Obniżka w Saxo Bank - nawet 0,12% za handel na GPW i 1 dolar minimalnej prowizji na USA

poniedziałek, 31 sierpnia 2020

GPW podzielona jak nigdy dotąd - jak na tym zarobić?

W ostatnich miesiącach bardziej niż zwykle dostrzegalna jest różnica pomiędzy zachowaniem największych spółek, a walorami małymi, skupionymi poza indeksami lub na rynku New Connect. Co to znaczy dla naszych pieniędzy oraz jak w takim środowisku inwestować?

Na co dzień nie zawsze koncentrujemy się na całościowym obrazie rynku, ale w tym momencie jest on bardzo interesujący. Z jednej strony mamy dynamicznie rosnące małe spółki, które niemal z tygodnia na tydzień ustanawiają nowe rekordy cenowe, a z drugiej pozostaje Wig20, który ugina się pod ciężarem dużych, państwowych spółek. Czy można z tego wyciągnąć jakieś wnioski?

Partnerem wpisu jest ING, promujące certyfikaty Turbo na rynku polskim.

Patrząc na przebieg wykresu indeksu Wig20 widzimy wyraźnie, że notowania nie odrobiły jeszcze wszystkich strat wygenerowanych w lutym i marcu. Od trzech miesięcy kluczowym oporem jest poziom 1860 pkt i mimo że indeks regularnie opór testuje, nie udało się go przełamać. 

Idąc w kierunku mniejszych indeksów widzimy, że siła popytu jest tam większa. Widać to na indeksie sWig80, który wzrósł zdecydowanie bardziej i utrzymuje się na wysokim poziomie.

Widzimy, że spółki małe cieszą się większą popularnością pośród inwestorów niż największe podmioty. Pewnym uzasadnieniem tego fenomenu może być fakt, że posiadają one niższą płynność, a przez to wystarczy mniejszy kapitał, żeby pchnąć je na północ. W przypadku indeksu Wig20 to gracze instytucjonalni rozdają karty, a tam, jak widać, przebudzenie nie nastąpiło.

Idąc tropem małych spółek docieramy do NCIndex, czyli indeksu spółek notowanych na rynku New Connect. To tam toczy się obecnie główna akcja na warszawskiej giełdzie, a sam indeks wzrósł od dołków o 200%, co jest najlepszym historycznie wynikiem dla tego indeksu w tak krótkim czasie. Świadczy to o wielkim entuzjazmie inwestorów i napływie świeżego kapitału na ten dość niewielki parkiet.

Warto również rzucić okiem na indeks cenowy szerokiego rynku, który każdej ze spółek przyznaje taką samą wagę. Można więc powiedzieć, że indeks ten jest rodzajem szerokiej miary nastrojów na całym parkiecie, bez skrzywienia w kierunku największych walorów, co jest niewątpliwie wadą indeksu WIG.

Na indeksie cenowym również widać zdecydowaną zmianę kierunku. Ponad trzyletnie spadki zostały zatrzymane, a notowania dynamicznie odbiły się i wyszły już powyżej cen z 2009 roku. Można więc powiedzieć, że faktycznie dużo dzieje się w obszarze najmniejszych spółek.

Dlaczego rynek tak bardzo się rozwarstwił?

Powodów ożywienia na najmniejszych walorach jest przynajmniej kilka. Po pierwsze, pandemia przeorała wiele branż, zmieniając zupełnie ich perspektywy. Wiele walorów na tym ucierpiało, ale jest grono niespodziewanych faworytów, którzy mogą na niej znacznie zyskać. Dzięki temu spółki stojące dotychczas na marginesie zainteresowania inwestorów, wypłynęły nagle na pierwszy plan, przyciągając uwagę i kapitał. Nie bez powodu ostatnie wzrosty nazywane są covidową hossą. Kwestią otwartą pozostaje to, ile spółek faktycznie uzyska przychody i zyski, a ile próbuje tylko podpiąć się pod ten entuzjazm, aby wyciągnąć w górę swoje notowania.

Drugim powodem ostatnich wzrostów jest zrealizowana przez bank centralny obniżka stóp procentowych prawie do zera. W obliczu niepewności na rynku nieruchomości (zwłaszcza spowodowanych obawami o rentowność najmu) okazało się, że trudno jest o dobre miejsce na przechowanie kapitału. Niskie oprocentowanie lokat sprawiło, że giełda stała się relatywnie bardziej atrakcyjna, co stanowi dużą zmianę w odniesieniu do lat poprzednich, kiedy to kapitał raczej odpływał z parkietu. Dużo zyskały fundusze inwestycyjne (zwłaszcza obligacyjne), ale na tym przypływie korzysta też giełda, co widać w statystykach i na wykresach. 

Trzecim powodem jest napływ nowych inwestorów indywidualnych, którzy przenoszą również na GPW swój kapitał. Ostatnie spadki z lutego i marca, wbrew powszechnemu mniemaniu, nie odstraszyły indywidualnych od giełdy, ale przyciągnęły nowych. Osoby przychodzące na giełdę w poszukiwaniu wysokich stóp zwrotu podążają często za tłumem i interesują się głównie spółkami o najwyższej zmienności, rosnącymi najszybciej. Na nudne inwestowanie długoterminowe przychodzi czas dopiero po pierwszych porażkach, kiedy ambicje nieco maleją, a ucinanie strat i zarabianie systematycznie zyskują na znaczeniu. Ta rzesza nowych inwestorów dołączyła do rajdu, który trwa do dnia dzisiejszego, pompując szybko rosnące notowania jeszcze bardziej.

Wymienione powyżej czynniki w mojej ocenie dobrze oddają przyczyny ostatnich wzrostów na małych spółkach oraz na rynku New Connect. Uważam, czego dałem wyraz w ostatnim tekście, że jesteśmy blisko przesilenia, kiedy przytrafi się w tym obszarze jakaś korekta, ale póki co sentyment do spółek małych pozostaje pozytywny.

Po drugiej stronie barykady mamy spółki duże, wchodzące w skład indeksu Wig20. Dlaczego one nie rosną?

Trzeba na początku zaznaczyć, nie do końca spółki te nie rosną. Mamy w ich składzie kilku liderów, jak chociażby CD Projekt czy Dino, a więc podmioty, które dynamicznie zyskują na wartości i przeczą tezie, że duże spółki nie rosną. I mowa tu nie tylko o podziale na spółki z udziałem Skarbu Państwa i będące całkowicie w rękach prywatnych, gdyż z jednej strony obserwujemy spadające CCC, a z drugiej KGHM, który od dołka zyskał już prawie 200%.

Pierwszym powodem takiego, a nie innego zachowania indeksu dużych spółek jest fakt, że są to zazwyczaj największe walory notowane, na warszawskiej giełdzie. Aby wynieść na historyczne maksima niewielką spółkę o niskiej płynności nie potrzeba dużego kapitału, ale aby ruszyć z posad PKN Orlen, potrzebne są już konkretne pieniądze. Dlatego o wycenach największych spółek decyduje głównie kapitał inwestorów instytucjonalnych, zarówno krajowy, jak i zagranicznych. 

Jak wspomniałem wcześniej, napływy do funduszy inwestycyjnych, mimo że się poprawiają, nie są jeszcze masowe. Dlatego też nie można powiedzieć, że kapitał płynie szerokim strumieniem do warszawskiej giełdy, a jest to warunek konieczny, żeby notowania Wig20 się dźwignęły.

Drugim powodem obecnej sytuacji jest duży udział banków w składzie Wig20. Już dotychczas banki funkcjonowały w umiarkowanie niekorzystnym środowisku przez rekordowo niskie stopy procentowe, a w ostatnich miesiącach otrzymały wielki cios w postaci obniżki stóp praktycznie do zera. Muszą więc one obniżyć oprocentowanie kredytów, ale nie są w stanie obciąć oprocentowania depozytów, gdyż, uwzględniając marżę banku, musiałoby być ono ujemne. A klienci nie zaakceptują sytuacji, w której płacą bankowi za możliwość trzymania tam oszczędności. Dlatego też marża odsetkowa banków, a przez to ich wynik finansowy, są zagrożone.

Innym czynnikiem uderzającym w wyceny banków jest niepewna sytuacja przedsiębiorstw, którym banki pożyczyły pieniądze. Warunki do prowadzenia działalności gospodarczej w obecnym kryzysie znacznie się pogorszyły, co z pewnością poskutkuje zwiększoną liczbą upadłości, a dla banków zaowocuje niemożliwością odzyskania pożyczonych pieniędzy. Konieczność zawiązania rezerw na ten cel znacząco ciąży branży wpływając na notowania.

Trzecim komponentem jest aktywność obecnej ekipy rządzącej w zakresie władztwa nad spółkami, w których Skarb Państwa posiada pakiet kontrolny. Od lat wiadomo, że politycy lubią obsadzać znajomych we władzach spółek, ale obecnie nikt nie ukrywa, że notowane na giełdzie spółki, które zaledwie z trudem można nazwać "państwowymi" wprost realizują politykę rządu, przedkładając ją nad ekonomiczne cele, które powinny przyświecać działalności przedsiębiorstw. Nieoptymalne decyzje powodują, że spółki te uzyskują słabe wyniki finansowe i ucinają dywidendy. W perspektywie jeszcze trzech lat rządów obecnej ekipy, rynek nie spodziewa się zmiany na lepsze w tym zakresie, co przekłada się na niskie wyceny tychże spółek na giełdzie.

Jak widać istnieje szereg powodów, dla których Wig20 nie rośnie podobnie do mniejszych indeksów. Skupienie spółek pod kontrolą rządzących, ściśniętych warunkami ekonomicznymi banków oraz walorów, które do wzrostów potrzebują zdecydowanie lepszego paliwa sprawia, że trendy wzrostowe w tym obszarze są raczej rzadkością. Co zatem robić?

Jak inwestować w takich warunkach?

Aby odpowiedzieć sobie na pytanie o sposób inwestowania w obecnych warunkach, przede wszystkim warto uświadomić sobie jakim typem inwestora jesteśmy. Można być długoterminowym inwestorem dywidendowym, którego nie interesują takie lokalne euforie. Można być również spekulantem, który każdego dnia podąża za najbardziej gorącymi spółkami. W tym ostatnim kontekście nie ma tu szczególnej zmiany na rynku, jednie poprawiły się warunki inwestycyjne, bo okazji jest zdecydowanie więcej. 

Dlatego zostawiam na boku patrzenie na rynek przez pryzmat klasycznych strategii, gdyż zakładam, że każdy, kto ma ustabilizowany system inwestycyjny wie dokładnie, co ma robić. Zamiast tego, zastanówmy się, czy obecne warunki rynkowe wyróżniają się czymś, co może nam sugerować podjęcie określonych działań.

Po pierwsze, gołym okiem można zauważyć euforię na rynku NC, zwłaszcza na spółkach, które mogą skorzystać na walce z pandemią i długoterminowych zmianach gospodarczych nią wywołanych. O ile część spółek z pewnością poprawi swoje wyniki, nie sposób jest przyjąć, że wszystkie te wzrosty mają swoje uzasadnienie. Łącząc to z emocjami, które ewidentnie są gorące, pokuszę się o stwierdzenie, że rynek ten jest przewartościowany. Jeżeli NCIndex składający się przecież z prawie 200 spółek rośnie trzykrotnie w ciągu kilku miesięcy, jest to wydarzenie niezwykłe i wykraczające poza to, co zdarza się zazwyczaj na giełdach. A więc bańka na NC jako pierwsza.

Sęk w tym, że nie bardzo jest na tym zjawisku jak zarobić. Jeżeli ktoś kupił akcje w przeszłości i obecnie notuje przyjemny zysk, może co najwyżej podciągnąć stop lossy i zwiększyć ostrożność, żeby w razie wystąpienia korekty (o ile nie zamierza w niej uczestniczyć) sprzedać papiery na czas. Nie ma natomiast instrumentów pozwalających na zajęcie krótkiej pozycji, gdyż rozdrobnienie tych papierów sprawia, iż trudno jest animatorowi odpowiednio zabezpieczać pozycje. Na pęknięciu tej bańki, o ile ona faktycznie występuje, trudno będzie zarobić.

Partnerem dzisiejszego tekstu jest promotor certyfikatów Turbo, będących instrumentami, które dają możliwość zarabiania zarówno na wzrostach, jak i na spadkach. Dzięki mechanizmowi bariery oraz możliwości samodzielnego dopasowania wielkości dźwigni finansowej, certyfikaty Turbo stanowią ciekawy instrument oferujący szerokie spektrum możliwości. Aby dowiedzieć się więcej, wystarczy zajrzeć na stronę dedykowaną tym certyfikatom.

Po drugie, obserwujemy bardzo niskie wyceny banków. Zbierający ich notowania indeks Wig-Banki znajduje się na najniższych poziomach od 2009 roku i w przeciwieństwie do wielu innych indeksów, nie zanotował odbicia po spadkach z lutego i marca. Pod tym względem jest to chyba jedyna branża w podobnej sytuacji na GPW, gdyż pozostałe mają zbyt krótką historię notowań lub (jak Wig-Energia) przyzwyczaiły nas do długoletniego trendu spadkowego. Czy to zatem okazja do kupna?

Tutaj oczywiście należy mieć na względzie długoterminowe perspektywy dla branży bankowej. Można być pewnym, że nie przestanie ona istnieć za 5 lub 10 lat i nadal będzie stanowiła istotną część gospodarki, ale główne pytanie dotyczy przyszłych zysków. Świat zachodni od dekady przyzwyczaja nas do systematycznych obniżek stóp procentowych. My również doświadczamy tego od kilku lat i sytuacja ta nie sprzyja tradycyjnemu biznesowi bankowemu, czyli generowaniu marży odsetkowej. 

Ponadto banki stoją przed wyzwaniami, jakie niesie świat nowych technologii. Popularyzacja kryptowalut oraz rozwiązań takich jak Revolut sprawia, że bankom coraz trudniej o wyłączność na przechowywanie pieniędzy klientów i obsługiwanie ich płatności. Wydaje się więc, że nie ma już powrotu na szeroką skalę do dużych przychodów za prowadzenie konta czy operacje płatnicze. Z pewnością przed zainwestowaniem w banki na zasadzie "bo są tanie" powinniśmy przeanalizować perspektywy branży, żeby nie okazała się ona, przynajmniej w rynkowym sensie, kopią energetyki sprzed dekady. 

Trzecią sprawą, która rzuca mi się w oczy są spadki notowań spółek przemysłowych. Obrazuję je wykresem spółki Sanok, ale nie znaczy to, że akurat jej akcje chcę kupić.

W każdym razie na GPW można wyłonić całą grupę spółek przemysłowych, których biznesy powiązane są z branżą automotive. Głównie chodzi o producentów różnego rodzaju podzespołów, mniej o spółki handlujące samochodami lub częściami. Od pewnego czasu walory tych spółek spadają, równocześnie z hamującą sprzedażą nowych aut na świecie. Swoje zrobiły coraz bardziej restrykcyjne przepisy i normy, którym producenci aut muszą sprostać, a ostatnim ciosem jest epidemia koronawirusa, która mocno uderzyła w sprzedaż nowych samochodów.

W warstwie analitycznej można powiedzieć, że sytuacja nie wygląda za ciekawie. Aktualne wyniki pogorszyły się w związku z epidemią, a perspektywy również nie są wolne od znaków zapytania. Rosnąca świadomość ekologiczna, carsharing i ograniczenia coraz częstsze w centrach miast sprawiają, że branża motoryzacyjna będzie musiała zmierzyć się z licznymi problemami. Z drugiej jednak strony problemy te są powszechnie znane, a notowania wielu spółek z tego sektora nie tylko nie tanieje już tak bardzo, ale nawet stabilizuje swoje kursy. Oczywiście może to być zasługą obserwowanego entuzjazmu na światowych rynkach, ale z drugiej strony proces ten rozpoczął się jeszcze przed marcem 2020. Być może więc rozpoczyna się tu jakieś uklepywanie dołka.

Co na drugą połowę roku?

Czy wymienione przeze mnie grupy spółek (drogie maluchy, tanie banki i nisko wyceniane spółki przemysłowe) dają okazję do zarobienia pieniędzy? Tego nie wiem, gdyż wiele zależy od strategii inwestora, dokonanej selekcji oraz odpowiedniego wyczucia chwili. Są to jednak ciekawostki, które przykuwają wzrok.

A w długoterminowo z pewnością obserwowali będziemy losy napompowanego rynku New Connect, który będzie dobrym sprawdzianem dla świeżych inwestorów. Być może ostatnie zyski zachęcą ich do dłuższego pozostania na parkiecie, a być może ewentualna korekta zniechęci i skłoni do przeniesienia środków gdzieś indziej.

Mimo dużego rozbicia na warszawskiej giełdzie, wydaje się, że największego od długiego czasu, można znaleźć miejsca na rynku, które wyglądają obiecująco. Osoby lubiące kupować przecenione spółki z pewnością mogą jeszcze zapolować na dołki, natomiast zwolennicy wzrostów również nie mają w ostatnich miesiącach powodów do narzekań. A na koniec warto mieć nadzieję, że obecna trudna sytuacja ekonomiczna może być początkiem czegoś nowego, co napędzi rynki na kolejne kilka lat.

1 komentarz:

  1. Ok, ale to co Pan wlasciwie poleca zrobic w tej sytuacji? Bo brak odpowiedzi na postawione w tytule pytanie. Czy nie uwaza Pan, ze w obecnej sytuacji najeiekszy sens ma kupowanie akcji spolek takich jak Visa czy Mastercard? Raz, ze dolar jest tani a dwa, ze platnosci karta sa coraz powszechniejsze

    OdpowiedzUsuń