obecnie saldo rachunku, nawet jeżeli jest to zaplanowane działanie.

      Pamiętaj również, że wszystkie prezentowane przeze mnie treści mają charakter edukacyjny i nie powinno się nimi sugerować przy swoich transakcjach :)

      Usuń
    2. Właściwie, to bardziej myślałem o wynikach pokazanych z lotu ptaka na zasadzie w stylu:

      "W kwartale/roku X średnia wartość zainwestowanego przeze mnie kapitału wynosiła Y. Najintensywniej korzystałem w tym czasie ze strategii A, B i C, a ich łączną kontrybucję w stopę zwrotu szacuję na ok. 75%. W okresie sprawozdawczym uzyskałem Z złotych zysku. Stopy zwrotu liczone metodami alfa, beta, delta wyniosły kolejno..."

      Na podstawie kilku takich sprawozdań czytelnicy mieliby możliwość realistycznej oceny, czy inwestycja w wiedzę z tematyki szeroko rozumianych inwestycji kapitałowych może przynieść im wyniki zbieżne z wyobrażeniami. Jedna osoba pomyśli "inwestycja w wiedzę się opłaca. Biorę to!", ktoś inny "no nieee, skoro fachowiec uzyskuje tylko r% zwrotu, to jednak wolę lokatę".

      Usuń
    3. No, chyba że giełda nie stanowi dla Ciebie źródła dochodu, a zarabiasz na szkoleniu ludzi z czegoś, na czym sam nie umiesz zarobić.

      Usuń
    4. To pewne, że giełda nie stanowi dla mnie źródła dochodu, bo przez 10 lat inwestowania nie wypłaciłem z rachunków maklerskich ani złotówki, a całkiem sporo dopłaciłem. Traktuję to jako oszczędności i inwestycje na emeryturę.

      A niestety policzonego portfela w sposób, jaki opisałeś powyżej nie posiadam. Również dlatego, że moje strategie ewoluują w czasie.

      Ogólnie zalecam podchodzić do tego, co się czyta w blogosferze czy profesjonalnych analizach jako źródła inspiracji. Nie zamierzam uchodzić za osobę, która zarabia 50% rocznie, bo nie mam na to ciśnienia :) Dlatego również nie sprzedaję "patentów na zarabianie na giełdzie". Mimo, że uważam wiele moich uwag jako wartościowe :)

      Usuń
  3. "Mimo, że uważam wiele moich uwag jako wartościowe" - ale jaką wartość, skoro nie liczysz kwoty zysku ani stopy zwrotu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo stopa zwrotu to o wiele więcej niż tylko kilka pojedynczych rad. Przykładowo w październiku 2017 roku byłem na szkoleniu, na którym usłyszałem jedną ciekawą rzecz. W marcu 2018 na innym blogu przeczytałem drugą ciekawą rzecz i z tych dwóch rzeczy złożyłem rdzeń jednej z moich strategii. Żaden z tych pojedynczych komponentów nie daje możliwości policzenie stopy zwrotu, a mimo to bardzo mi się one przydały.

      Podobnie risk reward ratio. Samo w sobie nie niesie wielkiej wartości, o ile nie jest stosowane w połączeniu z zarządzaniem portfelem oraz w oparciu o konkretne sygnały wejścia. W efekcie dla jednych będzie to bezwartościowe, a innym pomoże odpowiedzieć sobie na ważne pytania dotyczące strategii i stylu inwestowania.

      Usuń
    2. Dlatego we wcześniejszym komentarzu prosiłem o spojrzenie na wyniki z lotu ptaka. Ile praktycznej wartości posiada cały Twój worek wiedzy?

      Pytam, ponieważ sam nie jestem całkiem zielony w temacie, a mimo to nachodzą mnie wątpliwości, czy to wszytko ma sens od strony finansowej. Mnóstwo czasu, analiz, kalkulacji, a mimo to wyższą stopę zwrotu mniejszym nakładem pracy wykręcam z alternatywnych źródeł.

      Usuń
    3. Czasem tak jest, że jakaś strategia lub cały wymiar inwestowania nie przynoszą wysokich rezultatów. Podejście "buy & hold" może generować przez długi czas straty, jeżeli np. rynek spada. Podobnie strategia trendowa, jeżeli rynek ciągle zmienia kierunek, nie dając zyskom się rozwinąć.

      Dlatego tak ważne, żeby wyrobić sobie własne podejście. Nie stanie się to od razu, nie każdemu pasuje każda metoda, ale zbierając wiedzę z różnych miejsc można to zrobić.

      Usuń