niedziela, 22 maja 2011

Po co komu animator

Aby móc skutecznie dokonywać transakcji na giełdzie, potrzebujemy kogoś, z kim będziemy mogli taką transakcję zawrzeć. Tym kimś jest najczęściej inny inwestor, niezależnie od tego, czy jest to osoba grająca na własny rachunek, czy też na rachunek jakiejś instytucji. Niestety, na naszym rynku często zdarza się tak, że do handlowania danym walorem nie ma tak wielu chętnych, jak byśmy sobie tego życzyli. Co wtedy?

Taki brak uczestników obrotu bywa najczęściej nazywany brakiem płynności. Jest to najczęściej określenie nieco na wyrost, gdyż płynność to przecież możliwość kupna lub sprzedaży danego instrumentu, więc o ile jakiekolwiek zlecenia wiszą w arkuszu, płynność jest. Tyle tylko, że płynność jest stopniowalna, może być wysoka, niska lub g***iana :)
Załączony powyżej zrzut ekranu (oraz poniższe) zaczerpnąłem z serwisu giełda.onet.pl, który pokazuje 5 najlepszych ofert. Sam w moich DM posiadam pakiety podstawowe z dostępem do zaledwie jednej najlepszej oferty kupna i sprzedaży.

Na obrazku w kolumnie ofert kupna widzimy dwa zlecenia znajdujące się względnie blisko bieżącej ceny. Później długo długo nic i kolejne zlecenia. Co możemy wywnioskować z arkusza? Po pierwsze, gwałtowne wychodzenie z tej spółki może mieć sporo negatywnych konsekwencji, gdyż dwa najlepsze zlecenia kupna opiewają na kwotę ok. 14 tys. zł. Jeśli więc wrzucimy PKC zlecenie o większej wartości, spowodujemy spadek ceny o ponad 50%. Może sam spadek ceny nie jest tu większym problemem niż to, ze my po tej cenie opuścimy rynek, więc sprzedamy tragicznie nisko.

Przyglądając się jeszcze innemu arkuszowi widzimy, że niekiedy wrzucenie zlecenia o wartości zaledwie 7 tys. zł może spowodować spadek z 4,70 zł do 0,41 zł. Bardzo niefajna perspektywa.
Oprócz ryzyka poczynienia spustoszenia w notowaniach danego waloru, brak innych uczestników rynku jest też dużym problemem w sytuacji, gdy chcemy bardziej aktywnie działać na danym walorze. Jako, że każdy ciągnie w swoją stronę, sprzedający ustawiają zlecenia po wyższych cenach, a kupujący po niższych, co powoduje powstanie spreadu, czyli różnicy między cenami tych zleceń. Chcąc w miarę szybko/często dokonywać transakcji nie będziemy zazwyczaj ustawiali swojego zlecenia w okolicy jemu podobnych, ale kupimy po cenie oferowanej aktualnie przez stronę przeciwną. Powoduje to, że dokonujemy transakcji na gorszych warunkach, niż moglibyśmy, gdyby spread był ciaśniejszy, a ilość ofert większa.

Częściowym rozwiązaniem tego problemu jest zaangażowanie przez władze giełdy animatora, zwanego również market makerem. Jest to instytucja finansowa, która wystawiając swoje zlecenia kupna i sprzedaży przyczynia się do poprawy płynności i zacieśnienia spreadu. Wielkość wystawianych zleceń oraz szerokość spreadu określane są w umowie o animowanie danego waloru/walorów.

Niekiedy jednak, animator nie tylko poprawia płynność, ale wręcz ją zapewnia, gdyż oprócz zleceń wystawianych przez niego, w arkuszu wieje pustka. Dokładnie widać to na rynku opcji, z którego wrzucam trzy walory:
Dwa pierwsze zrzuty pokazują arkusz opcji wygasających we wrześniu, czyli serii nieco dalszej, niż najbliższa. Widać tam wyraźnie zlecenia trzech animatorów, kwotujących po różnej cenie oraz o różnej wielkości zlecenia (1,20 i 100 opcji). Trzeci obrazek przedstawia czerwcową opcję call 2700, czyli tę teoretycznie najpłynniejszą. 

Powyższe przykłady pokazują, iż gdyby nie obecność animatorów, w niektórych sytuacjach nie byłoby możliwości zawarcia żadnej transakcji, gdyż arkusz po przeciwnej stronie byłby pusty. W przypadku akcji nie ma to może aż tak wielkiego znaczenia, gdyż tam animatorzy raczej się nie zapuszczają, lecz nie przesadzę stwierdzeniem, że bez animatorów polski rynek opcji by nie istniał. I co byśmy nie narzekali na spready, dobrze że cokolwiek w tym arkuszu wisi.

5 komentarzy:

  1. No właśnie, fakt zerowej płynności pozaanimatorskiej na opcjach skutecznie powstrzymuje mnie od zajęcia się tym tematem :/

    Taki nieco sztucznie tworzony rynek z definicji musi być "robiony pod" instytucje finansowe...

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiesz, na tym rynku da się zarabiać. Jest trochę przaśnie, ale przecież nie ma co się obrażać.

    Poza tym sam ostatnio działałem na wrześniowych i musiałem brać po ofertach animatora, ale lepsze to niż nic.

    OdpowiedzUsuń
  3. To pasuje do Bomi. Taka sama płynność.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja chciałabym zauważyć, że działania animatorów są też pięknie widoczne na rynku małych spółek NC,
    ale nawet pomimo ich działania płynność jest słaba, a spready czasami olbrzymie ;/

    OdpowiedzUsuń
  5. Instrument, którym nikt nie handluje jest zbędny. Proste i uczciwe. Argumenty zawarte w artykule skierowano do kompletnych laików. Efektem animacji jest całkowite zatarcie rzeczywistego obrazu rynku, manipulacja kursem i generowanie fałszywych sygnałów technicznych.
    Instrumenty bez płynności muszą wypadać z rynku dla bezpieczeństwa inwestorów, a nie istnieć by pachnieć i kreować w notowaniach rynkowy matrix

    OdpowiedzUsuń