Miniony tydzień przyniósł inwestorom giełdowym wiele emocji. Spadki mające źródło za oceanem dwukrotnie uderzyły w nasz rynek, powodując każdorazowo zupełnie różne reakcje inwestorów. Jak zachować się w takiej sytuacji, aby zminimalizować ryzyko poniesienia strat?
Pierwsze uderzenie miało miejsce we wtorek, kiedy to na poniedziałkowej sesji indeks Sp500 stracił na wartości 4,1%. Od razu po zamknięciu notowań w USA wiadomo było, że przez warszawską giełdę przetoczy się fala wyprzedaży.
W istocie czarny scenariusz się zrealizował. Wiele spółek otworzyło się na poziomach rzędu -5%, aby w ciągu pierwszych kilku minut handlu powiększyć stratę do -10%. Miałem okazję obserwować tę paniczną wyprzedaż na żywo i faktycznie widać było silne wycofywanie się inwestorów z rynku. Po pierwszym szoku nastąpiło odbicie, ale w rezultacie i tak indeksy zakończyły sesję stratą rzędu 3,3-3,7%.
Środa i czwartek na warszawskiej giełdzie wyglądały o wiele bardziej optymistycznie, jednak nastroje znów popsuła ponura czwartkowa sesja w USA, kiedy to Sp500 spadł o 3,8%. I znów wiadomo było, że piątek będzie ciężkim dniem dla posiadaczy akcji.
Jednak w tym wypadku reakcja rynku była zupełnie inna. Indeksy otworzyły się na niewielkim minusie, a w ciągu sesji wiele spółek nie tylko znacząco nie traciło, ale nawet całkiem ładnie rosło. Nie było widać wtorkowej paniki, a inwestorzy nie poddawali się emocjom w taki sposób, jak poprzednio. W efekcie słabego otwarcia w USA notowania na warszawskiej giełdzie zamknęły się w okolicach -1%. Gdyby Amerykanie otworzyli się nieco lepiej, warszawska giełda zapewne zamknęłaby piątkowe notowania wzrostami.
Dlatego dwie podobnie spadkowe sesje w USA wywołały tak bardzo różne scenariusze w Polsce? Czy można było w jakikolwiek sposób kontrolować wartość swoich pozycji, chroniąc je przed stratami wynikającymi z bardzo negatywnego otwarcia? A może można było jeszcze na tej sytuacji zarobić? Tymi kwestiami zajmę się w dzisiejszym tekście.
Dlaczego inwestorzy spanikowali we wtorek?
Różnica pomiędzy wtorkiem i piątkiem wynika z doświadczenia. Gracze giełdowi, którzy są na rynku obecni od dłuższego czasu przeżyli przynajmniej kilka takich spadkowych sesji i wiedzą, jaka jest mechanika rynku. Potrafią więc dostosować swoje działania w taki sposób, aby uniknąć sprzedawania z dużą stratą, a niekiedy nawet na tej sytuacji zarobić.
Już w poniedziałek wieczorem wiadomo było, że wtorkowe otwarcie będzie bardzo negatywne. Podstawową myślą wielu inwestorów, zwłaszcza początkujących, było sprzedanie posiadanych papierów na otwarciu sesji, aby zminimalizować ponoszone straty. Sęk w tym, że takim właśnie działaniem swoje straty zmaksymalizowali.
Pamiętamy, że kurs otwarcia notowań kalkulowany jest w oparciu o zlecenia składane przez inwestorów przed sesją. Pewnym wskazaniem co do ceny otwarcia może być teoretyczny kurs otwarcia, czyli TKO. Sęk w tym, że do jego kalkulacji nie są brane zlecenia z limitem, a jedynie zlecenia składane w fazie przed otwarciem. Dopiero kiedy cena jest znana, czyli po otwarciu, do arkusza trafiają zlecenia z limitem ceny.
A zatem negatywne otwarcie na poziomie -5% powoduje, że dopiero wtedy do arkusza zleceń trafiają stop lossy innych inwestorów, dotychczas nieaktywne. A że wiele stop lossów stawianych jest jako zlecenie z limitem aktywacji, ale realizacją PKC, czyli po każdej cenie, do arkusza zaraz po otwarciu trafiła bardzo duża fala podaży. W połączeniu ze zleceniami składanymi "z ręki" przez inwestorów chcących wyjść ze spółek od razu na początku sesji, notowania od samego otwarcia szły w dół. Z kolei spadający rynek aktywował kolejne stop lossy, zgodnie z zasadą kuli śniegowej.
Tak duża fala podaży sprawiła, że chwilę po otwarciu wiele spółek notowało straty przekraczające 10%. Dopiero kiedy wszystkie leżące najbliżej stop lossy zostały aktywowane, do gry wkroczyli kupujący korzystający na lokalnej przecenie. W końcu nie zawsze udaje się kupić upatrzone akcje po cenie niższej o kilkanaście procent. Był to ewidentnie moment, w którym panika jednych stała się zarobkiem innych. W rezultacie tych zwiększonych zakupów niektóre spółki odbiły na tyle, że zmniejszyły stratę do 1-2%. Po dynamicznej pierwszej godzinie losy poszczególnych walorów toczyły się już według różnych scenariuszy.
Dlaczego inwestorzy nie spanikowali w piątek?
Piątek, jak już wskazałem, okazał się pod wieloma względami różny od wtorku. Dlaczego?
Po pierwsze, wszystkie stojące od dłuższego czasu w arkuszu zlecenia stop loss były już wyczyszczone. Kto miał sprzedać akcje na zleceniu obronnym, zrobił to we wtorek. Na rynku nie pojawiła się więc tak duża fala podaży, która poprzednim razem zwaliła notowania w dół.
Po drugie, wielu inwestorów wyciągnęło naukę ze swoich błędów. Poniżej prezentuję wykres Mabionu, który idealnie ilustruje te zdarzenia. Zielonymi strzałkami oznaczyłem sesję wtorkową i piątkową.
Jak widać we wtorek notowania otworzyły się na poziomie -10%, w najgorszym momencie traciły 13,3%, a zamknięcie sesji wypadło na poziomie -5,4%. Dodatkowy popyt w środę sprawił, że na kolejnej sesji kurs zamknął się o 2,7% wyżej niż w poniedziałek, nadrabiając z dużym marginesem wtorkowe spadki. Jak widać piątkowa sesja nie przyniosła już większych wahań na walorze.
Cenną nauczkę dostali więc inwestorzy, którzy oddawali swoje papiery po 97 zł, widząc później że kurs na zamknięciu wyniósł 105 zł, a na kolejnej sesji nawet 116 zł. Słowo "wyleszczenie" wydaje się tu bardzo na miejscu.
Na bazie takich właśnie doświadczeń wiele osób wstrzymało się w piątek z szybkim i gwałtownym sprzedawaniem akcji. Z tego też względu sesja nie otworzyła się paniką i przez dużą jej część inwestorzy wydawali się trzymać nerwy na wodzy.
Te dwa czynniki, brak stop lossów i nauczka wyciągnięta z sesji wtorkowej, spowodowały że piątkowe notowania wyglądały zupełnie inaczej.
Jak zachować się w sytuacji paniki na rynku?
Jak sama nazwa wskazuje, panika jest zachowaniem mało racjonalnym. Dominują emocje, a nie konkretny plan. Mając nieco czasu i doświadczenia, można się jednak do sesji odpowiednio przygotować.
Jeżeli spadki występują w USA w godzinach po zamknięciu naszej sesji, nie mamy wielkiego pola manewru. Nie możemy sprzedać naszych akcji, ponieważ warszawska giełda jest w tym czasie zamknięta. Nie możemy również otworzyć pozycji zabezpieczających.
Wyjątkiem jest tutaj dostęp do innych zagranicznych giełd lub też do rynku OTC, który jest handlowany w czasie, kiedy GPW jest zamknięta. Trzeba jednak pamiętać, że giełdy są naczyniami połączonymi, więc jeżeli w trakcie silnych spadków w USA otwarty jest inny rynek, najpewniej spadki już tam trwają. Informacja krąży szybciej niż nasze palce składające giełdowe zlecenia.
Przyjmijmy jednak wariant, w którym po zamknięciu sesji w USA musimy czekać do otwarcia notowań w Warszawie. Co robimy?
Pierwszą rzeczą jest przegląd składu naszego portfela i ocena poszczególnych walorów. Zapewne niektóre spółki mamy głęboko w zysku i nawet w sytuacji 10% spadków nie będziemy skłonni ich sprzedawać, podczas gdy inne są być może na granicy stop lossa i mamy pewność, że kolejnego dnia na otwarciu będziemy mocno w stracie. Warto więc podjąć decyzję, czy będziemy chcieli jakieś walory sprzedać, czy jesteśmy gotowi przeczekać spadki.
Drugim ważnym kryterium jest moim zdaniem przegląd spółek pod względem ich rozmiaru i płynności. Na największych walorach zawsze będą inwestorzy, którzy z chęcią odkupią od nas sprzedawane akcje. Z kolei spółki małe mogą podzielić losy Mabionu, gdzie kilku spanikowanych graczy jest w stanie zawiesić spółkę na widłach w ciągu kilku sesji. Dlatego moja zasada jest taka, że w przypadku małych spółek, kategorycznie nie sprzedaję. Ogólnie w poniedziałek wieczorem powiedziałem sobie i otwarcie napisałem na forum VIP Longterm, że akcji we wtorek sprzedawał nie będę. Słowa dotrzymałem.
Trzecią rzeczą jest, moim zdaniem, zdjęcie wszystkich wiszących w arkuszu stop lossów. Jeżeli dołączymy do fali podaży wysypującej się w rynek w pierwszych minutach sesji, nie mamy co liczyć na dobrą cenę transakcji. Ja z zasady nie stawiam zleceń stop loss do systemu, więc z tym punktem problemu nie mam.
Mając zrealizowane trzy pierwsze punkty wiemy już, że ewentualna sprzedaż akcji na kolejnej sesji nie będzie wynikała ze ślepego podążania za falą stop lossów, ale będzie naszą przemyślaną decyzją, podejmowaną w oparciu o bieżącą sytuację rynkową.
Ostatnią kwestią jest uczestniczenie w sesji giełdowej i ewentualna sprzedaż akcji, które zakwalifikowaliśmy do sprzedaży. Moim zdaniem najlepiej jest robić to na podbiciu wywołanym falą popytu, występującą najczęściej tuż po zakończeniu pierwszej i najbardziej intensywnej reakcji rynku.
Ważna uwaga dotyczy tych inwestorów, którzy nie będą mogli uczestniczyć w sesji giełdowej. Wiedzą, że będą mocne spadki, ale np. o 6 rano ruszają w góry i dostęp do notowań uzyskają dopiero po sesji. Tutaj rozwiązania są trzy: mimo wszystko ustawić stop lossy i godzić się z ryzykiem sprzedaży na dołku (ale z gwarancją wyjścia z pozycji), całkowicie zrezygnować ze sprzedaży akcji na danej sesji lub też złożyć zlecenie sprzedaży PCR z ważnością WNF, czyli ważne na fixing. W ostatniej opcji sprzedajemy papiery w fazie otwarcia rynku, przez co unikamy uczestniczenia w fazie pękania stop lossów.
Zarabianie w czasie giełdowej paniki
Jak wspomniałem wyżej, panika jest rodzajem nieefektywności rynkowej, a tę da się w różnoraki sposób wykorzystać. Można powiedzieć, że sposób wychodzenia z rynku poprzez zlecenia PKC jest w podobnych sytuacjach okazją inwestycyjną dla aktywnych spekulantów.
Po pierwsze, w wypadku takich właśnie spadków można realizować zyski z krótkich pozycji, jeżeli posiadamy takowe. Rynek w pierwszych minutach handlu jest zazwyczaj mocno przeciągnięty w dół, dając relatywnie korzystne ceny. Warto przy tym pamiętać, że zachowanie rynku terminowego nie musi się pokrywać z kasowym.
Drugą sytuacją jest możliwość zagrania odwrotnego, czyli kupna w szczycie paniki i sprzedaży na podbiciu. Jak pokazuje zaprezentowany powyżej przykład Mabionu, można na tym zarobić kilka procent w ciągu jednego dnia lub kilkanaście procent w dwie-trzy sesje.
Trzeba jednak pamiętać, że podejście to wymaga od inwestora uważnej obserwacji nastrojów oraz błyskawicznej reakcji. Wydaje się, że nie jest to możliwe bez obserwacji arkusza zleceń, o czym pisałem w ostatnim tekście. Odpowiednie wyczucie rynku i szybkie działania są niezbędnymi cechami inwestora krótkoterminowego, który największe zyski osiąga zazwyczaj w okresie wysokiej zmienności.
Panika panice nierówna
Jest jedna fundamentalna rzecz, o której należy pamiętać. Sytuacje rynkowe bywają różne i nie zawsze realizuje się optymistyczny scenariusz, w którym notowania doświadczają szybkiego odbicia wzrostowego rekompensującego dużą część strat. Niekiedy, zwłaszcza w okresie bessy, trafiają się ciągi spadkowych sesji, kiedy to kurs z dnia na dzień jest niżej i niżej. Wtedy może się okazać, że najlepszym rozwiązaniem jest sprzedaż papierów tak szybko, jak tylko się da. Tyle tylko, że wtedy ogólnie pozostawanie na długiej pozycji nie jest najlepszym pomysłem.
Dużą rolę w rozpoznawaniu takich zdarzeń gra doświadczenie inwestora. Ja sam w poniedziałkowy wieczór przyjąłem założenie, że mamy do czynienia z krótkoterminowym szokiem spowodowanym ekstremalnym przeciągnięciem rynków w górę. Zakładając, że jest to tylko korekta, można utrzymywać pozytywny sentyment do akcji przynajmniej w średnim terminie.
Zupełnie inaczej wygląda gra rynkowa w środowisku bessy, kiedy panika jest inwestycyjną codziennością.
Napiszcie, jak wyglądał u Was miniony tydzień. Czy zostaliście wyczesani na lokalnych minimach, czy może utrzymaliście stan posiadania lub nawet dokupiliście akcji? A może był to dla Was okres spekulacyjnej bonanzy, gdzie w krótkim czasie da się dużo zarobić?
Sprzeadałem z zimną krwią wszystko we wtorek, dziś w poniedziałek mimo wzrostów nadal byłbym stratny. Teraz pewnie podbitka ze 2-3 dni i znowu dół. Przy fw20 ok.2450-2460 biorę S, na kghm to samo
OdpowiedzUsuńCzyli ustawiasz się mocno spadkowo. Patrzysz raczej na kreski, czy fundamenty?
Usuń"ZNICZE" ;)) japońskie, oczywiście jak się mylę to ucinam. Sam jestem ciekawy jak się rozwinie sytuacja. W 2008 trzymałem wszystko, bo może wróci kurs nawet nie zaglądałem na notowania, wreszczie sprzedałem w okolicy lutego 2009 nie długo przed dołkiem. strata ok. 70 %, tym razem postoję z boku z akcjami , najwyżej na krótko się pobawię. (pewnie też stracę ale nauka kosztuje) pozdrawiam
UsuńA czy mógłbyś dokładnie opisać kiedy na GPW można robić zlecenia?
OdpowiedzUsuńI czy to jest różnie w zależności od rodzaju zlecenia?
To jest temat na zupełnie oddzielny tekst. Po wprowadzeniu UTP trochę się w zleceniach pozmieniało. Ja sam często korzystam ze zleceń WNF, czyli ważnych na najbliższy fixing. Ale jest też masa innych warunków, które można w zleceniach zastosować. Odpowiednie zrozumienie ich działania pozwala na lepsze funkcjonowanie na rynku.
UsuńZmienność zniszczy mniej doświadczonych. Długoterminowe trendy sa wzrostowe. To mogła być pułapka bessy. Tak jak wcześniej pułapka hossy. Trzeba poczekać na potwierdzenia. Ja trzymam.
OdpowiedzUsuńWiele też zależy od indywidualnych strategii. Ja np. sprzedałem z portfela SCT akcje iFirmy, bo tak zakładała strategia. Tymczasem w moim realnym portfelu jeszcze dokupiłem tych akcji po 3,17 zł, korzystając z ostatniej przeceny. Dlatego jeżeli ktoś konsekwentnie podąża za jakąś strategią, powinien wychodzić jeżeli na walorze pada sygnał sprzedaży.
UsuńJa też ogólnie jestem dobrej myśli w długim terminie.
Nic nie sprzedałem, zostały 4 pozycje na stracie. Inwestor długoterminowy, chcąc nie chcąc.;-) Czas na odbicie na moich zmasakrowanych spółkach, dziś Amica i Getback ładnie w górę.
OdpowiedzUsuńAmica już wcześniej zebrała swoje lanie :) A dzisiaj trzeba przyznać, że walczy dzielnie :)
UsuńCześć! Tu jest fajny, przejrzysty arkusz zleceń, szkoda tylko, że nie ma godziny wystawienia zlecenia tak jak na interii.
OdpowiedzUsuńhttps://gragieldowa.pl/spolka_arkusz_zl/spolka/MAB/typ/0
p.s. napisałem to w poprzednim wpisie, ale nie wiem, czy to regularnie odczytujesz.
P.S. http://www.wydawnictwolinia.pl/ksigarnia-internetowa/analiza-techniczna?page=shop.product_details&category_id=9&flypage=flypage.tpl&product_id=110
Właśnie sobie kupiłem tę książkę. Czytałeś może? Co ewentualnie sądzisz o Bulkowskim? pozdrawiam
Czytałem chyba ze dwie książki Bulkowskiego, w tym Encyklopedię. Zacny autor i nie leje wody, ale z drugiej strony opieranie się na testach wymaga stosowania strategii na tym samym rynku, a zatem w USA. Trudno jest mi powiedzieć, czy formacja głowy z ramionami ma taką samą skuteczność w USA co w PL.
UsuńJa jestem właśnie w trakcie czytania Analizy formacji na wykresach giełdowych.
UsuńJak przeczytasz, podziel się wrażeniami :)
UsuńZ miłą chęcią. Pozdrawiam :)
UsuńJa nic nie robiłem - moja zasada to nie podejmować decyzji w trakcie sesji chyba że mamy jakiś negatywny komunikat i mocno nieciekawą sytuacje AT, póki co się sprawdza.
OdpowiedzUsuńCzekamy na domknięcie luki spadkowej z 8-9 lutego 2500 pkt jeśli tego nie będzie oczekuje powrotu do testowania wsparcia 2370 pkt i dalszego rozwoju sytuacji, jeśli wyjdziemy dołem to zrobi się bardzo nerwowo i w ruch pójdą shorty na WIG20. Bliższy realizacji jest ten drugi scenariusz gdyż uważam, że inflacja w #USA, ponad 3% już w pierwszym-drugim kwartale potem u Nas RPP zacznie podwyższać stopy przez presje inflacyjną i taniego pieniądza!!!!
OdpowiedzUsuń